Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27

-O nie, młoda damo. Tak, to my się bawić nie będziemy -warknęła Jessica, patrząc na mnie groźnie, zupełnie jakby zaraz miała wydłubać moje oczy łyżeczką.

-Ja nie wiem, po co ty mnie tutaj przyprowadziłaś -wymamrotałam, praktycznie płacząc na widok tego głupiego sklepu, nie chciałam tam iść i nie miałam zamiaru.

-Jak to po co? Głupio się pytasz. Żebyś z nim pogadała, postawiła sprawy jasno i dowiedziała się, czy to była jego dziewczyna! -westchnęła przyjaciółka, patrząc na mnie doszczętnie zmęczona moim uporem. -Jesteś uparta jak osioł, chodź.

-Ale nawet jeśli to nie była jego dziewczyna, to ja dziękuję bardzo za kogoś, kto całuje się z każdą jedną, poznaną w sklepie -odpowiedziałam poważnie, nadal mając łzy w oczach, ale skutecznie je odganiając raz po raz, aby nie wypłynęły na moje policzki. -Czy uważasz, że to w porządku, żeby całować każdego?

-Ciebie jakoś nie pocałował, więc nie całuje każdego -zawołała, otworzyła szerzej oczy i skinęła głową na sklepik, a ja nadal stałam w miejscu, zupełnie niewzruszona jej marnymi próbami przekonania mnie do wejścia potworowi prosto w paszczę.

-Dzięki wielkie, Jessie. Naprawdę mnie pocieszyłaś. Czy teraz możemy już iść? Nie chcę go oglądać, proszę cię -zrobiłam może trochę zbyt błagalną minę, ale wiedziałam, że przyjaciółka również nie ma zamiaru ustępować. Obie postawiłyśmy na swoim. -Proszę cię, nie chcę się upokarzać. Przecież on nawet mnie nie lubi.

-Wchodzimy -odszczekała do mnie niewzruszona moimi błaganiami.

Sądzę, że to wszystko wydarzyło się przez moje wypłakiwanie oczu, ponieważ nikt nie mógł tego znieść. Dosłownie. Nawet Dylan, który potrafił wiele przeżyć, nie dał rady słuchać mojego szlochu, kiedy to uparcie próbowałam wytłumaczyć, że ten okropny człowiek bezwstydnie przyssał się do twarzy tamtej dziewczynie. Jessica była naprawdę wstrząśnięta tym, co się wydarzyło, ponieważ o mało nie poszła i nie przywaliła chłopakowi moich marzeń w twarz. Dylan był zmuszony trzymać ją z całych sił i ciągnąć za włosy, żeby tylko nie poszła przez przypadek do sklepu z płytami i nie narobiła nam wielu problemów, ponieważ jestem skłonna przyznać, że wściekła Jessica nie była taka niewinna jak normalnie, była raczej maszyną do zabijania. Nie zdziwiłabym się, gdyby wróciła ze zwłokami sprzedawcy. To była przerażająca wizja, ale jakaż prawdopodobna.

Jednak teraz Jessica ubzdurała sobie, że musimy iść do Caluma, wyjaśnić wszystko i porozmawiać. Oczywiście, że wiedziałam, iż to najgorszy pomysł na świecie, ale nie miałam wiele do powiedzenia. Po pierwsze zostałam tutaj zaciągnięta siłą, a po drugie byłam więcej niż tylko pewna, że to wszystko zakończy się wielką apokalipsą.

-Przestań być taką myszką, która się chowa, bo zaraz się zdenerwuję! -pociągnęła mnie za nadgarstek nieco do przodu, ale ja nadal walczyłam, zapierałam się nogami i rzucałam niecenzuralnymi słowami. -Jak Boga kocham, zaraz porządnie się wkurzę i nie będzie tak miło.

-Dla ciebie to jest miłe? -spojrzałam na nią z powątpiewaniem, a ta puściła mój nadgarstek. Stanęła jak słup soli i zaczęła mamrotać pod nosem jakieś niezrozumiałe zdania. Wyglądała, jakby zaraz miała mnie zamordować, ale próbowała za wszelką cenę się powstrzymać.

To była prawdopodobnie moja ostatnia szansa na ucieczkę. Więc naprawdę mnie wmurowało, kiedy poczułam bolesny plask na swoim policzku. Oniemiałam na krótką chwilę. Musiałam przyswoić sobie informację, że moja najlepsza przyjaciółka właśnie mnie uderzyła. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła, a teraz z wiadomych przyczyn posunęła się do takiej skrajności. Nie mogłam uwierzyć, że użyła przemocy względem mnie.

-Co to miało być? -zapiszczałam cichutko, trzymając się za pulsujący policzek, który zdecydowanie potrzebował teraz jakiegoś okładu czy czegoś, co mogłoby pomóc. -Jesteś psychiczna? Przecież mogłaś mnie tym zabić, wiesz, jakie to mogło mieć skutki? Będę miała teraz wielkiego siniaka, a wszystko dzięki tobie. Jesteś okropna!

-Mówiłam ci, że masz mnie nie denerwować. Teraz się zamknij i idziemy do środka, ponieważ, uwierz mi, mam jeszcze siłę, żeby przywalić ci w drugi policzek -posłała mi mordercze spojrzenie, które zmroziło mi krew w żyłach.

Jej dłoń ciasno owinęła się wokół mojego nadgarstka i pociągnęła mnie w stronę drzwi. Najgorsze było to, że właśnie wtedy spostrzegłam Caluma, który stał z najbardziej zdziwioną miną, jaką kiedykolwiek widziałam. Wyglądał, jakby zamienił się w kamień i patrzył na nas, kiedy Jessica wręcz rzuciła mną o drzwi.

-Nie, Jess! -spojrzałam na nią błagalnie, chociaż żałosna byłaby ucieczka w tej chwili mogłam to zrobić i to bardzo chętnie.

-Muszę kupić płytę dla brata -rzuciła beztrosko i wepchnęła mnie do środka. Lekko zatoczyłam się, zahaczając o nieszczęsny próg, na szczęście udało mi się utrzymać równowagę.

-Chciałam tylko przypomnieć, że nie masz brata -powiedziałam i tym razem to ja posłałam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie, które kompletnie zignorowała.

Uśmiechnęła się uroczo w stronę Caluma, a ja naprawdę miałam ochotę ją zabić.

-Cześć dziewczyny -wymamrotał niepewny czy w ogóle się odezwać. W końcu sama byłabym zdziwiona, gdybym zobaczyła dwie walczące przyjaciółki. -Oh, miło was widzieć.

-Ciebie również, Cal. Wypiękniałeś od naszego ostatniego spotkania -stwierdziła kokieteryjnie Jessica, zupełnie nie przejmując się tym, że widział naszą kłótnię pod sklepem. -To ja, ten, pójdę poszukać tej płyty dla brata.

Modliłam się w duchu, żeby tylko jej nie słyszał.

-A ty, kochanie -spojrzała na mnie wymownie. -Idź porozmawiać ze swoim przyjacielem, póki ma czas dla ciebie, rozumiemy się?

Więc nie miałam z nią co się kłócić, przecież i tak koniec końców przegrałabym, a porażka byłaby naprawdę zawstydzająca. Calum nie miał jednak nic przeciwko, żeby ze mną porozmawiać i momentalnie kładąc rękę w dole moich pleców, poprowadził mnie do samego blatu, na którym stała kasa fiskalna oraz kilka innych rzeczy, na które nie zwracałam nawet uwagi. Byłam trochę przerażona, że chłopak widział zajście przed sklepem, ponieważ jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.

-Masz odbitą rękę na policzku -wymamrotał, delikatnie dotykając opuszkami palców mojej skóry, która nadal piekła niemiłosiernie i pulsowała, jakby miała zmienić się w serce. Zupełnie dziwne uczucie.

-Chyba widziałeś, że przywaliła mi w twarz -odpowiedziałam równie cicho, udając, że w ogóle nie było w tym zdaniu nic dziwnego, chociaż to była jedna, wielka popieprzona komedia.

-Trudno było nie zauważyć! Dlaczego? Wyglądało, jakbyś nie chciała tutaj przyjść i jeszcze kłóciłyście się chyba o coś. Przynajmniej tak to wyglądało -zauważył niepewnie i patrzył nadal na mnie troskliwie. Jego dłoń nie usunęła się z mojego policzka, co było naprawdę miłe, pomagało zapomnieć o bólu.

-To nie tak, Calum. Oczywiście, że chciałam tutaj przyjść, przecież cię lubię, nie unikam cię czy coś -rzuciłam, wzruszając ramionami, udając zupełnie spokojną. -Tylko przyjacielskie sprzeczki, wkurzyłam się na nią, a ona na mnie. No wiesz. Dziewczyny.

-Nigdy nie widziałem, żeby dziewczyny się biły przez zwykłą kłótnię -stwierdził. Jego druga dłoń wylądowała na mnie, tym razem na ramieniu i ręka z policzka zniżyła się w to samo miejsce, tylko z mojej lewej.

-Żadne dziewczyny się o ciebie nie biły? Jakoś nie mogę uwierzyć. Jesteś w zespole i w ogóle -powiedziałam, lekko się uśmiechając, a chłopak przybliżył się do mnie niepewnie. Moje policzki od razu zaczęły ciemnieć i zmieniać się w dorodne pomidory, ale nie dało się nad tym zapanować.

-Nigdy tego nie robiły -odpowiedział szczerze i już prawie można było powiedzieć, że zaraz się przytulimy czy nawet pocałujemy.

Jednak Jessica dostała nagłego ataku kaszlu, a Calum zabrał swoje ręce ze mnie, zupełnie jakby obudził się ze snu.

-Sorki, żyję, nie martwcie się -zawołała przyjaciółka, posyłając nam szeroki uśmiech, po czym szybko zgięła się i zaczęła grzebać w płytach. Teraz to ja byłam w stanie uderzyć ją w twarz.

-Tak w ogóle, nie było cię w zeszłym tygodniu -westchnął niezręcznie i przejechał ręką po karku, patrząc w podłogę.

-Miałam dużo pracy, nie mogłam się wyrwać -skłamałam niemal mechanicznie, ale czułam się z tym coraz gorzej. Dużo kłamstw usłyszał z moich ust chłopak, który niczego nieświadomy we wszystko wierzył. -Ale jestem dzisiaj.

-Wiesz, zauważyłem coś ostatnio -powiedział, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem, nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. -Myślę, że dziewczyna tak bardzo zakochana w muzyce zauważyłaby, że w jej zbiorach brakuje płyty.

-Co? -spojrzałam na niego z wielkimi oczami, a całe moje ciało zrobiło się niezwykle czerwone, zapewne musiałam wyglądać, jakby spaliło mnie słońce.

-Zostawiłem ją dla ciebie, nie martw się. Musiałaś o niej zapomnieć, kiedy siedziałaś ze mną przez cały dzień, za co jeszcze raz ci dziękuję. Jesteś niesamowita -powiedział z wielkim uśmiechem.

-Tak, tak. Musiałam kompletnie zapomnieć, dzięki za przypomnienie -wymamrotałam, spoglądając na swój zegarek i zrobiłam przerażoną minę. -Już tak późno? Wybacz Calum, ale musimy iść, Jessica ma dzisiaj randkę, muszę pomóc jej się przygotować!

Hood patrzył na mnie zdezorientowany, a ja całkowicie zawstydzona i poniżona, złapałam za ramię przyjaciółki i siłą wyciągnęłam ją ze sklepu, rzucając krótkie pożegnanie do chłopaka.

Wstyd to jedyna rzecz, o którą się bezustannie potykam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro