Epilogue
- Tato, pośpiesz się! Zaraz musimy wyjść z domu! - krzyczał zniecierpliwiony nastolatek nerwowo stukając nogami o drewnianą podłogę.
- Joongi, uspokój się mamy jeszcze... - przerwał żeby zerknąć na zegarek. - Cholera, nie mamy czasu! Jungkook, przyspiesz ruchy! - krzyknął w stronę łazienki zakładając czarne dżinsy.
Szatyn wyszedł z łazienki z białym ręcznikiem przewiązanym dookoła bioder.
- O co tyle krzyku, przecież jest dopiero, ożesz w mordę, jak późno! Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś? - zapytał z pretensją w głosie wciągając bieliznę.
- Bo Joongi nas nie obudził! Synu, to twoja wina! Napisz do niej, że będziemy trochę później!
- Ale tato, nie możemy być później! Miała wyjść z domu razem z ciocią! Napisz do niej żeby przywiozła ją do nas!
- W porządku! - zaczął przeszukiwać biurko i wszystkie szuflady w poszukiwaniu swojego telefonu. Gdy wyłowił go spod sterty papierów, wybrał numer to swojej serdecznej przyjaciółki. - Cześć Yoona. Tak, tak, wszystko w porządku. Mogłabyś przywieźć ją do nas po drodze na dworzec? Trochę się nie wyrobiliśmy z czasem i sama rozumiesz... Okej, dzięki. Do zobaczenia za tydzień. Pozdrów od nas Taeyeon. Tak, też cię kocham. Jedź ostrożnie, papa.
Mężczyzna schował urządzenie do kieszeni spodni i założył na siebie idealnie wyprasowaną, białą koszulę. Podszedł do lustra w łazience i poprawił włosy delikatnie je roztrzepując.
- Yoongi, gotowy jesteś? - krzyknął szatyn z salonu.
- Tak, już idę!
Zamknął walizkę leżącą na łóżku i przeszedł do przedpokoju by założyć buty.
- Dzień dobry panie Min! - zaskoczył go przyjemny, dziewczęcy głos.
- Oh, witaj. Mówiłem ci coś na temat tego całego pan, prawda? Jesteś częścią rodziny.
- To z przyzwyczajenia, przepraszam.
- Nic się nie stało. Dobra, proszę wycieczki! Zabieramy rzeczy i do samochodu marsz! - zarządził najstarszy z zebranych i narzucił na ramiona czarny, wełniany płaszcz.
Wszyscy zabrali swoje bagaże i opuścili dom pakując rzeczy do bagażnika. Blondyn zajął miejsce za kierownicą, szatyn usiadł obok niego na miejscu pasażera, a młodzież wraz z białą kotką skutecznie zlikwidowała wolną przestrzeń na tyle czarnego Nissana.
- To kto zabrał płytę Big Bang? - zapytał Yoongi ruszając z podjazdu i zamykając pilotem bramę.
- Eeee... Obawiam się że została w moim pokoju... - mruknął niepewnie brunet spoglądając na ojca w lusterku.
- Joongi, cholera, gdzie ty masz głowę? Wracaj się po nią, ale już. Wiesz, że nigdzie nie jeździmy bez Bangów, a jesteśmy już spóźnieni o pół godziny!
Chłopak zrobił smutną minę i wyszedł z pojazdu trzaskając drzwiami.
- A więc, to już oficjalne, tak? - zapytał Jungkook odwracając się w stronę rudowłosej dziewczyny siedzącej na tylnym siedzeniu.
- Nie mam bladego pojęcia, o czym mówisz. - spuściła wzrok na swoje dłonie splecione na kolanach.
- Oj, przestań. Przecież widzę jak patrzysz na Joongiego i jak on patrzy na ciebie... Między wami coś jest.
- Owszem jest. Przyjaźń. Tylko przyjaźń. - odburknęła mniej przyjemnym tonem i posłała mężczyźnie twarde spojrzenie.
- Słyszałem przyjaźń, rozmawiacie o nas? - zapytał chłopak wsiadając z powrotem do auta i podając blondynowi płytę.
- Nie, przesłyszałeś się... - Jungkook włożył dysk do odtwarzacza i zaczął kiwać głową w rytm muzyki.
Yoongi ruszył wąską uliczką w kierunku wyjazdu z osiedla i włączył się do ruchu drogowego, który o godzinie 4:33 był jeszcze znośny. Śpiewali najpopularniejsze utwory ich ulubionego zespołu dzieląc się na role i trzymając się partii swoich ulubionych członków. Uwielbiali tą rodzinną atmosferę, która wprost wypełniała samochód za każdym razem gdy wsiadał do niego syn Yoongiego wraz ze swoją rudowłosą przyjaciółką.
- Skar... Znaczy się, Joonnie, w sensie... Joongi, mógłbyś podać mi wody?
Chłopak pokiwał głową i wykonał polecenie, a potem splótł palce z palcami dziewczyny i spojrzał na nią ukradkiem uśmiechając się delikatnie. Ruda oparła mu głowę na ramieniu i przymknęła oczy chcąc odespać zarwaną noc. Po jakimś czasie jej oddech unormował się, a klatka piersiowa zaczęła unosić się i opadać w powolnym, spokojnym rytmie. Blondyn przyglądał im się we wstecznym lusterku i uśmiechnął się delikatnie podłapując spojrzenie syna, którego policzki spłonęły czerwonym rumieńcem. W końcu i najmłodszego Mina zmorzył sen, a dorośli nareszcie mieli czas porozmawiać.
- Okłamał mnie. - powiedział blondyn wpatrując się twardo w czarny asfalt, który ciągnął się przed przednią szybą.
- Jak to okłamał?
- Normalnie. Kiedy miałeś tą mega ważną rozprawę pana mega ważnego polityka ja miałem dzień wolny i postanowiłem porozmawiać z nim jak facet z facetem. Jest już w takim wieku, że powinien wiedzieć pewne rzeczy, które i tak wiedział, ale mniejsza o to. Zapytałem go przy okazji o to czy ma kogoś na oku i jak ma się jego kontakt z Hani po tym jak poszli do różnych szkół. Powiedział, że ma się nijak i praktycznie go nie ma. Okłamał mnie. Teraz trzyma ją za rękę i przez przypadek Hani prawie powiedziała do niego skarbie. - odpowiedział wyraźnie niezadowolony z zachowania syna, na co Jungkook zmarszczył brwi i spojrzał na niego dziwnie.
- Dziwisz się?
- Tak?
- Bo?
- Boże, Kook, nie prowokuj mnie... Bo myślałem, że mówi mi o wszystkim i mamy dobry kontakt. Po tym co wydarzyło się pół roku temu, wolę mieć pełną kontrolę również nad tym z kim się spotyka. Nie chce żeby znowu trafił do szpitala przez jakieś głupie zakochanie. Możesz tego nie rozumieć tak dobrze, bo nie masz własnych dzie... - Min ugryzł się w język wiedząc jak drażliwy jest to temat dla młodszego.
- No właśnie. Gówno wiem, bo nie mam swoich dzieci. - oburknął szatyn i odwrócił głowę w stronę szyby, za którą przesuwały się zielone pola.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli.
- Ale właśnie to powiedziałeś.
Samochód wypełniła nieprzyjemna cisza przerywana jedynie krótkimi miauknięciami białej kotki, która siedziała w klatce na tylnym siedzeniu.
~*~
Chłopak chwycił wyciągniętą w jego stronę dłoń i usiadł na metalowej barierce majtając nogami i patrząc się w dół na kolorowe morze jadących pod nimi samochodów. Ciepły, letni wiaterek delikatnie owiewał jego lekko opaloną twarz i rozwiewał na wszystkie strony włosy zafarbowane na głęboki odcień fioletu. Przymknął oczy i ostrożnie rozłożył ręce łapiąc równowagę. Wciągnął do płuc zapach miasta pomieszany z delikatnie chłodną i jednocześnie słoneczną nutą lata i uśmiechnął się błogo. Poczuł jak czyjeś długie ramiona oplatają go w ciasno w talii i poczuł ciężar czyjejś głowy na swoim ramieniu.
- Chciałbyś naprawdę latać, mój chłopczyku? - zachrypnięty, jednak dalej słodki głos rozległ się tuż przy jego uchu przyprawiając go o dreszcz i sprawiając, że z pomiędzy delikatnie rozchylonych warg uleciało ciche westchnienie wypełnione przyjemnością. Kiwnął delikatnie głową, ponieważ głos nagle ugrzązł mu gdzieś głęboko w gardle i nie planował wydostawać się na zewnątrz. - W takim razie chodź ze mną, a zabiorę cię ponad chmury... - po tych słowach poczuł krótki pocałunek w najwrażliwszym miejscu swojej szyi, a przybysz puścił go i oparł się dłońmi o barierkę.
Obaj odwrócili głowy w swoją stronę, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, młodszy miał wrażenie, że każdy włosek na jego ciele staje dęba. Wyższy powoli zbliżył się do niego i cały czas utrzymując kontakt wzrokowy przejechał językiem po swoich pełnych wargach. Przesunął kciukiem po policzku fioletowowłosego i delikatnie złączył ich wargi. Min otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, jednak po sekundzie poddał się całkowicie Kimowi i oddał pocałunek z taką samą delikatnością z jaką został nim obdarowany.
- Chodźmy stąd, Joongi. Zaprowadzę cię dziś do nieba... - szepnął starszy kończąc pocałunek i zbliżając się do ciała mniejszego. Dłonie miał oparte na jego biodrach i patrzył mu głęboko w oczy z małym uśmieszkiem błąkającym się gdzieś w kącikach ust.
- Ale powinienem już wracać hyung... Ojciec siedzi dziś sam, pewnie będzie się martwił...
- Bez przesady. Jesteś już dużym chłopcem, na pewno wie, że nic ci się nie stanie, bo jesteś ze mną, tak?
- Masz rację.
- A czyim jesteś chłopcem?
- Twoim, hyung.
- Grzeczny króliczek... - mruknął brunet i skradł kolejny, krótki pocałunek z delikatnych warg mniejszego. - A teraz stąd złaź, jeszcze spadniesz i wtedy dopiero będzie draka.
W rzeczy samej, tej nocy Joongi odwiedził niebo i to dosłownie, ponieważ właśnie stał pod ogromnym, błękitnym neonem z tymże słowem. Odwrócił głowę do swojego towarzysza i zmarszczył brwi nie tego spodziewając się po Kimie.
- Naprawdę, hyung?
- A o jakim niebie myślałeś? - odpowiedział pytaniem na pytanie starszy również obdarzając spojrzeniem Joongiego i uśmiechnął się delikatnie widząc jak tamten spłonął rumieńcem i spuścił wzrok na czubki swoich trampek. - Mój mały napalony króliczku, mówiłem ci, że jeszcze musisz poczekać.
- Ale kiedy ja nie chcę czekać... - jęknął w desperacji mniejszy i znowu wywołując śmiech Kima.
- Im dłużej czekasz, tym lepiej ci będzie skarbie, a teraz wchodźmy do środka, bo zaczynasz marznąć...
Jak powiedział tak zrobili. Min spodziewał się ogłuszającej muzyki, zapachu alkoholu, potu wielu ciał i dymy papierosowego, jednak w środka panowała idealna cisza przerywana jedynie cichym stukaniem obcasów kelnerek, a powietrze wypełnione było słodkim zapachem jakiegoś orientalnego kadzidełka. Im dalej w lokal brnęli tym ciemniej się robiło. Gdy dotarli do głównej sali praktycznie oślepił ich błękitny blask parkietu, na którym tańczył spory tłum ludzi, jednak dalej nie słyszeli żadnej muzyki. Brunet uśmiechnął się delikatnie i pociągnął młodszego w stronę ciemności okalającej ten dziwny parkiet. Usiedli przy jednym ze stolików, jednak nie widzieli siebie nawzajem, a fioletowowłosy zaczął odczuwać dziwny niepokój w sercu. Coś mu się w tym wszystkim nie podobało, a jednocześnie odczuwał iskierkę tajemniczej ekscytacji, która towarzyszyła mu zawsze, gdy przebywał ze starszym. Usłyszał znajomy stukot obcasów i dostrzegł kilka świecących w ciemności punkcików, które zbliżały się w ich stronę. Mógł zgadywać, że ową tajemniczą postacią była kobieta, ponieważ mniej więcej na wysokości piersi na fioletowo fosforyzował koronkowy stanik. Wpatrywała się w niego parą świecących, zielonych jak świeża trawa oczu i uśmiechnęła się odsłaniając rząd idealnie prostych i białych jak śnieg zębów. Następnym elementem który zauważył Joongi było dziesięć różowych punkcików w kształcie migdałków, które zapewne były paznokciami. Kobieta nachyliła się w stronę bruneta, który cały czas trzymał jego dłoń. Po chwili uśmiechnęła się ponownie i kiwnęła głową by za sekundę oddalić się w stronę, z której przyszła.
- Co to za miejsce, hyung? Czy tu na pewno jest bezpiecznie? - zapytał mniejszy i spojrzał ponownie w stronę parkietu. Starszy zaśmiał się krótko i odpowiedział:
- Oczywiście, że jest tu bezpiecznie. Zaufaj mi króliczku.
Kelnerka pojawiła się przy ich stoliku wręczając coś Kimowi i stawiając na stole dwa szklane naczynia, sądząc po odgłosie jaki wydały. Gdy ponownie zostali sami, młodszy otrzymał małą tabletkę, którą brunet polecił wrzucić do naczynia. Gdy to zrobili, na stole rozbłysły dwa kolory. Wściekła czerwień w szklance Joongiego oraz błękit, dokładnie taki sam jak na parkiecie, w szklance jego hyunga. Kolorowe substancje rozpływały się powoli w naczyniach mieszając się z ich dotychczasową zawartością i układając w przeróżne dziwne kształty. Nareszcie mogli dostrzec swoje twarze, lekko zdeformowane przez niewielką ilość światła, która padała z ich napojów. Kiedy już szklanki były wypełnione jednolitym kolorem, starszy uniósł swoją do góry i powiedział:
- Za tą noc.
Fioletowowłosy kiwnął tylko głową i również uniósł naczynie do góry niepewnie mocząc w nim usta. Na początku nie czuł żadnego smaku, jakby pił wodę, dopiero po drugim, nieco większym łyku, jego kubki smakowe zostały wręcz zaatakowane przez eksplozję słodkiego, kwaśnego i nieco gorzkiego smaku. Uniósł brwi zaskoczony tym jak smaczny jest napój i spojrzał na Kima, który opróżnił swoją szklankę już prawie do połowy i uśmiechał się do niego jednym kącikiem ust.
Rozmawiali na wszystkie możliwe tematy sącząc przy tym drinki, a w miarę jak napoju ubywało ze szklanki, młodszy czuł jak opuszcza go wszelki stres, a mięśnie rozluźniają się. W pewnym momencie dostał od większego parę bez przewodowych słuchawek, które wetknął do uszu, po czym wyszli z boksu, w którym siedzieli i trzymając się za ręce weszli na parkiet znajdując sobie dogodne miejsce. Brunet wyciągnął z kieszeni spodni drugą parę słuchawek i na telefonie włączył odpowiednią playlistę. Dopiero wtedy chłopak zrozumiał ideę tego miejsca. Każdy czuł się tu jak u siebie, dzięki możliwości wybrania własnej muzyki, a nie był zmuszany do słuchania tego co wybierze DJ. Mężczyźni zbliżyli się do siebie, a Kim oparł swobodnie dłonie na biodrach młodszego, który zarzucił mu ręce na kark. Chłopak ruszał się w rytm muzyki wpatrując się w oczy swojego towarzysza, które stopniowo zaczęły zmieniać kolor na fosforyzujący błękit tak jak u kelnerki, która ich obsługiwała. Czuł jak jego ciało robi się coraz lżejsze, a myśli zanikają zastąpione przez muzykę. Wszystko dookoła zwolniło, a on był w stanie dostrzec tylko dwa niebieskie punkciki przed sobą. Miał wrażenie, że unosi się coraz wyżej, jakby latał , a z jego ust nie schodził uśmiech. Gdy piosenka zmieniła się na wolniejszy, mocny bit, fioletowowłosy został przyciągnięty jeszcze bliżej siebie, a dłonie Kima zsunęły się na jego pośladki. Pomimo ciemności widział ten delikatny uśmieszek, który błąkał się na ustach starszego przez cały wieczór. Chłopak schylił głowę i zaczął delikatnie całować jego szyję zostawiając na niej drobne, mokre ślady. Joongi przygryzł dolną wargę i wyszeptał w przestrzeń czując ogarniającą go przyjemność:
- Yugyeom... Błagam, przestań...
Jego głos brzmiał słabo i drżąco, a przez substancję, która zaczęła krążyć po jego krwiobiegu, nie miał siły nawet odepchnąć do siebie większego, który ani myślał przestawać. Brunet tak naprawdę nie robił nic nadzwyczajnego, jednak do Mina każdy bodziec docierał ze zdwojoną mocą i wywoływał dwa razy więcej odczuć i emocji, jakby uwrażliwiając wszystkie zakończenia nerwowe w jego ciele. Jego serce przyspieszyło swego bicia gdy brunet podniósł na niego wzrok, a wszystko dookoła rozbłysło tysiącem fosforyzujących barw. Wyraźnie widział kolorową bieliznę kelnerek, które krążyły między stolikami zbierając i przynosząc kolejne zamówienia, dostrzegł różowe groszki na spódnicy tańczącej obok dziewczyny, w oczy rzuciła mu się zielona koszulka nowo przybyłego gościa. Tylko stojący przed nim Yugyeom dalej pozostawał ciemną postacią.
- Co się stało, Joonnie? - zapytał w końcu starszy widząc nietęgą minę chłopaka.
- Nie, nic, po prostu... Nie, wszystko jest okej. Pocałuj mnie znowu.
Jego oczy świeciły się bardziej niż zazwyczaj, a źrenice były nienaturalnie duże. Kim bez wahania spełnił jego prośbę i już po chwili stali zatraceni w sobie obdarowywując się najlepszym pocałunkiem w swoim życiu. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie to, że fioletowowłosy poczuł nagłe uderzenie gorąca, a jego serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Oderwał się od ust starszego i oparł głowę o jego pierś gubiąc rytm oddechu. Zaraz potem wzdrygnął się przez lodowaty dreszcz, który przeszył go na wskroś i zmroził do szpiku kości. Mocniej zacisnął dłonie na barkach większego i zamknął oczy czując jak jego żołądek ściska bolesny skurcz.
- Hyung, zabierz mnie do domu. Coś jest nie tak. - szepnął wyciągając z uszu słuchawki i oddając je większemu. Brunet nie wiedział co ma do końca zrobić, ale widząc jak chłopak coraz bardziej słabnie, wziął go na ręce jak pannę młodą i zaczął kierować się do wyjścia co i rusz szepcząc, że będzie dobrze. Gdy wyszli na nocne powietrze, starszy poczuł jakby z jego organizmu nagle wyparowała cała substancja, którą przyjął. Wyszedł z uliczki i zaczął kierować się w stronę najbliższego postoju taksówek. Poprosił jedynego wolnego kierowcę aby zawiózł ich do pierwszego lepszego szpitala. W trakcie drogi młodszy stracił przytomność i obudził się kilka razy, jednak gdy ostatecznie dojechali na miejsce, Yugyeom miał wrażenie jakby niósł na rękach kłodę.
- Lekarza, potrzebuję lekarza, szybko, mam tu nieprzytomnego chłopaka! Błagam, niech ktoś mi pomoże! - krzyknął chłopak wpadając na izbę przyjęć.
Podeszła do niego młodziutka lekarka o przyjaznym wyrazie twarzy i zaniepokojona spojrzała na fioletowowłosego.
- Co się stało? - zapytała rzeczowo kiwając na kogoś ręką, by po chwili ułożyć bezwładne ciało chłopaka na łóżku.
- Byliśmy na imprezie, tańczyliśmy, wszystko było w porządku. Nagle się źle poczuł i poprosił mnie żebym zabrał go do domu. W taksówce stracił przytomność, więc przyjechaliśmy tutaj. - odpowiedział szybko patrząc z zaniepokojeniem na Joongiego.
- Kim dla niego jesteś?
- Jestem jego chłopakiem.
- Masz numer do rodziców?
- Tak, mam.
- W takim razie dzwoń. A i jeszcze jedno pytanie. Braliście coś? - brunet odwrócił głowę w przeciwną stronę i mruknął pod nosem ciche "tak". - W takim razie co?
- Ecstasy.
- Cholera jasna... Bierzemy go na płukanie żołądka, robimy morfologię i resztę podstawowych badań. Czy on jest pełnoletni? - chłopak pokręcił głową. - A ty?
- Tak.
- Dobrze, dzwoń do jego rodziców, nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz do Ciebie wrócę i nawet nie myśl o tym żeby wiać.
- Pani doktor, czy on z tego wyjdzie? - zapytał na sekundę przed tym jak po jego policzku stoczyła się pierwsza łza.
- Nie wiem.
Drzwi oddziału zatrzasnęły się za nią, a Yugyeom został sam na korytarzu z czarną bluzą mniejszego przewieszoną przez ramię. Pociągnął żałośnie nosem i rękawem skórzanej kurtki otarł łzy, które płynęły mu po policzkach. Z grymasem na twarzy sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej telefon. Wybrał odpowiedni numer i odetchnął głęboko czekając aż ktoś podniesie słuchawkę.
- Halo? - usłyszał zaspany głos, który na pewno nie należał do ojca jego chłopaka.
- Yoongi?
- Nie, Jungkook. O co chodzi?
- Mogę prosić go do słuchawki?
- Kim jesteś? - zapytał podejrzliwie głos, który dopiero później Kim skojarzył z wysokim szatynem, który co jakiś czas migał mu w przejściu między pokojami kiedy siedział w mieszkaniu Minów.
- Tutaj Yugyeom. Chłopak Joongiego.
- Ah, no tak, Yugyeom. Już go proszę. - w słuchawce zapanowała cisza, a brunet usiadł na jednym z plastikowych krzesełek w poczekalni. - Halo?
- Dobry wieczór Yoongi. Przepraszam, że cię niepokoję, ale... - zdobił przerwę żeby nabrać powietrza i odwagi. - Joongi jest w szpitalu. - wyrzucił z prędkością karabinu maszynowego.
- Co? Jak to? Co mu jest?
- Wzięli go na płukanie żołądka, na razie nic więcej nie wiem.
- W którym szpitalu jesteście? - głos blondyna drżał jakby powstrzymywał się od płaczu.
- Napisze wiadomość.
- Czy to przez ciebie tam jest?
Brunet nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie, więc tylko zacisnął powieki i rzucił krótkie pożegnanie. Wystukał krótką wiadomość do starszego Mina i ponownie wstał z miejsca tuląc do piersi kawałek czarnego materiału. Po jego policzkach bezgłośnie toczyły się nieprzerwane potoki łez i cały czas modlił się o to by młodszy wyszedł z tego w jednym kawałku. Wiedział jakie efekty uboczne mają ecstasy, jednak mimo wszystko podał je młodszemu i to w dawce dla doświadczonego narkomana.
- Kim pierdolony Yugyeom. - usłyszał za plecami podniesiony głos a zaraz po nim trzaśnięcie wejściowych drzwi.
Wściekły blondyn szedł przez korytarz patrząc złowrogo znad szkieł okrągłych okularów, a poły jego płaszcza rozwiewały się dramatycznie na boki tworząc klimat prosto z dramy. Gdy już znalazł się wystarczająco blisko, chwycił chłopaka za materiał czarnego golfu i przycisnął do ściany.
- Coś ty mu zrobił, gówniarzu? Gadaj, dopóki jestem miły... - wysyczał mniejszy patrząc w wystraszone i opuchnięte oczy młodszego.
- Ja... Poszliśmy na imprezę i wzięliśmy ecstasy. Przez jakiś czas było w porządku, a potem Joongi się źle poczuł. W taksówce stracił przytomność, więc przyjechaliśmy tutaj. Jest mi tak strasznie głu...
Chłopak nie dokończył, ponieważ przerwała mu pieść Mina, który uderzył go prosto w wargę. Poczuł metaliczny posmak krwi w ustach, jednak zignorował to i spuścił wzrok jeszcze bardziej.
- Co ci strzeliło do głowy? Przecież to może go zabić! - krzyczał mężczyzna odsuwając się od swojej ofiary i zaczął krążyć po małej przestrzeni poczekalni.
- Ja nie chciałem żeby to tak wyszło...
- Gówno mnie obchodzi co chciałeś, a co nie. Co ci w ogóle strzeliło do głowy z braniem czegokolwiek? Od samego początku wiedziałem, że Joongi będzie przez ciebie cierpiał, ale nie wiedziałem, że aż tak dosłownie... Nie podoba mi się to co robisz z moim synem, Yugyeom. Zrobił się opryskliwy i kompletnie ignoruje moje zdanie. Nie wiem co mu nawtykałeś do głowy, ale lepiej żebyś szybko o nim zapomniał, bo po dzisiejszej nocy wasza znajomość dobiega końca.
Blondyn patrzył twardo w oczy wyższego i zacisnął usta widząc jak jego oczy zachodzą łzami, które toczą się powoli po policzkach tworząc nowe ścieżki obok tych poprzednich.
- A - ale jak to? Jakiego końca, o czym ty mówisz? - Kim pociągał nosem i miał wrażenie, że cały jego świat właśnie legł w gruzach.
- Powiem to raz, a wyraźnie. W momencie, w którym wyjdziesz z tego budynku, masz zapomnieć o moim synu. Zakończyć tą znajomość i iść przed siebie. Bez niego.
- Ale ja... Ja... - chłopak nie mógł spokojnie dokończyć zdania ponieważ gardło ściskał mu szloch, który usilnie powstrzymywał. - Ja go kocham.
- Gdybyś go kochał, nie rozmawialibyśmy tutaj teraz, Yugyeom. I przestań się mazać, to do ciebie nie pasuje.
- Czy będę mógł go chociaż jeszcze raz zobaczyć? - zapytał z nadzieją w głosie i patrząc na czubki swoich butów.
- Nie.
- To po co ja tu jeszcze jestem?
- Też się zastanawiam... - mruknął blondyn chowając ręce do kieszeni płaszcza i podszedł do młodszego mężczyzny. - Oddaj mi jego telefon.
Kim bez słowa wyciągnął przed siebie urządzenie i ściskając w dłoniach czarną bluzę mniejszego wyszedł głównymi drzwiami. Usiadł na małej ławeczce przy wejściu i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki paczkę papierosów. Odpalił jednego używając zapałek i zaciągnął się dymem odblokowywując telefon. Przeglądał w galerii zdjęcia, które robił sobie z młodszym w trakcie randek poza domem aż dotarł do jego ulubionej sesji, którą zrobił Joongiemu w jakiś wolny weekend, który spędzali sami w domu Minów. Chłopak wyglądał wtedy naprawdę pięknie siedząc na plastikowym fotelu na balkonie i wypuszczając z ust białą chmurę papierosowego dymu. Promienie wiosennego słońca mieniły się w jego pofarbowanych na srebrno włosach, a maleńki tatuaż w kształcie gwiazdki odcinał się smolistą czernią na jasnej skórze młodszego.
- Ładne zdjęcie. Ty je robiłeś?
Kim podskoczył słysząc nagle pytanie.
- Em, tak.
- Przystojny z niego dzieciak. Ile jest od ciebie młodszy?
- Pani doktor, nie zadaje pani zbyt osobistych pytań? - odpowiedział pytaniem na pytanie patrząc w twarz tej samej lekarki, która odebrała od niego nieprzytomnego chłopaka.
- Nie sądzę. Powinnam zgłosić cię na policję, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Owszem.
- Oh, jaka pewność siebie... Już cię lubię. Dlaczego nie siedzisz w środku z tatusiem?
Chłopak westchnął ciężko i rzucił wypalonego peta na ziemie depcząc żarzącą się końcówkę czubkiem buta.
- Kazał mi się usunąć z jego życia. Bo rzekomo, mam na Joongiego zły wpływ...
- Naprawdę? - kobieta wydawała się być naprawdę zdziwiona. - Nie wygląda na aż tak sztywnego...
- Cóż, nigdy taki nie był. Pani doktor, czy mógłbym go zobaczyć ten ostani raz?
- Nie powinnam, ale dobrze. Zaprowadzę cię drugim wejściem. Jego ojciec jeszcze nie wie, że wszystko z nim w porządku, więc wykorzystasz tę szanse. Widać, że ci zależy, więc zrobię wyjątek.
Brunet uśmiechnął się szeroko a w jego oczach ponownie zgromadziły się łzy. Nigdy nie był płaczliwy, jednak tej nocy wszytko było na odwrót. Zrzucił swoją nagłą wrażliwość na substancję, która dalej krążyła w jego krwiobiegu, jednak zbytnio się tym nie przejmował.
Wszedł do niewielkiej białej sali i uśmiechnął się delikatnie na widok fioletowowłosej postaci zakopanej w szpitalnej pościeli. Przysiadł na niskim stołeczku i złapał go za rękę splatając ze sobą ich palce. Długo się nie odzywali, jednak w końcu brunet zdecydował się przerwać ciszę.
- Przepraszam, Joonnie.
- Nie masz za co. Podobało mi się. - zaśmiał się mniejszy i spojrzał w ciemne oczy Yugyeoma.
- O to chodziło, ale nie tak powinno się to skończyć. Pamiętasz w ogóle co robiliśmy?
- Jasne. Zabrałeś mnie do "Nieba". Piliśmy drinki, widziałem więcej kolorów niż kiedykolwiek zobaczy ktokolwiek na świecie, tańczyliśmy. Pocałowałem cię, a potem poczułem się źle i obudziłem się tutaj rzygając dalej niż widzę.
- Boże, jak ty możesz podchodzić do tego z takim luzem? Martwiłem się jak cholera, a twój ojciec... - brunet odwrócił głowę w bok i zniżył ton głosu. - A twój ojciec powiedział, że widzimy się dziś po raz ostani.
- Co, jak to po raz ostani?
- Joongi, on ma racje. Nie wpływam na ciebie zbyt dobrze. Najpierw pogorszyłeś się w szkole, potem uciekłeś z domu, a na sam koniec wylądowałeś na ostrym dyżurze.
- A może tego właśnie chcę, Yugyeom? Może chcę głupich, książkowych przygód, chce ostrych dyżurów i chce tych kłopotów? Chce twoich ust i chce tego jak mnie dotykasz, przytulasz, bo to daje mi szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Z tobą czuję się bezpieczny, rozumiesz? Chce tego wszystkiego co niesie za sobą kochanie cię. - po jego policzkach stoczyło się kilka łez, które od razu starł wierzchem dłoni. Patrzył jak starszy krzywi się nieznacznie, jakby coś go zabolało, a potem podnosi na niego wzrok i siada na szpitalnym łóżku.
- Joongi... - objął go ramieniem i drugą dłoń ułożył na policzku mniejszego patrząc w jego głębokie, ciemne oczy. - Kocham cię.
Mniejszy drgnął nieznacznie słysząc te słowa i wtulił głowę w zagłębienie szyi większego. Skóra Kima była przyjemnie ciepła i miękka, zawsze przesiąknięta zapachem przyjemnych perfum z wyraźnie wyczuwalną nutką róży. Joongi przysunął swoje ciało bliżej niego i zarzucił mu ręce na kark pozbywając się ciężkiej kołdry i siadając mu delikatnie na kolanach. Yugyeom zaśmiał się cicho i umiejscowił swoje duże dłonie na samym dole pleców młodszego.
- I co teraz zrobisz króliczku? - szepnął patrząc w błyszczące oczy Mina, który poruszył się niespokojnie targnięty nagłym dreszczem.
- Nie mam bladego pojęcia. Dalej będę cię kochał.
Brunet przymknął oczy i zacisnął szczękę wsuwając dłonie pod za dużą koszulkę chłopaka i wodząc opuszkami palców wzdłuż jego kręgosłupa.
- Będzie nam łatwiej jeśli o sobie zapomnimy.
- Ale ja nie chce zapominać. Gdybym chciał zapomnieć nie siedziałbyś tutaj, tylko wracał do domu. Nie chce zapominać o kimś kogo pokochałem.
- Musisz zapomnieć króliczku. Tak będzie dla ciebie lepiej. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy, ale na razie... Obaj musimy zapomnieć o tym co do siebie czujemy.
Joongi w odpowiedzi nachylił się do niego i delikatnie musnął jego usta swoimi. Yugyeom oddał pocałunek niemal od razu przysuwając ciało mniejszego. jeszcze bliżej siebie.
- Nie przeszkadzam? - rozległ się za nimi przyjemny, kobiecy głos. Para niechętnie odsunęła się od siebie kończąc pocałunek i Joongi zszedł z kolan Kima zajmując miejsce obok niego i wtulił się w jego ramię patrząc na lekarkę, która uśmiechnęła się lekko podchodząc do nich i opierając dłonie na łóżku. - Przepraszam, że wam przerywam tą jakże uroczą scenę, ale ojciec chce się z tobą zobaczyć.
Fioletowowłosy westchnął ciężko i spojrzał na twarz starszego.
- Yugyeom?
- Tak?
- Ładne imię. - Min spiorunował kobietę spojrzeniem za przerywanie im dialogu, jednak szybko zwrócił się z powrotem do chłopaka.
- Obiecaj mi coś.
- Słucham.
- Nie zapomnij o mnie.
Brunet odchylił głowę do tyłu i przymknął na chwilę powieki ściskając mocniej dłoń mniejszego i dopiero teraz odczuwając zmęczenie.
- Nie zapomnę, Joonnie.
- Kocham cię.
- Wiem. Ja ciebie też.
Ułożył swoją dużą dłoń na policzku młodszego i delikatnie go pocałował a potem zamknął w mocnym uścisku.
- Cholera, czuje się jakbym oglądała jakąś drame, tylko jesteście jakieś dziesięć razy przystojniejsi od zwyczajnych aktorów. - westchnęła kobieta zwracając na siebie uwagę. - A teraz zabieraj się stąd dzieciaku, tatuś się niecierpliwi.
- Dbaj o siebie Joongi i bądź dobrym synem. Nie myśl o mnie zbyt często i nie płacz.
- Dobrze, nie będę płakał.
- Żegnaj.
- Do zobaczenia.
Yugyeom cmoknął Mina w czoło i wstał z posłania posyłając blady uśmiech lekarce. Wyszedł z sali oglądając się na chłopaka, który szybko otarł wierzchem dłoni policzki i uśmiechnął się do niego po raz ostani.
~*~
- Już idę, po co tyle hałasu? - usłyszeli z wnętrza domu damski głos. - Moja ulubiona rodzinka! Dawno się nie widzieliśmy, zaniedbaliście nas... Joongi, skarbie, jak ty urosłeś! Chodź, przytul się do cioci! - wysoka kobieta otworzyła szeroko ramiona i zamknęła chłopaka z szczelnym, trochę zbyt ciasnym uścisku.
- Ciociu, widzieliśmy się trzy tygodnie temu, nie urosłem nawet centymetra... - mruknął próbując uwolnić się z tej krępującej sytuacji.
- Tak wiem, wchodźcie do środka. - uśmiech momentalnie zszedł jej z twarzy zastąpiony przez niezadowolony grymas.
Cała czwórka wykonała jej polecenie i w przedpokoju zmieniła buty na domowe kapciuszki, które w domu Minów były wręcz święte i każdy miał swoją, podpisaną parę. Przeszli do salonu w celu przywitania się z resztą familii, jednak gdy tylko stanęli w progu, najstarszemu z nowo przybyłych gości zrzedła mina.
- Co on tu kurwa robi? - zapytał nawet nie próbując ukrywać swojej złości i niechęci.
- No to było sobie miłe spotkanie... - mruknął pod nosem Jungkook obejmując męża w talii i przyciągając bliżej siebie. - Yoongi, daj sobie spokój. Nic na to nie poradzisz. - wyszeptał konspiracyjnie.
- Nie chce go widzieć w swoim domu. - odparł normalnym tonem głosu, a szatyn przybił mentalną piątkę ze swoim czołem.
- Po pierwsze, póki co, ten dom należy do mnie, a po drugie, nie rozumiem twojego problemu...
- Mamo, jak to nie rozumiesz? To ty powinnaś rozumieć go najlepiej! Czemu w ogóle pozwoliłaś mu tu wejść?
- Ekhem, ja tu jestem... Ciebie też miło widzieć, Yoongi. - za babcią Min pojawił się wysoki brunet, który uśmiechnął się krzywo do przybyszów, jednak ten uśmiech szybko zszedł z jego ust, zastąpiony przez wyraz niemego zdziwienia.
- Tato, dopiero przyjechaliśmy, a tu już robisz afe... Yugyeom.
- Joongi.
- Dawno się nie widzieliśmy...
- Prawda.
- Miło cię widzieć.
- Ciebie też.
Mężczyźni mierzyli się przez chwilę wzrokiem, jednak młodszy odwrócił głowę pierwszy zwracając się do rudowłosej dziewczyny, która stała obok niego i szepcząc jej coś na ucho. Ruda zakryła usta dłonią a jej policzki pokrył delikatny rumieniec.
- Nie stójcie tak w przejściu, to niegrzeczne. Wejdzie do środka i zajmijcie miejsca przy stole. Porozmawiamy po jedzeniu. - rozkazała gospodyni i wprowadziła wszystkich do jadalni.
~*~
Obiad nie minął najgorzej, Yoongi nawet rozmawiał przez chwile z młodym Kimem, a rozmowa ta była conajmniej przyjazna. Jaebum właśnie postawił na stole ostanie filiżanki z kawą, a siwa kobieta siedząca w fotelu pod ścianą odezwała się po raz pierwszy od przywitania gości.
- A więc, już oficjalnie jesteście razem prawda? - zapytała wskazując palcem na wnuka i jego przyjaciółkę, która opuściła wzrok na kolana naciągając na nie mocniej materiał czarnej spódniczki.
- Mamo! Nie zadawaj im takich pytań! - skarciła ją żona Jaebuma podnosząc głowę z ramienia męża.
- Ale dlaczego? Przecież nie wtykam im nosa do sypialni...
- Boże, czemu ja się jeszcze nie wyrzekłam tej rodziny... - westchnęła cicho Hyolyn kręcąc głową z dezaprobatą i posyłając zmartwione spojrzenie blondynowi, który mocniej zacisnął rękę na rekawie prążkowanej koszuli swojego męża.
- Właściwie to... - odezwał się w końcu najmłodszy członek rodziny. - Tak, jesteśmy.
Hani poderwała gwałtownie głowę i uderzyła fioletowowłosego delikatnie w ramie.
- Miałeś im jeszcze nie mówić... Umawialiśmy się na coś.
- Jaki sens jest to dalej urywać, skarbie? Jungkook i tata i tak się domyślili, a babcia i ciocia były praktycznie na bieżąco.
- Czy ty mówiłeś o wszystkim tym dwóm plotkarom, a własnego ojca okłamywałeś? - zapytał Yoongi podnosząc głos.
- No i się zaczyna... - mruknął pod nosem starszy brat blondyna.
- Nie okłamywałem cię. Ja tylko nie mówiłem ci całej prawdy.
- Ale Joongi, to jest właśnie kłamstwo - prychnął Jungkook.
- No dobra, nawet jeśli cię okłamywałem to miałem ku temu powody.
- Jakie? - blondyn utkwił w synu swoje świdrujące spojrzenie.
- Widziałem jak się zachowujesz za każdym razem jak słyszałeś o tym, że ktoś mi się podoba. Przez sprawę z Yugyeomem, patrzyłeś na wszystkich jak na moich wrogów, a ja miałem dość twojej ciągłej kontroli.
- Chwila, co Yugyeom ma z tym wszystkim wspólnego? - zapytała Hyolyn nie nadążając za akcją.
- Nie ważne, ciociu. Tata wie.
- Boże, dzieciaku, mogłeś od razu powiedzieć, że chodzi o Hani. Znacie się od przedszkola.
- Może i mogłem. Zostawmy ten temat w spokoju. Hani, chcesz się przejść na spacer? - zapytał ni z tego ni z owego Joongi zwracając się do rudej. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i chwytając wyciągniętą rękę chłopaka wstała od stołu.
Gdy domownicy usłyszeli trzask zamykanych za młodymi drzwi zaczęli w ciszy sączyć swoje napoje, a Yugyeom grzecznie przeprosił i wyszedł na taras zapalić.
~*~
- Masz naprawdę dużą rodzinę.
- Wiem. Dużą i porąbaną.
- Są w porządku, ale chyba nie do końca jeszcze wiem kto jest kim. - mruknęła dziewczyna ciszej niż dotychczas zawstydzona swoim rozkojarzeniem.
- No dobrze. Jungkooka i mojego ojca znasz. Drobna siwa kobieta, która się krząta po całym domu to babcia. Ma na imię Yujin. Blondynka, która nas przywitała to ciocia Hyolyn, młodsza siostra taty. Brunet, który siedział na kanapie to wujek Jaebum, starszy brat taty, a ta niska kobieta obok niego to jego żona - Mary. Jest ze Stanów. Yugyeoma znasz, a ta dziewczyna, która pilnuje go jak cerber to Maya. Córka wujka Jaebuma i Mary. Rozumiesz?
- Tak, mniej więcej.
- To cudownie. Przepraszam, że tak wyszło. To i tak duży krok, że cię tu ze sobą zabrałem.
- Rozumiem. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Na pewno? - Joongi zatrzymał się wpół kroku i popatrzył na dziewczynę, która odgarnęła z twarzy kilka rudych kosmyków i złapała jego spojrzenie.
- Tak.
Chłopak przyciągnął ją do siebie i złapał w talii.
- Czy mógłbym... - nie zdążył dokończyć ponieważ kiwnęła głową i wspięła się na palce by szybko cmoknąć go w usta.
Fioletowowłosy zaśmiał się cicho i uniósł jej brodę do góry czując jak każdy mięsień w jej ciele napina się pod jego stanowczym dotykiem. Zacisnęła powieki i wstrzymała oddech, jednak gdy poczuła delikatnie spierzchnięte wargi chłopaka na swoich, poddała tej małej pieszczocie oddając pocałunek delikatnie i ostrożnie. Gdy odsunęli się od siebie, poczuła jak jej policzki oblewa palący rumieniec, a Joongi patrzył na nią z delikatnym uśmiechem na ustach. Ponownie złapali się za ręce i szli dalej w ciszy rozkoszując się przyjemnie wiejącym wiatrem i cudownym niebem, które mieniło się wszystkimi odcieniami różu, czerwieni i pomarańczu, tworząc piękny krajobraz zachodzącego słońca.
~*~
Cisza.
To zastali po wejściu do domu. Światła były zgaszone, a salon uprzątnięty. W całym domu nie było żadnych śladów życia, dlatego gdy usłyszeli głośne chrapnięcie z pokoju naprzeciwko kuchni podskoczyli wypuszczając z rąk pałeczki, które z cichym brzdękiem upadły na podłogę. Zjedli po małej porcji kimchi prosto z garnka rozkoszując się perfekcyjnym smakiem potrawy przygotowanej wspólnymi siłami cioci i babci. Hani udała się do wyznaczonej wcześniej dla siebie sypialni by odpocząć przed następnym dniem spędzonym z tą pokręconą rodzinką, a Joongi postanowił wyjść do ogrodu by pomyśleć o wszystkim co się dziś wydarzyło.
Szedł w stronę swojej ulubionej huśtawki, na której bawił się jako mały chłopiec i uniósł brwi widząc na niej wysoką postać z papierosem w ręku.
- Yugyeom.
- Joongi.
Brunet uniósł na niego wzrok wypuszczając z ust kłąb szarego dymu, który powoli rozpłynął się w zimnym, nocnym powietrzu.
- Możesz usiąść, nie ugryzę cię przecież. - zaśmiał się wyższy i odsunął w bok robiąc mu miejsce.
Chłopak niepewnie usiadł na huśtawce i przylgnął plecami do oparcia kuląc się w sobie. Już zapomniał jakie to uczucie siedzieć tak blisko Kima i czuł się skrępowany całą tą sytuacją. Może i Yugyeom był przeszłością, ale podobno pierwszej miłości nigdy nie przestaje się kochać. Można dać jej odejść i zapomnieć, ale nigdy nasze uczucia co do niej się nie zmienią.
- A więc od teraz jesteś częścią rodziny? - zapytał młodszy.
- Na to wygląda.
- Podoba ci się tu?
- Tak, twoja rodzina jest świetna.
- Jak poznałeś Mayę?
- Wpadłem na nią w metrze. Torba wypadła jej z ręki, a ja pomogłem pozbierać rzeczy. Potem codziennie przychodziłem do metra o tej samej porze żeby ją zobaczyć, aż w końcu zebrałem się na odwagę i się do niej odezwałem. Wszystko potoczyło się później dosyć szybko i teraz jesteśmy razem. A ty i Hani?
- Zapytała się czy może mi pomóc w układaniu puzzli ze smokami. - widząc minę chłopaka szybko się zreflektował i dodał: - To było w przedszkolu. Chodziliśmy razem do podstawówki i gimnazjum, niestety w liceum zostaliśmy rozdzieleni i dopiero nie mając jej na co dzień zrozumiałem że czuję do niej coś więcej niż zwykłą przyjaźń.
- To urocze.
- Nie sądzę.
- A ja owszem.
Ich rozmowa była bardzo niezręczna i unikali swojego wzroku jak mogli, komunikując się jedynie krótkimi zdaniami.
- Tęskniłem. - odezwał się w końcu starszy odwracając głowę w stronę Joongiego.
- Ja chyba też.
Chłopak tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, wtulił się w bok większego ukrywając głowę w zagłębieniu jego szyi. Chłopak objął go ramieniem w talii i przysunął bliżej siebie opierając głowę na tej jego. Joongi nie do końca rozumiał to co się działo, jednak odczuwał przyjemny spokój przez bliskość ciepłej skóry Yugyeoma i materiał skórzanej kurtki pod palcami. Westchnęli w tym samym momencie ogarnięci przez wspomnienia i uczucia, które ich kiedyś wypełniały.
Po chwili ciszy, młodszy oderwał się od Kima i westchnął ciężko.
- Dziękuje.
- Ja też.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Fioletowowłosy wstał ze swojego miejsca i odszedł powoli w kierunku pogrążonego w ciemności domu wciskając ręce do kieszeni za dużej bluzy, którą Yugyeom kiedyś u niego zostawił i zapomniał odebrać. A on wcale nie chciał jej oddawać. Cały czas pachniała delikatnie jego perfumami, które tak uwielbiał. Może nie powinien, ale lubił go wspominać.
~*~
Wiele lat później wszyscy ponownie spotkali się w tym małym domku na obrzeżach Daegu, jednak w większym gronie. Hyolyn miała obok siebie porządnego mężczyznę, a przed sobą - brzuch, w którym spoczywało dwoje maluchów, już prawie gotowych do przyjścia na świat. Jaebum i Mary hołubili troje rozwrzeszczanych wnucząt, a Yugyeom i Maya niecierpliwie czekali by oznajmić rodzinie o tym, że kolejny potomek jest już w drodze. Joongi oraz Hani byli zaabsorbowani małą dziewczynką, która biegała po salonie razem ze swoim młodszym rodzeństwem. Jungkook i Yoongi przeglądali się temu wszystkiemu z pewnej odległości tuląc się do siebie na starej kanapie, która kiedyś została przywleczona do tego domu przez ojca Minów. Śmiali się ze wszystkimi obserwując brzdące hasające po całym domu i wymieniali między sobą czułe spojrzenia, dumni z tej wielkiej rodzinki. Babcia Yujin czuwała nad nimi z góry gotując wielki gar słynnego kimchi Minów i ocierała co jakiś czas łzy wzruszenia głaszcząc białą kotkę po miękkiej sierści. Życie białej kotki się skończyło, jednak historia Jungkooka i Yoongiego była pisana dalej w jak najbardziej kolorowych barwach.
THE END
~*~
Kochane Kocimiętki!
Nasza przygoda z rodziną Minów właśnie dziś dobiega końca!
Czuje się dziwnie kończąc to opowiadanie, bo jakoś tak, przyzwyczaiłam się do niego i będzie mi tak trochę pusto :/
Ale cóż, każda historia kiedyś się kończy i tak jest również w tym przypadku...
Pokochałam tych bohaterów i fabułę, pisanie naprawdę sprawiało mi przyjemność.
Właśnie sobie siedzę i trochę płaczę myśląc jak długo ten ficzek był w moim życiu i jak wiele zmian obserwował.
Nie osiągnęłabym nic bez was kochani! Wszystkie wyświetlenia, których na obecną chwilę jest 7,8k, gwiazdki, których jest 1,34k, oraz komentarze dawały mi niesamowitą motywacje do pisania.
Boże, jak ja nie umiem w pisanie takich rzeczy, pomocy....
Dziękuję za to, że byliście z tym ficzkiem i wspieraliście moją pracę zostawiając mi po sobie znak w postaci gwiazdki i/lub komentarza.
Chciałbym was wszystkich przytulić osobno i naprawdę, naprawdę podziękować za to, że coś co według mnie nie miało przyszłości, dobiło do prawie 8k wyświetleń!
Szczególnie dziękuje jak zwykle Kasuminya oraz BunnyThePooh za motywacyjne kopy w dupę i konstruktywną krytykę w odpowiednich momentach, bez was już dawno bym to rzuciła, lasie... (XDDD)
Ponieważ nie umiem się żegnać i dziękować w zbyt poetycki sposób, a więc uważam ten rozdział za zakończony!
Kocham was najmocniej na świecie Kocimiętki! ❤️
Enjoy,
- Alex =^.^=
PS: Ten rozdział ma 6k słów bez notatki ode mnie, co czyni go dłuższym nawet od One-Shota, którego napisałam :"))))
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro