#16
Harry's POV
Odkręciłem wodę pod prysznicem po zamknięciu się w kabinie. Gorące, przezroczyste krople spływały mocnym strumieniem po moim nagim ciele. Przeczesałem palcami wilgotniejące, długie loki, które po chwili przybrały ciemniejszy kolor i wyprostowały się prawie całkowicie. Namydliłem dokładnie każdy fragment swojej skóry na koniec robiąc to samo z włosami, następnie spłukałem mydliny i aby nie marnować więcej wody szybko zakręciłem kurek. Po ogoleniu rzadkiego meszku na twarzy, rozczesaniu mokrych włosów i ubraniu czystej bielizny, skierowałem się od razu do sypialni naburmuszony. Mimo, iż rozumiałem, że Louis był zmęczony pocieszaniem Nialla i wysłuchiwaniem zwierzeń Irlandczyka, nie uśmiechało mi się spędzenie nocy samotnie bez rozmów z nastolatkiem do późna po to, by na koniec zasnąć wtulonym w jego drobne, ale jędrne ciało i wdychać słodki, waniliowy zapach chłopaka. Westchnąłem odsuwając kołdrę. Położyłem się na boku, wsunąłem nogę pod pierzynę, a w drugiej kolejności objąłem ją ramionami. Nie lubiłem spać przykryty, było mi wtedy za gorąco, a chociaż mogłem wyobrazić sobie, że przytulam Louisa. Zgasiłem światło, podłączyłem telefon do ładowarki i pozwoliłem ostatecznie pogrążyć się swojemu umysłowi we śnie.
- Oh Lou, to czuć tak dobrze... - wplotłem palce we włosy chłopaka delikatnie wypychając biodra w stronę ust, opuchniętych od zaciskania ich naokoło mojego członka.
Poruszał głową zasysając mocno policzki w akompaniamencie moich jęków wymieszanych z urywanymi przekleństwami. Wciągnąłem gwałtownie powietrze przez zęby kiedy szatyn przejechał językiem między szparą na żołędzi spoglądając na mnie zalotnie spod rzęs. Odchyliłem głowę w tył głośno wystękując jego imię. Czułem jak wielkimi krokami piękny 18-latek spycha mnie na krawędź swoim równocześnie seksownym, ale i przesłodzonym uosobieniem.
Otworzyłem oczy podskakując gdy niespodziewanie znalazłem się ponownie w realnym świecie. Kołdra nadal znajdowała się między moimi nogami ocierając prawie boleśnie o nabrzmiałe z podniecenia krocze. Pozbyłem się szybko grubego materiału, w troszkę szorstkiej poszewce i natychmiast poczułem chłód okalający mokrą plamę na moich bokserkach. Warknąłem ciche 'kurwa', następnie sprawdzając godzinę na telefonie, gdzie zegar wskazywał 1:15. Zarumieniony i przytłoczony napięciem zgromadzonym w podbrzuszu, przejechałem palcem po wewnętrznej stronie lewego uda wywołując tam gęsią skórkę. Żułem dolną wargę torturując się w ten sposób dobre kilka minut, po czasie dopiero zdając sobie sprawę z tego co wyczyniałem. Obraz Louisa w tej perwersyjnej sytuacji ze snu, nie wychodził mi z głowy doprowadzając do obłędu. Objąłem swoją dużą ręką zasłoniętego, twardego, wyciekającego penisa i stęknąłem głośno zasłaniając w porę spierzchnięte wargi. Z jakiegoś powodu, mój mózg nie zareagował tak jak powinien czyli, nie zmusił mojej ręki do ulżenia sobie mając w głowie duże, niebieskie oczy i potarganą, karmelową grzywkę, po to by później w spokoju wrócić do krainy Morfeusza. Zamiast tego podświadomość wysłała do niego takie o to słowa:
Muszę go zobaczyć. – chwilę po komunikacie tym wstałem z łóżka, a nogi same poniosły mnie w stronę przyciemnionego, długiego korytarza i w następnej kolejności do pokoju szatyna.
Przekręciłem gałkę w drzwiach otwierając je powoli, modląc się o to, by nie zaskrzypiały. Zamknąłem je za sobą krzywiąc się kiedy pstryknęły powodując jak na tak stałą ciszę za głośny dźwięk. Stąpałem dużymi, bosymi stopami po omacku w dużym pomieszczeniu. Poczułem nagle jak mocno uderzyłem się w kolano o szafkę przesuwając ją dobre parę centymetrów. Skakałem na jednej nodze zaciskając pięści oraz szczękę i powstrzymując się przed krzykiem. Moje oczy były załzawione, a z wargi od nadmiernego przygryzania poleciała mała kropla krwi. Westchnąłem z ulgą gdy moje cierpienie przeminęło i pokuśtykałem do krawędzi łoża wysyłając w swoją stronę, w myślach różne obelgi dotyczące mej nieporadności w ciemnościach. Usiadłem na miękkim materacu, a po zmrużeniu oczu z radością stwierdziłem, iż mój wzrok zaczyna przyzwyczajać się do mroku i widzę wszystko dużo wyraźniej. Skupiłem się w całości na nieskalanym pięknie osoby leżącej obok. Włosy nastolatka były porozrzucane po poduszcze. W przeciwieństwie do mnie kołdrę podciągniętą miał aż pod same obojczyki. Oblizałem usta, ponieważ byłem dosłownie zafascynowany za dużą koszulką z dekoltem, która ukazywała jedyne odstające, przepiękne kostki, sprawiając, iż ledwo powstrzymałem się przed przejechaniem po jednej z nich palcem. Szczupłe, dość krótkie ramiona spoczywały po obydwu stronach poduszki naookoło jego głowy. Moje serce zabiło jak szalone na to jak uroczo wyglądała twarz szatyna podczas snu. Usta były rozchylone, trochę wysuszone przez to, że nie zwilżał ich tak często jak za dnia, powieki zamknięte, a zaskakująco długie rzęsy spoczywały na jego policzkach. Nachyliłem się, bardziej wypatrując szczegóły. Był w jednej chwili niesłychanie męski i nadzwyczaj kobiecy. Delikatny, wrażliwy, ale potrafił pokazać pazury. Cholernie go pragnąłem.
- Cześć, Harry... - pisnąłem nisko kiedy głuchą ciszę przerwała zaspana chrypka. Louis uchylił najpierw jedno oko, potem drugie w końcu uśmiechając się szeroko.
- To Ty...nie śpisz? – uniosłem jedną brew zdezorientowany.
- Spałem, ale poruszasz się z gracją Pumby z 'Króla Lwa', dlatego ciężko jest się nie obudzić. – wydał z siebie dźwięk przypominający zduszony chichot.
- Ej, przed chwilą wstałem! – broniłem się.
- To powód, żeby mnie budzić? – ziewnął wyciągając się na łóżku, jęknął cicho gdy, któraś z jego kości zgrzytnęła. Dlaczego to jest takie urocze?
- Właściwie to przyszedłem tu bo śniłeś mi się... - przyznałem nagle trochę zażenowany tym, iż wyrwałem Louisa z krainy marzeń, z powodu potrzeby ujrzenia go po moim mokrym śnie.
- Oh... - usiadł ociężale wyglądając na dość zainteresowanego. – Co tam robiłem? – przełknąłem ślinę czując się jeszcze dziwniej.
- Klęczałeś.
- Klęczałem?
- Klęczałeś.
- Przed Tobą?
- Em... - podrapałem swoją potylicę. Robiłem to zawsze kiedy czułem zawstydzenie co zdarzało się bardzo rzadko. – Tak... - chłopak skrzyżował nasze spojrzenia rozchylając mocniej powieki. Nawet w mroku błękit tafli oceanu był imponujący.
- Naprawdę?
- T-tak... - nie mogłem nic poradzić na to jak zniewolony czułem się przez wzrok 18-latka. Nie mogłem jednak pierwszy tego przerwać, miałem zbyt wielkie ego.
- Czyli...chciałbyś, żebym zrobił Ci loda? – w tamtej chwili pożałowałem, że jest noc i nie mogłem zobaczyć jego, zapewne czerwonej jak burak twarzy. Rozchyliłem wargi w szoku przez dziwną bezpośredność Louisa.
- Ja...znaczy jeśli chcesz...to znaczy, nie musisz... - plątałem się w próbach wytłumaczenia mu jak kurewsko go pożądam, ale nie ująć tego tak aby czuł, że musi. Był taki czysty...
- Proszę, ja tak bardzo chcę zrobić coś dla Ciebie... - położył dłoń na mojej ściskając ją lekko. Niemal mnie błagał. – Tamto wtedy...to było niesamowite i pragnę...pragnę Ci się w pewnym sensie odwdzięczyć... - w końcu odwrócił głowę i spojrzał w kierunku drzwi. – Na pewno nie będę tak dobry jak Ty...Boże, będę beznadziejny, przecież nigdy tego nie robiłem! – zaśmiał się gorzko, cały czas ściskał dyskretnie moją rękę. – Nie ma to i tak znaczenia, bo...chcę sprawić, że będziesz się czuł...choć w połowie tak dobrze jak ja dwa dni temu... - ponownie skupił na mnie niebieskie tęczówki. – Tylko...pokażesz mi jak? – odpowiedziałem Louisowi pocałunkiem krzyżując nogi w kostkach przez to jak wybrzuszenie w bokserkach zaczynało być męczące.
- Oczywiście, że Ci pokażę, kochanie... - zassałem dolną wargę szatyna, na co odpowiedział mi rozkosznym, potrzebującym jękiem.
Louis's POV
- Ten sen musiał być naprawdę ciekawy... - uśmiechnąłem się filuternie spoglądając na przyciasną bieliznę mężczyzny. Zapaliłem lampkę na stoliku nocnym. Słabe światło i widzenie tak pobudzonego Harrego, nadawało mi wyjątkowej odwagi i popychało do śmielszych działań.
- Owszem, był... - przesuwał kciukiem po moich spierzchniętych ustach. Polizałem jego opuszkę, zabrał rękę i wytarł palec chichocząc o moją koszulkę. Mogłem słuchać jego rozbrajającego śmiechu całą wieczność...
- Podobno sny się spełniają kiedy bardzo tego chcemy. – objąłem kark bruneta dłonią mrugając kokieteryjnie, patrząc prosto w zielone tęczówki równocześnie napierając udem na wybrzuszenie 25-latka. Jęknął naprzeciwko moich warg, które dzieliła niewielka odległość.
- Lou... - dyszał ciężko, skóra na jego ciele wręcz parzyła przez to jak był rozgrzany. – Potrzebuję Cię. – pocałowałem Harrego, rozchyliliśmy usta prawie w tym samym momencie od razu ocierając o siebie swoje języki mrucząc na przyjemne mrowienie w dole kręgosłupa.
- Usiądź inaczej. – poprosiłem wychodząc całkowicie spod kołdry. Zadrżałem na kontakt bosych stóp z zimnymi panelami, chłód jednak szybko minął przez wysoką temperaturę w sypialni spowodowaną zbyt dużym napięciem seksualnym. Mężczyzna posłuchał mnie przekręcając się o 180 stopni zwracając twarzą do mnie. Ugryzłem wnętrze policzka, gdy moją uwagę zwróciło to jak zgięte miał kolana podczas trzymania nóg na podłodze, gdy moje dyndałyby nad nią. Zbliżyłem się stając między jego udami, uniosłem się na piętach kiedy brunet chwycił moje pośladki w dłonie, ale zignorowałem to zbyt przejęty umięśnoną klatką piersiową Harrego. Muskałem jego wytatuowany tors, sunąc bez pośpiechu do mocno odznaczonych ABS kończąc na idealnych liniach w krztałcie V. – Jaki Ty jesteś piękny... - szepnąłem po sekundzie zdając sobie sprawę, że wypowiedziałem te słowa bez przemyślenia ich wcześniej.
- Możliwe, ale Tobie nikt się nie równa, księżniczko. – przewróciłem oczami rumieniąc się mocno.
- No już nie słodź, idioto, tylko może...przejdźmy do rzeczy...? – moja sugestia zabrzmiała bardziej jak pytanie przez drżenie głosu. Odpowiedział mocniej szczypiąc moje krągłości i posyłając pełne pożądania spojrzenie.
Uklęknąłem podekscytowany od razu chwytając w dłonie gumkę od bokserek mężczyzny, oblizałem wargi pobudzony przez sporą plamę na materiale. Brunet uniósł biodra w momencie, w którym miałem go o to poprosić. Ściągnąłem bieliznę Harrego i prawie jęknąłem gdy jego nabrzmiały penis uderzył w podbrzusze mężczyzny. Moje policzki płonęły, byłem niesłychanie onieśmielony jak i pod wrażeniem tego jak chojnie przez naturę został obdarzony zielonooki.
Boże, jak ja mam wziąć go do ust?
- Nie obśliń się tylko. – rzekł uszczypliwie zawstydzając mnie jeszcze bardziej. Wpatrywałem się nadal w przyrodzenie bruneta jak zaczarowany. – Może na początek po prostu...OH KURWA! – zamknął powieki krzycząc dość głośno, ponieważ najwyraźniej nie spodziewał się tego, że bez ostrzeżenia owinę różowe usta naookoło jego długości próbując wziąć jak najwięcej. Oczy zaszły mi łzami, ledwo kontrolowałem odruch wymiotny. Harry był naprawdę duży. Próbując wciągnąć powietrze przez nos zassałem policzki smakując preejakulat mężczyzny o słonawym smaku. – Ja pierdolę, Lou! – jęknął z rozkoszy po czym wplótł palce w moją potarganą grzywkę. Uznałem to za dobry znak, dlatego spróbowałem wsunąć jeszcze więcej, ale kiedy główka penisa bruneta uderzyła w ściankę mojego gardła zacząłem kaszleć. – Poczekaj, zwolnij. – poczułem nagłą pustkę w buzi spowodowaną cofnięciem się bioder Harrego. Oblizałem wargi dzięki czemu pozbyłem się niezręcznej strużki śliny. Wytarłem je dodatkowo wierzchem dłoni.
- Przepraszam... - bąknąłem obawiając się, iż zawiodłem mężczyznę i nie podobało mu się.
- Za co? Prawie od razu doszedłem, zrobiłeś to tak nagle... - uśmiechnąłem się lekko. – Po prostu nie zdążyłem Ci powiedzieć co i jak robić, są skutki jak widać, bo prawie zwymiotowałeś. – klęczałem przed nim obserwując mimikę twarzy bruneta zaintrygowany. – Nie bierz od razu całego do gardła przede wszystkim, to nie o to chodzi. W dodatku mało jest osób, które potrafią to zrobić, jak sam zauważyłeś, do małych to mój kutas nie należy. – powiedział z dumą, a ja skinąłem głową zgadzając się. – Nie o łykanie tu chodzi, a o ssanie. Skup się na tym, bo kiedy zrobiłeś to przed chwilą, przysięgam z ręką na sercu, że jakbyś to powtórzył, spuściłbym się żenująco szybko. – zaśmiał się, byłem trochę przytłoczony ilością tych wszystkich komplementów, co nie znaczyło, że nie podobało mi się. – Rób tak jakbyś...jadł loda. W zasadzie, pewnie dlatego ktoś tak nazwał obciąganie. – ponownie się zaśmiał, zawtórowałem mu rozumiejąc wreszcie po tylu latach sens słów 'robić loda'. – Nie obraziłbym się też gdybyś od czasu do czasu użył języka...
- Jak? – pytałem nie bacząc na to, iż zapewne zielonooki w głębi duszy miał ze mnie ubaw.
- Po prostu skoncentruj się na główce i używaj tam głównie języka, a ręki na reszcie. – doradził mi, pokiwałem głową powtarzając sobie w myślach każdą wskazówkę z instrukcji ''Jak zadowolić Harrego".
- Ok...
- I jeszcze jedno, nie musisz... - sapnął głośno kiedy przerwałem mu owijając ponownie usta w okół członka. - ...połykać... - dokończył ściskając mój bark. Wciągałem policzki jak instruował poruszając głową w stałym rytmie. Mruczałem cicho napawając się jękami mężczyzny, co motywowało mnie do przyspieszania swoich poczynań z każdym pociągnieciem warg po delikatnej skórze na penisie Harrego. – Tak blisko... - prawie zaskomlał chcąc mnie prawdopodobnie ostrzec, jednakże naprawdę pragnąłem spróbować jak smakuje ejakulat bruneta.
No dobra, może też strasznie zależało mi na zaimponowaniu mu.
Zassałem mocno żołądź mężczyzny i liżąc ją przesuwałem dłonią po twardej długości równocześnie patrząc na Harrego z dołu. Nie potrwało to długo, gdy brunet cały się spiął głośno wyjękując moje imię, mając głeboko w swoim poważnaiu resztę domowników. Poczułem lepką ciecz, która wytrysnęła do mojej jamy ustnej, potrzymałem ją trochę na języku, ale kiedy nie zadowolił mnie gorzko-słony smak, połknąłem wszystko wycierając na koniec resztki spermy jakie pozostały koło moich ust. Wstałem z lekko obolałych kolan i utkwiłem wzrok w zdyszanym i odprężonym mężczyźnie. Usiadłem koło niego na łóżku podciągając się na rękach, kiedy pozwoliłem moim stopom zawisnąć nad podłogą. Cmoknąłem policzek Harrego i przytuliłem się do jego muskularnego ramienia.
- Powinieneś jeść więcej owoców... - przymknąłem powieki. Brunet zachichotał odchrząkując gdy skończył.
- Wiem, przepraszam, pewnie nie smakowało najlepiej.
- Czy było...dobrze? – spytałem pełen obaw nadal nie otwierając oczu zajęty wdychaniem zapachu włosów zielonookiego, pachniały słodkim szamponem.
- Dobrze? – powtórzył ironicznie, następnie składając krótki pocałunek na mojej skroni. – Jak na Twój pierwszy raz było idealnie, skarbie. – nie wiem czy Harry oczekiwał jakiejś odpowiedzi po wypowiedzeniu tego zdania. Ja zwyczajnie odetchnąłem na urzekająco przyjemne motylki trzepoczące skrzydełkami we wnętrzu mojego żołądka.
Całkowitym przypadkiem zasnąłem z głową opartą na obojczyku chłopaka. I również tak całkowitym przypadkiem obudziłem się pod jego nogą i ramionami, które mnie oplatały. Także całkowitym przypadkiem zostałem przyłapany na zbyt intensywnym wpatrywaniu się w śpiącego mężczyznę, kiedy otworzył oczy. Po ubraniu się i otrzymaniu kilku uszczypliwych komentarzy dotyczących moim pulchnych ud i tyłka (zbywałem je czułym wywracaniem oczu), zszedłem z kędzierzawym w doskonałym humorze do kuchni. Opuściłem kąciki ust w dół na widok Nialla stojącego przy kuchence gazowej z opuszczoną głową. Miałem ochotę mocno go przytulić i nie puszczać dopóki nie ujrzę ponownie tego zaraźliwego uśmiechu.
- Cześć, Niall. – podszedłem do chłopaka i położyłem delikatnie dłoń na dole jego pleców.
- Ta, hej... - westchnął sięgając po drewnianą łyżkę po czym przesunął jajka na miękko po patelni. Ucieszył mnie ten widok, wczoraj kompletnie nic nie zjadł.
- Widzę, że robisz sobie pożywne śniadanko.
- To nie dla mnie tylko dla Was. Nie będę jeść. – westchnąłem równocześnie z Harrym, posłaliśmy sobie krótkie, znaczące spojrzenia. – W ogóle nie spałem w nocy dlatego uznałem, że pójdę wcześnie z rana do kuchni i zrobię Wam jajka.
- Niall, jedz. – odezwał się brunet.
- Nie.
- Kurwa, Horan, masz żre...
- Nie jesteś moim ojcem, Hazz. Nie zmusisz mnie. – odwrócił głowę w stronę mężczyzny. Irlandczyk wyglądał naprawdę żałośnie z podkrążonymi, oszklonymi oczami i bladymi policzkami.
- Martwimy się o Ciebie, Ni... – podparłem brodę na barku farbowanego blondyna.
- Nie musicie, naprawdę jest ok... - wysilił się na uśmiech, który bardziej przypominał grymas bólu, powodując ukłucie w moim empatycznym serduszku. Harry wzruszył ramionami pokazując mi, że nie ma już więcej pomysłów na to jak go namówić do skonsumowania czegokolwiek.
- Cześć wszystkim. – cała trójka odwróciła się w stronę, z której dobiegło przywitanie. Zacisnąłem pięści i szczękę na widok Mulata.
- Lou, pilnij jajka. – rzucił Niall, wciskając w moją rękę łyżkę. Minął Zayna, który już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak Irlandczyk szybko ulotnił się z pomieszczenia.
- Jeszcze się nie wysadziłeś? – prychnąłem splatając ramiona na piersi.
- Louis, daruj sobie te kiepskie, rasistowskie żarty. – pokręcił głową trochę poirytowany.
- Skoro Ty możesz być kiepskim człowiekiem, ja mogę mówić co tylko zechcę. – zmrużyłem złośliwie oczy i następnie obróciłem na pięcie, po czym z wyprostowanymi plecami i głową uniesioną do góry, zadzierając nos niczym diva, pilnowałem jajek. Usłyszałem za sobą śmiech kędzierzawego.
- Nie uwolnisz się od drwin tej księżniczki. Jest niepoprawnym romantykiem.
- Idiota. – burknąłem, gdy tak naprawdę w myślach chichotałem z rozbawienia. Naprawdę kochałem te nietypowe ksywki. Wydawało mi się, że Zayn chciał dodać od siebie coś jeszcze lecz przerwał to Liam, który nieoczekiwanie pojawił się w kuchni.
- Chłopaki, mamy kłopoty. Duże. – zmarszczyłem czoło zmniejszając gaz w palniku. Odwróciłem się w stronę szatyna jak reszta mężczyzn.
- Nialla zawołać? – zapytał Harry wyraźnie zaniepokojony.
- Ugh potem mu powiem. – odparł po szybkim zerknięciu na Mulata. – Louis, nie wiem czy powinieneś być przy tej rozmowie...
- Zostaje. – powiedział twardo Styles obejmując mnie w pasie. Zamrugałem kilkukrotnie biorąc go dyskretnie za rękę.
- Dostałem przed chwilą telefon od Edwardsa. Policja złożyła raport do Tomlinsona dotyczący nowych faktów w sprawie poszukiwania Louisa. – napiąłem mięśnie mocniej ściskając palce zielonookiego. Mimo, iż czułem się w domu mężczyzn jak na wakacjach (tak, tak, kretyn ze mnie, zamknij łaskawie mordę, sumienie, nikt Cię nie lubi), tęsknota za nadopiekuńczym ojcem wręcz pochłaniała mnie od środka. Nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, iż czułem się bez jego nadzoru niepkojąco dobrze... - Nie rozwijając się dalej, gdyż nie jest to w moim stylu, po prostu to powiem... - wyglądał jakby słowa ciążące na ustach, sprawiały mu straszliwy dyskomfort. – Oni znają nazwę miejscowości, w której się znajdujemy. I mogą być tu w każdej chwili.
- Co?! – Zayn, Harry, a także ja, ryknęliśmy zgodnie wybałuszając oczy. Szatyn tylko wzruszył ramionami bezradnie.
- Jednym słowem, trzeba się ewakuować.
- Kurwa, dzwonię do Palvina! – mężczyzna odsunął się ode mnie, pozostawiając ciepło w miejscach, w których mnie dotykał. Wyciągnął komórkę z kieszeni spodni.
- Ale..ale po co? Harry, co teraz? Zabiorą mnie? – zadawałem ciąg pytań nie zdając sobie sprawy z tego, że brzmię na pełnego nadziei. Tylko dotyczącej czego? Pragnąłem tego, żeby mnie znaleźli czy też nie?
- Chris Palvin nigdy mnie nie zawiódł, Louis. Ufam mu i wiem, że pomoże nam uciec. Nie odbiorą mi Cię, rozumiesz? Nie dopuszczę do tego. – ostatnie zdanie wypowiedział dość cicho, jakby do siebie. Sapnąłem słysząc to, ponieważ...naprawdę miałem nadzieję, że nie będę zmuszony go opuścić. Było to złe, nieodpowiednie, ale...już od dawna nie myślałem przy Harrym racjonalnie.
Miałem pewność co do dwóch rzeczy. Jedna z nich dotyczyła taty. Tęskniłem za jego głosem, przypalonymi omletami, a nawet za rozkazami, nakazami i innymi tego typu pierdołami jakimi gardzi każdy normalny nastolatek. Kochał mnie całym sobą, przez śmierć mamy nie skupiał swej miłości na dwójce ludzi, ale tylko na mnie, dlatego też odczuwałem to dużo mocniej niż przed wypadkiem. Drugą, niedającą mi odetchnąć sprawą było coś co czułem do bruneta. Właściwie to co czułem? Mieszankę zauroczenia, fascynacji i pożądania? Cokolwiek by to nie było, nie potrafiłem, nie chciałem odejść. Kiedy znalazłem się z powrotem w czerwonej sypialni, bo nie chciałem przeszkadzać mężczyźnie w rozmowie telefonicznej, popłakałem się przytłoczony zbyt wieloma troskami i przemyśleniami. Znalazłem się pomiędzy jebanym młotem a kowadłem i mój młody, przesłodzony charakter nie potrafił się z tym uporać.
Dlaczego moje życie nie może nie być popierzone? – jęknąłem sfrustrownay w myślach, przyciskając naostrzony ołówek do powierzchni kartki w szkicowniku, który dostałem od kędzierzawego po jego urodzinach na moją prośbę.
Kreśliłem na papierze, grube, szare linie z każdą minutą, każdym kolejnym pociągnięciem, cieniowaniem, zawijasem czy zaokrągleniem, przybierające krztałt dłoni. Splecionych dłoni. Małej i dużej. Delikatnej i silnej. Tak, sporo miałem rysunków tego typu. W moim zeszycie można była zobaczyć takie szkice jak złączone ze sobą pełne usta z wąskimi, szczupłe palce naookoło, których zawinięte były długie, ciemne loki, a także wpatrujące się oczy duże, z jasnymi tęczówkami w te mniejsze gdzie, jako, że nie posiadałem żadnych kredek, musiałem mocniej pocieniować obszar tęczówek ołówkiem. Cała reszta rysunków była bardzo podobna.
Byłem aż tak oczywisty?
- Co tam rysujesz? – sam odpowiedziałem na pytanie zadane sobie wcześniej w głowie, gdy do pokoju wszedł Harry, a ja zamknąłem szybko szkicownik. Za szybko.
- N-nic takiego... - zaśmiałem się nerowowo odkładając ołówek koło siebie na łóżko.
- No pokaż... - poprosił przysiadając się. – Cóż to za arcydzieła stworzyłeś? – wyciągnął rękę w stronę zeszytu, który przyciskałem do piersi.
- Żadne! – praktycznie warknąłem uderzając wierzch jego dłoni, na co zareagował przyłożeniem jej z powrotem do boku i pomasowaniem. Ściągnął brwi przyglądając mi się ze zdziwieniem.
- Jakieś sprośne rysunki cycków tam masz, czy co? – parsknął z wymownym uśmieszkiem.
- Po pierwsze, wolę chłopców. Po drugie, próbowałem rysować cycki, ale wychodzą mi dość komicznie, więc nawet nie próbuję. – odpowiedziałem mu sunąc palcem po grzbiecie brulionu. Wybuchł słodkim śmiechem, który niestety stłumił ręką, dość zażenowany skrzeczącym dźwiękiem jaki z siebie wydał. Wyszczerzyłem zęby w tak szerokim uśmiechu, że moje oczy prawie się zamknęły, jego niemal dziecięcy chichot bardzo mnie rozczulił.
- Czyli rysujesz nagich ludzi?
- Niekoniecznie. Jeśli już coś rysuję to to co dane mi było zobaczyć. – ponownie zachichotałem razem z brunetem. – Zwykle są to ludzie, zwierzęta, miejsca albo totalne...nic. Takie jak ta abstrakcja jaką dałem Ci na urodziny.
- Kocham ten szkic, nigdy nikt nie narysował dla mnie czegoś tak ładnego.
- Dziękuję, naprawdę nie ma za co. – poprawiłem wpadającą mi do oczu grzywkę z nieśmiałym półuśmiechem.
- Mówiłeś, że rysujesz ludzi...portrety też? – zaintrygował mnie tajemniczy wyraz twarzy mężczyzny. Pokiwałem głową zgodnie z prawdą. – Mógłbym być Twoim modelem? – moje wielkie oczyska prawie wyskoczyły z orbit, chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkim komplementem dla mnie była prośba o naszkicowanie tak pięknej twarzy jak jego. Naprawdę wierzył w to, że mi się uda!
- Narysować Cię?
- Tak. Jak jedną ze swoich Francuzek...* - w pomieszczeniu na chwilę zapadła cisza, którą przerwał mój głośny rechot. Siła rozbawienia jaka mnie ogarnęła, sprawiła, iż nie byłem w stanie dalej siedzieć i upadłem bezwładnie na poduszki zakrywając zaczerwienione od śmiechu policzki i zmrużone oczy dłońmi. Nie wierzyłem w to, iż zacytował jeden z moich ulubionych filmów w takiej sytuacji. Wpatrywał się we mnie jak zwykle bardzo intensywnie, jednak nie byłem tym razem tak speszony jak zwykle przez wstrząsające mną kaskady śmiechu.
- Wybacz Rose, ale niestety nie posiadam Serca Oceanu w zanadrzu. – otarłem załzawione kąciki oczu, kiedy powoli się uspokajałem. Wywrócił oczami próbując powstrzymać uśmiech, jednak poległ.
- To jak będzie? Narysujesz mnie? – bawił się palcami. Spojrzałem na skrępowane ręce, po chwili kładąc mniejszą dłoń na jego.
- Pewnie...z radością. – wróciłem do poprzedniej pozycji i sięgnąłem po szkicownik razem z ołówkiem leżącym obok. – Siedź tak jak siedzisz... - nie ruszył się wedle mego polecenia. – ...spójrz na mnie. Możesz się uśmiechnąć, ale nie radziłbym. Będzie Cię boleć twarz po ponad godzinie ciągłego szczerzenia się i przez całe życie będzie wyglądać o tak... - zażartowałem odsłaniając zęby w wymuszonym, szerokim uśmiechu, kędzierzawy pokiwał głową roześmiany. – Hmm...czegoś mi tu jeszcze brakuje... - ująłem podbródek mężczyzny między dwa palce obracając jego głowę na boki, zastanawiając się co sprawiłoby, że portret będzie jeszcze lepszy. Moja ręka zadrżała, kiedy po kilku takich ruchach, policzki z niewielką ilością blizn, zapewne po młodzieńczym trądziku, pokryły czerwone wypieki. – Czyżby było Panu trochę za gorąco, Panie Styles? - uniosłem brwi i uśmiechnąłem się (może zbyt) cwaniacko.
- Przy Tobie to całkiem prawdopodobne... - mruknął zakładając zupełnie niepotrzebnie, prawdopodobnie przez zakłopotanie kosmyk pukli za ucho. Zaraz...wiem!
- Zwiąż włosy. – rzuciłem, a gdy po chwili ujrzałem na jego nadgarstku gumkę ściągnąłem ją.
- Po co? – zapytał, ale mimo to odebrał mi ją, po czym zaczął zaczesywać palcami do tyłu czekoladowe loki.
- Twarz będzie dzięki temu uwydatniona. Poza tym...ładnie Ci tak...
Ładnie? Ładnie?! Tomlinson, Ty frajerze.
Wymamrotał ciche podziękowania, dołeczki Harrego idealnie komponowały się z różanym odcieniem na policzkach. Gdy długie włosy mężczyzny zostały już spięte w męski koczek i sumienie przekonało mnie, abym nie rzucił się na niego przytłoczony nadludzkim pięknem bruneta, otworzyłem szkicownik na czystej, nienaruszonej stronie. Przyjrzałem się ponownie ogólnemu krztałtu całej twarzy, aż w końcu zacząłem rysować. Harry posiadał dość agresywną urodę. Mocno podkreślone jakbłko Adama, ostra linia szczęki, podłużny nos i szmaragdowe oczy w ładnej oprawie, sprawiały, iż musiałem co jakiś czas wycierać spocone dłonie o czarne rurki. Na tym portrecie zależało mi bardziej niż na wszystkich innych, dlatego czepiałem się nawet najmniejszych detali, bardzo często obracałem ołówek w dłoniach, aby wytrzeć nieudaną kręskę czy cień gumką na końcówce. Kędzierzawy pytał mnie kilka razy czy może do toalety, jednak ja od razu go uciszałem mówiąc, aby się nie ruszał i nie gadał.
- Skończyłem. – odetchnąłem z ulgą odkładając ołówek i potrząsając obolałą ręką. Byłem naprawdę dumny z wytrwałości bruneta, który odetchnął z ulgą troszkę się garbiąc zmęczony bezczynnym siedzeniem wyprostowanym tak jakby połknął kij.
- Zaraz się posikam, Boże. – zerwał się z łóżka i potruchtał ze ściśniętymi udami do łazienki. Parsknąłem śmiechem ponownie spoglądając na efekt końcowy mojego rysunku. Miałem wielką nadzieję, iż mężczyźnie spodoba się portret, ponieważ sam byłem ogromnie zadowolony. Szkoda, że żaden obraz nigdy nie odda rzeczywistej, nieskazitelnej urody tego mężczyzny...
- Zdążyłeś, czy po nodze pociekło? – zadrwiłem kiedy zielonooki wrócił do pokoju z wyraźną ulgą wypisaną na twarzy.
- Najlepsze uczucie na świecie to wysikanie się po tym gdy dzielnie trzymałeś prawie dwie godziny. – rzekł ponownie siadając na materacu łóżka. Uśmiechałem się cały czas wyrywając kartkę z bloczku.
- Proszę. – wręczyłem mu nadgryzając dyskretnie wargę. Poczułem ciepło w okolicach serca i dumę przeszywającą mnie od stóp aż po czubek najbardziej roztrzepanego, jasno-brązowego włosa, na widok pozytywnie zszkowanej miny Harrego.
- Louis... - zaczął jednak nic dalej nie mówiąc najwyraźniej głęboko poruszony portretem. – To wygląda jak zdjęcie. Jak pieprzone zdjęcie. Kurwa, jesteś artystą! – zaskoczył mnie słodkim, niezbyt satysfakcjonującym całusem. – Dziękuję... - przyciągnął mnie do swojego torsu, a pulchne łydki wciągnął na szczupłe, umięśnione uda. Usadowiłem się wygodniej i przytuliłem go mrucząc jak kotek głaskany za uszkiem. – Księżniczko?
- Hmm? – nie miałem siły na igraszki słowne z Harrym. Nawet nie wiecie jak wykańczające jest rysowanie kogoś w kim jesteście zauroczeni.
- Lecimy na Itakę.
- Co?!
------------------------------------------------------------------------------------------------
*Słynny cytat z filmu "Titanic". Jeśli nie oglądaliście, lepiej się przy mnie do tego nie przyznawajcie ;p
All the love.
KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro