Pierwsza chimichanga Pajączka
Wade
Obudziłem się po 8 rano. Trochę nieprzytomnie się zastanawiałem czemu mam wrażenie że nie powinienem zasypiać...Zignorowałem ten niepokój i wygodniej ułożyłem się w łóżku zasypiając niemal od razu
Peter
Ciocia przerwała mój błogi sen wchodząc o dziewiątej rano do pokoju.
Zaczęła przesłuchanie na temat tego co robiłem wczoraj wieczorem.
Nie uwierzyłaby w romantyczną kolację z korepetytorem, a więc odpowiedziałem jej, iż byłem w skatepark'u.
Pokręcoła tylko głową ciężko wzdychając. Chyba nigdy nie zaakceptuje tego sportu.
Zszedłem wraz z Ciocią na śniadanie.
Lubiłem niedzielne poranki. Zawsze mogliśmy porozmawiać i odpocząć po całym tygodniu.
Kobieta mruknęła coś o tym, że usłyszała od sąsiadki o jakieś obściskującej się parze wczoraj przed naszym blokiem.
Z ogromnym zakłopotaniem zacząłem przeżuwać kolejnego tosta.
Doskonale wiedziałem o kim podświadomie mówiła.
Jak dobrze, że w takowym świetle, ledwo można było cokolwiek zobaczyć.
Zostałbym najpewniej wyrzucony z domu, jeżeli ona dowiedziałaby się o tym...
Wade
Następna pobudka była w południe i po kilku nieodebranych telefonach i pięciu smsach dowiedziałem się dlaczego powinienem wcześniej wstać. Zapomniałem że miałem się spotkać ze zleceniodawcą co podobno miał dla mnie interes życia. Stwierdziłem że trudno, spotkam się z nim za kilka dni. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Cholercia... Przez wczorajszą randkę nie poznawałem tych pomieszczeń. Zupełnine nie podobał mi się ten porządek. Wstałem, przebrałem się w cywilne ubrania, to jest luźne spodnie i czerwona bluza i próbowałem doprowadzić mieszkanie do znośnego stanu. Ten chorobliwy porządek działał na nerwy. Wystarczyło wyrzucić z szafy kilka ubrań na podłogę, postawić na oknie kilka kubków, nawet jeśli nie były brudne a na stół rzucić poranną prasę, którą już ktoś dostarczył pod drzwi. Oceniłem fachowo że już jako tako wygląda i zasłużyłem sobie na tosta z kawunią
Peter
Dokończyłem jeść i szybko zniknąłem w zaciszu własnego pokoju.
Zamknąwszy za sobą drzwi rozejrzałem się.
Wszystko było jak zawsze na swoim miejscu.
Usiadłem na skraju łóżka. I co ja teraz miałem robić?
Powoli dochodziło południe.
Przeciągnąłem się leniwie i podszedłem do biurka. Wyciągnąwszy z jednej szuflady czystą kartkę zabrałem się za szkicowanie.
Rysunek powoli nabierał kontrastów. Dla wtajemniczonych w nocne życie miasta, od razu można było powiedzieć, iż przedstawiał on Spider-Man'a oraz Deadpool'a w akcji. Z mnóstwem wybuchów oraz pocisków w tle.
Ech, chyba powinienem przestać to rysowań, jeszcze ktoś to odkryje i co wtedy?
Wade
Siedziałem przy stole i żułem tosta, popijając mocną jak jasny chuj kawą. Sięgnąłem po dzisiejszą gazetę z braku lepszej rozrywki w tym momencie. Przeglądałem leniwie strony za bardzo nie wgłębiając się w treść. Jednak pewna strona przykuła moją uwagę. Było to niemalże profesjonalne zdjęcie Spider-Man'a. A najbardziej intrygował napis małym druczkiem, a dokładniej dwa słowa..."Peter Parker" O cholera! To mój "uczeń" widać dorabiał sprzedając zdjęcia w gazecie...ciekawe... Chyba musiał na serio lubić Pająka, ale trudno się temu dziwić, w końcu był on wszechobecną ikoną popkultury. Zainteresowała mnie pewna informacja odnoście Petera. Chwyciłem za laptopa i przyniosłem go do kuchni. Włamałem się na odpowiednią stronę i odszukałem datę urodzenia Petera. To za kilka dni...nie mogłem mieć większego farta. Może jakiś prezent w dzień urodzin skłoni go do szybszego wskczenia do mojego łóżka? Przejrzałem kilka stron ze sprzętem i w końcu wybrałem mega profesjonalny aparat lustrzankę z wymiennymi obiektywami. Myślę, ze mu się spodoba. Dopiłem kawę przeczucając dalej strony gazety bardzo z siebie dumny
Peter
Skończyłem drobny szkic.
Byłem z tego naprawdę dumny, jako jeden z niewielu wyglądał... dobrze.
Aby w razie czego nie ujrzał on światła dziennego, ukryłem kartkę w niewielkiej kieszeni kostiumu.
Przez chwilę z braku zajęć pokręciłem się na własnym krześle.
Było za wcześnie, aby udawać bohatera.
I także naprawdę nie miałem ochoty odrabiać matematyki.
Mój wzrok spoczął w kącie pokoju.
No tak. Stara, kochana deskorolka...
Przebrałem się w coś luźniejszego i nadającego do wyjścia na ulicę oczywiście uprzednio zarzucając na siebie pajęczy strój.
Tak na wszelki wypadek.
Zabrałem deskorolkę i oznajmiłem Cioci, że po prostu wychodzę.
Kobieta w tym czasie była zajęta czytaniem porannej gazety. Przed opuszczeniem przeze mnie domu, mruknęła, iż moje zdjęcia jak zwykle wyszły wspaniale.
Może i tak, tylko szkoda, że tak mało za nie dostałem...
Wade
Cholera...strasznie chciałem napisać do Petera...nie wiem po co...żaby zaproponować coś...spacer?...bzykanie?... Wziąłem długą kąpiel w wannie zasnatawiając się kto powinien podjąć pierwszy krok...chyba ja, ale nie chciałem się narzucać... kurwa...jeśli on się nie odezwie pierwszy, to znaczy że nie chce mnie już widzieć po tym pocałunku... *zachowujesz się jak napalona nastolatka*
Peter
Wyszedłem z mieszkania.
Już przy samych drzwiach ułożyłem deskorolkę na ziemi i zwinnie na nią wskoczyłem odpychając się jedną nogą.
Uwielbiałem to uczucie błogości i bezkresną jazdę.
Niestety, dzisiaj nie mogłem tak szaleć. Przez przypadek mógłbym odkryć skrawek spandexu okrywającego moją skórę. A tego z pewnością chciałem uniknąć.
Po piętnastu minutach dotarłem do najbliższego skateparku.
O dziwo, znajdowały się tam tylko trzy osoby. Łącznie ze mną cztery.
Wade
Wyszedłem z wanny i w samym ręczniku poszedłem do sypialni, po drodze łapiąc laptopa. Ulokowałem się na łóżku i przejrzałem pocztę. Kilka nowych zleceń, które jakoś straciły swój urok, nie byłem w nastroju. Znajomy wsyłał mi link do jakiejś podobno zacnej książki, gdy sprawdziłem link okazało się że to "Witcher", właśnie dostałem dostęp do przetłumaczonej sagi kultowego polskiego autora. Słyszałem że na prawdę warto przeczytać, więc zabrałem się za to od razu
Peter
Zacząłem jazdę przy okazji obserwując innych.
Byli w moim wieku, a wykonywane przez nich triki... mistrzostwo.
Próbowałem się nauczyć tego samego, jednakże bez jakichkolwiek sukcesów.
Żałuję, że w takiej sytuacji nie jest Mi dozwolone korzystać z pajęczych umiejętności.
Dzięki nim wszystko byłoby o wiele łatwiejsze.
Zjechałem z jednej rampy zbytnio się rozpędzając.
Cholera jasna.
Ośmieszyłem się ogromnym, jak i bolesnym upadkiem.
Znowu na to kolano.
Błagałem, aby nie zaczęło krwawić.
Nerwowo rozejrzałem się wokół.
Oni... po prostu się śmiali...
Wade
Zanim się obejrzałem już przeczytałem pół książki i stwierdzam iż jest iście zacna. Geralt postawił sobie kodeks, tego nie zabije, tamtego też nie, bo mu zabrania kodeks... Moze ja też powinienem sobie taki zrobić... Może, że nie zabijam kobiet i osób zamężnych, z dzieckiem, albo po 30 roku życia... Nie, to było niemożliwe, bo w dwa dni straciłbym pracę... Ej...czy ja właśnie chciałem zrobić jakiś dobry uczynek?? Nie, to nie to... Boże, z tych nudów zaczyna mi odwalać
Peter
Z ogromną niechęcią podniosłem się z podłoża.
Czułem na sobie ich pełne zadowolenia oczy. Świdrowały mnie na wylot.
Zacisnąłem zęby na dolnej wardze odzyskując równowagę.
I po co Mi to było?
Zamiast ów ośmieszenia własnej osoby, mogłem zostać w domu i kontynuować rysunki.
Opuściłem głowę w dół spoglądając na kolano.
Sącząca się krew była aż zbyt zauważalna.
I nie tylko ona. Kawałek niebieskiego spandexu wreszcie wyszedł na światło dzienne.
Przekląłem pod nosem.
Nawet nie miałem jak zasłonić to miejsce.
Mimo narastającego bólu pobiegłem w jedną ciemną alejkę uprzednio zabierając ze sobą deskorolkę.
Potrzebny był Mi plan, dzięki któremu Ciocia mnie nie zabije, a ja sam się nie zdradzę.
Wade
Cholera! Było dopiero po 14 a ja już miałem dosyć samotności! Było za wcześnie, żeby iść na miasto, bo jakoś wolałem polować w nocy. Może niekoniecznie na ofiary...ale na takiego małego Pajączka... No ale było jeszcze za wcześnie, o tej godzinie pewnie go nie znajdę... Ale może Peter... Sięgnąłem po telefon... Może nie obraził się za wczorajszy pocałunek... "Hejooo :)" Wysłałem mając wielką nadzieję że odpisze
Peter
Ustałem w jakieś jednej z ciemnych uliczek za kontenerem.
Widocznie nikt tu nie zaglądał, mogłem na chwilę odetchnąć.
Usiadłem na zanieczyszczonym betonie od razu zajmując się doglądaniem swojej rany. Nie była głęboka.
Spodnie oraz kostium zamortyzowały upadek. Oczywiście przy czym się trochę rozerwały...
No nic, będę musiał zaszyć strój, gorzej jeżeli mówimy o spodniach.
Głęboko westchnąłem dotykając palcem krwi.
Nagle w okolicy mojego biodra rozległy się wibracje.
Wystarczyło Mi zgadywać, kto był autorem wiadomości.
Wyjąłem telefon od razu sprawdzając powiadomienia.
Czułem jak robi Mi się coraz cieplej w momencie, gdy po prostu to odczytałem.
''Cześć. :) '' Odpisałem lekko brudząc przy tym ekran własną krwią.
Wade
OOO odpisał... No to może porucham... "Mogę wpaść?" Wysłano... A co się będziemy pierdolić...
Peter
Poczekałem na jego kolejną wiadomość przy okazji nie zdejmując jednej dłoni z rany.
Zmarszczyłem brwi.
I co ja mu teraz miałem odpisać?
Że biedny pajączek wywrócił się po raz kolejny i siedzi przy jakimś śmietniku z zakrwawionym kolanem?
''Wiesz, nie ma mnie teraz w domu''.
Wysłałem wiadomość, mając nadzieję, że mężczyzna to zrozumie.
Nie mogłem teraz wrócić na Forest Hills. Nie w takowym stanie.
Wade
"To może wpadniesz do mnie?" kurwa no! cały miesterny plan wpizdu jeśli go dzisiaj nie zobaczę
Peter
Pokusa pojawienia się u niego w domu była coraz większa.
Ale przecież... Miałem na sobie strój...
Cholera jasna, to chyba najtrudniejsza decyzja w całym moim życiu.
Przełknąłem ciężko ślinę próbując wyjść z tej sytuacji.
Dom Wade'a był tak blisko, a moje zamiary wręcz przeciwnie.
''Nie wiem czy dam dzisiaj radę, nie jestem w najlepszym stanie''.
Odpisałem.
Powoli wstałem z miejsca wraz z deskorolką i kierowałem się w stronę domu.
Chyba dzisiaj będę musiał się zadowolić tylko nocnym wypadem na patrol i jakże dziwną rozmową z Deadpool'em.
Wade
Nienajlepszy stan, to się ma po kilku nocach spędzonych ze mną... Nosz do kurwy chuja nędzy pana!! Odrzuciłem telefon na blat stołu patrząc na niego z nienawiścią. Nie powinienem być zły na Petera, ale no było mi po ludzku po prostu przykro. Jego dziwne wymówki wskazywały mi jedynie na to, że jednak ma mi za złe mój mały występek. *to wszystko twoja wina, przestraszyłeś chłopaka* Dobra, stwierdzam że pierdolę to wszystko i idę czytać. Sięgnąłem po lekturę, próbując zapomnieć o zmartwieniu
Peter
Ledwo co doczłapałem się do mieszkania od razu zmykając do swojego pokoju. Zmieniłem spodnie uprzednio nakładając opatrunek na ranę.
Cholera, nawet nie mam czasu zaszyć kostiumu...
Zszedłem do Cioci, na obiad.
Niestety, najlepszy to on nie był.
Hmm... Może zapytam się kiedyś Wade'a o jego przepisy?
Ciocia powinna się ich nauczyć!
Po posiłku zamknąłem się w swoim pokoju, a moja opiekunka postanowiła zasnąć na kanapie.
Wspaniale, mogę sobie na chwilkę uciec.
Pozbyłem się zbędnej garderoby.
Rana była naprawdę widoczna, nawet mimo ów bandaża.
Będę musiał uważać.
Włożyłem maskę oraz rękawice będąc przygotowanym do skoku.
Dzisiaj jak widać, wcześniej zaczynam ukochaną pracę.
Wade
Mimo wkurwienia czas szybko leciał. Gdy po raz ostatni podniosłem wzrok na budzik była już 18:30... Skończyłem pierwszy tom ale nie bardzo miałem ochotę na zaczynanie drugiego. Leżałem jakiś czas gapiąc się bezmyślnie w sufit....nudy?...nudy...nudy!...nuuuudy... Cholera, chyba powinienem znaleźć sobie pełnoetatową legalną pracę, żeby nie zwariować. #Ej halo kurwa! Gdzie się podział mój Wade- najseksowniejszy dupojebca roku?# Mimowolnie się uśmiechnąłem. To prawda, ostatnio prowadziłem ubogie życie abstynenta seksualnego. Cicho, cichutko...bo jeszcze mój przyjaciel zacznie się dopominać uwagi. Wstałem, nie mogąc znieść tej bezczynności. Szykbo się przebrałem w uniform najemnika. Było jeszcze wcześnie, więc Pająka jeszcze nie będzie na ulicach, a ja nadrobię kilka zleceń i się odstresuję
Peter
Superbohaterowie nie biorą zwolnień, a nadrabiają zaległości.
Tak i musiało być ze mną.
Zamiast wyskoczyć ze swojego pokoju dopiero po godzinie 22, stałem już na jednym z dachów.
Godzina 19:54.
Naprawdę, niezły czas.
Rozglądałem się po budynkach zaglądając od czasu do czasu w te szemrane uliczki.
Pusto.
Cholera, że też nie miałem innego zajęcia w niedzielę.
Wade
Była godzina 20 a ja zdążyłem oblecieć tylko dwa zlecenia. Mogłem zzałatwić jeszcze kilka, bo godzina jeszcze młoda. Ale, to za chwilkę...na razie stałem na dachu jakiegoś budynku patrząc na chowające się słońce. Nagle poczułem wibracje telefonu. Po odebraniu dowiedziałem się, że mój kumpel ze "sklepu z antykami" ma poważny problem i potrzebuje mojej pomocy. Cholera tego mi jeszcze brakowało. Chciałem go wypytać o szczegóły ale nie był zbyt rozmowny.
Peter
Usiadłem w niewiadomym Mi miejscu.
To chyba był jakiś sklep, ale brakowało Mi pewności.
Skryłem się z dala od ludzi w celu obejrzenia własnego kolana.
Naprawdę bolało.
A dziura w stroju dalej nie była zaszyta.
Może zajmę się tym jutro w nocy.
Wypadałoby.
Na nowo zawiązałem bandaż. Po prostu przewinąłem go na drugą stronę.
Może i wda się jakieś drobne zakażenie, ale cóż, umiejętności pająka Mi w tym pomogą. Chyba.
Czy to działa tak samo jak na katar?
Wade
Kiedy napatrzyłem się na widoczki stwierdziłem, że trzeba się zbierać rozrabiać dalej. Co dziwne, początkowe dwa zlecenia nie sprawiły mi radości. Nadal smętny zacząłem przebiegać po kolejnych dachach. Kątem oka zobaczyłem jakiś znajomy kształt na pobliskim budynku. - Cześć spidey- zawołałem i pobiegłem dalej....Ej kurwa! Stanąłem tak gwałtownie że mało co abym się wyjebał na krawędzi dachu. Cofnąłem się bezpiecznie i obejrzałem. Rzeczywiście niedaleko stał Pająk.- Co robisz?- zapytałem podchodząc, aby nie drzeć się przez pół dachu.
Peter
Nie zmieniając swojej pozycji siedzącej jak i doglądając rany odwróciłem głowę w bok.
O, wreszcie ktoś tu się pojawił.
Nie wiem dlaczego, ale nagle poczułem coś naprawdę miłego, gdy tylko ten osobnik pojawił się w zakresie mojego wzroku.
Zacisnąłem delikatnie wargę.
Wyciągnąłem do góry nieśmiało rękę machając.
- Cz-cześć... Nic takiego - mruknąłem wymijająco zakrywając wolną dłonią ranę.
Muszę uniknąć ośmieszenia.
Bycie pająkiem i posiadanie znamion od upadku nie szło w tej samej lini.
Wade
- Nie wiem, co zżera pająki, ale gdybym wiedział to bym powiedział że to coś chyba cię dorwało- powiedziałem z zaciekawieniem przyjrzałem się jego ruchom.- Chyba to były jeże...mało majestatycznie być dorwanym przez jeża, co?
Peter
- To nic takiego, po prostu nie jestem w najlepszym stanie - westchnąłem podpierając się z tyłu rękoma.
Nie zamierzałem wstać i się ładnie z nim przywitać.
Po prostu byłem wykończony, a jeszcze trochę pracy na mnie czekało.
Podobno niedziela jest dniem odpoczynku...
Wade
"Jestem w nienajlepszym stanie" Kurwa, już to dzisiaj słyszałem. Skierowałem oczy ku niebu i podszedłem do niego. Usiadłem na ziemi i odsunałem jego rękę od rany. Cicho syknąłem widząc obtarcie. Pamiętam, że przed projektem takie rany były kurewsko bolesne.
Peter
Wystraszyłem się, gdy ten dotknął mojej ręki.
Zwykle tak reagowałem na dotyk nie zawsze znajomych Mi osób.
Ale on wcale nie był obcy.
Deadpool nie, człowiek pod maską tak.
- Ech, to nic wielkiego, przynajmniej mogę skakać - uśmiechnąłem się wiedząc jednak, że on tego nie widzi.
A może po prostu czuje?
Przecież ton mojego głosu był dość przyjemny.
Wade
Kurwa...No tak, jak się jest Deadpoolem, to się nie nosi apteczki w plecaku...bo w nim nosi się...granaty, petardy, pistolety...- Jak u ciebie przebiega regeneracja?- zapytałem dalej wpatrując się w skaleczenie. Coś mi mówiło, że jego pajęcze komórki mogą działać nieco inaczej.
Peter
- Na coś takiego nie działają. To w końcu rana zewnętrzna. Już prawie tygodniowa, a ja ją teraz tylko pogłębiłem - westchnąłem.
Przekierowałem swój wzrok na mężczyznę, który wyglądał na wybitnie zainteresowanego moją raną.
Delikatnie przekrzywiłem głowę w bok, tak jak często robią to zaciekawione szczeniaczki.
Cóż, zwyczajny odruch.
Wade
- Ciekawe...- zastanowiłem się...na mnie mogła pierdolnąć bomba i z powrotem bym się poskładał. Podniosłem wzrok i zobaczyłem że mi się przygląda. Powstrzymałem się jednak od komentarzy. Po prostu też na niego patrzyłem, lecz maska utrudniała stwierdzenie czy patrzę mu w oczy...
Peter
Gdy poczułem na sobie wzrok mężczyzny, odwróciłem głowę biegając spojrzeniem po całym otoczeniu.
Poczułem się naprawdę zakłopotany ów sytuacją.
I co ja miałem teraz zrobić?
Może najwyższy czas zacząć rozmowę...
- A co ty tu robisz? - głos Mi nieprzyjemnie drżał.
Zacząłem się stresować.
Wade
- Praca...- też odwróciłem wzrok- Ale potrzebowałem też odstresowania, które niestety nie nadeszło- nie mam pojęcia po co mu to mówiłem.
Peter
- Odstresowania? Myślałem, że jesteś wyluzowany w każdej chwili - odrzekłem powoli nakierowując na niego sam wzrok, nie głowę.
Co takiego mogło go zmartwić?
Dziewczyna go rzuciła? A może... ekhem, chłopak?
Wade
- Nie, wbrew pozorom, mam jeszcze jakieś ludzkie uczucia- zaśmiałem się cicho. Cholera, czemu jego obecność działała tak kojąco?
Peter
Chciałem zaproponować mu to, aby po prostu się wygadał.
To w niektórych momentach naprawdę działało.
Jednakże po prostu ugryzłem się w język.
Mógłby uznać, że zbytnio wciskam się w nie swoje sprawy.
Tego chciałem uniknąć wciąż zachowując pewien dystans.
Wade
Jego milczenie było trochę krępujące? Nie, no właśnie chyba tego potrzebowałem. Nawet w milczeniu spędzać krótkie chwile z kimś przy kim się uspokajałem.
Peter
Musiałem przerwać tę ciszę, bo najwyraźniej z Deadpool'a wypłynęło całe życie.
Zwykle był gadatliwy oraz skory do rzucania tekstami w swoim stylu.
- Jeżeli chcesz... możesz Mi.. powiedzieć o tym co się stało... - ledwo wydobyłem z siebie te słowa unikając wzroku mężczyzny, a raczej jego maski.
Właśnie w tej chwili chciałem uspokoić między nami atmosferę, tworząc ją przyjemną i o wiele bardziej... dyskretną.
Wade
- Nie wierzę...- zaśmiałem się cicho. Czyżby Pająk właśnie proponował mi przyjacielską pogawędkę? No cóż, mogłem mu powiedzieć że mnie wpiekliło że obiekt mojego pożądania mi spierdolił, ale uznałem...że nie powinienem...nie powinienem przy nim mówić, o kimś...kogo pożądałem...nie mam pojęcia dlaczego, ale po prostu...- Twoją propozycję uznam za długoterminową, bo teraz nie warto się nad tym rozstrząsać, ale może kiedyś...
Peter
- J-jasne, kiedy tylko chcesz - mruknąłem.
Nie mogłem go do tego zmuszać.
Sam zastanawiałem się dlaczego takowa propozycja padła z moich ust...
To chyba przez kompletny brak bliskiej osoby.
Potrzebowałem kogokolwiek, z kim mógłbym podyskutować.
Ech, Ciocia się nie nadawała, a ludzie ze szkoły... to idioci.
Został Mi obiekt westchnień albo miastowy przestępca, bo wątpię w to, abym znalazł kogokolwiek innego.
Mimo ciągłego, przeszywającego moją nogę bólu spróbowałem się podnieść.
Z marnym skutkiem.
Upadłem z powrotem na dach. I nie tylko ja.
Z kieszeni wyleciała Mi kartka.
O nie, czy ja naprawdę ją tu musiałem włożyć?!
Wade
Zanim zdążył zareagować, ja już porwałem kartkę w moje lepkie rączki. Rozłożyłem ją i oniemiałem. Był to rysunek przedstawiający mnie z Pajączkiem w czasie jakiejś akcji.- Wow- powiedziałem z uznaniem- Mogę sobie wziąźć?- zapytałem przyciskając kartkę do piersi, jak dziecko, które się boi ze zabierze się mu coś siłą
Peter
Wyciągnąłem dłoń w paranoicznym geście i chęci złapania ulatującej kartki.
Pokiwałem nieśmiało głową czując jak moje policzki po raz kolejny oblewają się wyraźnym rumieńcem.
- Ta, to nic takiego - mruknąłem z zakłopotaniem.
Chciałem złapać się za kark, jednakże tam był ukryty czuły punkt.
To tylko unieruchomiłoby mnie.
Wade
-Weź, jest genialne- powiedziałem rozkładając ponownie kartkę. Nawet nie chodziło o talent, który był tu pokazany, a to najbardziej mnie zachwycało, że...że uwiecznił nas razem...to było tak cholernie...słodkie i miłe. Czyżbym właśnie zyskał kogoś na kształt przyjaciela?
Peter
Westchnąłem ciężko czując pewien ogarniający mnie wstyd.
Wcale nie chciałem, aby tego zobaczył.
I to nie on miał mnie pochwalić, a ktoś... zupełnie inny.
Ktoś na kim Mi zależało, a pewien czas temu go po prostu olałem.
Nie oszukujmy się, właśnie tak postąpiłem.
- Dobra, po prostu to zabierz - mruknął odwracając głowę.
Wade
- Dziękiiii- zapiszczałem i na ułamek sekundy przytuliłem Pajączka. Było to trochę utrudnione, bo obaj siedzieliśmy, ale jakoś to wyszło. Szybko się od niego osdunąłem, w końcu on chyba nie lubi takiego kontaktu. Poskładałem kartkę równiutko dokładnie i wsadziłem do kieszeni wyszytej na udzie.
Peter
Przymknąłem na chwilę oczy czując jego dotyk.
Był przyjemny, nawet jeżeli obydwoje mieliśmy na sobie kostiumy i pod żadnym pozorem nie stykaliśmy się bezpośrednio skórą.
Nie skomentowałem w jakikolwiek sposób tego gestu.
Chociaż przyznaję, że nic nie stałoby się, gdyby ten trwał odrobinę dłużej...
Rozejrzałem się nerwowo, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na Deadpool'u.
- Umm.. Mógłbyś pomóc Mi wstać? - zapytałem niepewnie wiedząc, że właśnie szykuję się na kolejne ośmieszenie.
Wade
*Wade...nie...kurwa nie! Nie, Wade, kurwa nieee!* Co mi odpierdoliło? Nie wiem, ale roznosi się o to, ze gdy usłyszałem jego prośbę podszedłem do niego i wziąłem go na ręce. Byłem ciekawy czy dostanę w maskę znowu pajęczyną, ale zanim zareagował, opuściłem jedną rękę, aby go postawić na ziemi, jednocześnie podtrzymując go, aby się nie osunął #no i kurwa po co? Trzeba było go nieść w ramionach do łóżkaaaa....szpitala, tak oczywiście, że do szpitala...#
Peter
- H-hej! - ledwo co z siebie wydusiłem, gdy mężczyzna wziął mnie na ręce.
Chyba zbytnio się pospieszył z tymi czułościami.
Gwałtownie od niego odskoczyłem zachowując stabilność.
Noszenie mnie było czymś odrażającym. Nie lubiłem tego tak samo jak najróżniejszych środków transportu.
No, może nie licząc własnej pajęczyny oraz deskorolki.
- Prosiłem Cię tylko, abyś Mi pomógł, nie od razu przeniósł - upomniałem Deadpool'a niezadowolonym głosem.
Wade
- Hej, nie sprecyzowałeś dokładnie o co ci chodzi, więc spokojnie, wojownicza księżniczko- podniosłem ręce w obronnym geście. trochę się spodziewałem takiej reakcji z jego strony, ale i tak wydawał mi się słodki
Peter
Wzruszyłem ramionami.
- Trzeba było się samemu o to zapytać - mruknąłem, a następnie podszedłem do brzegu dachu wyglądając na ulicę.
W dalszym ciągu nic się nie działo.
A może tylko w tym miejscu?
Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
W tej chwili naprawdę nie interesowało mnie to, iż znajdowałem się na widoku.
I tak nikt na mnie nie zwracał jakiejkolwiek uwagi, wszyscy byli zajęci sobą.
Wade
- Nie skacz, życie... A nie, to już było...- przypomniały mi się dwie poprzednie takie sytuacje. Widać Pająk był poirytowany takim spokojem w mieście.
Peter
Po kolejnych sekundach bezcelowego wpatrywania się w przypadkowe osoby, a także zignorowania jego słów, odwróciłem w końcu głowę do mężczyzny.
Jeżeli już mieliśmy jakoś się zaprzyjaźnić, trzeba było to w końcu rozpocząć.
Według mnie, on także czuł się... osamotniony. Mimo całego społeczeństwa wokół siebie.
- Masz jakieś plany na następne... trzydzieści minut? - zapytałem stanowczym tonem głosu.
Naprawdę nie były Mi w głowie żadne czułości, och, nie z nim!
Po prostu chciałem z naszej zmiennej relacji utworzyć braterską przyjaźń.
Zawsze coś.
Wade
Przekrzywiłem głowę zaciekawiony. Hmmm... Czy on coś proponował? Nie spodziewałem się po nim takich słów.- Nie, właściwie nie. A masz jakieś propozycje?- dużo mnie kosztowało zeby powiedzieć to neutralnym tonem
Peter
Opuściłem ręce wzdłuż tułowia.
Właśnie takowej odpowiedzi się spodziewałem.
- Nie jesteś głodny? - tak, właśnie w tej chwili proponowałem najemnikowi wspólny posiłek.
Ale nie ma tu mowy o żadnych ekskluzywnych restauracjach, wykwintnych kolacjach.
W końcu... w Nowym Jorku było pełno fast food'ów, czy jak to Ciocia nazywała ''śmieciowego jedzenia''.
Ja potrzebowałem czegokolwiek do pożywienia się, ostatnio jadłem... z pięć godzin temu.
Najwyższy czas zaspokoić swoje pragnienia.
Wade
Zrobiłem sobie rachunek sumienia i stwierdziłem że w sumie kilka tostów na cały dzień, to jednak słabe rozwiązanie.- No możemy się gdzieś wybrać- powiedziałem swobodnie, domyślając się że taka była jego intencja. - Co powiesz na chimichangi? Wiem gdzie robią najlepsze w mieście- zaproponowałem...cóż...chimichanga nie pyta...chmichanga rozumie
Peter
Zmarszczyłem brwi w pewnym zdziwieniu.
Zostało to wywołane tym, że po prostu... nie wiedziałem o czym mówi ten mężczyzna.
Po prostu nie słyszałem ów nazwy.
- Um.. Czy to zawiera mięso? - zapytałem dla własnej ostrożności.
Nikt nigdy nie chciał mieć zatrucia pokarmowego, a z pajęczym wzmocnieniem lepiej w ogóle o tym nie mówić.
Wade
- No tak...prawdziwa powinna zawierać wołowinę, albo kurczaka, zależy co wolisz. No chyba że chcesz wersję wege, to też da się załatwić- powiedziałem tonem znawcy- No wiesz, to jest takie buritto, meksykański naleśnik z nadzionkiem, guacamole, śmietanką i serkiem- cóż, trochę głupio się przyznać że było to główne jedzenie jakie mnie interesowało poza tostami
Peter
- Pewnie wezmę tę wegetariańską - mruknąłem po krótkim namyśle.
Lepiej nie ryzykować. I tak już byłem ledwo żywy.
Widocznie Ciocia miała rację. Po co Mi ta jazda na deskorolce jeżeli nawet nie potrafię równo zjechać po rampie?
- Tylko proszę, abyśmy usiedli z jedzeniem gdzieś na dachu, wysoko. Nawet mogę Cię samodzielnie zabrać... I żadnego zdejmowania masek - ustawiłem warunki.
Pokazanie się drugiej osobie w takowym kostiumie będzie chyba ostatnią rzeczą, którą zamierzam zrobić kiedykolwiek w życiu.
Wade
- No myślę, ze aninimowość to chyba podstawa... Okej, to dla ciebie wegetariańska. A powiedz mi...co miałeś dokładnie na myśli mówiąc "mogę się samodzielnie zabrać?"- nie lubiłem niedomówień i prawdę mówiąc nie miałem pojęcia o czym mówił.
Peter
Przekręciłem ironicznie oczami na jego pytanie.
To nie była moja wina, że ten po prostu się nie domyślił.
Bez ostrzeżenia wystrzeliłem srebrzystą nicią w jedną jego rękę.
Równie dobrze mogłem mu po prostu wytłumaczyć, że przetransportowałbym go za pomocą pajęczyny, ale po co, jeżeli takowy sposób jest bardziej przystępny?
- Teraz już wiesz, prawda? - mruknąłem.
Wade
Chwyciłem pajęczynę i lekko pociągnąłem przyciągając do siebie Pająka. Aby na mnie nie wpadł wyciągnąłem drugą rękę i zatrzymałem go.- Okej, zupełnie mi odpowiada ten środek transportu.- powiedziałem
Peter
Zrezygnowany pokręciłem głową na to co zrobił.
Cóż, trzeba się przyzwyczaić.
Jednakże dobrze, że mężczyzna teraz zrozumiał.
Wykonałem krok do tyłu chcąc zachować między nami pewną odległość.
- Dobrze, to może już chodźmy? - zaproponowałem.
Ciekawiło mnie jak będzie wyglądać zamawianie jedzenia w kostiumach.
Każdy potrzebuje odpoczynku, prawda?
Wade
- Jeśli dasz radę iść...- powiedziałem. Trochę się o niego martwiłem, noga nie wyglądała najlepiej, ale jeśli sobie poradzi to dobrze. Rozpocząłem wędrówkę po budynkach, oglądając się za ciebie, czy dotrzymuje mi kroku
Wade
- Dam radę - rzuciłem oschle.
Wcale nie chciałem, aby ten się o mnie martwił.
To zajęcie nie należało do niego.
Szedłem za mężczyzną tłumiąc w sobie ból przy napotykany przy każdym większym kroku.
Omijałem jego spojrzenia mając nadzieję, iż Deadpool zrozumie jak ciężko jest Mi z nimi.
Niepotrzebnie zawracał sobie głowę.
Wade
Widziałem że chodzenie musi być dość nieprzyjemne, ale nic nie powiedziałem. Widocznie, nie chciał współczucia...właściwie to sam go nie lubiłem jakby się dobrze zastanowić. Szedłem przed siebie próbując nie zarkać na niego zbyt często.- To tutaj- powiedziałem i wskazałem w dół. Była to 24-godzinna budka z ulicznym żarciem. I najlepszymi chimichangami. Pomimo później pory zawsze mieli u najlepsze wersje
Peter
Gdy dotarliśmy na miejsce odetchnąłem pewien ulgi.
Schyliłem się, aby przyjrzeć ranie.
Cóż, wyglądała jeszcze gorzej.
Może powinienem o nie powiedzieć Cioci?
W końcu nie bez powodu miała staż w szpitalu...
Nie, nie mogę.
Kobieta zrzuci najchętniej winę na deskorolkę zabierając Mi jedyne wyjście relaksu.
- Um... Pójdziesz zamówić? - zapytałem wyciągając z drobnej kieszeni kilka dolarów.
Wade
- Pewnie, ale to zachowaj na lizaki- zaśmiałem się wskazując na jego hajsy. Oceniłem odległość i zwinnie zeskoczyłem na ulicę. Wkoło nikogo nie było więc na luzie szedłem do budki. Było na tyle daleko że Spidey nie miał szansy mnie usłyszeć i też stał w takim miejscu że z dołu nie było go widać. Jego ostrozność była mi nawet na rękę. Korzystając z okazji, poprosiłem żeby dał mi kilka rzeczy z jego apteczki, którą miał w budzie. Schowałem owe przedmioty do plecaczka i zamówiłem dwie chimichangi, wywołując zdziwienie u przyjaciela, gdy usłyszał że proszę też o wegetarniańską wersję. Zapłaciłem mu i z dwoma plastikowymi talerzykami odszedłem
Peter
Wywróciłem oczami.
Wcale nie chciałem, aby mężczyzna za mnie zapłacił, jednakże nie mogłem powiedzieć ani słowa sprzeciwu, bo ten już zeskoczył na ulicę.
Usiadłem na dachu w oczekiwaniu na Deadpool'a.
W sumie... nie był on taki zły.
Może uda nam się bliżej poznać, ale i nie za blisko.
Powoli zaczynałem się czuć jak rozkojarzona i niesamowicie zauroczona nastolatka. Jak te z filmów akademickich.
To nie wróży nic dobrego.
Wade
Paradowanie po dachach nie było zbyt wygodne, gdy się nosi żarcie w obu rękach. No ale wolałem tak dotrzeć na górę, niż z pomocą Pająka. On już dzisiaj swoje wycierpiał przez tą nogę. - Jestem i mam mały prezent- odstawiłem na chwilę talerze i podszedłem do niego- Usiądź- poprosiłem głosem nie znoszącym sprzeciwu, ale jednocześnie łagodnym
Peter
Słysząc głos mężczyzny od razu odwróciłem głowę w jego stronę.
Nawet poprzez opary miasta dało się wyczuć dość aromatyczny, typowo meksykański zapach.
Wykonałem polecenie Deadpool'a patrząc na niego z pewną ciekawością.
Najpierw załatwił Mi jedzenie, a teraz jeszcze mały prezent?
Czy on przypadkiem z tym nie przesadzał?
Wade
Gdy usiadł ja również usadowiłem się na ziemi. Bez pytania sięgnąłem i przysunąłem sobie jego nogę, układając ją na moich. Wyciągnąłem z plecaka środek antyseptyczny, popsikałem na ranę. Potem nałożyłem gazę i owinąłem bandażem starannie zawiązując.- To na razie powinno wystarczyć, ale jak wrócisz do siebie to zmieniaj opatrunki i dezynfekuj to jak najczęściej- powiedziałem tonem troskliwego lekarza- Dałbym ci jeszcze naklejkę dzielnego pacjenta, ale niestety takowej nie posiadam
Peter
Zmarszczyłem brwi, co lekko odznaczyło się na masce.
Mężczyzna od tak złapał mnie za nogę.
Głęboko oddychałem mając nadzieję, że jego zamiary nie okażą się być negatywne.
Ku mojemu zdziwieniu - nie były.
Przyglądałem się uważnie temu co robił, aby w przyszłości oczywiście móc powtórzyć takowy zabieg.
Uśmiechnąłem się, gdy ten skończył jednakże nie zabierałem nogi.
Można uznać, iż po prostu się zagapiłem.
Wade
Byłem pewien że zabierze ze mnie swoją pająkowatą kończynę, gdy tylko skończę opatrunek. Tak się jednak nie stało, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Zacząłem pakować apteczkę do plecaka. Szkoda że nie miałem plasterków ze Spider-Manem, bo bym go nimi poobklejał a siebie przy okazji też
Peter
Widząc, że Deadpool już zajął się czymś innym przywróciłem własne myśli do używalności.
Nikt z pewnością nie chciał wiedzieć co chwilę temu krążyło po mojej główce.
Z zakłopotaniem zabrałem nogę przy pomocy własnych rąk.
Musiałem odzyskać w niej jeszcze całkowite czucie.
- D-dzięki - mruknąłem odwracając wzrok.
Wade
- Nie ma sprawy- wzruszyłem ramionami. Sięgnąłem po jedzenie i podałem mu jego porcję- Wege dla ciebie. Ryż z fasolką, groszkiem, kukurydzą i guacamole. Na wierzchu serek i śmietanka- powiedziałem jakby sam tego nie widział co ma na talerzyku
Peter
Wziąłem od niego własną porcję kładąc sobie chwilowo na udach.
Kiwnąłem na to, gdy przedstawił cały skład posiłku.
Wyglądało smacznie.
Podwinąłem maskę do wysokości nosa.
Mężczyzna widział teraz tylko i wyłącznie moją szczękę. No i usta.
A przecież nie będzie szukał po Nowym Jorku osoby z takim samym kawałkiem twarzy, prawda?
Wciąż byłem bezpieczny. A raczej moja druga tożsamość.
Zabrałem się do jedzenia.
Wade
- Smacznego- rzuciłem i też lekko podwinąłem maskę, ale nieco wyżej, bo do połowy nosa. Nawet przy takiej widoczności byłem totalnie anonimowy.
Peter
Ukradkiem spoglądałem na mężczyznę.
Może i był kompletnym idiotą, ale widząc te pełne usta i lekki zarost byłem gotowy do zmiany swojego zdania.
Pewnie to dlatego, iż byłem zakochany po uszy podobnej osobie.
U niej pragnąłem każdego kawałka ciała.
To tylko wskazywało na idealność istoty.
Snułem domysły na temat ów osobnika.
Jak wyglądał wyżej?
Czym się zajmował oprócz bycia najemnikiem?
Kim w ogóle był?
Wade
- Ujebałeś się guacamole- powiedziałem i przesunąłem dwoma palcami wolnej ręki po jego ustach po czym wytarłem je w materiał moich spodni. Czy wszyscy z którymi udaje mi się zjeść wspólny posiłek muszą ubrudzić sobie wargi? *Wade, ty masz jakąś kurwa obsesję na punkcie dotykania ust innych ludzi!* Nie prawda! To się zdarzyło tylko raz...dobra dwa... Odwróciłem się do poprzedniej pozycji jakby się nic nie stało. Może i było to nieodpowiednie zachowanie z mojej strony, bo zwykłe zwrócenie uwagi zupełnie by wystarczyło, a dotykanie było zbędne. No ale cholera...no nie moja wina, że jego usta wyglądały tak...urzekająco? Kurwa, idź sobie- zganiłem się w myślach
Peter
Czułem jak po tym geście moje policzki przybrały różową barwę.
Jak dobrze, że nie było to widoczne.
Zacisnąłem wargi odwracając gwałtownie głowę.
Ktoś już zrobił to samo.
Delikatnie, a może i aż nazbyt kusząco.
Niech jeszcze mnie pocałuje na dachu, a będziemy mieć powtórkę z rozrywki.
Próbowałem sobie wybić to z głowy.
Dokończyłem posiłek nie nawiązując z nim kontaktu, w naszym przypadku maskowego. Nie widzieliśmy wzajemnie swoich oczu.
Wade
Chyba był speszony moim zachowaniem, ale serio nie miałem "takich" intencji! Też już skończyłem i nasunąłem maskę na twarz. Usiadłem po turecku i kiwałem się patrząc na Pająka z wyczekiwaniem, aby w końcu przerwać tą nieco krępującą ciszę
Peter
- Dziękuję za... posiłek - mruknąłem jak najciszej.
Skierowałem dłonie ku górze, aby dwoma palcami naciągnąć maskę na usta.
Poprawiłem ją przy szyi, koniec z pokazywaniem nawet takiego kawałka twarzy.
Nie miałem pojęcia co jeszcze mogę mu powiedzieć, aby przynajmniej pozbyć się takowej ciszy.
Nie była przyjemna.
Wade
-Spoko, zawsze do usług- powiedziałem swobodnie, ciesząc się, ze w końcu przemówił- Jestem do dyspozycji kiedy tylko trzeba, gdybyś potrzebował towarzystwa nieprzyzwoitego najemnika.
Peter
Rozejrzałem się po najbliższym otoczeniu wymuszając na sobie uśmiech.
Och, przecież on i tak tego nie widział.
Weekend powoli dobierał końca, a ja wcale nie chciałem wracać do szkoły.
To okropne uczucie, gdy wiem, iż jutro będę kulał z tą nogą po całym mieście.
Cóż, trzeba było wiedzieć jakie triki są Mi dozwolone.
A może jutro uda Mi się z nim spotkać?
Oczywiście, miałem tu na myśli niejakiego Wade'a.
Jeszcze jedne korepetycje Mi nie zaszkodzą...
Wade
- To...ja może już...tak, późno jest- powiedziałem niepewnie, widząc że Spidey odpływa gdzieś myślami. Nie musiałem widzieć jego twarzy, żeby to stwierdzić. Z jego (jakże boskiego...cicho kurwa) ciała dało się odczytać że myślam jest gdzieś daleko. *Czemu uciekasz? Bo co, myślisz że cały świat się kręci wokół ciebie?*
Peter
Odwróciłem gwałtownie wzrok w jego kierunku.
Widocznie jeszcze miał plany na dzisiejszą noc.
- Och, no dobrze... Pomożesz Mi wstać? - zapytałem pełen nadziei.
Z tym miałem pewne trudności, jak dobrze, że przynajmniej zaczepianie się na pajęczynie nie będzie utrudnione.
Wade
- Powinieneś dokładniej precyzować swoje prośby- zaśmiałem się, pamiętając reakcję gdy wziąłem go na ręce. Teraz jednak nie byłby tym zaskoczony, więc po prosu wstałem i podałem mu rękę
Peter
Złapałem się dłoni Deadpool'a powoli podnosząc ku górze.
Przy zgięciu kolana już miałem wydać z siebie przenikliwy syk, jednakże postanowiłem zacisnąć zęby.
Prawdziwy Spider-Man powstydziłby się takiego pokazywania bólu.
Stojąc już stabilnie na nogach zrobiłem krok w tył.
Nie wiedząc czy mogę już odejść wlepiłem zdezorientowany wzrok w mężczyznę.
Wade
- No...to do zobaczenia- powiedziałem i udałem się nad krawędź budybku. Odwróciłem się jeszcze na chwilkę- Uważaj na siebie, bo nie będę miał kogo wkurwiać- zaśmiałem się i skoczyłem. Wylądowałem miękko na ziemi. Popędziłem przed siebie dając upust wszystkim emocjom które się nagromadziły we mnie w ciągu ostatnich kilku godzin
Peter
Nie odpowiedziałem mu, a tylko stałem w milczeniu obrzucając namiętnym wzrokiem sylwetkę mężczyzny.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Bez słowa oddaliłem się z ów miejsca dążąc do Queens.
Może po drodze jeszcze uda Mi się zrobić coś pożytecznego dla miasta.
Chociaż.. w tym stanie?
W czasie drogi do domu udało Mi się wyjąć telefon z kieszeni.
Żadnych powiadomień.
A szkoda.
Wade
Dobiegłem do domu, wpadłem do mieszkania i uwaliłem się na łóżko. Taki bieg dobrze mi zrobił, zupełnie wytrzeźwiałem z gniewu na Petera. No a Pajączek dodatkowo mi poprawił nastrój.Zdjąłem strój i w samych bokserkach wczołgałem się pod kołdrę. Zastanawiałem się jeszcze czy może nie napisać do Petera, ale było już grubo po 3 w nocy, więc już pewnie smacznie śpi przed jutrzejszą szkołą
Peter
Dokuśtykałem się do domu przed godziną trzecią.
Ten sen będzie z pewnością okropny.
Jutro zamiast Peter'a Parker'a, cała szkoła pozna Peter'a zombie.
Fantastycznie!
Zdjąłem strój upychając go do szafy, a następnie w bieliźnie nakryłem się kołdrą.
Ostatnie noce stawały się stopniowo coraz zimniejsze.
Trzy godzinny sen nie dał Mi za wiele.
Można powiedzieć, że jeszcze bardziej pragnąłem odpoczynku.
Zjadłem śniadania, ubrałem się oczywiście nie zapominając o spandexie pod całą warstwą.
Bez tego nie było mowy o ruszeniu się z domu.
Na zajęcia dotarłem punktualnie, a tam...
Cóż, nie mogłem się na niczym skupić.
Żadnym zadaniu z jakiegokolwiek przedmiotu.
No, prawie. Wade będzie ze mnie dumny, gdy dowie się o najlepiej w klasie napisanej kartkówce z trygonometrii.
_______________________
Ten rozdział nieco (prawie o połowę xD) krótszy, ale za to bardziej Pajączkowo-Deadpoolowy
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro