Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsze spotkanie

Wade
Stark Tower wygląda bardzo majestatycznie, zwłaszcza kiedy można ją podziwiać z dachu innego budynku. Ja teraz niestety nie miałem takiej możliwości. Byłem umówiony z klientem, który chciał omówić szczegóły w jakimś obskurnym barze. Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy wchodziłem do knajpy z której dudniła muzyka, słyszalna jeszcze zanim zobaczyło się samo wejście

Peter

Codzienna rutyna. Te dwa słowa dla większości miasta oznaczały dom i pracę, wciąż te same zajęcia, niekiedy jakieś drobne urozmaicenia.
Dla mnie były zupełnie czymś innym.
Codzienność ukrywała się pod postacią nocnych eskapad, śmigania po pajęczynie w cieniu budynków, ratowania ludzkich istnień.
Tak było i dzisiaj.
Przechadzałem się po dachach najwyższych nowojorskich budowli w poszukiwaniu jakieś akcji, bójek, czy nawet drobnych kradzieży.
Czułem się jak miastowy heros stojący na czele roznoszenia dobra i oczywiście karania tych złych typków.
Ten wieczór nie mógł mnie niczym zaskoczyć, przecież był dopiero środek tygodnia.

Wade

Poprawiłem na ramieniu plecak, w którym nosiłem strój i przestąpiłem próg. Natychmiast uderzyła we mnie potężna fala muzyki i alkoholu. Kurwa wszystkich mać. Ile bym dał żeby teraz zamiast przeciskać się w tym tłumie, móc wtopić się w niego, tańczyć, pić ile dusza pragnie... #taa, ewentualnie zerżnąć parę lasek, albo chłoptasiów...# - zamknij się- mruknąłem sam do siebie. W końcu udało mi się dostać do baru i zacząłem poszukiwania oczekiwanego osobnika. Ponieważ spodziewałem się jakiegoś łysiejącego biznesmena z kryzysem średnim i zrzędliwą żoną na karku, nieco się zdziwiłem, kiedy podeszła do mnie tajemnicza blondynka. Nie chciała jednak tańczyć, dała mi tylko znak żebym poszedł za nią. Tak też uczyniłem #przy okazji, co za dupcia# *zboczeńcu, skończ!*. Oczywiście chłopaki w mojej głowie musieli się kłócić a propos idącej przedemną dupencji. No nie powiem, 8\10. Jej chyba takie zbereźne rzeczy nie w głowie, bo skierowała się do prywatnych pokoi na piętrze, ale zamiast się na mnie rzucić i zdzierać ze mnie ubranie, usiadła przy biurku i szczegółowo przedstawiła mi propozycję. Zwykłe wyeliminowanie wrednego konkurenta z sąsiedniej korporacji. Sprawa była dość pilna, do załatwienia w ciągu najbliższej doby, ale za to jaka płaca. Oh, kocham moją pracę, za tą sumkę możnaby kupić całkiem przyzwoitą mikrofalówkę *no bo w czym odgrzewać chimichangi, prawda?*. Po tej wymianie informacji grzecznie się pożegnałem #trzeba było pożądnie wyruchać na do widzenia# Wyszedłem z wiele mówiącym uśmiechem *okropni jesteście, nie cierpię was* . Skierowałem się za garaże na tyłach baru. Tam szybciutko wskoczyłem w swoje wykurwiaste wdzianko #bo lubisz jak ci coś dupę opina heh# i bez zbędnych ceregieli wspiąłem sie na dach pobliskiego budynku. Moja wspaniała zleceniodawczyni #z wspaniałymi balonami# *zabierzcie go, bo mu krzywdę zrobię* dała mi małą komóreczkę z GPSem. Po ekranie przemieszczała się czerwona kropka, ukazująca gdzie dokładnie znajduje się poszukiwana osoba. Skierowałem się w zachodnią część miasta...

Peter

Wychylałem się balansując na samych krańcach dachów. Spoglądałem w dół w poszukiwaniu czegoś czym mógłbym się zająć.
Zrobiłbym wszystko, byle tylko nie wykonywać projektu na jutrzejsze zajęcia. Każdy superbohater ma swoją ukrytą tożsamość, o której nikt nie wie. Moją był introwertyczny uczeń z zadowalającymi wynikami, jednakże słomianym zapałem. A może po prostu o wiele ciekawszymi zajęciami?
Poprawiłem swoją maskę, nasuwając ją o wiele bardziej na twarz. Dopiero teraz stałem się niewidoczny.
Niewielki telefon został przeze mnie wyjęty z zapinanej kieszonki w zbliżonym rozmiarze. Nigdy nie byłem do końca pewien, kiedy zadzwoni ciocia, a oczywiście musiałem się liczyć z tym, że nie cierpiała głuchych telefonów.
Złapałem pobliską sieć WiFi od razu klikając ikonkę z policyjnym forum. Wrzucano tam najświeższe informacje z Nowego Jorku począwszy od drobnych rabunków, a skończywszy na zniszczeniu i wywołaniu nieziemskich zamieszek na autostradzie. To sytuacja sprzed kilku tygodni. Podobno winowajcą był nieuchwytny mężczyzna w czerwono-czarnym obcisłym stroju.
Przejrzałem wpisy w poszukiwaniu najświeższych informacji. Pusto.
Pierwszy raz tak bardzo pragnąłem, aby w tym mieście zagościła chociaż odrobina zła.

Wade

Cel nie był daleko, zaledwie kilka przecznic dalej. Akurat stałem na dachu jakiejś szkoły, pod którą akurat stała ofiara. Odsunąłem się jak najdalej w cień, nie spuszczając z niego oczu. Był to przysadzisty facio po trzydziestce, w eleganckim garniaku. Szkoda ze zaraz się ubrudzi. Nie zabrałem dzisiaj ze sobą katan #skleroza kutasie nie boli# więc wyciągnąłem spluwę, załadowałem i przykucnąłem. Wymierzyłem i nacisnąłem spust.

Peter

Właśnie przechodziłem obok pewnego uniwersytetu. Jego wnętrze było z pewnością puste, zajęcia się już dawno zakończyły.
Nagle rozległ się głuchy dźwięk. Czyżby ktoś strzelał?
Cholera, sama myśl o tym wywołała na mej twarzy radosny uśmiech. Jeszcze może niedługo sam zacznę zabijać, aby nie zwalniać się z miana bohatera, co?
Jeden z mężczyzn prezentował się nienagannie w starannie wyprasowanym garniturze. Ten wygląd jednak nie został zachowany na długo, po chwili elegant leżał na ziemi. Kałuża krwi pochłaniała jego ubranie.
Rozejrzałem się po ludziach stojących wokół. Wszyscy byli tak samo spanikowani, jednakże nikt podejrzany.
Strzał musiał pójść z góry.
Mój wzrok zatrzymał się na ledwo widocznej czerwonej postaci umykającej w cień. Wypuściłem pajęczynę, która pozwoliła Mi się zbliżyć do tego osobnika. Czyżby to on zawinił?
Bum, bum, bum. Moje serce nieprzyjemnie próbowało wyrwać się z klatki piersiowej. O tak, nagły skok adrenaliny, tego Mi brakowało.

Wade

Sprawa załatwiona, szybko poszło. Nienaganny idealnie wymierzony strzał prosto w serducho. Ulice są nawet w nocy zakorkowane, więc karetka przyjedzie, jak facio będzie już pukać do bram św. Piotra. Zadowolony odwróciłem się i odbiegłem. Kilka dachów dalej, już pogłem iść spacerkiem. Wszyscy będą szukać winnych wśród tłumu nie spodziewając się, że zamachowiec właśnie przechadza się po pobliskich budynkach.

Peter

Zbliżałem się do osobnika, który zręcznie przebiegał po dachach. Byłem prawie pewny, że nie widział jak przenikam tuż obok jego sylwetki.
Wystrzeliłem pajęczynę na budynek przed nim, aby zaraz później się tam znaleźć. Dopiero teraz mogłem go obejrzeć. Z pewnością był ode mnie wyższy. I bardziej umięśniony. To zasługa ciągłych ćwiczeń, czy raczej steryd?
Mężczyzna zwolnił, przechadzając się teraz powoli, widać jak gdyby nigdy nic.
Zeskoczyłem z wyższego budynku pojawiając się około pięć, a może i sześć metrów przed nim.
- Chyba trochę Cię zmęczyła ta nocna przebieżka, co? - zawołałem do niego. Uwielbiałem odwracać uwagę ludzi od ich wcześniejszych czynności. Miałem wtedy o wiele większe szanse.

Wade

Zupełnie niespodziewanie wylądował przedemną jakiś... albo jakaś...nie. Kiedy dokładniej się przyjrzałem to byłem pewien że to chłopak. Cholernie chudy, ale coś w każdy jego ruch był płynny i sprężysty. Ubrany w czerwone wdzianko *ej, czerwony to nasz kolor!* #stary, czy to jest lateks? o lol#. Miał maskę na twarzy, co w sumie stawiało nas w równych okolicznościach. Ja nie widziałem jego twarzy, ani on mojej. - Ależ skąd, to tylko krótki spacerek. Mógłbym jeszcze pół nocy cię posuwać i nawet bym nie dostał zadyszki- uśmiechnąłem się kpiąco. lecz maska wszystko musiała popsuć- tylko nie wiem czy to nie podpada pod pedofilię. Ile masz lat dzieciaku? Czternaście? Piętnaście?- byłem pewien że to jeszcze szczeniak, niższy ode mnie i drobny.

Peter

Wzdrygnąłem się lekko na jego komentarz. Nagle poczułem pewną obawę, właśnie przed tym osobnikiem. Z góry wydawał się być trochę... niższy. Zmarszczyłem brwi, zapominając o tym, że pod maską nie widać mimiki mojej twarzy.
- Nie pozwalaj sobie na wiele - warknąłem do niego. Może powinienem nabrać masy, a później to jakoś wyrzeźbić? Ale... przecież już miałem mięśnie, inaczej nawet połowy ze swoich akrobacji nie byłbym w stanie wykonać.
Zmierzyłem go wzrokiem. Jak dobrze, że inni bandyci w tym mieście nie kpią sobie ze mnie, ani nie wybuchają gorzkim śmiechem.

Wade

- Bo co, ciuciek pójdzie do mamusi z płaczem?- zaśmiałem się i zrobiłem minę jak postać z obrazu "Krzyk" - o nie, tylko nie to, nie chcę iść do więzienia- zapiszczałem. Bawiłem się szampańsko, lubię wkurwiać ludzi, bo co, co mogę!

Peter

Głęboko westchnąłem. Gdyby nie to, że moja mama nie żyje, pewnie udałby mu się ten mały żart. Zignorowałem jego teatrzyk.
- Kim był tamten człowiek? - zapytałem jak najpoważniej wciąż namiętnie przyglądając się jego osobie. Nie pamiętam, abyśmy się wcześniej spotkali. Pewnie był najemnikiem, a tamten pod uniwersytetem to o kilkaset dolarów więcej do wypłaty.

Wade

-Hmm... To był bardzo niedobry pan, który krzywdził małe kotki- powiedziałem z udawaną powagą- Teraz świat stał się o jednego tępego chu... No po prostu lepszy

Peter

Pokręciłem przecząco głową. Jeszcze jedna akcja z tym gościem i będę leżał martwy ze względu na swój stan psychiczny.
- I właśnie dlatego w niego strzeliłeś? - zapytałem z ogromnym zrezygnowaniem. Już widzę ten nagłówek na wszystkich gazetach. ,,Kompletny świr zabił mężczyznę od kotków''. To byłby news stulecia.

Wade

- Nie młody.- powiedziałem zupełnie poważnie, chyba jednak dzieciak nie zrozumiał- To prosty system. Dostajesz zlecenie, wykonujesz, odbierasz wypłatę. Ale pewnie nie przekonam cię do takiej roboty. Pracujesz dla Starka? Dla Avengersów? No nie wyglądasz mi na X-Mena.

Peter

- Nie pracuję dla kogoś. Tworzę własną jednoosobową drużynę - mruknąłem z przekąsem, chociaż przyznam, że bycie jednym z Avengersów byłoby wspaniałe. Powinienem teraz unieruchomić tego mężczyznę, zadzwonić po policję i obserwować jak dalej sprawy się potoczą, jednak było coś, co mnie po prostu zatrzymywało. Coś, co kazało Mi odpuścić, zostawić w spokoju, a także zapomnieć o tej sprawie.

Wade

-Kolejny samotny obrońca ludzkości- jęknąłem- co jest z wami nie tak? Sięgnąłem ręką do paska, lecz szyko ją opuściłem... Dlaczego nie wyciągnąłem broni? Dziś chyba nie jestem sobą... *ej, to tylko dzieciak i nic ci nie zrobi, zostaw go* #cipa z ciebie Wilson! Nie cackaj się, tylko załatw gnojka# Tak, powinienem teraz zastrzelić również jego. No ale przecież wiele osób mnie widziało i jestem często obecny w policyjnych kartotekach, chociaż nigdy mnie nie złapali. Więc ten dzieciak nie stanowi dla mnie zagroźenia. - Dobra mały, dosyć tych pogawędek. Znikam, ale wiedz że właśnie spotkałeś na swojej drodze najzajebistrzego najemnika w Stanach. Deadpool żegna cię bardzo ozięble- wyrecytowałem i odwróciłem się, aby zostawić go samemu sobie. Mam nadzieję, że wie gdzie mieszka nie trzeba go będzie odprowadzać za rączkę.

Peter

Widziałem jak mężczyzna się waha przed tym, aby wykonać strzał prosto w moją głowę.
- Hej, nie jestem mały! - krzyknąłem w jego stronę, akurat wtedy, gdy powoli odchodził on ze swojego miejsca. Miałem dość wyszydzania mojego wzrostu. Nie mogłem przecież nic poradzić na swoje hormony. W końcu 170 centymetrów wzrostu nie czyni go takim małym, prawda?

Wade

- Ale pewnie masz małego- krzyknąłem na pożegnanie i pobiegłem przed siebie aby ruszyć z powrotem do centrum

Peter

- Zdziwiłbyś się... - mruknąłem sam do siebie. Również zawróciłem kierując się do domu. Miałem ogromną ochotę na zjedzenie czegoś, czegokolwiek, jednakże pewnie w lodówce świeciły pustki. Westchnąłem głośno, aby następnie biegać i skakać po dachach.

Wade

Wróciłem do domu i zdjąłem skafander #sam jesteś skafander cipo# *nie słuchaj go, dobrze zrobiłeś* W samych bokserkach rzuciłem się na łóżko i sięgnąłem po laptopa. Sprawdziłem stan konta...zapłata już przyszła, widać wieść o wyeliminowaniu konkurencji doszła do słodkiej blondi. Poszperałem jeszcze trochę i internecie i znalazłem sporo amatorskich filmików na YT ze "Spider manem". Młody ma już pseudonim artystyczny i sporą grupę fanów. Na fb można znaleźć strony ludzi, którzy do popierają, ale znajdzie się też paru przeciwników. Najbardziej podobała mi się strona "I believe in Spider Man". Ludzie tam zamieszczali niestworzone przypuszczenia kim on jest, ile ma lat, skąd pochodzi i skąd u niego takie zdolności. Dowiedziałem się, że umie wypuszczać z rąk lepkie pajęczyny i zwisając z nich przemieszcza się po mieści. *ejjj to niesamowite* #widzisz kutasie, a ty od razu spierdoliłeś, zamiast się popatrzeć jak odchodzi!!# Ludzi pisali że pewnie jest kosmitą, ale ja uważam że to pewnie w wyniku jakiegoś eksperymentu dostał takich zdolności. Siedziałem prawie godzinę, gapiąc się w sufit. * a jeśli on też miał nowotwór i trafił do projektu? To tylko dzieciak, ale pewnie sporo przeszedł...* #gówno prawda, pewnie nawciągał się jakiegoś kleju i skończył jak Banner# *Banner to przez promieniownie... Myślisz że Pająka też coś napromieniowało?* Nie wiem czemu ta kwestia wydaje mi się tak intrygująca, ale po prostu widziałem między nami trochę podobieństw, obaj byliśmy giętcy, ale on to na filmikach wyginał się jak aktobata... #idealny kandydat do przetrenowania podręcznika do kamasutry, wiesz że się nie połamie# - ZAMKNIJ SIĘ!- krzyknąłem zatrzaskując laptopa. Nie mogłem dłużej patrzeć na jego gibkie ciało, bo niewiele brakowało żebym zaczął sobie trzepać *chociaż akurat to nic nowego, ty nimfomanie ;-;* #raczej panseksie xD# Przykryłem głowę poduszką, próbując uciszyć natarczywe głosy. W końcu kiedy zegarek wskazywał prawie trzecią w nocy udało mi się zasnąć

Peter

Wskoczyłem do domu przez okno prowadzące do swojego pokoju. Zdjąłem z siebie kostium upychając go na samo dna szafy. Po chwili szczelnie przykrywałem się kołdrą.
Przed oczami wciąż miałem postać tego mężczyzny w czerwonym stroju. Kim on był? Co robił w tym mieście? I... dlaczego aż tak bardzo mnie intrygował...
Och, przestań Peter, to tylko jeden z Twoich przeciwników.
Ale muszę przyznać, że ten kostium mu pasował, wręcz wspaniale ukazywał jego atuty, oczywiście na myśli miałem umięśnioną sylwetkę.
Przymknąłem oczy od razu zapadając w głęboki sen. Należał Mi się...

___________________________
Pierwszy rozdział za nami.
forestontheway
Dzięki, za zgodę na publikację, w końcu to nasze wspólne dzieło :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro