Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#17

Wracam po krótkiej przerwie, za którą jeszcze raz bardzo przepraszam!

Mam nadzieję, że wynagrodzę Wam to tym rozdziałem, który jest chyba najdłuższym ze wszystkich jakie do tej pory napisałam, enjoy!





Powiedzenie, że byłem w szoku to karygodne niedomówienie. Ni z gruszki, ni z pietruszki dowiedziałem się, iż za 6 godzin wylatujemy na malutką, ledwo zamieszkaną, grecką wyspę!

- Nie patrz tak na mnie, tylko się pakuj! – zaśmiał się czule widząc moją minę. – Mogę Ci pomóc, zaraz wrócę z walizką. – rzekł nie dając mi nawet czasu na odpowiedź, po czym prędko ulotnił się z pokoju.

Nigdy nie opuszczałem Anglii choćby o kilometr i tak po prostu miałem stąd w tak krótkim czasie wylecieć? W dodatku na drugi koniec Europy? Z drugiej jednak strony, byłem naprawdę podekscytowany nowymi doświadczeniami jakie może to ze sobą przynieść. Wyspy greckie w końcu są uznawane za te najpiękniejsze i zawsze skrycie marzyłem, by pojechać w jedno z takich miejsc. Ale...

- Dlaczego akurat Itaka? – zapytałem mężczynę, kiedy wrócił do sypialni z dużą, czarną walizką. – Jest przecież tyle piękniejszych, ciekawszych i większych wysp!

- Właśnie dlatego. – położył bagaż na łóżku i otworzył go. Posłałem Harremu zdezorientowane spojrzenie, wyczekiwałem rozwinięcia jego wypowiedzi. – Musimy uciekać, Louis. Słyszałeś, policja może być tutaj w każdej chwili i zabrać Cię, przy okazji nas aresztując, a nie mam ochoty znowu wylądować w kiciu. – wzdrygnął się na samą wzmiankę o tym. – Najlepszym wyjściem jest jakaś mało znana, niewielka, ale też nieoczywista wyspa. Sądzę, że Itaka to miejsce idealne, będziemy tam praktycznie nie do namierzenia. – podszedł do szuflady i wyciągnął z niej kilka złożonych w kostkę koszulek, następnie wrzucił je do walizki. Pomagałem mu szybko, nie wiedząc ile dokładnie mamy czasu. – Pilot Richarda przybędzie punktualnie o 5 w okolice tego lasu, będziemy musieli więc przespacerować jakieś 2 kilometry sami. Nie można ryzykować.

- Zostaniemy tam na stałe?

- Nie! Oszalałeś? – zaśmiał się, odetchnąłem z ulgą. – Pewnie na góra tydzień, dopóki Palvin nie załatwi nam nowego zakwaterowania, w którymś miejscu Wysp Brytyjskich.

- Czyli być może nie wrócimy do Anglii? – zabrzmiałem jak dziecko.

- A co? – wrzucał bez skrępowania kolorowe spodnie, ja zniecierpliwiony je składałem. Nienawidziłem pogniecionych ciuchów.

- Nigdy nie wyjechałem choćby poza hrabstwo. Nie widziałem Szkocji, albo Walii, o Grecji już nie wspominając.

- Serio? – wyglądał na zdziwionego. – Przez całe swoje życie tkwiłeś w South Yorkshire?

- Tak...Harreh, skoro nie chce Ci się składać mógłbyś chociaż nie rzucać ubraniami?! – prychnąłem poddenerwowany, parsknął śmiechem.

- No przepraszam, przepraszam, już nie będę. Ciesz się. Zobaczysz trochę świata!

Owszem cieszyłem się. Ale czy było to odpowiednie?








- Louis, obudź się! – ze snu wyrwał mnie spanikowany głos Nialla. Zasnąłem na łóżku w dresowej bluzie i spodniach tak jak prosił mnie Harry nim wyszedł około 24 z pokoju. Rozkojarzony i zaspany podniosłem się na łokciach.

- Już jest odrzutowiec? – przemówiłem wysoką chrypką spowodowaną nie używaniem długi czas głosu.

- Nie, ale niedługo powinien się pojawić. Śpisz jak suseł, nie dało się Ciebie obudzić! – pociągnął mój nadgarstek, przetarłem wolną ręką zamykające się oczy. Irlandczyk chwycił w dłoń rączkę mojej walizki, a ja wlokłem się za nim. Do moich wrażliwych uszu dobiegły odgłosy strasznej ulewy panującej na zewnątrz.

- No nareszcie! – wyraźnie rozdrażniony Liam burknął na nasz widok. – Zerwała się straszna nawałnica i musimy przecież jeszcze przejść cały las! - rozchyliłem usta, gdy nagle ogarnęło mnie wielkie przerażenie.

Las?! Harry nic nie wspominał o lesie! Po ciemku! W trakcie deszczu! - trząsłem się w ramionach farbowanego blondyna. – J-jak to las? Nie mówicie chyba p-poważnie...

- Ja pierdolę, wiedziałem! Mówiłem, że tak, kurwa będzie! – szatyn zaczął krzyczeć i ze złością kopać własną walizkę. Zgarbiłem się i poczułem jak skarcony gówniarz. – Tylko nas będzie spowalniał, bo boi się iść w nocy przez las! – szydził z mojej postawy, znajdowałem się o krok od bezradnego płaczu. – Głupi bahor.

- Zamknij się! Stul krzywy pysk! – Harry wrzasnął tak głośno, iż miałem wrażenie, że meble zadrżały. – Jeśli jeszcze raz na niego krzykniesz to odstrzelę Ci łeb! Kontroluj się!

- To nie moja wina! Jest już w świetle prawa dorosły, a zachowuje się jak ciota!

- A to nie jego wina, że Chloe nie chciała z nami lecieć przez Ciebie! Jakbym miał spędzać z takim gburem jak Ty tyle czasu co ona, chyba by mnie zamknęli w jebanym pokoju bez klamek!

- Przytkajcie się, kurwa, oboje! – sprzeczkę przerwał Zayn. – Nie mamy czasu na wojny na ego przewyższające zresztą wielkością Wasze mózgi! – uśmiechnąłem się delikatnie. Kędzierzawy ujął moją dłoń w swoją.

- Dobra, idziemy! - Niall otworzył drzwi frontowe, po tym jak wszyscy ubraliśmy buty i kurtki. Uderzył we mnie silny wiatr, który przyniósł ze sobą także deszcz. Zacisnąłem powieki przytłoczony okropnym chłodem. Irlandczyk zapalił latarkę równocześnie z Liamem, szli przodem, ja i Harry za nimi, natomiast Zayn na końcu. – Boże, nic nie widzę! – krzyknął brunet, jego głos był stłumiony przez rozwijającą się powoli burzę. Nie bacząc na to co robię, objąłem go mocno mając nadzieję na uzyskanie choć trochę ciepła.

Widziałem jak mężczyźni, razem ze mną potykają się o własne nogi, kiedy wiatr znosił nas co chwila na lewo. Światło latarek skierowane było na drzewa, do których się powoli zbliżaliśmy. Dygotałem z zimna, kaptur, jaki naciągałem z początku na głowę od dawna już powiewał na wietrzysku. Harry obejmował mnie w pasie i próbował uspokoić, ale ja go nie słuchałem. Jedyne o czym w tamtej chwili marzyłem to ciepły pokój, ciepły kocyk, ciepłe kakao i ciepły tors bruneta, na którym bym leżał, wsłuchując się w jego bicie serca, gdy czytałbym na głos ''Draculę''. O sytuacji w jakiej się niestety znajdowałem przypominały mi lodowate krople deszczu napotykające moją skórę za każdym razem powodując przeraźliwe ciarki. Pierwszy kilometr był zdecydowanie najgorszy, nie straszne mi wtedy było poruszanie się między drzewami, w ciemnym lesie, gdzie między gałęziami nie przechodziła żadna, najmniejsza smuga światła. Płakałem po cichutku modląc się o to, żeby nawałnica wreszcie ustała.

- Już niedaleko! – po dłuższej chwili, kiedy wiatr nie był aż tak silny, a deszcz nie padał już 'na ukos', usłyszałem Liama.

- Nie mogę...nie dam rady... - szlochałem. Byłem wyczerpany, przestraszony, zmarznięty i przemoknięty do suchej nitki. Jeśli ktoś nie jest totalnym zmarźluchem, nigdy nie zrozumie jak bardzo miałem ochotę się zatrzymać.

- No dalej, Lou. Dasz radę. – ręka, która mnie obejmowała, sięgnęła do mojej. Złączyłem je razem, czując krótkotrwały przepływ ciepła. – Już prawie jesteśmy, zaraz wyjdziemy z lasu.

Nie kłamał. Zaledwie parę minut później ujrzałem promienie wschodzącego słońca, jakby pragnące przedrzeć się przez gęsto posadzone obok siebie drzewa. Zaraz po tym usłyszałem głośny, zagłuszający odgłosy wiatru hałas.

- Co to?! – moje oczy wyprzedziły odpowiedź któregokolwiek z mężczyzn, wprawiając mnie w swego rodzaju euforię.

Na środku rozległej, dodatkowo okrążonej lasem polany stał odrzutowiec, jego silnik musiał wydawać z siebie ten hałas. Niall i Liam zgasili latarki i cała nasza piątka potruchtała do dżeta. Musiałem być naprawdę padnięty, ponieważ rozeznałem się w całej sytuacji dopiero, gdy usiadłem na jednym z siedzeń wyściełanych białą tapicerką po odłożeniu naszych bagaży. Przeczesałem mokre, żyjące własnym życiem włosy rozglądając się. Było dokładnie tak jak na filmach. Piękne fotele naokoło stolików i małe okienka. Na końcu pomieszczeń były drzwi. Te z przodu jak można się domyśleć, do kabiny lotniczej, natomiast te na końcu-toalety. Naprzeciwko mnie usiadł Niall z Liamem przy oknie. Zayn postanowił wycofać się z przestrzeni osobistej Irlandczyka i usiadł z dala od nas. Nie byłem w ogóle zdziwiony, a wręcz zadowolony, kiedy koło mnie przysiadł się Harry. Posłałem mu słaby uśmiech, który odwzajemnił, poprawiając związane w kok włosy.

- Zapnij pas. – powiedział łagodnie. Pokiwałem niemrawo głową, robiąc to z łatwością. – Nie będziesz się bał?

- Tak. Nie....Nie wiem... - jęknąłem bawiąc się materiałem dresów, brunet zachichotał.

- Jak będziesz już zdecydowany, pamiętaj, zawsze możesz złapać mnie za rękę. – zaproponował także zapinając pas.

- Myślę, że nie będzie to konieczne. – postanowiłem zrobić mu troszkę na złość nie dając aż takiej nadziei na dotknięcie mnie. – Jestem silnym, niezależnym mężczyz... - urwałem zastygając, gdy odrzutowiec zaczął się podejrzanie kołysać. – C-co się dz-dzieje? – zaskrzeczałem jakby ktoś mnie podduszał. Kędzierzawy zaśmiał się głośno.

- Spójrz przez okno. – wyjrzałem tam gdzie mi polecił. Pisnąłem strachliwie zauważając jak z każdą chwilą coraz bardziej oddalaliśmy się od gruntu. Chwyciłem dłoń bruneta i zamknąłem oczy oddychając ciężko. - Hej, hej, spokojnie. – trząsłem się zaklinowany między paskiem a siedzeniem. Harry położył drugą rękę na moim udzie, które zaczął głaskać troskliwie. – Oddychaj, oddychaj. Nic nam się nie stanie, start i lądowanie zawsze są najgorsze... - zapewniał mnie. Cały czas powtarzał jak bezpieczny jest transport, którym się przemieszczamy, abym liczył do 10 i jak dumny ze mnie jest. Jego zdumiewająco męski głos był niczym balsam dla mojego skołatanego serca, strach w końcu ustąpił. Otworzyłem oczy i wtedy mężczyzna pocałował mnie w czoło.

- Harry, przestań. – syknąłem spoglądając kątem oka na zamyślonego Irlandczyka. Natychmiast pojął aluzję i zabrał dłoń z mojej nogi jednak pozostawiając nasze złączone. Niall posłał mi wdzięczny uśmiech, mrugnąłem przepraszająco.

- Jesteś tak miły, że czuję się przy tobie jak bezduszna świnia. – mruknął. Oparłem głowę na jego ramieniu, miałem przez to jeszcze lepszy widok na Liama. Szatyn podpierał brodę na dłoni wpatrując w chmury za oknem, wyraźnie nad czymś deliberując. Styles musiał zauważyć jak się przyglądam, bo po chwili nachylił się nad moim uchem. – Jest smutny, bo Chloe z nami nie leci, ale za Chiny ludowe się nie przyzna... - szepnął, a ja ściągnąłem brwi.

- Skoro jest w niej zakochany dlaczego udaje, że tak nie jest? – spytałem najciszej jak umiałem. Harry pokręcił głową z lekkim uśmiechem.

- Życie to nie wieczne liceum, Louis...Czasem...takie sprawy są dużo trudniejsze niż sądzisz... - kompletnie nie pojmowałem jego słów. Jak miłość do kogoś może być trudna? Albo kochasz, albo nie!

- Nie rozumiem... - Harry westchnął i skrzyżował nasze spojrzenia.

- Jesteś taki słodki i naiwny... - gładził wierzch mojej dłoni kciukiem, wywołując w tamtym miejscu dreszcze. – Będziesz przez to jeszcze płakał... - wydąłem wargi zmieszany.

- Harry?

- Tak, skarbie? – przestań się rumienić, żałosny dzieciaku.

- Nie jesteś złym człowiekiem... - przytuliłem się do jego umięśnionego ramienia, zacieśniając uścisk na naszych splecionych palcach, znowu przymknąłem powieki.

- Wcale tak nie myślisz, Louis.

- Nigdy nie wyrządziłeś mi żadnej poważnej krzywdy...Troszczysz się o mnie, tak myślę i...po prostu widzę, że masz dobre serce... - odparłem sennie.

- Naprawdę tak sądzisz?

- Tak, kochanie...








Harry obudził mnie po lądowaniu. Mówił, że spałem jak zabity i nie poczułem nawet chwilowych turbulencji w trakcie lotu (na całe szczęście, bo zapewne, umarłbym ze strachu). Wysiedliśmy z naszymi walizkami w ręku, pożegnaliśmy się z pilotem, a mężczyźni obserwowali jak odlatuje, w przeciwieństwie do mnie. Ja napawałem swoje oczy absolutnie zapierającym dech w piersiach widokiem. Wyspa otoczona była najczystszą wodą jaką kiedykolwiek widziałem na żywo. Soczysta zieleń drzew i krzewów wręcz raziła w tle śnieżnobiałych budynków jakimi były dwa hotele, malutkie domki, oraz wszelkiego rodzaju restauracje i kafejki. Zamknąłem oczy, napełniając płuca morskim, orzeźwiającym powietrzem. Nie było na tyle gorąco, żebym dosłownie czuł jak się topię, dzięki przyjemnemu wietrzykowi, który rozdmuchiwał moje poczochrane włosy.

Pomyśleć, że tutaj jest taka pogoda cały rok, a tymczasem w Anglii...raz na rok.

- Hej! – Harry pstryknął palcami przed moją twarzą, zamgrugałem wybudzając się z transu.

- Przepraszam, zagapiłem się.

- Nie dziwię się. Niezłe widoki, co? – jedynie pokiwałem głową zamroczony pięknem wyspy. – Chodź, pozwiedzamy. – na chwilę położył dłoń w dole moich pleców i przeszliśmy w ten sposób parę metrów, potem (niestety) ją zabrał.

- Wy pozwiedzacie. Ja idę prosto do hotelu. – wszyscy spojrzeliśmy na naburmuszonego Liama.

- Oh...w takim razie zaniósłbyś nam walizki do pokoi? – kędzierzawy zmarszczył czoło.

- Pewnie. Tylko donieście je pod hotel, a potem możecie już mnie zostawić... - nikt z nas nie skomentował w żaden sposób zachowania szatyna. Mi osobiście było go bardzo szkoda, ukrywał swoje rozżalenie pod maską napuszonego dupka.

Zeszliśmy z małego wzgórza, powoli wtapiając się w nie tak gęsty tłum turystów jak i mieszkańców Itaki. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak tęskniłem za takim zgiełkiem, dopóki po ponad miesiącu znów się w nim nie znalazłem. Widok rodzin z roześmianymi, gadatliwymi dziećmi, uśmiechających się par zakochanych, lub grup zgranych przyjaciół, wydawał mi się dziwnie obcy. Mijałem tych wszystkich ludzi, trzymając się blisko chłopaków. Doszliśmy do jednego z najwyższych budynków na wyspie, jakim okazał się jeden z hoteli. Położyłem walizkę obok pozostałych czterech.

- Ja...chyba też zostanę... - powiedział Zayn.

- Dlaczego? – zapytałem równocześnie z Harrym.

- Jestem...zmęczony... - mruknął patrząc znacząco na wpatrującego się w szyld restauracji nieopodal nas, farbowanego blondyna. Natychmiast zrozumieliśmy co miał na myśli i dlaczego szukał wymówek.

- Jasne, idźcie razem. Przynajmniej Li nie będzie musiał taszczyć bagaży sam.

- Em...co tam obczajasz, Niall? – podszedłem do Irlandczyka oddalonego od nas kilka kroków.

- Te restaurację. Czuć ładny zapach aż stąd. – miałem ochotę go przytulić. Tak bardzo cieszyłem się tym, że wracał mu apetyt i z każdym dniem wyglądał coraz lepiej.

- No to chodźmy zjeść! – Harry objął nas obojgu ramionami, górując znacznie wzrostem. Pomachaliśmy jeszcze na odchodne pozostawionym pod hotelem mężczyznom i skierowaliśmy się w stronę restauracji o, cóż...dość groteskowej nazwie...

- Em...więc...co zamówimy w...exa...? – próbowałem odczytać nazwę mrużąc oczy w skupieniu.

- Ecir... - Harry również się starał. – Eciren...

- Czy wy naprawdę usiłujecie rozszyfrować szyld PO GRECKU? – Horan prychnął z przyjacielską złośliwością.

- Przecież to są litery z alfabetu łacińskiego, ślepy? – brunet wskazał ręką na szyld, podkreślając to co mówił.

- O...faktycznie!

- Może starali się być fajni i ''przetłumaczyć''... – pokazał gestem cudzysłów. – ...na angielski.

- Wszędzie tutaj są takie nazwy. – Irlandczyk okręcił się w okół własnej osi, podążyliśmy za jego wzrokiem. Parsknąłem kręcąc głową na, moim zdaniem głupi pomysł mieszkańców wyspy.

- Chyba Grecy próbują być na siłę światowcami i dopasować to zadupie do turystów.

- Panowie, bardzo mi przykro, iż przerywam Wam w konwersacji, która może odmienić życie całej ludzkości oraz powstrzymać biedę i nędze na świecie, ale jestem kurwa głodny! – moje słowa ociekały sarkazmem, gdy wszedłem pomiędzy nich, lekko szarpiąc materiał koszulek. Kędzierzawy wybuchł głośnym, histerycznych śmiechem, zgiął się w pół i uderzał dłonią w kolano. Niall uśmiechnął się wesoło, ale po chwili jakby, przypomniał sobie, że nadal ma złamane serce i nie wypada mu się cieszyć, natychmiast opuścił kąciki. Westchnąłem klepiąc Harrego po plecach. – Nie udław się tylko, to nie było aż tak śmieszne... - wywróciłem oczami, prostując się jak księżniczka (którą jestem).

- Louis ma rację. Zjedzmy! – nie zdążyliśmy wymienić z mężczyzną dosadnie zażartych spojrzeń, kiedy farbowany blondyn pociągnął nas do środka.

- Harr... - nie dokończyłem podskakując lekko, ponieważ zielonooki niezbyt dyskretnie uszczypnął mój pośladek. Farbowany blondyn zostawił nas w tyle, aby zająć dobry stolik, nie było to jednak potrzebne ze względu na mały ruch w knajpie. Kędzierzawy oplótł długimi, zręcznymi palcami mój nadgarstek zatrzymując w pół kroku przez co całkowicie nieświadomie, otarłem się o krocze bruneta. – Nie przy ludziach... - mruknąłem i w przypływie odwagi, obscenicznie przycisnąłem tyłek do jego bioder. Nabrałem gwałtownie wdechu, kiedy ścisnął krótko lecz mocno moje krągłości drugą ręką.

- Spokojnie. W naszym pokoju będziemy sami...

Być może dostałem gęsiej skórki. Być może zaczerwieniłem się po same uszy. I być może nie mogłem się doczekać tego, co przyniesie powrót do hotelu.








Jedzenie było wyborne. Byłem w szoku jak wiele w kuchni greckiej jest potraw, o których nie miałem pojęcia. Okazało się, iż nie kończy się to na pizzy i spaghetti, ale na wielu innych daniach zawierających duże ilości makaronu lub sera. Niall objadł się najbardziej z naszej trójki i mimo znudzenia ciągłym siedzeniem w jednym miejscu, nie przerywaliśmy mu. Około 11 zaczęliśmy zwiedzać całą wyspę. Tak jak przypuszczałem, nie było tutaj od groma ciekawych atrakcji, jednakże świetne widoki i co chwila napotykane stragany czy najzwyklejsze w świecie sklepy, trochę to nadrabiały. Irlandczyk doszedł do wniosku, że Itaka jest zbyt piękna, aby tego nie upamiętnić dlatego na jednym ze stoisk kupił mały, czerwony aparat. Szybko dał się nam we znaki, ponieważ chłopak robił zdjęcia absolutnie wszystkiemu, co minutę. Zamiast fotografować wzgórza, wybrzeża albo chociaż ciekawe, niespotykane w Anglii rośliny, uwieczniał nas w chwilach, gdy nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Nie przejmował się też naszymi groźbami, w których zawieraliśmy zrzucenie aparatu z klifu jeśli nie skończy. Błagałem wręcz Harrego o pójście na plażę lub do ogrodu różanego, który znajdował się niedaleko naszego hotelu, on obiecywał, że na pewno tam zajrzymy, ale dopiero jutro. Nie kłóciłem się, widziałem jak lot tutaj go zmęczył, prawdopodobnie nie spał podczas niego tak jak ja to zrobiłem.

Ugh był taki bezczelny...

Ilekroć Niall się odwracał, chwytał pewnie mój tyłek na co za każdym razem reagowałem cichym okrzykiem i nieśmiałym uśmiechem. Bezwstydnie podszczypywał moje biodra i uda, gdyż w południe dosłownie czułem jak się rozpływam w dresowej bluzie i spodniach, dlatego mężczyzna kupił mi szorty oraz bluzkę z krótkimi rękawkami, nie chciało nam się wracać po letnie ciuchy, które zostały w mojej walizce. Spodenki opinały się aż za bardzo na moich grubych udach i odstającym tyłku, a ich jasny materiał musiał niesamowicie kusić bruneta, co wnioskowałem po nachalnych gestach. Tak właśnie wyglądał cały dzień i koło godziny 18 zdecydowaliśmy się wrócić do hotelu wyczerpani ciepłym klimatem, do którego nie byliśmy w ogóle przyzwyczajeni. Przed budynkiem zastaliśmy Liama zawiadomionego wcześniej telefonicznie przez Harrego, wręczył on nam klucze. Jeden dla Nialla, a drugi dla...

- Mamy wspólny pokój? – spojrzałem na kędzierzawego robiąc duże, zdziwione oczy. W opowiedzi się tylko uśmiechnął i pociągnął w stronę holu. – T-to znaczy tak?

- Przecież musimy Cię pilnować.

- To nie tak, że sam przepłynę ocean... - zażartowałem.

- Niby racja, ale ostrożności nigdy za wiele. – podeszliśmy do windy, Harry wcisnął przycisk ze strzałką w górę.

Weszliśmy do pokoju numer 128 parę minut później. Cała nasza piątka była na tym samym piętrze co cieszyło mnie, bo miałem w ten sposób ułatwiony dostep do lokum Nialla. Kiedy zielonooki otworzył drzwi zacząłem piszczeć jak małe dziecko, które weszło do sklepu z zabawkami. Całe pomieszczenie było białe z pojedynczymi czerwonymi akcentami. Nie było ono duże, znajdowały się w nim jedynie drzwi prowadzące do łazienki, szafki na ubrania, telewizor, różne komody i ogromne łoże małżeńskie.

- Jakie wieeelkieee! – przebiegłem cały pokój błyskawicznie, nastepnie wskakując na łóżko. Zaśmiałem się głośno, gdy odbiłem się na co najmniej metr przez mocne sprężyny w materacu. Zawinąłem się w śnieżnobiałej kołdrze jak naleśnik, chichocząc bez przerwy jak głupek. Ale przynajmniej szczęśliwy głupek.

- Nie sądziłem, że jest duże dopóki się na nie nie rzuciłeś... – wyjrzałem spod czystej, pachnącej pierzyny, aby ujrzeć Harrego. Opierał się o ścianę i wpatrywał we mnie ze splecionymi na klatce piersiowej ramionami z szerokim, wręcz błogim uśmiechem. Zarumieniłem się mocno dopasowując barwę policzków do karmazynowych poduszek.

- Może ja jestem po prostu malutki... - wydąłem wargę, siadając na łóżku w dalszym ciągu owinięty kołdrą. Wciągnąłem gwałtownie powietrze zaskoczony, kiedy brunet wskoczył na materac obok mnie. Odbiłem się dużo wyżej niż za sprawą własnego ciężaru wcześniej i wylądowałem, dość boleśnie na jego torsie.

- Za to ja jestem olbrzymem, jak sam mi to zawsze powtarzasz. - oboje wybuchliśmy dźwięcznym śmiechem, z co prawda, błahego i idiotycznego powodu, ale to właśnie było w całej tej sytuacji najlepsze. Sądziłem już, że zdążyłem zapomnieć jak to jest cieszyć się z małych, pozornie nic nie znaczących rzeczy. Na szczęście jednak, powoli przypominałem sobie wszystko w najlepszy możliwy sposób, za sprawą mężczyzny leżącego koło mnie.








- Harry! – zawołałem wyłączając wodę pod prysznicem. Zapomniałem o czystych bokserkach oraz luźnej koszulce, a nie miałem zamiaru wyjść z łazienki w samym ręczniku. – HARRY! – ryknąłem głośniej, krzywiąc się na to jak głośne echo odbiło się o kafelki na końcu docierając do moich uszu. Przecież to jest niemożliwe, żeby mnie nie słyszał. – Styles! – wychyliłem głowę zza zasuwanych, szklanych drzwi od kabiny. – A pierdol się! – warknąłem zamykając je z powrotem i odkręcając wodę. Naburmuszony umyłem swoje włosy, masując dokładnie głowę tak jak lubiłem z zamkniętymi, z przyjemności oczami. – If you could see that I'm the one who understands you!* – udawałem, że słuchawka prysznicowa to mikrofon, drąc się i mając w nosie to jak przeraźliwie fałszuję i kędzierzawy może mnie słyszeć. – Been here all along, so why can't you see-e-e?

- You belong with me-e-e! – krzyknąłem wysoko upuszczając słuchawkę. Obróciłem się w kierunku, z którego dobiegał głos i automatycznie zarumieniłem, krzyżując nogi, gdy moim oczom ukazał się obraz rozmytego, przez zaparowaną szybę Harrego. Skuliłem się, siadając w brodziku i przyciągnąłem kolana do piersi.

- Wypad stąd! Jestem goły! – mój głos brzmiał trochę dziewczęco przez zażenowanie, którego nie umiałem kontrolować. Próbowałem odwracać wzrok od idealnej, półnagiej sylwetki zielonookiego. Miał na sobie jedynie bokserki, ponieważ umył się przede mną.

- Dziwne, żebyś kąpał się w ciuchach. I słyszałem to 'pierdol się'! – przewróciłem oczami z politowaniem.

- Skoro mnie tak świetnie słyszałeś dlaczego się nie odezwałeś? – wyjdź, wyjdź, wyjdź, wyjdź...

- A co chciałeś?

- Majtki i koszulkę, bo zapomniałem.

- A dlaczego miałbyś się niby ubierać? – zmarszczyłem brwi.

- Chyba nie załapałem...?

- Jaki sens ma ubieranie się skoro... - otworzyłem szeroko usta kompletnie zdurniały, kiedy brunet rozchylił drzwi do kabiny. - ...i tak za chwilę byłbyś nagi... - ukucnął, wyciągając dłoń w moim kierunku, położył ją na mokrej łydce.

- Harr... - położył palec na moich wargach.

- Cii kochanie. Zaufaj mi... - szepnął po czym ujął moją rękę w swoją i wstał, ciągnąc mnie w górę. Gdy stałem już przed nim całkowicie nagi i spłoszony spojrzałem w dół na swoje stopy mając ochotę się rozpłakać. – Oh skarbie...Louis? – wsunął palec pod mój podbródek i uniósł w górę, patrzyłem mu w oczy, czując pieczenie w kącikach swoich. – Dlaczego płaczesz do cholery? – westchnął całując górę mojego policzka tuż pod prawym okiem, dokładnie w tamtym momencie spłynęła po nim słona, ciężka łza. Scałował ją powodując upływ kolejnych. – Chodź do mnie... - wziął w dłonie puchaty ręcznik i rozłożył na szerokość swoich ramion. Praktycznie w nie wpadłem, Harry owinął mnie miękkim materiałem i przytulił. Pociągnąłem nosem uspokajając się, nim moje chwilowe złamanie przemieniłoby się w histerię. Mężczyzna wyszedł ze mną z łazienki i podszedł do łóżka, na którym po chwili usiadł przyciągając mnie na kolana. – Czemu płaczesz? – powtórzył poprzednie pytanie, przełknąłem gulę w gardle nim wreszcie się odezwałem.

- Bo...wstydzę się...

- Czego?

- Mojego...ciała... - parsknął śmiechem. – Co Cię tak bawi? Spójrz na mnie!

- Patrzę... - odsunął kawałek materiału ręcznika z moich ramion ukazując obojczyki i wręcz dziecięcą klatkę. – I wiesz co widzę? Piękną, przesłodką istotę, która nie rozmawia ze mną wystarczająco...

- A co jest we mnie takiego pięknego? – czułem zbyt szybkie bicie własnego serca i odnosiłem wrażenie, iż widać jak próbuje wyskoczyć.

- Absolutnie wszystko. Nie ma takiej rzeczy, która by mi się w Tobie nie podobała, Louis...

- Mimo, że...widzę jak mi to okazujesz to...nie rozumiem!

- Nie musisz. Po prostu mi zaufaj... - nim zdążyłem odpowiedzieć, złączył nasze usta w pocałunku.

Harry napierał na moje wargi prosząc o wsunięcie w nie swojego języka, na co od razu przystałem. Wzdychaliśmy cicho sunąc rękoma po rozgrzanych ciałach tak rozpaczliwie pożądających się, ale też niepewnych jaki wykonać pierwszy ruch. Niepewnie ścisnąłem krocze bruneta przez bokserki, poczułem jak zaczyna twardnieć, a w podziękowaniu otrzymałem słodki jęk.

- Chcę znowu sprawić, że będzie Ci dobrze. – nie czekając na jego odpowiedź, zeskoczyłem z umięśnionych ud kędzierzawego i upadłem na kolana przed nim. Od razu rozumiejąc moje poczynania, uniósł biodra, abym z łatwością ściągnął jego bieliznę.

Wciągnął powietrze przez zęby, kiedy od razu owinąłem usta naookoło jego długości. Już bardziej pewny, poruszałem głową i od czasu do czasu przejeżdżałem językiem po mokrej od preejakulatu główce mężczyzny. Jęczał wdzięcznie, głaszcząc moje powoli schnące po kąpieli włosy. Mruczałem dodatkowo pieszcząc go dłonią.

- Louis...robisz to tak dobrze, kochanie... - skomlał. Uszczypnąłem wewnętrzną stronę szczupłego uda z małym uśmiechem, spowodowało to jego gardłowy jęk rozkoszy. – Kurwa, dojdę jak zrobisz to jeszcze raa... - zassałem policzki powodując ich całkowite zapadnięcie się i równocześnie powtórzyłem swój poprzedni ruch. Tym razem byłem przygotownay na to co się stanie, grzecznie połknąłem nasienie bruneta i pocałowałem na koniec jego członka ze złośliwym uśmieszkiem. – Ale Ci dupsko powinienem za to przetrzepać... - wydyszał uspokajając swój oddech po orgaźmie.

- Nie możesz. – pokręciłem głową. Wstałem z kolan, przytrzymując rąbek ręcznika.

- A to dlaczego?

- Ponieważ... - przygryzłem kokieteryjnie dolną wargę i obserwując reakcję Harrego puściłem puchaty materiał, który swobodnie opadł na podłogę. Byłem podniecony do granic możliwości, w innych okolicznościach w życiu bym w tak bezwstydny sposób nie kusił mężczyzny, ale... - ...jestem bardzo delikatny.

- A jebać Twoją delikatność. – wysyczał seksownie zaciskając palce na moich biodrach i przyciągając do siebie. Nie zdążyłem zorientować się co robi dopóki nie przyszpilił mnie do łóżka, unieruchamiając moje nadgarstki w swoich dłoniach. – Skończyło się cwaniakowanie, hmm? – uniósł kącik ust w górę wyraźnie usatysfakcjonowany moją miną.

- Zrób coś... - wychrypiałem, odczuwając dyskomfort przez swojego twardego, wyciekającego penisa.

- Co konkretnie, Lou? – spytał ocierając się lekko o mnie, jęknąłem przymykając powieki.

- Em...właściwie to tak... - wyszemrałem nieśmiało.

- Oh...a więc? – uśmiechnął się zaciekawiony.

- Nie wiem do końca o co w tym chodzi, ale...zanim się tu znalazłem i chodziłem jeszcze do szkoły, chłopaki, którym się podobałem często szeptali między sobą, że chętnie 'zjedliby' mój tyłek. Nie mam pojęcia o co im chodziło, ale na pewno to coś związanego z seksem, bo... - Harry zaczął dławić się własnym chichotem, kręcił głową najwidoczniej rozbawiony moją niewinnością.

- Tak, kochanie, to jest coś związanego z seksem. – pocałował moje kłykcie. – Spodoba Ci się, jestem pewien...

- A...czy Ty jesteś chętny? – w dalszym ciągu nie miałem pojęcia co, zielonooki zamierza zrobić.

- Myślałem już, że nigdy się nie doczekam... - wymruczał do mojego ucha. Nim dreszcze zdążyły dać o sobie znać, kędzierzawy obrócił mnie na brzuch jednym, zdecydowanym ruchem ręki. Pisnąłem w poduszkę zaskoczony.

- Często piszczysz, wiesz? – zaśmiał się muskając mój kark pełnymi, różowymi wargami. Zadrżałem unosząc się lekko na materacu. Przez to, że nie widziałem mężczyzny, doznania były silniejsze i dużo bardziej podniecające, gdy czułem jak schodzi pocałunkami wzdłuż mojego kręgosłupa coraz niżej i niżej aż dotarł do tyłka. Chciałem otrzeć się kroczem o łóżko, tak bardzo potrzebowałem dać upust swojemu pożądaniu. Brunet jednak pokrzyżował te zamiary i uchwycił w swoje silne dłonie moje biodra. – Podeprzyj się na kolanach... - powiedział, a ja od razu wykonałem jego polecenie, całkowicie mu uległy.

- Czy...czy to będzie bolało? – pisknąłem w poszewekę niepewnie.

- Kurwa... - westchnął pod nosem, rozchylając moje pośladki. – Zdecydowanie nie...

- O-oh! – jęknąłem głośno i przeciągle, kiedy poczułem jego mokry język przy swoim odbycie.

Harry lizał powoli moją dziurkę kręcąc na niej kółka co jakiś czas wpychając język delikatnie do środka. Nigdy nie czułem czegoś tak za równo mokrego jak i przyjemnego. Kręciłem biodrami wystękując potrzebująco imię mężczyzny.

- Dobrze Ci? – w odpowiedzi jedynie wyjęczałem coś niezrozumiałego wypychając biodra w stronę bruneta. Tak bardzo chciałem dojść. – Ej, łapki trzymaj przy poduszce! – odepchnął moją rękę, gdy chciałem sięgnąć do swojego twardego, zaczerwienionego penisa. Krzyknąłem w momencie, w którym Harry wsunął cały swój język do środka i zacisnął dłonie na moich pośladkach.

- Proszę, ja chcę dojść...Proszę... - błagałem go, wijąc się niespokojnie.

- Dojdziesz, ale inaczej niż ostatnio. – ponownie przewrócił mnie na plecy, przerywając pieszczotę.

- Czy-czyli j-jak? – jąkałem się. Miałem rozpalone do czerwoności policzki, a ciało wiotkie niczym szmaciana lalka.

- Na początku możesz odczuwać mały dyskomfort... - włożył swój środkowy palec do ust i oblizał go w pawdopodobnie najseksowniejszy możliwy sposób. Zamrugałem szybko, zaniepokojony słowami mężczyzny. - ...ale rozluźnij się, a przekonasz się jak zajebisty możesz mieć orgazm... - skinąłem głową, pokazując, że rozumiem.

Rozchyliłem usta wstrzymując gwałtownie oddech, kiedy Harry wsunął we mnie długi, wilgotny palec prawie całkowicie. Wygiąłem plecy w łuk zaciskając powieki na niezbyt przyjemne doznanie. Brunet czekał cierpliwie aż przywyknę do uczucia wypełnienia obdarowywując całą moją twarz i szyję krótkimi, delikatnymi pocałunkami. Uśmiechałem się łagodnie, co odwzajemniał głaszcząc moje krągłości drugą ręką.

- Harry! – zaskomlałem po pewnym czasie, gdy poczułem niewyobrażalną rozkosz, w momencie, w którym mężczyzna trafił w pewien punkt wewnątrz mnie. Zaczął pocierać mnie tylko w tym miejscu, jęczałem czując jak powoli zbliżam się na szczyt. – Cz-czy to j-jest...?

- Tak, skarbie, to Twoja prostata. Dojdź, dla mnie Lou, pokaż jak dobry jesteś...Taki wrażliwy na każdy mój dotyk...

- J-ja... - zacisnąłem szczękę razem z palcami ściskającymi prześcieradło. Moje nogi zaczęły się trząść, mimo, że Harry nawet mnie nie tknął. W końcu poczułem upragniony żar rozprzestrzeniający się po całym moim ciele, zobaczyłem gwiazdy zastygając z biodrami wciśniętymi w materac. To był raj.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, iż rajem nie był sam orgazm, do jakiego doszło w wielkim, hotelowym łóżku, znajdując się na przepięknej, greckiej wyspie. Rajem była osoba dzięki, której tego doświadczyłem. I zaczynało mnie to, na swój sposób przerażać.

------------------------------------------------------------------------------------------------

*Jeśli ktoś się nie zorientował, Louis śpiewał piosenkę TS "You Belong With Me" ;)

O matko, ten miesiąc będzie szalony. W pierwszym tygodniu Harry i Niall wydali piosenkę, w poniedziałek wyjdzie teledysk do Sign Of The Times, w czwartek są moje urodziny, poprawiam dwa sprawdziany i Miley po latach wydaje nową muzykę, a od razu w piątek Harry swój pierwszy album. Ciekawe co będzie dalej! ;d

KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro