#25
- Muszę siku. – w aucie pełnym rosłych mężczyzn, przy których po środku, na tylnym siedzeniu czułem się niemal jak małe dziecko, rozniósł się zbiorowy jęk poirytowania.
- A mówiłem, żebyś poszedł do łazienki tuż przed wyjazdem! Czekają nas jakieś dwie godziny jazdy!
- Ale jeszcze 15 minut temu mi się nie chciało! – dyskutowałem zażarcie z Harrym.
- Zayn, zajedź na najbliższą stację benzynową, przy okazji się zatankujesz, a młody nie obsika nam tapicerek. – Niall położył rękę na udzie Mulata, siedzącego za kółkiem. Skinął głową, po czym z małym uśmiechem przykrył dłoń Irlandczyka swoją.
Kiedy tylko wszyscy wstaliśmy, od razu zabraliśmy się za pakowanie naszych walizek, a po zjedzeniu bardzo pożywnego i dużego śniadania, wyjechaliśmy w drogę, której cel zaznaczyliśmy na GPS'ie pożyczonym od Palvina. Cudownej atmosfery nie były nam w stanie nawet zepsuć humorki Emily, ewidentnie niezadowolonej z powodu mojej zażyłości z brunetem jak jeszcze nigdy przedtem. Próbowałem zachowywać się jak przystało na mój wiek, widząc jak dojrzałe relacje panowały między Zaynem oraz Niallem, ale koniec końców i tak robiłem z siebie troszeczkę zbyt roześmianego, zakochanego nastolatka, który wiecznie podchodził do swojego obiektu westchnień, formując usta w jednoznaczny dzióbek. Dopiero po otrzymaniu krótkiego, soczystego buziaka, odchodziłem, wręcz podskakując, a rumieńce z mych policzków nie znikały przez najbliższe pięć minut. Nawet jeśli mogło irytować to resztę otoczenia w jakim się znajdowałem, cóż, chyba nigdy nic nie obchodziło mnie mniej.
Mimo to, naprawdę się starałem.
Po kilku minutach przekomarzania się ze mną całej czwórki, nareszcie dojechaliśmy do miejsca, w którym znajdowała się łazienka. Malik zatrzymał się przy jednym z dystrybutorów paliwa, a zaraz po tym ja wraz z Liamem opuściliśmy pojazd.
- Masz. – podał mi jakąś bluzę z kapturem.
- Nie trzeba, nie jest aż tak zim...
- Zakładaj to i nałóż kaptur, bo ktoś Cię rozpozna. – powiedział cicho, aby nikt oprócz nas tego nie usłyszał, ale również dość dobitnie, podkreślając powagę swych słów. Bez zadawania zbędnych pytań, szybko włożyłem ciut za dużą bluzę, a następnie narzuciłem na głowę kaptur, co po chwili uczynił też szatyn. – Idź z pochyloną głową... - mruknął, gdy oszklone drzwi, rozsunęły się przed nami. Nie chcąc być nieposłusznym (a może też nie chcąc być odkrytym...), robiłem to co mi kazał i nawet nie fatygując się powiedzeniem 'dzień dobry' do otyłego mężczyzny za ladą, udałem się prosto w kierunku toalet. Potruchtałem szybko w stronę najbliższej kabiny. – Co Ty robisz? Przecież masz tu pisuary. – słowa Liama sprawiły, że zatrzymałem się.
- Nie korzystam z nich.
- Dlaczego?
- Wstydzę się. – ignorując śmiech mężczyzny, zamknąłem się, a następnie wyszedłem po zaledwie minucie, z wymalowaną na twarzy ulgą.
- Udało się? – posłałem mu spojrzenie typu 'lecz się', odkręcając kran, w celu umycia rąk.
- Dlaczego tak w ogóle mamy nie pokazywać twarzy? Wątpię, że ktokolwiek kto nie pochodzi z okolic South Yorkshire wie jak wyglądam. – szeptałem, mimo że wiedziałem, iż nikogo prócz nas tutaj nie było.
- Nie oglądasz wiadomości i nie korzystasz z Internetu, więc nie wiesz, że... - zamyślił się na moment, zastanawiając nad odpowiedzią. - ...sprawa Twojego zaginięcia jest nagłośniona na cały kraj. – nie zorientowałem się, że z szoku wywołanego słowami szatyna, przez cały czas naciskałem na guzik, powodując wyciekanie mydła na kafelki. – Nie wierzysz? To odwróć się. – zmarszczyłem brwi, po opłukaniu rąk. Obróciłem się w jego stronę tak jak prosił i wtedy on odsunął się nieznacznie na bok ukazując mi dwa plakaty, przez które krew w moich żyłach zastygła na dobre parę sekund.
Nagłówkiem jednego z nich był napis ''Zaginął'', a dalej załączono zdjęcie (swoją drogą, jedne z lepszych jakie miałem) najważniejsze, podstawowe informacje dotyczące mojego wyglądu, wieku, ostatniego miejsca pobytu i tym podobnych. Na górze drugiego plakatu uwagę przykuwały pogrubione, czarne litery słowa ''Poszukiwani''. Dalej pojawiła się niewielka ilość informacji oraz zdjęcia czwórki mężczyzn. To Harrego było z czasów...o mój Boże...jego pobytu w zakładzie karnym... Przełknąłem ciężko ślinę nie dowierzając temu jak został tam ukazany. Jego, wtedy jeszcze krótkie loki, odkrywające mocne rysy twarzy, nadawały mu iście złowrogi wygląd, jaki zapamiętałem z pierwszych dni naszej znajomości. Nieprzyjemne ciarki wprawiały moje ciało w drżenie, kiedy obserwowałem sposób w jaki jego zmęczone, przepełnione agresją i żalem oczy wpatrywały się w obiektyw. Wyglądał jak zwyrodniały kryminalista, nie posiadający za grosz serca. Zapewne ilekroć ludzie widzieli takie zdjęcia z podobizną bruneta, czuli obrzydzenie do 'tego okropnego typa, który porwał Bogu winnego, młodziutkiego chłopaka'...
To nie jest mój Harry. Nikt go nie zna, tak jak ja czy chłopaki. Nie chcę, żeby był tak postrzegany!
- Chodźmy stąd. Niedobrze mi... - rzuciłem, wychodząc z łazienki. Po chwili, z lekkim opóźnieniem, dołączył do mnie szatyn.
Wróciliśmy do samochodu, a po zamknięciu przez Liama drzwi do niego, Zayn od razu odpalił silnik. Czułem nieodparte pragnienie, przebywania blisko kędzierzawego mężczyzny, dlatego też po zapięciu pasów, wtuliłem się w jego muskularne ramię, przymykając oczy. Westchnąłem z uwielbieniem, przykładając nos do materiału jego koszuli.
- Zmęczony jesteś?
- Może... - odpowiedziałem równocześnie ziewając. Zachichotał krótko, ja spojrzałem na niego spod rzęs.
- Zdrzemnij się. Szybciej minie Ci droga. – ujął moją małą dłoń między swoje palce, a następnie ucałował jej wierzch z szerokim uśmiechem, pokazując mój ósmy cud świata – dołeczki.
Jak jeszcze dwa miesiące temu mogłem myśleć o tym aniele w ludzkiej skórze jak o najgorszym wcieleniu diabła?
Dom jak się okazało, był dużo mniej luksusowy niż ten Palvina. Niczym nie wyróżniał się na tle innych domów z okolicy przez swój zwyczajny wygląd. Nasi najbliżsi sąsiedzi znajdowali się dobry kilometr dalej, co nie uważałem za koniecznie, bo...to nie tak, że chciałem stamtąd uciec... Harry jednak, jak podejrzewałem, nie był co do tego taki pewny. Ściany budynku były koloru żółtego, za to dach posiadał czarne dachówki. Uśmiechnąłem się podekscytowany po zatrzymaniu przez Zayna auta na zatrważająco wręcz zaniedbanym trawniku. Wysiedliśmy szybko, przy czym lekko popychałem Harrego do przodu, chcąc by się nie ociągał jak to miał w zwyczaju.
- Jak tu...uroczo. – oceniłem, rozglądając się przejęty.
- A ja już widzę ten syf jaki zastaniemy po wejściu do środka. – mruknął Styles, otwierając bagażnik, z którego każdy z nas wyciągnął walizkę (warczałem na każdego, kto tylko próbował mi pomóc, ale to tylko szczegół).
- Niby czemu?
- Chris mówił, że nikt nie był w tym domu od pół roku. Można sobie tylko wyobrazić jak gruby kurz pokrywa...właściwie wszystko.
Jak się okazało, nie przesadzał. Musiałem przyznać, że już od dawna nie widziałem tak brudnego, zabałaganionego wnętrza. Oczy zaszły mi łzami, po kilkukrotnym zaciągnięciu się zanieczyszczonym powietrzem, więc pierwszą rzeczą jaką uczyniłem po odłożeniu walizki było otwarcie wszystkich okien w pobliżu.
- Nie wiem jak Wy, ale ja nie mam zamiaru przebywać w tym pierdolniku. – Niall popchnął nasze bagaże w kierunku najbliższej ściany.
- To co, będziesz spał na dworze? – Zayn wywrócił czule oczami.
- Nie, miałem na myśli to, że posprzątamy. Teraz. – zgodziłem się z nim głośnym, kichnięciem. Przynajmniej dla mnie brzmiało to jak potwierdzenie.
- Jak to teraz? – Payne razem z Malikiem zdecydowanie nie okazywali tyle zaangażowania co ja.
- W przeciwieństwie co do świń, my nie lubimy siedzieć w chlewie. – z Harrym parsknęliśmy na dość zabawną ripostę Irlandczyka.
- Spoko, Ni, jestem za, ale czym chcesz tutaj to wszystko ogarnąć? Nie mamy nawet przy sobie choćby ścierki. – brunet objął przyjaciela ramieniem.
- Pomyślałem za Was i wziąłem z domu Chrisa różne szmatki, płyny, gąbki i inne rzeczy tego typu. – wyprostował się dumnie.
- On o tym wie? – zapytał.
- Nie, ale jakby nie patrzeć, mieszka w pieprzonym pałacu, nie zrobi mu to różnicy. – zaśmialiśmy się zgodnie całą piątką. Farbowany blondyn podszedł do swojego bagażu, a następnie począł wyciągać z niego wcześniej wspomniane przez siebie środki czystości.
- Może podzielmy się. – zaproponował Liam z czym żaden z nas się nie sprzeciwiał. – Ni i Ze pójdą na górę, a ja, Lou i Hazz zostaniemy na dole, mamy trochę więcej rzeczy do wyczyszczenia, bo tu jest więcej dużych pomieszczeń. – kiwaliśmy tylko głowami, każdemu z nas odpowiadał taki podział.
Nie marnując więcej czasu, wzięliśmy jak najprędzej do rąk potrzebne płyny, gumowe rękawice i ścierki. Po zniknięciu pary na schodach, uzgodniliśmy z Liamem, że na początek on sam wyczyści łazienkę, a nam zostawi kuchnię. Bardzo obszerną i śliczną kuchnię, swoją drogą. Harry od razu zgłosił się do umycia lodówki, ja za to zabrałem się za wytarcie blatów oraz wnętrze szafek.
- Włączmy muzykę. – powiedziałem tuż przed rozpoczęciem swojej części porządków.
- Ok. – odrzekł krótko, podając mi MP4, które zostawiłem w jego płaszczu. Odłączyłem od niego słuchawki, a następnie włączyłem losowy utwór jakim okazała się piosenka Little Mix ''Down & Dirty''.
Uśmiechnąłem się, śpiewając cicho pod nosem, po naciągnięciu na swoje małe dłonie, zdecydowanie za dużych rękawiczek. Nie mogłem się powstrzymać, dlatego kręciłem biodrami do energicznego rytmu piosenki, co jakiś czas zerkając na kędzierzawego mężczyznę (a właściwie na jego nogi z przylegającymi do nich czarnymi rurkami, które jako jedyne było widać zza otwartych drzwiczek do lodówki (co nie znaczy, że nie miałem się na co popatrzeć, bo owszem, miałem)).
- Yeah, if we only got one night, forget about the world outside... - na mojej twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech, po wpadnięciu na może dziecinny, ale według mnie śmieszny pomysł. - Put your hands up real high... - przesunąłem wewnętrzną stroną dłoni po brudnej powierzchni szafek kuchennych, a następnie zbliżyłem się do Harrego. – Get down & dirty! – w momencie, w którym miałem właśnie pobrudzić biały materiał jego koszuli, wysoka sylwetka wyprostowała się niespodziewanie. Zatrzymałem rękę w górze, czując pojawiające się rumieńce.
- No to teraz zamraż... - odwrócił się, urywając w połowie. Po kilku sekundach wpatrywania się w moją dość nietypową pozę, w jakiej mnie zastał, uniósł brwi. – Uuu komuś tutaj nie wyszedł jego niecny plan. – wciągnąłem gwałtownie powietrze przez zęby, kiedy mężczyzna chwycił moje nadgarstki w dłonie i przygwoździł do ściany, przytrzymując brudne rękawiczki przy biodrach. – Nie uważasz to za zbyt lekkomyślne? – przemawiał ochrypłym głosem. Zetknął się czołem z moim, nie przerywając kontaktu wzrokowego nawet na chwilę. Miałem wrażenie, że prawie w ogóle nie mrugał. – Jestem od Ciebie wyższy, silniejszy... - wyliczał przenosząc jedną z rąk na moje pośladki, wywołując tym u mnie ciche jęknięcie, za które przekląłem się w myślach.
- Nic mi nie zrobisz. – powiedziałem pewnie.
- Ah tak? – zaśmiał się krótko, co wykorzystałem, sięgając szybko po butelkę ze spryskiwaczem, by później wytrysnąć płyn o bardzo intensywnym zapachu na t-shirt kędzierzawego. Pisnął zaskakująco wysoko jak na niego, odskakując ode mnie. Pobiegłem na drugi koniec pomieszczenia chichocząc aż nazbyt słodko. Wskoczyłem na blat, brudząc przy tym swoje szare spodnie i wyciągnąłem w stronę bruneta butelkę ze środkiem czystości, w dalszym ciągu trzymając palec na spryskiwaczu.
- Mam płyn do czyszczenia, ręce do góry!
- Doigrałeś się, smarku. – udawał rozgniewanego, wskazując na mokrą koszulkę.
- Teraz na pewno nic mi nie zrobisz. – uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Nie bądź taki hop do przodu, kochanie. – mruknął podchodząc bliżej i wtedy ponownie psiknąłem przezroczystą cieczą na ubranie zielonookiego, który ku mojemu zdziwieniu nie cofał się.
- Nie podchodź! Czemu się nie odsuwasz? – naciskałem na plastik, broniąc się rozpaczliwie.
- Bo wiem, że nie będziesz celował w twarz. – uśmiechał się szeroko, wiedząc, że znalazłem się na przegranej pozycji.
Cholera.
- Harry, nie! – wyrywałem się, po tym gdy mężczyzna zabrał z moich rąk środek czystości, potem biorąc na ręce w stylu panny młodej.
- Spokojnie, poboli i przestanie. – pisknąłem głośno, słysząc to. Śmiał się dźwięcznie, przenosząc mnie na inną część blatu. – Boże, żartowałem, nic Ci nie zrobię, panikarzu! – prychnął, przytrzymując mnie tak, abym leżał na plecach.
- Skąd mam wiedzieć?! Wyglądasz na seryjnego mordercę! – majtałem nogami, między którymi on z łatwością stanął, unikając przy tym kopnięć.
- Nie ufasz mi? – zapytał dużo poważniej niż prawdopodobnie miał w zamiarze. Oblizałem wargi, uspokajając się powoli.
- Ufam... - odparłem cicho.
- Więc... - ubrudził rękawiczkę podobnie jak ja swoją zaledwie dwie minuty wcześniej. - ...Przyjmij karę jak prawdziwy mężczyzna! – roześmiał się, przykładając zakurzony paluch do mojego policzka.
- Zostaw! Nie! – wyginałem plecy na wszystkie możliwe sposoby, jakby miało mi to pomóc. Czułem jak odrażający brud pozostawał na mojej skórze, układając się w konkretny wzór.
- Byłeś dzielny. – starał się nie śmiać zbyt głośno, po wyswobodzeniu mnie spomiędzy swych umięśnionych, wytatuowanych ramion. Burknąłem coś obraźliwego pod nosem, schodząc z blatu. – Możesz zobaczyć moje dzieło. – podał mi dużego iPhona, żebym przejrzał się w jego wygaszonym ekranie.
- Jak znam życie to nabazgrałeś mi tam jakiegoś kutasa. – wziąłem do rąk komórkę i uniosłem na wysokość nosa. Nie ukrywałem szerokiego uśmiechu, przez który zmrużyłem oczy, ukazując w ich kącikach kurze łapki. – Oh...serduszko... - wyjątkowo koślawe...ale nadal serduszko! Z naszymi inicjałami w środku... - To jest takie urocze. Aww Harold. – objąłem jego szyję i stając na palcach, cmoknąłem w usta.
- Moglibyście łaskawie zająć się sprzątaniem, a nie wymienianiem śliny? – do kuchni wparował Liam, wymachując w naszą stronę niebieską szmatką. – Was nie można zostawić nawet na pięć minut samych, bo naprawdę niewiele Wam trzeba, żeby znaleźć pretekst do obściskiwania się!
- Jesteś o-b-r-z-y-d-l-i-w-y! – przeliterowałem ostatnie słowo, na koniec uderzając Harrego w ramię, po tym jak po raz niewiadomo który w ciągu 5 minut puścił bąka.
- To nie moja wina, że Zayn na obiad zrobił kapuśniak i do tego z brukselką! – śmiał się z mojej miny i sposobu w jaki zatykałem nos zniesmaczony. – Poczekaj, teraz drugą stroną idzie...
- BOŻE DROGI, WYPIEPRZAJ Z TEGO POKOJU, ŚWINIO! – krzyknąłem, nie ukrywając już dłużej uśmiechu. Pokazał mi język, na co ja odpowiedziałem spychając go na drugi koniec naszego łóżka w pokoju na piętrze. Przeturlał się do drewnianej ramy, dławiąc się własnym śmiechem.
- Obydwoje dobrze wiemy, że nie chciałbyś tego. – wyszczerzył zęby.
- Polemizowałbym. – założyłem ręce za głowę, przymykając oczy. Trwałem w taki sposób niezbyt długo przez pewnego, wysokiego osobnika z kędziorkami na czubku, który znalazł się nade mną, podpierając swój ciężar na rękach. – Potrzebujesz czegoś? – spytałem, otwierając oczy. Starałem się ignorować sposób w jaki nasza ówczesna pozycja działała na moje młodzieńcze hormony.
- Na to pytanie możesz odpowiedzieć już sam... - powiedział cicho, bez ostrzeżenia łącząc nasze wargi w gorliwym pocałunku, który już po chwili nabrał wiele intensywności, rozgrzewając moje ciało do temperatury, wymagającej ściągnięcia z nas obojgu ubrań. Po tym jak podniosłem się, siadając, ściągnąłem koszulkę, przerywając namiętną pieszczotę, a brunet nie tracąc czasu zrobił to samo. Oparłem dłonie na wytatuowanym, przepięknym torsie mężczyzny, odnajdując swoimi ustami te jego. On przesuwał palce po skórze na moich plecach, zahaczając co jakiś czas o gumkę bokserek. Wyskomlałem coś potrzebująco w jego wargi, później przyciskając biodra do tych jego, domagając się tarcia między nami. – Nie mogę przestać myśleć o wczorajszej nocy... - odezwał się, wsuwając dłoń pod moją bieliznę przez co westchnąłem głośno. – Boli Cię?
- Porównując do tego co było rano? Wcale. – pogłaskałem zielonookiego po policzku. Uśmiechnąłem się widząc jak wtulił się w moją rękę. To było lepsze niż czekoladowy krem. A ja kocham czekoladowy krem. – Co robi...oh! – uniosłem się na parę centymetrów, kiedy mężczyzna dotknął palcem obręcz naokoło mojej dziurki.
- Wiesz co? – przybliżył usta do mojej małżowiny. – Raczej już to wiesz, ale cholera, pragnę Cię. – szepnął, po czym musnął wargą moje ucho, wywołując tym u mnie wszechogarniające ciarki. Harry zabrał rękę z moich bokserek w celu pozbycia się szarych dresów, nadal troszkę ubrudzonych po porządkach. Opadłem na poduszki, unosząc biodra do góry, pozwalając rozebrać się całkowicie. – Z dnia na dzień robisz się coraz piękniejszy, jak to możliwe?
Dzięki Tobie rozkwitam...
Sapnąłem, gdy brunet ułożył się nade mną i od razu zassał skórę tuż nad obojczykiem. Wplotłem palce we włosy ukochanego, oplatając nogami w pasie. Oddychałem szybko, pojękując ilekroć jego brzuch ocierał się o mojego twardego, wyciekającego już penisa. Czułem, że mogę postradać zmysły tylko od tego.
- Weź...mnie... - wydukałem, a mój głos brzmiał jak piszcząca piłeczka, gryziona przez psa. Cóż, jednak między Harrym a tym zwierzęciem jest jakieś podobieństwo...
- Co? – czułem jego gorący, oddech na szyi.
- Powiedziałem... - zarumieniłem się jeszcze bardziej, moje nogi zaczęły dygotać - ...weź mnie...
Moje słowa zadziałały jak przecięcie hamulców, które mężczyzna trzymał w sobie, ponieważ niemal od razu przekręcił mnie na brzuch, podobnie jak wtedy na wakacjach. Przyciskałem biodra do materaca, chcąc otrzeć się o jasne prześcieradło, co brunet od razu stłumił dając mi siarczystego klapsa w pośladek.
- Niegrzeczny. – pocałował mnie w miejscu, w którym skóra zaczynała powoli przybierać kształt zaczerwienionej dłoni Harrego. Przeciągnąłem imię bruneta, przepełniony zniewalającą przyjemnością, po tym jak ni stąd ni zowąd wsunął całkowicie we mnie język. Poruszał nim przez chwilę, utrzymując moje biodra w miejscu, powstrzymując od wiercenia nimi, aż przerwał wszystko po zaledwie kilkunastu sekundach. – Chcesz mieć karę? – cały się trząsłem z pożądania, a głęboka chrypka bruneta w ogóle nie pomagała.
- Nie wiedziałem, że masz jakieś zapędy fetyszowskie. – drażniłem się, narażając na wcześniej wspomnianą karę, ale w zasadzie nie przeszkadzałoby mi gdyby do takowej doszło. – Jakich ja tu się rzeczy dowiaduje...
- Nie mów tak jakby Ci się nie podobało. – uszczypnął tkliwie wnętrze mojego uda, przez co, ze względu na to, że już mnie nie przytrzymywał, upadłem bezwładnie na lewy bok. – O tym właśnie mówię. – nadgryzł pełną wargę, śmiejąc się cicho.
- Masz za wysokie libido. – parsknąłem.
- Ja? To Ty wijesz się i jęczysz jak tania dziwka... - kopnąłem go w łydkę przez określenie jakiego użył. - ...Gdy tylko Cię dotknę zawsze jesteś dla mnie taki gotowy... - przejechał palcem wskazującym po całej długości mojego penisa, westchnąłem.
- Wypraszam sobie! – odepchnąłem rękę mężczyzny, mimo iż wcale nie chciałem. – Jestem w dalszym ciągu nastolatkiem z burzą hormonów!
- Mhm... – położył się obok mnie. – A więc czy mój kochany 'nastolatek z burzą hormonów' ma jakieś specjalne życzenia? – prawie nie dotarł do mnie sens pytania jakie mi zadał przez słowo 'kochany', które roztopiło moje serca zmieniając w nieszczęsną papkę. Otrząsnąłem się, czując na sobie jego wyczekujące spojrzenie.
- Chyba mam... - przyznałem półgębkiem. Harry uśmiechnął się szeroko, ponaglając skinieniem głowy. – Mogę być na górze? – wypaliłem. Zielonooki zmarszczył brwi w konsternacji, a ja dopiero wtedy zrozumiałem, że prawdopodobnie źle mnie zrozumiał. – To znaczy...Nie w tym sensie, że Ty na dole a ja na górze, tylko że ja będę tak jakby na górze, a Ty tak jakby na dole... - plątałem się w swoich wytłumaczeniach, koniec końców chowając twarz w dłoniach zażenowany. Brunet wybuchł gromkim, wyjątkowo piskliwym jak na niego śmiechem.
- Po prostu powiedz, że chcesz mnie ujeżdżać. – miałem ochotę zwinąć się w kulkę. – Reagujesz jak chłopiec z podstawówki, Boże. – nie dowierzał mojej niewinności, jakiej w dalszym ciągu mi nie brakowało.
- Mówiłem przecież, że nawet pornosów nie oglądałem! – nie zamierzałem odkrywać twarzy aż do śmierci. Wyidealizowane plany na przyszłość, zrujnował Harry, ujmując moje dłonie w swoje i przysuwając je do swojej piersi.
- To nic, kochanie. Właściwie, przez to, że jesteś...prawdopodobnie najbardziej grzeczną osobą jaką spotkałem, kręcisz mnie bardziej niż mieści się to w jakiejkolwiek skali. – przyłożył moje drżące łapki do miejsca, w którym znajdowało się jego posiniaczone, żwawo bijące serce.
- I Ty mówisz, że nie jesteś dobry w słowach... - zmniejszyłem zdecydowanie zbyt dużą odległość między nami poprzez czuły jak i zmysłowy pocałunek.
Sięgnąłem do rozporka w spodniach mężczyzny, które już po chwili, razem z bokserkami wylądowały na podłodze, ale żaden z nas nie przejmowało się bałaganem jaki narobiliśmy, zbyt upici sobą. Ocierałem się o niego nieprzerwanie, a jedyne o czym myślałem to ponowne złączenie się naszych ciał tak jak poprzedniego wieczoru.
- Louis...
- Błagam, nie mów, że wszystko masz w walizce...
- Bingo. – przeciągnąłem z frustracją słowo 'nieee', gdy brunet wstał, tym samym przerywając wzajemną pieszczotę naszych ciał. – Chcesz, żeby Cię bolało? – pokręciłem głową, na co on odpowiedział delikatnym uśmiechem. Ukucnął przy walizce, dając mi idealny widok na jego umięśnione plecy i pośladki. Przygryzłem wargę.
- Cóż za tyłeczek, Panie Styles... - położyłem się na boku, nogi układając w sposób, który miałem nadzieję był seksowny. Harry zareagował przekręcając się w moją stronę ze znajomymi przedmiotami w obu dłoniach i zbyt pewnym siebie uśmieszkiem.
- Tobie nie dorównuję, Paniczu Tomlinson. – mruknął wczołgując się na łóżko.
- Podoba mi się. – powiedziałem, podczas kiedy on wyciskał przezroczystą substancję na rękę.
- Co?
- To jak ja nazywam Ciebie Panem, a Ty mnie Paniczem. – kędzierzawy mężczyzna sapnął, na chwilę zamykając oczy.
- Kurwa, to pierwsze brzmi tak zajebiście w Twoich ustach... - w momencie, w którym już chciałem odpowiedzieć mu bezczelnie jak miałem w zwyczaju, zamiast tego jęknąłem być może trochę za głośno, przez znalezienie się w moim wnętrzu aż dwóch palców bruneta.
- T-tak się ni-nie rob-bi... - stękałem, kładąc się wygodniej na plecach. Harry kompletnie ignorował te słowa poruszając palcami, tuż przy mojej prostacie, drażniąc ją.
Robił to specjalnie. Jestem...oh! Jestem tego pewny.
- Dużo mówisz, mało robisz. – wzruszył ramionami. Widziałem jak przenikliwy wzrok wbijał w całą moją sylwetkę, skupiając się głównie na znienawidzonych przeze mnie krągłościach. Rumieniłem się, pojękując z rozkoszy, bo sposób w jaki się na mnie patrzył był w pewnym sensie dużo bardziej podniecający niż sam dotyk...
- Harry, ja tak bardzo...
- Wiem, kochanie, ja też już nie mogę wytrzymać, ale musisz być cierpliwy. – następnie wsunął we mnie trzeci palec.
Ale ja chciałem dokończyć słowami ''kocham Cię'', nie ''pragnę Cię''...
Nie odczuwałem już tak dużego dyskomfortu jak wczoraj. Nadal nie było to co prawda najlepsze uczucie na świecie, ale ból nie pojawił się nawet na chwilę. Często unosiłem się lekko nad materac, aby złączyć nasze usta w krótkim, niechlujnym pocałunku. Sam nie wiedziałem jakim cudem po pewnym czasie brunet leżał na plecach, a ja siedziałem okrakiem na jego miednicy. Spuściłem głowę odrobinkę zawstydzony.
- A jeśli coś zrobię nie tak? – muskałem opuszkami palców tatuaże liści tuż nad jego piękną linią V.
- Będzie ok, Lou, zaufaj mi. Ufasz mi, prawda? – ja tylko nachyliłem się nad nim, chyba już po raz setny całując go. Uniosłem biodra w górę, nie odrywając się od jego warg choćby na sekundę.
Od wielu dni mój umysł nawiedzały swego rodzaju wyrzuty sumienia. Nie chciałem się w nim zakochać, nie powinienem był się w nim zakochać, nie wolno mi było się w nim zakochać! Ale...kiedy tylko zbliżaliśmy się do siebie w tym niezwykle intymnym, przepełnionym mieszanką wielu niekonkretnych uczuć akcie...wtedy pojmowałem, że w ogóle tego nie żałuję. Pieprzone złoto głupców.*
------------------------------------------------------------------------------------------
*Zgadliście. To ''Fool's Gold" One Direction ;)
Tak mega źle pisało mi się w tym tygodniu, że już myślałam, że nie zdążę, ale na szczęście się udało.
Mały zapychacz, ale są one konieczne, aby następne były już ciekawsze ;)
KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro