Pajączki i depresje
Wade
- Baby boy...- powiedziałem z przerażeniem. Już kto jak kto, ale Spidey nie miał nigdy ani prób samobójczych ani nic. Albo po prostu tego nie wiedziałem. Nadal znaliśmy się na bardzo ograniczonym wycinku naszych tożsamości, zainteresowań itd. Jednak teraz nie mogłem pojąć o ci mu chodzi. Nawet jeśli to miał być kiepski żart, to Pajączek niezbytnio wyglądał na osobnika z poczuciem humoru- Co jest?- zapytałem zupełnie nie rozumiejąc jego słów.
Peter
Załamałem się przy określeniu na mnie. Barwę głosu miał wypełnioną czułością, niemożliwym dla mnie do opisania niepokojem. Mu naprawdę na mnie zależało. W takich sprawach, napotykałem komplikacje z okazaniem wdzięczności.
Radowałem się minimalnie z faktu posiadania maski. Dzięki niej nadal byłem niewidoczny, nieznany. Deadpool mógł sobie oszczędzić oglądania zaczerwienionych oczu.
- Jestem zmęczony tym wszystkim - odparłem krótko nie zdradzając niczego więcej.
Wade
Aha, czyli pajączkowanie też może wykończyć człowieka. Z resztą chyba każdy na jego miejscu po czterech latach latania za darmo w rajstopkach dostałby jakiegoś kryzysu, czy załamania. - Rozumiem- powiedziałem ze szczerym zrozumieniem. Wyciągnąłem rękę w jego stronę i złączyłem nasze dłonie splatając palce razem. Najwyżej dostane w pysk. - Jesteś silny i dasz radę. Wiem to- powiedziałem z całym przekonaniem.
Peter
Przyswajałem informację odnośnie tego, że Deadpool mnie wspierał. Tonem bez skazy podnosił na duchu. Nie wiedziałem czy ma świadomość o źródle moich zmartwień. Wolałem nie odpowiadać na takowe pytania. Też pewnie doradziłby Mi, abym korzystał z życia. Ale... on to już przeszedł. Kiedyś. Pięć lat temu. Opowiadał Mi szczegółowo i wyraźnie.
- Dziękuję - szepnąłem łagodnie. Nie fuknąłem, ani nie odtrąciłem dłoni przyjaciela. Zależało Mi na tym dotyku.
Przedstawiłem sobie w myślach wszystkie za i przeciw odnośnie zapytania o samopoczucie po odejściu jego ukochanej. Zrezygnowałem. Lepiej nie rozdrapywać starych ran.
- Czuję jakbym rozlatywał się na tysiące kawałeczków. Ja już jestem nikim.
Wade
- Przyjmujemy różne maski, zmieniamy jedną gębę na inną. Można uciec od wszystkiego, ale nie od samego siebie- odpowiedziałem po zastanowieniu. Ten cytat pamiętałem jeszcze ze szkoły. Kiedy to było... - Więc nie uciekniesz od bycia wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie straci wiary. Cokolwiek by się nie działo, musisz dobie powtarzać, że jutro będzie lepiej.
Peter
Przytaknąłem nieznacznie. Rozrywano mnie pomiędzy dwoma osobowościami. Zawsze musiałem wykonywać wszelkie obowiązki, zadania. Starałem się osiągnąć perfekcyjność, aczkolwiek znajdowałem się zaledwie na początku drogi do celu. Czasem nie byłem w stanie uratować każdego. Media mnie oczerniały podając za największego kryminalistę. Ludzie chwalili i dziękowali za ocalenie drogocennego życia.
Czułem się najgorszy w relacjach międzyludzkich. Nigdy nie byłem otoczony przez ludzi. Od kilku lat, oprócz Cioci towarzyszył Mi jedynie Harry, lecz on zgłaszał się wyłącznie w sprawie lekcji. Byłem sam nie znając powodu. Może miałem odtrącający charakter, może nie potrafiłem zwyczajnie porozmawiać. Jednakże jak już pojawiła się odpowiednia osoba, której w nieumiejętny sposób okazywałem uczucie, w końcu ją zawodziłem. To moja wina, że Wade odszedł.
Prychnąłem cicho.
- Nie jestem wspaniałym człowiekiem. I nigdy nim nie będę. Dla siebie, a tym bardziej kogoś innego - odparłem. Wolałem zmienić natychmiastowo owy temat, żeby uniknąć kompromitacji w postaci łez.
Wade
- Oczywiście, że jesteś- z kolei teraz ja prychnąłem. Serio on nie widział czego dokonywał? Te wszystkie uratowane ludzkie isnienia, wszystko co robił dla świata i ludzkości- Jakoś nie znam zbyt wielu osób, którzy się tak poświęcają jak ty. Trzeba być zdrowo popieprzonym, albo cholernie odważnym i walecznym, jak ty. Chociaż popieprzony też troszku jesteś.
Peter
Wykonałem prosty pionowy ruch ramionami. Jego zdanie poprawiło mój emocjonalny stan. To Deadpool tak myślał. Uważał, że robię coś przydatnego. Naprawdę dobrego.
- Może i jestem - powiedziałem mniej ponurą barwą głosu - Myślę, że każdy z moimi mocami, zrobiłby to.
Umysłem powoli odchodziłem od jakże nieprzyjemnej sytuacji sprzed kilku godzin. Nie, to za łagodne słowo, lecz nie potrafiłem logicznie i trafnie tego nazwać. Obecność tego mężczyzny działała kojąco. Od jego przyjścia, wyciszyłem się i utraciłem chęć zniszczenia wszystkiego wokół, łącznie z sobą.
Powieki samowolnie opadały, z ledwością kontrolowałem organizm. Przystanąłem na pewną decyzję. Śmiałą i wykluczającą moje zwykłe zachowanie.
Głowę okrytą maską ułożyłem w połowie uda Deadpool'a. Reszta ciała skuliła się przyjmując wręcz embrionalną pozycję. Teraz moja kolej na leżakowanie.
- Podobało Ci się wczoraj? - spytałem półszeptem odwracając zainteresowanie od ostatniego tematu i okropnych myśli.
Wade
- Pewnie, że tak - zaśmiałem się cicho. A tak sobie obiecywałem, że nie będę robił uwag na temat jego wczorajszego" występku". Podobało mi się, że chyba zebrało mu się na czułości. Automatycznie przypomniał mi się ostatni sen...- Spidey... Wierzysz, że sny się spełniają?- zapytałem z czystej ciekawości.
Peter
Przymknąłem oczy, co było niewidoczne dla mężczyzny pod tą warstwą materiału. Dalej go słuchałem, to nie czas na zasypianie.
Ten śmiech roztopił resztki mojej złości usuwając ją od nas na jak największy dystans. Rozluźniłem palce puszczając przy okazji dłoń Deadpool'a. Nie chciałem, aby było mu aż tak niewygodnie. Sam nie narzekałem. Byłem aktualnie w posiadaniu milutkiej i umięśnionej poduszki.
- Sny? Pająki nie mają snów, więc trudno Mi się wypowiedzieć. Dlaczego pytasz?
Wade
- Tak po prostu pytam- odpowiedziałem. Lepiej, żeby nie pytał co mi się śniło, z resztą i tak bym nie odpowiedział. Uciekłby z krzykiem, albo dał mi w pysk. Zdziwiło mnie wyznanie o jego braku snów. Wyciągnąłem uwolnioną dłoń i położyłem ją na boku Pajączka. Delikatnie przesuwając palcami czułem fakturę solidnego materiału.
Peter
Nie przejąłem się dotykiem. Wątpiłem w jakiekolwiek zamiary dotyczące czegoś nieładnego, co mogłoby Mi się wydarzyć. Nadal byliśmy przyjaciółmi. Również wtedy, gdy Deadpool głaskał mnie po żebrach.
Ufałem mu jednocześnie wątpiąc w to, że przy tym osobniku wydarzy Mi się jakakolwiek krzywda. To niemożliwe. Sądziłem, że obroniłby mnie. A jeśli sam zamierzałby coś uczynić, szybko bym go od tego odwlókł. Deady nie miał pojęcia ile siły kryło się w tym wątłym ciałku.
- Obudź mnie potem - wymamrotałem poprawiając ułożenie głowy. To niekulturalnie zasypiać w trakcie rozmowy, jednakże nie potrzebowałem żadnych słów. Wystarczyło Mi, że będzie obok.
Wade
Uśmiechnąłem się na jego słowa. Pajączek właśnie mi zasypiał na kolanach? Szach mat, jestem hardcorem. Myślę, że nikt na świecie nie mógłby się pochwalić takim dokonaniem. Rozczuliłem się, gdy usłyszałem miarowy oddech świadczący o drzemce. Dalej go delikatnie głaskałem, uważnie się przyglądając. Wydawał się w tym momencie delikatny i jakbu bezbronny. Widać musiał być bardzo zmęczony, skoro zasnął niemal natychmiast. Nie miałem mu tego za złe. Nawet gdy spał, jego obecność była przyjemnie kojąca.
Peter
Towarzystwo Deadpool'a ułatwiło Mi zasypianie, choć zwykle musiałem przeczekać kilkadziesiąt minut aż zapadnę w sen. Nie rozumiałem czynników usypiających typu drugie osoby. Najemnik nie był jedynym, przy którym mogłem czuć się bezpiecznie. Na tę myśl zacisnąłem mocniej powieki. A może to tylko koszmar? Może tak naprawdę śniłem cały czas przy nim i nic złego się nie wydarzyło?
Pomimo tego, że drzemałem, dalej wyczuwalne dla mnie były ruchy przyjaciela. Najlepiej, żeby nie przestawał. Mógł robić tak cały czas, dzięki czemu miałem pewność o jego ciągłej obecności. Wiedziałem też, że pajęczy zmysł odda Mi informację nawet o zmianie pozycji Deadpool'a na wygodniejszą.
W innym terminie przeproszę go za ucięcie sobie drzemki.
Wade
Byłem ciekawy, czy Pajączek prześpi całą noc. Zupełnie by mi to nie przeszkadzało, bo nie musiałbym wracać do mieszkania i znowu roztrząsać cały ten bajzel z Peterem. Nie powinienem teraz o tym myśleć. On był bezpieczny. Tak samo jak Spidey był bezpieczny teraz ze mną. Obroniłbym go przed wszystkim, bo mi nic by się nie stało.
Peter
Nie miałem pojęcia ile godzin minęło od mojego zaśnięcia. Zbudziłem się w momencie, kiedy jeden z potężniejszych pociągów przejechał przez nieopodal znajdujące się tory. Dźwięki odbierałem dwa razy głośniej. Z niezadowoleniem uchyliłem oczy. Wsunąłem jedną z dłoni pod maskę, aby przetrzeć znużone powieki. Poprawiwszy czerwony spandeks, przekręciłem się na plecy, z głową wciąż na nodze najemnika. Cały czas przy mnie czuwał.
Zamiast się rozejrzeć, sprawdzić otoczenie i powoli rozświetlające się miasto, wpatrzyłem się w dół szczęki towarzysza.
- Czy mam Cię teraz przeprosić za przymus zajmowania się mną przez ostatnie godziny? - spytałem zaspanym głosem. Nie wykluczałem tego, iż Deadpool także potrzebował odpoczynku. Leczył się, ale w moim mniemaniu, nie regenerował swych potrzeb fizycznych.
Wade
- Maleństwo już się obudziło? A myślałem, że będzie potrzebny pocałunek księcia- zaśmiałem się. - To nie był przymus, wiesz w końcu potrzebujesz kogoś kto będzie się tobą opiekował, podczas gdy będziesz zbawiał świat.
Peter
- Żadne maleństwo. A Tobie wystarczy całowania, przekroczyłeś swój limit - naburmuszyłem się żartobliwie, choć świetnie odgrywałem swoją rolę. Nie przyzwyczaiłem się jeszcze do takowych zdrobnień, troskliwych określeń. Nie oczekiwałem ich od przyjaciela, którego twarz ujrzałem zaledwie w połowie.
Mój humor momentalnie umknął słysząc o osobie, która powinna darzyć mnie opieką. Przekręciłem się znowu na bok, aby nie musieć na niego patrzeć.
- Nie potrzebuję nikogo. Zawsze dawałem sobie radę sam i niech tak zostanie - objaśniłem stanowczo z bólem rozerwanego serca.
Wade
Po tych słowach złapałem go za podbrudek i przekręciłem mu głowę tak, aby patrzył na mnie. A przynajmniej miałem taką nadzieję, nie znałem dokładnego kierunku jego spojrzenia. - Nie będziesz sam- powiedziałem stanowczo, mając oczywiście czysto przyjacielskie intencje. Właściwie... Przemknęło mi przez głowę, czy gdyby istniała taka możliwość, to czy byłbym w stanie być z nim. Kochałem go na swój pokręcony sposób i nigdy bym go nie skrzywdził. Ale tak jak mówię, to niemożliwe, przecież on kogoś ma... - Przepraszam, nie powinienem- zreflektowałem się, odwracając wzrok. Nie powinienem prowadzić takich gierek.
Peter
Przewidziałem dalsze ruchy. Choć obydwoje nie mieliśmy pojęcia gdzie padają wzajemne spojrzenia, czułem, że nawiązaliśmy kontakt. Ulotny, prawie niewidoczny.
Po przeprosinach, Deadpool trzymał moją szczękę. Coś go zaniepokoiło. Odwrócił twarz w drugą stronę.
- Czemu nie powinieneś? - spytałem z ciekawości. Nie znałem dokładnie jego zamiarów, ale powoli domyślałem się, co chodziło wcześniej po jego umyśle. Dlaczego miał z tym problem? Dlaczego właśnie on, wygadany najemnik, zaczął mieć opory przed wykonaniem jakieś czynności?
Po utracie Wilson'a nie posiadałem potrzeby zapełnienia tej pustki. Moje uczucie stało się mieszane. Pragnąłem myśleć, że tamta rozmowa była kłamstwem, aktorstwem, albo słabym żartem. Pragnąłem, aby wrócił.
To jednak nie miało zamiaru się wydarzyć. Byłem zmuszony do zaakceptowania przyszłości. Tu nie wolno się cofać.
Uznałem, iż trudno jest się wyprzeć uczuć, dlatego będę dalej pałał do niego nienawiścią zmieszaną z tym słodkim, pierwszym uczuciem miłości. Mogę go kochać wyłącznie z daleka. Nie, nie jego. Jego stworzoną na pewne potrzeby wersje.
Wade
- Po prostu, to było niestosowne- wzruszyłem ramionami puszczając go. No kto by pomyślał, jeszcze trochę i zostanę ministrem dyplomacji. Chyba przez dzisiejsze wydarzenie byłem taki grzeczny. Czułem się przy nim dobrze, ale gdyby jakimś cudem zamierzał mnie znów pocałować, to nie wiem jak bym zareagował. Nie byłem pewien co do moich przyszłych poczynań.
Peter
- Może i tak - odparłem obojętnie. Wróciłem do swojej ówczesnej pozycji wbijając wzrok w następny przejeżdżający pociąg. Wiele z nich kursowało w porannych godzinach. Chwila, porannych? Zerwałem się do siadu rozpaczliwie rozglądając za czymkolwiek, co wskazałoby aktualną godzinę. Niestety na marne. W najbliższej okolicy nie dostrzegłem ani jednego urządzenia. Telefonu także nie zabrałem.
- Czy wiesz, która jest godzina? - zapytałem zniecierpliwiony. Nagle wyobraziłem sobie, co musi dziać się w domu. Zawsze wracałem przed maksymalnie szóstą, aby móc wymienić kilka słów z Ciocią, przywitać się z nią, czasem zjeść wspólnie śniadanie. Jak zareaguje, kiedy nie zastanie mnie w pokoju?
- Ona mnie chyba zabije - wyszeptałem.
Wade
-Nie mam pojęcia- przeciągnąłem się. Wyglądało na to, że miał jakieś godziny policyjne czy coś. Noc szybko minęła w jego towarzystwie. Mogę się teraz chwalić, że spędziłem całą noc z Pajączkiem. Uśmiechnąłem się lekko. - Areszt domowy?- zapytałem z zaciekawieniem.
Peter
Fuknąłem cicho pod nosem gratulując przy tym swojemu rozsądnemu myśleniu. Cudownie, panie Parker. Ciocia zamartwiała się o mnie, podczas gdy spałem w najlepsze z głową na kolanach Deadpool'a. Przynajmniej mu to wyjdzie na dobre. Mógłby się pochwalić znajomym, że spędził ze Spider-Man'em całą noc. O ile oni nie zaczęliby mu dogryzać. Różnie to bywa z tolerancją.
- Areszt domowy? Dalej masz mnie za dzieciaka? - rzuciłem lekceważąco. Zacząłem się denerwować. W tak głupi sposób zawiodłem kolejną osobą. To już druga w tym tygodniu, rekord. Może uda Mi się dobić do pięciu.
- Jestem strasznie nieodpowiedzialny. Muszę iść - wymamrotałem. A co jeśli ona jeszcze śpi? Zawsze pozostawała drobna nadzieja.
Wade
- Nie, dzieciakiem zdecydowanie nie jesteś- odpowiedziałem szczerze. Był niezwykle dojrzały jak na swój wiek. Na usta cisnęło mi się jeszcze jedno pytanie.- Zobaczymy się wieczorem?
Peter
Ochłonąłem przy tym stwierdzeniu. Zbytnio na niego naskoczyłem, choć powinienem karać siebie za ten wybryk. Niech nie będzie jeszcze szóstej godziny, błagałem.
- Jasne, jeżeli dożyję do tej pory - oznajmiłem podnosząc się z dachu. Grupka ludzi zajmowała miejsca na peronie. Nie wyglądali na wypoczętych. Prędzej zmęczonych codziennym wstawaniem i powrotem do pracy, innych zajęć.
- Dziękuję za opiekę nade mną - wyszeptałem nie przerywając kręcenia wzrokiem po okolicznych budynkach i ulicach.
Wade
- Nie ma za co- odpowiedziałem szczerze. Teraz tylko nim się mogłem opiekować. Peter był bezpieczny w domu- Jasne, że dożyjesz. A jeśli nie, to znajdę twoje zwłoki i będę im truć.
Peter
Zmarszczyłem brwi kontrolując krótki napad śmiechu i zniesmaczenia.
- Proszę zostawić moje zwłoki w spokoju. Możesz zabrać strój, jeśli się w niego zmieścisz. I poudawać mnie, ale pamiętaj, żeby go później oddać - mruknąłem z lekkim uśmiechem. Nie wyobrażałem sobie zamiany kostiumów pomiędzy nami. Aczkolwiek wiedziałem jedno. Z pewnością wyglądalibyśmy komicznie.
- To... cześć? - rzuciłem robiąc mały krok ku tyłowi.
Wade
- Serio będę mógł rozebrać twoje zwłoki?- zapytałem z entuzjazmem. - Cóż za zaszczyt. Mam się spodziewać bielizny, czy niekoniecznie? Bo wiesz, powinienem być przygotowany na taką ewentualność, żebym nie zemdlał z zachwytu- zaśmiałem się. Byłem ciekaw, czy jakoś mi się odgryzie, czy też stwierdzi, że przedawkował moją obecność i odejdzie tak po prostu.
Peter
Wprawił mnie w niemałe zakłopotanie. Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Nie przemyślałem tego wcześniej.
Zagryzłem delikatnie wargę. Dobra, zdenerwowanie to za mało. Deadpool'owi udało się obdarzyć mnie wstydem. Miałem wrażenie, że policzki w żadnym stopniu nie różniły się od barwy pajęczej maski.
- Z należytym szacunkiem i bez ściągania bielizny. Tak, noszę ją. Jak zgłoszą Cię za nekrofilię, to masz przyjąć każdą karę - powiedziałem złośliwie. Burza myśli w mojej głowie zwiększała swą objętość, próbując znaleźć coś jeszcze do dopowiedzenia.
- Zemdleć to za mało - mruknąwszy obróciłem się i powolnie stąpałem do krawędzi dachu. Mógł mnie w każdej chwili dogonić.
Wade
Pajączkowi chyba dopisywał dobry humor. Nie obraził się za moje wygłupy, co było najważniejsze. - Zemdleć za mało, zobaczymy...- mruknąłem sam do siebie. Spidey wyraźnie ociągał się z odejściem. Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja... Chyba wykituję, jeśli on oczekiwał rewanżu za wczoraj, nie takie rzeczu się nie zdarzają. Chociaż....- Mogę się odwdzięczyć za wczorajsze pożegnanie?- zapytałem niepewnie nadal siedząc na betonowym dachu.
Peter
Nie miałem pojęcia co we mnie wstąpiło, że rzucałem w jego stronę takie zdania. Pewne siebie, zbyt odważne. Powinienem teraz trząść się ze strachu przed Ciocią, która będzie niezadowolona. Albo płakać po utracie najbliższej Mi dotąd osoby.
Zamiast tego, prowadziłem uparcie konwersację z Deadpool'em zastanawiając się nad zapytaniem o pozwolenie.
- Zależy jak zamierzasz się odwdzięczyć. Spodoba Mi się to? - obróciłem wyłącznie głowę w jego stronę. Oczekiwałem prędkiej odpowiedzi. Nie ukrywam, że zaczęło Mi się spieszyć.
Wade
- Ty ocenisz- wzruszyłem ramionami i wstałem, widząc, że Pajączek najwyraźniej się śpieszy. Podszedłem do niego wolnym krokiem, a gdy znalazłem się przy nim położyłem rękę na jego bok, a drugą delikatnie chwyciłem rąbek jego maski, nie zdejmując jej jeszcze. Musiałem się upewnić. - Mogę?- zapytałem cicho pochylając się nad nim.
Peter
Śledziłem ruchy mężczyzny doskonale przeczuwając w jaki sposób chce się odwdzięczyć. Nie zaprzeczałem. Możliwe, iż właśnie tego Mi brakowało. Mianowicie bliskości drugiej osoby. Fizycznej oraz psychicznej.
Pokiwałem powolnie głową przystając na zapytanie.
- Gdybyś nie mógł, już dawno leżałbyś na torach pokryty pajęczyną - odparłem czekając na dalsze poczynania.
Wade
Miałem ochotę się roześmiać gdy odpowiedział. Czy rzeczywiście umiałby mi zrobić jakąkolwiek krzywdę? Dzisiaj mi jednak nie zależało na prowokacji, aby się przekonać. Zaciągnąłem mu maskę na nos, ze swoją postępując podobnie. Dłoń ułożyłem na jego krtani delikatnie przesuwając po niej palcami. Pochyliłem się jeszcze odrobinkę i zacząłem delikatnie muskać jego usta, ciekaw jego reakcji. Tyle mu wystarczy, czy poprosi o więcej?
Peter
Przymrużyłem oczy wraz z pierwszym pocałunkiem. Zdążyłem zachwycić się kształtem jego ust. Kształtne i pełne, cudownie pasujące do osoby, którą reprezentował.
Nie wierzyłem, że tak nieśmiało stykał nasze wargi. Starałem się miarowo odwzajemniać pocałunki. Nie napierałem, ani naciskałem. Trzymałem stałe tempo.
- Myślałem, że to niestosowne - odniosłem się do wcześniejszej wypowiedzi Deadpool'a. Czyżby nie mógł się opanować i odwlec od tej pokusy?
Wade
- Istnieją bardziej niestosowne rzeczy- odpowiedziałem z uśmiechem. No na przykład molestowanie, ale tylko tak troszku.... Jeśli dobrze pójdzie to za dwa lata uda mi się go trochę podotykać... Zaczepnie przygryzłem jego wargę z lekko bezczelnym uśmiechem.
Peter
Poczułem lekkie ukąszenie. Uchyliłem powrotnie powieki, lecz nie widziałem nic oprócz czarnych, materiałowych plam na jego masce. Dopiero niżej znajdowała się odsłonięta część twarzy. Miałem trudności z dotarciem do niej wzrokiem.
- Albo osoby - odpowiedziawszy wbiłem się zachłannie w te uniesione usta. Zreflektowałem się po upływie trzech sekund. Spuściłem głowę uświadamiając sobie, że tak nie powinno się dziać. Przemawiała przeze mnie chorobliwa chciwość, pragnienie posiadania przy sobie kogokolwiek.
- Jedna stoi tuż przede mną - dodałem.
Wade
- Nie mów, że nie lubisz mojej niestosowności- jęknąłem z uśmiechem. Przy tych wypowiedziach nasze usta dzieliły milimetry, tylko po to by zaraz znów subtelnie się o siebie ocierać. Zaskoczyła mnie śmiałość Pajączka i nieco zawiodło jego zreflektowanie się.
Peter
- Nie odezwałem się nawet słowem - szepnąłem jak najmiększym tonem.
Cały czas oddawałem się prostym pocałunkom. Deadpool nie urozmaicał ich, ani nie zdumiewał mnie dotykiem. Uznałem, że zręcznie opanowywał się, albo nie chciał mnie wystraszyć. Źle reagowałem na szybkie przechodzenie do całego sedna.
- Takim zatrzymywaniem mnie, zwiększasz sobie szanse na pochodzenie w pajęczym kostiumie.
Wade
W pierwszej chwili myślałem, ż ma na myśli, że tak go torturuję, że umrze. Zaraz sobie przypomniałem o jego obowiązkach, które pewnie miał wobec domowników. Taki odważny, brawurowy i wygadany, ale boi się kary za szwędanie się po nocach. Cóż, nie wnikajmy. Nie chciałem tym pocałunkiem wyrazić swoją desperację, czy nachalność. Chciałem żeby było mu dobrze, żeby kiedyś zapragnął więcej. Kciukiem uniosłem jego podbródek, aby mieć dostęp do jego szyji. Zaczałem składać na nich subtelne pocałunki.
Peter
Mimowolnie pomogłem mu w udostępnieniu tego kawałka skóry. Drżałem pod naciskiem warg mężczyzny. Przesuwały się po mojej szyi z ogromną dokładnością, jakby on upewniał się, że każdej części poświęcił wystarczającą uwagę.
Oprzytomniałem, kiedy zwiększał długość zatrzymywania ust w niektórych miejscach. Odsunąłem się od niego gwałtownie zbyt wystraszony tym, że mógłby pozostawić na mnie ślady.
Nasunąłem maskę na odsłoniętą połowę twarzy i zrobiłem jeszcze dwa kroki ku tyłowi.
- M-muszę iść - wydukałem. Czułem nasilającą się odrazę do samego siebie. Nie powinienem mu na to pozwalać, zważywszy na sytuację uczuciową z Wade'm. Byłem tak zły, że przyznał się do zdrady, a sam nie byłem lepszy.
Wade
- Do zobaczenia- odpowiedziałem smętnie. Trochę rozczarowała mnie jego reakcja. Byłem pewnien że jest mu dobrze, a mimo to się odsunął. Zaraz jednak przypomniałem sobie, że on kogoś ma, a ja zachowuję się jak skurwiel. Nie powinienem robić z nim takich rzeczy, bo on pewnie uznawał to za zdradę tego kogoś z kim był. Też naciągnąłem maskę, aby nie zobaczył, że moje kąciki ust opadają. - Do wieczora.
Peter
- T-tak, cześć - rzuciłem jedynie przed odwróceniem się do niego plecami. Zwiększyłem tempo chodu aż do zgranego i smukłego biegu. Będąc metr przed krawędzią, skoczyłem. W locie rozwinąłem wiązankę pajęczyny, która przywarła do wyższego budynku. Robiłem tak z kolejnymi, aż dotarłem w ekspresowym czasie na Forest Hills.
Wpadłem przez okno do swojego pokoju. Natychmiastowo zrzucałem z siebie strój, by ten mógł spocząć na kolejne godziny na dnie szafy.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Petey, budzę Cię już drugi raz. Pospiesz się, bo się spóźnisz! - usłyszałem lekko zdenerwowany głos Cioci, na co odetchnąłem z wyraźną ulgą.
- Już, już wstaję - zawołałem. Znalazłem i założyłem jakiekolwiek czyste ubrania, nawet nie patrzyłem co wpadło Mi do rąk. Po upływie czterdziestu sekund otworzyłem drzwi. Jedyna domowniczka właśnie kierowała się do kuchni.
- Wychodzisz, Ciociu? - spytałem krocząc za nią. Naczynia były w zlewie, oznaczało to, iż ona już zdążyła zjeść pierwszy, a zarazem najważniejszy posiłek dnia.
- Tak, przez te zmiany na drogach, muszę inaczej dojeżdżać do pracy. Zjedz śniadanie i uciekaj do szkoły. Jutro przygotuję coś smacznego na obiad, więc będziesz musiał się zjawić - zaśmiała się ciepło, ucałowała mnie w policzek i skierowała do drzwi - Miłego dnia.
- Miłego dnia - odpowiedziałem z udawanym uśmiechem. Kiedy opuściła mieszkanie, osunąłem się na zamknięte drzwi podkurczając nogi. Znowu byłem sam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro