30
Wiedziałam, że to było głupie. To, że płakałam, rozpaczałam i nie mogłam nic na to poradzić. Nie był to pierwszy i ostatni raz, kiedy poczułam się zupełnie bezsilnie w swoim życiu, ale zdecydowanie nie wpisało się to do mojej historii jako jakieś niesamowite. Nie byłam dumna z tego, co się działo, ani trochę, bo prawda była taka, że nie płakałam przez to, że Calum miał dziewczynę, która na dodatek była kimś, kto niósł miłość i pokój na świecie, ponieważ z tym pogodziłam się naprawdę szybko. Moje łzy były wytworem mojej własnej głupoty, ponieważ zmarnowałam tyle czasu na uganianie się za chłopakiem, który tylko udawał zainteresowanie. Płakałam z bezsilności, że nie mogę zmienić tego, co się wydarzyło, że chciałam realnie stanąć na drodze dwójce zakochanych. Był w tym także nieodłączny wstyd. Wstydziłam się jak diabli, ponieważ nie potrafiłam nad sobą zapanować. Nie powinnam rozpaczać po czymś takim. Jednak nie potrafiłam też do końca dzielić radości w związku z tym, że Calum był szczęśliwy z kimś innym. Z jednej strony byłam radosna, bo on miał tego, co chciał w swoim życiu, a z drugiej nie mogłam się z tym kompletnie pogodzić. To było jak rozerwanie mnie na dwie połówki. Jedna chcę, chociażby przyjaźni z Calumem i wmawia sobie, że wcale to uczucie, które towarzyszyło mi od tak długiego czasu, nie jest prawdziwe, a druga natomiast krzyczy ile sił, że kocham go niezmiernie mocno i nie powinnam zgadzać się na jego związek z inną kobietą. Nie bardzo wiedziałam jak mam reagować w tych wszystkich sytuacjach. Moi rodzice coraz bardziej zamartwiali się, dlaczego z ciągle uśmiechającej się córki, zrobił się ktoś, kto nawet nie potrafi się uśmiechnąć. Nie było już głupich odzywek i przekomarzania się z rodzeństwem o pilota do telewizora. Każdy zauważył, że coś jest nie tak i nie raz pytali mnie o powód mojego niezadowolonego spojrzenia i zaszklonych oczu, które były już i tak niezmiernie czerwone. Nie sądzę, że ktokolwiek byłby naprawdę w stanie zrozumieć to, co czuję w środku. Jednak to nadal nie przeszkodziło nauczycielom w szkole na interwencję, nawet jeśli zapewniałam, że wszystko ze mną w porządku. Moi rodzice zostali wezwani do szkoły i przysięgam, że nigdy nie spodziewałam się, że z zaczerwienionych od płaczu oczu mogę zrobić sobie takie problemy. Skończyło się na tym, że codziennie musiałam odwiedzać panią psycholog w szkole, z którą po prostu siedziałam. Patrzyłam na zegar w jej gabinecie, nie bardzo wiedząc nawet, co takiego mogłabym powiedzieć, ponieważ samo zapewnienie, że to nic takiego, nie dawało nic, a raczej pogarszało tylko sprawę. Koniec końców ciągle byłam uznawana za zamkniętą nastolatkę, która może ma nawet myśli samobójcze, a ja prawdę mówiąc, chciałam się tylko śmiać z ich słów, ale to mimo wszystko było miłe, że zainteresowali się moim życiem, a nie ominęli, jak to robi wiele osób. Przyjaciele martwili się o mnie i ciągle chcieli odciągnąć mnie od wszystkiego, co się działo w mojej głowie, ale ja dalej w tym tkwiłam. To było niczym ruchome piaski, im więcej się ruszasz, tym bardziej cię wciąga, a ja im więcej myślałam o całej sprawie, tym bardziej tkwiłam w przeszłości, która wydawała mi się taka kolorowa. Nie chciałam ruszać do przodu, ale też dobrze wiedziałam, że muszę. Trwało to ponad trzy tygodnie, ale w końcu doszłam do jednego zasadniczego wniosku, który miał rozwiązać całą tą pokręconą sytuację, w której znalazłam się zupełnie przypadkiem.
A niech cię Stacy, musiałaś chcieć płytę na urodziny?
Porządkowanie mojego życia zaczęłam od swojego pokoju. Musiałam pozbierać wszystkie śmieci z przeszłości. Poukładałam w końcu wszystkie ubrania i posprzątałam biurko, które zagracone było mnóstwem rzeczy, których w rzeczywistości nie potrzebowałam. Wyrzucałam każdą zbędny obiekt, który zalegał w szafkach. Jednak na koniec zostawiłam sobie wieżę z płyt, które kupiłam przez ostatnie tygodnie. Przejrzałam każdą z nich i westchnęłam. Uświadomiłam sobie, że nawet ich nie przesłuchałam, ale nie bardzo mnie to obchodziło. W tym momencie byłam na lepszej pozycji przez moje lenistwo. Zawsze mogłam sprzedać je w internecie, jest tak mnóstwo osób, które chciałyby je mieć, a ja mogłam nawet na tym zarobić. W końcu nie było to tak, że nikt nie chciałby kupić takich wspaniałych zespołów i wykonawców. Zawsze jest to jakaś opcja. Jednak, żeby cokolwiek z tego się udało, musiałam mieć wszystkie płyty. A tak się złożyło, że jedna z nich była nadal w posiadaniu Caluma, który dziwnym zbiegiem okoliczności nie mógł zostawić tego głupiego albumu swojej dziewczynie, która tego dnia zastępowała go w pracy.
Chyba sama nie mogłam w to za bardzo uwierzyć, ale naprawdę ubrałam się i to naprawdę ładnie. Musiałam przyznać sama przed sobą, że podobało mi się to, co widziałam w lustrze. Szorty z wysokim stanem, biała bluzeczka na cienkich ramiączkach i różowy sweterek, którego rękawy lekko podwinęłam. Zapakowałam do torebki wszystkie potrzebne rzeczy jak portfel, dokumenty i telefon. Nie malowałam się, nie miałam po co. Nie chciałam zaimponować już więcej chłopakowi.Nie widziałam sensu w ukrywaniu tego, co przeżyłam ostatnim czasem.
Moja mama, która szukała razem z moją młodszą siostrą inspiracji na obiad dzisiejszego dnia, o mało nie zakrztusiła się powietrzem. Patrzyły na mnie obie z wielkim zdziwieniem.
-Wychodzę, skoczę tylko do jednego miejsca i wracam, dobrze? -posłałam im lekko wymuszony uśmiech, ale nadal to było lepsze niżeli mówić to i płakać jednocześnie.
-Tata zaraz pojedzie do sklepu, może cię podrzucić, wystarczy, że go poprosisz -powiedziała spokojnie i na jej twarz wpełzł szeroki uśmiech.
-Gdzie jedziesz? -zapytała siostra, która zawsze była zbyt wścibska, żeby o czymś zapomnieć.
-Na drugi koniec miasta, muszę odebrać płytę ze sklepu -powiedziałam zgodnie z prawdą. -No co? Nie patrzcie na mnie w ten sposób. To chyba nie jest karalne, że wychodzę z domu, prawda? Dajcie spokój. Gdzie tata? Chcę już jechać.
-Oczywiście, że możesz jechać -odpowiedziała mama, a ja byłam skłonna powiedzieć, że jest naprawdę wesoła przez to wszystko, co się właśnie działo.
-Czy ktoś mnie wołał? -usłyszałam męski głos za sobą i silne ramie owinęło się wokół mojego ciała. -Jestem pewny, że ktoś wymienił tata więcej niż jeden raz.
-Tak, ja cię szukam, staruszku -rzuciłam, spoglądając na wysokiego mężczyznę, po którym niestety nie odziedziczyłam wzrostu. -Zawiózłbyś mnie na drugi koniec miasta, muszę skoczyć w jedno miejsce. Wrócę autobusem.
-Czyli w końcu poznam miejsce, do którego znikałaś przez ostatnie tygodnie? -zaśmiał się i rozczochrał moje włosy swoją ręką, przez co otrzymał ode mnie zabójcze spojrzenie.
-Tato! Przestań. Te włosy układa się dłużej, niż ty mógłbyś sobie kiedykolwiek wyobrazić. Jedźmy i przestań, proszę rzucać takimi komentarzami -skrzyżowałam ręce na swojej klatce piersiowej, a ten tylko głupio się uśmiechnął.
-Zapomniałem, że przecież jesteśmy tą rodziną, która się nie zna po wyjściu z domu -posłał mi jednoznaczne spojrzenie, a ja szturchnęłam go łokciem. -No co? Znam się na teraźniejszych trendach córcia, myślisz, że ja nic nie wiem? Ja wiem wszystko! Nawet czytałem sobie kiedyś taką gazetkę dla nastolatek. Nadal jestem zdania, że nauka całowania w gazetach to coś, czego nie pochwalam, ale cóż. Mam nadzieję, że ty się tam nie całujesz, co?
-Wolałabym umrzeć niż przyprowadzić chłopaka do naszego domu, zjedlibyście go na kolację. Dziękuję bardzo, nie skorzystam. A teraz, czy możemy jechać?
-Tak, staruszek jest gotowy.
Wyszliśmy z domu, słysząc tylko, jak mama przestrzega nas, żebyśmy jechali ostrożnie, czego tata oczywiście nie stosuje, ponieważ nie lubi, jak on to mówi, „torować drogi" innym użytkownikom ruchu. Po dość krótkim czasie zostałam odeskortowana pod sam sklep, chociaż tata wyraźnie widział znak z zakazem parkowania, widocznie nie było to dla niego tak ważne, jakby się wydawało. Powiedziałam mu tylko, że wrócę autobusem, ponieważ nie wiem, czy nie pójdę do Jessie po tym. Oczywiście było to kłamstwo, ale nie chciałam, żeby oglądał, jak jego córka wygląda po rozmowie z chłopakiem jej marzeń, prawda?
Wyskoczyłam ze srebrnego samochodu i pomachałam na odchodne mojemu ojcu, który i tak włączył już dawno radar na chłopaków kręcących się wokół mnie i wypatrywał niczym jastrząb. Czujności nigdy za wiele, jak to mawiał.
To wywołało nikły uśmiech na mojej twarzy, ponieważ naprawdę był kochanym rodzicem. Jednak szybko przypomniałam sobie, dlaczego tutaj jestem i zebrałam się w sobie, żeby wejść do sklepu. Torturowałam pasek od torebki swoim ciasnym uściskiem i weszłam do środka i ominęłam dużym krokiem próg, chcąc uniknąć jakichkolwiek niefortunnych wydarzeń.
-Emily! -zawołał Calum od razu, gdy mnie dostrzegł, nie obchodziło go, że stał z klientami. Szybko od nich odszedł, żeby zamknąć mnie w szczelnym uścisku swoich ramion. -Cześć. Jak ja cię dawno nie widziałem! Co ty w ogóle tak zniknęłaś? Wiesz, jak się stęskniłem? Gdzie byłaś przez tak długi czas?
-No wiesz, miałam dużo spraw na głowie, jakoś tak niefortunnie -mruknęłam bez życia w głosie, na co chłopak zmarszczył brwi. -Daj spokój Calum, naprawdę byłam zajęta. Jestem też niezwykle zmęczona i chciałam tylko zabrać płytę. Właśnie po to tutaj przyszłam.
-Wydajesz się jakaś inna -stwierdził, patrząc na mnie. -Nie w sensie wyglądu, bo zawsze wyglądasz zjawiskowo, ale no wiesz.
-Może to przez to, że miałam urodziny? -posłałam mu blady uśmiech, który był bardziej smutny niż wesoły. -Wiesz. Dorosłam do siedemnastu lat. Mentalność się zmienia.
-Miałaś urodziny i nic mi nie powiedziałaś? -oburzył się na moje słowa, a ja przygryzłam wargę, chcąc jak najszybciej stąd uciec.
-Tak, ale to nie ma znaczenia Calum. Gdybym robiła jakąś imprezę, to byłbyś pierwszy na liście, nie sądzisz? Nie lubię obchodzić urodzin -wzruszyłam ramionami beznamiętnie. -Nie sądzę, że to jest czymś niesamowicie ważnym.
-Oczywiście, że jest! Emily, przyjmij, chociaż spóźnione życzenia. Wszystkiego najlepszego -przytulił mnie mocno, a ja pomyślałam, że chcę zostać w jego ramionach do końca swojego życia.
Zazdrość to niezwykle zła rzecz, ale nie mogłam nic poradzić, że ją czułam. Byłam piekielnie zazdrosna, że Alex posiada coś, czego jak nie będę miała nigdy. To było jak ugodzenie mnie sztyletem w środek mojego zbolałego serca.
-Dzięki Cal, ale musisz chyba iść do swoich klientów -rzuciłam spokojnie i trochę się oddaliłam, co przyjął z równie wielkim zdziwieniem. Patrzył na mnie przez chwilę, aż w końcu westchnął i postanowił odejść.
Pozwoliłam sobie iść za ladę i zająć jego krzesełko. Oparłam się łokciami o blat i spojrzałam na rzeczy rozrzucone wokół. Niestety nie było tam mojej płyty, ale dostrzegłam książkę, której jedna kartka była zgięta, prawdopodobnie Calum zaznaczył stronę, na której skończył. Westchnęłam i mimowolnie sięgnęłam do tego przedmiotu. Zawsze ciekawiło mnie, co chłopak czytał, kiedy tu przychodziłam. Czy było to naprawdę coś dziwnego, a może wręcz przeciwnie? Spojrzałam na okładkę i uśmiechnęłam się szeroko. Myślałam, że zacznę się śmiać i wystraszę ludzi przebywających w sklepie, ale tylko zakryłam dłonią usta i śmiałam się bezgłośnie.
Calum podszedł do kasy i spojrzał na mnie. Gdy tylko dostrzegł książkę i mój szeroki uśmiech, na jego policzkach pojawiły się dorodne rumieńce. No proszę, kto by pomyślał, że Calum Hood będzie wstydził się książek.
Szybko obsłużył klientów bez wdawania się z nimi w niepotrzebne rozmowy. W zasadzie patrzył na mnie o wiele za długo, a ja powoli zaczynałam czuć przerażenie pod jego czujnym spojrzeniem. Poszedł bez słowa w stronę drzwi i widziałam jak zmienia szyld z napisem "otwarte" na "zamknięte". To było niepokojące. W zasadzie mógł mnie w tej chwili nawet zamordować, ale raczej nie bałam się tych sarnich oczu, które spoglądały na mnie zza ciemnych rzęs.
-Emily. Czyżbyś poznała mój sekret? -spojrzał na mnie niepokojąco, a ja się wzdrygnęłam.
-No, Cal, nie sądziłam, że kiedykolwiek cię przyłapię na czytaniu takiej książki. Nie zjadły cię przypadkiem już wilkołaki czy coś? -posłałam mu lekki uśmiech, a ten tylko oparł się o ladę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-A tobie wampiry nie wyssały mózgu? -odparł żartobliwie i oboje się zaśmialiśmy wesoło.
-Nie wiem, ale ostrzegam, niech nie zaćmi twojego mózgu ta książka, wiesz, co mam na myśli! -posłałam mu szeroki uśmiech.
Takiego czegoś właśnie chciałam. Pomiędzy mną i nim panowała taka chemia, którą każdy mógł spokojnie dostrzec. Przyciągaliśmy się jak dwa magnesy o różnych biegunach. Niesamowite uczucie, ale niestety to już ostatni raz, kiedy go widzę.
-Dobra, książki są książkami, ale ja tutaj przyszłam po swój wspaniały dobytek. Poproszę moją płytę -wyciągnęłam rękę w jego stronę i zaczęłam poruszać palcami po kolei.
-Już idę niecierpliwa -zaśmiał się, ale nadal czułam to badawcze spojrzenie. Poszedł w stronę pomieszczenia dla personelu , a ja odwróciłam się w jego stronę, przyglądając się, jak przeszukuje swój plecak.
-Dlaczego zamknąłeś sklep? Chcesz mnie zamordować? -zapytałam spokojnym głosem, a ten tylko spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-Nie, nie. Chcę tylko z tobą pogadać o czymś bardzo ważnym -powiedział poważnie, a ja poczułam dziwne zimno na swoich rękach, które spowodowało gęsią skórkę.
-Przerażasz mnie -wymamrotałam, a chłopak ruszył w moją stronę z czerwonym albumem w swojej dłoni. -Calum, powiedz mi. O co chodzi?
-Wiesz Emily, zastanawiałem się nad tym od dłuższego czasu. Ty naprawdę jesteś taką ogromną fanką muzyki?
Zamurowało mnie. Dosłownie. W jednej sekundzie opuściła mnie cała energia, moje kończyny były sparaliżowane. Nie potrafiłam się poruszyć. To było jakieś nieprawdopodobne, skąd on niby mógł wiedzieć? Tylko sobie żartował, na pewno. Nie ma w ogóle szansy, że kiedykolwiek się domyśli. Przecież nie przeprowadzi ze mną wywiadu na temat czy kłamię. To byłoby zupełnie dziwne i głupie z jego strony. Jednak dlaczego zamknął drzwi? Czyżby chciał mi przekazać tym ruchem, że nie mam szans na ucieczkę i nie wywinę się od tej rozmowy?
Moja głowa pękała od myśli, które się w niej kłębiły. Nie mogłam dać po sobie poznać, że kłamię jak z nut, ponieważ to byłby dla mnie największy wstyd, a tego akurat było zbyt dużo w moich relacjach z Calumem. Nie chciałam kolejny raz z rzędu wyjść na idiotkę. Nie potrzebowałam tego.
Chociaż nie powinnam też się tym w ogóle przejmować, ponieważ to nasze ostatnie spotkanie i nie mam zamiaru już więcej razy przychodzić tutaj lub nawet myśleć o tych ślicznych, czekoladowych oczach, w których za każdym razem rozpływałam się z przyjemności.
-O co ty mnie oskarżasz Calum? Niczego nie zrobiłam! -zawołałam może trochę za głośno, wyrzucając ręce w górę. Chciałam pokazać jak najlepiej, że jestem niewinna, ale raczej nie wychodziło mi to tak, jakbym tego chciała.
-O nic cię nie oskarżam. Po prostu zapytałem, więc dlaczego się tak denerwujesz? -odparł, patrząc na mnie z góry, zupełnie jakby on natomiast chciał pokazać, że i tak z nim nie wygram.
-Właśnie, że to robisz! Nie podoba mi się, że mi nawet nie ufasz. Podobno jesteśmy przyjaciółmi, ale chyba znamy dwa zupełnie przeciwne definicje przyjaźni. Wybacz mi, ale nie mam zamiaru rozgadywać się z tobą na tematy, których nawet nie rozumiesz. Uważaj sobie następnym razem, bo ktoś może być na ciebie naprawdę zły przez takie głupie gadanie -powiedziałam dobitnie, patrząc prosto w jego oczy z wielką determinacją, która przepełniała moje ciało od stóp do czubka głowy. Nie mogłam odpuścić w takiej chwili, nie chciałam, nie potrafiłam.
-Jakbyś ty wcale się nie zdenerwowała. Ogarnij się, proszę i bez takich, ponieważ ostatnim czasem wszystko, co robimy to jakieś głupie podchody i nie wiem w ogóle, co to ma znaczyć, co mam myśleć. Więc proszę cię. Chociaż raz porozmawiajmy jak normalni ludzie bez tych wszystkich nacisków ze strony ludzi wokół nas i żadnych tajemnic -odpowiedział, wręcz przygważdżając mnie swoim srogim spojrzeniem do krzesełka. Spuściłam głowę i spojrzałam na swoje uda, pomiędzy którymi powinna być szpara, której nie miałam.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć Calum. Uważam, że rozmawiamy przecież normalnie i nikogo to nie powinno dziwić, że czasem jest niezręcznie. Chyba takie jest właśnie życie, żebyśmy mogli czuć się głupio przy osobach, które lubimy, prawda? -mruknęłam, bawiąc się rąbkiem różowego sweterka i marząc, żeby nagle stało się coś, co mogłoby wyciągnąć mnie z tego pomieszczenia. Chciałam uniknąć tej rozmowy. Szczególnie w tym stanie, jakim jestem teraz.
Chłopak się nie odzywał przez dłuższą chwilę, ale jego oczy czujnie obserwowały moje poczynania i byłam onieśmielona, naprawdę. Nie wiedziałam, czy w ogóle chciał, żebym weszła w jego życie kiedykolwiek. Może nawet nie chciał nigdy się ze mną przyjaźnić? W tej chwili nie byłabym zdziwiona niczym, ponieważ wiem dobrze jakie życie potrafi być zaskakujące, szczególnie w moim przypadku. Nigdy nie prosiłam się o coś takiego, nie chciałam wcale skończyć ze złamanym sercem, nie chciałam w ogóle kończyć w sklepie z płytami, nie chciałam ich kupować, nie chciałam Caluma, ale cóż, jak zwykle rozum swoje, a serce robi i tak to, co zechce, więc cóż, pozostało mi tylko się z tym pogodzić i nie robić większych problemów.
-Nie masz zamiaru niczego powiedzieć? -zapytałam cicho, uniosłam głowę niepewnie i zerknęłam na jego twarz, która nadal była skupiona na czymś, o czym myślał. -Myślisz, że mogę zabrać płytę i iść? Nie chcę przerywać ci w tym myśleniu.
-Daj spokój, musimy porozmawiać, po prostu muszę znaleźć odpowiednie słowa -westchnął i przetarł twarz dłońmi, po czym przejechał nimi jeszcze przez kosmyki swoich włosów. Trochę się rozczochrał, ale mimo jego lekko zepsutego wyglądu, nadal uważałam go za najpiękniejszego.
-Nie prościej powiedzieć to najprostszymi słowami? -zasugerowałam, mówiąc wolno i wyraźnie, żeby nie zaburzyć jego myśli. -No dalej, jesteś chyba odważnym człowiekiem, możesz powiedzieć, co siedzi ci tam na sercu i jakie masz tam mroczne myśli w swojej głowie.
-Nie o to chodzi, po prostu. Chcę tylko naprawdę wiedzieć, że nie kłamiesz. Nie wiem jak mam odbierać to wszystko, rozumiesz? Jestem rozerwany między tym, że jesteś moją przyjaciółką, a tym, że może jednak po prostu kłamiesz mi w żywe oczy -odpowiedział. Kolejny raz wywlekał temat tego głupiego kłamstwa. No i na co mi było coś takiego? Kompletnie głupi pomysł. Nie mogę tak po prostu się przyznać, że robiłam go w konia od samego początku naszej znajomości.
-Calum, przestań mnie oskarżać, jest mi przykro z tego powodu. Dlaczego miałbyś mi nie wierzyć w to, co mówię? Przestań, bo to nie jest naprawdę miłe i nie chcę tego przeżywać. Wszyscy wyjeżdżają do mnie ostatnio z samymi pretensjami. Przecież nic takiego nie zrobiłam! -zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Chciałam zwinąć się w kulkę i udawać, że nikt mnie nie widzi, jednak musiałam przejść to wszystko. Musiałam być kłamcą idealnym.
-Hej, hej! Nie miałem tego na myśli. Emily, spójrz na mnie, proszę -tuż przede mną przykucnął chłopak i wziął moje dłonie w swoje własne. Czułam iskrę przechodzącą pomiędzy nami. Zupełnie dziwne uczucie, które wydawało się tylko możliwe do poczucia w prawdziwym życiu. Książkowa fantazja była jednak prawdą.
Motylki w moim brzuchu poderwały się do lotu i zaczęły skrzydełkami delikatnie zahaczać o moje serce, które tak bardzo pragnęło, żeby nie przestawały. Chciałam czuć to łaskotanie do końca życia, ponieważ to było niezwykle miłe uczucie.
-Jesteś świetną osobą, z którą przyjaźń jest niesamowita i uwielbiam to, że możemy wygłupiać się razem i nie masz nic przeciwko tłumaczeniu mi, jak działają kobiety, ponieważ chyba nikt inny nie byłby taką wyluzowaną i świetną dziewczyną. Po prostu chcę powiedzieć, że nie oskarżam cię o nic, dobrze? Chcę tylko się upewnić -powiedział, patrząc w moje oczy, a jego usta prawie dotykały moich małych dłoni, które zamknięte były w tych większych, jego, które były równie delikatne co kobiece.
-Dobrze, przepraszam. Głupio mi, że zaczęłam panikować -wymamrotałam, posyłając mu lekki uśmiech, który od razu został odwzajemniony. -Więc ten, chcesz upewnić się, że jestem wiarygodna w jakiś konkretny sposób?
-Cóż.. Nie wiem sam, chyba ci wierzę -westchnął. -Po prostu chciałem, żebyś wymieniła mi jakichś wykonawców czy zespoły, co ty na to? Jestem bardzo nieufnym człowiekiem, jeśli ci to przeszkadza, to mogę przestać. Po prostu chciałem wiedzieć, czy ta twoja idealna aura jest prawdziwa.
-Idealna? -zaśmiałam się na to stwierdzenie, które nie było kompletnie pasujące do mnie. -No dobra. Mogę dla ciebie wymienić kilku z nich. Zacznijmy od Green Day.
-Bardziej zależy mi na tych, których płyt nie zakupiłaś w tym sklepie -powiedział, a ja dostałam ataku paniki w swoim wnętrzu. Chciałam uciec jak najprędzej, ponieważ zupełnie nie pasowało mi przegrać i zostać przyłapaną.
-Jejku, jest tak wiele zespołów, które lubię, nawet nie wiem co wymienić pierwsze, serio -kłamałam w żywe oczy, ale nie specjalnie mnie to obchodziło, ponieważ musiałam łapać się ostatniej deski ratunku. Calum momentalnie zauważył zmianę w moim zachowaniu i wstał na równe nogi, podczas gdy ja coraz bardziej stresowałam się tym, co ma nastąpić. Ręce mi drżały, a stopy niepokojąco tupały o podłogę. -Muszę iść niedługo, tata miał po mnie przyjechać.
-Tak mówisz? -posłał mi wymuszony uśmiech, a ja westchnęłam, wiedząc, że jestem na przegranej pozycji. -Szkoda, że nie dowiemy się nigdy jakie zespoły lubisz, prawda?
-Nie mówiłam, że ci nic nie powiem, o co ci znowu chodzi? Będziesz się czepiał każdego słowa? -prychnęłam niezadowolona z takiego obrotu wszystkich spraw.
Czułam do siebie wielki żal, że nie poświęciłam wyszukiwarce Google więcej czasu, ponieważ byłaby w tej chwili bardzo pomocna. Jednak ja zawsze wiem co najlepsze, prawda? Właśnie tak kończą się głupie kłamstwa.
-Dlaczego ciągle uważasz, że to ja się czepiam? To ty nie potrafisz odpowiedzieć na bardzo proste pytanie -westchnął zmęczony, a ja już powoli wstawałam, chcąc wyjść i pozostawić całą sprawę bez wyjaśnienia, a raczej do przewidzenia. Ale coś mną poruszyło i usiadłam szybko na krześle i spojrzałam na chłopaka. -Poza tym winni się nie tłumaczą, a ty robisz to dzisiaj przez cały czas.
-Gdybym się nie tłumaczyła, to byś powiedział, że nie potrafię się bronić. Tak źle i tak niedobrze! Nie wiem co mam zrobić, żebyś po prostu uwierzył -zaczęłam przeciągać sprawę coraz bardziej, ale jakoś nie było to zbyt dobrym pomysłem. Mogłam już w tamtej chwili wyjść. To byłby najlepszy pomysł.
-Dobra. Nie wiem, lubisz The 1985? -zapytał, patrząc na mnie z dziwnym błyskiem. Chyba chciał po prostu mi pomóc, ponieważ nie chciał się zawieść na mojej osobie. W ogóle się mu nie dziwiłam. Byłam jak sierotka, która nie wie co robić. -No dalej, na pewno ich znasz.
W mojej głowie nastąpiło cofanie się we wspomnieniach. Zatrzymałam się, kiedy to pochwaliłam koszulkę chłopaka z nazwą zespołu, który właśnie wymienił.
-Jasne, że tak. Proste. Miałeś z nimi nawet taką świetną koszulkę, myślałam, że zrozumiałeś moje przesłanie wtedy, że lubię ten zespół -odpowiedziałam mu momentalnie, a ten od razu stracił swój uśmiech. To był znak, że powinnam zapaść się pod ziemię.
-Dobrze wiesz, a raczej nie masz bladego pojęcia, że taki zespół nie istnieje -powiedział, patrząc w jakiś nieistniejący punkt na końcu sklepu.
-Żartowałam przecież, myślałam, wiem, że zmieniłeś trochę liczbę -zarzuciłam ostatnią deskę ratunku, która była zbyt desperacka, żeby ktokolwiek mógł w nią uwierzyć, jednak musiałam spróbować. -To przecież The 1970!
Mina Caluma mówiła sama za siebie. Posłał mi blady uśmiech, który nadal nie wyglądał na coś, co zwiastuje cokolwiek dobrego.
-Zgaduję, że nie chcesz już mnie widzieć. Dobra. Przepraszam, pójdę już -odparłam, zabierając szybko z drewnianej lady płytę, po którą przyszłam tutaj początkowo.
Odeszłam w niepokojącej ciszy do drzwi i wiedziałam, że to wszystko zakończyło się dokładnie tak, jak powinno. Wiedziałam, że jest możliwość zniszczenia swojego wizerunku przez tę głupią grę. Nie było to nic nadzwyczajnego, ponieważ spodziewałam się tego. Tylko nie zmieniało to tego, że bolało jak cholera.
Kłamstwo ma krótkie nogi, ale prawda może okazać się zbyt bolesna, jeśli przywiążemy się do jakiejś osoby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro