28
Nie jestem pewna, co owładnęło mną tej środy, ale po prostu musiałam wyjść z domu i wszystko samodzielnie sobie przemyśleć. Spacer wydawał się wtedy tak wspaniałym pomysłem. Świeże powietrze, cisza, spokój, będę mogła się wyciszyć. Tylko rzeczywistość uderzyła we mnie aż za bardzo, ponieważ powietrze było wypełnione spalinami i innymi zanieczyszczeniami, ciszę przerywały głośne ryki silników samochodowych, o spokoju mogłam pomarzyć, ponieważ zewsząd dobiegały krzyki, rozmowy oraz płacz dzieci, więc wyciszenie się było przy tym niemożliwe.
Tak to jest w mieście, kiedy nic nie układa się po myśli.
Czasami żałowałam, że nie mogłam żyć w książce czy filmie, w którym to chłopak mojego życia momentalnie zauważyłby we mnie coś pięknego, a ja skończyłabym jako szczęśliwa dziewczyna, która chętnie zgadzałaby się na randki ze swoją bratnią duszą. Jednak nie żyłam w wyimaginowanej wyobraźni żadnej autorki ani nie była pisana o mnie piękna historii miłosna. Może było to trochę okropne i musiałam pogodzić się z rzeczywistością.
Moja bratnia dusza nie uważała mnie za kogoś, z kim można spędzić resztę życia, ale za przyjaciółkę, jeżeli w ogóle można nazwać tak naszą znajomość. Byliśmy jak jakieś koleżanki, które rozmawiają w szkole, ale równo z przekroczeniem progu szkoły, udawały, że się nie znają. Niestety, ale to był fakt i nikt nie mógł mu zaprzeczyć. Może próbowali, Jessica i Dylan, ale nic to nie dawało. Nie czułam się dobrze przez ostatni czas. To wszystko było jakoś dziwne, niezrozumiałe, przerażające.
Moje uczucia zaczynały wykraczać poza wszelkie granice. Miłość przepełniała całe moje ciało, wylewa się od nadmiaru tego wszystkiego w postaci łez. Czasem musiałam popłakać, ponieważ nie dawałam rady. To piękne uczucie z jednej strony, ale jest też ta druga, okropna. Zakochanie objawia się również jako ból, niewyobrażalny i praktycznie nie do zniesienia. Niedawno byliśmy dziećmi, a świat był piękny. Nie przejmowaliśmy się mijającym czasem, ocenami w szkole, byliśmy wolni. Potem doszły problemy, uczucia, jakieś błędy.
Mimo wszystko nie wiedziałam, jak mogłam zmienić tę rzeczywistość. Calum miał dziewczynę, a ja staram się, jak mogę, ale i tak pozostawałam na ostatnim miejscu. Nic nie mogło tego zmienić, przynajmniej ja nie wiedziałam, jak to zrobić. Pozostało mi jedynie się z tym pogodzić.
Może nawet nie powinnam zjawiać się w sklepie? Może powinnam dać mu wolność i nie ograniczać jego przestrzeni? Przecież jest studentem, nie wyobrażam sobie, żeby miał na mnie czas. Pozostałam jedynie klientką, która umilała mu czas. Na tym etapie powinna kończyć się nasza znajomość, ale ja nie potrafiłam się oprzeć, musiałam iść, rozmawiać, zakochać się.
I dokładnie, kiedy postanowiłam wyrzucić moją bratnią duszę ze swojego umysłu, serca i życia, zobaczyłam go na horyzoncie. Jego twarz rozświetlał promienny uśmiech, oczy błyszczały z ekscytacji, a ja miałam po prostu ochotę przywalić głową w mur i się rozpłakać.
Czy chociaż raz nie mogłoby być prościej? Najwidoczniej ktoś tam na górze nie bardzo mnie lubi i zsyła na mnie same nieszczęśliwe zbiegi okoliczności. To było jak jakiś efekt domina. Jedno popychało drugie, ale na końcu nadal byłam ja ze złamanym sercem.
Momentalnie spuściłam głowę, chciałam się zmniejszyć do rozmiaru zapałki, żeby tylko uniknąć konfrontacji z przystojnym sprzedawcą. Szedł tam, w niewiadomą stronę, z kimś, kogo nigdy nie widziałam. Bałam się, że się odezwie, ale najwidoczniej nie miał takiego zamiaru. Może nie chciał się przyznać, że mnie zna, czy coś. W sumie nie miałabym nic przeciwko.
Przeszłam obok, udając, że wcale nie widzę nikogo wokół, a moje znoszone już trampki są najciekawszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam.
-Emily! -nagle usłyszałam i zacisnęłam mocno oczy. Nie chciałam się odwracać, rozmawiać, patrzeć na niego. To wszystko było dziwne, a on na dodatek niczego nie ułatwiał. -Prawie cię nie zauważyłem, idziesz jak cień.
Moje ciało sztywnieje, ale muszę się odwrócić, żeby spojrzeć na chłopaka, który niemal momentalnie podchodzi do mnie i zamyka moje ciało w niezwykle mocnym uścisku, który niepewnie oddaję.
-Cześć, Cal. Nie zauważyłam cię, mam ostatnio głowę w chmurach -rzuciłam, udając, że wcale nie specjalnie chciałam go uniknąć na swojej drodze, ponieważ to było co najmniej żałosne postępowanie z mojej strony.
-Zauważyłem, tak w ogóle to poznaj mojego przyjaciela. Luke to.. -zaczął Calum, ale blondyn spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
-Emily, o której nawijasz od kilku tygodni non stop, tak wiem, trudno byłoby nie rozpoznać tak ślicznej dziewczyny -zaśmiał się przyjaciel chłopaka, którego kocham. Trochę mnie zamurowało, ale jestem pewna, że moje policzki paliły jak ognie piekielne. Uścisnęłam dłoń wysokiemu chłopakowi.
-Miło mi poznać -mruknęłam niepewnie, cicho kaszląc na tę niezręczną sytuację. -Też słyszałam wiele o znajomych Caluma.
-Zapewne nie tyle, ile my słyszeliśmy o tobie -rzekł poważnie, a Hood uderzył go łokciem w bok, udając, jakby wcale nic to nie znaczyło. -Mówię tylko prawdę, kolego. Nie ma się czego wstydzić, w końcu jesteście dobrymi przyjaciółmi, mam rację?
Byłam rozdarta. Co tutaj się działo? Dlaczego ten blondyn mówił takie rzeczy?
-To brzmi bardziej, jakbyś próbował ją odstraszyć, żeby mogła zaraz uciec z krzykiem -zmierzył wyższego chłopaka spojrzeniem, a ten tylko przewrócił teatralnie oczami. -Przepraszam za niego Emily, po prostu nie umie zrobić dobrego wrażenia. Co robisz o tej porze w parku i na dodatek sama?
Nie mogłam się ośmielić, żeby odpowiedzieć mu cokolwiek, ponieważ Luke patrzył na naszą dwójkę w tym wielkim, przerażającym uśmiechem, który bardziej pasował do psychicznego mordercy, a nie do zwykłego człowieka. Chociaż sama nie wiedziałam, czy ta blond żyrafa nie zajmuje się czymś takim na co dzień.
-To raczej ten moment, kiedy ty odpowiadasz, że jesteś sama, a on uważa, że to zbyt niebezpieczne i musi cię odprowadzić do domu, ponieważ nie może znieść myśli, że coś złego może się na ciebie czaić za rogiem, ja pozwalam mu iść, chociaż mamy mieć zaraz próbę zespołu. Później robicie jakieś dzieci, jeśli chcecie, możecie zapalić świeczki, będzie romantycznie -wtrącił Luke kompletnie bezwstydnie, a ja chciałam zapaść się pod ziemię. Moje oczy praktycznie wyszły z orbit i otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wydostał się z mojego gardła.
-Boże, Luke! -zawołał zirytowany Calum. -Możesz się zamknąć, proszę? Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Zdecydowanie przyjaciele nie mają dzieci i tego romantycznego gówna. Myślę, że chyba trochę mnie pomyliłeś z kimś innym, bo takie rzeczy między mną i Calumem to.. Po prostu przyjaciele. To byłoby dziwne! -rzekłam głośno, starając się brzmieć dość racjonalnie, ale nie udało mi się nawet zatrzymać prawidłowej składni zdania. -Ja.. Powinnam lecieć czy coś.
Hood posłał swojemu kumplowi mordercze spojrzenie, a ja nadal stałam przed nimi, taka mała, czująca się niezręcznie ofiara losu.
-Hej, hej. Nie chciałem cię przestraszyć, po prostu mam niewyparzoną gębę -stwierdził szybko Luke, chcąc chyba jakoś uspokoić Caluma, który ciskał w niego piorunami. Zupełnie się nie dziwie, ja czułabym się nieźle upokorzona. Jednak jakoś nie było mi do śmiechu, ponieważ w końcu jego przyjaciel rzucał takie rzeczy, podczas gdy tamten miał dziewczynę.
-Nic się nie stało, po prostu idźcie na próbę, nie będę zatrzymywała -wymamrotałam i nie odważyłam się spojrzeć w czekoladowe oczy mojego ukochanego.
-Ems, nadal mam twoją płytę -rzucił Calum nagle, a moje gardło zmieniło się w Saharę, nie potrafiłam wydusić słowa. -Ostatnio ponownie jej zapomniałaś. To pewnie dlatego, że tak się spieszyłaś na tę randkę.
-Jessie miała randkę -wypowiedziałam z wielkim naciskiem na imię przyjaciółki, jeśli nie domyślił się wtedy, że to było ewidentne zaproszenie do pocałunku, to ja nie wiem.
-Calum, zawróciłeś dziewczynie w głowie i oczekujesz, że będzie pamiętała o jakiejś głupiej płycie? -Luke posłał przyjacielowi spojrzenie pełne żałości, którą wyrażał, ubolewając nad głupotą sprzedawcy. To wszystko wyglądało jak jedna, wielka telenowela.
-Przyjdę po nią w sobotę, obiecuję jej nie zapomnieć tym razem -westchnęłam cicho, nie wiedziałam co zrobić ze swoimi rękoma, które zaczęły splatać się w dziwne pozy. -To miłej próby, miło było cię poznać Luke, miły z ciebie człowiek.
Blondyn pożegnał się ze mną dość szybko mocnym uściskiem, jakbyśmy znali się co najmniej od przedszkola i odszedł dalej, żeby dać mi i Calumowi prywatność, z której i tak żadne z nas nie skorzysta. Było tylko dziwniej niż wcześniej.
-Przepraszam za niego, gada głupoty -wymamrotał zawstydzony, a jego dłonie zostały wciśnięte do kieszeni obcisłych spodni z wielkimi dziurami na kolanach.
-Próbuje być miły -odpowiedziałam spokojnym głosem, marząc, żeby chłopak mnie w tej chwili pocałował. -Nie mam mu za złe, przecież to nic złego, że mówi, prawda?
Dlaczego nie mogę być taka pewna siebie jak w myślach?
-Może masz rację, ale nadal jest mi głupio, że tak na ciebie naskoczył. Nie zna określenia prywatność i brak mu hamulców w niektórych momentach -stwierdził sprzedawca z nadal widocznymi rumieńcami na policzkach. Wyglądał zbyt nielegalnie, powinni go aresztować. Jego urocza twarz przekracza wszelkie granice. -To do zobaczenia w sobotę?
Powinnam teraz wprosić się do niego na próbę, pocałować go i żyć w miłości. Szkoda, że ma dziewczynę. Chociaż przyznam się, że nie mam większych problemów z nią, jeśli sam wysunie inicjatywę i mnie zaprosi.
-Zdecydowanie do zobaczenia w sobotę -odpowiedziałam, posyłając mu lekki uśmiech. Stał, wbijając swoje dłonie w kieszenie i wyglądał absolutnie uroczo, a ja czekałam, aż przytuli mnie, jednak nie miał takiego zamiaru.
Wzięłam się w garść. Pokręciłam głową i z niesamowicie szybko bijącym sercem, stanęłam trochę na palcach, żeby zrównać się wysokością z chłopakiem przede mną. Skoro on nie miał zamiaru robić nic ze swojej inicjatywy, to ja to zrobię, nawet jeśli miałabym tego żałować za dosłownie sekundę.
Przycisnęłam usta do jego lekko szorstkiego policzka, przez co kompletnie go zdezorientowałam, ale chwile po tym na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Powinieneś się ogolić czy coś -rzuciłam z zawstydzonym uśmieszkiem, który starałam się powstrzymać. -Pa.
I odeszłam, czując, że zaraz przewrócę się na prostej drodze, ponieważ całe moje ciało zrobiło się wiotkie. Jakieś dziesięć metrów później spojrzałam przez ramię. Calum nadal stał w miejscu, patrząc na mnie z uśmiechem i radością. Zupełnie jakby nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie stało. Cóż, sama nie mogłam w to uwierzyć. To było tak dziwne, głupie i popieprzone, że nie miałam pojęcia, co się dzieje. Jednak jak to mówią; małymi kroczkami do celu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro