Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

X

Louis przyzwyczaił się do pieczenia w gardle, kiedy przeglądał najnowsze wiadomości o niejakim Harrym Stylesie.

Harry Styles w związku z najbardziej rozchwytywaną modelką Kendall Jenner?

Harry oświadcza się dziewczynie w najdroższej restauracji w Londynie?

Kendall i Harry oczekują ślubu?

Piekły go nawet oczy od czytania tego całego farszu, jakim media go zapychają. Miał nadzieję, że Harry będzie miał niezłą wymówkę na ten całej bajzel. Tego wieczoru był już wystarczająco zmęczony, więc ignorując telefony Zayn'a na temat nowej pracy, położył się, zasypiając w krainie zmysłowych, zielonych oczu.

***

Louis obudził się z kotłem zamiast głowy, którą zaprzątał sobie spotkaniem z Harrym. Miało nastąpić jutro, a jego ciało niezbyt dobrze przyjmowało te wiadomości, szczególnie, że akurat przed nocą musiał naoglądać się tych jakże ponętnych zdjęć Harrego, przez co nawiedził go „mokry sen". Jego boleśnie twarda erekcja wręcz dusiła się pod materiałem cienkich bokserek, więc postanowił coś z nią zrobić.

Wziąwszy rzeczy na zmianę, chłopak udał się pod prysznic, powoli ustawiając kurek na ciepłą wodę. Wszedł do kabiny, przesuwając zasuwaną ściankę, a następnie ogrzał się pod strumieniem ciepłej wody. Wcierał szampon w swoje włosy, dobrze go rozsmarowując, kiedy już nie mógł wytrzymać. Chwycił swojego czerwone członka w dłoń i rozprowadził po nim płyn, czując chwilową ulgę, która ogarnęła jego ciało. Pociągnął ręką w górę penisa, delikatnie rysując kółeczka na czubku, zanim jego uchwyt się wzmocnił, a dłoń szybko i regularnie nie poruszała się po twardym członku.

- Harry – Louis kwilił wiedząc, że to jest tak nieprawidłowe, przecież Harry ma narzeczoną, ale każdy tak robi, prawda? - Proszę – szlochał zagryzając wargi, aby zbyt głośno nie stękać, bo jakby nie patrzeć za ścianą jest jego siostra, natomiast kilka pokoi dalej – matka.

Chłopak dyszał ciężko, wręcz chlipiąc imię Harrego, gdy w końcu doszedł na kafelkowy murek ze słowem „tatusiu" na ustach.

***

- Wszystko w porządku? - pytał go blondyn, kiedy przemierzali korytarz rozmawiając o głupotach, które jakimś dziwnym trafem przestały śmieszyć Louis'a.

- Tak, jest naprawdę okej – szatyn uśmiechnął się, co kosztowało go potknięciem. Chłopiec zachwiał się poleciwszy do przodu, wystawił ręce, chcąc bezboleśnie upaść, kiedy ktoś podciągnął go do góry.

- Hej mały, uważaj – zaśmiał się, stawiając nastolatka na równe nogi. Niall z fascynajcą patrzył na akcję, która rozgrywała się przed jego oczyma, podczas gdy Louis próbował jeszcze raz nie upaść, przed przystojnym chłopcem, który go złapał.

- Prze-przepraszam – szatyn zmieszał się i z różem na policzkach, chciał ominąć ciemnego blondyna, który swoją drogą miał dość kręcone włosy. Louis zastanawiał się, czy gdyby były brązowe, mógłby wyglądać jak Harry.

- Nic się nie stało, po prostu bądź uważny – starszy pociągnął palcem po policzku Louis'a, który puścił mu lekki uśmiech – Mam na imię Ashton, a ty? - och kurde, Louis nie mógł trafić gorzej. Właśnie zrobił z siebie błazna przy o rok starszym kapitanie szkolnej drużyny Orłów, cóż, jeżeli miałby wybierać, wolałby jednak zjeść paczkę żyletek.

- Uhm ... - podrapał się po karku – Ja ...

Niall bez wahania wykorzystał ten moment.

- To jest Louis – przedstawił przyjaciela – Louis Tomlinson, lat 17, dobry w przytulaniu, singiel, bottom rzecz jasna, oraz jest bardzo ponętny, więc ...?

Louis uśmiechnął się potakując, a słowa, które powiedział Niall były przez niego powoli analizowane.

- Niall! - krzyknął, klepiąc przyjaciela w ramię, a uśmiech zastąpiony został grymasem.

Ashton zachichotał z obu chłopców, a następnie pocałował policzek Louis'a, który palił się od nadmiaru czułości.

- To jest mój numer – szepnął, przygryzając jego ucho, na co chłopca przeszły dreszcze – Zadzwoń, kiedy będziesz chciał się umówić.

Ciemny blondyn odszedł zostawiając osłupiałego Louis'a z karteczką w ręku, oraz szczęśliwego Niall'a, który spełnił swoje marzenie swatki.

- I co? - zapytał Irlandczyk – Jesteś ze mnie dumny?

Szatyn zamrugał kilka razy, patrząc na różową karteczkę, gdzie zapisany był numer kapitana drużyny. Przecież chłopak go nie pisał przy nich, więc ...? Czy Ashton miał przygotowany numer dla kogoś, kogo chciałby wyrwać? Czy może to, że Louis upadł akurat na niego nie było przypadkiem?

- Niall – jęknął chłopak, opierając się o granatową ścianę – A co z Harrym?

- Harrym?! - krzyknął blondyn – Przecież on ma narzeczoną, on jest jakimś sławnym dupkiem, on ... Może on udaję?

Louis zmarszczył brwi.

- Udaję?

- Udaje – potwierdził Niall – Przecież mógł Ci wysłać zdjęcie Harrego Styles'a dla ... śmiechu? Chciał żebyś się w nim zauroczył, a potem on by Ci powiedział prawdę i wyśmiał Cię?

- Niall, ja z nim rozmawiałem – upierał się Louis.

- Skąd wiesz, że to był głos Harrego Styles'a?

Szatyn westchnął cierpko. Naprawdę dołowała go ta sytuacja.

- Słuchaj – trącił Niall'a, który niepohamowanie wywiercał w nim dziurę – Jutro spotykam się z Harrym, już Ci lepiej?

- Dobrze – westchnął – Jak sobie chcesz, ale kebab naprawdę nie poskleja złamanego serca – Niall zamyślił się – Chociaż ...

***

Louis szykował się ponad 4 godziny dla kogoś takiego jak Harry. Wiedział, że za pewne nigdy nie dorównałby wyglądem dla takiej szychy, ale chciał spróbować i nie wyglądać jak bezdomny kotek. Nałożył swój krótki, różowy sweter, który jego zdaniem był jego ulubionym. Na uda wsunął dziurawe, granatowe spodnie, bo kto by się spodziewał, że akurat dzisiaj słońce będzie torturowało większość mieszkańców Londynu? Stopy odział w pastelowe trampki, a kiedy dotarł do lustra obejrzał swoje paznokcie, uznając, że są w nienagannym stanie. Następnie wziął się za ułożenie włosów, które efektem końcowym i tak przypominały ułożenie początkowe. Chłopiec stanął przed lustrem. Wszystko, co widział nie dobrze mu się kojarzyło. Był zbyt chudy od góry, a zbyt gruby od dołu. Westchnął, myśląc nad tym, czy lepiej nie ubrać na siebie długich, czarnych spodni, aby Harry jakimś trafem nie dostrzegł jego grubych ud.

- Już idę! - krzyknął do matki, która oznajmiła, że ktoś pojawił się przed domem.

Chłopak zbiegł pod schodach, o mało co, nie poślizgując się na mokrej podłodze.

- Będę późno, nie dzwoń, może przenocuję u Zayn'a – dał jej buziaka w policzek, zanim nie zniknął za masywnymi drzwiami. Nie lubił okłamywać matki, ale cóż innego mógł powiedzieć niż nocowanie u Zayn'a? Och, hej mamo, właśnie idę się spotkać ze swoim „tatusiem", tylko nie z tym prawdziwym, ale takim, z którym będę się pieprzyć, do widzenia. Słodkie, małe kłamstewka, jeszcze nikogo nie zabiły, prawda?

**

- Słuchaj – Zayn zaczął swój wykład, trzymając rękę na barku chłopca – Jeżeli Harry byłby podejrzany to masz natychmiast stamtąd wyjść i dzwonić do matki, albo nawet do mnie ...

- Zayn – młodszy westchnął – Po pierwsze dam radę, po drugie dobrze wiem, że musisz jechać do chorej babci, nie jestem takim egoistą.

- Egoistą? - krzyknął rozdrażniony – Jak cokolwiek by się działo masz dzwonić! Nie mam ochoty słyszeć o tym jak mój przyjaciel został zgwałcony i zakopany w rowie za domem pewnego Harrego Styles'a.

Chłopiec posłał mu lekki uśmiech, całując w policzek przed wyjściem.

- Louis! - mulat krzyknął, otworzywszy szybę auta – On ma narzeczoną, nie nastawiaj się. Obiecałeś mi, że to pierwsze i ostatnie wasze spotkanie, prawda? - Louis przytaknął i wszedł do kawiarni. Słodkie, małe kłamstewka, nie zabiją tego milusińskiego szatyna, prawda?

Niebieskooki wszedł do ciepłej kawiarni, gdzie wręcz wiało miłą atmosferą, cudowną obsługą i pyszną kawą. Rozejrzał się powoli, ale nie znalazł jeszcze mężczyzny, więc zajął stolik przy oknie. Patrzył jak ludzie pośpiesznie wracają z pracy, z myślą, że Harry może być jednym z nich. Dochodziła 17, więc powinien się niedługo zjawić. Chłopiec westchnął, nie wzdrygając się na ciepłą rękę, która ujęła jego bark. Uśmiechnięty odwrócił się w tamtą stronę, chcąc zobaczyć swojego Harrego, ale niestety był to jedynie kelner.

- Hej, Lou – przywitał się z nim, na co Louis zamrugał kilka razy.

- Och, Ashton – uśmiechnął się – Pracujesz tutaj?

Głupszego pytania nie mogłeś zadać, Louis. Nie, on po prostu ubrany jest w fartuch, chodzi z notesem w ręce i przyjmuję zamówienia gości, co w ogóle mija się z pracą kelnera.

- Tak, niedawno zacząłem – przygryzł wargę. Louis mógł uważać, że to odrobinę kuszące, ale naprawdę mu było zimno i naprawdę chciał się napić czegoś ciepłego. Słońce, słońcem, ale wiatr wciąż daje się we znaki.

- Och, to świetnie – Louis stęknął, zatapiając dłonie w swetrze – Poproszę Latte.

Ashton uśmiechnął się czule.

- Tylko to kochany? - szatyn wzdrygnął się, patrząc na kolejnych klientów wchodzących do lokalu.

- Dwa Latte.

***

Minęło 20 minut, a po Harrym nie było śladu. Louis myślał, że powodem mogą być korki, dlatego samotnie kończył swoje Latte, patrząc na kubek Harrego, który, już zimny, stał naprzeciw niego. Westchnął, widząc, że się rozpadało, a temperatura zmalała. Mógł jednak poprosić Zayn'a o jakąś narzutę.

- Uhm, czekasz na kogoś? - usłyszał przy swoim uchu głos Ash'a, który poniekąd go irytował. Ciągle się do niego dosiadał, prawił, że do twarzy mu w różowym, oraz potajemnie wywiercał w nim dziurę, co wcale nie było potajemne. Louis po prostu chciał pobyć sam, czekając na Styles'a, który ... nie zjawiał się.

- Nah, ja ... - Louis nie wiedział, co mu język przyniesie – Czekam na chłopaka.

Ash wytrzeszczył oczy.

- Uh – dychnął, opadając na krzesło, gdzie powinien siedzieć Harry – To chyba słaby z niego chłopak, bo siedzisz tu już godzinę.

Louis zamarł. Wyciągnął swój telefon i sprawdził godzinę. Faktycznie, czekał na tego dupka już raptem godzinę.

- Może ... zapomniał? - Ashton próbował przekonać chłopca, kiedy pierwszy piorun walną, gdzieś niedaleko, a Louis zatrząsł się ze strachu. Kategorycznie nienawidził burzy.

- Nie, on przyjdzie – Louis upierał się.

***

Louis siedział w kawiarni już dobre 2 godziny. Ash skończył swoją zmianę, wcześniej proponując Louis'owi pójście do niego, przez ulewę jaka panuję na dworze, ale chłopak nie chciał się narzucać w głębi wciąż oczekując Harrego. Pisał do niego, dzwonił i wysyłał smutne zdjęcia kotów z internetu, biorąc go na litość, ale i to nie poskutkowało. Potem wysłał mu kilka zdjęć ciasteczek i ciast, ale zapomniał, że Harry to nie Niall i nie przybiegnie tu w piżamie, aby najeść się za darmo.

Westchnął po raz ostatni, płacąc rachunek i wychodząc z lokalu. Mógł przynajmniej poprosić Ashton'a o kurtkę, a nie teraz iść na autobus w taką pogodę o 19, kiedy zaczęło się ściemniać. Chwycił rękawy sweterka i wyszedł na deszcz. Jego oczy były w pół przymknięte, ponieważ deszcz lał niemiłosiernie. Grzywka mokra była po zaledwie paru sekundach, a wiedział, że do przystanku ma jakieś 10 minut drogi. Nie wziął ze sobą pieniędzy na taksówkę, tak samo nie chciał martwić Zayn'a. To było ostatnie spotkanie z Harrym, jakie kiedykolwiek mógł przyjąć. Nigdy więcej nie zgodzi się na propozycję tego dupka, szczególnie jak patrzy na to z tej perspektywy, kiedy jest calutki mokry, jego pastelowe buciki przesiąknęły brudnymi kałużami, sweter jest ciężki i obwisły, a rurki opinają jeszcze bardziej jego uda. Od dzisiaj nienawidzi Styles'a. Tego małego, okropnego, potwora, który jest najobrzydliwszym ...

- Louis!

Usłyszał krzyk za sobą, na co od razu się odwrócił.

- Louis, Bogu dzięki – nic nie widział przez tą ulewę.

Ulica była ciemna, a latarnie przygaszone, natomiast w tle szalały pioruny, więc kimże do cholery jest ten przemoknięty szczur goniący za Louis'em?

Chłopiec widział jak owa postać się do niego zbliża. O dziwo, wysiadła z czarnego Range Rover'a, więc ... o nie. Czy Niall wysłał do niego jakąś mafię? Czy ten mężczyzna chcę go zabić. Boże, a co jeśli to jest czarna wołga? Znają jego imię. Jest źle.

- Kurwa – Louis przeklął, przyśpieszając kroku. Wszedł na jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic.

Widział, iż mężczyzna zaczyna biec, więc on uciekał. Nie wiedział, gdzie biegnie, ale był dużo wolniejszy od swojego oprawcy. Facet złapał go za barki, a chłopak od razu zamkną oczy, oczekując ciosu, kiedy chłodny deszcz moczył całe jego ciało. Czując, że nic nie następuję otworzył oczy, a jego umysł zalały zielone, piękne spojówki.

- Harreh?

------

Witam wszystkich i z góry przepraszam, za ponad tydzień (?) bez rozdziału :/

Dziękuję za 5.6k wyświetleń 671 gwiazdek i masę pozytywnych komentarzy, które cholernie mocno motywują <3 

Nie mam żadnych ogłoszeń parafialnych poza tym, że (w opo) jest burza, jest Harry i Louis soooł, musicie poczekać na kolejny rozdział, żeby się dowiedzieć xD

Okładkę wykonała świetna -----> Inginia

Kocham was mocno <3 Miłego Dnia/Nocy <3

PS: Przepraszam za umieszczenie w tym FF Kendall, ale spokojnie, to będzie sucz ^^ Soł bez spin xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro