08
Dzisiejszego dnia naprawdę byłam bardziej podekscytowana niż dotychczas. Miałam jakieś przeczucie, że tego jednego, jedynego, pięknego dnia będzie inaczej, że stanie się coś, co zmieni diametralnie mój tydzień. Nie mam pojęcia, dlaczego tak myślałam, ale uważam, że to był ten tak zwany szósty zmysł, który mają tylko kobiety. Nie mogąc dłużej czekać, wręcz pobiegłam do sklepu z płytami prosto z przystanku autobusowego. Chciałam jak najszybciej dostać się do niewielkiego sklepu mieszczącego się w bardzo nieprzystępnym miejscu po drugiej stronie miasta. Musiałam przekonać się w jak najszybszym czasie, co takiego zgotował dla mnie los dnia dzisiejszego.
Wchodząc do środka, na początku myślałam, że wszystko będzie jednak normalnie i moje przeczucie jednak mnie zawiodło, ale trzeba sobie powiedzieć w końcu prawdę; kobiety zawsze mają rację. Nie bójmy się tego mówić na głos. Każdy mógłby się ze mną zgodzić, ponieważ nawet jeśli nie mają to i tak mężczyźni boją się im tego powiedzieć.
Od razu widząc mojego ulubionego sprzedawcę, dla którego oddałabym życie, moje wnętrze wypełniło się motylami, które zerwały się do lotu, widząc tylko plecy chłopaka stojącego przy ladzie. Jego delikatna skóra na ramionach, wręcz błyszcząca, była odkryta, a ja zaczęłam roztapiać się na ten widok. Jak dobrze, że chłopak zdecydował się ubrać dzisiejszego dnia luźno zwisający na nim tank top. Praktycznie jak na skrzydłach podeszłam do płyt i co było strasznie głupie z mojej strony ani na sekundę nie oderwałam wzroku od chłopaka, który teraz uniósł swoje ręce, żeby sięgnąć po jakieś dokumenty leżące na wysoko usytuowanej półce. Chwilę później wzrósł o kolejne kilka centymetrów. Zapewne stanął na palcach. Z moich ust wydostał się głęboki wydech, ale to nadal nie zwróciło uwagi zajętego chłopaka. Taka zagapiona z otwartymi ustami śledziłam napinające się plecy pod koszulką chłopaka. Brakowało mi powietrza przy każdym oddechu. Jako że zawsze byłam bardzo niecierpliwym dzieckiem, wzięłam do dłoni płytę, na którą pierwsze opadły moje palce i wciąż nieprzerwanie skanowałam całą budowę uroczego sprzedawcy. Nie mogłam się powstrzymać od pożerania go wzrokiem, zupełnie nieświadomy chłopak nadal napinał mięśnie i próbował sięgnąć do tej półki, która była zdecydowanie poza jego zasięgiem, ale dla mi to zupełnie nie przeszkadzało. Mogłam patrzyć tak na niego godzinami i nie miałabym dość, a nawet byłabym kompletnie nienasycona.
Byłam już kilka kroków przed nim, gotowa wyciągnąć dłoń i go po prostu dotknąć. Poczuć delikatną skórę pod opuszkami palców. Jak zupełny psychol, ale nic nie mogłam na to zdziałać. W końcu on był uzależniający niczym najgorszy narkotyk.
Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka i poczułam przyjemne coś, co niczym jakaś iskierka, która sprawiała mi wielką przyjemność, zaczęło płynąć od mojego brzucha poprzez nogi do samych końców palców u stóp. A wtedy on dosięgnął dokumenty i wrócił do zwykłego stania. Sięgnął po kubek stojący przed nim. Wtedy ta iskierka wpłynęła w podłogę i zostawiła po sobie tylko delikatne mrowienie w stopach. Czułam się naprawdę niezręcznie, że przed sekundą wręcz fantazjowałam o jego skórze. To na pewno nie było normalne.
Chrząknęłam cicho, chcąc zwrócić swoją uwagę i wtedy chłopak podskoczył, jakby zobaczył ducha, pisnął mało męsko w tej samej chwili. Usłyszałam, jak kubek upada na podłogę, ale nie wyglądało na to, żeby się rozbił. Ułamek sekundy później o ziemię zaczęły odbijać się kropelki. Kapało z chłopaka, który nadal stał przede mną odwrócony.
Wtedy obrócił się niezgrabnie w moją stronę, o mało się przy tym nie przewracając. Słodkie spotkanie, nie ma co.
-Przestraszyłaś mnie -powiedział, trzymając rękę na swoim sercu, które zapewne biło trochę szybciej niż zazwyczaj. Jednak nie o tym w tamtej chwili myślałam, ponieważ jedyne co było przed moimi oczami to obraz mokrej koszulki, która przykleiła się do ciała chłopaka.
Chciałam go przeprosić, ale nagle język i struny głosowe przestały ze mną współpracować. Zaczęłam dziwnie machać rękami, otwierając i zamykając usta, a chłopak przyglądał mi się. Zapewne wyglądałam, jakbym miała atak epilepsji.
Gapiłam się na widoczny zarys lekkich mięśni na brzuchu chłopaka stojącego przede mną z przerażoną miną. Nie mogłam się skupić na oddychaniu, a co dopiero na mówieniu.
-S-so-sorki -wymamrotałam tak cicho i bełkotliwie, że zaczęłam zastanawiać się, czy ja w ogóle kiedykolwiek mogę przestać błaźnić się przy atrakcyjnych osobach. Tak już miałam, jeśli ktoś był ładny, to ja automatycznie byłam jak ta ostatnia idiotka na haju, nawet kiedy starałam się ogarnąć, nigdy nic z tego nie wychodziło, bo zamiast czegoś normalnego potrafiłam bez powodu powiedzieć głupie słowo, które było całkowicie wzięte, że tak się brzydko wyrażę, z dupy.
-Nic się nie stało. To tylko kawa, koszulka im bardziej zniszczona, tym lepsza, bo ma za sobą wiele przygód -stwierdził, spoglądając w dół na klejący się do niego materiał. To powinno zostać wprowadzone do kodeksu karnego, ponieważ zupełnie nielegalnie wyglądał, zachowywał się i po prostu zabrakło mi słów w tamtej chwili. -Jak to się stało, że zakradłaś się jak ninja tuż za mnie? Chciałaś mnie okraść, zamordować?
-Co? Broń Boże! Nawet mi to nie przeszło przez myśl, serio -zaczęłam trochę histeryzować na myśl, że mógł tak pomyśleć. Byłam królową dramatu, jeśli o to chodzi, a nigdy nie potrafiłam szybko opanować swoich myśli. -Ja wcale nie byłam cicho. W zasadzie to byłam głośno, bardzo.
-Hej, hej. Spokojnie. Tylko sobie żartowałem, nie bierz tego tak do siebie. Po prostu musiałem cię najzwyczajniej w świecie nie słyszeć -zaczął mnie uspokajać, a ja naprawdę myślałam, że zaraz upadnę, ponieważ dzisiejszy dzień naprawdę był niespodziewany, ale cóż myślałam, że będzie to coś raczej w odwrotną stronę. Jednak trzeba brać życie, jakie jest. -Trochę ogłuchłem od muzyki. Pozwól, że zmienię koszulkę i zaraz do ciebie wracam, dobrze?
Moje policzki prawdopodobnie były czerwone jak nos Rudolfa, który prowadził zaprzęg Świętego Mikołaja.
-Nosisz ze sobą ubrania na zmianę? -zapytałam, ponieważ oczywiście zamiast mądrego pytania o cokolwiek ja musiałam zadać pytanie odnośnie do czegoś tak idiotycznego, że na jego miejscu uderzyłabym siebie w twarz. Dziesięć punków do głupoty wędruje do Emily!
-Jedyne czego można nauczyć się na studiach, oprócz umiejętności zrobienia obiadu za 3 dolary, to bardzo przydatna na co dzień mądrość życiowa „noś ze sobą ubrania wszędzie, nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć" -wytłumaczył mi i zaśmiał się tym swoim słodkim chichotem, który był jak miód na moje uszy. Rozpływałam się powoli pod wpływem tego, co do mnie mówił i tego jak się zachowywał. Niesamowite uczucie przepełniało mnie od środka. Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam skołowana na najwyższym poziomie.
-Będę musiała to zapamiętać, może kiedyś naprawdę mi się przyda -odparłam, patrząc, jak znika za drzwiami, więc zrobiłam krok na prawo, żeby móc go lepiej widzieć. Nie to, żebym chciała wykorzystać okazję i trochę go podglądnąć.
-Tylko że wy, dziewczyny, macie w swoich torebkach wszystko -odparł i ściągnął mokrą koszulkę, przez co moje ciało stanęło w płomieniach. Czułam ogromne zawstydzenie, gapiąc się na niego, ale nie odwróciłam też wzroku. Niby chciałam to zrobić, ale nie potrafiłam. Nie chciałam przestać przyglądać się mu już nigdy.
-Nie przesadzaj! Nie nosimy tam wszystkiego. To tylko głupie, nic nie warte stereotypy -odpowiedziałam i przygryzałam wargę, widząc, jak schyla się do plecaka, żeby wyciągnąć z niego nowy podkoszulek. Szybko narzucił go na siebie, a ja momentalnie stanęłam na poprzednim miejscu, aby nie budzić podejrzeń. Nie chciałam, żeby chłopak domyślił się, że go podglądałam bez skrępowania, a nawet się nie znamy.
-Możliwe, ale ja i tak wiem swoje -nadal uparcie podtrzymywał swoje zdanie chłopak. -Raz dziewczynie na uczelni zaczął dzwonić telefon. Po tym, jak wyciągnęła z niego opakowanie tamponów i śrubokręt pomyślałem, że nigdy w życiu nie zajrzę do żadnej damskiej torebki.
-Każda dziewczyna nosi w torebce takie rzeczy -stwierdziłam, krzyżując ręce pod swoimi piersiami. -Znaczy, nie mówię o śrubokręcie, ale coś typu tampony, podpaski. Każda z nas to ma. Nie rozumiem, dlaczego facetów tak to dziwi. Takie już zostałyśmy stworzone. To nie wina dziewczyn, że co miesiąc mają...
-Morze Czerwone między nogami? -przerwał mi chłopak z głupim uśmiechem, a moje usta otworzyły się z niedowierzaniem. Zupełnie mnie wmurowało. Pierwszy raz spotkałam się z kimś tak prostolinijnym. Widocznie ten chłopak nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś! -zasłoniłam dłońmi swoją twarz i zaczęliśmy się oboje śmiać jak dwoje dzieci specjalnej troski. Nikt nie mógł nas przed tym powstrzymać, więc robiliśmy z siebie idiotów do potęgi, ale nie przejmowaliśmy się tym za bardzo.
-Wiesz, co mnie zawsze zastanawiało? -zapytał przez śmiech.
-Nie chce wiedzieć, serio! -pisnęłam szybko, ponieważ teraz spodziewałabym się wszystkiego, dosłownie.
-Czy to źle, jeśli dziewczyna kichnie podczas tych dni? -on mówił to całkiem serio, a ja śmiałam się coraz głośniej i kompletnie nie przejmowałam się w tej chwili, jak muszę brzmieć. Wręcz leżałam na ladzie razem z równie rozbawionym chłopakiem. Nie mogliśmy wręcz oddychać i pomyśleć, że to przez zwykły okres. Z moich oczy wypłynęło kilka łez, przez co jeszcze bardziej zaczęliśmy się śmiać. To był moment tej tak zwanej „głupawki", która nie może minąć, a uspokoić się po niej graniczy z cudem.
Na ziemię sprowadziła nas dziewczyna wchodząca do sklepu. Musieliśmy się ogarnąć, ponieważ to musiało wyglądać naprawdę frajersko. Uśmiechaliśmy się teraz niesamowicie szeroko, a nasze oddechy były nieunormowane i prawdopodobnie dyszeliśmy praktycznie jak psy po przebiegnięciu pustyni, ale naprawdę nie zwracaliśmy na to uwagi. To było wręcz naturalne, jakby przyszło ot, tak sobie i nie chciało uciec.
Chłopak zakaszlał parę razy i nadal uśmiechając się, jak głupi do sera, spojrzał na płytę, żeby tylko unieść brwi. Wyraźnie zaskoczony patrzył przez chwilę na okładkę albumu, który znajdował się w mojej dłoni.
-Czyli teraz przerzuciłaś się na One Direction? -zapytał chłopak, a ja spojrzałam na płytę z piątką chłopaków wieszających się na czerwonej budce telefonicznej. Kolejna wtopa. Chociaż może nie było aż tak źle, ponieważ nie zaczął się śmiać, a dobrze wiedziałam, jak ludzie reagują na ten zespół. Osobiście znałam kilka piosenek i wydawali się całkiem dobrzy, chociaż ja nie obcuję z muzyką i mogłam mieć omylne wrażenie.
-Czy masz coś przeciw tym słodkim chłopakom? -prychnęłam, udając, że wcale wybór nie był przypadkowy. -Nie szanujesz mojego upodobania?
-Są świetni, ale nie tak jak moja ulubiona klientka.
Cóż, prawdopodobnie moje serce się zatrzymało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro