Zgadzam się...
Wade
Ręce. Moje. Przyczepione do ramy łóżka. Przyklejone jakąś białawą substancją układającą się we wzór pajeczyny. I inne ręce. Te błądziły po moim ciele. I postać, która właśnie na mnie siedziała. Ubrana w czerwono niebieski spandex. A raczej ubrana do połowy, bo nie miała spodni. Ja też nie miałem. I ruchy postaci. Powolne, lecz z czasem coraz szybsze. Nie miałem kontroli, byłem jak sparaliżowany i mogłem tylko być obserwatorem...
Kurwa kurwa kurwa!! Była 10:47 kiedy się obudziłem z wybuchem bomby atomowej w bokserkach. Rozejrzałem się po pokoju jakby sprawdzając czy już aby na pewno się obudziłem. - Ja pierdole...- szepnąłem sam do siebie uświadamiając sobie, że właśnie miałem sen, że ujeżdża mnie Pajączek. #Hahahahaha jesteś pojebany! Tak się z nim cackasz, że masz o nim Mokre sny, których nie wprowadzasz z życie. F.R.A.J.E.R!# Spierdalaj! Poszedłem do łazienki i na puściłem sobie ciepłej wody do wanny. Czekając aż się napełni, spojrzałem w lustro. *No i jak spojrzysz Peterowi w oczy? Po czymś takim??* Hmm... Uśmiechnąłem się jak debil, myśląc że Peter to pikuś, jak ja spojrzę w maskę Pajaczkowi?
Peter
Obudziły mnie promyki słońca, wręcz nachalnie zajmowały się rażeniem mnie w twarz. Żałowałem, iż nie pomyślałem o wcześniejszym użyciu zasłon. Przeciągnąłem się. Jak dobrze, że dzisiaj jest niedziela. Miałem czas na odpoczynek. Pokładałem w to ogromne nadzieję. Przydałaby Mi się ta chwilka nic nie robienia.
Wkrótce moje stopy wylądowały na podłodze. Zawitałem do kuchni, gdzie przy stole wraz z gazetą siedziała Ciocia. Uśmiechnęła się i podsunęła Mi od razu pierwszą stronę.
- ''Kolejny wyczyn samozwańczego bohatera'' - przeczytałem nagłówek i zająłem miejsce na przeciwko niej. Dobrze, że przynajmniej gazety się dzięki temu sprzedawały. Kobieta pochwaliła kolejne zamieszczone zdjęcia wykonane przeze mnie. Nie chciałem jej mówić, że następne będą jeszcze lepsze dzięki nowemu prezentowi. Już nie mogłem się doczekać, aby wypróbować wszystkie ustawienia obiektywy, funkcje kamery.
Zajrzałem do lodówki i zająłem się robieniem śniadanie. Uznałem, iż płatki owsiane będą dobrym wyborem.
Po posiłku pobiegłem na górę w celu wzięcia prysznica. Wczoraj już dałem sobie z nim spokój.
Pozwoliłem kroplom wody spływać po moim ciele. W umyśle wciąż gościła wizja ostatnich dni. Żałowałem, że nie ma tu ze mną Wade'a.
W ręczniku wyszedłem do swego pokoju. Przetarłem mokre włosy i zacząłem wesoło pogwizdywać.
Nie poświęciłem ani chwili na zamartwianie się. Miałem dbać o bezpieczeństwo innych, wykluczając z tego użalanie się własną osobą. A to przecież robiłem przez cały czas. Pora coś zmienić. Cokolwiek.
Dokładniejsze wycieranie ciała przerwał Mi kobiecy głos wydobywający się z radia.
- Do wszystkich jednostek, 10-32 na West 45th Street. Potrzebne natychmiastowe wsparcie, bez odbioru.
Zrozumiałem jak bardzo się myliłem co do mojego udanego poranka.
Wade
Siedziałem sobie w wannie pełnej gorącej wody i sprawdziłem wiadomości na internecie w komórce. Zwykłe nudy, podobały mi się tylko zdjęcia Pająka...Hmm...oczywiście kto był autorem? Petey! Po chwili wahania postanowiłem napisać do niego wiadomość "Hej kotek, co tam?" Żałosne bardzo,wiem. No ale jeśli mam chłopaka, to powinienem o niego dbać, nastolatki chyba lubią, jak się nimi zajmuje niemal cały dzień.
Peter
- Cholera - warknąłem pod nosem. Wbijałem się w kostium, który w zderzeniu z jeszcze wilgotną skórą był nie do zniesienia. Zarzuciłem na to bluzkę, spodnie oraz niebieską bluzę. W Hell's Kitchen rozgrywała się właśnie jakaś napaść z użyciem broni, a ja zamiast pojawienia się tam, biegałem po pokoju w celu odnalezienia pajęczej maski.
Mój telefon wibrował. Dostałem pewnie jakąś wiadomość. Dopadłem go na biurku i od razu odczytałem. To od Wade'a.
Napisał w najgorszym możliwym momencie, aczkolwiek nie chciałem go martwić. A co gdyby był tak zatroskany, że postanowiłby przyjść do mojego domu? To się nie mogło wydarzyć.
''Cześć, nic takiego'' odpisałem jak najszybciej tylko mogłem i wróciłem do szukania. Sięgnąłem dłonią do kieszeni spodni. Dlaczego wcześniej tego nie sprawdziłem? Przez całe piętnaście minut niespokojnego wywracania sypialni do góry nogami, ona musiała grzecznie siedzieć właśnie w owym miejscu. Zganiłem się w myślach.
- Wychodzę do biblioteki - poinformowałem CIocię i szybko wyszedłem z mieszkania. Miałem coraz mniej czasu.
Co jeżeli cała sprawa się już zakończyła? Moja organizacja znajdowała się na najniższym możliwym poziomie.
Wade
"Twój tyłeczek jeszcze żyje? ;) " wysłałem. Jego zdawkowa odpowiedz mogła oznaczać wszystko. Że właśnie go obudziłem, albo że robi coś ważnego, może nawet z kimś romansuje... Nie, Peter taki nie jest... *Czego nje można powiedzieć o tobie...* Ej nieprawda! To z Pajączkiem to coś zupełnie innego!
Peter
Tak szybko jak tylko mogłem ukryłem się w jednej alejce, a zaraz potem wspiąłem po ceglanej ścianie. Na dachu owego budynku rozebrałem się aż do stroju. Uprzednio wyjąłem maskę z kieszeni. Założyłem ją upewniając się, że dokładnie zakrywa twarz. Ubrania na razie Mi się do niczego nie przydadzą, więc skrzętnie je ukryłem. I tak nikt nie wchodzi na dachy. Bo i po co?
Mój telefon włożony do niewielkiej skrytki w kostiumie poinformował mnie o nowej wiadomości. Wade, znowu.
''Oczywiście i ma się dobrze'' wysłałem.
Odłożyłem go w należyte miejsce i kontynuowałem pościg do wyznaczonego wcześniej miejsca. Zamieszki w Hell's Kitchen z udziałem broni. Któżby się tego spodziewał?
Ciężko westchnąłem. Gdybym tylko mógł, odpoczywałbym teraz przy Wilson'ie ciesząc się jego obecnością. Na tym najbardziej Mi zależało, jednakże obowiązki wzywały.
Wade
"Jakieś plany na dzisiaj?" wysłano. Chętnie się z nim dziś spotkam o ile nie będą to późne godziny wieczorne, bo nie wiem, czy zauważyliście ale przez moje spotkania z Pajączkiem, to od długiego czasu nie wykonuje zleceń. No zbankrutuję przez niego i jeszcze nie zamoczę w dodatku, bez sensu.
Peter
Dotarłem na miejsce, gdzie pościg za osobnikiem z bronią wciąż trwał. Jak dobrze, że Nowy Jork miał właśnie mnie. Zwinnie przeskoczyłem tuż przed poszukiwanego.
- Hej, hej, dokąd tak pędzisz? - zapytałem się krążąc wokół niego, na co w odpowiedzi dostałem przestraszony wzrok. Takiej reakcji na swój widok jeszcze nie widziałem.
Wystrzeliłem mu pajęczyną w nogi, przez co szybko upadł na beton, a druga wiązanka ruszyła w kierunku broni. Ciekawe czy dostał pozwolenie na przetrzymywanie tak unikatowego MP40.
Funkcjonariusze policji zaraz do nas dobiegli. Było ich aż sześciu, założyli mu kajdanki. Kilku z nich rzucało w naszą stronę pogardliwe spojrzenia. Wspaniale, odwalam za nich całą robotę, a oni tak Mi się odwdzięczają.
Prychnąłem pod nosem i przeskoczyłem na pobliską ścianę od razu się po niej wspinając.
W te piętnaście minut nie poradzili sobie z jednym osobnikiem, a nawet nie potrafią powiedzieć marnego ''dziękuję''. Zaczynam tracić wiarę w tę policję. Może jeszcze trochę i dostanę zakaz pomocy w akcjach, a wtedy Nowy Jork stanie się centrum zła.
Wyjąłem telefon. ''Nie, zupełnie nic. Dlaczego pytasz?''
Wade
"Stęskniłem się, co w tym dziwnego? :)" wysłałem. Czas się zbierać. Wypusciłem wodę i owinąłem się ręcznikiem. Z telefonem w ręce zacząłem sprawdzać zawartość lodówki, która prezentowała się nawet nieźle po ostatnich zakupach. Mleko jest, musli jest, czego chcieć więcej?
Peter
''Czy mam rozumieć przez to, że chcesz się ze mną spotkać?"
Powoli przechadzałem się po okolicznych dachach. Spacer na patrolu jest wręcz wymagany. Będę mógł dotrzeć aż do Queens, mając na oku całe miasto.
Z chęcią spotkałbym się z Wilson'em, bo właśnie takie miałem wyobrażenie leniwych niedziel. Tylko pozostaje pewne pytanie. Co będę musiał zrobić gdy nagle rozpocznie się jakaś niebezpieczna akcja, a my będziemy z sobą? Tym razem nie wytłumaczę się Ciocią, ma ona dzisiaj wolne, co powinno być wiadome, nawet jak dla Wade'a.
Wade
"Bingo Sherlocku :* jestem wolny cały dzień, daj znać jeśli też zatęsknisz" wysłałem uśmiechając się do miski płatków jak wariat. Spojrzałem na stertę naczyń, którą zaraz powiększę. Chyba przydałaby mi się gosposia... Ojej , czemu nagle wyobraziłem sobie Petera w fartuszku? Jestem chory na łeb.
Peter
Z całego serca pragnąłem się teraz przy nim znaleźć, aczkolwiek obowiązki wciąż wzywały. Uratowałem kobietę z sideł potencjalnych złodziei, zapobiegłem wypadku na moście, oszczędziłem policji biegania za jednym złym panem.
Na dzień dzisiejszy moja robota się skończyła, chyba, że nagle wybuchnie coś naprawdę... okropnego, gdzie będę potrzebny.
Wróciłem na dach, przebrałem się i skierowałem do mieszkania. Otworzyła Mi Ciocia, już na samym wejściu zapytała się jak było w bibliotece.
- Wspaniale, jak zawsze. Jeszcze na trochę wyjdę, dobrze? Tak po prostu - odpowiedziałem, a ona tylko westchnęła. Pewnie teraz wróci do oglądania telewizji, może spotka się ze swoimi koleżankami. Żałowałem, że nie mogę nie robić Wilson'owi niespodzianki i zostać tutaj z nią. Miłość wymaga poświęceń.
Ukryłem strój w szafie i wraz z deskorolką pojawiliśmy się na chodniku.
Wade
No cóż. Brak odpowiedzi z jego strony był nieco irytujący, no ale może jest zajęty czy coś, końcu niedziela, kościół, zadania domowe i te sprawy. Wyciągnąłem z szuflady czarne bokserki i udałem się do łazienki. Kto mi zabroni paradować we własnym mieszkaniu w samych gacioszkach? Wyciągnąłem moje wdzianko z pralki, dokładnie je oglądając. Jeśli nie liczyć dziury na plecach, to było nieuszkodzone, ale wszelkie uszczerbki naprawie jak już wyschnie. Właśnie w tym celu powiesiłem je na kaloryferze w łazience, jest tu ogólnie ciepło i robi mi jednocześnie za pralnio-suszarnie.
Peter
Jedną stopą odpychałem się od powierzchni chodnika. Zwinnie po nim sunąłem, a przede mną jeszcze zostało kilkanaście minut drogi. Zmierzwiłem palcami włosy. Nawet zapomniałem jak one się prezentowały. Z pewnością po trzymaniu pod spandexem musiały figlarnie sterczeć na wszelkie strony.
Wyjąłem telefon nie zwalniając nawet na chwilę.
''Mam nadzieję, że jesteś w domu'' wysłałem. Lepiej byłoby się upewnić.
Marzyło Mi się najnormalniejsze w świecie leżenie przy nim, napawanie się obecnością mężczyzny. Nawet nie sądziłem, że spotkamy się ponownie w tak krótkim czasie.
Wade
"Ano jestem jestem" odpisałem wychodząc z łazienki. Udałem się do kuchni i krytycznie spojrzałem na stertę naczyń. Okej, zbierała się od kilku dni i trzeba teraz jakoś się jej pozbyć. Co się dało upchnąć do zmywarki to upchnąłem, ale prawie połowę musiałem umyć ręcznie. #ręcznie...jak my lubimy to słowo#. Na puściłem gorącej wody do zlewu i zabrałem się za mycie. Mówię wam, albo sprzątaczka albo nie wiem... Zapytam kiedy Petera, czy nie potrzebuje pracy?
Peter
Byłem naprawdę uradowany ową wiadomością. Może Wade zniesie moje towarzystwo i w tym dniu. Ciekawe kiedy będzie miał mnie dość. Albo kiedy odwzajemni pałające ku niemu uczucie.
Schowałem telefon do kieszeni i znowu odepchnąłem się od chodnika sunąc w stronę jednej dzielnicy.
Przed samymi drzwiami zszedłem z deski, wziąłem ją pod pachę. Poprawiłem bluzę oraz włosy. Wciąż zależało Mi na jakimś tam wyglądzie, chociaź wiedziałem, iż piękny nigdy nie będę.
Zapukałem do drzwi Wade'a.
Wade
Gdy usłyszałem pukanie przez chwilę zwątpiłem. Pizza? Komornik? Policja? "Petey, czy ty stoisz pod moimi drzwiami? Jeśli tak, to właź, bo otwarte" wysłałem całkiem mokrymi rękami, ochlapując lekko ekran. Chwyciłem jakąś ścierkę i wytarłem ręce z kaskady piany.
Peter
Telefon powiadomił mnie wesoło o wiadomości. Wyciągnąłem telefon od razu ją odczytując. Nie odpowiedziałem Wade'owi, tylko dostosowałem się do polecenia.
Nacisnąłem na klamkę i otworzyłem. Stawiałem powolne kroki dając pajęczemu zmysłowi działać. Mężczyzna był w kuchni, żadne zaskoczenie.
- Hej, nie przeszkadzam Ci? - posłałem mu pogodny uśmiech stając wraz ze swym środkiem transportu przy blacie. Musiałem najpierw nacieszyć oczy.
Wade
- Hejo skarbie- zawołałem i zobaczyłem że chłopak jednak był tym co pukał #kogo??# cicho tam. *nadal jesteś panem własnego domu i nie krępuje cię paradowanie w samych gaciach?* nie, ani trochę. Uśmiechnąłem się do niego i wskazałem na już pusty zlew- Nie potrzebujesz pracy dorywczej? Mogę ci nawet kupić jakis seksi strój pokojówki.
Peter
Przekręciłem głowę w stronę zlewu. Więc mężczyzna w końcu zdecydował się pozmywać naczynia. Możliwe, iż przyczyną okazał się być brak zajęć.
- Chciałbyś, abym robił to w stroju? - uniosłem brwi. Nie byłem dobry w takowych robótkach domowych. Mój pokój to jeden wielki chaos, więc nie mogę go wziąć jako prawidłowy przykład. Ubrania, książki, notatki i naczynia spoczywały spokojnie na podłodze, a ja nawet nie myślałem o sprzątnięciu ich.
- Dopóki Mi płacą za zdjęcia, nie muszę się przejmować jeszcze jakąś pracą - skwitowałem.
Wade
Hmmm, może się uda znowu wkręcić go w jakąś podtekstową rozmowę. Podszedłem do niego i pocałowałem w czoło po czym pochyliłem się do jego ucha- W stroju czy bez, zawsze znajdę jakieś ciekawe zajęcie. Ale rzeczywiście, możesz zmywać nago, chętnie popatrzę.
Peter
Uniosłem kąciki ust na tego całusa. Zaczęły Mi się coraz bardziej podobać jakże urocze gesty. A Wilson mógłby to robić cały czas. Nigdy nie znudziłoby Mi się.
Oblałem się rumieńcem żałując, że wcześniej nie przemyślałem wypowiedzi.
- Byłbyś zniesmaczony - zauważyłem. Trudno było Mi zaakceptować to, iż nie posiadałem szczególnie wysportowanej sylwetki, ani kilka dodatkowych centymetrów wzrostu.
Wade
- Zawsze mogę ci udowodnić, że nie będę- wyruszyłem ramionami. Powiem wam, że taka wizja Petera jest na prawdę intrygująca. Jeśli tak dalej pójdzie to z jego nieśmiałością to może da się na to namówić za jakieś... Dwa lata?
Peter
- Kiedy indziej, bo widocznie z tymi naczyniami już sobie zdążyłeś poradzić - wskazałem brodą w kierunku czystych talerzy i miseczek.
Na myśl naszła Mi nieodpowiednia rzecz. Jak wyglądałby Wade w czarnym stroju pokojówki? Czy podkreślałoby to jego walory?
Zachichotałem nie zdradzając aktualnych wyobrażeń. Były zbyt piękne.
Wade
- Czy ty się ze mnie młodzieńcze naśmiewasz?- zapytałem surowo widząc, że zaczął chichotać- A może powiesz, co cię tak śmieszy i się razem pośmiejemy?- tekst typowej starej nauczycielki jędzy.
Peter
Przytaknąłem wciąż uradowany komizmem sytuacji. Już nie mogłem się doczekać reakcji Wade'a.
- Wyobraź sobie siebie. W króciutkiej, obcisłej sukience kuszącej pokojówki - trudno było Mi opanować śmiech. Marzyłem o takowym widoku. Wilson przynajmniej wiedział czego mogłem sobie zażyczyć na kolejne urodziny.
Wade
Po patrzyłem na niego z przerażeniem jakbym zobaczył ducha- Ty szatanie nieczysty...- zaraz potem się jednak zaśmiałem- Nie, rola pokojówki jest stworzona dla ciebie- Stwierdziłem z przekonaniem- No ale w sumie mógłby mi pasować strój elfki, która pomaga Mikołajowi- udawałem że się poważnie zastanawiam nad tą propozycją- Tylko musisz mnie pilnować, żebym nie przyszedł do was na wigilię w tym stroju, bo twoja ciocia padnie na zawał zanim jeszcze ją poznam.
Peter
Opanowałem chichot obrzucając go pobłażliwym wzrokiem.
Zaraz potem wykrzywiłem usta w grymasie. Nawet nie zamierzałem wyobrażać sobie reakcji Cioci, to było zbyt oczywiste.
- Nawet nie próbuj tego zrobić - wydąłem wargi - Żaden strój nie odda Twojego piękna.
Wade
- Grzeczny chłopiec- zaśmiałem się i pocałowałem go w nosek. Serio dobrze wiedzieć, że jestem dla niego jak Bóg. - Okej, Idę się ubrać, żebyś nie padł olśniony blaskiem mojej zajebistości- uśmiechnąłem się i skierowałem do sypialni.
Peter
- Szczególnie w łóżku - prychnąłem robiąc młynek oczami. Czasem trudno było się pogodzić z byciem młodszym. Jak i o wiele niższym.
Odstawiłem deskorolkę na podłogę. Teraz wystarczyło Mi tylko czekać na mężczyznę, aż skończy się ubierać i ponownie do mnie przyjdzie.
Nie potrafiłem pozbyć się promiennego uśmiechu z twarzy.
Wade
Szybko wciągnąłem jakieś jeansy i koszulę z krótkim rękawem. Zapiąłem tylko połowę guzików i wróciłem do kuchni. Idąc przez salon rzuciło mi się w oczy ze do foteli powinna.dołączyć kanapa... Tak na wszelki wypadek. Wszedłem do kuchni krokiem modelki- Tadaaa- zaprezentowałem się jak mała dziewczynka w nowej sukience.
Peter
Począłem rozglądać się po najbliższych pomieszczeniach robiąc nieznaczne kroki w kilka stron. Zacząłem lubić to miejsce. Jasne, pełne wolnej przestrzeni. I Wade'owskie. Jego zapach był nieomylny.
Odwróciłem głowę w stronę, z której dał się usłyszeć głos.
Uchyliłem wargi. Niech ktoś Mi pokażę piękniejszą żyjącą osobę. Jestem pewien, iż to niemożliwe zadanie.
- Teraz czuję się okropnie, bo sam się tak nie odstroiłem - opuściłem wzrok na własne ubrania. Cóż mogłem na to poradzić. Nie sądziłem, że szybko się tu pojawię więc wybrałem najzwyczajniejsze czarne spodnie, koszulkę z dłuższym rękawem oraz bluzę. Jak na co dzień.
Wade
- Oj baby boy, przestań. Wyglądasz super jak zwykle- powiedziałem czule i podszedłem aby go przytulić. Ułożyłem głowę na jego ramieniu, co było nieco trudne, lecz nie zważałem na to. Lekko pocałowałem go w szyję. Kiedy mały się nauczy że jest wspaniałą istotką, którą uwielbiam w każdym wcieleniu.
Peter
Dopiero kiedy moja twarz zniknęła z jego zasięgu wzroku, zmarszczyłem brwi. Baby boy. Ludzie najwyraźniej zwykli mnie nazywać tak mało znanym określeniem.
Nie zaprzeczyłem. Wyciągnąłem ręce obejmując go delikatnie wokół żeber. Ta pozycja nie należała do najwygodniejszych, jednakże nie przeszkadzało to przynajmniej Mi.
- Wade... co będziemy dzisiaj robić? - zapytałem ściszonym głosem po upływie kolejnych sekund.
Wade
- A co byś chciał?- mruknąłem zaczepnym tonem. Myślę że jest za wcześnie i za jasno na jakieś ten tego, ale kto wie? Jeśli takie myśli błądzą po zakątkach umysłu Petera, to nie ma problemu. Myślę jednak, że on woli jakieś bardziej codzienne czynności.
Peter
Zamilknąłem nie potrafiąc wyjść ze stanu zamyślenia. Czego tak naprawdę chciałem? Spędzić przy nim czas. Lecz jak?
Zacisnąłem zęby na dolnej wardze jak najmocniej wysilając umysł. No dalej, przecież będąc tak uzdolnionym dzieckiem zawsze powinny znaleźć się jakieś pomysły.
- Nie wiem... Chciałem po prostu z Tobą być, ale jak dalej będziemy tak stać, w końcu rozbolą Cię plecy - zauważyłem.
Wade
-Można coś na to zaradzić- uśmiechałem się łapiąc go za tyłeczek. Podniosłem go i przeniosłem tak, aby usiadł na blacie, przez co teraz był nieco wyżej ode mnie- Lepiej?- zapytałem figlarnie.
Peter
Początek mojej reakcji wiązał się z paniką i zupełnym zaskoczeniem. Gwałtownie uniosłem ręce ku górze. Niczym wystraszony szczeniaczek pozwoliłem się przenieść. Kiedy dotknąłem powierzchni pod sobą mogłem odetchnąć.
- O wiele - mruknąłem. Wyprostowałem się i obrzuciłem Wilson'a zwycięskim wzrokiem. Teraz to ja byłem wyższy.
Wade
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo- parsknąłem widzac jego zadowoloną minę. - Z resztą ja mam przewagę, bo mogę zrobić tak...- powiedziałem i wsunąłem palce w jego włosy, delikatnie je przeczesując. Już się nauczyłem, że to uwielbia. Ciekawe czy zacznie mruczeć jak kotek.
Peter
Wywróciłem oczami. Naprawdę, te dodatkowe parę centymetrów nie przeszkodziłby Mi w codziennym funkcjonowaniu, wręcz przeciwnie. Wreszcie dosięgnąłbym do ust Wilson'a bez stawania na palcach.
- Jaką niby przewa...- urwałem. Moje powieki momentalnie się zamknęły, a ja tylko skierowałem głową bardziej w stronę jego dłoni. O tak, tak mógł robić przez cały dzień.
- Dobra, wygrałeś - przyznałem. Kąciki ust mimowolnie skierowały się ku górze, a ja mało dyskretnie cieszyłem się zadawaną przyjemnością.
Wade
Tak, ten wyraz błogości na jego twarzy to największa nagroda jaką mógłbym sobie wymarzyć. No w sumie łasił się jak mały kotek domagający się pieszczot. Przysunąłem się jeszcze bliżej całując go po szyi. Drugą rękę skierowałem pod jego koszulkę. Rozkoszowałem się delikatnością skrawka jego skóry, który właśnie czułem pod palcami.
Peter
Nie przerywałem jego kolejnych jakże zachęcających do zabawy. Jednakże nie mogłem mu obiecać niczego więcej. W dalszym ciągu odczuwałem pewien ból. Małostkowy, ledwo zauważalny, ale dający o sobie znać.
Biedny Wade. Będzie musiał poczekać.
Nieświadomie mruknąłem w trakcie obdarowywania mojej szyi pocałunkiem. Jeżeli pozostawi po sobie ślady, sam będzie się z tego tłumaczył przed moją Ciocią.
Wade
Każdej przyjemności musi kiedyś koniec nastać. Oderwałem się więc od niego, aby za bardzo się nie rozpędzać. #staryyy... Myślisz że sny się spełniają? # Nienawidzę cię śmieciu! Nie mogę teraz myśleć o takich rzeczach. Potem. Wieczorem. W nocy. Ale potem. Teraz miałem przed sobą lekko zarumienionego Petera- No to co będziemy robić?
Peter
Przysunąłem swój wskazujący palec do ust na nowo pogrążając się w myślach. Na następny raz się przygotuję. Może znajdę w Internecie poradniki na udane randki. Kolacja przy świecach w zupełności odpada. Zbyt oklepane i bardziej przeznaczone dla zauroczonych kobietek.
- Może byśmy dokądś poszli? - zaproponowałem. Nie wydawało się to być aż tak złe. Jednakże pozostawał nie tak mały problem. Gdzie?
Wade
- Kiedyś komuś proponowałem uprawianie miłości przed Białym Domem... To byłeś ty?- nie potrafiłem sobie przypomnić, do kogo skierowałem wtedy te słowa. Jeśli nie do Petera to mam przejebane. No ale jeśli to nie jemu proponowałem, to zawsze jest to jakaś nowa idea.
Peter
- Tak, to byłem ja - zmrużyłem oczy. Wymówione przez niego zdanie zmartwiło mnie. Czyżby istniał ktoś jeszcze z kim mógłby się spotykać?
Zacisnąłem dłonie na blacie.
Nie, nie. Tak to nie mogło wyglądać. Przecież Wade się starał. Jednak z drugiej strony mógłby mieć każdego. Bez wyjątków.
Nie potrafiłem ugryźć się jak najbrutalniej w język przed zadaniem kontrowersyjnego pytania.
- Czy jest... czy jest ktoś jeszcze?
Wade
Kurwa. Znacie to uczucie kiedy stoicie schowani z fajką i nagle matka wbija? Coś jakby serce podchodziło do gardła, no nie? Więc przez sekundę też właśnie to poczułem. On wie!! Nie, nie nie!! To moje durne pytanie mogło go naprowadzić, nie ma prawa wiedzieć o Pajączku!! Trzeba robić dobra minę do złej gry. Moje chwilowe przerażenie zamieniłem w wyraz zranienia i niedowierzania- No wiesz co?! Jak możesz tak mówić, to boli, ałć!- zacząłem parodiować, ale zaraz się usmiechnałem- Nie, nie ma dla mnie nikogo innego. Mógłbym właściwie zapytać o to samo...- popatrzyłem na niego badawczo. Jego też można sprawdzić, z resztą ja nie do końca kłamię. Dla mnie Peter jest najważniejszy, a dla Deadpoola najbardziej jest ważny Spidey...
Peter
Wypadałoby go przeprosić, lecz WIlson sam do tego doprowadził. Przez jedno błędne pytanie.
Pokiwałem niepewnie głową, po czym głęboko westchnąłem. Podejrzewanie mnie o spotykanie się z kimś innym było karygodne. Dlaczego tak niewinny uczeń miałby szukać szczęścia u reszty nic nie wartych ludzi?
Powinienem siebie zapytać. Deadpool się liczył. Mimo traktowania go z należytym dystansem, ten niebezpiecznie skracał odległość pomiędzy nami doprowadzając do pocałunków.
- Wade, mówiłem Ci już, że z nikim nigdy nie byłem - wypowiedziałem to z zawstydzeniem. Za to jak w wielu związkach był już ten mężczyzna? Mogłem przyjmować zakłady.
Wade
- Cieszy mnie to- powiedziałem pojednawczo. Nie ma już co skakać sobie do oczu w tej sferze. Nie wiem czy Peter jest taki święty na jakiego wygląda, ale nie drążmy tego, ja też mam swoje za uszami. - Jeśli nie mamy żadnych ciekawych pomysłów to zawsze zostaje napad na Stark Tower- wyruszyłem ramionami. Coraz częściej przyłapuje się na tym że coraz więcej jest Deadpoola w tej grzecznej wersji Wade'a.
Peter
- Napad na Stark Tower? - powtórzyłem jakby ledwo wierząc w te słowa. Zdecydowanie nie podobał Mi się ten pomysł. Ale wiem kto by go polubił, a nawet wykonał z ogromną satysfakcją...
Zakończyłem myślowy wątek z Deadpool'em, chociaż z miłą chęcią powróciłbym do tamtego momentu. Czułem się dość... nieswojo. Z ogromnym przerażeniem. Lecz przy nim było bezpiecznie. Powinienem podziękować bardziej. O wiele lepiej.
- Nie sądzę, aby to było moralne... Może po prostu zostaniemy u Ciebie? Jeżeli to żaden problem...
Wade
- Jasne kotek, możemy zostać - uśmiechnąłem się i odsunąłem się aby wypuścić wodę z kranu. Przy tej czynności przypomniałem sobie co takiego wisi w mojej łazience. Pozostaje mi tylko modlić się aby tam nie wszedł, ale wolę przejąć sprawę we własne ręce. - Zaraz wracam, tylko ogarnę łazienkę- wymigałem się. Kto by pomyślał że taki ze mnie czyścioch?
Peter
Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Przypadło Mi do gustu, kiedy tak właśnie mnie nazywał. Miało to swój pewny urok, aczkolwiek kojarzyło się z... kimś.
Już, koniec. Teraz jestem z Wade'm i powinienem zajmować się tylko nim.
Pokiwałem głową. Więc musiał on dzisiaj robić porządki.
- Czy aby na pewno Ci nie przeszkodziłem? - zawołałem z mężczyzną. Lepiej było się upewnić.
Wade
- Nie mały, serio nie mam nic do roboty- zawołałem przez zamknięte drzwi. Ściągnąłem strój z grzejnika i z powrotem wrzucilem do już suchej pralki. Muszę zainwestować w suszarkę elektroniczną. W wiele rzeczy muszę zainwestować, jeśli mam mieć częstsze wizyty, nawet te niezapowiedziane. #szczegolnie zainwestuj w kanapę # No tak, kanapa dobra rzecz.
Peter
Pokiwałem głową dobrze wiedząc, iż Wade tego nie widzi. Przeszedłem do jego salonu z wolna się rozglądając. Zapamiętałem każdy kąt. Ot tak, dla własnej ciekawości.
Moją uwagę przykuł fotel. To oznaczało nici z miziania się na kanapie, tak jak u mnie... Cóż, szkoda.
Schowałem dłonie do kieszeni krążąc po owym pomieszczeniu. Zero zdjęć, pamiątek. Jakby było przygotowane do sprzedaży. Nawet ledwo co zauważyłem ślady użytkowania.
Wade
Wyszedłem z już usprzątanej łazienki i przyjrzałem się Peterowi. Wyglądał jaby czegoś szukał albo z czystej ciekawości oglądał otoczenie... W środku miałem pewne wątpliwości. A jeśli coś zostawiłem? Cis co było nie przeznaczone do oglądania przez Parkera? Nie, wszystko było pieczołowicie pochowane, więc o co chodzi? - Hejo... No może nie jest to willa z Hollywood, ale widzę że cię coś trapi?- zagadnąłem siadając na fotelu i zerkając na chłopaka nieco z dołu.
Peter
Nie obróciłem głowy w kierunku zbliżających się kroków. Dzięki pajęczemu zmysłowi, który zdążył już zapamiętać otoczenie, przewidywałem następne ruchy.
- Od jak dawna tu mieszkasz? - zapytałem ignorując jego wcześniejszą wypowiedź. Oczywiście, że się zamartwiałem całym otoczeniem. Pomieszczenia pomimo mebli wydawały się puste. Pozbawione całej duszy właściciela.
W moim pokoju nawet nie trzeba było się rozglądać, aby szybko zidentyfikować czym się zajmuję, co lubię, a nawet kim jestem.
U Cioci sytuacja prezentowała się podobnie.
Jednakże Wade był dorosły. Może oni po prostu tak mają?
Wade
- Jakoś tak... Z pięć lat?- zastanowiłem się. Tak, pięć lat odkąd Mercedes... Tak. Próbowałem jakoś ukryć napięcie, które wywołało u mnie owe pytanie. Nie ma sensu go martwić- Czemu pytasz?
Peter
Przytaknąłem nieznacznie. Więc przez całe pięć lat to mieszkanie jest pozbawione życia. Wade wspominał o tamtych wydarzeniach. O swojej dawnej partnerce. O dziecku. O szczęśliwym życiu.
Zacisnąłem dłonie w piąstki ciesząc się, iż były one poza zasięgiem wzroku nas obydwu.
Obróciłem głowę w jego kierunku, zaraz potem dołączając resztę ciała.
- Wade, jesteś dziwnym człowiekiem. Co Cię skłoniło do wybrania właśnie mnie? - owe pytanie niejednokrotnie zajmowało mój umysł.
Taki osobnik mógłby osiągnąć wszystko, lecz nie z nieśmiałym uczniakiem przy swoim boku.
Wade
Przekrzywiłem głowę z pewnym niezrozumieniem. Myślałem że powie że jestem dziwny, bo mam takie mieszkanie a nie inne. Ale nie, on zapytał o coś, na co w pierwszej chwili nie umiałem odpowiedzieć. Nie, odpowiedz, że ma fajny tyłek odpada, z resztą nie jestem aż taki płytki. - Bo...- zacząłem niepewnie spuszczając wzrok. Przygryzienie wargi nieco pomaga w myśleniu.- Bo... Na początku chodziło tylko o to, że mnie kręciłeś, no wiesz fizycznie. Ale potem jak cię poznałem, to zrozumiałem jaki jesteś. Nieśmiały i tajemniczy, ale też nieprzewidywalny... Słodki i uroczy, ale też odważny i masz w sobie TO COŚ...- zmarszczyłem brwi. Nie wiedziałem, że takie zdobycie się na szczerość może być takie łatwe.
Peter
Jak najdokładniej śledziłem gesty wykonywane przez niego. Najmniejsze ruchy, słowa. Nie opuściłem ani jednego z nich.
Intrygowała mnie odpowiedź. Uważnie słuchałem, chłonąc zdania.
Uśmiechnąłem się kiedy skończył. Czułem jak odzyskuję garstkę wiary w siebie. Jemu mogłem ufać. Bezgranicznie.
Zrobiłem dwa kroki w stronę fotela. W dalszym ciągu pozostawała pewna kwestia prosząca się o wytłumaczenie.
- Przecież byłeś z kobietą. Nie pociągają Cię już one?
Wade
Zaśmiałem się opuszczając głowę. No w sumie mogłem mu powiedzieć, że cycki są fajne, że jestem panseksualny, ale chyba po takich zamierzeniach to młody by uciekał z krzykiem. Podniosłem głowę patrząc mu w oczy starając się jak najlepiej dobierać słowa- Szczerze? Pociągają, ale boję się na jakąkolwiek spojrzeć żeby nie dostać od ciebie w papę. - teraz spoważniałem, bo nie ma co dłużej ukrywać- W całym swoim życiu, byłem tylko z Mercedes, z moją narzeczoną. Ludzie, którzy lądowali w moim łóżku byli bez znaczenia. Tak, nie jestem taki święty na jakiego wyglądam. Po jej śmierci nie zaangażowałem się w żaden związek, ze strachu.
Peter
Na mojej twarzy pojawił się przelotny uśmiech. Nie myślałem jak przyjąłbym do siebie zdradę, lecz z pewnością byłoby Mi ciężko. Dusiłbym się we własnym, niegdyś szczęśliwym związku.
Ukucnąłem tuż przed Wade'm delikatnie chwytając za jego dłonie. Teraz to on patrzył na mnie z góry.
Wysłuchałem go do końca, przytakując ze zrozumieniem co kilka słów. Tego się spodziewałem. Pogłaskałem go dwoma palcami po nadgarstkach. Chciałem dodać jakiejkolwiek otuchy. Aby poczuł się ze mną dobrze.
- Cieszę się, że jesteś - wyszeptałem.
Wade
No i kto mi powie że on nie jest słodki i kochany. Uśmiechnąłem się i pochyliłem aby musnąc jego usta. Cholera, może rzeczywiście coś z tego będzie? - A ja się cieszę, że cię mam- szepnąłem tuż przy jego ustach.
Peter
Nie obchodziły mnie żadne jego poprzednie relacje. Nawet wciąż mógł je prowadzić w tajemnicy przede mną. Może to i lepiej. Wiem, że nie będę w stanie go jak najbardziej uszczęśliwić, jednakże zacznę się staram. Dążyć nieubłagalnie do celu.
Wierzyłem w to co mówił mając nadzieję na szczęśliwy rozwój wydarzeń.
Co robiłbym teraz, gdyby Wade nigdy nie pojawił się w moim życiu? Czy dalej siłowałbym się z matematycznymi działaniami oraz płakał nad marnym losem?
Zlustrowałem pewnym spojrzeniem fotel. Do tego nie byłem zbytnio przekonany.
- Potrzebna Ci kanapa - mruknąłem.
Wade
Zmrużyłem oczy zastanawiając się czy Peter ma na myśli to co ja? Nie sądzę, pewnie to jakieś moje urojenia, ale jednak musiałem zapytac- Yhm... A w jakim celu?
Peter
- Wiesz jak bardzo byłaby użyteczna? - uniosłem brwi i usiadłem przed nim w siadzie skrzyżnym. Chyba powinienem przedstawić mu wszelkie zalety zakupu owego mebla. Postanowiłem to zrobić.
- Moglibyśmy przytulać się, leżeć, jeść - zacząłem wyliczać na palcach -Czytać, uczyć się, chociaż to mało komfortowe i...
Przy ostatniej kwestii wyszczerzyłem się. Wade powinien się domyślić co właśnie chodziło Mi po głowie.
Wade
- Ty podstępny chłopcze- zaśmiałem się zdając sobie sprawę, że jednak potwierdził moje przypuszczenia. Zszedłem z fotela i również usiadlem przed nim po turecku. Rozejrzałem się po pokoju- Hmm, no to powinienem zainwestować jeszcze w puchaty dywan...jakiś lepszy stół...może jakąś miękką tapetę na ściany...niższe blaty...basen...takie pufki do siedzenia...- zacząłem wyliczać szczerząc się na myśl, że te wszystkie rzeczy mają być scenerią do pewnych śmiałych poczynań #no, w basenie to jeszcze tego nie robiliśmy...#
Peter
Na mojej twarzy zapanował zadowolony wyraz. Jak widać, przekonałem go zaletami kanapy. Naprawdę by się tu przydała. Mógłbym nawet dorzucić kilka dolarów do zakupu.
Uniosłem jeszcze wyżej brwi słysząc o kolejnych przedmiotach. Pokiwałem powoli głową.
- I to są Twoje plany? Czy starczy nam na wszystko czasu? - zachichotałem, lecz nie potrafiłem uchronić się przed bardzo nieładnymi myślami.
Wade
- Hmm gdybyś się do mnie przeprowadził, to wiesz...- uśmiechnąłem się
Peter
- Najpierw poczekaj, aż skończę szkołę - westchnąłem. Pozostało jeszcze około półtora roku, czym naprawdę nie byłem zadowolony. Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie poznam gorzki smak dorosłości. Zacznę pracować, zarabiać na siebie i rodzinę. Czy tą rodziną okaże się być właśnie Wade?
Wade
- A no właśnie! Nie potrzebujesz pomocy? Bo wiesz, tak oficjalnie to nadal jestem twoim korepetytorem...- zawahałem się. To jasne że nie może teraz nikomu oświadczyć że jestem jego...chłopakiem? Kochankiem? Nie jestem jego nauczycielem więc nasz związek nie jest zakazany ale szlag mnie trafia jak pomyślę że będziemy się musieli kryć jeszcze jakieś dwa lata. No ocipieje poprostu.
Peter
Przecząco pokręciłem głową.
- Przecież pokazywałem Ci moje ostatnie oceny. Jest wspaniale - stwierdziłem. Zabieranie się do nauki w niedzielę było nie na miejscu. A ja chciałem tylko wspaniale z nim spędzić czas. I nie, nie mam na myśli rozwiązywania zadań.
Przeczesałem włosy smukłymi palcami i podparłem się z tyłu na dłoniach.
- Zresztą jak możesz mówić o nauce w takim momencie... nawet ja tego nie robię - przyznałem się, choć Wade na pewno wiedział jak ogromnym nerdem jestem.
Wade
- No proszę, to jednak nie jesteś kujonem z nosem w książkach?- parsknąłem, mimo iż wiedziałem że Peter taki nie jest. Ma dobre oceny, ale raczej nie ślęczy nad książkami dzień i noc. Z resztą w nocy robi się inne rzeczy ...
Peter
- Najwidoczniej nie. Wykorzystuję cały swój potencjał - skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, co mogło wyjść wręcz na chwalenie się. Lecz ja tylko chciałem zrozumienia. Odnosiłem sukcesy w nauce. I nie miało to związku z bezkresnym siedzeniem nad książkami, o nie.
Pomimo więzi nas łączącej czułem pewne niezgodności. Bałem się przybliżyć, przytulić go, a okazywaniu czułości nawet nie wspomnę. Byłem po prostu słaby.
Wade
- Ciekawe czy tylko w nauce jesteś taki ambitny...- powiedziałem cicho jakby sam do siebie, ale uśmiechnąłem się, aby wiedział, że mówię do niego.
Peter
Wzruszyłem ramionami, co oznaczało brak odpowiedzi. Prawdą było to, iż tylko w sferze naukowej znajdowała się ta ambicja. Nigdzie więcej. Nie czułem zapału do nawiązywania kontaktów z ludźmi, pomagania w domu, znalezienia jakiejkolwiek innej pasji. Jedynie bohaterowanie utrwalało moje chęci, lecz nie zaliczało się do osoby Peter'a Parker'a, tylko Spider-Man'a.
Wpadłem na pomysł, aby Wilson któregoś dnia odebrał mnie z zajęć. Czyż to nie byłoby urocze?
Wade
-Petey... Weź mi powiedz... W sumie czemu zgodziłeś sie na...hmm...na moje zamiary wobec ciebie... To znaczy wiesz... Mam na myśli, że mogłeś uznać mnie za jakiegoś niewyżytego zboczeńca i te sprawy, a jednak mnie nie odtrąciłeś- popatrzyłem na niego zaciekawiony.
Peter
Odwróciłem od niego wzrok. Właśnie, dlaczego się zgodziłem? Oczywiście teraz tego nie żałowałem, czułem się zbyt szczęśliwy przy osobie jaką reprezentował. Jednakże wciąż nie znałem powodu.
- Przy Tobie... Przy Tobie czuję się bezpiecznie. I wreszcie jako ten ''ktoś'', zyskałem swą wartość. Jesteś zbyt wspaniały, żeby Cię odtrącić - odparłem dość niechlujnym tonem głosu. Plątałem się pomiędzy wyrazami. W sumie to o bezpieczeństwie było niepotrzebne. Wade otaczał mnie swoim ciepłem, lecz to ja znajdowałem się na wyższej pozycji. Mogłem go uratować.
- Może zgodziłem się dlatego, że Cię... kocham? - trudno Mi było określać uczucia.
Wade
Pokiwałem głową w zamyśleniu. To fajne uczucie być dla kogoś ważnym, jednak nadal się tego obawiałem. Nie bałem się, że dowie się o Pajączku, prawdopodobieństwo wynosi prawie zero. Bałem się, że mogę go stracić.
Peter
Widząc brak odpowiedzi słownej od niego, natychmiastowo poczułem niepokój. Taka cisza wydawała się być negatywna.
- Mam nadzieję, że tego nie żałujesz - mruknąłem cicho ze wzrokiem wbitym w podłogę. Strata kolejnej osoby byłaby dla mnie nie do zniesienia. Pragnąłem w końcu się z kimś związać, znaleźć swoje miejsce, jak i osobę, bez której nie wyobrażałbym sobie dnia.
Wade
- Nie Petey, oczywiście że nie- zapewnilem go- znasz moją historię, więc wiesz że nie jest dla mnie to takie proste. Ale chcę spróbować, zaryzykować. Z tobą...
Peter
Jasne, że to wiedziałem. Jako swoje zadanie przyjąłem ponowne przystosowanie go do owego uczucia. Wierzyłem, że uda Mi się to zrobić, a mężczyzna wtedy okryje mnie miłością. Albo wykorzysta ją w stosunku do innej osoby...
Poczułem nagły impuls. Przysunąłem się gwałtownie do Wade'a złączając nasze usta w zachłannym z mojej strony pocałunku.
Wade
Zaskoczył mnie tą nagłą reakcją. Nie żeby mi się nie podobało, huh. Przez chwilę jeszcze pozwoliłem mu panować nad sytuacją ale zaraz ja przejąłem inicjatywę. Jako że siedzieliśmy na podłodze to jakoś tak nas przeturlałem, że Peter leżał plecami na ziemi a ja pochylalem się nad nim wsparty na łokciach. - Nie wiedziałem mały, że tyle w tobie entuzjazmu - uśmiechnąłem się na chwilę od niego odrywając.
Peter
Pajęczy zmysł ostrzegł mnie o zmianie pozycji, więc byłem w zupełności na to przygotowany. Uśmiechnąłem się lekko nie przerywając mężczyźnie. Nie zarumieniłem się na swój nagły przejaw odwagi, aż byłem z siebie dumny, bo to czysty wyjątek.
- Naprawdę? Aż dziwne - zamruczałem, choć zaskoczyłem sam siebie. Cóż, powinienem kalkulować wcześniej każdy zamierzony czyn, bo jeszcze przez to kiedyś ja sam zaciągnę Wade'a do łóżka.
Wade
No i leżeliśmy sobie a ja uśmiechnąłem się jak wariat dokładnie oglądając każdy centymetr twarzy Petera. Mówiłem wam kiedyś, że wygląda jak anioł? No to już wiecie. Zacząłem palcami wędrówkę po jego szczęce gładząc kciukiem jego wargę. Ideał, mówię wam.
Peter
Nie potrzebne Mi były słowa, aby uzupełnić ową sytuację. Czułem się wystarczająco dobrze w tej ciszy, kiedy mogłem cieszyć się widokiem radosnej twarzy Wilson'a. Wyglądał na szczęśliwego, a ja miałem nadzieję, że taki był. Tutaj, ze mną.
Niestety, jeżeli będzie chciał zacząć teraz cokolwiek więcej, będę zmuszony odmówić. Po swoim pierwszym razie wciąż czułem pewien dyskomfort w dolnych partiach ciała. Ale było przyjemnie, to oczywiste.
Wade
- Cieszę się że jesteś, wiesz?- uśmiechnąłem się. Może jeszcze nie umiemy być dla siebie otwarci, dużo jeszcze musimy się nauczyć, ale myślę że razem damy radę. Zszedłem z niego i pomogłem mu wstać. #zainwestujesz w końcu w ten jebany dywan? Ten taki miękki i puchaty jak teraz reklamują ? # Tak, kupię. Ale nie dziś.
Peter
- Ze wzajemnością - odparłem nie mogąc pozbyć się promiennego uśmiechu z twarzy. Nie odczuwałem ciężaru na swoim ciele pod postacią Wade'a. Można to zaliczyć do plusów.
Z jego pomocą podniosłem się i od razu objąłem go w pasie. Chciałem dziękować za to, co dla mnie robi, lecz słowa zdecydowanie nie wystarczyły. Wyraźnie czułem bijące od niego ciepła. Taki grzejniczek zawsze chciałbym mieć przy sobie.
W końcu oderwałem się od ciała Wade'a.
Wade
- Zostaniesz jeszcze czy musisz już wracać?- zapytałem z nadzieją, że jeszcze zostanie i będziemy mogli coś porobić. Co prawda nie wiem co, ale zawsze się coś znajdzie. Nie, nie to co myślicie, wy zboczuszki małe.
Peter
- W domu i tak nie mam żadnych zajęć, a jeżeli nie sprawiam Ci kłopotów, z chęcią zostanę - odpowiedziałem. Nie miałem ochoty na naukę czy ćwiczenie kolejnych zagadnień matematycznych. Wolałem wykorzystać ten czas w sposób bardziej relaksujący, jak siedzenie, nawet bezczynne z Wade'm.
Posłałem Wade'owi uśmiech. Coś wymyślimy. Coś, czym będziemy mogli się razem zająć.
Wade
-Kłopoty? Z tobą?- zaśmiałem się- Jakoś nie umiem zestawić słów Peter Parker i kłopoty w jednym zdaniu.- Rzeczywiście Peter wyglądał mi na wzorowego ucznia i obywatela, który nie miał nigdy do czynienia ze szkolnymi porachunkami czy jakimiś konfliktami z prawem. Serio, taki aniołek co nie?
Peter
Wzruszyłem lekko ramionami. Nie mógłbym mu zaprzeczyć. To najprawdopodobniej przyczyniłoby się do zmiany tematu, a ja zdecydowanie wolałbym nie odpowiadać na dalsze pytania. Może kartoteki na komendzie nie miałem opisanej własnym nazwiskiem, lecz to także wchodziło w ''zasługi'' mojej osoby. To ja byłem tym niby groźnym delikwentem, który skacząc po dachach demoralizował społeczeństwo. Wyobraźnia mediów nie ma granic. Oni nigdy nie umilkną, nawet jeśli będą zmuszeni do oglądania mnie ratującego połowę miasta.
- Nie mów, że wyglądam na aż tak grzecznego - jęknąłem żałośnie.
Wade
- No w sumie to nie... Ostatnio wykazałeś, że w pewnych momentach jesteś dość... Niegrzeczny- rzuciłem sugestywnie.
Peter
Przytaknąłem powoli. Ostatnim czasem nachodziły Mi momenty intensywnego zastanowienia. Czułem się rozerwany pomiędzy dwiema postaciami. Jednak Spider-Man to nie ja. Przynajmniej nie do końca. Dopóki nie wydam swej tożsamości, mogłem bezpiecznie żyć z tymi osobnikami.
Z Wade'm czułem się wspaniale. Otaczał mnie troską oraz bezpieczeństwem. Sprawiał, że nie tkwiłem wciąż jako cichy kujon pozbawiony celów, marzeń i relacji międzyludzkich. Na swój sposób mnie ukształtował oraz oswoił. Już z tego miejsca mogłem stwierdzić, że chcę być oddany tylko mu na resztę życia. Jest to dość wątpliwe stwierdzenie. Nie znaliśmy się tak długo, a pomimo tego zyskaliśmy wzajemnie swe zaufanie.
- I co? Nie podoba Ci się to? - mruknąłem.
Wade
-Oczywiście, że podoba- uśmiechnąłem się i podszedłem do szafki z herbaciamym asortymentem- Chcesz coś?- zapytałem nastawiając wodę w elektrycznym czajniku- Kawa, herbata, kakao...
Peter
- To... dobrze. Staram się - westchnąłem. Naprawdę wiele mnie kosztowało wykazanie się czymkolwiek lub z nieśmiałego chłopczyka przeistoczenie w bardziej dojrzałego oraz kuszącego osobnika. Dalej płoszyłem się przez najprostsze, lecz widoczne były najdrobniejsze postępy.
- Poproszę herbatę - odpowiedziałem. Wolałem uniknąć nadpobudliwości wywołanej pewną ilością kawy.
Wade
Nasypałem suszu do dwóch kubków i czekałem aż woda.się zagotuje. Odwróciłem się do Petera i swobodnie zapytałem- A jak tam twoje zdjęcia? Nadal Pajęczak jest twoim ulubionym modelem?
Peter
Oparłem się tyłem o blat kuchenny. Zacząłem ponownie sunąć wzrokiem po całym pomieszczeniu. Zważałem na każdy detal, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Pewnie będę wracał do tego miejsca w myślach.
- Owszem. Czyżby ktoś był zazdrosny? - okryłem twarz zawadiackim uśmiechem. W końcu obiecałem mu kiedyś sesję. Wreszcie będę miał jakieś urozmaicenie oprócz robienia zdjęć samemu sobie.
Wade
- Nieprawda- prychnąłem jak małe dziecko. Ze strony Pajączka nie muszę się obawiać zagrożenia, to taka cnotka niewydymka, że prędzej napadłby na bank niż podrywał mi Petera. Z resztą nie pasowaliby do siebie. Parker jest nieśmiały, ale troszkę można nim kierować, no a Spidey jest pyskaty, ma w sobie dużo energii i nigdy nie dałby się zaciągnąć do łóżka... #wiesz, możemy porobić zakłady, ja myśle, że za jakieś 10 lat może się zgodzić....# *nie sądze, nawet ty nie masz szans u Spidera*
Peter
- Och, to mam odwołać Twoją cudowną sesję? A już myślałem, że znajdę wolne terminy na zdjęcia... - zatrzepotałem rzęsami, lecz chwilę później odwróciłem głowę w stronę ustawionych kubków. Stawałem się powoli zbyt pewny, a to mogło Mi zaszkodzić. Zapomniałem się i pozwoliłem, żeby osobowość pajęczka lekko przeze mnie prześwitywała. Powinienem się opanować i trzymać wyłacznie jednej postaci.
- Podoba Mi się wystrój Twojego mieszkania -zmieniłem temat.
Wade
-Nic szczególnego- wzruszyłem ramionami i odwróciłem się do czajnika, który kliknięciem poinformował o zagotowanej wodzie. Zalałem herbatę i podałem kubek Peterowi- Szczerze mówiąc nie lubię tego mieszkania. Nie czuje, by było moim domem.- odpowiedziałem obojętnie. Przez te pięć lat mieszkania tutaj nie wyrobiłem sobie żadnych wspomnień z tym miejscem, więc nie byłem do niego przywiązany. Chociaż świadomość, że kochałem się tutaj z Peterem jest już pewną podstawą. Czy w.końcu Peter będzie tym, kto pomoże zapełnić to puste lokum barwami wspomnień?
Peter
Wyciągnąłem ręce w stronę podawanej Mi rzeczy i ująłem w obie dłonie ciepły kubek. Napar zapełniał swym aromatem całą kuchnię. Przymknąłem na chwilę powieki. Ponownie obarczyłem swym wzrokiem mężczyznę, kiedy wypowiedział się na temat owego miejsca.
- Och. Jak wyobrażasz sobie miejsce, które nazwałbyś domem? - spytałem. Cieszyłem się skrycie, iż udało Mi się podjąć jakiegokolwiek tematu. Aczkolwiek nie wymagałem, żeby opowiedział Mi o swoich wszelakich wyobrażeniach. Trzeba go wspomóc, przynajmniej psychicznie.
- Ja... nawet lubię swój rodzinny dom. Jest trochę staroświecki, zapełniony najróżniejszymi przedmiotami, w szczególności mój pokój. Nie chcesz wiedzieć jaki jest tam bałagan, kiedy mnie nie odwiedzasz. Ale ma charakter - odpowiedziałem uprzedzając Wilson'a - Lubię tamte miejsce, lecz mam inny zarys wymarzonego domu, gdzie zamieszkałbym ze swoją drugą połówką.
Wade
-Dom... Nieważne czy ogromny i przestronny, czy zwykłe ciasne mieszkanko- odpowiedziałem po chwili- Ale właśnie o to chodzi, żeby było wypełnione człowiekiem, przyjaciółmi czy miłością. Twój dom jest rodzinnym, więc masz tam wspomnienia od dziecka. Kiedyś będziesz musiał z kimś założyć nowy dom. Nowe doświadczenia, nowe zasady. Ale właśnie o to chodzi, żeby mieć swój bałagan, ale sprzątać skarpetki po innej osobie.
Peter
- Tak, wiem. Nie mieszkam tam od dziecka. Od ukończenia ośmiu lat. Nie wszystkie wspomnienia były pozytywne, lecz nic w życiu nigdy nie będzie idealne - odparłem. Wolałem nie mówić, że Wade pasował doskonale na osobę, która mogłaby ze mną mieszkać. Naszła mnie wizja wspólnych poranków, śniadań, sprzątania, a nawet najzwyklejszego leniuchowania. Nawet jeśli były to tylko ciche pragnienia, napawały mnie nadzieją i radością. Chciałem, żeby się spełniły.
Upiłem kilka łyków ciepłego napoju. Przyjemnie parzył mój język.
- Lubię spędzać z Tobą czas - wyznałem wpatrując się w kubek.
Wade
-Nawzajem- uśmiechnąłem się. Też uwielbiam jego obecność. Może właśnie Peter sprawi, że coś się zmieni, jakieś mury runą i będę umiał się zdobyć na pokochanie go. Z jego pomocą przełamanie moich lęków powinno szybciej nadejść.
Peter
Uniosłem spojrzenie słysząc tę odpowiedź wypełnioną czułością. Zrobiłem to tylko, żeby sprawdzić jego wyraz twarzy. Uniesione kąciki ust, ciemne oczy z jarzącymi się iskierkami. Dlaczego musiał być on tak piękny.
Spostrzegłem, że herbaty zostało już tylko pół kubka. Wypiłem jeszcze trochę czując płynące we mnie ciepło.
- W tym tygodniu będę miał sprawdzian - poinformowałem go przerywając przy tym mało komfortową ciszę. Z nauką matematyki szło Mi coraz lepiej, nie zamartwiałem się o oceny.
Wade
-Dasz sobie radę. Jakby coś ci nie szło, to wiesz gdzie mnie szukać- rzuciłem. Zaraz po tych słowach usłyszałem powiadomienie, że przyszedł sms. Odruchowo sięgnąłem to telefon i odczytałem wiadomość. Mam nadzieję, że Peter nie będzie miał mi tego za złe. Zaraz schowalem go z powrotem do kieszeni- Wybacz, znajomy...
Peter
Doceniałem to, że w każdej chwili mogłem zwrócić się do niego o pomoc. Nie tylko w lekcjach. Wilson przyjmował mnie z uśmiechem, do tej pory jeszcze nie odmówił. I co najważniejsze, wierzył że wszystko Mi się uda, że nareszcie coś osiągnę.
Odpuściłem sobie podziękowania widząc jak sięga po urządzenie i w skupieniu odczytuje wiadomość. Szanowałem to. Miał własne życie towarzyskie, a ja niekoniecznie powinienem się do wszystkiego wtrącać.
- Nic nie szkodzi. Na pewno nie masz żadnych planów? - upewniłem się po raz kolejny. Nie zamierzałem sprawiać mu problemów przez nie wykonanie czegoś.
Wade
-Na razie nie. Tylko wieczorem muszę gdzieś wyskoczyć, to dość pilne- uśmiechnąłem się uspokojająco, choć w środku trochę byłem zaniepokojony otrzymaną wiadomością. Dla kogoś postronnego mogłaby wyglądać nawet na groźbę, a już na pewno na szantaż. Ale lepiej, żeby Peter nie zaprzątał sobie tym głowy. Sms był skierowany do Deadpoola, czyli gostka, o którym Petey pewnie nawet nie słyszał.
Peter
Odstawiłem do zlewu pusty kubek. Taka ilość napoju stanowiła minimalną porcję, ale nie narzekałem. Podsunąłem się w stronę mężczyzny zachowując między nami odstęp zaledwie dwóch kroków.
- Jasne. To mamy jeszcze trochę czasu. Jakieś życzenia? - spytałem z uśmiechem. Zastanawiało mnie to, co kryło się pod określeniem pilnej sprawy. Praca? Spotkanie? Któż to wie.
Wolałem spożytkować prawidłowo ten czas, żeby w ciągu kolejnych dni nie zamęczać go wciąż swoją obecnością. Przyczepiłem się i zapewne byłem niesamowicie uciążliwy.
Wade
-A na co miałbyś ochotę?- zapytałem maskując uśmiech za kubkiem. Dopiłem resztkę i również odstawiłem naczynie do zlewu. Byłem ciekaw propozycji Petera z racji, że sam na razie takowych nie miałem. Dzisiaj jestem w stanie robić wszystko co tylko by sobie zażyczył.
Peter
Masowałem swą linię szczęki zastanawiając się nad dogodną odpowiedzią. Odpadał jakikolwiek stosunek. Marzyłem, żeby spędzić ten czas z nim w spokoju opierając się tylko na naszych osobach. Nikogo więcej.
- Trudne pytanie. Chciałbym robić z Tobą tyyyle rzeczy. Ale nie można wszystkiego na raz. Znajdziemy jeszcze czas, prawda? - mruknąłem z nadzieją w głosie. Kiedy odstawił naczynie i ponownie obrócił się w mym kierunku, znowu uczyniłem krok w przód. Złapałem go za dłoń unosząc na wysokość swoich ramion. Splątawszy nasze palce zaśmiałem się cichutko z własnego romantyzmu.
- Co myślisz, abyśmy gdzieś wyszli? Razem?
Wade
-Obiad. Jest czas obiadu, nieco spóźnionego, no ale zawsze- zaśmiałem się. Rozczulił mnie jego gest. Mały romantyk. Zbliżyłem nasze ręce do ust i pocałowałem wierch dłoni Petera- Czy więc zgodzisz się, abym porwał cię na mały obiad na mieście?- *taco nie wchodzi w grę, mam nadzieje, że o tym wiesz?*
Peter
- Oczywiście, że się zgodzę. Bez zastanowienia - odpowiedziałem zachwycony. Początkowo miałem na myśli spacer, aczkolwiek wspólny posiłek przedstawiał się o wiele bardziej zachęcająco.
Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania mężczyzny. Nie zapomniałem o deskorolce, na której powoli jechałem tuż obok niego. Ledwo co się odpychałem od chodnika. Zwróciłem uwagę na to, iż na swoim środku transportu byłem prawie równy z towarzyszem. Cóż za cudowne uczucie. Zawsze marzyłem o kilku dodatkowych centymetrach wzrostu. Nie musiałbym się wówczas konfrontować z zalewającą falą śmiechu moich przeciwników.
Wade zabrał mnie do uroczej knajpki niedaleko. Zaledwie kilkanaście ulic dalej. Chodzenie po metropolii nigdy nie było Mi straszne, a takowe spacery z nim to przyjemność.
Rozmawialiśmy, jedliśmy. Udawało Mi się wywoływać uśmiech na tej doskonałej, symetrycznej twarzy, co uznawałem za ogromne osiągnięcie. Nie mogłem czuć się lepiej.
Niestety, musiał nadejść moment zapłaty. Odmówiłem wyręczenia siebie. Podzieliliśmy rachunek na dwie części. To rozsądne, zważywszy na to, iż wydał na mnie zdecydowanie za dużo. Ta kamera, przygotowanie urodzin. Jak ja miałem podziękować za takowe cudowności?
Opuściliśmy razem knajpkę. Powoli nastawał wieczór. Ludzie przechodzili obok, lecz w zupełności nie zyskiwali mojego zainteresowania. Wiedziałem, że musimy się rozstać. Na kilka, kilkanaście, lub też kilkadziesiąt godzin.
Zarzuciłem ręce na ramiona mężczyzny.
- Było cudownie. Powtórzmy to kiedyś - szepnąłem, jednak na tyle głośno, żeby usłyszał tylko on - Będę musiał już iść.
Wade
-Kiedy tylko chcesz- uśmiechnąłem się i delikatnie musnąłem jego wargi. Ręce ułożyłem na jego biodrach i znów zauważyłem, że Peter jest sporo niższy, co oczywiście rozczulało mnie do granic możliwości. Był moim małym maleństwem, przez co jeszcze bardziej wydawał mi się słodki i wymagający opieki.
Peter
Deskorolka stała tuż obok moich stóp. Uznałem, że używanie jej przy pożegnaniu nie będzie najbezpieczniejsze.
Uścisnąłem delikatnie mężczyzny. Wiadomo co potrafię uczynić za pomocą nadludzkiej siły, o której nikt nie powinien wiedzieć. Dla dobra ogółu.
Oddałem pocałunek, choć poszerzający się uśmiech trochę Mi to utrudniał.
- Będę za Tobą tęsknił. Napiszesz do mnie jutro? - spytałem cichutko. To moja pierwsza poważna relacja. Pierwszy mężczyzna. Pierwsze pocałunki, czułości, miłość. Pierwszy seks. Marzyłem, aby nic się nie zmieniło. Aby to Wade dalej był moim jedynym.
Wade
-Napiszę, obiecuję- odpowiedziałem z przekonaniem. Było już późne popołudnie, co nie zmieniało faktu, że wokół było trochę ludzi, a Peter właśnie się do mnie kleił. Oczywiśnie mi to nie przeszkadzało, a nawet cieszyłem się, że okazywanie sobie publicznie uczuć staje się dla niego coraz mniejszym problemem.
Peter
Spierzchnięte wargi wykrzywione w lekkim uśmiechu przyłożyłem do jego policzka. Nie interesowały mnie zaciekawione, albo też odtrącone spojrzenia innych. Oni nawet nie znali naszych nazwisk, więc w jakim celu mieliby oceniać takie osobistości? Czasami nie pojmowałem owego toku myślenia.
- Do zobaczenia - szepnąłem. Potem wskoczyłem na deskorolkę, aby po kilku sekundach zniknąć za rogiem.
Czułem się fantastycznie ze świadomością, że on ze mną będzie. Akceptuje, wspiera. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie lepszej postaci na miejscu Wade'a. Niestety, wiedziałem, że wszystko przemija. Ale nie w naszym przypadku. Obiecał Mi, że będzie. Starał się okazać uczucie. Uparcie w to wierzyłem nie dopuszczając do wiadomości żadnej innej myśli. Nie miałem pojęcia co złego mogło się stać.
Wade
Odprowadziłem go tęsknym spojrzeniem i znów spojrzałem na telefon. Ostatni sms. Dziś o godzinie takiej a takiej, w miejcu tym a tym, bo "komuś może stać się krzywda." Pogróżki? Może... I tak miałem chiwilkę czasu, więc wezwałem taksówkę i kazałem jechać na wskazany adres. Nie miałem przy sobie broni, no bo niby skąd, nie mogłem chodzić uzbrojony w towarzystwie Petera, nie ściągając na siebie niewygodnych pytań i podejrzeń.
Peter
Powoli jechałem na deskorolce ciesząc się ostatnimi spędzonymi godzinami w jego towarzystwie. Zachowywałem się jak jeszcze mniejszy dzieciak. Ekscytowałem się wspólnymi chwilami i pragnąłem tego na dłużej udając wielce doświadczonego. A tak naprawdę nie wiedziałem nic.
Zmierzwiłem włosy, które nie mogły już gorzej wyglądać od lekkiego powiewu wiatru. Robiło się coraz ciemniej. Oznaczało to, że czas na patrol. Kiedy zwyczajni obywatele Nowego Jorku zasypiają, budzi się zło. Trzeba z nim walczyć.
Przywitałem się z Ciocią dając jej buziaka w policzek. Wyjaśniłem swoją nieobecność. Niby byłem u Harry'ego, dawałem mu korepetycje z fizyki. Niby.
Poinformowałem, że resztę dnia spędzę u siebie i nie jestem głodny. Ciocia May przytaknęła. Miała się wcześniej położyć spać. Rzuciłem jej krótkie ''dobranoc'' i pobiegłem do własnego pokoju zostawiając deskorolkę w drzwiach. Zamknąłem pomieszczenie, a następnie zacząłem przebierać się w czerwono-niebieski kostium.
Wade
Gdy dojechałem na miejsce byłem nieco zdziwiony okolicą. Chyba spodziewałem się jakiś opuszczonych magazynów czy innego chujostwa. A tyczasem zatrzymaliśmy się pod jakimś małym biurowcem. Zapłaciłem taksówkarzowi i skierowałem się pod drzwi. Ochroniarz obrzucił mnie groźnym spojrzeniem i spuścił. W recepcji nie umiałem określić do kogo się kieruję, ale kiedy powiadomiłem na którą jestem z "kimś" umówiony recepcjonista natychmiast się skłonił i oznajmił, że szef już czeka i zaraz ktoś mnie odprowadzi. Nacisnął guziczek, wezwał kogoś i polecił minutkę poczekać. Jakoś te pogróżki nie zgadzały mi się w biurowym wystrojem. Po chwili zszedł do nas... Tommen? Co do kurwy?? Pamiętacie go? To ten z baru z wojska i te sprawy.
-Tommen? Co do chuja?- zapytałem zdezorientowany. On wyglądał na równie zdziwionego.
- No proszę... Kto by pomyślał- uśmiechnął się głupkowato i skierowaliśmy się do windy. Odezwał się, gdy byliśmy juz otoczeni ściankami kabiny, która powoli sunęła w górę
- Zaraz poznasz mojego "współszefa"- rzekł z przekąsem- Mówiłem ci już że to skurwiel jakich mało, nawet zawiązał się mały spisek. No ale na razie lepiej przystań na jego warunki, bo facet ma... Dar i środki przekonywania- sarknął i odprowadził mnie do gabinetu opatrzonego nazwiskiem Ossen. Zanim zamknęły się za nim drzwi rzucił jeszcze
- Do twarzy ci w czerwonym.
Kurwa... Czy to była jakaś aluzja a propos mojej drugiej tożsamości? Odwróciłem się i przyjrzałem osobnikowi za biurkiem. Był to około 40- letni facet z zakolami i mordą szczura. Dodatkowo jego lekko opasła postać wyłaniająca się zza biurka pogłębiła to podobieństwo. Tłusty i odstraszający jak szczur siedzący na kasie. Serio...
- No proszę... Jakaż to przyjemność gościć szanownego pana Deadpoola w moich skromnych progach.- jego przesłodzony ton jeszcze bardziej mi działał na nerwy.
- Taa... Mnie też miło panie... Ossen?- odpowiedziałem niechętnie. Czyli okazuje się, że to pewnie klient skoro zna moją profesję.
- No, ale bez zbędnych ceregieli- zatarł ręce i uśmiechnął się jak dziecko do cukierka- Chyba domyślasz się podowu, dla którego zaprzątam ci uwagę?
- Yhm... Żona, kochanek, czy jaka inna menda?- zapytałem obojętnie. Chciałem jak najszybciej opuścić tego osobnika.
- Oo nie, nie. Tutaj mamy nieco inny przypadek- odpowiedział fachowo i z powrotem rozsiadł się w fotelu, który pod jego ciężarem żałośnie pisął.
- Więc kogo mam sprzątnąć?- zapytałem wprost nieco tracąc cierpliwość. Co za chujek, nawet herbatą nie poczęstuje skąpiec zasrany.
- Pewną młodą postać, do której nie miałbym żadnych zastrzeżeń gdyby nie pewne poczynanie...
- Kto?- warknąłem.
- Spider Man...- rzucił niechętnie, patrząc spode łba, gdy mu przerwałem.
Jego słowa mnie zdziwiły, nie ogarniam, co Spidey?
- No co z tym Spider Manem?- zapytałem ogłupiały
- No chcę żebyś go sprzątnął- odpowiedział jakby nie rozumiejąc mojego zdziwienia- No, oczywiście za odpowiednią sumkę, o to nie musisz się martwić...
Że co kurwa?? Popierdoliło go?! Ano tak, przecież nie miał pojęcia, że Spidey to mój przyjaciel.
- Yhm... A jeśli odmówię?- zapytałem z sarkazmem. Powinienem stąd wyjść.odpowiednio dbając by drzwi jebły tak aby było je słychać na Brooklynie.
- A niby dlaczego małbyś odmówić? Rozmawiamy o bardzo konkretnej sumie- odparł z przekonaniem.
Miałem ochotę roześmiać mu się w tą obrzydliwą mordę... Dlaczego nie złatwię Pajączka? Bo chcę zaliczyć, bo to mój przyjaciel, bo co do kurwy? Niepotrzebne skreślić.
- Powiedzmy, że mój wiedźmiński kodeks mi zabrania zabijania dzieciaków w rajstopkach- parsknąłem z niechęcią.
- Ojajajaj... To źle, to bardzo źle- odpowiedział ze zmartwioną miną jakbym był uczniakiem, który źle odpowiedział na przepytywaniu.- Myślę, że nie zostawiam ci wyboru. Teraz to nie jest prośba, to rządanie. Nadal płatne, hm?
Po tych słowach zbliżyłem się do biurka i oparłem dłonie na jego krawędziach. Patrzyłem na niego z chęcią mordu w oczach górując teraz nad nim wzrostem.
- Skoro tak ci zależy na sprzątnięciu go, to dlaczego nie wyślesz swoich ludzi. Tommen mi powiedział co z was za szuje. Myślę, że pod tym nienagannym garniturkiem kryje się mafijny skurwiel- warknąłem ze złością. Ten chyba jednak nie przejął się zbytnio moją postawą, choć ewidentnie nieco się skurczył w sobie.
- Cóż... Zeszłej nocy straciłem mojego najlepszego snajpera, który miał to zrobić. Jednak skoro on zawiódł, teraz całą nadzieję pokładam w tobie- zagruchał chcąc mnie udobruchać.
- Sorry bejbe, muszę cię rozczarować- powiedziałem z odrazą patrząc na znienawidzoną postać.
- Cóż... Skoro tak stawiasz sprawę...- westchnął potępieńczo i odchylił się na fotelu. - Byłbym głupcem gdybym nie naszykował jakiegoś haczyku. Ujmę to tak: zrobisz to, ja ci zapłacę i jesteśmy kwita. Mogę ci odpalić taką działkę, że będziesz się mógł wyprowadzić na Jamajkę jeśli taki twój kaprys. Ale skoro po dobroci nie chcesz, to myślę, że umiałbym znaleźć pewne grono osób, które są ci bliskie. Myślę, że wysyłanie ci nagrań z torturowań takowych osób powinny być wystarczającą motywacją. No a jeśli nie, to chyba śmierć... Co o tym sądzisz?
-Zgadzam się...
________________________
O nie! Wadey, co ty do chuja pana wyprawiasz??
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro