Rozdział 10
Tak jest lepiej. Naprawdę.
Po kilku dniach uzmysławiam sobie, że to dobrze, że poznałem jego dziewczynę. Wręcz odczuwam ulgę. Niewiele jest gorszych rzeczy od tego, że podoba nam się ktoś, kto nie powinien. Poza tym nie byłem zadowolony z kierunku, w jakim zmierzały moje myśli.
Daehyun traktuje mnie jak przyjaciela. Cała szkoła go lubi - profesorowie, popularni uczniowie, ci przeciętni i nawet sprzątaczki - i dlaczego by nie? Jest inteligentny, zabawny i uprzejmy. I, tak, niedorzecznie atrakcyjny. Chociaż, mimo że jest taki lubiany, nie zadaje się z wieloma osobami. Tylko z nieliczną grupą. A ponieważ jego najlepszy przyjaciel spędza dużo czasu z Himchan'em, Daehyun najczęściej widuje się z, no cóż... ze mną.
Od czasu naszej wspólnej wyprawy siada obok mnie przy każdym posiłku. Dokucza mi, wypytuje o ulubione filmy i pomaga mi z angielskim. I staje w mojej obronie. Na przykład w zeszłym tygodniu na fizyce, kiedy Cl wyzywała mnie od skunksów i zatykała nos, gdy przechodziłem koło jej ławki, Daehyun kazał jej się odczepić i do końca lekcji rzucał w nią kulkami z papieru.
Ale potem, akurat gdy znowu zaczyna się to wiercenie w brzuchu, on znika. Siedzę po obiedzie przy oknie, przyglądając się, jak śmieciarze w jaskrawozielonych kombinezonach oczyszczają ulicę, i widzę, że Dae wychodzi z akademika i znika w wejściu do metro.
Jedzie do Taeyeon.
Gdy wraca późnym wieczorem, ja zazwyczaj uczę się i nie mamy okazji posiedzieć i sobie pogadać o pierdołach. No cóż, bywa.
Na myśl o nim i tej pindzie, jak to robią, zżera mnie okropna zazdrość, większa niż chciałbym przyznać.
Jongup i ja piszemy do siebie mejle, ale ich charakter nie wychodzi poza przyjacielskie ramy. Nie wiem, czy to znaczy, że nadal jest mną zainteresowany, czy już nie. Za to wiem, że wymiana mejli to nie to samo co całowanie, albo jeszcze coś innego.
Z resztą, nie chce mi się już o tym myśleć.
Zmieniając temat. Szczerze mówiąc, choć to lekki wstyd, jeszcze ani razu nie opuściłem akademiku sam.
Ale mam plan. Najpierw namówię kogoś, żeby poszedł ze mną do kina, co nie powinno być trudne, bo przecież każdy lubi filmy. A potem zanotuje wszystko, co ta osoba będzie mówiła i robiła, i wtedy już bez lęku sam wybiorę się do tego samego kina. A jedno kino jest lepsze niż nic.
- Himchan. Co robisz wieczorem?
Nie ma z nami Zelo i Banga. Ciekawe gdzie poszli? W sumie specjalnie jakoś mnie to nie ciekawi.
Himchan stuka długopisem w stół. Już od dwóch tygodni próbuje napisać podanie na jakąś uczelnię.
- Nic nie rozumiesz - wyjaśnia, gdy pytam, czemu jeszcze go nie skończył . - Ta uczelnia odrzuca osiemdziesiąt procent składanych podań.
Ale mimo to wątpię, żeby miał problem z dostaniem się. Z tego co wiem, to w tym roku zalicza same piątki ze wszystkich przedmiotów. Ja moje podanie już złożyłem. Trochę potrwa, zanim otrzymam odpowiedź, ale się nie zamartwiam. Moja uczelnia nie należy do najlepszych.
Tak czy inaczej staram się przyjaźnić z Himchan'em, choć to skomplikowane. Zeszłego wieczoru, kiedy głaskałem jego królika, shishimato, aż dwa razy mi przypominał, żebym nikomu nic nie mówił (trzymanie zwierząt w akademiku jest zabronione). Jakbym był jakąś paplą. Zresztą obecność shishimato to żadna tajemnica. Odór jego odchodów czuć nawet na korytarzu.
- Raczej nic - odpowiada Himchan na moje pytanie, które zadałem wcześniej.
Biorę głęboki oddech, żeby uspokoić nerwy. To śmieszne, jak trudno jest o coś poprosić, gdy człowiekowi na tym bardzo zależy.
- Masz ochotę na kino? Mają grać "It Happened One Night". - pytam w końcu.
- hymm... no, nie wiem. Nie bardzo przepadam za starymi filmami. Aktorzy tak dziwnie grają. Chodzą w śmiesznych kapeluszach i mówią takie rzeczy, jak "hej tam, brachu".
- Och, przesadzasz. - Daehyun spogląda na nas znad grubej książki. Siedzi z mojej drugiej strony. - Przecież w tym cały urok. W tych kapeluszach i śmiesznym sposobie mówienia.
- To czemu sam z nim nie pójdziesz? - burzy się Himchan.
- Bo umówił się z Taeyeon - odpowiadam.
- A skąd wiesz? - dziwni się Daehyun.
- Błagam nooo - zwracam się do Himchana. - Bardzo, bardzo spodoba ci się ten film, przysięgam.
Już chyba zamierzał odmówić, ale nauczyciel wszedł do klasy.
Ze dziwieniem stwierdzam, że to nie nauczyciel tylko Kris. Drapie się po łysej głowie i uśmiecha się do nas.
- Skąd wiesz, co dzisiaj robię? - znów pyta natarczywie Daehyun.
Ignoruję go.
- Błaaaagam - naciskam na Himchana.
Uśmiecha się kwaśno.
- No dobra. Ale następny film wybieram ja.
Huraaa!
Kris odchrząkuje, a Himchan i Daehyun podnoszą na niego wzrok. I to właśnie lubię u moich nowych znajomych. Że szanują starszych. Bo ja, kiedy uczniowie pyskują profesorom albo ich ignorują, dostaję szału. To dlatego, że moja mama jest nauczycielką i bardzo bym nie chciał, żeby ktoś był dla niej nieuprzejmy.
- No już, ludzie, cisza. Lee Chae-rin, wystarczy. - Na swój spokojny, lecz stanowczy sposób Kris ucisza ją. A ona zarzuca włosy i wzdycha, zerkając przy okazji na Daehyuna.
On ją jednak ignoruje. Ha.
- Jestem tu w zastępstwie za waszego profesora i mam dla was niespodziankę. - zapowiada Kris. - Ponieważ zbliża się zmiana pory roku i zostało nam niewiele ciepłych dni, załatwiłem wam cały tydzień zajęć na zewnątrz.
Będziemy zaliczać zajęcia na dworze. Kocham Londyn!
- Zorganizujemy podchody. - Kris podnosi stosik kartek. - Na liście jest dwieście pozycji. Znajdziecie je w okolicy, ale będziecie musieli prosić o pomoc mieszkańców.
O cholera, tylko nie to.
- Podzielcie się na dwie drużyny i będziecie robili zdjęcia przedmiotów z listy.
Uff! Ktoś inny będzie gadał z miejscowymi.
- Zwycięży ta drużyna, która odnajdzie najwięcej przedmiotów, ale żeby zaliczyć zajęcia, wszyscy musicie mieć zdjęcia albo w aparatach, albo w telefonach.
Nieee!
- Na zwycięzców czeka nagroda. - Kris znowu się uśmiecha. Wszyscy w klasie uważnie na niego patrzą. - Drużyna, która do czwartku znajdzie więcej przedmiotów... będzie zwolniona z piątkowych zajęć.
No to może warto się wysilić. Klasa eksploduje gwizdami i oklaskami. Kris wyznacza kapitanów spośród tych, którzy najgłośniej o to błagają. Wybrani zostają Jackson - chłopak z fryzurą na surfera - i najlepsza psiapsiółka Cl, Sandara. Ja i Himchan w przypływie poczucia bliskości w biedzie wydajemy głośne jęknięcie. Jackson wyrzuca w górę pięści. Co za matoł.
Rozpoczyna się wybieranie członków drużyn i jako pierwsza wywołana jest Cl. Naturalne. Potem najlepszy przyjaciel Jacksona. A jakże.
Himchan trąca mnie łokciem.
- Założymy się o pięć funtów, że mnie wybiorą na końcu?
- Załóżmy się, bo to ja będę ostatni.
Cl odwraca się w moją stronę i szepcze:
- Możesz się bezpiecznie zakładać, chłopcze skunksie. Kto by cię chciał w swojej drużynie?
Głupia suka, niech martwi się o siebie, a nie wtrąca się w sprawy innych.
- Daehyun! - Krzyknął Jackson. Wiadomo było, że jego wybiorą na początku. Cała klasa patrzy się na niego, ale on gapi się na Cl.
- Ja - mówi. - Ja chcę mieć w drużynie Youngjae, a ty możesz o tym tylko pomarzyć - zwraca się do niej.
Cl się czerwieni i szybko odwraca, lecz wcześniej posyła mi nienawistne spojrzenie. Co ja do cholery tej dziewczynie zrobiłem?!
Padają kolejne imiona. Kolejne, tylko nie moje. Daehyun chce, żebym spojrzał w jego stronę, ale udaję, że tego nie widzę. Nie mogę teraz na niego potrzeć. Czuję się za bardzo upokorzony. Wkrótce z wszystkich osób zostajemy tylko ja, Himchan i chudy koleś, którego nie wiadomo czemu nazywają Cheeseburger. Chłopak zawsze ma na twarzy wyraz zdumienia, jakby ktoś go właśnie wołał, a on nie wie, skąd dochodzi głos.
- Himchan - mówi Sandara bez cienia zawahania.
Robi mi się słabo. Teraz to już pojedynek tylko między mną i kimś o ksywce Cheeseburger.
wbijam oczy w pulpit ławki.
Cl szepcze coś do ucha Jacksona. Czuję, że się ze mnie naśmiewa i moje policzki pokrywają się ceglastą czerwienią.
Jackson odchrząkuje.
- Cheeseburger.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro