Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

*Trzy miesiące później*

Pierwszą rzeczą, która nawiedziła mnie po przebudzeniu była okropna myśl, że dzisiejszy dzień okaże się totalną katastrofą do kwadratu i to nie ma żadnego prawa, żeby się udać. Totalnie nie. Nie mogło się udać coś, co jest takim żałosnym pomysłem. Przecież to moja rodzina, oni nigdy nie będą w stanie zachować się normalnie. Nawet jeśli ich poproszę o kulturę to i tak mnie nie posłuchają. Zbyt dobrze ich znam, żeby w ogóle im ufać w tej kwestii, która dla mnie była niezmiernie ważna, ale oni brali to za naprawdę dobrą zabawę, żeby mieć możliwość pośmiać się przez chwilę, w której ja będę paliła się ze wstydu i będę błagała niebiosa, żeby tylko zapaść się głęboko pod ziemię i nigdy nie wracać. Jednak z drugiej strony byłam też świadoma tego, że jakkolwiek bym się starała to nie mogę ominąć tego ważnego wydarzenia ot, tak. W końcu to moja rodzina, która domaga się minimum piętnaście razy dziennie, żeby urządzić tę kolację, która całkowicie według mnie jest niepotrzebna.

Cały dzień byłam jak na szpilkach i tylko słyszałam skierowane do mnie głupie scenariusze, ale zdecydowanie pamiętałam, że nie mogę dać sobie oszaleć. Więc jakimś cudem dotrwałam do godziny, kiedy to dzwonek do drzwi się odezwał, informując nas o tym, że gość honorowy się zjawił.

Mój żołądek się skręcił, chociaż dobrze wiedziałam, że Calum przyjdzie na dokładnie określoną godzinę, ponieważ był punktualnym draniem, który ani razu nie dał na siebie poczekać, to mimo wszystko nadal byłam przerażona, jakby przyszedł bez zapowiedzi. Musiałam jednak wziąć się w garść i pokazać swojej rodzinie, że wcale nie przejmuję się ich głupimi opiniami, które słyszałam przez cały czas, kiedy to przypadkiem dowiedzieli się od entuzjastycznego Dylana, że idę na randkę. A, jako że w naszej rodzinie raczej panowało dość spore zaufanie, jeśli chodzi o takie sprawy to powiedziałam im kilka słów o Calumie, który cóż, stał się moim chłopakiem dużo szybciej, niż się tego spodziewałam. Jakoś tak wymykało mi się trochę słów na jego temat czasem przy stole, a moja rodzina nie miała nic przeciwko. Byli bardzo radośnie nastawieni do tego, żeby go poznać. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy przypadkiem wygadałam się mojej siostrze, że Calum jest w zespole. Moja nadopiekuńcza rodzina włączyła najwyższy poziom ochrony, ponieważ według nich mój chłopak wyglądał jak jeden z wykonawców heavy metalowych, których czasami można zobaczyć w różnych programach telewizyjnych, które pokazują, jak należy wychowywać dzisiejszą młodzież. Trzeba było się niestety zmierzyć i z tym, ponieważ żadne moje zapewnienia, że Calum nie ma dwudziestu kolczyków na twarzy i całego ciała pokrytego tatuażami, nic nie dawały. Oni nadal byli niezadowoleni, że znalazłam sobie rockmana, który zapewne jest większym kobieciarzem niż nie jeden sławny aktor, który wykorzystuje swoje wdzięki, żeby poderwać swoje fanki. Nie miałam pojęcia w jaki sposób ich przekonać, dlatego moja niezastąpiona mama postanowiła urządzić kolację, żeby tylko obejrzeć wybranka mojego serca, żeby było zabawniej, nie mogłam odmówić, ponieważ w ten sposób dostałabym dożywotni zakaz wychodzenia na jakiekolwiek spotkania z Calumem, a dla mnie było to największą karą, która istniała.

Przecież coś takiego jest bardziej raniące niżeli ta kolacja - myślałam sobie wtedy, ale teraz słuchając tego głupiego dzwonka, wiedziałam, że pomysł z zaproszeniem Caluma do mojego domu, kiedy moja dziwna rodzina jest obecna to najgorszy pomysł na całym świecie.

Pierwszą opcją było otworzenie drzwi, złapanie chłopaka za rękę i ucieczka w stronę zachodzącego słońca. Drugim sposobem było też udawanie omdlenia, żeby ominąć cały wieczór. Albo trzecią opcją pozostawało udawanie, że wcale nikt nie dzwoni do drzwi.

Musiałam wybrać niestety czwartą, nieistniejącą w moim umyśle, opcję, czyli otworzenie drzwi i przeżycie kolacji, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Momentalnie podniosłam się na nogi, kiedy brat posłał mi jednoznaczne spojrzenie, że jeśli ja nie otworzę, to on to zrobi, a tego na pewno bym nie chciała. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych odprowadzona ciekawskim spojrzeniem Charlyn, która uśmiechała się diabolicznie, ponieważ miała poznać mojego pierwszego w życiu chłopaka. Mama posłała mi pocieszający uśmiech z kuchni i wróciła do kończenia sałatki, którą przygotowała.

Moje ręce drżały jak nigdy, kiedy otwierałam drzwi. Było to porównywalne do stresu przed ślubem. Przecież to praktycznie to samo. Moja rodzina potrafi wyssać z człowieka ostatnie resztki spokoju. Kiedy tylko uchyliłam drzwi, powitała mnie równie przerażona mina chłopaka, który odetchnął z ulgą, widząc mnie.

-Już myślałem, że otworzy mi twój tata -wymamrotał cicho, żeby przypadkiem nikt inny go nie usłyszał poza mną, a ja miałam ochotę się rozpłakać.

-Calum, uciekajmy, póki możemy, przecież to będzie najbardziej niezręczny wieczór w naszym życiu, przysięgam -odpowiedziałam mu szeptem, pozorując, że niby otwieram szerzej drzwi, ponieważ Lyn nadal patrzyła z daleka.

-Damy radę Emily, nie po to były te wszystkie tygodnie nieporozumień, żeby teraz to zaprzepaścić. Nawet nie myśl, że może nam się dzisiaj nie udać. Poza tym pięknie wyglądasz, księżniczko -powiedział, a na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech, który rozczulił mnie i dodał troszeczkę odwagi.

Otworzyłam drzwi, żeby wszedł, a ten przekroczył próg i pierwszym co zrobił, było przytulenie mnie mocno i złożenie szybkiego całusa na moim policzku.

-Stęskniłam się za tobą -odpowiedziałam spokojnie i oparłam głowę na chwilkę na jego ramieniu, ale szybko musiałam otrzeźwieć. -Jednak wolałabym się spotkać w zupełnie innych okolicznościach.

-Przecież twoja rodzina nie może być aż tak źle do mnie nastawiona, prawda? -zaśmiał się dźwięcznie, a ja wyprostowałam się jak struna i zrobiłam najgorszą minę, jaką mogłam. -Emily, nie mówiłaś mi, że twoja rodzina mnie nie lubi!

-Przecież byś tutaj nie przyszedł w innym przypadku, a wtedy nie mogłabym się nigdy z tobą spotkać, oni byli naprawdę poważni, kiedy mi to mówili -wymamrotałam, a ten wziął głęboki oddech i zacisnął usta w wąską kreskę. -Dobra Calum, wyglądasz jak Azjata, nie może być źle. Po prostu zachowuj się normalnie. Jesteś wspaniały, tak? Pokochają cię, bo inaczej wypatroszę ich widelcem.

-Ta wizja nie była mi potrzebna do zdrowego funkcjonowania w społeczeństwie -oznajmił, a ja tylko wzruszyłam beztrosko ramionami i szybko cmoknęłam go w usta, zanim nie złapałam jego dłoni i nie splotłam naszych palców.

Oboje byliśmy przerażeni, ale trzeba było się z tym zmierzyć prędzej czy później. Miałam ciągle nadzieję, że nie będzie aż tak źle, jak sobie wcześniej wyobrażałam.

-Dobra Lyn, nie musisz się czaić, chodź tutaj -wymamrotałam zażenowana, kiedy moja siostra dumnie wpadła na korytarz i zaczęła skanować sylwetkę wyższego chłopaka, który posłał jej niepewny uśmiech.

-Cześć, jestem Charlyn, młodsza siostra Emily, wyobrażałam sobie ciebie nieco inaczej -rzuciła prosto z mostu i tym samym wprowadziła Caluma w nie małe zakłopotanie.

-Jest prostolinijna -wymamrotałam. -Dobra, młoda. Idź, Calum musi poznać rodziców, zanim tata wpadnie w szał.

Pociągnęłam chłopaka nieco mocniej w stronę kuchni, gdzie prawdopodobnie byli moi rodzice.

-Mamo, tato -powiedziałam głosem, który zadrżał pod koniec wypowiadanych słów, ale nadal stałam nieugięta na nogach. Bałam się gorzej niż wtedy, gdy musiałam przeprosić Caluma, że kłamałam mu o mojej miłości do muzyki.

Mama zaprzestała ruchów nożem i podniosła wzrok, a tata odwrócił się w naszą stronę z grobową miną. Patrzył na nas tak uważnie, że wydawało mi się, że chłopak stojący obok mnie praktycznie zemdlał z wrażenia. Czułam, że jego dłoń, która trzymała moją, powoli słabła, ale nie pozwoliłam mu na to. Szturchnęłam go łokciem lekko.

-Dobry wieczór państwu, jestem Calum Hood. Dziękuję za zaproszenie na kolację -powiedział zdławionym głosem i praktycznie byłam w stanie poczuć to, jak walczył ze sobą, żeby nie uciec.

-Dobry wieczór -powiedzieli równo rodzice nieufnymi głosami, a moje nogi robiły się naprawdę coraz bardziej bezwładne z każdą sekundą.

-Więc ty jesteś chłopakiem mojej małej córeczki -bardziej stwierdził niż zapytał tata, swoim surowym głosem. W międzyczasie Charles pojawił się również przy blacie w kuchni, o który się oparł i oglądał całą scenę z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Tak, to ja, we własnej osobie -odpowiedział Calum, chociaż nawet nie musiał.

Zapanowała cisza, której nikt nie umiał przerwać, ale wiedziałam, że Hood potrzebuje mojej pomocy, więc chcąc nie chcąc musiałam przemówić.

-Poza tym. To mój starszy brat ma na imię Charlie, jesteście w podobnym wieku, więc może chociaż wy się dogadacie -wymamrotałam zażenowana całą sytuacją, nie miałam pojęcia, co więcej byłam w stanie zrobić. Więc pociągnęłam Caluma w stronę salonu, w którym grał cicho telewizor. Charles od razu skierował się za nami, przez co byłam wdzięczna losowi.

-Siema stary, jestem Charlie, nie przejmuj się naszymi staruszkami, są nieźle pokręceni -powiedział, podając rękę mojemu chłopakowi, który od razu się z nim przywitał, a na jego twarz wstąpił uśmiech ulgi.

-To jest właśnie powód, dla którego nigdy nie przychodziłem do domów swoich dziewczyn -powiedział cicho Calum, a Charlie i ja zaśmialiśmy się krótko na to stwierdzenie. -Przerażające przeżycie. Ja nigdy się nie stresowałem tak w całym swoim życiu.

-Zdecydowanie u nas postresujesz się jeszcze nie raz. To jedyne co mogę ci zapewnić. Ci tutaj potrafią doczepić się do każdej jednej rzeczy -zaczął mój starszy brat, a Hood skrzywił się nieco. -Koniec końców możesz zostać przyjęty w ich krąg zaufania, ale wcześniej zapewne uciekniesz gdzie pieprz rośnie.

-Charlie, przestań go straszyć. Ja idę pomóc mamie nakryć do stołu, a ty się zachowuj wieśniaku -warknęłam do swojego brata, posyłając mu mordercze spojrzenie, które mroziło krew w żyłach, jednak jego ani trochę nie poruszyło.

Odeszłam, a oni przerzucili się na rozmowy o sporcie, a ja dziękowałam niebiosom, że wieczór jakoś zaczął mijać. Razem z Lyn układałam całą zastawę na stole, a tata nadal obserwował mojego chłopaka, który w tym momencie gestykulował na wszystkie strony swoimi rękami, żeby pokazać jak najlepiej coś, o czym rozmawiał z moim bratem.

-Tato, przestań być taki dla niego, przecież widzisz chyba że nie wygląda jak jakiś bandyta, prawda? Jest miły, po prostu go nie stresuj -poprosiłam swojego ojca, a ten tylko wzruszył beznamiętnie ramionami, jakby to zdanie go nie dotyczyło.

Zdenerwowana postawiłam sałatkę na stole i zaraz po tym posłałam mojemu tacie ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie, które zignorował po całości.

-Chłopcy, kolacja gotowa! -zaświergotała moja mama niczym słowik, a ja westchnęłam, ponieważ to właśnie teraz miała zacząć się prawdziwa masakra.

Usiedliśmy wszyscy do stołu i Charlie nadal nawijał o czymś niezrozumiałym dla mojej osoby do Caluma, a ten odpowiadał, tylko był trochę bardziej opanowany niż wcześniej i uważał bardzo na swoje słownictwo, żeby przypadkiem moi rodzice nie usłyszeli jego, często, niewyparzonego języka.

-Więc Calum -zaczęła moja mama swoim jak zwykle harmonijnym głosem. Brzmiała jak jakiś instruktor jogi. -Słyszeliśmy to i owo o tobie od Emily, ale może opowiesz nam coś o sobie? Czym się interesujesz?

-Głównie muzyką, jestem naprawdę jej oddany. Mam z przyjaciółmi zespół, ale nie nazwałbym tego czymś poważnym. Po prostu gramy, bo to lubimy, nie jesteśmy jacyś dobrzy -odpowiedział, posyłając szeroki uśmiech w stronę mojej rodzicielki, która kiwała głową, pokazując, z jaką uwagą go słucha.

-Wcale, że nie. Jesteście niesamowici -powiedziałam, podkreślając mocno ostatnie słowo, ponieważ musiałam przyznać, że wymiatali i jakkolwiek bym nie znała się na muzyce, to jedno mogłam powiedzieć; byli naprawdę wspaniali.

-Jednak z muzyki się nie utrzymasz, a raczej to niezwykle trudne -zauważył mój tata surowym głosem, bo jak zwykle musiał wymyślić coś, co mu się nie podobało.

-Nasz zespół nie zarabia. Jak mówiłem, robimy to tylko dla zabawy, ponieważ lubimy. Kiedyś wystąpiliśmy raz czy dwa, kiedy jeszcze chodziliśmy do szkoły, ale w tej chwili studia są ważniejsze niż marzenia o byciu sławnym -wytłumaczył Calum rzeczowo, a ja odetchnęłam z ulgą w swoim wnętrzu, ponieważ poradził sobie wyśmienicie. -A po studiach będziemy już za starzy, żeby w ogóle starać się o jakiś sukces w branży muzycznej.

-Na czym grasz? -zainteresowała się mama, widząc, że ojciec chce dorzucić swoje kolejne trzy grosze do rozmowy, które wcale nie były potrzebne w tej chwili.

-Na basie -odpowiedział i tym razem posłał uśmiech do Lyn, która obserwowała go jak lew swoją zdobycz, którą ma zamiar upolować. -Ogólnie moja rodzina ma muzykę w krwi. To po mojej mamie, tak sądzę. Wychowywała nas na swojej ukochanej muzyce. Jako młoda kobieta startowała w różnych konkursach, ale później poznała mojego tatę, wzięli ślub, urodziła się moja starsza siostra i jakoś tak nie udało jej się zrobić wielkiej kariery. Miłość nie wybiera, jak to mówią.

-Jak dobrze to znam. Nie wiem, czy Emily ci opowiadała, ale ja też miałam wielkie marzenia, ale oczywiście wtedy pojawił się Aaron, który zawrócił mi w głowie -powiedziała mama, od razu uśmiechając się marzycielsko, jakby zaczęła właśnie śnić o swojej własnej restauracji, do której wszyscy chcieliby przychodzić.

-Słyszałem, że jest pani zapaloną kucharką. Bardzo podziwiam i muszę przyznać, że kolacja jest przepyszna. Zrobiłaby pani wielką karierę -zaczął wychwalać mój chłopak, a moją pierś rozpierała niewyobrażalna duma, której słowami nie da się opisać.

Pierwsza baza załatwiona, mama była zakochana w Calumie, teraz został tylko tata i będziemy mogli spokojnie uznać ten wieczór za udany. Jednak mój ukochany tatuś był nie takim łatwym zawodnikiem, więc musiałam jakoś wspomóc moją bratnią duszę i zarzucić jakiś luźny temat, w którym mógłby pochwalić się, jakim to jest wspaniałym człowiekiem.

-Wiecie, że Calum mieszkał w Australii w młodości? -powiedziałam, niezauważalnie kopiąc mojego chłopaka pod stołem, żeby tylko nikt się nie zorientował. Moje usta nadal rozciągały się w perlistym uśmiechu, który ćwiczyłam przez długi czas.

-Ale super! Widziałeś dużo kangurów? -zapytała podekscytowana Charlyn, a ja zaśmiałam się cicho, ponieważ to naprawdę było dość niemądre pytanie.

-Jak mógł nie widzieć kangura w Australii, jesteś głupia? -skomentował Charlie i posłał młodszej siostrze wymowne spojrzenie, a ona wzruszyła ramionami, zupełnie nie przejmując się jego słowami i nadal czekała z niecierpliwością wypisaną na twarzy, na to, co powie mój chłopak.

-Widziałem dość dużo kangurów, ale tylko tych, które brały udział w wypadkach. Chodzi o to, że w zasadzie najłatwiej trafić na te zwierzęta jadąc samochodem, ponieważ wpadają prosto w maskę, a że mój tata jest weterynarzem, to często przywozili do jego kliniki poszkodowane kangury -Hood odpowiedział płynnie, zupełnie nie zważając na to, że moja siostra zadała mu głupie pytanie, chyba chciał być po prostu miły.

-Mówisz więc, że twój ojciec był weterynarzem. Więc co takiego sprowadziło was do Ameryki? -zainteresował się mój tata, który jak zwykle musiał wszystko wiedzieć.

-Klinika coraz gorzej zarabiała, więc ostatecznie moi rodzice podjęli decyzję o przeprowadzce do rodzinnego miasta mojego ojca. Miałem wtedy jakoś dziesięć lub jedenaście lat. W zasadzie nie rozpamiętuję tego do końca, ponieważ tutaj jest zdecydowanie lepiej, według mnie -pokiwał głową brązowooki, a ojciec skinął głową w uznaniu.

-A jeśli mogę wiedzieć z czym wiążesz przyszłość? Jakiś konkretny cel? -tata zadał kolejne pytanie, a ja westchnęłam. Nie sądziłam, że to może być aż takie przesłuchanie. Zaraz może jeszcze zapyta o planowanie ślubu, którego nawiasem mówiąc, nie planujemy.

-Studiuję weterynarię. Chciałbym przejąć klinikę po moim ojcu, ponieważ naprawdę uwielbiam zajmować się zwierzętami -stwierdził krótko Calum i wziął kęsa potrawy ze swojego talerza. Czułam, że nadal się denerwował, ale już chyba mniej niż na samym początku. Nie dziwię się, sama odczułam zmianę w swoim nastroju.

-Masz jakieś swoje zwierzę? -zapytała Lyn z rozszerzonymi źrenicami, które wyrażały niezwykłą ekscytację z powodu studiów mojego chłopaka.

-Tutaj nie, ponieważ wynajmuję mieszkanie i często mnie w nim nie ma, zwykle biegam od uczelni do przyjaciół i później jeszcze do pracy, więc wolałbym nie narażać żadnych żywych istot na mieszkanie ze mną -zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego rozczulona do granic możliwości. Ten chłopak mnie kiedyś wykończy. -Ale zanim poszedłem na studia, miałem własnego psa, który został z rodzicami.

-Macie jakieś super zwierzęta przywiezione z Australii? -zapytała moja młodsza siostra, a ja pokręciłam głową w rozbawieniu. Czasami jej ciekawość świata mnie zadziwiała.

-Uwierz mi, że wolałbym nie przywozić ze sobą tych ogromnych, jadowitych pająków. Kiedyś jeden wszedł do mojego pokoju! Miałem siedem lat. Tak się go wystraszyłem, że nie mogłem spać w swoim pokoju przez ponad miesiąc. Kompletnie przerażające! -Calum jak zwykle uaktywnił swój specjalny głos, którym opowiadał historie, przez co nawet te najnudniejsze były wciągające i niezapomniane.

-Ale ekstra. Mamo, jedźmy do Australii -trzynastolatka spojrzała na naszą rodzicielkę, która tylko zaśmiała się na te słowa. -Chciałabym zobaczyć te wszystkie okropne rzeczy, które tam są i misie koala!

-Koala potrafią się nieźle schować. Wątpię, żeby udało ci się je zobaczyć na wolności –zaśmiał się wesoło Calum i spojrzał na mnie, jakby pytał, czy dobrze sobie radzi. Posłałam mu tylko uspakajający uśmiech, który zdecydowanie mu wystarczał na tę chwilę.

-Tak w ogóle to, jak się poznaliście? Bo jak Emily nawijała o tobie bez przerwy, zupełnie jakby się zacięła, tak nigdy nie usłyszałem tej historii -zaczął Charles, a ja od razu zarumieniłam się na wspomnienie tego, jak żałosnymi sposobami chciałam dostać się do serca Caluma przez ostatnie miesiące.

Chłopak siedzący obok mnie zaśmiał się krótko i rzucił mi krótkie spojrzenie, a ja poważnie chciałam uciec, ponieważ Calum byłby w stanie ośmieszyć mnie przed rodziną i dobrze to wiedziałam. Nawet jeśli w żartach, był zdolny to zrobić.

-Nic specjalnego. Wpadłam do sklepu z płytami, w którym Cal pracuję i tak jakoś się potoczyło. Nie bardzo interesująca historia –szybko wypowiedziałam, zanim chłopak miał szansę otworzyć swoje usta i powiedzieć cokolwiek, co mogło zepsuć obraz kochanej córeczki tatusia.

-Tak. Wpadliśmy sobie po prostu w oko i zaprzyjaźniliśmy się -wytłumaczył Calum i posłał mi rozbawione spojrzenie, które mówiło, że bardzo chce się zaśmiać, ale zdecydowanie nie wypada w tej sytuacji, w której się znajdujemy, czyli pod ostrzałem moich rodziców.

-Zupełnie nudne -stwierdziła bez ogródek Charlyn, a ja kopnęłam dość mocno Hooda pod stołem, żeby przypadkiem nie przyszło mu na myśl, aby się śmiać, ponieważ wtedy wyrzuciłabym go z domu. –Myślałam, że to będzie coś bardziej romantycznego.

Po tym Calum zaczął rozmawiać z moją mamą na jakieś luźne tematy, w których nie trzeba było jakoś specjalnie myśleć, a ja mogłam się zrelaksować. Wszyscy chyba dość dobrze go przyjęli poza tatą, który nadal taksował go swoim upiornym spojrzeniem. Nie pomogło nawet to, że mój chłopak świetnie dogadywał się z resztą jego dzieci i żoną. Nie byłam tego w stanie zmienić, ale naprawdę czułam się dość wyluzowana. Tematy o studiach, na które wybiera się mój brat, o sporcie, historie opowiadane przez moją siostrę i te, które opowiadał jej Calum, trwały praktycznie wieczność, ale niezmiernie cieszyłam się z tego, że mogę siedzieć sobie w ciszy i słuchać kojącego głosu mojego ukochanego, który zdecydowanie świetnie dogadywał się z moim rodzeństwem. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że nie potrafiłam się opanować. Chciałam wstać i krzyknąć, że mi się udało, ale zamiast tego siedziałam z uśmiechem i milczałam. Obserwowałam, jak wszyscy się uśmiechają, jak mój tata niepewnie słucha tego, co ma do powiedzenia Calum. Wszystko poszło dobrze, a jedyną rzeczą, którą ja mogłam zrobić w takiej sytuacji, było odetchnięcie z ulgą.

Tuż po tym, jak kolacja przedłużyła się o dobre pół godziny i siedzieliśmy przy stole najedzeni i szczęśliwi, prócz oczywiście mojego niezawodnego ojczulka, który nadal miał poważny wyraz twarzy, postanowiliśmy trochę posprzątać. W radosnym gwarze rozmów zbierałam ze stołu wszystkie brudne rzeczy i odnosiłam je ostrożnie do zlewu w kuchni, aby później można było je umyć. Calum oczywiście, jak zwykle musiał pokazać swoją niezastąpioną elegancję i zaproponował mi pomoc, którą bez oporów przyjęłam.

Tak właśnie w ten sposób skończyliśmy we dwoje w kuchni przy zlewie i musieliśmy zmywać, chociaż żadne z nas tego nie lubiło, to jednak nie narzekaliśmy na chwilkę prywatności. Charlyn siedziała sobie na blacie, machając nogami i wypytywała Caluma o różne rzeczy, a reszta rodziny usiadła na kanapie przed telewizorem i o czymś cicho rozmawiali. Mogłam się bez problemu domyślić, że chodziło o mnie i chłopaka, który wycierał starannie talerze suchą szmatką, ale nie miałam zamiaru komentować ich zachowania.

Wraz z ostatnim umytym widelcem, stwierdziłam, że nie mam zamiaru dłużej denerwować się i nie będę narażała Caluma na kolejną konfrontację z moją rodziną w ten wieczór, dlatego oznajmiłam im, że idziemy do mojego pokoju. Poza ostrzegawczym spojrzeniem, które musiał wytrzymać Calum, kiedy ja robiłam dla nas gorącą czekoladę, nie wydarzyło się nic złego, więc uznałam to za kolejne zwycięstwo tego wieczora.

Zaprowadziłam chłopaka na piętro tuż do mojego pokoju, ale raczej nie przejmowałam się, kiedy jego uśmiech poszerzył się na widok dużej ilości różu, misiów i innych dziewczęcych do bólu rzeczy.

-To jest takie słodkie -wymamrotał, spoglądając na półkę z misiami, która znajdowała się nad moim łóżkiem, a ja wzruszyłam ramionami beztrosko, pokazując, że kompletnie nie obchodzi mnie jego zdanie na ten temat. -Czy to tęczowy jednorożec? Wygrałaś moje serce ponownie, diamenciku.

-Nie syp mi tutaj komplementami, bo zaraz naślę na ciebie tęczowe jednorożce, które są ninja i pożałujesz -zaśmiałam się, a chłopak tylko uśmiechnął się szerzej na to, co powiedziałam.

-Po prostu nie mogę uwierzyć, że zawzięcie wmawiałaś mi, że jesteś zapaloną fanka rocka, a wracałaś do różowego pokoju, który tonie w słodkości. A tak serio to myślisz, że twoja rodzina mnie polubiła? To było niezwykle stresujące, nie chciałbym nigdy więcej przeżywać takiego stresu -wymamrotał, podchodząc do mnie z kubkiem w rękach, który zadziwiająco go nie parzył, ale wolałam nawet nie wnikać, dlaczego tak było.

-Kochają cię, tylko mój tata ma jakieś opory z pokazaniem tego. Jestem pewna, że również cię uwielbia, tylko nadal jestem jego córką, a on jest niezwykle opiekuńczym człowiekiem. Przekona się wkrótce do ciebie i będzie wszystko szło po naszej myśli -zapewniłam chłopaka, delikatnie wtulając się w jego ciało, uważając, aby przypadkiem nie dotknąć go gorącym kubkiem.

-Mam nadzieję, bo jego ton głosu, którym do mnie mówił był chyba równoznaczny z „zaraz obedrę cię ze skóry" -wymamrotał i wzdrygnął się na samo wspomnienie mojego upiornego tata, a ja parsknęłam śmiechem. -Jeszcze brakowało, żeby wziął mnie na stronę i powiedział, że jeśli cię skrzywdzę, to zginę śmiercią brutalną. Poważnie, czułem się, jakby mnie torturował.

-Ty już nie przesadzaj z tymi porównaniami, bo wcale nie było tak źle, jak tego oczekiwałam. Bardziej bałam się tego, co oni mogą powiedzieć ci o mnie, wiesz, zbyt dużo wstydu by było, gdyby Charlie zaczął opowiadać o naszym dzieciństwie lub Charlyn wygadała się co do różnych rzeczy, które widziała z ukrycia, a których ja nie powinnam nigdy w życiu robić -powiedziałam, krzywiąc się lekko na samo wspomnienie niektórych sytuacji, które lekko mówiąc były żenujące do tego stopnia, że nigdy bym nie potrafiła spojrzeć Calumowi w oczy, gdyby tylko się dowiedział.

-Proszę cię, przecież to byłaby najlepsza część. Jestem zawiedziony, że postanowili cię nie ośmieszać. Z wielką chęcią, której nawet nie kryję, posłuchałbym sobie jak to mała Emily wygłupiła się przed wszystkimi. Takie historie to zdecydowanie moje ulubione części wieczoru! Poza tym to trochę niesprawiedliwe nie sądzisz? Przecież Michael opowiadał ci o mnie bardzo wiele okropnych i żałosnych historii, z których nie jestem dumny -odpowiedział mi z szerokim uśmiechem, a ja wzruszyłam ramionami i odeszłam w stronę łóżka. Odstawiłam kubek w serduszka na szafkę nocną i padłam na łóżko jak długa.

-Nigdy więcej nie wychodzę z łóżka, tutaj jest tak wygodnie -zachwyciłam się i zamknęłam oczy, ale to prawdopodobnie był błąd, ponieważ Calum korzystając ze sposobności, zaczął kręcić się po całym pokoju. -Znasz pojęcie prywatność?

-Nie, ponieważ masz tutaj tyle bibelotów, że wszystko muszę przejrzeć, nie bądź na mnie zła, dobrze wiesz, że aż ręce mnie świerzbią, kiedy na to wszystko spoglądam -powiedział z podekscytowaniem porównywalnym do uciechy małego dziecka. -Czy to album ze zdjęciami?

Usłyszałam, jak odkłada kubek i zabiera sobie jedną rzecz z półki. Momentalnie otworzyłam swoje zmęczone oczy i wyskoczyłam z łóżka, żeby mu odebrać moją własność.

-Calum, nie! Nie słyszysz mnie? Nie masz prawa zaglądać do moich prywatnych zdjęć -zaczęłam się kłócić, ale on tylko uniósł wysoko do góry album, który trzymał w ręce i zaśmiał mi się w twarz. -Nie wykorzystuj tego, że jestem niska, rozumiesz?!

-Więc się odsuń, żebym mógł spokojnie obejrzeć wszystkie zdjęcia, nie ma tam nic, co mogłoby być naprawdę dziwne, jestem pewien. Po prostu zajrzę i obiecuję się nie śmiać -wypowiedział słowa i przymknął oczy, równocześnie się uśmiechając, co nie dawało mi większego pola manewru.

-Dobrze, ale nie śmiej się. Dostałam ten album od Jessie i Dylana na moje piętnaste urodziny i są tam zdjęcia, których nikt nie powinien nigdy zobaczyć, ale robię to tylko dlatego, że ci ufam, bo obiecałeś się nie śmiać -skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i wróciłam na łóżko. Calum podreptał tuż za mną. Położył na swoich kolanach obszerny album i otworzył.

Uśmiechnął się rozczulony, widząc napis na tytułowej stronie o przyjaźni i miłości, a ja westchnęłam. Ten chłopak doprowadzi mnie kiedyś do grobu. Przewrócił kolejne kartki, a ja widziałam jak bardzo stara się nie zacząć śmiać na widok niektórych zdjęć, które rzeczywiście wyglądały okropnie. Po jakichś piętnastu stronach nie wytrzymał i śmiał się z każdego, komentował, udawał postacie na zdjęciach i podkładał głos, wymyślając zabawne sytuacje do przedstawionych papierków. Sama dołączyłam do niego i wybuchałam salwami śmiechu, których nie dało się opanować. Był to perfekcyjny, no prawie, wieczór i naprawdę byłam ucieszona, że jednak udało nam się przez to wszystko przejść.

Po obejrzeniu całego albumu, Calum wrócił do grzebania w każdej mojej szafce, pudełeczku, szkatułce czy czymkolwiek, co tylko było zamknięte. Przewertował każdą rzecz w moim pokoju i cały czas nawijał o tym, jak bardzo podobają mu się różne rzeczy. Ja leżałam na łóżku i obserwowałam go spokojnie, sporadycznie odpowiadając na postawione przez niego pytania.

-Nie wierzę, co to jest?! Jak ty mi to wytłumaczysz Emily?! Jak?! -zawołał niesamowicie głośno Calum, a ja niemiłosiernie się przestraszyłam. Nie miałam pojęcia, co mógł znaleźć, ponieważ myślałam, że nie mam w pokoju już nic gorszego od albumu ze zdjęciami, którego miał nie ruszać.

-Co znalazłeś? To na pewno nie moje, nie mam nic gorszego od tego głupiego albumu! -pisnęłam, doskakując do niego. Stał przy biurku i patrzył z bólem wypisanym na twarzy na wnętrze szufladki.

-Jak mogłaś tak postąpić Emily? Zawiodłem się na tobie -złapał się dramatycznie za serce, a ja zdezorientowana spojrzałam na to, co on i wtedy zrozumiałam. Uderzyłam go w tył głowy. -Za co?!

-Za to, że napędziłeś mi stracha, że w moim biurku chowają się jakieś okropieństwa -zaśmiałam się, ponieważ to naprawdę wydawało się mi w tej chwili zabawne. -Przestań dramatyzować, królowo, ponieważ nic się nie stało.

-Ale Emily. To są płyty, które kupiłaś -powiedział, wyglądając jakby zaraz miał się rozpłakać. Uniosłam brew, ponieważ dalej nie rozumiałam, jaki to ma związek z dramatem, który się tutaj rozgrywał. -Płyty, które nie są nawet odpakowane. Jak w ogóle to zrobiłaś? Jestem rozczarowany do granic możliwości.

-Miałam je sprzedać, ale jakoś się tak złożyło, że później między nami wszystko się wyjaśniło i zapomniałam o nich -odpowiedziałam szczerze i wzięłam jedno z opakowań do ręki, żeby przyjrzeć się mu z bliska. -Pamiętam to. Kupiłam ją, kiedy byłam tak chorobliwie zazdrosna o tę blondynkę, która cię podrywała. Okropność.

-Muzyka jakoś nierozerwalnie się ciebie trzyma, wiesz? -zaśmiał się i posłał mi jednoznaczne spojrzenie, na co się zarumieniłam lekko, ale nie miałam zamiaru dawać za wygraną.

-No wiesz? Jeśli nie wiesz, to wydałam wszystkie oszczędności, żeby tylko móc pogadać z jednym sprzedawcą, a ty mnie obrażasz. To jest poświęcenie, kochany -odpowiedziałam spokojny głosem i uniosłam dumnie głowę.

-Nie przeczę. Dobrze, że twoja niezłomność została już doceniona i owinęłaś sobie wokół palca tego naiwnego sprzedawcę ze sklepu z płytami. Nie musisz już wydawać pieniędzy i w ogóle -westchnął, kiwając głową powoli, a ja zachichotałam głupio.

-To prawda, cieszę się niezmiernie z tego powodu, nawet sobie nie wyobrażasz -przygryzłam wargę, ale wtedy przypomniało mi się, jak żałośnie wyglądało to w moim wykonaniu.

-A teraz niestety, jako dobry, przykładny chłopak będę musiał cię odwiedzać codziennie, żeby przypilnować cię czy aby na pewno słuchasz płyt, które zakupiłaś i które ci poleciłem -powiedział, obejmując mnie delikatnie swoimi rękami, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa. -Naprawdę, jak to możliwe, że ich nie słuchałaś, mając przy okazji w swoim pokoju wieżę stereo?

-Jakoś tak wyszło. Dobra, puśćmy coś i przestań tak się mazać przy moim biurku, bądź mężczyzną! -powiedziałam, odsuwając się od chłopaka na bezpieczną odległość. Zabrałam płytę, którą trzymał i rozerwałam bez namysłu folię i nawet nie zwracając uwagi na tytuł, otworzyłam plastikowe opakowanie, żeby wydostać płytę CD.

Włożyłam czym prędzej krążek do odtwarzacza, który nie czekając ani chwili zaczął grać jakiś skoczny kawałek, który był pierwszy na liście. Od razu Calum zaczął mruczeć pod nosem, ponieważ oczywiście, że znał piosenkę, która wydobywała się z głośników.

Wróciłam na łóżko, a Calum bez namysłu do mnie dołączył, co nie było takie złe, ponieważ uwielbiałam się do niego przytulać bez powodu. Leżeliśmy tak bez celu przez kilka piosenek, które chłopak mruczał pod nosem, kiedy ja rysowałam palcami różne kształty na jego ciele. Było tak spokojnie, odprężająco i cudownie, że nie chciałam nigdzie się stąd ruszać.

-Kto by pomyślał, że zwykły sklep z płytami będzie w stanie nas połączyć, co? -zaśmiałam się cicho i uniosłam na łokciu, żeby móc spojrzeć na twarz chłopaka, leżącego tuż obok mnie z wielkim uśmiechem.

-Jeśli nie wiesz, to muzyka ma całkiem dużą siłę przyciągania -odpowiedział, a ja przewróciłam oczami, ponieważ chłopak ponownie sprowadzał wszystko do swojej pasji, co w zasadzie było całkiem słodkie.

-Jeśli nie wiesz, to jesteśmy po prostu bratnimi duszami -stwierdziłam i posłałam mu uśmiech, po czym cmoknęłam go w usta szybko.

-A więc tak się bawimy? Przeznaczenie i inne romantyczne sprawy? -zaśmiał się, a jego czekoladowe oczy rozbłysnęły małymi iskierkami radości. Pokiwałam twierdząco głową w odpowiedzi na jego pytanie. -No dobrze. Więc teraz moja kolej. Jeśli nie wiesz, to szaleńczo cię kocham.

-A jeśli ty nie wiesz, to ja kocham cię jeszcze mocniej.

Koniec.

~*~

Dziwne uczucie kończyć ff po raz drugi. Mimo wszystko dziękuję, że czytaliście.

Bądźcie czujni. Niebawem na moim profilu ukaże się nowe ff z Calumem.

Kocham was,
słowik x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro