#20
Czy to jest prawdziwe?! – było pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie po wjechaniu na teren olbrzymiej rezydencji po kilku godzinach lotu.
Wpatrywałem się w monstrualnej wielkości dwór otoczony idealnie wystrzyżonym żywopłotem, oraz wyłożony kostką brukową. Kolorów temu dość ponuremu podłożu nadawały przepiękne kwiaty zasadzone na sporych grządkach zaraz przy schodach prowadzących na śliczny taras. Ściany willi (a właściwie pieprzonego pałacu) były pomalowane na biało. Okna, drzwi i dach natomiast, miały barwę głębokiej czerni.
- Cześć! – klarowny, męski głos zadźwięczał w moich uszach, kiedy tylko wysiedliśmy ze srebrnego mercedesa, prowadzonego przez jednego z ludzi Palvina. Odwróciłem się na pięcie napotykając przeciętnego wzrostu, szczupłego mężczyznę około czterdziestki. Był brunetem z orzechowymi oczami, zadbanym wyglądem i czarującym uśmiechem. Od razu domyśliłem się kim on jest po sposobie w jaki każdy z chłopaków uściskał go mocno.
- Chris, dawno się nie widzieliśmy. – Harry poklepał go po ramieniu, zachowując się jakby różnica wieku między nimi nie była żadną barierą.
- Widzę, że wakacje udane. Jesteś brązowy jak Zayn przed wyjazdem.
- Ej! – Mulat obruszył się. – Sugerujesz, że teraz jestem czarny?
- Tak. – cała reszta, łącznie ze mną odpowiedziała mu ze śmiechem. Stałem z dala od mężczyzn onieśmielony nowo poznanym.
- O, my się nie znamy. – uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i podszedł bliżej wyciągając rękę. – Chris Palvin. – przedstawił się prostując dumnie.
- Louis.
- Harry dużo o Tobie opowiadał, ale myślałem, że jesteś wyższy. – objął mnie serdecznie ramieniem, po czym zaprowadził w stronę drzwi frontowych, przy których już stała czwórka przyjaciół. – Rozgość się i czuj jak najbardziej komfortowo tylko można. – Niall nacisnął na klamkę, wpuszczając nas wszystkich do środka. Starałem się nie pokazywać tego jak wielkie wrażenie zrobił na mnie nowoczesny sposób w jaki urządzone było wnętrze oraz służba Palvina, która wniosła do środka nasze bagaże. – Chloe już jest w salo... - nim zdążył dokończyć, usłyszałem rozdzierający, znajomy dziewczęcy krzyk. Po chwili do ogromnego holu wbiegła wysoka tyczka z rudymi, potarganymi falami na czubku.
- LouLou!! – pisnęła, po chwili zgarniając mnie w swoje ramiona. Oszołomiony, ale też szczęśliwy poczułem jak podnosi mnie bez większego wysiłku nad podłogę i obraca parę razy w okół własnej osi. Wszyscy bez wyjątku się śmiali.
- Ruda!
- Jaki sexy brąz! – tęskniłem za nią...
- A ze mną się nie przywitasz? – utkwiłem, razem z dziewczyną nasze spojrzenia w Liamie, który odezwał się, przerywając nam. Chloe odstawiła mnie na podłogę i wykrzywiła wąskie usta w grymasie niezadowolenia.
- Niby czemu miałabym to zrobić? Dałeś mi jasno do zrozumienia co o mnie myślisz tuż przed wyjazdem, nim zmieniłam zdanie co do polecenia z Tobą. – dosłownie wbiło mnie w marmurowy parkiet. Ruda miała być z nami?!
- Przecież chciałem, żebyś leciała. Sama zrezygnowałaś. – spochmurniał. Harry złapał mój nadgarstek, przyciągając do siebie. Zayn razem z Chrisem szybko ulotnili się w stronę schodów, pod pretekstem zabrania ze sobą walizek lecz ja, brunet i Irlandczyk byliśmy zbyt zaciekawieni zaistniałą sytuacją by odejść.
- Skończyłam tę rozmowę. – gdy już prawie z przykrością stwierdziłem, iż coś między nimi się zepsuło, szatyn zrobił w jej kierunku duży krok, pokonując dzielącą ich odległość, obrócił w swoją stronę, a następnie złożył na jej wargach gorliwy pocałunek. Przyciągnął jej talię blisko, jakby obawiał się tego, że w każdej chwili dziewczyna może mu uciec. Przypatrywałem się parze dużymi oczami. Farbowany blondyn uśmiechnął się do kędzierzawego, co tamten odwzajemnił. Nie minęła może minuta, kiedy 25-latek odsunął się od wyraźnie zaskoczonej DeWitt.
- Umów się ze mną...Proszę... - szepnął pełen nadziei, patrząc jej głęboko w oczy. Przechyliłem głowę w bok, lewy kącik moich ust podniósł się.
- Liam...Ja... - westchnęła pod koniec. – Dobrze... - mężczyzna posłał jej prawdopodobnie najszerszy i najbardziej szczery uśmiech jaki miałem okazję u niego oglądać.
- Wygrałem, Hazza! – wyjątkowo romantyczną atmosferę zrujnował wrzask Nialla. Ściągnąłem brwi, podobnie jak Chloe z Liamem.
- Że co? – spytała dziewczyna, po czym splotła swoją dłoń z tą Liama.
- No bo...
- Morda. – brunet zacisnął zęby, patrzyłem na nich rozkojarzony.
- Co 'no bo'? – naciskał szatyn.
- Ja i Niall założyliśmy się o to czy...wpadłeś po uszy dla Chloe... - przyznał Harry. – Ja obstawiałem, że nie, natomiast on, że tak no i...
- Wyskakuj z forsy, Harold! – Irlandczyk wystawił w stronę mężczyzny wyciągniętą dłoń. Zaśmiałem się głośno, tak samo jak Ruda. Liam tylko wywrócił oczami.
- Co za idioci... – burknął, ciągnąc dziewczynę ze sobą, jak się okazało na ganek. Kędzierzawy w tym czasie wyklinając cicho przyjaciela, dał mu wygrane przez niego 200 funtów.
- Louis, Chloe, chciałbym abyście poznali moją córkę - Emily. – powiedział Palvin godzinę, po tym jak rozpakowaliśmy się i usiedliśmy całą siódemką w obszernym, pięknie umeblowanym salonie.
- Oh... - było jedynym co udało mi się odpowiedzieć, bo...w ogóle nie chciałem mieć z tą dziewczyną żadnej styczności.
- Kiedy tu będzie? – zapytała Ruda wyraźnie podekscytowana zapoznaniem się z córką Christophera.
- Powinna wrócić w każdej chwili. Rano uznała, że nie może na mnie patrzeć, więc wyszła na cały dzień z koleżankami. – wzruszył ramionami, a przez jego twarz na dosłownie ułamek sekundy wpłynął smutek.
- Myślałem, że tylko ja miałem problemy z jej humorkami... - brunet położył dłoń na moim kolanie i ścisnął je delikatnie.
- Odkąd spotykam się z Leslie, znienawidziła mnie. Nawet nazwisko sobie zmieniła! – westchnął, przecierając oczy wyraźnie wykończony.
- Bailey? – dopytywał Zayn.
- Tak. Robi wszystko, aby zmusić mnie do ponownego małżeństwa z Bethany, dlatego uznała, iż nadanie sobie nazwiska matki będzie świetnym pomysłem.
- W sumie to jej współczuję... - Chloe bawiła się dłońmi Liama. Też lubiłem to robić...Oczywiście z dłońmi Harrego.
- Co nie zmienia faktu, że... - Niall chciał coś dodać od siebie, jednak przerwał mu odgłos otwierania i zamykania drzwi. – Chyba przyszła. – jak na zawołanie w salonie pojawiła się długo wyczekiwana przez co niektórych dziewczyna.
Miała brązowane, podkręcone włosy sięgające jej troszkę za ramiona. Mocne rysy twarzy łudząco przypominały te Palvina lecz kolor oczu, jakim był błękitny, zdecydowanie bardziej przyciągał uwagę, zwłaszcza przez mocne podkreślenie ich eyelinerem. Była dość wysoka, co prawda niższa od Chloe, ale miała dużo dłuższe, zgrabne nogi, podkreślone obcisłymi, czarnymi rurkami. Drobny tułów ukryła pod luźną, białą tuniką.
Kompletnie nie spodziewałem się, tego jak piękna okaże się Emily.
- Jesteś. – Chris wyprostował się na sofie. Jego córka zignorowała go całkowicie i z uśmiechem podbiegła do nas.
- Cześć, Harry! – nie czekając na jego reakcję, objęła go mocno. Jej gęste włosy prawie trafiły do mojej buzi.
- Taa...hej Em... - pogłaskał ją krótko po plecach. Zacisnąłem pięści po bokach, a jedna z moich powiek drgnęła nerwowo.
Przez jedno, kurwa, zdrobnienie.
Okrążała kółko w jakim trwaliśmy przez ustawienie siedzeń w salonie. Przytulała każdego z osobna, jednak nikogo tak długo jak Harrego. Zatrzymała się jedynie dłużej koło Rudej, dziewczyny od razu przypadły sobie do gustu i rozmawiały chwilkę. Do mnie podeszła na sam koniec.
- Louis. – postanowiłem przedstawić się pierwszy. Wyciągnąłem do niej, z małym (wcale nie fałszywym) uśmiechem rękę.
- Emily. – zmarszczyłem brwi, gdy jej niemal oślepiający uśmiech rozpłynął się szybciej niż zdążyłbym mrugnąć. Uścisnąłem jej dłoń, po dłuższym czasie zauważając w co brunetka wbiła tak nienawistny wzrok. Kiedy wstałem w celu przywitania się z nią, Harry ułożył palce tuż nad moimi biodrami, będąc gotowym w każdej chwili przyciągnąć mnie na swoje kolana, gdy skończę. Przygryzłem wargę, ciut zestresowany. – Miło mi. – rzekła. Jej ton był tak lodowaty, że moje ciało od razu przeszły nieprzyjemne ciarki. Niestety, tylko ja zdawałem się to zauważać przez kolejne kilka godzin wspólnych rozmów w salonie, z Emily siedzącą zbyt blisko mężczyzny, w którym się zakochałem.
I nie miałem zamiaru siedzieć z założonymi rękami.
- Louis, nie wsadź mi tego do oka! – Chloe pod wieczór zwróciła mi uwagę, podczas gdy pomagałem jej nałożyć sztuczne rzęsy.
- Wybacz. Chyba jestem lepszy w wybieraniu ubrań. – parsknąłem.
Dziewczyna szykowała się na randkę z Liamem, którą była bardzo podekscytowana. Bardziej niż zwykle. Ubrała czarną przylegającą sukienkę z koronką na dekolcie, barkach i ramiączkach do łokci oraz wysokie szpilki na platformie w tym samym kolorze. Długie, rude fale spięła w masywny kok, pozostawiając jednak luźne, podwinięte lokówką pasemka po obu stronach jej nacentkowanej twarzy. Jedyne co zostało do zrealizowania przed efektem końcowym to makijaż.
- Jak myślisz, założyć podkład?
- Nie. Ewentualnie użyj pudru. Li kocha Twoje piegi.
- Oh, skąd to wiesz? – jej oczy rozbłysły ożywionym blaskiem na wzmiankę o mężczyźnie.
- Kiedyś tam słyszałem jak mu się wymsknęło. – odparłem z szerokim uśmiechem. Ruda, wydająca się być myślami gdzie indziej, przesuwała matową szminką po ustach, ani razu nie wyjeżdżając poza ich linię. – Mówił gdzie Cię zabiera?
- Nie. Tym bardziej się jaram. – niemal zapiszczała, odkładając pomadkę. – A jak Ci idzie z Harrym? – nadgryzłem dolną wargę. A jak miało iść? W ogóle jakoś miało?
- Dobrze, tak sądzę. – wzruszyłem ramionami, starając się nie brzmieć na zbyt przytłoczonego.
- Mhm... - zajęła się wypełnianiem brwi z cwaniackim uśmieszkiem, który mówił 'spoko, nic mi nie mów, ja wiem swoje'. – Fajna jest ta Emily, prawda? – zmieniła temat na, chyba jeszcze gorszy.
- Nie.
- Co? – przerwała wcześniej wykonywaną przez siebie czynność i następnie nasze prawie identyczne oczy się spotkały.
- Jest rozpieszczoną, posiadającą za drogie ciuchy typową lalunią, która nie robi nic oprócz irytowania ojca i... - wpierdalania się tam gdzie nie trzeba... - ...i...Po prostu nie jest, jak ją określiłaś 'fajna'.
- Wow. Odkąd Cię poznałam byłeś szczery, ale teraz to przeszedłeś samego siebie. – wróciła do dokańczania makijażu.
- O co Ci teraz chodzi? – poczułem się zaatakowany, słysząc ton jej głosu.
- Jesteś dupkiem.
- Słucham?! – wydałem z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk.
- Czy Ty właśnie na mnie zawarczałeś? – prychnęła, zerkając na moje odbicie w lustrze.
- Naprawdę ją lubisz?
- Jest ok. Zaprzyjaźniłam się z nią, nie wiem dlaczego Ty wręcz przeciwnie, ale nie kontemplujmy już, bo się pokłócimy, a ja nie znoszę kłótni. – westchnąłem ciężko, w końcu się z nią zgadzając. Chloe rzadko kiedy nie miała racji (ten przypadek był właśnie jednym z tych niewielu).
- Przepraszam...
- Przestań, przecież nic się nie stało. – machnęła ręką, po czym sięgnęła do swojej kopertówki.
Jeszcze mi się uda. Jeszcze im wszystkim udowodnię, że się mylą i to ja przez cały czas miałem rację co do Emily. Tylko...jak to zrobić skoro 'Ci wszyscy' zdążyli już się nią porządnie zachwycić?
Liam's POV
Spieprzyłem. Spieprzyłem po całości i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Pobyt na Itace bez niej był prawdopodobnie najgorszym okresem mojego życia. Dopiero podczas tamtego pustego, odbierającego chęci do normalnego funkcjonowania tygodnia, pojąłem to co serce chciało, abym zrozumiał już od dłuższego czasu. Ta dziewczyna wkradła się do mojej duszy i przywiązała ją do swojej na supeł niemożliwy do rozplątania. Wszystko, absolutnie wszystko kojarzyło mi się z kolorem jej włosów, jej piegami, jej długim, smukłym ciałem, jej małymi krągłościami...z nią. Wtedy, tuż przed wyjazdem popełniłem okropny błąd, który mógł skończyć się tak jak dla Zayna w jego sytuacji z Niallem...Gdy ona wyznała jakie żywi do mnie uczucia, ja zaprzeczyłem swoim, okłamując nie tylko Chloe, ale także samego siebie. Kiedy moi przyjaciele kręcili się na wyspie, zostawiając mnie samego w hotelu, przepłakiwałem tam bite godziny, mając nadzieję, że poczucie winy i ból w klatce piersiowej przez to zmaleje. Louis i Harry prawdopodoobnie nie zdawali sobie sprawy z tego jak ich, nawet te subtelne okazywanie sobie czułości, sprawiało mi dużo przykrości. Ukrywałem to umiejętnie, nakładając na twarz maskę obskurnego kutasa. Na szczęście jednak, otrzymałem szansę naprawienia tego co spierdoliłem i modliłem się w duchu o to, aby nieskazitelna uroda kobiety, która posiadła moje serce, nie pokonała rozsądku w walce z pożądaniem. Odkąd tylko zeszła po schodach w chyba najseksowniejszej sukience jaką miałem okazję na niej ujrzeć, wiedziałem, że to nie będzie proste.
- Wyglądasz ślicznie. – ująłem jej rękę z idealnie wypielęgnowanymi paznokciami.
- Nic nowego. Za to Ty w końcu wyglądasz przystojnie! – zaśmiałem się razem z nią. Byłem dumny z wyboru swojej wizytowej, białej koszuli oraz czarnych, przylegających spodni. – Gdzie mnie zabierasz? – owinęła palec naokoło rudego pasma włosów.
- Zobaczysz. – po ubraniu kurtek wyszliśmy z posiadłości Palvina i następnie skierowaliśmy się w stronę jego auta, które zgodził się mi pożyczyć. Dobry facet.
- Powtarzasz to cały dzień. – wymamrotała.
- Wsiadaj do auta. Czeka nas co najmniej pół godzinna jazda samochodem w jedną stronę, a nie możemy się spóźnić. – otworzyłem jej drzwi, przez co posłała mi rozbawione spojrzenie, ostatecznie usadawiając się wygodnie na fotelu pasażera. Okrążyłem auto, by po chwili zrobić to samo.
- Dasz chociaż jakąś podpowiedź? – zapięliśmy pasy. Odpaliłem silnik, w dalszym ciągu milcząc. – Jednąąą, maluuutką podpooowiedź... - wydęła wargę, robiąc oczy kota ze Shreka.
- No ok. – poddałem się. – Jest to miejsce, które Ty uwielbiasz, natomiast ja nie znoszę. – uśmiechnąłem się lekko.
- Jest sporo takich miejsc. – zmarszczyła czoło.
Reszta drogi spędziliśmy na próbach odgadnięcia miejsca naszej randki przez Chloe i moim zaprzeczaniu. Jestem pewny, że miejsce, w które jechaliśmy nie raz przemknęło jej przez głowę, ale po prostu nie potrafiła uwierzyć, iż naprawdę mogłem to dla niej zrobić.
A zrobiłbym wszystko. Teraz to wiem.
- Już jesteśmy na tej ulicy. – powiedziałem skręcając w popularną w tym mieście uliczkę.
- Nie. Żartujesz sobie ze mnie... - kątem oka widziałem jak zakrywa dłonią usta, gdy zaczęło to do niej docierać. – Czy Ty...
- Czy kupiłem nam bilety do teatru na ''Dziadka Do Orzechów", mimo, że nienawidzę baletu, ale wiem jak Ty go kochasz i chciałem to zrobić dla Ciebie? Tak, dokładnie to zrobiłem. – zacisnąłem palce na kierownicy, wyczekując z niecierpliwością jej reakcji.
- Aaa Liam! – pisnęła głośno, rzucając się na mnie.
- PROWADZĘ! – zaśmiałem się z lekką paniką w głosie.
- Przepraszam, przepraszam! Nie chciałam! – jak to miała w zwyczaju w podobnych przypadkach, zaczęła poprawiać mój kołnierzyk oraz włosy wystylizowane w eleganckiego quiffa.
- Spokojnie. Reagowałem podobnie jak dostałem swój pierwszy, profesjonalny komputer. - powoli, z uwagą godną mnie, wjechałem na parking za teatrem. – Bilety są w schowku. – Chloe od razu wyciągnęła we wskazanym przeze mnie kierunku ręce, w międzyczasie ja zgasiłem silnik i odpiąłem pasy.
- Boże, dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ! – wykrzyczała i nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy przeskoczyła na moją stronę samochodu, siadając na mnie okrakiem. Jedna z jej dłoni wylądowała na moim karku, natomiast ta druga ściskała bilety. Objąłem ją w talii i schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi, skąd wdychałem zapach jej nieziemskich perfum. – Tak bardzo Cię kocham... - szepnęła tuż nad moich uchem, wysyłając w dół mojego kręgosłupa dreszcze.
- Ja Ciebie też...Bardziej niż możesz sobie wyobrazić...
-----------------------------------------------------------------------------------------
'Strip That Down' to życie. Oficjalnie kocham styl w jakim wykonana jest ta piosenka af
Pojawiła się nowa postać! ;d
KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro