Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIII

Usłyszał nieprzyjemny szelest przy swoim uchu, a tuż po tym chłodny wiatr, okalający jego ciało, przez co rozeszły się po nim dreszcze. Niechętnie uchylił jedną powiekę, co następnie zrobił z drugą. Było mu wygodnie w miejscu, gdzie leżał. Zastanawiał się przez chwilę nad dziwnym koronkowym materiałem pościeli, bo przecież jeszcze chwilę temu był pewien, że jego narzuta była mniej wyrafinowana, przecież była różowa w białe kropki, na pewno nie mógł pominąć koronki. Podniósł się na łokciach i z przymrużonymi oczami rozglądał się po pomieszczeniu. Cóż, teraz był pewien, że nie jest w swoim pokoju. Biała komoda, lustro, etażerki, pozłacane lampy sufitowe, czy został porwany do Księcia William'a? Miał nadzieję, że nie, przecież wolał nie patrzeć na kółeczko łysiny w jego włosach.

- H-halo? - zapytał pół szeptem, ale nie słysząc odpowiedzi, wstał. Chwiejnym krokiem podszedł do lustra nad komodą.

Przyjrzał się sobie, dopiero zdając sobie sprawę, że spał w samych bokserkach. Myśląc chwilę dłużej przypomniał sobie wczorajszy wieczór, kiedy Harry całował go po czole, mówiąc, że burza niedługo przejdzie. Pamiętał jak mężczyzna wyglądał śmiesznie przy nim, jakby Louis był dzieckiem potrzebującym opieki, co wcale nie mijało się z prawdą. Przytulał go, gdy pioruny waliły jak oszalałe. Uśmiechnął się na wspomnienie minionego wieczoru, ale równie jego emocje przygasły, rozpamiętując wcześniejszą rozmowę z mężczyzną. Jak jeszcze raz usłyszy imię „Kendall", pochlasta wszystkich w pobliżu. Nie wiedział czy chcę się pakować w coś takiego. Ma „chodzić" z Harrym, tak, żeby nikt o tym nie wiedział? Nonsens. On chciał normalnego związku, a przede wszystkim zdrowego, bo czegoś takiego zdrowym nie da się nazwać.

Chłopak sięgnął na etażerkę, chwytając telefon. Kiedy go odblokował, wybuchł atakiem paniki. Miał ponad 30 nieodebranych połączeń, 20 od Zayn'a, a 10 od siostry, oraz 15 wiadomości, wszystkie od Zayn'a i Niall'a.

Bez zastanowienia zadzwonił do mulata.

- Zayn? - zapytał z lekką, poranną chrypką.

Słyszał spazmatyczny oddech na linii, który jego zdaniem, był naprawdę przerażający.

- Cholera, spałeś?

Louis zmarszczył brwi i mrugnął kilka razy. Co te pytanie ma wnieść do jego życia, albo raczej odpowiedź na nie?

- Uhm, spałem – potwierdził, ciągnąc materiał zbyt ciasnych bokserek.

- Kurwa – sapnął starszy z ulgą – Gdzie ty do cholery byłeś z tym Styles'em? Boże, myślałem, że to był naprawdę pedofil i Cię porwał – słychać było niezmierną zmianę ciśnienia w jego głosie – Tak bardzo się martwiłem, że coś Ci zrobił – Louis uśmiechnął się na rzecz prawdziwego przyjaciela – Czekaj, spałeś z nim? Louis, rozumiem, że jesteś zaborczym fetyszystą i masz pociąg do stojących penisów bogatych biznesmenów, ale mogłeś się opanować, wiesz?

Szatyn prychnął, lekko rozbawiony, pocierając zamglone powieki.

- Tak, Zaynie – odpowiedział chichotem – Wczoraj wieczorem się pieprzyliśmy tak zawzięcie, że aż mój telefon spadł z etażerki, dlatego nie widziałem, że dzwonisz. A właśnie przed chwilą robiłem mu loda z posypką, wiesz?

Obaj zaśmiali się dość histerycznie.

- W sumie – mulat stłumił swój głos – Może Harry ma w tej swojej korporacji kogoś dla mnie, co?

Louis chciał go w tym momencie pacnąć w ramię.

- Hej – zagruchał – To ja mam pociąg do starszych mężczyzn, ty idź lepiej do swojego Liasia, dobrze?

- Ugh, wiesz, że tylko ja mam prawo nazywać go Liaś, prawda?

Rozmawiali chwilę, kiedy to Louis opowiadał o wszystkim, co zdarzyło się na randce z Harrym oraz po niej. Oczywiście okłamał przyjaciela, mówiąc mu, że randka z Harrym się odbyła, bo przecież Louis odbył randkę z jego zimną kawą, ale cóż, nie chciał aby Zayn odseparował od niego starszego mężczyznę. Naprawdę lubił Harrego. Zdecydował się powiedzieć Zyn'owi o sprawie z fałszywą narzeczoną.

- Louis, ja nie wiem. Chyba musisz sam zadecydować, czy chcesz dać mu szansę, wiesz?

***

- Moja kruszynka wstała? - Louis usłyszał szept, na co wzdrygnął się, przestając szczotkować zęby. Cóż, może i pozwolił sobie pożyczyć szczoteczkę jednego z domowników, ale kogo to obchodzi?

- Dzień dobry – szatyn uśmiechnął się odruchowo przytulając się do mężczyzny. Tak jak myślał. Jego włosy pachniały dokładnie pięknym, lawendowym szamponem – Gdzie masz moje ubrania?

- I tutaj mamy problem – Harry zaśmiał się nerwowo, patrząc na Louis'a przygryzającego lubieżne usta – Ugh, Twoje spodnie wyschły, ale sweter on, uległ destrukcji.

Szatyn wytrzeszczył oczka.

- Mówiłem Olivier'owi, żeby uprał go ręcznie, ale on mnie nie posłuchał, a przez to, że był bawełniany, rozpruł się – powiedział spokojnie.

Niebieskie oczy chłopca zaszły łzami. Starszy chłopak przestraszony tym faktem, szybko ukląkł przed młodszym.

- To był mój ulubiony, różowy sweter – wyszlochał, czując jak jego gardło pali od wściekłości. Mówił, że nie lubi tego lokaja, tak?

- Już, kochanie, nie płacz – pogłaskał jego policzek, plotąc dłonie ze sobą – Pójdziemy na miasto i kupimy Ci nowy, dobrze?

Chłopiec sfrustrowany sytuacją, zaprzeczył.

- N-nie, ja poradzę sobie, chyba muszę iść – chciał czmychnąć stamtąd jak najszybciej, aby móc zatopić się w łzach po straconym sweterku.

- Kochanie – zatrzymał jego rękę – Idziemy kupić Ci nowy sweter – szarpnął go odrobinę.

- Powiedziałem, że nie chcę – szepnął, patrząc w kafelkową posadzkę.

- To było stwierdzenie, a nie pytanie – syknął, puszczając chłopca – Olivier, wyprowadź Skunksa z garażu!

Louis zmarszczył brwi, na co Harry uśmiechnął się szelmowsko.

- Skuns to mój samochód. Nie przejmuj się.

Chłopiec lekko się uśmiechnął, choć wciąż w tyle jego głowy siedziała myśl, że Harry był trochę brutalny dla niego, karząc mu kupić sobie nowy sweter, kiedy trzymał go stanowczo zbyt mocno za bark.

- Och, a czemu Skunks? - zapytał, zakładając na siebie kolejną, za dużą bluzę Styles'a, następnie zmieniając bokserki, na kolejne ciasne, kiedy Harry się odwrócił, a potem wyschnięte jeansy.

Styles zamyślił się, strzepując włoski z dużej, granatowej bluzy adidasa, wiszącej na chłopcu.

- Bo jest czarny, a pośrodku ma pasek bieli – uśmiechnął się – Powinieneś więcej jeść.

Louis wyrwany z kontekstu, zaczął zakładać swoje trampki.

- Słucham? - nie przesłyszał się, ale wolał się upewnić, niż palnąć coś głupiego, tak jak wczoraj w nocy, kiedy kazał Harremu tulić go do snu.

- Bluza wisi na Tobie, a ja dawno z niej wyrosłem, więc coś tu chyba nie tak z Twoim brzuszkiem – zachichotał, a Louis zdawał się odkrywać zupełnie inne oblicze Harrego. Może tylko takie chciał znać?

- Jem dużo – odpowiedział, raczej nie mogąc inaczej spleść zdania.

Mężczyzna prychnął.

- Dobrze, ale dzisiaj będzie duży obiad.

***

Louis chodził już dobre godziny po galerii handlowej w poszukiwaniu swetra. Harry za każdym razem taszczył go do najdroższych sklepów, pokazując rozmaite swetry z nadrukami, z bawełny antyalergicznej i innymi, dosyć niepotrzebnymi dla Louis'a rzeczami. Nie chciał aby mężczyzna kupował mu zwykły sweter, choć rozpaczał nad stratą starego, wciąż myślał, że kędzierzawy traktuję go jak dziecko.

- Och – Louis mruknął, dotykając jednego z pudrowo – różowych sweterków na wystawie – Jest śliczny – szepnął, patrząc na cenę. Był drogi, dlatego od razu go odłożył. Harry spoglądał co raz na chłopca.

- Znalazłeś coś? - zapytał, na co chłopak zaprzeczył – Cóż, obeszliśmy już całą galerię, może obiad?

Niebieskooki ponuro kiwnął głową. Wyszli ze sklepu, a Louis poczuł jak każdy go obserwuję. Oczywiście większość patrzyła na sławnego biznesmen'a Styles'a, ale spora część przyglądała się jego nowej „zdobyczy", którą był Louis.

- Uhm, przeszkadzają Ci? – zapytał Harry, biorąc kęs kanapki do buzi, kiedy niektórzy robili temu zdjęcia.

Louis zaprzeczył, choć tak naprawdę, pod stołem naciągał na dłonie rękawy dużej bluzy, stresując się wziąć kęs swojego jedzenia. Co jeśli zrobią mu niekorzystne zdjęcie?

- Czy nie patrzą na nas dziwnie, kiedy ty masz narzeczoną, a ja wychodzę gdzieś z Tobą? - zapytał, ciekaw sytuacji.

Starszy przełknął.

- To tylko szmatławce – westchnął – Po prostu może to być zwykły wypad z kumplem, tak? Poza tym nie całujemy się.

Louis naprawdę miał wątpliwości. Nie może chodzić z Harrym po miejscach publicznych dla przykładu trzymając się za ręce? Dla niego to było podstawą w związku. Nie chciał by było inaczej.

- Niedługo sobie pójdą. Nie jestem zbyt ciekawą osobą. Naprawdę – uśmiechnął się, a Louis zachichotał, widząc resztki keczupu w kąciku ust starszego.

***

Louis musiał pożegnać się z Harrym i wrócić do domu, czy tego chciał, czy nie. W końcu przyszedł do domu w jego bluzie, choć nie był to kompletnie zły pomysł. Była ciepła i pachniała starszym, co wciąż uwodziło Louis'a, człapiącego do kuchni.

- Hej mamo – przywitał się z oziębłą kobietą, mieszającą swoją herbatę – Mamo – powtórzył.

Kobieta wzdrygnęła się.

- Dobry – burknęła – Jak nocowanie?

- Było – chłopak zastanowił się – Było miło.

Jey wzruszyła ramionami, dalej przeglądając jedne z kobiecych pisemek.

- Gdzie jest Lottie? - zapytał po chwili ciszy, podchodząc do zmywarki i układając naczynia w niej prawidłowo, tak, aby się nie zapchały.

- A skąd ja mam to wiedzieć!?

Louis westchnął.

Cóż, bo może jesteś jej matką? - szepnął w myślach. Naprawdę nie miał ochoty na konflikty w tym dniu.

- Przyszła jakaś paczka do Ciebie – westchnęła, dając paczkę synu – Jeżeli to pieniądze, masz je oddać nam, zrozumiano?

Cóż, Louis rozumiał sytuację rodziny aż nadto, ale czasami jego matka była naprawdę żenująca. Nie stoją na tak wielkim pograniczu biedy.

- Jasne – szatyn wziął paczkę z lekkim zdziwieniem.

Czym prędzej pognał do pokoju, aby ją otworzyć. Usiadł wygodnie na łóżku, stawiając pudło przed sobą.

Czyżby to Malik wymyślił?

Nożyczkami przeciął taśmę, a następnie otworzył pudło. W środku znajdowały się różowe perfumy oraz różowy sweter. Ten sam, który Louis oglądał na wystawie, oraz ten sam, który jego zdaniem był za drogi. Do tego wszystkiego dołączony był liścik.

Drogi Lou,

Mam nadzieję, że prezent Ci się podoba, a także będzie Ci użyteczny.

Z poważaniem, tatuś.

----

Och, God. Te zdjęcie w mediach mnie tak urzekło, że lampiłam się na nie dobre kilka minut xD

Ten uczuć, kiedy widzisz różowy sweter w jakimś sklepie i myślisz: "Hm, Louis ładnie by w nim wyglądał". Crii spłonę w piekle szybciej niż myślę ;-;

Hehs, chyba już w następnym rozdziale Ziam się spotka xD

Dziękuję za wszystko <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro