11
Siedziałam w salonie, uderzając palcami o swój telefon. Był to denerwujący tik, który miałam już od jakiegoś czasu. Nie potrafiłam się od tego odzwyczaić. Przecież to zajęcie było niezwykle pochłaniające i uspokajające. Lepsze niż cokolwiek innego, koiło moje zmysły i wyciszało. Miało to działanie porównywalne do ziółek na uspokojenie, które pijała moja mama, żeby wytrzymać z nami w tym domu wariatów.
-Zajęłabyś się czymś pożytecznym, na przykład nauką. Nie masz jutro szkoły? Idź spać -powiedział Charlie zirytowany moim postępowaniem, ale ja nadal siedziałam i stukałam. Denerwujący odgłos nadal rozlegał się po cichym salonie. -Emily, naprawdę nie masz czegoś lepszego do roboty? Próbuję się skupić, proszę.
-Ja również, nie moja wina, że to mi pomaga -fuknęłam z niezadowoleniem, a ten tylko posłał mi wkurzone spojrzenie. -Przysięgam, że myślę o czymś naprawdę ważnym.
-Nie możesz robić tego w innym miejscu? -zapytał, odkładając długopis na stolik do kawy, a zaraz po tym położył również zeszyt.
-Po co się uczysz? Przecież masz cały rok wolny i pracujesz -zauważyłam, przyglądając się chłopakowi z zainteresowaniem. Jego niebiesko szare tęczówki prześledziły stolik zasypany różnymi kartkami.
-Ponieważ jakbyś nie wiedziała, nadal muszę się uczyć. Przecież całe swoje życie człowiek uczy się nowych rzeczy -powiedział głosem filozofa, a ja uniosłam jedną brew do góry. -Chcę poszerzać horyzonty swojej wiedzy, nie mogę zaprzestać na tym, co mam, ponieważ świat nie kończy się na liceum! Jest jeszcze tyle rzeczy do odkrycia, że nawet sobie nie wyobrażasz.
-A tak serio? -zadałam kolejne pytanie, ponieważ nie uwierzyłam w ten głupi bełkot, którym chciałam mnie pożywić. Charlie i nauka w jednym zdaniu było kompletną abstrakcją dla całej mojej rodziny.
-Wysłali mnie na kurs z pracy -zaśmiał się, a ja pokiwałam w zrozumieniu głową, ponieważ mus to mus, nie mógł sobie odpuścić w tej chwili i ryzykować utratą pracy. Dobrze go rozumiałam, ponieważ to była ostatnia szansa, żeby mógł zarobić na swoje wymarzone studia.
Wbrew pozorom Charles był naprawdę inteligenty. Mógłby zdać wszystko celująco, ale po prostu nie chciało mu się nigdy uczyć. Zawsze miał problemy, że nie uczył się na bieżąco, ale później był w stanie nadrobić wszystko w jeden dzień. Zazdrościłam mu tego niesamowitego daru, którego ja niestety nie miałam, ale znowu nie było ze mną aż tak źle. Nie miałam raczej problemów ze szkołą. Miałam średnie oceny, ale nigdy nie narzekałam, ponieważ wyznawałam zasadę, że stopnie w szkole się nie liczą, tylko to, co zostaje w naszej głowie, a ja naprawdę potrafiłam powiedzieć czasem coś mądrego, chociaż nigdy świadomie.
-A wy co za jakieś rozmowy potajemne? Planujemy coś? -zapytała nagle głośno Lyn i posłała nam swój szeroki uśmiech. Zęby ozdobione aparatem ortodontycznym miała już od dłuższego czasu, ale nadal w głębi duszy lubiłam się z niej śmiać. Wyglądała tak przezabawnie, że nie mogłam tego znieść.
-Nic nie planujemy, rozmawiamy o poważnych sprawach -odpowiedział brat, posyłając najmłodszej głupie spojrzenie. -Twoja siostra pytała mnie o sprawy sercowe!
-Co? Ale ty głupi jesteś -zaśmiałam się, słysząc jego słowa, ponieważ do kogo jak do kogo, ale do niego po takie rady na pewno bym nie poszła.
-Masz chłopaka?! -zainteresowała się momentalnie Charlyn, która wskoczyła na kanapę obok mnie i patrzyła na moją twarz z ognikami w oczach. -Możesz mi powiedzieć!
-Nie mam chłopaka, Lyn, daj spokój -odpowiedziałam niezadowolona, ponieważ wtedy przypomniało mi się to, jak moja bratnia dusza pomyślała, że jednak jestem zainteresowana kompletnie inną grupą osób niż ta, w której znajduje się on. -Charlyn, przysięgam ci, że powiem ci jak sobie kogoś znajdę.
-Już myślałam, ale no dobra. Poczekam. Jednak jesteś pewna, że nikogo nie lubisz? -zapytała wesoło, a Charlie się zaśmiał, ponieważ jej podekscytowanie było takie dziecięce.
-Czy ja słyszałem rozmowy o chłopakach? Co to ma znaczyć młode damy? -zapytał tata, który jak zwykle wpadł do pomieszczenia jak duch i nikt nie wiedział, że słyszy to, o czym mówimy. Zupełnie nadawałby się na szpiega, byłby w tym świetny.
-No widzisz ojcze, twoje pisklęta wylatują z gniazda -skomentował Charles, wycierając niewidzialną łzę ze swojego policzka.
-Ja im dam, nie ma żadnych chłopaków do trzydziestego roku życia. Jestem całkowicie poważny -tata zagroził nam palcem, a my obie zaśmiałyśmy się przerażone, ponieważ on mówił wszystko naprawdę.
-Kochanie, co ja mówiłam ci o straszeniu dziewczynek? Jesteś gorszy niż dziecko, naprawdę. Przecież mają prawo chodzić na randki -zauważyła poważnie, a ja od razu poparłam rodzicielkę.
-No właśnie tato, nie możesz nas zamknąć w piwnicy! -powiedziałam, kiwając głową, przez co wyglądało to naprawdę mądrze i rozsądnie.
-Może jeszcze się dowiem, że moja starsza ma chłopaka, o którym nie wiem? -zapytał z uśmiechem, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Nawet gdybym miała kogoś, to zdecydowanie nie przyprowadzę go, żeby poznał ciebie, prędzej byś go usmażył na kolację, niżeli porozmawiał jak z normalnym człowiekiem -stwierdziłam spokojnym głosem, a Charlie mnie poparł, ponieważ sam najadł się wielkiego wstydu, kiedy przyprowadził do nas swoją pierwszą dziewczynę.
-Czyli jednak ktoś tam jest, kogo powinienem poznać? -zapytał podejrzliwie, a moje policzki zaczęły robić się czerwone. Nienawidziłam swojego ciała, że potrafiło mnie tak szybko zdradzić.
-Nic nie mówcie! -zawołałam, unosząc palec wskazujący w górę.
-Ależ ja się nawet nie odzywam, ale wiedziałam! -zaśmiała się Charlyn, która popchnęła mnie lekko w bok.
Jakbym to określiła; z serii, dlaczego nie powinnam nigdy zauroczyć się w sprzedawcy płyt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro