Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#18

Cieplutkie promienie słoneczne łaskotały moje policzki i drażniły przymknięte powieki, z rana bardzo wrażliwe na jakiekolwiek światło. Zmarszczyłem nos, uchylając je po dłuższej chwili. Rozejrzałem się po biało-czerwonym pokoju hotelowym, a moja zaspana twarz nabrała pąsowych barw, kiedy wspomnienia wczorajszego wieczoru powróciły do mnie. Czułem naokoło swojego tułowia silne, odprężone ramiona pokryte tatuażami, a po zwróceniu oczu na prawo, ujrzałem nieskazitelnie piękną twarz o mocnych rysach. Harry spał spokojnie, z rozchylonymi delikatnie malinowymi, kuszącymi wargami. Obrysowałem ich kształt opuszką palca, starając się robić to jak najsubtelniej. Cofnąłem rękę, gdy zobaczyłem jak zmarszczył brwi i zacisnął usta w podkówkę. Na szczęście nie obudził się, ale przyciągnął mnie bliżej swojego torsu i oparł czoło na moim ramieniu, uśmiechnąłem się ciepło przez to. Kiedy znudziło mnie już bezcelowe leżenie, powoli wyswobodziłem się z jego objęć, na koniec kładąc głowę bruneta na czerwonej poduszce. Nagle poczułem się zbyt nagi, stojąc koło łóżka bez jakichkolwiek ubrań na sobie. Przygryzłem wargę i nie zastanawiając się długo, wyjąłem z walizki mężczyzny wystający z niej materiał jakim okazała się być zwykła, biała koszula zapinana na guziki.

Pachniała bosko...tak jak on...

Przywdziałem ją i zapiąłem połowę wszystkich guzików od dołu w górę. Zachichotałem cicho, obkręcając się w okół własnej osi i zauważając jak przyduża jest na mnie koszula. Podwinąłem długie rękawy do łokci i skierowałem w stronę drzwi prowadzących na balkon. Otworzyłem je, pozwalając orzeźwiającej, morskiej bryzie przewietrzyć duszny pokój, gdy wyszedłem na balkon, następnie opierając się o balustradę. Obserwowałem malutkich z dużej wysokości ludzi na plaży. Podziwiałem czystą, błękitną taflę oceanu, której spienione fale uderzały o brzeg. Nigdy nie byłem nad morzem i nie zamierzałem przegapić takiej okazji do spędzenia nad nim jak najwięcej czasu. Obserwowałem krajobraz Itaki kolejne dobre minuty, absolutnie nią zauroczony. Naprawdę mógłbym tu zamieszkać...Wziąłbym ze sobą tatę i zostalibyśmy tutaj.

- Dzień dobry. – podskoczyłem, zaciskając palce na barierce, zaskoczony poranną chrypką Harrego.

- Oh...cześć... - przekręciłem głowę i wstrzymałem chwilowo oddech na widok bruneta stojącego w wejściu na balkon w samych bokserkach. Dodając do całości potargane, długie loki oraz zaspany, serdeczny uśmiech, wyglądał jak czysty seks.

- Fajna koszula. – mruknął, podchodząc bliżej mnie.

- Z Twojej walizki wszystko się wysypuje, to było praktycznie na wierzchu. – tłumaczyłem się, starając nie odwracać wzroku od jego oczu.

- Jest ok, Louis. Wyglądasz w niej nawet lepiej... - wyszczerzył się, w jego zielonych tęczówkach rozbłysły tajemnicze ogniki.

- Pójdziemy dzisiaj na plażę? – wydąłem wargę, robiąc oczy Bambiego, na które kędzierzawy parsknął.

- Jasne, niedługo chciałem nawet budzić chłopaków, żeby się szykowali. Pewnie tej wyspy to nie dotyczy ze względu na małą liczebność, ale i tak, im szybciej tym lepiej. – przytuliłem go, czego zapewne się nie spodziewał, ponieważ odwzajemnił uścisk dopiero po chwili.

- Dziękuję! – cmoknąłem czubek jego nosa. Cały czas uśmiechał się szeroko, głaszcząc mój krzyż z wyczuciem.

- Może korzystając z jeszcze trwającego poranka, wrócimy na chwilę do łóżka? – szepnął blisko mojej małżowiny, zadrżałem w ramionach bruneta.

- Nie będziemy spać, prawda...?

- Oczywiście, że nie... - pocałował moje jabłko Adama, pozostawiając jednak usta przy szyi na dłużej. Odchyliłem głowę w tył, by dać mu lepszy dostęp do każdego fragmentu mojej skóry w tamtym miejscu. – Kurwa, tak łatwo mi się oddajesz, kochanie... - sapnął.

- Harreh... - chwyciłem pewnie jego dłoń i położyłem na moim udzie. Jęknąłem potrzebująco, kiedy je ścisnął i uniósł w górę. Tak jak ostatnio, oplotłem mężczyznę nogami w pasie.

Wzdychałem cicho i ciągnąłem go za włosy, podczas gdy brunet ssał skórę na moim lewym obojczyku. Zaniósł mnie z powrotem do pokoju, tam bez ostrzeżenia rzucił na łóżko, ze zmiętoloną pościelą obok. Zaśmiałem się słodko, mrużąc oczy tak mocno, że prawie się zamknęły. Dołączył, wdrapując się na leże, nade mną, ukazując tak uwielbiane przeze mnie dołeczki. W momencie, w którym już miałem włożyć w jeden z nich kciuk, drzwi do naszego pokoju otworzyły się gwałtownie i do mych uszu dotarł odgłos robionego przez aparat zdjęcia.

- NIALL! – wrzasnąłem równocześnie z Harrym, posłaliśmy mu złowrogie spojrzenia. Ta sytuacja stała się dość niezręczna przez pozycję w jakiej się znajdowaliśmy i nasz jednoznaczny ubiór.

- Ej no! Poruszone wyszło! – miał na sobie luźną koszulkę z dekoltem w serek, jeansowe shorty i sandały.

- SPIERDALAJ! – ponownie zsynchronizowaliśmy nasze okrzyki, co ostatecznie rozśmieszyło całą trójkę.

- Proooszę, ustaaawcie się ładnieee. – przeciągał przesadnie samogłoski.

- Źle wychodzę na zdjęciach. – burknąłem. Harry ułożył głowę na mojej piersi i odwrócił ją w stronę Irlandczyka.

- Gówno prawda, oglądałem wczorajsze.

- Jeśli już robiłem sobie jakieś selfies to zawsze się na nich uśmiechałem. Przynajmniej maskuje to moje oczy jak u żaby.

- No to uśmiechnij się! – przystawił aparat bliżej swojej twarzy. Poddałem się, w końcu odsłaniając zęby w szerokim uśmiechu. Rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk.

- Chyba najlepsze zdjęcie jakie Wam do tej pory zrobiłem.

- Pokaż. – kędzierzawy jakby od niechcenia podniósł się tak jak ja po nim. Farbowany blondyn podszedł do łóżka i podał mi aparat. Odsunąłem go tak, aby Harry też mógł zobaczyć. Nie mogłem powstrzymać głupiego, zadowolonego uśmiechu, który wpłynął na moją twarz. Fotka wyszła cudownie.

- Ładnie wyszedłeś... - skomentowałem zdumiewającą fotogeniczność zielonookiego.

- Za to Ty przepięknie.

- Nawet nieźle, ale bez przesady...

- Kurwa, mimo, że zdjęcie nawet w połowie nie oddaje Twojej urody, jest śliczne. Jak Ty... - zarumieniłem się.

- Oddawaj, bo popsujesz. –przerwał nam rzecz jasna Niall, wyrywając z mojej dłoni aparat.

- Skoro tak boisz się o jego stan, lepiej dzisiaj go nigdzie nie zabieraj. – brunet zwrócił się do chłopaka, tamten posłał mu pytające spojrzenie. – Jeszcze do środka wpadnie piasek, albo go zamoczysz.








- Zostanę w koszulce! – szarpałem się z Harrym na środku plaży.

Rozłożyliśmy już swoje koce na ziemi, a torby rzuciliśmy obok. Liam i Zayn siedzieli blisko siebie, rozmawiając, mając kompletnie w nosie nasze dyskusje (mimo to, widziałem jak Mulat często zerkał na Nialla). Irlandczyk smarował swoje szczupłe ciało kremem z filtrem, powiedział wcześniej, że jeśliby tego nie zrobił, spaliłby się jak krewetka. Wszyscy oprócz mnie rozebrali się do samych kąpielówek, natomiast ja wolałem zostać poparzony przez meduzę, aniżeli czuć się bardzo niekomfortowo przy wysportowanych, umięśnionych mężczyznach.

- Będziesz pocił się jak prosię. Ściągaj to. – prychnął, jego związane w kitkę pukle podskakiwały śmiesznie.

- Czy Ty widziałeś mój brzuch?! – byłem gotowy ugryźć bruneta.

- Tak, widziałem. Uroczy. Zdejmuj to do chuja! – próbowałem kopnąć go w łydkę, unikał jednak ciosów z gracją. – Nie bij mnie! – warknął niecierpliwie.

- Jestem gruby! – wybuchł ironicznym śmiechem.

- Spójrz lepiej na tę babkę parę metrów od nas.

- Harry, cicho! – zarumieniłem się mocno, spoglądając na otyłą kobietę w zbyt obcisłym stroju kąpielowym.

- Skoro ona nie wstydzi się wystawiać swojego bogatego w tłuszcz cielska, Ty nie powinieneś się wstydzić lekko wydętego brzuszka. - przykleiłem do twarzy sztuczną, obrażoną minę, po czym ściągnąłem bluzkę. Uśmiechnął się.

- Fajnie. Skończyliście? – Niall poklepał kędzierzawego po ramieniu. – Chodźmy się już kąpać! – nie czekając na jakikolwiek ruch z naszej strony, ruszył w kierunku morza dziarskim krokiem.

- Ja nie wiem... - Harry podrapał swoją potylicę, spuszczając wzrok. Spojrzałem na niego zdezorientowany.

- Co, boisz się wody? – zażartowałem, jednak pożałowałem tego już kilka sekund później.

- Bingo, młody. – odezwał się Zayn, wstając z koca i podążył za Irlandczykiem.

- To nic złego się bać. Ja też się boję wielu rzeczy przecież... - musnąłem dłoń bruneta, przemawiając spokojnym, łagodnym tonem.

- Oj, nie użalaj się nade mną. Chodź. – pokręcił głową i pociągnął mnie z dala od koców.

- A Ty, Liam? Nie idziesz? – zawołałem przekręcając głowę, by zobaczyć mężczyznę. Szatyn machnął tylko ręką.

- Chodź, Lou. W dalszym ciągu nie ma humoru... - mruknął cicho.

Zayn kąpał się już razem z Niallem. Trzymali się w bezpiecznej odległości od siebie i ewidentnie zrelaksowani, pływali w przezroczystej, słonej wodzie. Z radością stwierdziłem także, iż nie jest ona zimna, a wręcz ciepła! Kiedy zanurzyłem się do tego stopnia, w którym woda sięgała mi do klatki, natomiast brunetowi do talii, zatkałem nos i opadłem na dno. Wynurzyłem się szybko i potrząsnąłem głową, żeby odgarnąć mokre włosy z twarzy.

- Jak woda, młody? – quiff farbowanego blondyna całkowicie się rozpadł.

- Gorąca! – ochlapałem chłopaka, uśmiechając się szeroko. Nie pozostał mi oczywiście dłużny i po kilku rundach przyjacielskiej złośliwości, oblewaliśmy się na oślep, uważając jednak na dzieci przepływające obok.

- Ej no, ja tu jestem, nie chlapcie! – Harry odsunął się od nas. Jego ciało od pasa w górę w dalszym ciągu było całkowicie suche. W normalnych okolicznościach pewnie bym namawiał go do zanurkowania, ale ze względu na jego lęk przed wodą tylko zmrużyłem oczy w zawadiackim uśmiechu.

Ostatecznie Zayn razem z brunetem wrócili na ląd kilka minut później. Nie miałem pojęcia ile czasu wygłupiałem się z Niallem, dopóki z oddali nie ujrzeliśmy trójkę machających nam mężczyzn, czym dali nam znać, abyśmy wrócili i tak też zrobiliśmy. Wytarliśmy swoje wilgotne, błyszczące, półnagie sylwetki, następnie kładąc się na tych samych ręcznikach.

- Ale zajebiście... - przyjemną ciszę w końcu przerwał Mulat.

- Czemu w Anglii nie może być tak jak tutaj...? – przesypywałem piasek między palcami.

- Bo to wyspa położona w chujowym klimacie. – powiedział Harry.

- Bez jaj, Sherlocku. Serio? – parsknąłem sarkastycznie. – Nawet pomarzyć nie można na głos, bo od razu się wymądrzać ktoś będzie...

- Wybacz, że chciałem poudawać geniusza. – uśmiechnąłem się lekko, leżąc pod błękitnym niebem i zapominając szybko o wszystkich problemach.

Chciałbym nie pamiętać o tym dlaczego tutaj jestem. Chciałbym poznać Harrego w innych okolicznościach. Chciałbym wreszcie móc spokojnie oddychać.








- Li, chodź ze mną. – kędzierzawy zwrócił się do zrelaksowanego mężczyzny, wypoczywającego w ciszy. Uchylił on jedną z powiek.

- Chyba jesteś już wystarczająco duży, żeby kupić lody dla wszystkich. – mruknął.

- Czy ja wyglądam Ci na jebaną ośmiornicę?! Nie wezmę do rąk pięciu rożków! Ruszaj swój leniwy zad, bo od rana nic nie zrobiłeś! – szatyn przeklinał na niego pod nosem, ostatecznie wstając.

- Zamówienia? – Harry splótł ramiona na piersi.

- Śmietankowe!

- Czekoladowe!

- Miętowe! Albo nie...truskawkowe! Albo nie! Jednak karmelowe...

- Dobra, Ni, kurwa, wezmę Ci wszystkie trzy smaki. – wywrócił oczami, po czym chwycił przyjaciela za ramię i pociągnął w kierunku budki z lodami znajdującej się przy wejściu na plażę. – Z nim gorzej niż z babą...! – usłyszeliśmy, kiedy zaczęli się oddalać.

- Mam po prostu wachlarz możliwości na kubkach smakowych. Ignorant. – zadarł nos do góry.

- Żeby tylko na kubkach... - przełknąłem ślinę, gdy Zayn wymamrotał to pod nosem.

Nagle zacząłem bardzo żałować tego, iż nie zgłosiłem się na ochotnika do pomocy Harremu przy lodach (pożądanie, cicho siedź), ponieważ aura między dwójką mężczyzn nieznośnie się zagęściła. Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy, aż Irlandczyk odwrócił wzrok i sięgnął po telefon. Trwałem w ten sposób kolejne kilka minut, licząc pieprzyki na mojej łydce.

Boże, czemu nie mogę być duszą towarzystwa, która potrafi rozluźnić atmosferę jednym jedynym żartem tak jak Niall?

- Witaj, piękny... - podskoczyłem zaskoczony, po usłyszeniu obcego, męskiego głosu. Uniosłem oczy w górę i ujrzałem średniego wzrostu Greka, ubranego jedynie w żółte kąpielówki. Miał ciemne oczy, kruczoczarne włosy i śniadą cerę, jednak jaśniejszą od tej Zayna.

- Em...hej...tak myślę... - odgarnąłem prawie już suchą grzywkę z czoła zmieszany.

- Cyryl. – wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnąłem, czując coraz większe rumieńce na policzkach. – Teraz Ty się powinieneś przedstawić... - parsknął śmiechem, odsłonił śnieżnobiałe, proste zęby. Zażenowanie pomału sięgało zenitu.

- Oh, Louis jestem! Przepraszam, nie wiedziałem, że to imię... - przyznałem. Dawno nie odczuwałem tak dużej potrzeby zapadnięcia się pod ziemię. Zaśmiał się, tym razem dużo serdeczniej, przysiadając obok mnie.

Hmm...ok.

- Anglik pewnie, hmm?

- S-skąd wiesz? Dlaczego ani Ni, ani Zi nie spieszą mi z pomocą i...Kurwa, gdzie oni tak właściwie są?! – do reszty zaniepokojony, rozglądałem się dyskretnie. Zostałem zupełnie sam.

- Po akcencie słychać... - spiąłem się i wstrzymałem oddech, gdy swoją drogą piękny mężczyzna, położył dłoń na moim udzie, zachowując się jakby nie było to zamierzone.

- Cyrkiel...

- Cyryl.

- Cyryl, nie dotykaj mnie. – strąciłem jego rękę w niezbyt uprzejmy sposób.

- No co Ty, kochanie, nawet nie wiesz jak super możemy spędzić razem czas... - przysunął się zdecydowanie za blisko.

- Po pierwsze, umiem bawić się całkiem nieźle sam. Po drugie, nie mów do mnie w ten sposób. – warknąłem, w głębi serca jednak czułem strach.

- Ładnie grasz niedostępnego, skarbie... - chwycił pewnie mój szczupły nadgarstek.

- Puszczaj! Bo będę krzyczeć... - próbowałem się wyrwać i miałem nadzieję, że weźmie te groźby na poważnie.

- Nie będziesz.

I to był twój błąd, koleżko.

- HARRY! – wydarłem się na całe gardło, powodując zwrócenie na mnie i na natarczywego Greka uwagę plażowiczów.

- Zamknij mordę, gówniarzu. – syknął przez zaciśnięte zęby. – Jak już Cię stąd wyprowadzę to możesz być pewn... - jego wypowiedź przerwało wyłonienie się, jakby z nikąd czwórki mężczyzn.

- Łapy precz, Adonisku. – Liam, ku zaskoczeniu wszystkich, złapał mężczyznę za kark i pociągnął w górę do siebie. – Nikt nie dał Ci pierdolonego prawa do dotykania go w ten sposób... - straszenie, dużo drobniejszego od szatyna Cyryla, przerwał odgłos kruszenia kości.

- Harry, nie! – zamroczony grozą jak i absurdem tej sytuacji, chwyciłem się za głowę.

Brunet usiadł okrakiem na kompletnie bezradnym Greku i okładał go pięściami. Do akompaniamentu niemal zwierzęcych odgłosów jakie z siebie podczas tego wydawał, przeraźliwe jęki bólu oraz cierpienia Cyryla sprawiały, że przechodziły mnie nieprzyjemne ciarki.

- Spokój, Hazz! – trójka przyjaciół próbowała ściągnąć z powoli tracącego przytomność Cyryla, rozszalałego przez gniew bruneta.

Schowałem twarz w dłoniach rozpłakując się. Upokorzenie, wstyd, lęk, widok krwi oraz świadomość tego jak wiele ludzi na nas patrzyło...było to zdecydowanie za dużo dla tak delikatnego, niedoświadczonego, niewiedzącego za dużo o świecie dzieciaka. Szlochałem cichutko, próbując przełknąć wielką, ciężką gulę w gardle.

I...

Jak to możliwe, iż za sprawą tych konkretnych ciepłych, silnych ramion, moje złe samopoczucie ustępowało niemalże natychmiast?

- Już dobrze, Lou...jestem tutaj...przepraszam...nie płacz, kochanie, proszę... - już nie uroniłem ani jednej łzy, ale w dalszym ciągu zasłaniałem twarz.

- C-co... - bąknąłem, kiedy poczułem materiał bluzy zapinanej na kaptur na swoich ramionach, a następnie Harry wziął mnie na ręce, układając w nich prawie jak dziecko. Nieśmiało zabrałem dłonie.

- Idziemy do hotelu, a potem od razu do ogrodu różanego, tak jak Ci obiecałem wczoraj... - wytłumaczył. Uśmiechnąłem się do niego, od razu to odwzajemnił.

- Czemu nie kupiłeś lodów?

- Są ważniejsze rzeczy w życiu od lodów, Louis.








Po zjedzeniu obiadu w dość przyjemnej ciszy w hotelu oraz przebraniu się, poszliśmy do ogrodu, który, jak dowiedziałem się od Payna, należał do właścicieli pensjonatu. Z daleko wyglądał naprawdę imponująco lecz dopiero po znalezieniu się tam, opadła mi szczęka. Otoczeni byliśmy przez metalowe oraz drewniane, czarne pergole. Oplatały się na nich róże białe, różowe i te stanowiące większość, czerwone. Całość dopełniała zniewalająco urocza, jednoosobowa huśtawka na środku i malutkie, dopiero wznoszące się pączki na trawie.

- Ok, zwykle nie jestem jakoś do końca wrażliwy na martwą naturę, ale ten ogród absolutnie zapiera dech w piersiach... - Liam dotknął łodygę owiniętą na pergoli i przysunął się do powąchania jednej z róż.

- Zgadzam się. A jak pachnie! – Niall zaciągnął się słodkim powietrzem.

- Tylko ich nie jedz! – zażartował Harry, na co wszyscy zareagowaliśmy śmiechem. Cieszyło mnie to, iż nie pozwalali mi powracać myślami na długo do wydarzeń sprzed kilku godzin, za co byłem im niezwykle wdzięczny. – Ciekawe ile kasy muszą na to wydawać. To wszystko jest tak zadbane...

- Dużo. Mój dziadek zawsze kochał ogrodnictwo i naprawdę nieźle trzeba się przy tym wygimnastykować, zwłaszcza nad takim ogrodem jak ten. – głaskałem tkliwie palcem wskazującym płatki o intensywnych kolorach.

- Huśtawka najlepsza. – brunet zachichotał podchodząc do niej, a następnie siadając na wąskiej deseczce zawieszonej na łańcuchach. Przez to jak wysoki był, musiał mocno podciągnąć długie nogi w górę przez niskie zawieszenie.

- Ej, ja chciałem się pobujać! – tupnąłem nogą, marszcząc nos zirytowany.

Nienawidziłem czekać.

- Życie jest brutalne, Lou... - uśmiechnął się z nutką złośliwości.

- No złaaaź! – doskoczyłem do mężczyzny i zacząłem szarpać jego ramię. Oczywiście ani drgnął. – Jesteś za wielki, żeby tu siedzieć! Załamie się po Tobą!

- Może i jestem ciężki, ale ta deska w życiu nie pomieściłaby Twojej dupy. – rozchyliłem usta, oczy Harrego błysnęły filuternie.

- Uuu Styles, na wpierdol się szykuj... - zaśmiał się Irlandczyk, gdy zacisnąłem palce obu dłoni na łańcuchach i wpatrywałem się w kędzierzawego równie mocno jak on we mnie.

- Oops, dumę czyjąś uraziłem? – mężczyzna udawał, że jest mu przykro. Jakież było jego zdziwienie, gdy podciągnąłem się na tyle na ile pozwalały mi moje w ogóle nie umięśnione ramiona i owinąłem nogi naokoło talii Harrego, usadawiając się na jego udach będąc z nim twarzą w twarz.

- Odpychaj się nogami. – uniósł brew, położył dłoń w dole mojego kręgosłupa. – Powiedziałem, odpychaj się nogami. – ponownie uniósł kąciki ust w górę, czym ukazał śliczne dołeczki.

- Rozkaz, księżniczko. – po chwili huśtaliśmy się powoli na ile pozwalało podkurczanie pajęczych nóg bruneta.

Chwila ta była na swój sposób magiczna. Całkowicie zapomniałem o obecności pozostałych mężczyzn, ponieważ ten najpiękniejszy, skupiał na mnie całą swoją uwagę zupełnie jak ja na nim. Starałem się nie mrugać, po to aby podziwiać szmaragdową zieleń najdłużej jak to możliwe. Oczy Harrego były niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju i nie miałbym nic przeciwko temu, żeby były jedyną rzeczą jaką dane by mi było oglądać przez resztę życia. Już nie obawiając się, iż spadnę, puściłem łańcuchy i położyłem dłonie na policzkach bruneta. Gładziłem kilkudniowy zarost opuszkami chichocząc, gdy ręce zielonookiego dotykały miejsc na moich plecach, w których miałem łaskotki. Sapnąłem cicho, kiedy ścisnął mocno moje pośladki z szerszym uśmiechem.

- Pocałuj mnie, idioto... - szepnąłem muskając nosem ten jego.

Od razu spełnił moją prośbę, odnajdując swoimi wargami moje. Nasze usta poruszały się w powolnym tańcu, w którym nikt jednak nie prowadził. Żaden z nas nie odczuwał potrzeby pogłębienia pocałunku i sprawienia tym samym, iż nabrałby wiele zmysłowości. To było dużo bardziej przepełnione rozmaitymi uczuciami i przez to jeszcze bardziej intymne. Wzdychałem prawie niesłyszalnie, pocierając szczękę Harrego, chcąc przez sam dotyk pokazać jak bardzo pragnę trwać w ten sposób w nieskończoność.

- Dobra już, będzie tego, bo zaraz sobie haftnę. – nie zdążyłem dobrze przetworzyć w głowie słów Liama, gdy razem z brunetem spadliśmy z huśtawki poprzez mocne szarpnięcie. Mężczyzna poleciał na plecy, natomiast ja bezpiecznie wylądowałem na nim, nie zmieniło to jednak faktu, że zabolało.

- Wiesz co, Liam? – Harry przesunął mnie ze swojego torsu, usiadłem na trawie lekko naburmuszony tym, iż nam przerwano. – Jeśli po każdej sytuacji, w której zasługiwałeś na to, bym dał Ci w mordę, ale tego nie zrobiłem bo Cię kocham, dostawałbym 100 funtów, byłbym kurwa bogaty. – szatyn przesłał mu buziaka, brunet kopnął go w kostkę, kiedy tamten wrócił do podziwiania róż.

Przyciągnąłem kędzierzawą głowę na swoje kolana śmiejąc się cicho. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment w troszkę innej, dość zabawnej perspektywie lecz tylko na chwilę. Harry złapał mnie za rękę i położył ją na swojej szczęce, czym dał mi znak, iż mam kontynuować to co robiłem przed jak i w trakcie pocałunku. Jego głowa spoczywała spokojnie na moich kolanach i przymknął powieki, podczas gdy ja głaskałem go czule, co jakiś czas obrysowując kształt oczu, nosa lub warg mężczyzny. On przesuwał źdźbła trawy pomiędzy palcami i mruczał cicho z przyjemności wywołując tym całą chmarę motyli w moim podbrzuszu.

Tamtego dnia, w tamtym miejscu, o tamtej porze, nareszcie zrozumiałem coś, czego pragnąłem uniknąć za wszelką cenę, mimo, iż przeczuwałem, że i tak nie zdołam oszukać serca.

Zakochałem się.

Cholera, zakochałem się w Harrym!

-----------------------------------------------------------------------------------------------

Teledysk do Sign Of The Times >>>>>>

Piosenka jak i teledysk Miley >>>>>>

Płyta Harrego >>>>>>

Nowa piosenka Nialla >>>>>>

I'm done

KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro