Pajączki lubią się tulić
Peter
Z objęć Morfeusza wyrwał mnie niespodziewany budzik.
Cholera jasna, prezentuję się okropnie z widocznym zmęczeniem na twarzy.
Odbyłem poranną toaletę i założyłem to co zwykle.
Strój oraz cywilne ubrania.
Upewniłem się, czy spandex na pewno nie jest widoczny.
Ból w nodze już dawno przeszedł, teraz męczyło mnie własne sumienie.
Rozdarty pomiędzy dwoma osobami.
To nie wróży nic dobrego.
Spakowałem plecak i na deskorolce ruszyłem do szkoły.
Oczywiście pomijając najważniejszy posiłek dnia, nie miałem teraz czasu.
Wade
Pobudka w południe to normalka, co tam. Tosty z kawą jako skąpe śniadanko. Gdy się przechadzałem w bliżej nie określonym celu po mieszkanku, usłyszałem dzwonek. Okazało się że to kurier. Z paczką... Cholera, czy znowu po pijaku coś kupowałem? *kiedy ostatnio się upiłeś na więcej niż 10 minut? Z jakieś 5 lat temu?* Cicho tam... Ojojoj kurwa! To jednak coś normalnego. Prezent dla Petera, ten jebitny aparat. Po szukałem jeszcze tylko jakiegoś papieru do zapakowania, który się znalazł w szafce w łazience #Co do chuja on tam robił?# Za pakowałem ładnie i ukryłem w schowku. W końcu jego urodziny juz w tym tygodniu. Z racji że nie miałem lepszego zajęcia, poszedłem na długą kąpiel do wanny
Peter
Dotarłem na zajęcia tuż przed pierwszym dzwonkiem, wspaniale.
Co najdziwniejsze, nikt nie pytał o moją wczorajszą nieobecność,
Jakaś dziewczyna z mojej klasy została uratowana przez nowojorskiego pajęczaka.
Wszyscy zaczęli go chwalić, łącznie z nauczycielem,
To miłe, przynajmniej z tego co udało Mi się usłyszeć.
Byłem zbyt zmęczony na jakiekolwiek interakcje.
Prawie spałem na tych lekcjach, niczego ani nikogo nie słuchałem.
Wade
Gdy wyszedłem z ręcznikiem na biodrach usiadłem do komputera i jeszcze raz sprawdziłem akta Petera. Tak, miał urodziny za 3 dni. Mam nadzieję że spodoba mu się prezent. Wcześniej nie zauważyłem ale na zdjęciach sprzed kilku lat kiedy składał zdjęcia do legitymacji nosił okulary. Boże ale on słodko i ponętnie wyglądał. To znaczy nadal wygląda bardzo ponętnie ale mam słabość do pięknych ludzi w okularach. Teraz pewnie nosi soczewki jak większość nastolatków, ale moim zdaniem powinien jednak wrócić do okularów
Peter
Tylko czekałem na ostatni dzwonek.
Wtedy wreszcie opuściłem budynek.
Jedyne o czym marzyłem to nieprzerwany sen.
Może z jakimś małym dodatkiem u mojego boku.
Nie obraziłbym się, gdyby jego rolę przejął Wade...
Intrygowało mnie to, jakie zdanie posiada na temat wczorajszego zajścia.
Co takiego powie o nagłym pojawieniu się pajęczaka i jeszcze bardziej niespodziewanej śmierci trzech osób?
Może w ogóle o tym nie słyszał...
Wróciłem do domu.
To był najbardziej męczący powrót w dziejach.
Bez wahania rzuciłem się na łóżko i wtuliłem w pościel.
Praca domowa i miasto poczekają.
Trzeba zebrać siły.
Wade
Zamknąłem laptopa i poszedłem się ubrać w cywila. Wziąłem plecaczek i zszedłem do sklepu z "antykami". W sumie dawno tam nie byłem. Wróciłem do mieszkanka ze sprzętem do konserwacji katan i zająłem się czyszczeniem. Hmm Pająk chyba jeszcze nigdy nie widział mnie z katanami, bo ciągle je zaniedbywałem i zostawiłałem w domu. A wiadomo że o zabawki trzeba dbać, a ostrze lubi krew więc cóż. Ooo przed to całe zamieszanie nie zauważyłem że nie sprawdzałem od kilku dni poczty. Otworzyłem stronę i zobaczyłem trzy zlecenia. Obiekty były porozrzucane po całym mieście ale nie był to żaden problem. Schowałem wypolerowane katany do pochew i ukryłem w schowku. Tak...na wszelki wypadek
Peter
Spałem aż do godziny dwudziestej.
Pewnie znowu będę włóczył się do samego rana.
Może na najbliższy czas powinienem zrezygnować z bohaterowania?
Albo szkoły...
Leniwie przeciągnąłem się na łóżku.
Wizja wciskania się w spandex nie wyglądała wcale aż tak przyjemnie.
Ale trzeba było.
Zaledwie trzy minuty później siedziałem na dachu centrum handlowego w północnej części Bronxu.
W dłoni kurczowo trzymałem kubek z kawą.
Bez tego nie dam rady przeżyć.
Wade
Słońce zaczęło się chylić ku zachodowi a ja się niemiłosiernie nudzilem. Cóż w takich momentach idzie się do "pracy". Dzisiaj jednak zamiast plecaka z magazynkami, granatami i innymi wybuchowymi rzeczami założyłem moje kochane katany a pistolety umieściłem za paskiem. Wylazłem przez okno przechadzając się po dachach właściwie bez jakiegokolwiek kierunku. Cóż, jedno zlecenie było gdzieś w Bronxie. Udałem się więc tam i szukałem odpowiedniego adresu. Hej zaraz...czy to? Przejrzałem się uważniej i rzeczywiście na dachu jednego z centrów handlowych siedział Pająk. Udałem się tam i zobaczyłem że w dłoni trzyma kubek. - Hej, ja wiem że mnie lubisz, ale żeby aż mi herbatki przynosić? Słodko- zaśmiałem się i podszedłem do niego. Spod maski można było zobaczyć jedynie jego usta
Peter
Sączyłem powoli napój.
Specjalnie zamówiłem jak najdelikatniejszą kawę.
Mój organizm silniej działał na wszelkie substancje, a mała czarna wywołałaby najpewniej wstrzymanie pracy serca.
To osobiste domysły.
Nigdy nie chciałem się przekonać co do ich prawdziwości.
Dobiegł mnie znajomy głos.
To znowu on.
- Och, zamknij się - burknąłem nawet na chwilę nie spoglądając w stronę mężczyzny.
Kawa dość przyjemnie piekła w język.
Wade
- Co pijemy?- zapytałem siadając koło niego i wyrywając mu kubek. O kawa, dziwne że o tej porze no ale co kto lubi. Pociągnąłem łyk, ale zaraz ją wyplułem w dół, chyba wprost na jakiś ludzi. Okropność, szczyny jakieś nie kawa.- co to za cholerstwo?- skrzywiłem się oddając mu kubek. Cóż dla mnie kawą można było nazwać coś co zaczynało się od czterech łyżeczek wzwyż
Peter
Nie zareagowałem kiedy zabrał Mi napój.
Nawet ledwo co Mi na tym zależało.
Byłem wręcz padnięty, a najwyraźniej jasno brązowa ciecz jeszcze nie zaczęła wspomagać mnie w funkcjonowaniu.
- Cokolwiek mocniejszego zaszkodziłoby Mi - westchnąłem.
Bycie pająkiem sprawiało trudności.
Musiałem się naprawdę ograniczać, sprawdzać co aktualnie spożywam.
Ach, jeszcze w szkolę ograniczać się z ruchami.
Kostium na widoku był niepożądany.
Odebrałem od niego kubek i bez skrępowania wziąłem kolejny łyk.
Wade
- Czyli...mocna kawa mogłaby cię zabić, ale przebiegnięcie maratonu nie przeciążyłoby twojego serca?- zapytałem bo nie byłem pewien czy aby dobrze go zrozumiałem. Widać jego zdolności też mają słabe strony. Ja się nie mogłem upić, a on nie mógł przedawkować kofeiny
Peter
Pokiwałem powoli głową.
Cieszyło mnie to, że mężczyzna dobrze rozumował w ów kwestii.
- Maraton nic Mi nie zrobi, nawet nie odczuję zmęczenia - dokończyłem kawę i odstawiłem kubek na powierzchnię dachu obok siebie - Dość zwariowane, prawda?
Mi to się wydawało pozbawione sensu.
Nie mogłem pozwolić sobie na alkohol, czy jakiekolwiek używki.
Chociaż.. i tak nigdy mnie do nich nie ciągnęło.
Czego w takim razie żałowałem?
Wade
Chciałem zapytać czy całonocne upojne noce też by mu nic nie zrobiły, ale wolałem się powstrzymać. W jego towarzystwie nawet się nie zorientowałem że gdzieś w oddali rozpętała się burza. Nie padał deszcz, ale w oddali było widać pierwsze błyskawice, a chwilę później grzmoty. Podciągnąłem kolana i oparłem na nich głowę kuląc się. Na szczęście nie było zimnego wiatru, ale w powietrzu było czuć ciężkość
Peter
Odwróciłem gwałtownie głowę w stronę niespodziewanych dźwięków.
Kiedy byłem młodszy, panicznie obawiałem się burzy.
Wzbudzała we mnie niekontrolowany lęk.
Chowałem się pod kołdra z latarką, a w końcu w moim pokoju pojawiała się Ciocia.
Zawsze czekaliśmy aż opady czy nawet błyskawice ustaną.
Prowadziliśmy długie rozmowy, a ona wcale nie traktowała mnie jak dziecko.
Czułem się kimś więcej niż Peter'em Parker'em.
I w końcu się nim stałem.
- B-boisz się? - zapytałem obserwując Deadpool'a.
Wyglądał na przyduszonego czymś.
Wade
- Pff, nie...- odwróciłem głowę chociaż i tak nie mógł zobaczyć mojej mimiki- To nie to że się boję bo...bo burze są głośne i rozbłyskane. Fascynują mnie w swojej tajemniczości ale no obawiam się ich. Nie mam pojęcia czemu. Są takie jak ty... Niezwykłe i nie da się ich dokładnie zrozumieć, mimo że wiemy jak powstają i dlaczego są- tak, włączył mi się tryb "Wade filozof". Czułem się trochę zażenowany bo moje rozmyślania były takie...no nawet nie dziecinne, ale dziwne i jakieś takie zjebane
Peter
Od razu uśmiechnąłem się na jego stwierdzenie.
Podobało Mi się to, kiedy niepewnie zaprzeczał.
Obawiał się mojej reakcji czy prawdy?
- Nie jestem niezwykły, tylko... dziwny - odparłem.
Czas stanąć przed pewnym pytaniem.
Czy na świecie był ktoś z przynajmniej zbliżonymi umiejętnościami do moich?
Otóż nie.
Byłem jedynym pośród setek gości w kostiumach.
Powinienem być z siebie dumny.
Z tego, że miasto wcale mnie nie przytłacza, tylko zwiększa chęci do działania.
Wade
- I fascynujący w swojej dziwności- wzruszyłem ramionami próbując powiedzieć to jakby to była najoczywistsza oczywistość. Myślę że jednak to że nadal unikałem patrzenia na niego było nie najlepszym potwierdzeniem. - Nieczęsto spotyka się takich ludzi jak ty- powiedziałem. Rzeczywiście byłem nim zafascynowany mimo iż znałem X-Menów
Peter
- Nieczęsto ludzie zostają ugryzieni przez zmutowanego pająka - odpowiedziałem mu.
Kawowa energia powoli zaczęła mnie pobudzać.
Koniec z pajęczym zombie.
Tylko jak to odbije się na jutrzejszym samopoczuciu?
Wpatrzyłem się w przechodniów.
Ta część dzielnicy była nad wyraz spokojna.
Może właśnie dlatego wybrałem ją na chwilowe miejsce odpoczynku.
Wade
- Ooo... Ja... Zawsze się zastanawiałem jak to się stało, że masz takie zdolności- powiedziałem z lekkim zdziwieniem. No w sumie jest to najlogiczniejsze wyjaśnienie którego ja się doszukiwalem w eksperymentach Projektu.
Peter
- To dłuższa historia. Powiązana z rodziną. I nie na dzień dzisiejszy - uciąłem krótko i odwróciłem głowę.
Nie powinienem do tego wracać.
Szczególnie, kiedy wszystko łączyło się z moim ojcem.
Pewną wersję opowiadałem ostatnio Wade'owi.
Pominąłem fragment z eksperymentami na zwierzętach.
I nagłym zmienieniu mnie w pół pająka.
Na razie... będzie musiał obejść się bez takich informacji.
Wade
Nagle naszła mnie pewna myśl. Z tego co mi wiadomo to kiedy zmienia się kod genetyczny czy robi jakieś krzyżówki czy jakieś inne cholerstwo, to taki osobnik staje się bezpłodny. Czy u ludzi też tak jest? A jeśli tak to... Malercedes zaszła w ciążę kiedy byłem prawie rok po Projekcie. Cholera, czemu takie myśli mnie nahodzą teraz.*jesteś debilem, jak w ogóle możesz coś takiego mówić?!* #stary, ale sam pomyśl, natury nie oszukasz* - Możesz się do kurwy nędzy zamknąć?!- warknąłem sam do siebie. Nigdy nie mógłbym zwątpić w wierność Mercedes. - Aaa, sorki to nie do ciebie- powiedziałem zakłopotany kiedy się zorientowałem że powiedziałem coś na głos
Peter
Przeraziło mnie to nagłe podniesienie głosu.
Nie rozmawiał ze mną, a także nie miał żadnego urządzenia do komunikacji.
Wszystko się działo... w jego umyśle.
- Co Cię tak zdenerwowało? - zapytałem pragnąc wyjaśnienia.
Sam tworzyłem najróżniejsze wytłumaczenia na ów temat, lecz z pewnością różniły się one od prawdy.
Wade
- Ja... Mam pewne...schizy... Czasem słyszę w głowie dwa głosy, taki wiesz Deadpool aniołek i Deadpool skurwiel z piekła rodem.- zaśmiałem sie- Mam nadzieję że teraz nie uciekniesz z krzykiem że powinni mnie zamknąć u czubków
Peter
- Ty słyszysz głosy w głowie, a ja strzelam czymś lepkim z dłoni - zauważyłem, co wywołało u mnie cichy chichot.
Nie brzmiało to strasznie.
Może to pojawiło się u niego po pewnym załamaniu?
Ludzie w okresie desperacji robią okropne rzeczy.
Albo przynajmniej próbują, tak jak ja.
Wade
- Tak tak, żeby to jeszcze dłoń była- zaśmiałem się starając się na niego nie patrzeć, bo gdybym to zrobił to pewnie tarzałbym się po betonie
Peter
Pokryłem się rumieńcem.
A jak na zawołanie dopadły mnie wspomnienia z ostatniego spotkania z Wilson'em.
Nie chciałem się tłumaczyć, to doprowadziłoby do mojego ośmieszenia.
Prychnąłem cicho krzyżując ręce na piersi.
Wade
- Mówiłem ci już że słodko wyglądasz kiedy się gniewasz?- zapytałem. Hmm...gdyby mu doczepić uszka i ogonek to byłby z niego prawdziwy kociak
Peter
- Wcale, że nie! - odburknąłem unosząc ton swojego głosu.
Nie chciałem być odbierany jako ktoś słodki czy też uroczy.
A przynajmniej nie przez niego.
Właśnie, może ktoś się odezwał.
Z kieszonki wyjąłem telefon.
Zero powiadomień.
Wilson musiał się zająć czymś innym niż mną.
Nie dziwię mu się, potrafiłem wykazać się natarczywością.
Wade
- Jesteś jestes- powiedziałem rozbawiony. Objąłem kolana ramionami ponownie kładąc na nich podbródek. Spojrzałem na niego kątem oka- Czekasz na telefon od narzeczonej?- sarknąłem
Peter
- Bardziej narzeczonego, ale on jeszcze o tym nie wie - poprawiłem go z szerokim uśmiechem.
Nie powinienem przerywać Wilson'owi w jakichkolwiek zajęciach.
Schowałem telefon do kieszeni i odwróciłem głowę w stronę Deadpool'a.
Nie mogłem się doczekać kolejnego spotkania
Wade
- yhmmm...widzę że masz wobec kogoś iście szatańskie plany- mruknąłem z podtekstem. Kurcze, w sumie to zastanawiałem się czy Peter też tak wyczekuje jakiejś wiadomości ode mnie. Hmm chyba tak, skoro się nie odzywam to może to uznać jako że nie chce się z nim spotykać. Shit! Muszę do niego napisać jak tylko wrócę do domu
Peter
Przytaknąłem z zadowoleniem.
- Jak najbardziej. Myślisz, że w mieście się coś dzieje? - rozejrzałem się po kilkunastu sekundach.
Jedyne co się do nas zbliżało, to burza.
Nie bardzo podobała Mi się wizja bycie mokrym.
A później pozbywania się spandexu z ciała.
Okropność, aż wzdrygnąłem się na samą myśl.
Wade
- Co ma się dziać, przecież siedzę sobie grzecznie koło ciebie- powiedziałem udając zdziwienie
Peter
Uniosłem brwi ku górze.
No tak, właśnie zajmowałem się głównym problemem w tym mieście.
Mogłem spać spokojnie.
Nie, nie.
To źle brzmi.
Wtedy musiałbym spać z nim...
Pokręciłem głową odpędzając od siebie owe myśli.
- Miasto jest bezpieczne - mruknąłem cicho i położyłem się na dachu galerii handlowej.
Wade
Dlaczego gdy się położył miałem ochotę przejechać opuszkami palców po jego brzuchu? Nie, dostałbym pewnie w pysk, a już poznałem trochę jego siłę. Z resztą hej! To wszystko przez Petera, to przez niego teraz każdy wydaje mi się atrakcyjny... #pierdolisz, bez Petera też byś chętnie przeleciał Pająka# odwróciłem od niego wzrok, zbyt mnie kusiło
Peter
Przymknąłem oczy mając nadzieję, że Deadpool nie wpadnie na nic głupiego.
A także nie wykorzysta takowej okazji.
W razie czego byłem przygotowany.
Tylko jedną dłoń podsunąłem sobie pod głowę.
Zaczęło Mi się trochę nudzić.
Miasto było ospałe, a ja akurat teraz dostałem porcję energii na następne godziny.
Miałem pewien plan w jaki sposób je wykorzystać...
Od kiedy zacząłem myśleć o czymś takim?!
Wade
- Myślisz że powinienem się zmienić?- zapytałem go ostroznie- Powinienem wrócić na jasną stronę mocy?
Peter
Podniosłem głowę do góry.
Wprawiło mnie to w delikatne zakłopotanie.
- Deadpool, to jest Twoja osobista sprawa. Ja... nie będę Cię do tego nakłaniał. Jestem tylko nieznanym chłopakiem w masce i obcisłym stroju. To nie ode mnie zależy - wyjaśniłem mu jak najdelikatniej.
Nie chciałem się przyznać do tego, że kiedyś też zajmowałem się przestępstwami.
Drobnymi, ale za to dość okropnymi.
W zły sposób wykorzystywałem własne umiejętności.
Aż do pewnego wydarzenia, które na zawsze odmieniło moje myślenie.
Śmierć wujka Ben'a.
Wade
- Oh... Rozumiem że w ten okrętny sposób chciałeś powiedzieć "Deady, przecież wiesz że cię uwielbiam takiego jakim jesteś, nie zmieniaj się, bo kto wtedy będzie moim kochanym Basenem"- zaśmiałem się. Właściwie ucieszyło mnie to że dał mi do zrozumienia że nie będzie ingerować w moje poczynania. Z jednej strony troszkę to rozczarowanie że nie chce wpłynąć swoją osobą na mój charakter ale w sumie przekazał mi że mnie akceptuje mimo mojej profesji. Może wczorajsza historia miała na to jakiś wpływ. Może to sprawiło że się do siebie zbliżyliśmy i on wie jak to jest.
Peter
Uśmiechnąłem się.
Miał rację co do tego.
Podświadomie tak układałem swoją wiadomość.
Miałem przyjaciela i polubiłem go takiego jakim jest.
Nawet bez względu na to, że w przyszłości pewnie będziemy musieli się zmierzyć.
Chciałbym temu zapobiec i wciąż trwać w tej relacji.
- Wcale, że nie - zaprzeczyłem, lecz nie brzmiało to w ogóle prawdziwie.
Wade
- Kłamca!- udawałem oburzenie lecz jednocześnie się zaśmiałem. Położyłem się koło niego uważając jednak aby nie dotykać go. Widać cenił sobie przestrzeń osobistą i czasem trzeba to uszanować.
Peter
Odwróciłem się na bok, tak abym głową był zwrócony w jego stronę.
Próbowałem wyobrazić sobie kogoś innego na tym miejscu, lecz bezskutecznie.
Powinienem przestać.
Dać sobie spokój z Wilson'em, dopóki on sam nie zacznie ze mną rozmawiać.
A nie tylko postępować.
Nie przeszkadzało Mi to, lecz...
Chciałem poczuć go psychicznie.
Czy na pewno pasowaliśmy pod względem osobowości?
Z Deadpool'em było inaczej.
Ledwo co doszukaliśmy się cech wspólnych, jednakże nie przeszkadzało to w relacji.
Wade
- O czym myślisz?- zapytałem łagodnie kiedy zobaczyłem się się odwrócił i przygląda mi się. Odwróciłem głowę i starałem się spojrzeć mu w oczy, co było oczywiście niemożliwe.
Peter
Z silnego zamyślenia wyrwał Mi jego głos.
Przekrzywiłem głowę na bok.
Na nowo próbowałem nawiązać kontakt z otaczającym mnie światem.
- Na pewno nie o Tobie - mruknąłem beznamiętnie.
Byłem jeszcze bardziej rozdarty niż wcześniej.
Obijałem się pomiędzy tymi dwoma osobami nie wiedząc kto jest.. po prostu lepszy.
Może najlepiej będzie, kiedy się z nimi zabawię.
Wykluczając wszelkie fizyczne sposoby.
Wade
- Dzięki, miły jesteś- prychnąłem i odwróciłem się do niego plecami przybierając pozycję embrionalną.
Peter
Zasmuciło mnie to lekko, chociaż mężczyzna pewnie żartował.
Przybliżyłem się do niego i objąłem w pasie.
Już wcześniej się przytulaliśmy, a to nie powinno stanowić problemu.
- Nawet nie próbuj komentować - warknąłem cicho przymykając powieki i po prostu oddając się tej chwili.
Może z Wade'm nie będę mógł sobie pozwolić na emocje.
Cóż, zostanie Mi tylko niszczenie samego siebie przez wybór jego, jako partnera życiowego.
Wade
O kurwa... Zawał! Czy Pajączek właśnie... Moje serce przyspieszyło jakbym przebiegł co najmniej trzy Stany. Miałem ochotę się roześmiać na jego groźbę, ale nie chciałem psuć chwili a wczuć się w nią. Nakryłem jego dłoń swoją splatając nasze palce a kciukiem gładziłem jego nadgarstek.
Peter
Deadpool był po prostu... kochany.
Mimo zabawnych jak i tych nieznośnych chwil z nim spędzonych, pojawiały się te pełne uczuć.
Cichutko zamruczałem.
Takiego dotyku właśnie potrzebowałem.
Nieszczególnie z jego strony, lecz nie powinienem wybrzydzać.
Miałem ochotę wtulić się w jego szyję, lecz nie powinniśmy sobie pozwolić na cokolwiek więcej.
Przecież nawet to było już czymś... o wiele większym niż się spodziewaliśmy.
Wade
Uśmiechnąłem się słysząc cichy pomruk. Cholera, jeszcze tydzień temu bym nie pomyślał że Pająk sam mnie dotknie. Byłem tam zaabsorbowany tą myślą, że musiałem podkulić pod siebie bardziej kolana, aby jakoś ukryć...dobry nastrój, który udzielił się mojemu "przyjacielowi". Gdyby Spidey się zorientował już nigdy nie chciałby mnie dotknąć choćby palcem. A mimo to czułem... Że jest mi chyba najbliższą osobą, którą aktualnie znam.
Peter
Kiedy podkulił kolana, mogłem wydawać się większy niż w rzeczywistości.
W końcu byłem w dość rozciągniętej pozycji, lecz nawet to nie pomogło w zatuszowaniu potężności mężczyzny.
Po jeszcze kilkunastu sekundach uwolniłem go z uścisku.
Przeturlałem się na swoje miejsce, a dłonie splotłem na swoim brzuchu.
Miałem nadzieję, że Deadpool nie skomentuje również i tej sytuacji.
Przecież go o to prosiłem.
Ja... tylko potrzebowałem czyjeś bliskości.
Wade
Gdy się odsunął odwróciłem się do niego aby móc spojrzeć na jego sylwetkę - Dzięki- powiedziałem cicho nawet nie mając pewności czy usłyszał. Byłem mu za to wdzięczny. Może powinienem doszukiwać się w tym czegoś romantycznego ale przede wszystkim było to dla mnie pocieszające i przyjacielskie.
Peter
Dobiegło do mnie to jedno ciche słowo.
- Nie ma za co. Chyba oboje tego potrzebujemy - rzuciłem w odpowiedzi.
Jakże to było dziwne.
Nie ogarnął mnie teraz żaden wstyd.
Poczułem się... dobrze.
Wreszcie, po tak ogromnej jednostce czasu mam okazję z kimś porozmawiać.
Oczywiście wykluczyłem z tego grona Ciocię.
Ona nie powinna wiedzieć o tym, kim jestem.
Jeszcze nie.
Wade
Chciałem zapytać czy osoba z którą jest nie okazuje mu czułości czy co? Wolałem jednak tego nie robić, w końcu mówił że to skomplikowane. Przez chwilę się zastanawiałem. Może skoro oboje tego potrzebujemy i możemy sobie dać...coś... To może to "coś" powinni nas połączyć... Nie... On mnie chyba nie lubi w taki sposób, z resztą Peter... Chyba pierwszy raz zdarza mi się o nim myśleć w towarzystwie Pająka. Lubię Petera, ale to między nami to... No nie wiem. Pragnę go fizycznie ale poza korepetycjami to nie mamy o czym porozmawiać i właściwie przy nim nie byłem sobą. Przy nim musiałem udawać poprawnego obywatela z dobrymi manierami. A przy Spideym? Nie musiałem ukrywać tego co myślę i byłem autentyczny, swobodny. Nie musiałem się bać że powiem coś co go odstraszy, bo chociaż czasem się obrażał za nieprzyzwoite komentarze to tak na prawdę chyba mnie lubi.
Peter
Nastała pomiędzy nami cisza.
Nie należała do tych niezręcznych, które aż chce się przerwać kolejną warstwą słów.
Ona po prostu była...
Tu potrzebna.
Ciekawe o czym myślał.
Czy tak jak ja miał wątpliwości co do swoich relacji?
Kto wie, jakie myśli krążyły po jego głowie.
- Chyba powinienem iść - mruknąłem cicho, jednakże nie zmieniałem swojej pozycji.
Wade
- Taa, ja chyba tez- powiedziałem bez przekonania i położyłem się z powrotem na plecy. Niby trzeba było się zbierać ale jakoś nie chciałem się z nim rozstawać. *bo byś popadł w depresję i gadał sam do siebie* #juz to robi, pamiętasz jak na mnie warczał?# Zamknijcie się obaj- pomyślałem zamykając oczy.
Peter
Powoli podniosłem się z miejsca sprawdzając czy przypadkiem kostium Mi się nie obsunął.
Wszystko leżało dobrze.
- Do zobaczenia - mruknąłem i wypuściłem pajęczynę w stronę innego budynku.
Huśtałem się nad ulicami Bronxu docierając aż na Manhattan.
Może tu się coś stanie, coś złego, niespodziewanego.
Wade
Właściwie był jeden plus tego że już poszedł. Mogłem wypełnić zlecenie, na które osoba znajdowała się dwie przecznice dalej. Po akcji wróciłem do domu i usiadłem w kuchni. Spojrzałem na telefon zastanawiając się czy powinienem skontaktować się z Peterem. Teraz pewnie śpi, jest prawie trzecia w nocy. Jutro to zrobię. Po szybkim prysznicu poszedłem spać wciąż mając obraz leżącego Pajączka przed oczami.
Peter
Znowu nic.
Nawet Nowy Jork każe Mi odpocząć.
Z rezygnacją wróciłem do domu.
Ciocia już dawno spała.
Nic dziwnego, było już bardzo późno.
To ile godzin dzisiaj śpię?
Ledwo trzy, jak wspaniale.
Rzuciłem się bez wahania na łóżko.
Zapominając uprzednio o kostiumie.
I tak będę musiał go uprać, zszyć.
W sumie Mi też przydałby się prysznic.
To oznacza dwie godziny spania...
_________________________
Wiem, że dzisiaj nie powinno być rozdziału, bo według mojej rozpiski (na tablicy?) to jakoś po weekendzie, chyba jutro miało być. Ale nie jestem w stanie napisać nic do programowego 'In my imagination', więc wstawiam kolejne SP. Należy wam się po tak krótkim poprzednim rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro