#19
- Co oglądasz? – około 22 zapytał Harry, po wyjściu z łazienki. Wycierał mokre loki ręcznikiem, wykonując przy tym tak mocne tarcie, iż miałem wrażenie, że jego głowa lada moment stanie w płomieniach. Utkwiłem ponownie swój wzrok w ekranie telewizora.
- Herkulesa po grecku. – odparłem wysuwając czubek stopy poza kołdrę.
- No, czyli w końcu dubbing pasuje do miejsca akcji. – zaśmiał się poprawiając gumkę od bokserek, która zawinęła się z boku.
Wcale się omalże nie obśliniłem na ten widok. Wcale.
- Meg ma zajebisty głos w tej wersji. – zaczerwieniłem się, nie potrafiąc oderwać oczu od bruneta.
- Rozumiesz coś w ogóle?
- Nie, ale i tak znam tę bajkę na pamięć, zresztą jak każdą Disneya, więc nie przeszkadza mi to. – mężczyzna niespodziewanie ściągnął ze mnie kołdrę ukazując moje ciało okryte, podobnie jak jego, tylko bielizną. – H-Harry...
- Ubieraj się, wychodzimy. – rzekł, schylając się po coś do walizki leżącej koło łóżka, co okazało się jeansami. Spojrzałem na niego jakby wyrosła mu druga głowa.
- Ale ja się przed chwilą umyłem i właśnie szykowałem do spania! – zaprotestowałem, jednak w głębi duszy, czułem zaintrygowanie.
- I tak nie spałbyś, nieważne czy pojechalibyśmy tam gdzie chcę Cię zabrać czy też nie. Nie dałbym Ci... - mruknął, obniżając ton swojego głosu, a ja założyłem machinalnie nogę na nogę, mając nadzieję, iż w ten sposób opanuję pierwsze stadium podniecenia.
Pieprzone, młodzieżowe hormony.
- Gdzie chcesz mnie zabrać...?
- Zobaczysz... - tylko się uśmiechnął, równocześnie naciągając nogawkę na łydkę.
Zmieszany, ale też zaciekawiony zachowaniem kędzierzawego, wstałem z łóżka i schyliłem się do swojej walizki. Ubrałem szybko losową koszulkę oraz spodnie, nie mając siły na dobieranie jakichkolwiek ładnych stylizacji. Harry ponaglał mnie wyraźnie podekscytowany, przez co niecierpliwiłem się jeszcze bardziej. Zwłaszcza, iż cały czas powtarzał, że nic mi nie powie, aby nie psuć niespodzianki.
Czy tylko ja lubię niespodzianki, ale jednocześnie nienawidzę nie wiedzieć co nią jest?
- Idziemy tam na piechotę? – zapytałem, podczas zjeżdżania windą w dół.
- Nie. Uber już na nas czeka.
- Na tej wyspie jest uber?! – nawet nie ukrywałem zdziwienia.
- Co nie? – zaśmiał się. – Też byłem w szoku.
Chwilę poźniej, po oddaniu kluczyka do recepcji, brunet pociągnął mnie w stronę czarnego, wyglądającego na drogie auta.
- Dobry wieczór. – przywitałem się z kierowcą, co chwilę poźniej zrobił zielonooki.
Mężczyzna siedzący za kierownicą, spojrzał rozkojarzony w lusterko wsteczne. Zauważyłem jak zmarszczył czoło i posłał nam poprzez odbicie znaczące spojrzenie.
- καλησπέρα... (czyt. Kalispera) - usłyszeliśmy. Przynajmniej ja tak to zrozumiałem...
- No nie gadaj kurwa, że on nie umie angielskiego! – jęknął brunet pełen zirytowania.
- Przepraszam, mówi pan po angielsku? – spytałem spokojnie Greka, uśmiechnąłem się przy tym delikatnie.
- τι? (czyt. Ti?)
- Oh...Tak, nie umie... - zwróciłem się tym razem do Harrego.
- Boże, jak mam mu niby wytłumaczyć dokąd ma nas zabrać?!
- Harry, nie denerwuj się. Może...na migi! – jego brwi drgnęły, tak jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że może być to dobry pomysł.
Bawiłem się palcami, podczas gdy kędzierzawy gestykulował zawzięcie, czasem wskazując coś kierowcy przez okno. W niektórych momentach był krok od stracenia cierpliwości i wtedy do akcji wkraczałem ja. Nie robiłem właściwie niczego szczególnego. Po prostu mówiłem Stylesowi, żeby liczył do dziesięciu i oddychał spokojnie. Powtarzałem dokładnie te same słowa jakimi uspokajał on mnie w dniu, w którym przylecieliśmy na wyspę. Po upływie dobrych 10 minut, nareszcie odjechaliśmy spod hotelu, a ja westchnąłem z ulgą, sam bowiem zaczynałem powoli denerwować się na wyjątkowo niekumatego Greka. Harry chyba trzy razy pokazywał mu gestami jazdę pod górę on natomiast cały czas kręcił głową, mamrocząc ciche ''Δεν καταλαβαίνω (czyt. Den katalwajno)'' lub coś w tym guście. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio jechałem samochodem (nie będąc w bagażniku). Czułem się przez to...dziwnie. Jednak, gdy moje myśli zaczęły za bardzo odbiegać w stronę nieprzyjemnych wspomnień, przytulałem się do bruneta, chcąc je odgonić. Spróbowałem ukryć zaczerwienione policzki i przyciskałem je do torsu mężczyzny. Nic nie odpowiadał, nie odwzajemniał on także uścisków, lecz ku mojej uciesze, postanowił zamiast tego głaskać z czułością moje całkiem krągłe biodro. Dalsza część drogi minęła nam w przyjemnej ciszy.
- Ilę płacę? – zapytał, zaskakująco jak na niego uprzejmie i wyjął portfel, aby kierowca był w stanie pojąć o co mu chodzi.
Po wręczeniu Grekowi banknotów wyszliśmy z auta, które po chwili już odjechało pozostawiając nas przy wysokim wzniesieniu. Znajdowaliśmy się z dala od cywilizacji, otaczały nas tylko i wyłącznie ciekawe tropikalne rośliny oraz soczyście zielona trawa pokrywająca grunt, jednak przez późną porę, jej kolor nie był aż tak żywy.
- Harry, dlaczego tutaj jesteśmy? Już pominę to, że ta wyspa to zadupie, ale Ty wywiozłeś mnie na jeszcze większe zadupie o ile to możliwe! – parsknąłem śmiechem, patrząc na niego ze swojej stupięćdziesięciopięcio centymetrowej perspektywy.
- Pokażę Ci co Liam odkrył. Nikomu nic nie powiedział i wstał dzisiaj około 5 po czym wyszedł na spacer. Dotarł aż tu i powiedział, abym Cię tu zabrał. Spodoba Ci się... - uśmiechał się szeroko, ściągnąłem brwi.
- N-naprawdę? Li-Liam mówił, że chce, bym zobaczył...cokolwiek mam zobaczyć? – czułem ciepło w okolicy serca. Brunet jedynie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę przyciemnionego pagórka.
- Wiesz Louis...może wydaje Ci się, że on za Tobą nie przepada, w sumie parę razy dał Ci to dobitnie do zrozumienia, ale...on się tak jakby...martwi... - słuchałem w skupieniu, gdy zaczęliśmy wchodzić pod górę. – Jest dość przewrażliwiony na punkcie infantylności, czy innych tego typu gówien, ale ma młodsze rodzeństwo w Twoim wieku i traktuje Cię troszkę jak...jednego z nich... Wiesz, niby ''ugh nienawidzę Cię", ale jeśli ktoś lub coś by Tobie zagrażało, nie wahałby się Ciebie obronić. – rozchyliłem usta kompletnie zszokowany.
Liam mnie lubi?! Traktuje jak brata?! Skąd Harry to może niby wiedzieć?!
Jest jego przyjacielem od lat, kretynie.
Co nie zmienia faktu, że...ugh...że...
Ha ha, wygrałem, frajerze.
Oh zamknij się.
Nie odpowiedziałem mężczyźnie ani słowem zbyt głęboko zatopiony we własnych myślach. Nim zdołałem się obejrzeć, znaleźliśmy się na samym szczycie stromego wzniesienia. Patrzyłem na nocne, rozgwieżdżone niebo, oświetlone blaskiem księżyca. Wyglądało zwyczajnie. Cholernie zwyczajnie.
- Widzę...niebo z dużej wysokości. – Styles pokręcił głową rozbawiony.
- Nie, nie, kochanie. Spójrz troszkę niżej. – złapał mój podbródek między kciuk oraz palec wskazujący i pochylił go w dół. Westchnąłem z zachwytu, uśmiechając się błogo.
Strome zbocze okazało się olbrzymim klifem. Fale uderzały o jego ścianę, rozpryskując pianę na wszystkie strony i wywołując przy tym głośny, ale przyjemny szum. W odmętach błękitnego, czystego oceanu odbijała się tarcza księżyca, jego światło rozpościerało się aż po sam nieboskłon, sprawiając takie wrażenie jakby tafla się mieniła. Dla kogoś innego, widok ten mógłby zapewne wydać się nieszczególny, a być może nawet nudny. Ja miałem jednak duszę artysty, byłem dużo wrażliwszy niż przeciętny człowiek, zwłaszcza na piękno natury. Wzruszały mnie i zarazem zachwycały takie proste, pozornie zwyczajne rzeczy. Tylko...
- Skąd wiedziałeś, że mi się spodoba? – spytałem cicho, w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od fascynującego krajobrazu.
- Czytasz Jane Austen i Shakespeara. W dodatku umiesz rysować! – objął mnie ramieniem, na którym ja położyłem głowę.
- Aż tak łatwy mam umysł do odczytania? – westchnąłem, próbowałem nie okazywać tego jak wielką radość sprawiał mi sam dotyk mężczyzny.
- Właściwie to nie. Jest dużo rzeczy, których o Tobie nie wiem i chyba nie zdołam ich poznać całkowicie sam... - splątałem palce mojej prawej dłoni z tą jego, którą mnie obejmował. Brunet uśmiechnął się. – Podoba mi się to. – uniosłem brew nie rozumiejąc. – Mam na myśli to, że...jeszcze jakiś miesiąc temu bałbyś się do mnie choćby uśmiechnąć, a teraz sam łapiesz mnie za rękę. Zrobiłeś się taki...pewny...
WŁĄCZCIE 'BEGIN AGAIN' TAYLOR SWIFT (FILMIK DODAŁAM NA POCZĄTKU ;))
- Zawsze zachowuję się w ten sposób przy ludziach, z którymi czuję się dobrze. – przerwałem mu, mówiąc całkowicie szczerze. Zarumieniłem się z nadmiaru emocji i dreszczy przechodzących mój kręgosłup.
- Naprawdę? – po raz pierwszy odkąd weszliśmy na górę, nasze spojrzenia się spotkały.
- Tak...naprawdę... - zwilżyłem szybko wargi. – Może i ja stałem się bardziej otwarty i bezczelny, ale Ty za to pizdusiowaty. – parsknąłem chichocząc jak małe dziecko.
- Słucham?! – podniósł głos, jednak wiedziałem, iż żartuje. Od zbyt dawna się już z nim przekomarzałem.
- Naprawdę się Ciebie obawiałem. Pf, ja trząsłem się na samą wzmiankę o Tobie! Z czasem jednak przestałeś się zachowywać w stosunku do mnie tak jak na początku... - przejechałem kciukiem po brwi kędzierzawego, która roztrzepała się w zabawny sposób. – Nie wiem czym jest to spowodowane. Może kiedyś mi powiesz, ale nie odczuwam potrzeby wyciągać tego z Ciebie teraz. – położyłem dłoń na jego policzku, a uśmiech rozświetlał moją twarz, w miarę kiedy policzki Harrego przybierały barwę coraz bardziej dorodnego pomidora. – O tym właśnie mówię. I to niby mnie ciężko rozgryźć? – zapytałem retorycznie, nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Miałem chujowe życie przez wyjściem z pudła, ok? Może...byłem po prostu zazdrosny...
- O co?
- O Twoje życie. – zaniemówiłem. – Kochający, opiekuńczy tatulek. Fajne ciuchy, fajna komórka, fajna szkoła, fajny dom... - poczułem się jakby ktoś kopnął mnie w klatkę piersiową, wywołując tym sam wielki ból w okolicach serca.
- Harry...wiem, że było nieciekawie, gdy sam miałeś tyle lat co ja, jednak...nie zawsze było tak kolorowo...Moja mama zginęła gdy byłem gówniarzem, niczego w życiu tak równie mocno nie przeżyłem jak jej śmierci...Nie mówiąc już o tej, jak to nazwałeś? Opiekuńczości mojego taty? Ja nie umiem do dziś ugotować sobie spaghetti! Spaghetti! W niczym nie pozwalał mi się nigdy wykazać i radził skupić się na szkole. A uczyłem się dobrze! Nawet zajebiście! – odsunąłem się od zielonookiego, wyrzucając ramiona w górę w geście frustracji. – Mimo to...wiem, że mnie kocha. Bardziej niż pewnie mogę to sobie wyobrazić... - ponownie utkwiłem wzrok w brunecie. – Harry, proszę, nie bądź co do niego taki zawistny. – położyłem ręce na jego torsie. – On wykonywał tylko swoją pracę. Utrzymuje dom, siebie i mnie! Wiem teraz, że wtedy byłeś głodny, chciałeś pomóc mamie i ok, nie zasługiwałeś na bycie zamkniętym tam, ale...mój tata również nie zasłużył na cierpienie! - denerwowałem się faktem, iż mężczyzna nie odzywał się ani słowem, jedynie wlepiając we mnie zielone tęczówki, które przeszywały mnie na wskroś. Przełknąłem ślinę skołowany.
- Wiesz co, Louis? – podskoczyłem w miejscu, gdy odezwał się po dłuższej chwili. – Już od dawna nie żywię urazy do Twojego ojca. Myślę, że przekonała mnie do tego, prawdopodobnie jedyna wspaniała rzecz jaką udało mu się kiedykolwiek zrobić. – uśmiechnął się tkliwie. Odwzajemniłem, mrużąc przy tym oczy.
- A co takiego udało mu się zrobić? – zapytałem, mimo, iż znałem odpowiedź, zakładając ramiona na szyję mężczyzny, stanąłem na palcach, aby nasze twarze były blisko siebie.
- Ciebie, Lou.
Spędziliśmy na Itace cały tydzień. Ku mojej uciesze, Niall i Zayn nie unikali siebie już tak rozpaczliwie, natomiast Liam przestał się izolować, dzięki czemu rzeczywiście zacząłem zauważać to, iż naprawdę nie był taki zły. Doświadczyłem najlepszych wakacji w moim życiu, pewnym jest, że nigdy ich nie zapomnę, ale też stęskniłem się za Chloe i nie mogłem doczekać się aż znów będę mógł z nią porozmawiać (miałem też zamiar wypytać ją najdyskretniej jak się da o szatyna). Skóra Harrego coraz bardziej swoją barwą zbliżała się do brązu, pamięć aparatu Irlandczyka zmniejszała się przez ilość nowych zdjęć, uśmiech Payna pojawiał się częściej, cichy charakter Mulata powoli odchodził w zapomnienie, a co do mnie...cóż, ja za to zakochiwałem się w Stylesie z każdym kolejnym dniem jak i dotykiem. Niall wielokrotnie posyłał mi spojrzenia typu ''wisisz mi wyjaśnienia'' i zaczynałem się coraz bardziej obawiać pozostania z nim sam na sam po powrocie do Anglii. Palvin, jak dowiedziałem się od chłopaków, znalazł nam kolejne zakwaterowanie do jakiego możemy się przenieść, jednakże nim to się stanie, priorytetem było zamieszkanie u niego na góra dwa tygodnie.
- Harold, gotowany na konfrontację z Emily? – Zayn zaczepił kędzierzawego, po tym kiedy wzbiliśmy się w powietrze odrzutowcem wysłanego tutaj przez ich bogatego przyjaciela. Zmarszczyłem czoło.
- Jaka znowu Emily? – brunet przewrócił oczami.
- Była Harrego. – rzekł Liam w tym samym momencie, w którym zielonooki powiedział 'nikt ważny'. Zakrztusiłem się powietrzem zaskoczony.
- Miałeś dziewczynę?! – wręcz pisnąłem. Spojrzałem na wyraźnie zażenowanego mężczyznę. – W ogóle lubisz dziewczyny? – Niall wybuchł niezbyt dyskretnym śmiechem.
- Jestem biseksualny, maleńki. A co do Emily, spotykaliśmy się tuż po moim wyjściu z więzienia. Miała na moim punkcie niezdrową obsesję, dlatego zakończyłem to po niecałych dwóch miesiącach. Na szczęście Palvin nie miał mi za złe, iż zerwałem z jego córunią.
- To jego córka?
- Owszem.
Nie kontynuowałem tego tematu i byłem wdzięczny Mulatowi, gdy poprowadził nasze rozmowy na inne tory. Powrót do kraju spędziliśmy w dużo przyjemniejszej atmosferze niż podczas wyewakuowania się z niego.
A co do Emily...już wiedziałem, że zdecydowanie się nie polubimy. I jakoś nie było mi z tego powodu przykro.
------------------------------------------------------------------------------------------
Chyba po raz pierwszy w tak krótkim czasie dodałam nowy rozdział ^^
Może dużo komentarzy w nagrodę? ;d
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro