Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6

Nie zmrużyłem oka nawet na chwilę. Nawet nie płakałem, po prostu patrząc się w sufit. Czułem się taki...brudny... Co prawda zieloonoki nawet nie dotknął mnie...tam, ale sposób w jaki poruszał dłonią po moim brzuchu, a potem sutkach był taki erotyczny...I jak przysuwał do mnie nogę...Nie. Nie mogę o tym myśleć, roztrząsać tego, zwłaszcza, że tak na dobrą sprawę nic się nie stało.

Oprócz przestraszenia Cię, wprawienia w zażenowanie, a na koniec poniżenia. – dodaje ta uszczypliwa strona mnie.

Bardziej zmartwiony byłem nagraniem. Niewątpliwym jest to, iż wyślą je mojemu ojcu. On nie wie jak to wszystko się skończyło. Nie wie o tym, że w rzeczywistości Harry nie zrobił mi większej krzywdy. Nie wie, iż sytuacja ta była zaplanowa już wcześniej i miała na celu tylko i wyłącznie złamanie go i sprawienie by cierpiał. Widział jak krzywdzą jego syna, jedynego pozostałego członka najbliżej rodziny. Przeżywał katusze uświadamiając sobie, że nie może zrobić nic. Słyszałem kiedyś, że nie istnieje miłość większa od tej matczynnej i ojcowskiej. Kochają bezwarunkowo, zawsze dają 'pięćdziesiątą drugą szansę', poświęcają całe życie swoim dzieciom, starają się dać im to co najlepsze, sprawić by były szczęśliwe. Więc...co muszą czuć gdy zdają sobie sprawę, że zawiedli? Nie zapewnili bezpieczeństwa swoim pociechom, które teraz płaczą, nie uśmiechają się. Czasem nawet nie mówią.

- Boże, tato... - około 7 rano z moich oczu poleciały słone łzy.

Współczułem. Rozpaczałem. Tęskniłem. Kochałem.

Harry's POV

Wszedłem po ósmej do pokoju Louisa. Zastałem go w łóżku wpatrującego się w panele na suficie. Po chwili spojrzał na mnie, widziałem jak wzdrygnął się i schował pod kołdrę tak, że widać było tylko jego mały nos, duże oczy i potargane włosy. Wyglądało to tak zajebiście uroczo, iż ledwo powtrzymywałem się przed rzuceniem na tego pięknego chłopaka.

- Nie zasłaniaj się, skarbie. - uśmiechnąłem się. Miał worki pod oczami co oznaczało, że nie spał za dobrze. – Jesteś zmęczony, idź spać.

- Nie zasnę. Nie dam rady... - mruknął spod pierzyny.

- To naprawdę łatwe, zamykasz oczy i pozwalasz swojemu mózgowi odpocząć... - jego odpowiedzią było tylko ciche westchnięcie, a następnie zasłonięcie też nosa pod derką. – Chciałbyś porozmawiać z ojcem? – przestałem się uśmiechać na wspomnienie Richarda. Louis pokazał całą twarzyczkę i wyciągnął koniuszek lewej ręki.

- Jak to? – pisnął. Wyciągnąłem z kieszeni mały telefon z klawiaturą, którą ukradłem jakiejś babce parę dni temu. Wybrałem numer do starego Tomlinsona i podałem 18-latkowi uprzednio włączając głośnik. – Nie wyłączaj go, chce słyszeć też jego... - Louis dosłownie wyrwał mi komórkę z ręki równocześnie siadając. Drżały mu dłonie, a niebieskie ślepka błyszczały.

- Halo? – zacisnąłem dłoń na materiale pościeli na dźwięk jego głosu. Tak bardzo nienawidziłem tego człowieka.

- Tato... - po wypowiedzeniu tego słowa rozpłakał się, zakrył ręką usta. Zmarszczylem brwi  i coś ukuło mnie w klatce piersiowej.

- Louis? Synku, gdzie jesteś?! – spanikowany Richard to Richard jakiego mogę słuchać całe życie. Muzyka dla uszu...ale dlaczego do chuja tak bardzo nieprzyjemnie patrzy mi się na szatyna?!

- Ja...ja nie wiem... - ledwo można go było zrozumieć kiedy cały zanosił się płaczem. – Tato, widzia... - nabrał głębokiego oddechu - ...łeś to nagranie...?

- Tak. – w głosie ojca było słychać chłodną powagę. - Byłem na nocnej zmianie gdy je dostałem. Zajebie skurywy...

- Nic mi nie jest! – przerwał ubliżanie mi przez jego ojca. - Zaraz po tym jak skończyło się nagranie zostawił...

Przestałem słuchać. Wpatrywałem się w chłopaka tak dokładnie i nachalnie, że przestałem skupiać na rozmowie. Jak takie piękne osoby mogą w ogóle istnieć? Przecież ten gówniarz jest jedyny w swoim rodzaju. Czarujący, olśniewający, przeuroczy, wyborny...idealny. Jego niesforna grzywka nigdy mu się nie układała, zawsze musiał ją poprawiać. Rysy twarzy, mimo, iż wiedziałem, że zawsze takie nie będą, skrycie marzyłem o tym, by zawsze miały w sobie tę dziecięcą delikatność. Po prostu pasowało to do niego. Duże oczy przysłaniały powieki przez zbyt obfitą ilość łez wypływających spod nich. Chciałbym kiedyś ujrzeć jak mruży je przez uśmiech. Najlepiej, abym ja był tego powodem. Śliczny, prosty nos marszczył się ilekroć pociągał nim, a wąziutkie wargi aż proszące się o to, by móc je całować drgały, a on przygryzał je co chwila. Kurwa. Drobniuteńka sylwetka ukryta była prawie całkowicie pod luźną koszulką i kołdrą, jednak mimo to, nie dało przegapić się tego jak bluzka dosłownie na nim wisi. Przez obserwowanie histerii tego filigranowego nastolatka czułem jak pieczenie w piersi nie maleje, a wręcz przeciwnie. No co jest, do chuja? Nie powinienem się nim przejmować. To tylko moja laleczka, której używam do zranienia Richarda, w takcie czego będę mógł się trochę zabawić, od początku był taki plan. Jednak coś z tyłu głowy krzyczało: Louis niczym sobie nie zasłużył na to co ma teraz! Jest zdecydowanie za piękny, by płakać. Chcąc nie chcąc, podpisywałem się pod tym obiema dłońmi i stopami.

- Synu, znajdę Cię, nie bój się... - słyszałem jak Richard płacze.

- Kocham Cię tato...przepraszam... - to niesamowite, że wyglądał równie pięknie gdy oczy miał pełne łez, a twarz wykrzywioną w smutku.

- Za co Ty mnie przepraszasz? – spytał czule.

- Pokłóciłem się z Tobą...i od dawna nie odpowiadałem gdy mówiłeś, że mnie kochasz... - patrzyłem na Louisa z rozchylonymi ustami. On miał takie dobre serce...

- Przestań, proszę...znajdę Cię... - powtórzył swoje wcześniejsze słowa.

- Życzę powodzenia. – odezwałem się z drwiną. – Pożegnaj się z tatulkiem kochanie.

- Nie nazywaj go tak, Ty sukinsynu. – warknął na co się zaśmiałem.

- A żebyś wiedział. Moja matka do końca się nie szanowała... - skrzywiłem się na wspomnienie swojej rodzicielki.

- Tato, będzie dobrze...dam sobie radę...ale pospiesz się... - załkał zanim zabrałem mu telefon. – Kocham Cię! – krzyknął nim kliknąłem na czerwoną słuchawkę.

Rzucił się na poduszkę obejmując ją. Schował twarz w wałek zanosząc się głośnym szlochem. Ściskałem w dłoni komórkę obserwując chłopaka.

Kurwa, co ja zrobiłem?

Przestań, już tak niewiele brakuje Ci do złamania Richarda.

Ten dzieciak jest na krawędzi załamania nerwowego. Nie zrobił nic złego.

Na chuj się nim przejmujesz?

Jest taki niewinny...

Pomyśl tylko jak zajebiście możesz się nim bawić. Jest prawiczkiem przez nikogo nigdy nie ruszanym...

A jeśli zrobiłbym mu krzywdę?

- Dlaczego? – usłyszałem przytłumiony przez poduszkę głosik. Spojrzałem w stronę źródła dźwięku. – Po prostu mi powiedz. Czemu mi to robisz? Po co Ci ja? – łzy przeszły szatynowi na szyję.

- Bo jesteś mi potrzebny. Nikt inny. Tylko Ty.

- Wyjdź...proszę... - wyszeptał z lekką chrypką i spojrzał pusto w ścianę, a ja mimo, że nie chciałem, opuściłem sypialnię, w której było aż gęsto od mieszanych uczuć, łącznie z moimi.




Od dwóch godzin próbowałem zająć się robotą, ale niebieskooki chłopak nie potrafił wyjść mi z głowy. Zwłaszcza sposób w jaki powiedział, bym wyszedł. Nie mówił tego z wyrzutem, czy rozkazem. Poprosił o to co kompletnie nie pokrywało się z tym niezbyt grzecznym charakterkiem. Jego głos brzmiał tak jakoś...inaczej... Był przepełniony bólem i wycieńczeniem. Tym drugim najbardziej. Louis był po prostu zmordowany tym wszystkim. Tęsknił za ojcem, którego bądź co bądź kochał, zapewne też brakowało mu starego pokoju, znajomych, internetu. Odebrałem mu to i w dodatku utrudniałem normalne funkcjonowanie. Bał się mnie, nie trzeba być Liamem, aby dojść do tego wniosku. Przekraczałem jego przestrzeń osobistą wielokrotnie. W nocy tak naprawdę go jej pozbawiłem. Było w nim coś przez co nie mogłem się powstrzymywać. Chciałem go przytulać, całować, badać każdy milimetr tego pięknego ciała. Nie potrafiłem myśleć racjonalnie. Byłem udręczony Louisem.

- Jebać to. – zamknąłem segregator poddając się.

Wstałem zza biurka i po chwili opuściłem gabinet. Potrzebowałem rozmowy z Zaynem. Z całej trójki moich przyjaciół on był mi bliski najbardziej. Wszedłem po schodach na górę i skierowałem w stronę pokoju Mulata. Chwyciłem za klamkę po czym otworzyłem drzwi na oścież, a to co tam ujrzałem sprawiło, iż zapragnąłem złapać za coś podłużnego i ostrego, by wydłubać sobie tym oczy.

- Harry, kurwa! – Zayn zakrył siebie i Nialla kołdrą. Podpierał się na łokciach górując nad Irlandczykiem, który schował z zażenowaniem twarz w zagłębieniu szyi pół-anglika.

- Ubierzcie się, Boże. – odwróciłem wzrok patrząc na ścianę, przygryzłem wargę nie chcąc się zaśmiać. Już i tak byli zajebiście skrępowani, po co dodatkowo ich męczyć?

Zayn i Niall niemal z prędkością światła ubrali bokserki i spodnie, a blondyn mijając mnie wsuwał głowę przez koszulkę chcąc zapewne tym ukryć rumieńce. Wyszedł z pokoju. Z szerokim uśmiechem przysiadłem koło Mulata wpatrującego się we mnie z wyrzutem, nie założył bluzki.

- Czego? – mruknął.

- Wybacz, nie sądziłem, że akurat będziecie...zajęci... - nie wytrzymałem pozwalając, na to aby śmiech opuścił moje usta. Po chwili został stłumiony przez śniadego mężczyznę gdy uderzył mnie w głowę z całej siły poduszką, zachwiałem się i poprawiłem włosy, które opadły mi na twarz.

- Spierdalaj. Co chcesz? – niby od niechcenia oparł się na dłoniach odsuwając w tył.

- Rady. – zacisnąłem usta. Widziałem jak wyraz twarzy mojego przyjaciela się zmienił.

- Więc...słucham. – utkwił wzrok w mojej twarzy. Odetchnąłem głęboko układając w ciągu tych paru sekund składne zdania.

- Czy przesadziłem? – nigdy nie owijałem w bawełnę, zresztą tak jak on. – W sensie...co sądzisz o tym co zrobiłem w nocy? Powiedz szczerze... - mężczyzna zmarszczył czoło i spojrzał w górę. Był to charakterystyczny odruch oznaczający to, iż głęboko się nad czymś zastanawia.

- Tak. Przesadziłeś. – odparł krótko. – Od początku nie podobał mi się ten pomysł, ale gdy tylko powiedziałeś, że przeczuwasz, iż młody spierdoli od razu zadeklarowałem swoją pomoc, więc nie śmiałem się wycofać. Skoro jednak mam być szczery to tak zrobię. Zachowałeś się jak najgorszy możliwy chuj. Odkąd tylko chłopak pojawił się u nas ciągle sprawiasz, że płacze. Jestem tylko ciekawy jak to robisz, zdradź mi i reszcie chłopaków swój sekret. – prychnął z drwiną. – Niall ma rację. Powinniśmy sprawić, by nam zaufał. Będzie łatwiej gdy między tym dzieciakiem, a nami powstaną relacje koleżeńskie. Tylko Ty jesteś w stosunku do gówniarza taki...brutalny. A to jeszcze kurwa, dziecko Harry... Te groźby gwałtu? Stary, kompletnie nie w Twoim stylu! Wszyscy, oczywiście oprócz Louisa wiemy, że nie byłbyś do tego zdolny. Dlatego na koniec zadam Ci pytanie; czemu nie możesz spróbować mieć z nim tak dobrych stosunków jak ma Niall i Liam? Sam tego chcesz, widać...

Wow, zatkało mnie. Aż takiej bezpośredności się nie spodziewałem.

- Ja...no, bo... - nie potrafiłem ubrać swoich uczuć w słowa. A jeśli mnie źle zrozumie? Jak mam mu to powiedzieć do cholery?!

- Zapomniałeś angielskiego? – przewrócił oczami zniecierpliwiony wyczekując mojej odpowiedzi.

- Nie. Dzięki. – niemal wybiegłem z pokoju pozostawiając Zayna osłupiałego w sypialni.




- Proszę! – usłyszałem zza drzwi. Westchnąłem z ulgą słysząc, że Louis przestał płakać.

Wszedłem do pokoju przełykając ślinę, ponieważ chłopak od razu się zgarbił. Ciekawe czy w ogóle się z niego ruszył odkąd wyszedłem. Musiałem powstrzymywać moje oczy przed gapieniem na pulchne uda szatyna, na których opinał się przyciasny jeans.

Chryste...

- Możesz wstać? – spytałem łagodnie z małym uśmiechem.

- Po co? – wymamrotał bawiąc się materiałem za dużej koszulki.

- Chociaż na mnie spójrz. Chcę rozmawiać z Tobą, a nie Twoimi włosami. – prosiłem nie zmieniając barwy głosu, by zachęcić go.

Louis posłuchał mnie i podniósł głowę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Prawie stęknąłem kompletnie zauroczony oczami nastolatka. Ich błękit idealnie zgrywałby się z niebem, lub taflą wody w oceanie. Po chwili otrząsnąlem się przypominając po co tu w ogóle przyszedłem, jednak zanim się odezwałem moje milczenie przerwał szatyn.

- Chciałeś coś ode mnie? – spytał nieśmiało.

- Właściwie to tak... - powiedziałem cicho. – Wybaczysz mi...? – uklęknąłem przed skamieniałym chłopakiem. Ułożył usta w malutką literkę 'o', kiedy ująłem jego dłonie w swoje. – Przepraszam Louis. Bardzo Cię przepraszam. Wiem, że na to co zrobiłem w nocy, nie mam prawa mieć wytłumaczenia, nic tego nie usprawiedliwia, dlatego nie będę się nawet próbował kajać. Proszę Cię tylko o zapomnienie. Tych wszystkich nieprzyjemnych rzeczy, które wydarzyły się między nami w przeciągu ostatnich dwóch dni. Niesamowite, że przez tak krótki okres stworzyłem Ci niemałe piekło, co? – zaśmiałem się gorzko lekko trącając nosem zwisające z krawędzi łóżka nogi nastolatka. – Zazdroszczę Niallowi i Liamowi...Zwłaszcza temu pierwszemu...Mają z Tobą taki świetny kontakt. Wiem, wiem, sam doprowadziłem do takiego stanu rzeczy. Wszystko to moja wina, ale...chciałbym, abyśmy zostali przyjaciółmi...Zależy mi na tym i...może tego nie rozumiesz, bo w końcu zachowywałem się jakby moje plany były całkowicie inne, ale...To co zaraz powiem zabrzmi zajebiście głupio, jednak mam nadzieję, iż postarasz się zrozumieć... - wziąłem głęboki wdech. – Czuję od Ciebie wręcz na kilometr pozytywną energię. Wydajesz się być taki...pełny życia...z poczuciem humoru, niewyparzoną buźką co mnie kręci. Twoje oczy błyszczą ilekroć się uśmiechasz i mimo tego, że pewnie sądzisz, iż nigdy tego nie widziałem...często Cię obserwuję. Po prostu...męczącym jest, że ilekroć mnie widzisz zaczynasz się trząść, boisz się choćby utrzymywać kontakt wzrokowy. Nie chcę tego...

- Czyli wypuścisz mnie? – mój wywód przerwał zdumiony szatyn.

- Lou... - zacząłem zmieszany.

- No co 'Lou'? Nie, prawda? – zmrużył oczy, a ja nie potrafiłem wyczytać z jego mimiki konkretnej emocji.

- Wiesz, że to niemożliwe kochanie...

- Nie nazywaj mnie tak! – odepchnął mnie przysuwając łydki do siebie. Moja mina musiała być w tamtej chwili komiczna. – Wiesz...wiesz co? – wbił we mnie gniewny wzrok, a ja nie mogłem być bardziej zszokowany jego nagłą zmianą zachownaia. – Kiedy...kiedy mówiłeś to wszystko naprawdę sądziłem...że to mogłoby wypalić...To całe poprawienie relacji, ale...teraz rozumiem! Nie chcesz prawdziwej przyjaźni tylko tego, abym zbliżył się do Ciebie, bo wtedy mógłbyś dobrać mi się do majtek! Masz kompletnie w dupie moje cierpienie, bo...zgadnij co! Mam ochotę płakać CAŁY CZAS. Kiedyś gdy dostałem pałę z fizyki uznałem to za najgorszy dzień w moim życiu...Od razu zmieniłem zdanie po dniu gdy poznałem Ciebie. Porwałeś mnie, odciąłeś od ojca...a właściwie to świata! Nie mogę wyjść na dwór, przeglądać internet...Zabrałeś mi coś na co zasługuje każdy człowiek! Wolność. Ja... - jego dolna warga zadrżała. Nie. - ...nienawidzę Cię! – nie pamiętałem kiedy ostatnio czułem się tak źle, jak wtedy, gdy Louis znowu się rozpłakał krzycząc na mnie. Nie śmiałem mu przerywać. – Możesz zrobić ze mną co chcesz! Przywiązać do łóżka i używać gdy tylko najdzie Cię ochota na seks! Możesz nawet zmuszać mnie do ssania Ci parę razy dziennie! Lotto mnie to! Nigdy nie będziemy przyjaciółmi! Wynoś się i nigdy więcej nie podejmuj tego tematu! – byłem oficjalnie w szoku. Moje oczy, aktualnie wielkości spodków patrzyły jak zapłakany szatyn na czworakach błyskawicznie przysuwa się do poduszki po to, by zacząć w nią łkać.

Ja pierdolę. Jestem zerem. Chyba pobiłem jakiś w rekord w doprowadzaniu nastolatka wielokrotnie do histerii w ciągu jednej doby.

Pospiesznym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Dawno nie pragnąłem uciec tak bardzo jak w tej chwili. Złapałem za klamkę odwracając się w stronę Louisa, którego ciałem wstrząsały spazmy.

Byłeś taki szczęśliwy nim mnie poznałeś. Chcę znowu zobaczyć Twój uśmiech...*

-----------------------------------------------------------------------------------------------
*Małe nawiązanie do piosenki "Through The Dark" One Direction.

Rozdział dedykuję mojej cudownej przyjaciółce Basi. Kocham Cię i tęsknię strasznie <3

Co sądzicie o teledysku do 'Just Hold On'? Ja mam obsesję i nie mogę przestać oglądać haha <3

Komentujcie i gwiazdkujcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro