Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#7

Louis's POV

Minął dokładnie tydzień i...byłem w trakcie dążenia do samodestrukcji. Zrozumiałem, że dane było mi żyć w szczęściu, na wolności tylko 18 lat. Może na więcej nie zasłużyłem? Może tak już jest zapisane w gwiazdach. Może i tak nie osiągnąłbym w życiu nic innego oprócz...ah no tak...niczego...Nic nie osiągnąłem. Co mi po dobrych ocenach? Nie skończyłem szkoły. Co mi po ładnej buźce i (tak jak twierdził tata) złotym sercu? Nigdy w nikim się nie zakochałem, ani vice versa. Byłem za młody, by wszystko to się spełniło. Przez kogo? Oczywiście przeze mnie. Przestałem już o wszystko obwiniać kędzierzawego. Znacząco przyczynił się do mojego obcenego stanu fizycznego jak i psychicznego, ale...to ja nie posłuchałem taty i otworzyłem drzwi nawet nie sprawdzając przez judasza czy znam osobę zza nich. Sam się urządziłem. Prawie nie jadłem i nie piłem. Nawet się nie ogoliłem tak jak miałem w planach, ale miałem to głęboko w swoim poważaniu. Unikałem swego odbicia prawie tak skutecznie jak Harry'ego. Już nie żyłem; egzystowałem. Tęsknota za ojcem i tak zabijała mnie brutalniej niż głodzenie się. Niall, Liam, a nawet Zayn cały czas podsuwali mi 'dyskretnie' jakieś ciasteczka, chipsy, czy choćby zwykłe kanapki. Widzieli co robię, ale nie miałem zamiaru dać im się podejść. Słyszałem też jak często o mnie rozmawiają. Nie rozumiałem tak naprawdę dokładnie, bo zawsze marotali tak, aby tylko oni mogli usłyszeć siebie nawzajem. Ostatnio Liam użył słowa 'anoreksja'. O mało się nie zaśmiałem. Przecież mi nie chodziło o unicestwienie tłuszczu, ale siebie. Naprawdę chciałem umrzeć. Dlaczego to do cholery było takie trudne?

- Czemu nie mogę po prostu zdechnąć?! – krzyknąłem w poduszkę nie mając siły na płacz. Cudem jest, że nie odwodniłem się od samej utraty takiej ilości łez.

- I tak bym Ci nie pzowolił. – mocniej wcisnąłem twarz w poszewkę gdy poznałem ten głos, którego tak długo już nie słyszałem.

- Proszę, zostaw mnie... - westchnąłem słabo, po chwili materac lekko się zapadł. – Harry, błagam...

- Siadaj i jedz. – powiedział stanowczo, ale nie władczo.

- Nie chcę... - do moich nozdrzy dotarł kuszący zapach warzyw gotowanych na parze.

- Louis, proszę... - zmarszczyłem brwi. – Chłopaki się o Ciebie martwią. Ja się o Ciebie martwię. Zaczynasz wyglądać jak żywy kościotrup... - nie mogłem nic poradzić na to, że słyszałem w tych słowach troskę.

- Czy jeśli zjem obiecujesz, że stąd wyjdziesz? – odchyliłem głowę w bok pokazując jedno oko.

- Jak sobie tylko zażyczysz. – uśmiechnął się pogodnie. Podparłem się na dygocących rękach z trudem siadając. Spojrzałem w końcu na bruneta, jego zielone oczy powiększyły się na mój widok. – Louis, słońce, coś Ty z sobą zrobił? – szepnął. Wzruszyłem ramionami. – Jak możesz tak lekceważąco podchodzić do swojego zdrowia?! – skuliłem się gdy podniósł głos. Mężczyzna pokręcił głową jakby do siebie. – Przepraszam, nie bój się... - podsunął mi pod nos talerz z parującymi warzywami. Przymknąłem powieki napawając się ich cudownym zapachem. – Liczę, że będą Ci smakować. – wziąłem do ręki widelec mając małe deja vu.

- Cholera... – mruknąłem gdy z drżących dłoni wypadły mi sztućce. Starszy mężczyzna podniósł je nim ja zdążyłem zareagować.

- W tym tępie ten talerz do jutra nie będzie pusty. – rzekł kładąc spodek na kolanach. – Nakarmię Cię.

- W sensie...jak dziecko? – zdziwiłem się.

- Przecież nie zmuszę Cię do tego, byś się nie bał. – nabił kawałek marchewki na widelec. – Smacznego. – uniósł rękę przysuwając warzywo do moich ust.

- Ile ja mam lat?! Osiem czy osiemn... - w momencie, w którym wypowiadałem te słowa plasterek został wepchnięty mi do buzi. Harry uśmiechnął się szeroko.

- Lubisz to powtarzać, co? – podjął gdy przeżuwałem. Smakowało naprawdę dobrze, a przecież była to mała namiastka obiadu.

- Bo to prawda... - przełknąłem i to był znak dla kędzierzawego, aby nabić na widelec kolejny kęs tym razem kukurydzy, fasolki i ziemniaka. Połknąłem grzecznie.

- Nie musisz cały czas tego tak podkreślać, Louis. – karmił mnie cały czas.

- Ale chcę. Liam mówił, że jestem dziecinny.

- Nie zgodzę się. Delikatny i naiwny na pewno, ale nie dziecinny. Udowodniłeś to tydzień temu... - z trudem przełknąłem pasek papryki.

- Dobre... - zmieniłem nieśmiało temat. – Ty gotowałeś?

- Tak, wszystko co jesz, jest robione przeze mnie. – wcisnął mi do ust dużą garść warzyw. – I dziękuję... - dodał po chwili, ukazując wyraźniej dołeczki.

- Fajne są... - wypaliłem bez namysłu.

- Niby co? – przestał się uśmiechać powodując, że zniknęły.

- No dołeczki masz fajne... - powtórzyłem czerwieniąc się.

- Aaa... - zachichotał znowu je pokazując. – Też je lubię – puścił mi oczko.

- Mogę włożyć w nie palec? – Co? Ja to powiedziałem na głos? – Po prostu zawsze chciałem to zrobić...Odkąd widziałem je u kolegów coś mnie korciło...

- Jak chcesz to pewnie, zrób to. – przerwał mi moje żenujące tłumaczenia. Sam był lekko zaskoczony i zastanawiałem się czy ktoś kiedykolwiek poprosił o zgodę do zrobienia czegoś podobnego. Uniósł kąciki ust w górę. Delikatnie włożyłem palec w dołek na skórze twarzy bruneta. Było to nowe, ale miłe doznanie. Nie zauważyłem tego, że na moją twarz wpłynął półuśmiech, a spomiędzy warg uciekł chichot.

- Śmieszne są. – spojrzałem na mężczyznę. Jego oczy błyszczały z...zachwytu? Wyglądał tak pięknie... Mimo, że nie powinno mi się to podobać, przeszły mnie dreszcze gdy odgarnął grzywkę z mojego czoła.

- Jedz Lou... - znowu bez ostrzeżenia dał mi kolejną porcję, a ja nie protestowałem. Nikt z nas nie odzywał się już dopóki nie zjadłem wszystkiego.

- Dziękuję. – oblizałem usta po skończonym posiłku.

- Obiecasz, że będziesz jadł już regularnie i kalorycznie?

- Tak... - zgodziłem się.

- Jakbyś czegoś jeszcze potrzebował pamiętaj, że zawsze masz koło siebie mnie i chłopaków. Postaram się spełnić prawie każdą, nawet najgłubszą zachciankę. – zadeklarował wstając z łóżka i skierował w stronę drzwi. Zastanawiałem się głęboko nad jego słowami próbując wymyśleć o co mógłbym poprosić bruneta.

- Harry? – odezwałem się kiedy właśnie chwytał za klamkę.

- Tak, Lou? – z jakiegoś powodu podobało mi się to zdrobnienie.

- Jeśli to nie problem, chciałbym, abyś załatwił mi odtwarzasz muzyki ze słuchawkami, oraz kilka powieści Emily Bronte, Jane Austen, Williama Shakespeara i Brama Stokera. Nie zdziwię się jeśli o nich nie słyszałeś. To literatura tylko dla inteligentnych i wrażliwych. – powiedziałem buńczucznie. Mężczyzna tylko się uśmiechnął bez słowa zostawiając mnie samego w pokoju.




- CO KURWA?! – dwa dni później, wykrzyczał z pełną toffifee buzią Niall. Podskoczyłem zaskoczony na kanapie, Zayn zawtórował mu jakimś buntowniczym pomrukiem. Nigdy nie rozumiałem czemu tak wiele mężczyzn kocha piłkę nożną, ja jej kompletnie nie rozumiałem. – NIE STRZELIŁ PEWNIAKA!

- Ogarnij cipę, Niall. – burknął Liam wyglądający jakby cierpiał. W sumie nic dziwnego, Irlandczyk wydarł mu się prosto do ucha.

- Ale Manchester MUSI wygrać!

- Wygrają Nialler, spokojnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio przegrali. – Mulat gładził kciukiem wierzch dłoni blondyna. Ostatnio nie dało się nie zauważyć wyraźnej między nimi chemii. Polubiłem Zayna. Nie rozmawiał ze mną często, ale wystarczyło mi jedno spojrzenie na to jak zachowuje się w stosunku do Irlandczyka, bym postrzegał go pozytywniej. Gdy Liam i Harry udawali odruchy wymiotne ja uśmiechałem się delikatnie. Byli uroczy.

- Przerwa - ekran plazmy zgasł. Niall i Zayn zaczęli kląć z bulwersacją. Wszyscy odwróciliśmy się, by zobaczyć przy wejściu do salonu kędzierzawego opierającego się o ścianę. O mój...

- Znowu ten pedalski koczek Hazz? – zadrwił szatyn. Nie zwracałem na niego uwagi, ponieważ brunet wyglądał dzisiaj przepięknie.

Czyli nic nowego...

Ubrany był w biały t-shirt, oraz czarne, bardzo obcisłe rurki. Przez związane włosy jego twarz została uwydatniona. Szczęka miała tak ostre rysy, że zastanawiałem się czy jeśli przejechałbym po niej ręką skaleczyłbym się.

- Zamknij buzię, kochanie. – wyszczerzył się, chłopaki parsknęli zgodnie śmiechem, a ja błagałem, o to by podłoga mogła się zapaść.

- Em...co tam masz? – nie chcąc być dłużej w centrum uwagi wskazałem na reklamówkę, którą Harry trzymał w lewej dłoni. W tej drugi był pilot od telewizora.

- Włącz mi lepiej mecz stary, bo poznasz gniewem Nialla Jamesa Ho...

- Zamknij cipę, Niall. – urwał mu.

- Co Wy macie z tą cipą? – palnąłem rumieniąc się po chwili na użycie tego słowa.

- No bo Horan to taka nasza cipeczka. – Styles uśmiechnął się trochę złośliwie w stronę blondyna, ten odpowiedział mu środkowym palcem. – O to Ci chodzi? – uniósł foliową torebkę. – Prezent – dołeczki w jego policzkach obecnie wyglądały jak wielkie, wąskie dziury kiedy podszedł do mnie wręczając mi reklamówkę.

- Dla...dla mnie? – patrzyłem raz na pakunek i raz na kędzierzawego.

- Tak. Zobacz... - odebrałem mu niepewnie rzekomy prezent i zajrzałem do torebki. Zakryłem usta upuszczając ją, na szczęście mężczyzna szybko złapał torebkę z powrotem mi podając.

- Harry, to... - szemrałem drżącymi dłońmi wyjmując nowiusieńke, niebieskie MP4 z podłączonymi białymi słuchawkami, a po nich 5 książek; 'Dumę i Uprzedzenie', 'Wichrowe Wzgórza', 'Wielkiego Gatsby'ego', 'Romeo i Julię' i 'Draculę'. – Dziękuję... - głos załamał mi się gdy przejeżdżałem ręką po pięknie ozdobionych okładkach. – To moje ulubione...

- Nie ma za co, naprawdę...

- Co to za średniowieczne śmieci? – fuknął Niall, a ja zacisnąłem zęby spoglądając na niego.

- Zamilcz, Ty cipo bez dobrego smaku. – warknąłem nie kontrolując się. Wszyscy w salonie, co dziwne łącznie z Irlandczykiem wybuchli śmiechem, a ja poczułem się nie na miejscu.

- Dobrze młody! – Liam wił się na sofie głośno rechocząc. Przewróciłem oczami.

- Ha ha ha. Śmiechom nie było końca. – odezwałem się ironicznym tonem, do którego przyzwyczajeni byli wszyscy moi znajomi oraz tata kompletnie zapominając o tym gdzie jestem. - Harry! – pisnąłem gdy otworzyłem jedną z książek na pierwszej stronie.

- Tak mam na imię. – powiedział z rozbawieniem.

- To pierwsze wydanie! Pierwsze! – pociągnąłem nosem dopiero po chwili orientując się, że płaczę.

- Lou... - Styles chciał się zbliżyć jednak wyprzedził go wcześniej obrażony przeze mnie Irlandczyk obejmując moją szyję od tyłu. Oparłem głowę o jego ramię przecierając oczy.

- Dziękuję...Boże... - uśmiechałem się przez łzy patrząc na bruneta.

- Oficjalnie pozwalam Ci na używanie internetu w obecności mojej lub chłopaków, ale tylko w celu ściągnięcia muzyki. MP4 jest teraz puste.

- Wow Harry... - Zayn odezwał się po raz pierwszy od kilku minut. Kędzierzawy tylko wzruszył ramionami.

Może los się wreszcie do mnie uśmiechnął i będzie tylko lepiej?




Siedziałem zakopany pod kołdrą, w za dużej bluzie i dresach kompletnie zatracony w czasach wiktoriańskiej Anglii co jakiś czas popijając kakao. Z rumieńcami na policzkach czytałem o gorącym uczuciu głównych bohaterów. Tak, byłem cholernie niepoprawnym romantykiem skazanym w przyszłości na złamane serce i dobrze o tym wiedziałem. Nie ma już tak cudownych mężczyzn jak Pan Darcy czy Heathcliff i trzeba było się z tym pogodzić, jednakże ja nie potrafiłem tego zrobić. Marzyłem o tym by doświadczyć tak samo silnej miłości jak postacie z książek.

- Co czytasz? – dzięki Bogu, nie miałem akurat w dłoni kakaa. Dlaczego ten człowiek się tak skradał? Nigdy nie słyszałem jak wchodzi.

- Mógłbyś pukać? – mruknąłem nie podnosząc wzroku znad lektury. W pomieszczeniu po krótkiej chwili rozległo się stukanie o drewno, na co ledwo powstrzymałem się, by nie przewrócić oczami.

- O tak?

- Dokładnie. – po raz trzeci czytałem to samo zdanie, Harry tak cholernie mnie rozpraszał.

- A więc co czytasz? – powtórzył pytanie.

- 'Wichrowe Wzgórza'.

- Poczytasz mi?

- Ni...co? – w końcu spojrzałem na niego zdumiony. Ok...to było ostatnie czego oczekiwałem.

- Poczytaj mi. – usiadł na łóżku. Oh, nadal nie rozpuścił włosów...

- Naprawdę chcesz? Nie wyglądasz na osobę z zamiłowaniem do filologii angielskiej... - uniosłem brew skonsternowany.

- Owszem, nie czytam takiech rzeczy, ale chciałbym usłyszeć o czym to jest skoro taką miłością do tego pałasz. – ułożył głowę na moim udzie schowanym pod kołdrą bez najmniejszego skrępowania. Harry nie posiadał żadnych uprzedzeń.

- Ok... - westchnąłem ignorując gęsią skórkę. Odchrząknąłem, by nie zabrzmieć ochryple gdy zacznę czytać na głos. – ''Moja miłość do Lintona jest jak liście w lesie. Wiem dobrze, że czas ją zmieni, tak jak zima zmienia wygląd lasu. Moja miłość do Heathcliffa jest jak wiecznotrwała ziemia pod stopami, nie przykuwa oka swoim pięknem, ale jest niezbędna do życia. Nelly, ja i Heathcliff to jedno. Jest zawsze, zawsze obecny w moich myślach – nie jako radość, bo i ja nie zawsze jestem dla siebie radością, ale jako świadomość mojej własnej istoty...''* - zacząłem nie kontrolując błogiego uśmiechu. Starałem się skupić na przemyśleniach Catherine równocześnie bagatelizując to jak mężczyzna głaskał moją łydkę z każdą minutą zwalniając, aż zasnął niespodziewanie. Na moich udach.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

*'Wichrowe Wzgórza' Emily Bronte ❤️

Dziękuję za 1K wyświetleń i prawie 200 gwiazdek!

Komentujcie i gwiazdkujcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro