Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwsza...randka?

Wade

Obudziłem się koło południa. Wyspałem się jak nigdy w życiu, ale mam wrażenie że moje dobre samopoczucie było wywoływane przez jedną takową osóbkę *Wade, masz minę pedofila* Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i ruszyłem do kuchni. Tosty z dźemem i kawa *siekiera siekiera* to najlepsze śniadanie. Nawet nie zdałem sobie sprawy z tego że trzymam w dłoni telefon. Popatrzyłem na niego sceptycznie i po kilku minutach jednak się zdecydowałem. "Hejo :) śpisz jeszcze?" napisałem i wysłałem do Petera. Znając życie to chłopak o godzinie 13 pewnie już nie śpi, no ale z tymi naastolatkami to nigdy nic nie wiadomo. Trochę się zbeształem...zawsze miałem teksty genailne na każdą okazję, a jego jestem w stanie tylko zapytać czy jeszcze śpi...#starzejesz się#

Peter

Po śniadaniu udałem się do własnego pokoju jak zwykle przeskakując przez całe schody.
Z trudem uruchomiłem swój stary sprzęt jakim był właśnie komputer.
Nie posiadałem pieniędzy na cokolwiek lepszego, a przecież nie będę prosił ciocię o dofinansowanie na moje zachcianki.
Zagłębiłem się w sieci szukając informacji dotyczących nocnych zdarzeń.
Oczywiście, że tam były.
Nie jeden artykuł został ponownie poświęcony tajemniczemu bohaterowi z umiejętnościami pająka.
Tak się miło czytało o mnie samym.
Lekturę przerwały Mi wibracje telefonu.
Dostałem wiadomość.
Chwyciłem go do ręki od razu sprawdzając powiadomienia.
Ku mojemu zdziwieniu, to nie Ciocia napisała, a... korepetytor.
Nie mogłem opanować buzujących we mnie emocji.
Dopiero po kilku minutach postanowiłem mu odpisać.
,,Cześć. Najwyraźniej już nie śpię. :) ''

Wade

Gapiłem się w wyświetlacz jak sroka w gnat. Każda minutka trwała jakby wieczność. Zrezygnowany już miałem się poddać kiedy jednak dostałem wiadomość. *Wade, nie wypada ci skakać z radości*. Przygryzłem wargę, zastanawiając co napisać. Najchętniej zapytałbym wprost "Mogę wpaść na małe ruchanko?", ale uznałem że pewnie by się obraził. Przecież jeszcze nie wie jakie mam wobec niego plany, a powinienem jakoś go chyba oswoić z myślą że zaciągnę go w końcu do łóżka...jego...mojego. Ważne że tak... "Co tam porabiasz?" Wystukałem i wysłałem. Cholera, jestem żałosny

Peter

Uśmiechałem się do siebie samego jak głupi.
Nie powinienem się aż tak ekscytować, ale ten mężczyzna sam mnie do tego prowokował.
Nasłuchiwałem radia policyjnego kręcąc się na krześle obrotowym i jednocześnie czekając na kolejną wiadomość.
Została właśnie dostarczona.
I co ja niby miałem mu odpisać?
Że właśnie spodziewam się nowych wypadków, aby w obcisłym stroju pozaklejać pajęczyną paru gości?
Odetchnąłem głęboko.
,,Nic szczególnego. :) ''
Odpisałem mu niezbyt z tego zadowolony.
Przecież skłamać nic nie mogłem, a aktualnie wykonywana czynność stanowiła weekendową rutynę.

Wade

#no to tymbardziej chodź się bzykać!!# Cholera, masz rację. Chyba pierwszy raz byłem na kogoś tak napalony. No i siedzę jak ten debil w kuchni, żuję zimne tosty popijając zimną kawą i nie mam pojęcia co odpisać mojemu obiektowy...westchnień. "chodźmy na kawę?" brzmi jak tekst z takiej komedii "wpadnij do mnie?" domyśli się że jestem napalony "chodźmy do kina?" na chłopaków to nie działa. Nosz ja jebie w pizdu jebana kurwa mać! Ups...mój kubek właśnie wylądował na ścianie. Jebać to. "Jakieś plany na dziś?"- wysłałem

Peter

W radiu słyszałem tylko drobne wzmianki na temat patroli czy próby kradzieży torebki.
Czy Ci ludzie naprawdę nie mieli innych zajęć?
Albo przynajmniej postaraliby się z wymyśleniem czegoś... oryginalnego, pełnego akcji, pościgów, wybuchów.
O tak, tego Mi brakowało.
Kolejna wiadomość od nauczyciela.
Cholera, kolejny dylemat i zakłopotanie.
''Nie, dzisiaj jestem wolny.''
Napisałem mu wiedząc jak to brzmi.
Pan Wilson uzna, że pewnie próbuję go poderwać, a ja najnormalniej w świecie próbowałem wymyślić cokolwiek innego.
Niestety, nie odniosłem żadnych skutków.
Dobrze, że przynajmniej to co mu odpisałem było prawdą.
Nie miałem planów, wszystko było jedną wielką improwizacją.
Chociaż... Może w porze obiadowej wyskoczyłbym coś zjeść w centrum.
To dobra myśl.

Wade

*Wade...pomóc ci?* No dawaj... Daj telefon... "Wiesz co...bo właśnie przerabiam domowy kurs gotowania i potrzebuję testera...jeśli postaram się nie dodać arszeniku to wpadłbyś ocenić?" wysłane... #geniusz kurwa# Nie no ziomuś, serio polać ci. Boże, zajebiste rozwiązanie. Nieco dające do myślenia ale ja nie widziałem tu żadnego haczyka

Peter

Wstałem z krzesła w celu pójścia prosto na swoje łóżko i niecierpliwego wyczekiwania godnej mojej uwagi akcji.
Po pokoju rozniósł się dźwięk dochodzący z telefonu.
Pan Wilson coś napisał.
Początkowo nie mogłem uwierzyć w wiadomość od niego.
Dla sprawdzenia przeczytałem ją po raz kolejny. I jeszcze jeden.
To nie moja wyobraźnia, a najzwyklejsza prawda.
Mój nauczyciel zapraszał mnie do swojego domu.
,,Oczywiście, jednakże bez dokładnego adresu nie uda Mi się dotrzeć do pańskiego domu.''
Odpisałem mężczyźnie próbując nie wyjść na takiego dziecka,którym niestety byłem...
Ręce Mi nieprzyjemnie drżały.
Nie było odwrotu. Przecież już to wysłałem.

Wade

Napisałem mu adres z dopiskiem, aby wpadł wieczorem. Kurwa...pomysł genialny, ale serio będę musiał coś ugotować...czy odgrzewanie chimichangi w piekarniku zalicza się do gotowania? Jasny chuj... Dobra, wziąłem telefon i poszedłem do sypialni gdzie miałem laptopa. Sam nie miałem inwencji twórczej, więc jeszcze dopisałem " Na co masz ochotę?" i wysłałem. Wolałem żeby sam mi podał jakąś potrawę, żebym nie musiał kilka godzin siedzieć szukając odpowiedniej

Peter

Odebrałem wiadomość.
Miałem jeszcze około pięciu godzin na przyszykowanie się i znalezienie jego domu.
Nie często bywałem w tej dzielnicy.
Chociaż... Czy mnie tam wczoraj nie było?
A więc mój korepetytor mieszkał blisko magazynu. Ciekawiło mnie to jakie miał stosunki z mafią. Albo przynajmniej powiązanie z wczorajszymi zdarzeniami.
Kolejne powiadomienie.
Tym razem zapytał mnie o to, na co mam ochotę.
Najchętniej schrupałbym jego, ale przecież tak odpisać nie wypada!
,,Nie chcę panu sprawiać żadnego kłopotu z tym posiłkiem.''
I była to znowu prawda.
Mógłbym z nim nawet przesiedzieć przy najzwyklejszej szklance wody.

Wade

"Okej, wymyślę coś...ps. Mam na imię Wade, nie pan :)" odpisałem. Czułem się staro kiedy ktoś tak do mnie mówi. Na chwilę oderwałem wzrok od wyświetlacza i rozejrzałem się po sypialni. Kurna trzeba posprzątać... Wszędzie się walały puste opakowania po zupkach chińskich, jakieś stare łuski od pocisków, specyfiki do pielęgnacji moich katan. No i same katany...Cholercia... Trzebaby wszystko pochować, bo wszędzie się walało coś co zdradzało moją tożsamość najemnika.

Peter

Poczułem się niezręcznie, gdy mężczyzna wyraźnie zakomunikował, abyśmy przeszli na ,,ty". 
To była dla mnie nowa sytuacja.
Ze względu na zachowany szacunek jeszcze do żadnego nauczyciela nie zwracałem się po imieniu.
No i też żadnego nie pragnąłem tak bardzo...
Już nie odpisywałem mu na tę wiadomość.
Przeszedłem do łazienki w celu wzięcia zimnego prysznicu.
Potrzebowałem czegoś co uspokoiłoby moje emocje.
W takowej chwili wręcz skakałem z podekscytowania.

Wade

Dobra, przeszukałem internet wzdłuż i wszerz i znalazłem coś fajnego. Lekka zupa z kiełkami, na drugie malutkie kawałki kurczaka w cieście #jeśli jest wege to się pochlastam# i sałatka ze świeżych owoców, a na deser tiramisu z czekoladą. *Wade...czekolada to afrodyzjak...* #zamknij ryj, dobrze jest, ja jeszcze polecam szczyptę sproszkowanej viagry# Popatrzyłem na swoje odbicie w wyświetlaczu telefonu z miną "wtf?" i zignorowałem głos. Dobra...nie miałem aż tyle czasu żeby iść jeszcze na zakupy więc zrobiłem listę i wyszedłem na klatkę. Moją sąsiadką była pewna starsza kobieta nazwiskiem Huston i bardzo ją lubię. CZasem przynosi mi swoje wypieki i nie jest to typowa staruszka z tuzinem kotów. Jest pełna energii i ciagle mnie pyta kiedy się ożenie, bo już od kilku lat szykuje sobie sukienkę gdybym ją zaprosił  na wesele. Zapukałem i gdy mi otworzyła, powiedziałem tajemniczo że szykuję wytworną kolację i czy nie zechciałaby mi pomóc z zakupami. Nie było potrzeby mówić jej że nie zaprosiłem dziewczyny. I tak wyskoczyła z domu jakby jej odjęło z 20 lat. Wiedziałem że w godzinkę się upora z zakupami więc w tym czasie postanowiłem posprzątać.

Peter

Znacznie ochłonąłem pod strumieniami zimnej wody ociekającej prosto na twarz.
Była to moja mała forma relaksu, oczywiście nie licząc złożonego wysiłku na dachach budynków w Nowym Jorku.
Teraz nie miałem czasu na poszukiwania kolejnych przestępców.
Wyszedłem z łazienki.
Jedynym moim okryciem był jasny ręcznik zawiązany na biodrach.
Zatrzymałem się na chwilę przy lustrze.
O rany. Czy ja naprawdę wyglądałem tak źle?
Moje kolano wciąż eksponowało odkrytą ranę.
Z resztą ciała  nie było lepiej.
Pokrywałem się najróżniejszymi siniakami, zadrapaniami.
Cóż, uroki bycia superbohaterem.
Zasiadłem na łóżku uprzednio wyłączając policyjne radio.
Nie mogłem sobie teraz zawracać tym głowy...
To chyba pierwszy raz, kiedy musiałem wybierać między bezpieczeństwem miasta, a osobą, która tak bardzo Mi się podobała.

Wade

Kiedy wszystkie rzeczy zdradzające moją tożsamość były pochowane, a mieszkanie aż błyszczało usłyszałem dzwonek. Pani Huston dostarczyła mi zakupy z tajemniczym uśmiechem i czym prędzej się oddaliła  do swojego mieszkanka. Zabrałem się za gotowanie i z przepisem szło mi nawet sprawnie. Może gotowanie nie jest takie złe. Ostatni raz gotowałem zanim Mercedes... Otrząsnąłem się i kroiłem dalej filety, odpowiednio je przyprawiając. było około 20 kiedy wszystko było dotowe i tylko siedziało w garnkach aby nie wystygło. Wpadłem jeszcze do sąsiadki po jakiś ładny obrus. Zastanawiałem się czy wziąć jeszcze świeczki i lampki wina ale stwierdziłem że to sceneria z takiego romansu, więc do picia zaparzyłem herbatę z trawą cytrynową w chińskim tradycyjnym czajniczku i ustawiłem dwie czarki.

Peter

W wolnym czasie między przygotowaniami udało Mi się zrobić jeszcze kilka zadań z mojej ostatniej pracy domowej.
Tak, z matematyki.
Nie potrafiłem skupić się na żadnych obliczeniach, a z tabelki ledwo co byłem w stanie cokolwiek odczytać.
Cisnąłem książką o blat biurka.
Wróciłem do szykowania się.
Moim zadaniem zostało przebranie się elegantsze ubrania. Pojawienie się w domu nauczyciela w najzwyklejszej koszulce było według mnie nieodpowiednie.
Z utęsknieniem spojrzałem na kostium w głębi szafy.
Niestety dzisiaj musiałem sobie poradzić bez niego.
Oby podczas tego jakże wspaniałego wieczoru nie przeszkodziły Mi odgłosy syren policyjnych.
Włożyłem na siebie białą koszulę z krótkim rękawem, ciemne spodnie oraz bluzę w zbliżonym odcieniu.
Nie wyglądałem aż tak wytwornie, jednakże garnitur przecież w ogóle nie pasowałby do ów sytuacji.
Wyszedłem z domu uprzednio zostawiając na stole kuchennym karteczkę z wiadomością dla Cioci.
Tak w razie czego, jeżeliby się martwiła.
I tak będzie do mnie wydzwaniała, i to z pewnością nie raz.
Wahałem się przed tym, czy powinienem iść do nauczyciela z pustymi rękami.
Kwiatów mu przecież nie kupię, a czekoladki... A co jeżeli wybiorę zły smak?
No nic.
Może Mi wybaczy. W końcu jestem tylko dzieckiem.
Na pieszo doszedłem do mieszkania pana Wilson'a.
20:16.
Nie był to aż taki zły czas.
Przed samymi drzwiami poprawiłem jeszcze swoje włosy, jak i ubiór.
Wyciągnąłem dłoń w stronę drzwi w celu zapukania.

Wade

Zdążyłem jeszcze zaglądnąć do szafy aby znaleźć odpowiednie ubranie. Nie wypadało paradować w dresie... Cholera, zabawnie by to wyglądało jakbyśmy siedzieli on w cywilu a ja w moim stroju. W końcu wybrałem ciemne jeansy i czarną koszulę, której rękawy podwinąłem do długości łokci. Zapinałem ostatni guzik kiedy usłyszałem dzwonek. Natychmiast rzuciłem się do drzwi i otworzyłem je

Peter

Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna od razu otworzył Mi drzwi.
Jak dobrze, że nie pomyliłem adresu. Nie spisałem go wcześniej na żadnej karteczce, a więc pozostała Mi tylko pamięć.
Widząc go w progu od razu sięgnąłem jedną dłonią do końca koszuli. Zacząłem go podskubywać.
Mój odruch nerwowy, nic na to nie poradziłem.
Hej, czy ktoś mówił temu osobnikowi, że wygląda bosko?
Pewnie codziennie, na każdym kroku.
- Dobry wieczór - wydukałem nie spuszczając z niego onieśmielonego wzroku.

Wade

- Cześć- powieedziałem swobodnie i prześledziłem wzrokiem jego sylwetkę...wyglądał wspaniale...#koszulę łatwo się zdejmie, ze spodniami tez nie powinno być problemu# * Wade, nie uczesałeś się!* Cholera, rzeczywiście, nie zdążyłem sięgnąć po grzebień i nie byłem pewien czy na łbie mam artystyczny nieład czy szopę. Dyskretnie próbowałem je przeczesać palcami- Właź- powiedziałem i odsunąłem się, aby go wpuścić

Peter

Mężczyzna wydawał Mi się być beztroski na każdym kroku.
Widocznie nie przeszkadzał mu fakt, że właśnie zaprosił na posiłek osobnika, którego nauczał.
Przekroczyłem nieśmiało próg od razu rozglądając się po miejscu.
Panował tu niezwykły ład.
Wystarczyło Mi tylko zgadywać, czy zawsze tak to wyglądało, czy tylko podczas odwiedzin.
Korepetytor jak na razie zachowywał się zbyt tajemniczo, nie będzie Mi aż tak łatwo go rozszyfrować.
Dobiegł do mnie aromatyczny zapach.
Widocznie szykował coś smacznego.

Wade

- Jaki jest twój stosunek do mięsa- zapytałem od razu. Widziałem że ciekawie rozgląda się po mieszkaniu i miałem nadzieję że nic mnie nie zdradzało, jestem pewnien że schowałem absolutnie wszystko co mogłoby wskazywać na podwójną osobowość

Peter

Mój wzrok tkwił w poszczególnych elementach mieszkania.
Byłem po prostu zbyt ciekawski.
Głęboko wierzyłem w to, że znajdę w tym miejscu cokolwiek związanego z jego wczorajszą obecnością w opuszczonym magazynie.
Miał do niego naprawdę blisko, a więc może po prostu przeszedł obok całej akcji?
Czy mafia każdemu przypadkowemu człowiekowi rozdaje karteczkę z numerem telefonu?
Odwróciłem się do niego, gdy tylko dotarły do mnie słowa WIlson'a.
- Nie przepadam zbytnio za mięsem, jednakże mówię tylko o określonych rodzajach - była to moja okazjonalna regułka. Mój organizm nie najlepiej reagował na wołowinę oraz wieprzowinę, przez co musiałem wykluczyć je ze swojej diety.

Wade

- A kurczak?- zawachałem się podchodząc do garnków. Wyjąłem miseczki i zamieszałem zupę. wyglądała nieźle, kiełki ładnie się komponowały.

Peter

Włożyłem dłonie do kieszeni, aby powstrzymać się od niszczenia brzegów swoich ubrań.
- W zupełności Mi nie przeszkadza - uśmiechnąłem się lekko.
Wzrok wcale nie odbiegał od poruszającej się po kuchni sylwetce Wilson'a.
Byłem ciekaw co przyrządził.

Wade

- To uchroniłeś mnie od samobójstwa- zaśmiałem się i nalałem zupę do misek. Wskazałem głową chłopakowi aby usiadł przy stole

Peter

Uśmiechnąłem się lekko na jego komentarz.
Mężczyzna wskazał Mi miejsce, a ja grzecznie je zająłem.
Nawet stół był wspaniale nakryty.
Nie spodziewałem się tego po nim, ale jak widać naprawdę zależało mu na tym, aby wszystko wypadło jak najlepiej.
Pierwszy raz, gdy będę jadł posiłek z mężczyzną. W ogóle z kimś z poza rodziny.

Wade

- Smacznego- usmiechnąłem się do  niego i zacząłem jeść uważnie go obserwując, aby wychwycić najdrobniejszy grymas, gdyby mu jednak nie smakowało

Peter

Chwyciłem za łyżkę i zacząłem posiłek.
Oddałem się tej niesamowitej przyjemności. Trzeba było przyznać, mężczyzna potrafił gotować, i to wybornie.
W porównaniu do mojej osoby był cudotwórcą.
A może ja po prostu nie miałem okazji do nauczenia się tego. W kuchni zawsze rządziła ciocia, nie dopuszczała mnie nawet do przyszykowania stołu.
Wyraźnie czułem na sobie spojrzenie Wade'a. Zależało mu na zadowalającej opinii.

Wade

- Jak ci idzie powtórka?- chciałem zacząć jakiś neutralny temat. #debilu...co mogło się zmienić od wczoraj? myślisz że dostał nobla za zasługi w tej dziedzinie?#

Peter

Spokojnie skończyłem jeść zupę.
Obrzuciłem go zdezorientowanym wzrokiem na ów pytanie.
- Jest dobrze, daję sobie radę - skłamałem z  wciąż nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
Ten mężczyzna naprawdę coś w sobie miał. Coś co skłaniało mnie do stawania się coraz lepszym.
Nawet w tej matematyce.

Wade

- To dobrze- odpowiedziałem i wstałem aby zabrać miski- Cieszę się, że moja nauka nie poszła się...nie poszła w las- #chciałeś powiedzieć że nie poszła się jebać# tak, musiałem się przy nim powsrzymywać, nie wypadało mi być wulgarnym przy chłopaku, bo był młodszy *demoralizacja* ale też nie chcaiłem wyjść na chama

Peter

Wręczyłem mu swoją miseczkę wciąż kierując wzrokiem za jego osobą.
Poruszał się po pomieszczeniu z pewną finezją, przez co był posiłkiem dla samych moich oczu.
Zakryłem usta dłonią powstrzymując się od śmiechu na jego słowa.
Dobrze wiedziałem co takiego chciał powiedzieć. W ostateczności zmienił swoje zdanie utrzymując fason.
- Mieszka pan... znaczy mieszkasz w bardzo... szemranej dzielnicy - byłem świadomy tego, iż podejmuję teraz złą decyzję zejścia na ów temat.

Wade

- No tak jakoś wyszło...-zawahałem się. Przez moment miałem wrażenie, że to szemranie też wskazywało na mnie. Zlekceważyłem to, pewnie to tylko moje fanaberie i paranoidalny lęk przez odkryciem mojej tożsamości...Hej, a może to była aluzja...- Mi to nie przeszkadza, ale jeśli się boisz, to możesz tu zostać na noc, albo mogę cię odprowadzić- chciałem wzruszyć ramionami, aaby udawać obojętność, ale wszystko popsuła...propozycja dosłyszalna w moim głosie. Odwróciłem się udając że wsadzanie miseczek do zmywarki jest bardzo zajmujące, aby nie widział mojego uśmiechu. Nie mam kanapy...

Peter

Oparłem się pewniej na krześle.
Zająłem się teraz powolnym podziwianiem wnętrza tego mieszkania.
Wszystko było tu wpasowane z dokładnością co do jednego milimetra, miało tak jakby z góry ustalone miejsce.
- Nie chciałbym stwarzać żadnych kłopotów... - odpowiedziałem mu.
Nie uraziły mnie te słowa, w końcu mężczyzna nie wiedział kto się kryje pod maską Spider-Man'a.
Wciąż miał mnie za bezbronnego chłopca z talentem rysowniczym.
- Czy słyszałeś o wczorajszych wydarzeniach z udziałem mafii? Miały miejsce niedaleko tego domu, tuż przy magazynie - podjąłem się kolejnego tematu, wiedząc, że jest to coraz bardziej niebezpieczne.
W razie czego, ustalmy, iż pajęczak jest moim idolem.

Wade

- Nie, jakoś nic mi się nie obiło...- udawałem że się zastanawiam- Chociaż czekaj...tak rzeczywiscie policja podobno miała jakąś łapankę w tym rejonie, ale nic więcej nie kojarzę, bo nie było mnie wczoraj w domu- wzruszyłem ramionami. Lepiej być ostrożnym, nie chciałbym żeby ktokolwiek kojarzył mnie z mafią. Jakby co, to miałem kilka osób, które mogłoby "potwierdzić" moje alibi

Peter

Kiwnąłem głową w celu potwierdzenia jego słów.
Przecież doskonale wiedziałem, że było inaczej, jednakże nie mogłem mu teraz o tym powiedzieć.
Mógłby powoli układać każdą informację jak puzzle, aby w końcu doprowadzić do odkrycia mojej osoby.
A tego z pewnością chciałem uniknąć.
- Żałuję, że mnie tam nie było. Chciałbym podziwiać kolejną akcję Spider-Man'a... Czy słyszał pan... słyszałeś o nim? - poprawiłem się wypowiadając każde słowo z wyczuwalnym podekscytowaniem.
Żadne podejrzenia nie mogły na mnie wpłynąć.
Szczególnie, gdy robiłem zdjęcia do Daily Bugle.

Wade

- Tak, miałem tą przyjemność- uśmiechnąłem się. Nie chciałem się jednak wgłębiać w szczegóły, aby się nie zdradzić.- Całkiem...ciekawa osoba, ale prawie nic o nim nie wiem, tak prywatnie. - pewnie mało osób miało okazję porozmawiać z nim choć chwilkę, więc nie chciałem się pchać przed szereg

Peter

- Nowy Jork potrzebuje takich bohaterów - dodałem z ogromną ulgą.
To tylko oznaczało, że miałem jak najbardziej czystą kartę bez jakichkolwiek przekonań o swojej drugiej tożsamości.
Oparłem brodę na dłoni jak to miałem w swoim zwyczaju.
Postanowiłem już przerwać tę jakże krótką rozmowę na temat Spider-Man'a.

Wade

- Pewnie, na świecie jest pełno zła, więc jak najbardziej ich potrzebujemy- dodałem neutralnie i nałożyłem drugie danie na talesze. Porcja ryżu, do tego kurczak w ciescie z sosem słodko-kwaśnym i sałatka owocowa w salaterkach. Popatrzyłem dumny na swoje dzieło i postawiłem talerze na stole

Peter

Przytaknąłem mu.
Zaskoczony obserwowałem jak wykonuje kolejne czynności.
Testerzy jego jedzenia byli prawdziwymi szczęściarzami.
Wróciłem do kulturalnej pozycji ściągając dłoń ze stołu.
- Wygląda apetycznie - mruknąłem z wyrazami uznania, gdy ten postawił przede mną talerz z istnym dziełem.
Gdyby się dało go wymienić za Ciocię, zrobiłbym to od razu. I to nie tylko za jego zdolności kulinarne...

Wade

- Cieszę się, dawno nie gotowałem- powiedziałem i chwyciłem za widelec #ty kurwa, dobre# Rzeczywiście, dzięki wam niebiosa, udał się nawet nieźle. Nie było to na miarę Top Chefa ale zawsze coś

Peter

Chętnie zajadałem się przygotowaną przez Wade'a potrawą.
To było przepyszne!
Podobno dawno nie gotował, lecz mimo tego nie wyszedł z wprawy.
Skończyłem posiłek tuż przed nim.
Nic dziwnego, przecież coś takiego mógłbyn jeść codziennie.
Miałem do tego osobnika tyle pytań, jednakże znaczna ich część mogłaby się wydawać zbyt prywatna.

Wade

- Co chciałbyś robić po deserze?- zapytałem gdy skończyłem własną porcję. Popatrzyłem na niego i wyciągnąłem rękę przez stół. Przejechałem kciukiem po dolnej wardze chłopaka- Sosik- powiedziałem i uśmiechnąłem się rozbrajająco, po czym wstałem i sięgnąłem po talerze

Peter

- Umm.. Nie mam poję... - nie dokończyłem zdania zbyt zdumiony tym zajściem.
Dotyk tego mężczyzny był niezmiernie kojący, nawet jeżeli to chwilowe musnięcie kciukiem mojej wargi.
Czułem jak powoli moje policzki zaczynają się rumienić.
Odwróciłem wzrok szukając rozpaczliwie punktu jakiegokolwiek zaczepienia.
Właśnie się przed nim ośmieszyłem. To wszystko jest winą mojego ciała i sposobu w jaki reaguje na właśnie takie gesty.
Skrzyżowałem nogi pod stołem próbując się pozbyć natarczywych myśli z korepetytorem w roli głównej.

Wade

Jego mina była moim małym sukcesem, jego reakcja mnie usatysfakcjonowała. Zabrałem talerze i wsadziłem do zmywarki- Mam wolny wieczór, możemy porobić na co tylko masz ochotę. Możemy obejrzeć coś, gdzieś pójść...albo...-sugestywnie zawiesiłem głos odwracając się do niego. Skrzyżowałem ręce na piersi i popatrzyłem jakby w zadumie...

Peter

Na co tylko mam ochotę?
Przecież pana już nie trzeba robić...
Kusiło mnie, aby podjąć pierwsze kroki, jednakże to co zaproponował...
Mogło być dobrym rozwinięciem tej sytuacji.
Jeżeli wyszlibyśmy z domu, miałbym dodatkową okazję na patrolowanie miasta.
Chyba powinienem odpuścić sobie na dzisiaj zabawę w bohatera...
Zwróciłem na niego ponownie swój pytający i jakże zakłopotany wzrok.
- Albo? - czekałem aż dokończy wypowiedź.

Wade

- Albo pójść dalej z trygonometrią- wzruszyłem ramionami. Jego zakłopotanie było takie urocze. Serio, wygląda jak  anioł kiedy patrzy na mnie tymi ślicznymi oczkami z wyczekiwaniem...i czymś jeszcze...ciekawością? Nie umiałem do końca zinterpretować tego blasku...- Ale znając życie, nie ma nic gorszego niż nauka w weekend

Peter

Przeżyłem duże zaskoczenie po raz kolejny.
Wcale nie spodziewałem się takowych słów z jego ust.
Więc co? Z nauczycielem nic nie wyjdzie, nawet jeżeli jest tak zabójczo przystojny.
Jeszcze mnie zasypie przykładami do rozwiązania  podczas wspólnej zabawy....
Odwróciłem wzrok patrząc się we wszystko, jednakże nie w Wade'a.
Nie chciałem po raz kolejny wywołać na swoich policzkach różowej barwy.
- Możemy się gdzieś przejść - zaproponowałem.

Wade

-Okej, może Central Park?- powiedziałem patrząc przez okno. Było już ciemno, co nadawałoby przyjemną atmosferę. Wyjąłem z lodówki naczynka z tiramisu. Postawiłem deser przez Peterem i przez ułamek sekundy miałem ochotę wziąć łyżeczkę i go nakarmić, musiałby wtedy wyglądać mega seksownie. No ale po prostu dałem mu pucharek z łyżeczką w środku i usiadłem naprzeciwko

Peter

- Czemu nie... - mruknąłem.
Dosłownie chwilę później pojawił się przede mną pucharek z deserem.
Samym wyglądem zachęcał do spróbowania go.
Zacząłem powoli jeść tiramisu. Oblizywałem przy tym zręcznie łyżeczkę.
Po prostu taki miałem nawyk, a to małe kolejne dzieło nie chciało Mi odpuścić.
Wieczór w Central Parku brzmiał zachęcająco, chociaż nie w weekend.
Pełno było tam niewychowanej młodzieży z alkoholem w butelkach po soku. Okropność.

Wade

Jasny chuj....czy on to robi specjalnie? Czy on musi w taki sposób oblizywać tą łyżeczkę? Ten gest jest pełen niewinności, ale mnie wszystko wydaje się pruderyjne. *przestań się gapić na jego usta!*- O której musisz być w domu?- zapytałem

Peter

Róż wciąż nie schodził z moich policzków, a spojrzenie mężczyzny wzmacniało go jeszcze bardziej.
Próbowałem się powstrzymać od tej czynności, jednakże... po co?
Tyo tylko rozgrzewało całą atmosferę.
Albo dzięki temu niżej upaść nie mogłem.
- Nie mam wyznaczonej godziny - odpowiedziałem mu wpatrując się w swój deser.
Ciocia zdawała sobie sprawę z tego, iż był weekend, a ja jak zwykle nie zamierzałem sprawiać żadnych kłopotów.

Wade

- Okej, mogę cię odprowadzić do domu- uśmiechnałem się do niego. Wstałem i zebrałem ostatnie naczynka do zmywarki

Peter

Podniosłem się z krzesła podsuwając je delikatnie do stołu.
Ustałem przy jednym z blatów kuchennych obserwując Wilson'a.
Robiłem to przez cały wieczór.
- Pomóc Ci w czymś? - zapytałem niepewnie, jednakże coś mnie do tego zmusiło.
Kultura? Nie.
Może chęć wykazania się.

Wade

#tak, możesz pójść ze mną do sypialni i zajeździć mnie na śmierć!!# Na serio musiałem przymknąć oczy, aby się uspokoić i nie ryknąć na głos, żeby się zamknął. Głos, nie Peter.- Jakbyś mógł włożyć czarki do zmywarki, to byłbym wdzięczny- powiedziałem i sam zabrałem się za mycie ręcznie dzbanuszka

Peter

- To... żaden problem - odparłem i od razu wziąłem się za jak najdelikatniejsze ustawianie tych naczyń do zmywarki.
Co chwilę zerkałem na Wilson'a, oczywiście zręcznie unikając przy tym jego własnego wzroku.
Nawet z tej perspektywy wyglądał olśniewająco.
Podniosłem się z podłogi i oparłem tyłem o blat.
Atmosfera między nami powoli stawała się luźniejsza. A może to ja po prostu pozwoliłem sobie na trochę więcej?

Wade

Wytarłem czajniczek i skierowałem się w stronę chłopaka. Rękę z naczynkiem skierowałem za plecy chłopaka. Nie, wcale to nie wyglądało jakbym go obejmował, no co wy? Heh... Odłożyłem dzbanuszek jak gdyby nigdy nic. Mogłem go poprosić, aby się przesunął, ale no...- Wszystko ma swoje miejsce- powiedziałem jakby to była najoczywistrza oczywistość #a twoje miejsce jest w mojej sypialni#

Peter

Odchyliłem się do tyłu, uciekając jeszcze bardziej w blat.
Mężczyzna był niebezpiecznie blisko całego mojego ciała.
Zachęcał mnie samą obecnością.
Kiwnąłem tylko lekko głową i odwróciłem zawiedziony wzrok.
Miałem nadzieję, że on się wycofa, bo dłużej już tak z pewnością nie mogłem wytrzymać.

Wade

Odsunałem się od niego jak bgyby nigdy nic.- To co, zbieramy się?- sapytałem zadziornie się uśmiechając

Peter

Pokiwałem głową.
Odepchnąłem się delikatnie dłońmi od blatu i skierowałem do drzwi.
W drodze poprawiłem bluzę, która przez te wszystkie ruchy ściągnęła się delikatnie z mojego ramienia.
W sumie wzięcie kostiumu nie byłoby takim złym pomysłem.
Od razu po wizycie u nauczyciela mogłem rozejrzeć się po mieście.
No cóż, trzeba było pomyśleć o tym wcześniej...

Wade

Zamknąłem za nami mieszkanie i wyszliśmy na dwór. Było po 22 więc zmrok już zapadł.- Mieszkasz tak gdzie ostatnio, czy od wczoraj się przeprowadziłeś?- zapytałem

Peter

Opuściłem mieszkanie.
Mój wzrok kierował się na mężczyznę w każdej wolnej chwili.
Słońce straciło miano źródła światła w Nowym Jorku na najbliższe pięć godzin.
- Nie zmieniałem adresu zamieszkania od dwunastu lat - odpowiedziałem Wilson'owi.

Wade

- Okej- powiedziałem tylko i schowałem dłonie w kieszenie. Ruszyłem przed siebie

Peter

Szedłem tuż obok mężczyzny, jednakże próbowałem zachować pewien dystans.
Czułem się zbyt nachalny.
Wade poruszał się pewnym wyczuciem. Kiedyś z pewnością go widziałem, ale... kiedy?
- To... gdzie idziemy? - zapytałem po dłuższej chwili milczenia i dyskretnego spoglądania na tego osobnika.

Wade

- Wiem, że jesteś dużym chłopcem, ale czuję się za ciebie odpowiedzialny, więc zapewne odprowadzam cię do domu- uśmiechnąłem się do niego. Mogłem jeszcze dodać że sam coś mówił o szemraniej okolicy, ale wolałem się nie narażać gdyby znowu zaczął ten niewygodny temat

Peter

Odwróciłem wzrok i zacząłem błagać samego siebie, aby nie pokryć się rumieńcem, gdy ten nazwał mnie ''dużym chłopcem''.
Przytaknąłem ledwo znacznie.
Nie przerywałem kroku, do mojego domu był jeszcze spory kawałek.
Uroki mieszkania na przedmieściach.

Wade

Nagle poczułem wibracje i gdy sięgnąłem do kieszeni zobaczyłem, że ktoś do mnie drzwoni. Okazało się że to "kolega po fachu", czyli znajomy, który znajduje mi klientów. Odebrałem aby się dowiedzieć, że znalazł kogoś, kto jest gotów zapłacić mi sumkę, za którą możnaby wybudować nowy dom od fundamentów.- Kto i ile?- zapytałem, ale Tom nie chcaił mi zdradzić nic więcej. Dowiedziałem się tylko że załatwił mi spotkanie na jutri rano. Rozłączyłem się i spojrzałem przepraszająco na Petera- Wybacz, znajomy potrzebował pomocy z projektem- skłamałem gładko

Peter

Nie zwalniałem wzroku z Wilson'a.
Nawet gdy ten zajął się rozmową z kimś innym.
Żałuję, że nie udało Mi się niczego usłyszeć.
A co jeżeli ten mężczyzna miał stały kontakt z mafią?
W końcu nawet nauczyciel może mieć swoją ciemną stronę...
Uśmiechnąłem się przelotnie.
Powątpiewałem w jego słowa.
Ułożyłem swoje dłonie do kieszeni bluzy. Zapewniało to dodatkową ochronę dla moich pajęczych umiejętności.

Wade

- Myślałeś już, czym się zajmiesz po szkole?- zapytałem. Właściwie nic nie wiedziałem o tym chłopaku...no może to, ze nie rzyga po moim kurczaku...

Peter

Kiwnąłem niepewnie głową.
Od ukończenia dwunastu lat układałem cały plan swojej przyszłości w głowie.
Zastanawiałem się dokładnie nad życiem zawodowym, co innego jeżeli mowa o moim drugim wcieleniu.
- Och, oczywiście. Będę biofizykiem - powiedziałem to z ogromnym przekonaniem. Nie było opcji o jakiejkolwiek zmianie planów.
Czułem powołanie do takiego wyboru kariery bez względu na wszystko.
W szkole osiągałem najwyższe z możliwych wyników, regularnie brałem udział w konkursach.

Wade

- O kurcze- spojrzałem na niego z uznaniem. Większość jego rówieśników mówiła "jak zdam maturę to się będę zastanawiać" a on już miał widać poważne plany.- To nieźle, powinieneś już teraz znaleźć sobie jakieś kontakty. Jeśli masz dobre oceny, to mógłbyś się starać o miejsce nawet w Oscorpie

Peter

Przytakiwałem mu. Wszystko o czym mówił było na mojej liście kolejnych kroków w przyszłość.
- Mój ojciec.. był jednym z najbardziej cenionych naukowców w Oscorpie. Nie będę miał żadnych problemów ze zdobyciem posady - mruknąłem z przekonaniem.
Po maturze, cała ta fundacja zacznie prosić mnie samego o dołączenie.
Moim zadaniem będzie wybrać między Oscorpem, a innymi, może i lepszymi placówkami.

Wade

- Twoim ojcem jest...był Richard?- zapytałem jeszcze bardziej zdziwiony. Słyszałem o tym człowieku. Niektórzy wylewali na niego wiadra oszczerstw, ale znałem prawdę odnośnie jego pracy. W czasie Projektu dowiedziałem się wielu rzeczy, w tym prawdziwej wersji jego osiągnięć. Nigdy mnie to jakoś nie interesowało, ale przypomniało mi się parę faktów. To znaczy, nie znałem żadnych konkretów, nie wiedziałem czym się dokładnie zajmował, ale podobno był jednym z największych naukowaców w Nowym Yorku

Peter

Kiwnąłem energicznie głową.
Widocznie mężczyzna był tym naprawdę zaskoczony.
Ucieszyła mnie ta reakcja. Jednak ktoś oprócz najbliższej rodziny i pracowników Oscorpu wciąż o nim pamiętał.

Wade

- Słyszałem do nim. Był....był dobrym człowiekiem...- nie wiedziałem co innego mógłbym wtedy powiedzieć

Peter

Wbiłem swój wzrok przed siebie.
Byliśmy coraz bliżej celu.
Pokładałem nadzieję, w to iż mężczyzna zmieni temat.
Powrót do wspomnień z moimi rodzicami nie był łatwy.
Wciąż tworzyłem kolejne teorie na temat ich życia. Musieli tak jak ja coś ukrywać. I właśnie to coś przyczyniło się do zniszczenia tych ludzi.
Westchnąłem ciężko.

Wade

- Przepraszam, nie powinienem poruszać tego tematu- powiedziałem widząc jego minę. *Widzisz,zawsze musisz coś zepsuć* Miałem ochotę teraz go przytulić, ale jakoś...wiem że by tego nie chciał. Sam wiedziałem z doświadczenia, że w takich moemntach człowiek nie szuka pocieszenia, a jedynie zrozumienia

Peter

- Przyzwyczaiłem się - odparłem wymuszając na swojej twarzy chociażby najdelikatniejszy cień uśmiechu.
Byłem bohaterem, nie mogłem ot tak zacząć płakać z powodu ludzi, których nawet nie było dane Mi poznać.
Dowiadywałem się o nich z opowieści cioci, jednakże nawet ona nie zdradzała zbyt wiele.
Była jeszcze bardziej roztrzęsiona.
Wilson wydawał Mi się być trochę zakłopotany. To.. urocze.

Wade

Nawet nie zauważyłem kiedy znaleźliśmy się pod jego blokiem. Jeszcze dla pewności zapytałem- To tutaj, prawda?

Peter

- T-tak, tutaj. Dziękuję... za cały wieczór - krążyłem wzrokiem po całym otoczeniu przeklinając się w myślach.
W tej chwili czułem się jakbym wracał z randki.
Pierwszej randki.
Taka prawda, nigdy na jakiejkolwiek nie byłem.
Na próżno szukałem w myślach jakichkolwiek innych form podziękowań.
Musiały wystarczyć te słowa wyciągnięte z nisko budżetowych filmów romantycznych.

Wade

- To ja powinienem podziękować, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością- powiedziałem wyniosłym tonem uśmiechając się

Peter

Miałem teraz ochotę zrobić coś niewyobrażalnie... okropnego.
Jak dla tego osobnika.
W mojej głowie wybuchła wojna pomiędzy myślami. Sam nie mogłem zdecydować, po której stronie tak właściwie jestem.
Ów zachowanie byłoby karygodne, przecież przede mną stał nauczyciel.
Nasza relacja powoli nabierała barw, a ja musiałem powstrzymać się od kolejnej porażki.
- To... ja już pójdę... Dobranoc - głos nieprzyjemnie drżał.
Z trudem zrobiłem krok do tyłu.

Wade

Kiedy zobaczyłem jak się cofa podjąłem spontaniczną i samobójczą decyzję. Szybko do niego podszedłem i objąłem jedną ręką w pasie, przyciagając do siebie. Zblizyłem się do niego tak, ze nasze usta dzieliły już tylko milimetry- Mogę?- wyszeptałem. Chciałem aby to on podjął decyzję, nie mogłem go do niczego zmuszać. Przecież mógłby teraz mnie odepchnąć, uciec i już nigdy więcej nie odezwać się do mnie

Peter

Miałem właśnie odwrócić się na pięcie i wrócić jak najszybciej do mieszkania.
Widocznie ktoś zamierzał Mi w tym przeszkodzić.
Obrzuciłem Wilson'a zdumionym wzrokiem, kiedy ten gwałtownie mnie do siebie przyciągnął.
Nigdy nie podsunąłbym nawet żadnych przypuszczeń co do takiego zachowania ze strony mężczyzny.
Nie odpowiedziałem na jego pytanie, a sam skorzystałem z okazji.
Uniosłem się na palcach ku górze.
Ten wzrost od zawsze był moim kompleksem, jak i problemem życiowym.
Swoimi wargami musnąłem usta Wade'a.
Przymknąłem powieki pogłębiając pocałunek.
Temperatura wokół nas przyjemnie rosła, a ja czułem jak kolana uginają się pod ciężarem samych pozytywnych emocji.
Oderwałem się od twarzy mężczyzny.
- Przepraszam...

Wade

- Niby za co dzieciaku?- cichutko się zaśmiałem i ponowiłem pocałunek. Lekko przygryzłem jego wargę, a potem przesunąłem po niej językiem prosząc o pozwolenie. Wolną ręką chwyciłem go za dłoń, splatając razem nasze palce

Peter

Wzruszyłem tak po prostu ramionami.
Widocznie mężczyźnie nie przeszkadzało moje zachowanie.
Prosił o więcej.
Wprowadziłem nas w o wiele głębszy pocałunek, lekko pieszcząc swoimi ustami jego wargi.
Miało być to odpowiedzią na jeden z jego gestów.
W głębi duszy modliłem się, aby nikt z sąsiadów nie chciał teraz wyjrzeć przez okno.
Zastaliby z pewnością bardzo niedogodny dla naszej dwójki widok...

Wade

Zamruczałem zadowolony, czując, że odpowiada na moje pocałunki. Wsunąłem język w jego usta dokładnie penetrujac wnętrze, gładziłem jego podniebienie, ciekawie badałem każdy szczegół. Zabrałem rękę z jego talii i przesunąłem ją wyżej, wplatając palce w kosmyki jego cudownych włosów

Peter

Każdy ruch ze strony mężczyzny wydawał Mi się być niesamowicie przemyślany, pełen wyczucia.
A może po prostu miał on jakiekolwiek doświadczenie.
Co innego, jeżeli mówimy o mojej osobie.
Nigdy z nikim nie byłem aż tak blisko.
W ogóle z nikim się nie spotykałem....
Panicznie odpowiadałem na jego kolejne działania.
Byłem coraz bardziej rozerwany wewnętrznie.
Pragnąłem, aby ta chwila trwała jak najdłużej, a jednocześnie obawiałem się naszej widoczności.
W końcu znajdowaliśmy się w miejscu publicznym.

Wade

Czułem, że chłopak jest trochę spięty. Może się stresował tym że byliśmy na widoku, a może to był jego pierwszy pocałunek? Nie, taki boski chłopak musiał mieć wiele dziewczyn w swoim życiu. Z żalem się od niego oderwałem. Dokończymy to kiedy indziej, w bardziej intymnych warunkach. - To...do zobaczenia?- powiedziałem wciąż stojąc kilka centymetrów od niego

Peter

Musiałem przyznać, że mężczyzna miał klasę.
Po tym co między nami zaszło, potrafił bez zbędnych emocji przerwać i pożegnać się.
Przytaknąłem mu nieśmiało odrywając wzrok.
- Do zobaczenia... - wyplątałem nasze dłonie nie wiedząc, czy już odwrócić się i grzecznie odejść.
Po raz ostatni posłałem mu niewinny uśmiech, a potem w trybie natychmiastowym znalazłem się w mieszkaniu.
I pomyśleć, że to wszystko przez tego jednego mężczyznę...

Wade

Peter był wyraźnie...zadowolony?Zdziwiony? Zaintrygowany? Nie umiałem do końca określić jego odczuć. Wiedziałem jedno- następnym razem nie będę się w stanie powstrzymać, przed posunięciem się dalej. gdy zniknął za drzwiami ja również się oddaliłem

Peter

Żywiołowo wpadłem do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Nie miałem pojęcia co o tym myśleć.
Podobało Mi się, to pewne.
Ale czy powinno?
Wilson był nauczycielem, o wiele starszym osobnikiem.
Zrzuciłem z siebie ubrania zamieniając je na czerwono-niebieski spandex.
Muszę wykorzystać czas pod nieobecność Cioci.
A kto wie co się działo w Nowym Jorku, podczas gdy ja byłem zajęty doskonałym posiłkiem z jeszcze doskonalszym mężczyzną?

Wade

Wróciłem do domu ciesząc się jak jasny chuj. Pociagnąłem sobie z butelki szkockiej, która oczywiście po kilku chwilach wyparowała z mojego organizmu. Chciało mi się skakać z radości. #zachowujesz się jak ostatnia pizda z okresem# Eee tam... Wcisnąłem się w moje wdzianko, ale pomyślałem, że dzisiaj mam noc dobroci i nie zajmę się żadnym zleceniem. Udałem się kilka dzielnic dalej i po prostu przysiadłem sobie na skraju dachu. Udało mi się znaleźć takie miejsce że jakby się dobrze przyjrzeć to możnaby zobaczyć kilka gwiazd. Westchnąłem...kiedy jeszcze byłem dzieckiem jeździłem na wieś, a tam kazdej bezchmurnej nocy mogłem obserwować rozgwieżdżone niebo

Peter

Wyskoczyłem przez okno mojego pokoju od razu kierując się na nocny patrol.
Ledwo co mogłem się skupić na strzelaniu pajęczyną w kolejne ściany.
Moimi myślami zawładnął Wade.
Cała jego postać, wygląd, zachowanie, charakter.
I ten jakże przyjemny pocałunek...
Powinienem się uspokoić. Przecież czeka na mnie praca.
A z takowym rozkojarzeniem nikogo nie złapię.
Dobiegły do mnie straszliwe krzyki.
W mgnieniu oka wyśledziłem skąd one dochodzą.
Była to jedna z tych ciemniejszych i obskurnych ślepych uliczek, gdzie niemili panowie czekali tylko na swoje ofiary. Czasem grozili nożem, tak jak właśnie w tym przypadku.
Poszkodowaną okazała się być blond włosa kobieta, natomiast jej napastnikami trzech zakapturzonych mężczyzn.
Westchnąłem ciężko stojąc na skraju dachu.
To mogłem bez problemu nazwać tchórzostwem.

Wade

Zastanawiałem się...czy ja w ogóle dobrze postępuję? Pragnąłem Petera, ale teraz miałem wątpliwości, czy aby na pewno powinienem pozwolić nam na coś więcej. Wiedziałem że spędzę z nim najwyżej kilka nocy, ale co potem? Znajdę sobie kogoś innego, może kobietę. Też na kilka nocy. Albo jedną. Od śmierci Mercedes nie bawiłem się w związki, bo...#bo jestem zakłamanym puszczalskim skurwielem# *bo się boję* Tak kurwa. Chyba właśnie się bałem...bałem się, że jeśli się do kogoś przywiążę, obdarzę uczuciem, to znając moje szczęście lub karmę, to zaraz potem go stracę...

Peter

W wielkim stylu rozpocząłem oswobodzenie kobiety z sideł tych mężczyzn. Nie mieli oni wcale tak czystych zamiarów.
Ledwo zauważalnie wślizgnąłem się tuż za nich.
Dwóch zostało przypartych do ściany, a ten ostatni...
W porę się obejrzał lądując na ziemi z zakrwawionym nosem.
Zniknąłem stąd równie szybko jak się pojawiłem.
Teraz do kobiety należało to, czy zadzwoni na policję czy też zniknie w centrum Nowego Jorku.
Nie mogłem się podjąć niczego więcej.
Wszystkie słowa wypowiedziane przez Wade'a rozchodziły się po mojej głowie.
Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej udając się na krótką przechadzkę po zadaszeniach.

Wade

#łysa pizda z ciebie# Wiem, to żałosne, ale wolałem zgrywać twardziela, który lubi się puszczać niż przyznać przed samym sobą że bałem się...koleś który nie boi cię niczego, bo wie, że choćby go granat pierdolnął to by się potem poskładał, bał się że ktoś będzie w stanie rozjebać jego serce na zawsze. *chyba się wzruszyłem* Popatrzyłem na boki jakbym się bał że ktoś usłyszy moje myśli. Nie mam pojęcia co mi się stało, że naszły mnie takie myśli

Peter

Przez kolejne minuty spacerowałem.
Jedynymi moimi towarzyszami były głuche odgłosy miasta.
Dopiero przy ulicy zapełnionej barami, najróżniejszymi klubami podniosłem głowę do góry.
Musiałbym mieć problemy ze wzrokiem, gdybym nie zauważył mieniącego się w latarni czerwonego koloru.
Znowu on.
Opuściłem ręce wzdłuż talii próbując zgadnąć w myślach ile osób uśmiercił dzisiaj ten człowiek.
Przyrzekłem, że nie dam sobie zniszczyć dzisiejszego dnia.

Wade

Lekko mnie denerwowała ta sentymentalna atmosfera którą wytworzyłem wokół siebie. Chciałem sięgnąć do plecaka aby sięgnąć po broń i rozwalić najbliższą latarnię, ale zorientowałem  się że nie wziałem ze sobą zupełnie nic.. Lekko się wychyliłem, ale stwierdziłem że aż tak zdesperowany żeby skakać to nie jestem

Peter

W milczeniu obserwowałem Deadpool'a.
Miałem ogromną nadzieję, że to on zacznie rozmowę.
Nie wstydziłem się nawiązania konwersacji, lecz chciałem zostać po prostu zauważony.
Mężczyzna wychylił się spoglądając w dół.
- Nie skacz, życie jest piękne - zawołałem w jego stronę powoli podchodząc.
Wejście godne prawdziwego pająka.
Deadpool powinien przypomnieć sobie swoje ostatnie słowa, aby być w stanie dokończyć tę sekwencję.

Wade

- Zycie jest chujowe, ale nie dam ci tej satysfakcji skacząc- zaśmiałem się, a dopiero potem odwróciłem. Nie musaiłem go widzieć zeby wiedzieć do kogo należał ten głos. Hmmm dziwne, ale mój depresyjny humor wyparował w mgnieniu oka

Pete

Podszedłem bliżej siadając zaledwie metr od niego.
Machałem nogami w powietrzu czując powracającą ekscytację.
- A szkoda, miałbym o wiele mniej pracy - zażartowałem. Mój wzrok spoczął na bezkresnych ulicach tego miasta.
Wszędzie tętniło życie, niekoniecznie zawsze w dobrym celu.

Wade

- Pff, jasne. Tęskniłbyś za moimi pokładami ciemnej strony mocy- zaśmiałem się i położyłem na plecach patrząc na niego. Wyglądał tak...poważnie...

Peter

Wzruszyłem beztrosko ramionami.
- Pewnie po niedługim czasie zacząłbym się nudzić z braku zajęć - odpowiedziałem po krótkim namyśle.
Ciągła adrenalina była Mi jak najbardziej wskazana. Można powiedzieć, że byłem tym typem bohatera, który sam zrobiłby miejsce zbrodni, jeżeli byłoby to konieczne.
Odwróciłem głowę w stronę mężczyzny.

Wade

- oh, pochlebiasz mi skoro twierdzisz, ze jestem odpowiedzialny za całe zło tego świata- powiedziałem uradowany. Hmm...czy my właśnie flirtujemy? Bo w zupełności podobała mi się ta rozmowa

Peter

- Ja na Twoim miejscu uznałbym to za obrazę - odparłem.
Skaczące we mnie emocje powoli zwalniały. Na szczęście.
Nie potrafiłem się na niczym skupić w stanie podniecenia oraz euforii.
Zlustrowałem Deadpool'a przeniklowym wzrokiem.
Podziwiałem osoby w takowych kostiumach. Sam spędziłem nad szyciem swojego kilkanaście nocy, raz nawet opuściłem zajęcia korzystając z nieobecności Cioci.

Wade

Odwróciłem głowę widząc że mi się przygląda.- Patrzysz na mnie, Spidey - powiedziałem mało odkrywczo gapiąc się w niebo

Peter

Natychmiastowo odwróciłem głowę w drugą stronę.
Moje policzki oblały się rumieńcem.
Jak dobrze, że nikt tego nie widział...
- Skąd możesz wiedzieć? Nie masz pojęcia, gdzie skierowane są moje oczy - odparłem wymijająco, jednakże to na nic.
Ton głosy wydawał się być zbyt zawstydzony.

Wade

- Blefowałem, ale widzę, że chyba trafiłem- zaśmiałem się. Odwróciłem się na brzuch twarzą do Pająka. Podparłem głowę na łokciach- Spidey....rumienisz się prawda?

Peter

Kusiło mnie ponowne spojrzeniew stronę mężczyzny.
Intrygował mnie on coraz bardziej.
Pokręciłem przecząco głową marszcząc brwi.
- N-nie - zająkałem się, a kątem oka spostrzegłem nową pozycję antybohatera.
Uniosłem jedną rękę ku górze wystrzeliwując przy tym temu osobnikowi prosto w twarz. A raczej w maskę.
Wyglądało to wybornie, a ja z trudem powstrzymywałem się od parsknięcia gromkim śmiechem.

Wade

- Ej kochanie, nie znamy się chyba aż tak dobrze, żebyś... Jebać to, nie mam nic przeciwko w strzelaniu białą lepką cieczą- powiedziałem sugestywnie poruszając brwiami, czego nie mógł zobaczyć

Peter

Zacisnąłem zęby na swojej dolnej wardze.
Nie wiem czy bardziej Mi zależało na powstrzymaniu śmiechu czy może ukryciu swojego zawstydzenia.
I jeszcze sposób w jaki się do mnie zwrócił...
Ten mężczyzna naprawdę lubił prowokowa.
- Nie znamy się chyba aż tak dobrze, żebyś mnie tak nazywał - mruknąłem kąśliwie krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Wade

- Wiesz zawsze możemy to zmienić...- zamruczałem prowokującym tonem. Cholera, kurewsko uwielbiam takie rozmowy. Spidey chyba był mocno zawstydzony, ale przynajmniej nie uważał mnie już za wroga

Peter

- Nie wiążę pracy z życiem prywatnym - odparłem, a następnie podniosłem się z dotychczasowego miejsca.
Otrzepałem kostium stojąc tuż przed sylwetką Deadpool'a.
Czułem się naprawdę dziwnie rozmawiając z nim w ów sposób.
Cóż, dziwnie, ale na swój sposób przyjemnie...
Nieładnie było mu tak kłamać. Przecież już tak postąpiłem.
Z Wade'm. Jest on zamieszany w pomoc mojej kariery, a teraz...
Nie, Peter, nie myśl o tym, nie chcemy niepotrzebnych komplikacji...

Wade

- Eh, a ja tak lubię chłopców w obcisłych lateksowych kostiumach...- cholercia, czy on się obraził? Czemu wstaje? Ej, halo? Patrzyłem na niego z dołu i przez chwilę się zastanawiałem czy nie uczepić się jednej z tych pająkowatych nóg krzycząć "nie zostawiaj mnie", ale stwierdziłem ze aż tak to się nie będę ośmieszać

Peter

Ten mężczyzna z pewnością nie znał żadnych granic.
Nie mogłem pozbyć się głupkowatego uśmiechu ze swojej twarzy.
Jego komentarz uznałem za komplement. A może to jednak był podryw?
Zrobiłem krok do tyłu, a następnie ukucnąłem przed Deadpool'em.
W końcu był ode mnie niższy!
- To nie lateks, a spandex - poprawiłem go, a mój głos ociężale wracał do zwyczajnej postaci.

Wade

- A czym to się różni?- chciałem wiedzieć. Kurwa... Kiedy kucnął akurat był na tyle nisko że mogłem mu patrzeć w twarz ukrytą pod maską, ale gdybym opuścił wzrok to bym natrafił na...kurwa nie patrz w dół

Peter

Zmieniłem swoją pozycję na siad skrzyżny.
- Spandex charakteryzuje się większą wytrzymałością na zerwanie, a dzięki niciom  z tradycyjnego kauczuku, mój kostium nie niszczy się przy każdym skoku - wytłumaczyłem mu w pełni usatysfakcjonowany.
Mimo długiego działania jako pajęczak, to pytanie zaskoczyło mnie tylko raz. I to właśnie w tej chwili.
Uśmiechnąłem się z przekonaniem, że moja wiedza w przyszłości przyczyni się do zmiany świata...
Albo przynajmniej myślenia tego mężczyzny.

Wade

- Yhm...- mruknąłem przyswajacąc nową wiedzę- Rozumiem tą różnicę, ale uważam że w lateksie wyglądałbyś równie seksownie- powiedziałem po chwili zastanowienia

Peter

- Szczególnie gdy ten rozrywałby się na moim ciele przy każdej akrobacji - mruknąłem ironicznie opierając brodę na dłoni.
Robiłem to zdecydowanie zbyt często.
A rozmowa z Deadpool'em mimo takiego tematu wydawała się być niepozornie miła. Może jednak była jakakolwiek szansa na nawiązanie z nim relacji.
Oczywiście z należytym umiarem.

Wade

- Przed twoimi akrobacjami sam bym go z ciebie zdarł- powiedziałem przechylając głowę z zainteresowaniem. Chyba powinienem za to dostać w pysk i nawet gdyby to zrobił byłbym nader szczęśliwy, bo rozmowa była zacna, uwielbiam się droczyć z ludzmi, a dokazywanie Pająkowi bawiło mnie podwójnie...co nie zmienia faktu, że serio miałem na niego ochotę...

Peter

Westchnąłem ciężko.
A ten znowu swoje...
- Wydaje Ci się. Przecież widzisz mnie tylko w kostiumie - odparłem na jego zaczepki.
Mężczyzna z pewnością nie miał pojęcia co mówi.
Ja byłem tylko zwyczajnym Peter'em Parker'em, który w nocy lubił poskakać po mieście wystrzeliwując z siebie pajęczyną.
A może lubił poskakać po łóżku swojego korepetytora... Resztę lepiej samemu sobie dopowiedzieć.

Wade

- Nie miałbym nic przeciwko gdybyś go zdjął, mogę ci nawet pomóc gdybyś ładnie poprosił- przygryzłem wargę, czego raczej nie widział. Cholera byłem w siódmym niebie mogąc sobie z nim tak swobodnie rozmawiać. Ta konwwrsacja z mojej strony przekroczyła już dawno wszelkie granice przyzwoitości, a mimo to on nadal tu siedział i nie wyglądał jakby chciał mnie czymś zdzielić. Właściwie...przecież ja mu prawiłem komplementy

Peter

Pokręciłem przecząco głową.
Zdjęcie z siebie kostiumu przy innym bohaterze, a może i antybohaterze było jak dla mnie niedopuszczalne.
Mogliśmy być kumplami, ale bez żadnych czułości.
No i... chciałem zostawić swoje ciało innej osobie...
- Nie ma takiej opcji - wyszeptałem.

Wade

- Mam wiele opcji na takie cnótki jak ty- zaśmiałem się wyluzowany. Fajnie się z nim rozmawiało. Większość ludzi dałoby mi po mordzie za takie komentarze, ale chłopak był...inny...taki niesamowity...

Peter

Trzeba przyznać, że byłem naprawdę cierpliwą osobą, a rzucane w moją stronę komentarze nie robiły większego wrażenia.
Przynajmniej nie na mnie.
Już w tej chwili mogłem bez wahania powiedzieć, że jestem podporządkowany tylko jednej osobie.
Tak, właśnie swojego korepetytora pragnąłem najbardziej.
Osiem miliardów ludzi, a ja zapatrzyłem się tylko w niego.
Miłość nie wybiera, prawda?
Jeżeli to była w ogóle miłość, a nie chęć na kilka razowe zbliżenie.
- Szczerze mówiąc, wątpię w to - oznajmiłem mu z przekonaniem. Nic nie było w stanie mnie złamać.

Wade

- Na pewno?...- zamruczałem i wyciągnąłem dłoń. Przesunąłem nią po łydce chłopaka uważnie obserwując jego rekację. Muciałem się skupić na odruchu ciała, bo jego twarz przez maskę nie wyrażała żadnych emocji

Peter

Gwałtownie cofnąłem się do tyłu, jednakże wciąż pozostawałem w swojej pozycji.
- H-hej, chyba coś powiedziałem - fuknąłem w jego stronę.
Jeżeli mężczyzna planował cokolwiek więcej, będę musiał się w końcu ulotnić.
W końcu moje własne obietnice zobowiązują. Nie mogłem kusić siebie samego do nie przestrzegania ich.
Przekręciłem głowę w lewą stronę udając przy tym swoje obrażenie.

Wade

- Słodko wyglądasz kiedy się obrażasz- zaśmiałem się jednocześnie cofając rękę- Zupełnie jak mały puchaty kotek, który wyciąga pazurki- nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem wyobrażając sobie Pająka z kocimi uszkami i ogonkiem. Położyłem głowę na betonie i nakryłem ją ramionami próbując poswtrzymać spazmy śmiechu

Peter

Pokręciłem przecząco głową patrząc z dezaprobatą na mężczyznę.
Czy to naprawdę aż tak go śmieszyło?
- Przestań... czuję się niekomfortowo - zganiłem Deadpool'a za ten nagły atak śmiechu.
Chyba właśnie w tej chwili wolałem nie wiedzieć o czym on myślał. Dla własnego bezpieczeństwa.

Wade

- Prze...przepraszam- na kilka sekund udało mi sie zachować powagę- Słyszałem że kiedy się stresujemy to pomaga wyobrażenie sobie że twój rozmówca jest tylko w bieliźnie, ale nie sądzę byś był gotowy na taki widok- powiedziałem przekonywująco

Peter

Gdy tylko usłyszałem tę niewielką anegdotę, moja twarz okryła się zadowalającym uśmiechem.
Jak dobrze, że czułem się aż tak onieśmielony przed własnym korepetytorem...
Och, nie.
Znowu moje myśli krążyły wokół niego.
Czy to można nazwać już obsesją?
- To... dobrze sądzisz - mruknąłem wracając do niego wzrokiem.
Jedynym źródłem światła w naszym najbliższym otoczeniu była latarnia, jednakże nawet z jej pomocą trudno było zobaczyć tu cokolwiek więcej.
Oczywiście jeżeli nie było się Spider-Man'em...

Wade

Opanowałem śmiech i znów na niego spojrzałem- Dobra, okej. Przeszło mi, poważny jestem

Peter

Pokiwałem niepewnie głową.
- Mam nadzieję... - rozmawiałem z nim powstrzymując się od rozmyślań nad twarzą ukrytą pod maską.
Czy wtedy te wszystkie wypowiedzi brzmiałyby równie dobrze?
Cholera, że też właśnie w tej chwili zaczęło mnie ciekawić jego prawdziwa tożsamość.
Rozejrzałem się wokół.
Chyba niedługo będę się zbierał do domu...

Wade

- Spideyyyy....- przeciągnąłem się, kładąc głowę na ziemi a ręce położyłem po obu stronach chłopaka. Gdybym nie miał teraz maski to zobaczył mój błagalny wzrok- Nudzi mi się...

Peter

Poczułem się dość niezręcznie, gdy Deadpool zastygł w ów pozycji.
Mogłem się wydostać tylko skacząc do tyłu.
- Więc znajdź sobie jakieś zajęcie. Albo idź do domu - mruknąłem.
Mój wzrok spoczął na jednej z oświetlonych ulic.
W dniu dzisiejszym miasto wydawało Mi się zbyt spokojne.
A może to tylko własne, jak i mylne odczucie?

Wade

- pfff, dzięki, miły jesteś- parsknąłem udając obrażonego

Peter

- Może i tak... Cóż, ja już będę uciekał - mruknąłem podnosząc się z miejsca i przy tym uważając na ręce Deadpool'a.
Może tylko wyglądałem na delikatnego, jednakże z pajęczymi umiejętnościami wszystko ulegało nagłej zmianie.
Mężczyzna sprawiał wrażenie naprawdę pozbawionego wszelkich zajęć dziecka.
Miałem iść, a zamiast tego stałem i przyglądałem się całej jego sylwetce.

Wade

Odwróciłem się na plecy by móc na niego patrzeć z dołu- Lubię cię, wiesz?- powiedziałem poważnie. Serio, na początku miałem go za jakiegoś dziwnego dzieciaka, ale teraz...wydawał się być dojrzały i w ogóle miło się spędzało z nim czas, nawet jeśli polegał on tylko na niestosownych uwagach

Peter

Ta uwaga wprowadziła mnie zdumienie, któremu towarzyszyła dyskretna radość.
- Hej, nie piłeś czegoś wcześniej? - zapytałem.
Albo moje domysły były słuszne, albo i Deadpool szybko nawiązywał trwałe relacje z innymi.
Poprawiłem maskę wokół szyi bardziej ją na siebie naciągając.

Wade

- Nie bardzo...gdybym był najebany to już dawno byłbyś uwolniony od spanexu- mruknąłem. Pomyślałem że powiedzenie mu że nawet gdybym pił to w dwie minuty bym wytrzeźwiał nie jest warte zachodu, trzeba jakieś tajemnice zachować na później

Peter

Pokiwałem głową robiąc przy tym krok do tyłu.
Ten róż nawet nie zamierzał na chwilę zejść z moich policzków.
Och, niech on przestanie sypać tymi komentarzami...
- A więc cześć - mruknąłem udając, że nie dobiegła mnie wcześniejsza wypowiedź.
Odwróciłem się na pięcie i skierowałem w stronę jednego z wieżowców. Będę miał na nim dość dobry punkt zaczepienia.

Wade

- Do zobaczenia...Pajączku...- powiedziałem gapiąc się w niebo. Nie był to przytyk ale zwykłe...czułe? określenie?

Peter

Oczywiście dobiegło mnie to, w jaki sposób Deadpool się zwrócił do mojej osoby.
Nazywanie mnie pajączkiem mogło nawet uchodzić za urocze.
Szczególnie, gdy wydobywało się z ust największego najemnika, jak i zboczeńca w Nowym Jorku.
Zastanawiałem się, dlaczego w dalszym ciągu nie zgłosiłem jego postępowania policji.
Odszedłem w stronę budowli wystrzeliwując w jej stronę pajęczynę.
W mgnieniu oka przeniosła mnie ona na sam czubek. Krótki spacerek pomiędzy dachami i będę w domu.

Wade

Jeszcze kilka chwil siedziałem na dachu, a potem udałem się do siebie. Byłem tak szczęśliwy i w sumie też zmęczony, że tylko ściągnąłem maskę i uwaliłem się na łóżko w kostiumie. Nie potrzebowałem żadnych dodatkowych bodźców żeby zasnąć

Peter

Po dziesięciu minutach znalazłem się w swoim pokoju, uprzednio wskakując przez zawsze uchylone okno.
Pozbyłem się ze swojego ciała kostiumu i wrzuciłem go w głąb szafy. W samych bokserkach ułożyłem się na łóżku od razu zasypiając.
Zadowolenie z dzisiejszego dnia w dalszym ciągu nie odpuszczało Mi nawet na krok.
To chyna dobrze.
Zbliżyłem się do Wilson'a, a dodatkowo nawiązałem nie tak normalną znajomość.
Mogłem spać spokojnie...

______________________________

Yeah! Nowy rozdział gotowy. Uwierzcie, że godzina klikania 'kopiuj-wklej' to nic przyjemnego, no chyba że od razu czyta się coś ciekawego.
forestontheway
To nasze dzieło ^^
Chociaż nie wiem, czy mnie nie zabijesz. Ryan ryczy pod łóżkiem od wspomnień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro