Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Opowiedz mi o sobie

Wade

Obudziłem się wpółdo 8. Powinienem oczywiście ponownie zasnąć i wstać koło południa jednak... Sięgnąłem po telefon. "Hej, nie przeszkadzam? Co tam u Cb?" wiadomość wysłano do Petera. Nie czekałem jednak czy odpisze. Wyłączyłem telefon i odrzuciłem gdzieś. Jeśli odpisze to nie spotka się z moim piskiem radości tylko te kilka godzin będzie musiał poczekać. Hmm... Chyba kobiety tak robią żeby pokazać że podchodzą do czegoś z dystansem...

Peter

Budzik przerwał mój piękny sen.
Z trudem podniosłem się i skierowałem do łazienki.
Pozbycie się stroju zajęło Mi chwilkę, a ja już stałem pod prysznicem oddając się tej przyjemności.
Pojedyncze krople spływały po moim ciele.
Nic nie zapowiadało dobrego dnia.
Przebrałem się, a strój wrzuciłem do plecaka.
W drodze powrotnej wstąpię do pralni.
Zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy i wyszedłem z domu.
Znowu bez śniadania.
Niedługo to padnę.
Jak nie na zajęciach, to jakimś dachu.
Z jeszcze większą niechęcią skierowałem się do szkoły.
Wytrzymam, jeszcze trzy dni i znowu czas wolny.
Tam zająłem ostatnią ławkę.
Lekcje miały się zaraz rozpocząć, gdy w mojej kieszeni rozległy się wibracje.
Powstrzymywałem uśmiech na twarzy.
To był Wade.
A ja nie mogłem sprawiać wrażenie tak.. łatwego.
Chętnego do wszystkiego.
A właśnie taki byłem...
,,Wszystko dobrze. Aktualnie jestem w szkole''

Wade

O 14 stwierdziłem że nie ma się co dłużej opierdalać bezczynnie więc wstałem. Oczywiście uprzednio sprawdzając telefon. Chciałem wprost zapytać czy przyjdzie w końcu się bzykać ale to był zdecydowanie zły pomysł. *Wow, od kiedy tak się powstrzymujesz żeby nie pisać co masz na myśli??* no w sumie rzeczywiście. Zanim poznałem Petera nie miałem żadnych obiekcji przed byciem po prostu szczerym i bezpośrednim. No ale teraz. Parker jest jak płochliwe zwierzątko. Trzeba być ostrożnym aby nie uciekł. #Rzuć to w cholerę i powiedz Pająkowi co do niego czujesz!# Eh... Jakoś nie wiem czy Spidey chętniej by mi wskoczył do łóżka, ale racja, z nim przynajmniej mogłem szczerze porozmawiać i być sobą. "Jakieś plany na dzisiaj?" wysłano. Mam nadzieję że odpisze że tak, że ma w planach randkę z pewnym korepetytorem, a nie coś w stylu że nie, nie ma planów i sam będę musiał go namawiać. *Rozpusciłeś sie,  zazwyczaj nie musisz się tak  starać żeby kogoś zdobyć* Zamknij się...

Peter

Lekcje mijały powoli, wręcz można powiedzieć, że dłużyły się w nieskończoność.
Wszystko wiedziałem, a nauczyciele uparcie brnęli w ten temat.
Kilka razy sprawdzili moją wiedzę.
Pewnie oczekiwali chwili zakłopotania, niepewności.
Ja na złość odpowiadałem poprawnie, bez zająknięcia, co w moim przypadku stanowiło trudność.
Opuściłem budynek po zajęciach.
Przydałaby Mi się kofeina.
Dużo mleka, jedna łyżeczka cukru.
Wyjąłem telefon z kieszeni bluzy.
,,Dałbyś się namówić na kawę?''
Nic innego nie mógłbym wymyślić.
Wraz ze swoim plecakiem oraz komórką w dłoni skierowałem się do publicznej pralni na przedmieściach.
Niestety, trochę będę musiał chodzić.
Tylko w tamtym miejscu nie było tłumu ludzi, którzy zainteresowaliby się moimi rzeczami do wyprania w postaci spandexu.

Wade

Oł yeah! Byłem z siebie dumny...albo z niego, że jednak to on poprosił o spotkanie. Chociaż ostatnio ten to on wpadł do mnie. Oj tam, cicho. "Hmm... No nie wiem...może jak ładnie poprosisz...:*" wysłano. Byłem cholernie ciekawy jak zareaguje na taką...zaczepkę?

Peter

Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
''A więc bardzo ładnie proszę. :) ''
Po kilku kolejnych ulicach dotarłem do pralni.
Znalazłem sobie miejsce jak najbardziej oddalone od reszty.
Zawsze unikałem zbędnych spojrzeń w moją stronę, dzięki temu ludzie nabierali podejrzeń.
Wrzuciłem spandex do pralki i czekałem.
Pozostało 29 minut i 54 sekundy.
Oparłem się o ścianę obok wyciągając telefon.
Może zaraz Mi odpisze, kto wie.

Wade

"Dobra, przekonałeś mnie. Gdzie i o której?" wysłano. Przez chwilę się zastanawiałem czy to nie zabrzmiało jakbyśmy mieli razem chować zwłoki. #Wade, nie oszukujmy się... Po prostu liczyłeś na to że napisze że ci zrobi dobrze jak się zgodzisz...# Pff spierdalaj!

Peter

''Północny Bronx, Edison Ave. Może tak za 40 minut?''
Wysłane.
Właśnie w tamtym miejscu odebrałem wczoraj swój napój.
Który pił także Deadpool, a później znowu ja.
Czy to już podchodzi pod pocałunek?
Nie powinienem nawet o tym myśleć w taki sposób.

Wade

"Okej, będę" Miałem tylko nadzieję że moja oszczędność w słowach tym razem nie okaże się nie uprzejme. Cóż no mogłem mu napisać że fajnie że idziemy na kawę ale że liczyłem bardziej na zaproszenie do jego łóżka. Ale nie, to by dopiero było niestosowne. *O mój Boże... Wade ty chyba się zaraz nawrócisz i będziesz ratować biedne kotki z tej dobroci...* #Pierdol się... No chyba że Peter podchodzi pod kategorie "kotek" # Hmm... Ciekawe jakby zareagował gdybym tak się do niego zwrócił... #Pajączek się obraził jak go nazwałeś słodkim...# *Co ty masz do tego Pająka, za kochałeś się czy co?* Zamknijcie się obaj okej?

Peter

Uśmiechnąłem się lekko na potwierdzenie.
Komórka z powrotem wylądowała w kieszeni.
W czasie kiedy moje pranie się robiło, ja wyjąłem książki i na podłodze zacząłem po prostu odrabiać lekcje.
Nie było ich za wiele, na szczęście.
A dopóki jestem jeszcze żywy, warto zająć się nauką.
Urządzenie obok wydało z siebie cichy pisk.
Wyjąłem kostium uprzednio rozglądając się czy nikogo tu nie ma.
Jedynie starsza pani, lecz ona dopiero przekraczała próg ów pomieszczenia.
Wysuszyłem spandex w jednej z suszarek.
Nie zostało Mi wiele czasu.
Jeszcze mokry materiał wepchnąłem do plecaka.
Musiałem się pospieszyć, więc czym prędzej wybiegłem na ulicę.
Jak dobrze, że znałem miejsce w którym się umówiliśmy.

Wade

Przebrałem się w jakieś ciemne jeansy i czarną koszulkę. Popatrzyłem na swoje odbicie krytycznie. Chyba było w porządku. Zamknąłem mieszkanie i udałem się pod wskazany adres. Przez korki spóźniłem się o jakieś 6 minut, ale Petera jeszcze nie było. Czekałem więc na niego przed kawiarnią.

Peter

W desperacji dobiegłem do miejsca spotkania.
Wilson już na mnie czekał przed budynkiem.
Wyglądał zbyt olśniewająco.
Jak najciszej do niego podszedłem i objąłem od tyłu w pasie.
Z pewnością się tego nie spodziewał.
A ja... po prostu nie chciałem czekać.
Ten kawałek dzielnicy i tak był cichy.
Przecież żyjemy w Ameryce, nikt nie powinien na nas krzywo spojrzeć.
- Cześć - mruknąłem cicho.

Wade

Cicho się zaśmiałem gdy usłyszałem nieśmiały głos osoby która mnie właśnie objęła. #Wczoraj Pająk, teraz Peter# *odpierdol się od Pająka, czemu ciągle o nim gadasz?* Zlekceważyłem te głosy- Hej Petey- mruknąłem i wygiąłem się do tyłu (co nie było łatwym wyczynem patrząc na różnice wzrostu) i pocałowałem go w policzek kładąc dłonie na jego. Cóż taki odruch.

Peter

Jeszcze przez chwilę wdychałem jego zapach.
Wszelkie pozytywne uczucia buzowały we mnie.
Przynajmniej na chwilę będę mógł poczuć się... szczęśliwy.
Uwolniłem go ze swojego uścisku uśmiechając się przy tym niewinnie.
Cudem było to, że w ogóle zdecydowałem się dotknąć mężczyzny.
- Może... może już wejdziemy - zaproponowałem unikając z nim nawiązania kontaktu wzrokowego.
Do umysłu napływało Mi wszystko związane z ostatnim spotkaniem.

Wade

- Okej pewnie- powiedziałem i otworzyłem drzwi- Panie przodem- zaśmiałem się próbując uczynić atmosferę nieco luźniejszą. Peter zdecydował się mnie przytulić ale wydawał się być jakiś...niepewny? #Ciekawe czy Spidey odpowiedziałby ci jakimś dwuznacznym komentarzem gdybyś powiedział coś takiego do niego...# *Ee tam, Spidey i dwuznaczność...eh, tylko marzenia... Ej z resztą od kiedy o nim rozmawiamy?* Lekko mnie zaniepokoiło że moje myśli potrafiły krążyć wokół Pająka kiedy powinienem się skupić na Parkerze.

Peter

Z żartobliwym prychnięciem przekroczyłem próg kawiarni.
W błyskawicznym tempie dobiegł do mnie specyficzny zapach.
Pajęcze zmysły nigdy nie śpią.
Wskazałem dłonią na jedno miejsce w kącie z widokiem na ulicę.
- O, może tam usiądziemy? - odwróciłem głowę w stronę Wilson'a czekając na odpowiedź.
Wcale nie wybrałem tego stolika ze względu na widoczność i przypadkowe kontrolowanie wszystkiego co się działo poza ścianami.

Wade

- Pewnie, nie ma problemu- wzruszyłem ramionami. To miejsce było trochę na widoku ale nie miałem zamiaru się do niego przystawiać publicznie... *Czy aby na pewno?* Poszedłem za nim i usiedliśmy.

Peter

Zająłem miejsce, które pozwalały Mi na doglądanie całej alejki.
Fantastyczny wybór.
Wziąłem kartę udając, że lustruję ją wzrokiem i się zastanawiam nad wyborem.
Byliśmy w kawiarni, a ja niczego innego oprócz wczorajszego napoju nie zamierzam tknąć.
- Czego byś się napił? - zapytałem będąc w gotowości co do złożenia zamówienia.

Wade

- Mocca?- cóż jedyne co lubię w kawiarenkach. Poza nimi w domu pijałem tylko czterołyżeczkowe siekiery. Byłem ciekawy jego wyboru.

Peter

Kiwnąłem głową na wybór mężczyzny.
- Pójdę złożyć zamówienie - poinformowałem go i wstałem z miejsca uprzednio zostawiając plecak przy swoim krześle.
W drodze do tego miejsca kilkakrotnie sprawdzałem czy jest zapięty, a kostium jak najlepiej schowany.
Podszedłem do lady, za którą już stała uśmiechnięta panienka.
- Poproszę Moccę i.... i... Lungo z podwójnym mlekiem... i jedną łyżeczką cukru - moje zamówienie w niczym nie różniło się od tego wczorajszego.
Po prostu było sprawdzone.
Nie dostawałem po napoju żadnych drgawek, a jedynie pewną dawkę energii.

Wade

*Wade... Nie wiem czy ktoś cię wcześniej poinformował, ale nie musisz gapić mu się na tyłek, wiesz?* Oj tam... Peter jest atrakcyjny i tyle wam powiem. Byłem ciekaw czy dziewczyna za ladą zacznie z nim flirtować. Większość dziewczyn tak robi na widok takich chłopaków. W sumie to też bym tak zrobił.

Peter

Wskazałem dziewczynie miejsce, do których ma donieść zamówienie, a jej uśmiech od razu znikł z twarzy.
Wymamrotała coś pod nosem i przekręciła oczami.
Wróciłem do naszego stolika.
- Kawa będzie za kilka minut. Pamiętaj, że ja płacę - nie chciałem słyszeć sprzeciwu.
Wade i tak już za dużo dla mnie zrobił.

Wade

- Oh... Proponujesz kawę, płacisz... Czy to randka?- zaśmiałem się unosząc sugestywnie brwi. Cóż miałem nadzieję że można to zaliczyć do  kategorii "randki"

Peter

Zastanowiłem się przez chwilę nad jego słowami.
Czy to była randka?
A jak inaczej nazwać spotkanie z osoba, za którą się szaleje?
Pokiwałem powoli głową.
- Bardzo możliwe - odparłem kierując na niego wzrok.
Chyba po raz pierwszy w dniu dzisiejszym.

Wade

- O Petey, nie poznaję cię... Skąd u ciebie taka śmiałość?- uśmiechnąłem się do niego. Cóż chyba chciałem mu dać do zrozumienia że jego nieśmiałość jest słodka, ale cieszę się że mnie zaskoczył tym spotkaniem.

Peter

I znowu chwila zastanowienia.
Dlaczego stawałem się przy nim śmielszy?
Przecież byłem tylko taki z warstwą materiału na twarzy.
Może to... inny osobnik zachęca mnie do bardziej otwartego kontaktu.
Speszyłem się trochę i oparłem policzek na dłoni.
- Zawsze mogę powrócić do bycia tylko cichym uczniem - mruknąłem.

Wade

- Nieee, dużo bardziej wolę cię w tej wersji "odważnej"- popatrzyłem na niego lekko wyzywająco. Miałem nadzieję że zrozumie aluzję że chodziło mi o nasze ostatnie spotkanie, kiedy no... Byłem ciekawy czy znowu spuści wzrok czy podejmie się tego tematu.

Peter

Doskonale wiedziałem o co mu chodzi.
O tamtą chwilę, kiedy moje pragnienia wzięły górę i nie mogłem się powstrzymać od dotyku.
Szczerze mówiąc, nawet teraz czułem jak ciemne jeansy stają się coraz bardziej obcisłe.
Chyba powinienem nosić przy nim luźniejsze spodnie.
- Miło słyszeć - zagryzłem dolną wargę mając nadzieję, że moje policzki nie przyjmą za chwilę różowej barwy.

Wade

Czułem że atmosfera wokół nas jest naelektryzowana od maleńkich iskierek. Zastanawiam się jak potoczyłaby się ta rozmowa gdyby nie przyszła kelnerka. Miałem wrażenie że jakoś dziwnie na nas patrzyła... Dłoń Petera akurat spoczywała na stoliku więc bez zastanowienia chwyciłem ją i splotłem nasze palce tak aby to widziała. Postawiła przed nami naczynka z kawą i odeszła bez słowa. Cóż, ja też nawet nie podziekowalem. Mi to tam nie przeszkadza co ludzie o mnie myślą, ale nie chciałem żeby się krzywo patrzyła tym swoim wytapetowanym ryjem na Petera.

Peter

Uniosłem na niego od razu wzrok, kiedy chwycił moją dłoń.
Mogłem wydawać się spanikowany, ale jeżeli miała być to randka...
Nawet Mi się podobało.
W końcu wykazał się czułością w jakiejkolwiek formie.
Kelnerka ustawiła przed nami zamówienia i w milczeniu odeszła.
Ach, a więc o to chodziło...
Kiedy zniknęła ponownie za ladą, kciukiem pogładziłem okolice nadgarstka Wade'a.
- Pewnie jest zazdrosna - powiedziałem z rozbawieniem w głosie.

Wade

- Dlatego muszę uważać żeby ktoś mi ciebie nie odbił- zaśmiałem się odwzajemniając jego gest palcami. #wczoraj też tak robiłeś, tyle że z Pają...# Shut up! Popatrzyłem z zaciekawieniem na jego zamówienie. Wydawało się jakieś znajome... *tak, Wade... Wszystko ci musi teraz przypominać o Pajęczaku...cudnie....*

Peter

Wyplątałem nasze palce i odsunąłem od niego dłoń.
Nie to, że się czymś zraziłem.
Chciałem ułatwić sobie trzymanie napoju.
Chwyciłem za naczynie i od razu upiłem niewielki łyk.
Uczucie tego gorąca palącego mnie w język było naprawdę wspaniałe.
- Ostatnio pisałem... sprawdzian. Maksymalna ilość punktów - uśmiechnąłem się do niego z pewną wdzięcznością.
Pozytywne oceny z matematyki to jego zasługa.

Wade

- Wow gratuluję- powiedziałem z nieukrywaną dumą. Cóż jednak czegoś go nauczyłem. Też się napiłem. Cóż... Kawa w moim wydaniu powoduje że mam energię ale taka delikatna mocca była w porządku, przecież to towarzyskie spotkanie. - Przy okazji... Jakież plany na... Za dwa dni? - nie byłem do końca przekonany jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia. Zapytałem niby od tak z czystej ciekawości, ale miałem nadzieję że się nie zorientuje że chciałem wiedzieć czy i gdzie spędza urodziny. Cóż... Suprise to moje drugie imię... No może trzecie.

Peter

Szybko przywołałem sobie ten dzień w myślach.
To będą moje urodziny, nawet sam o nich prawie co zapomniałem.
Kolejne urodziny bez niego.
Tradycją w naszym domu ustanowioną przez Ciocię May było przynoszenie babeczek ze świeczką o godzinie szóstej rano.
Często też robiliśmy uroczysty obiad.
Lubiłem te dni.
Wyglądały prawie tak samo jak cała reszta tygodnia, a jednak... miały w sobie to coś.
- Szkoła i pewnie spędzenie reszty dnia w domu - odpowiedziałem.
Mimo takiej uroczystości, będę musiał patrolować wszelkie dzielnice.
Może zacznę nucić sobie ,,Sto lat'' nad kolejnym złapaniem przestępców.

Wade

- Yhm... Ja się zastanawiałem nad jakimś weekendowym wyjazdem, ale nigdy nie mogę się zmotywować- właściwie to co powiedziałem raczej nie miało żadnego znaczenia, ale po prostu czułem się lepiej kiedy możemy porozmawiać o tak błahych rzeczach

Peter

Chciałem go zaprosić do siebie, lecz... czy powinienem?
W końcu będzie to piątek.
Ludzie uwielbiają wtedy urządzać szalone imprezy, a kto wie jak to może się skończyć jeżeli żyjemy w Nowym Jorku.
Będę musiał zająć się tym miastem, a nie badaniem kolejnych kawałków jego ciała.
Najpierw obowiązki, a później przyjemności.
Nieziemskie, pod tym względem.
- Życzę powodzenia - uśmiechnąłem się po chwili biorąc kolejnego łyka.

Wade

#Ty pierdolony kłamco!# Oj no dobra, nie planowałem wypadu no ale trzeba znaleźć jakiś temat do rozmowy. #Z Sam Wiesz Kim miałbyś o czym rozmawiać...# *Odpierdol się od Voldemorta!* Tia, nie czułem się komfortowo myśląc o Pająku przy Peterze.

Peter

Opornie poszukiwałem tematów do rozmowy.
Wszelkie myśli przychodziły Mi z niesamowitym trudem.
O co go zapytać?
Zainteresowania, ulubiony film, aktor, dzielnica w Nowym Jorku?
Wszystko brzmiało tak beznadziejnie.
- Umm.. Co myślisz o ostatniej akcji Spider-Man'a? - postarałem się brzmieć jak najautentyczniej.
Mój ton wręcz został przesycony fascynacją.

Wade

- To znaczy, co masz dokladnie na myśli? Chyba nie słyszałem o nim ostatnio żadnych nowinek...- włożyłem całą silną wolę aby zabrzmiało to neutralnie. Dla pewności jednak schowałem usta w kubek. Jedyne co mogę powiedzieć o jego ostatniej akcji to to że mi stanął gdy ten mnie przytulił na w chuj wysokim wieżowcu... Ale chyba nie powinieneś o tym wiedzieć...

Peter

- Och, nic o tym nie wiesz... To był podobno... napad. Chyba na bank. Czytałem, że... on wskoczył w miejsce... całej akcji, a trzech gości... w tym czasie... umarło - tyle trudu sprawiło Mi bycie spokojnym.
Mogłem opowiedzieć mu o całej sprawie, łącznie z następnymi wydarzeniami na wieżowcu.
Ciekawe czy byłby zazdrosny.
Chociaż... o co?
Ja tylko przytuliłem przyjaciela w potrzebie.
Uniosłem na niego wzrok oczekując jakieś odpowiedzi.
Ledwo co powstrzymałem się od dodania czegokolwiek więcej.
Nie miałem pojęcia ile do tej chwili informacji zostało zamieszczonych w prasie.

Wade

- Hmm... Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Pająk się przyczynił do ich śmierci. Trochę o nim czytałem i słyszałem więc nie sądzę aby był do tego zdolny- wyraziłem swoją opinię. Miałem tylko nadzieję że nie czuć w moim głosie zbytniej stanowczości. No w sumie mogłem powiedzieć wprost że śmierć tych osób to zasługa takiego debila w czerwono czarnym kombinezonie

Peter

Przytaknąłem mu.
Jak dobrze, że nie był przeciwnikiem Spider-Man'a.
Albo po prostu mnie.
- No tak, nawet nie miałby pewnie czym ich zaatakować - dodałem.
Wade przyznał się do czytania czegokolwiek o Spider-Man'ie.
Z pewnością też natrafił na jego zdjęcia.
Jego? Moje.

Wade

- A właśnie! Jakiś czas temu natknąłem się na jego zdjęcia w gazecie. Chyba nie uwierzysz kto był autorem!- zaśmiałem się. Czyżbyśmy właśnie znaleźli wspólny temat. Nawet jeśli błahy #Spidey nie jest błahy!# to zawsze coś. Z resztą teraz swobodnie mogłem o nim myśleć.

Peter

Zarumieniłem się na ten jego entuzjazm.
Jednak rzuciło mu się to w oczy.
- Tylko sobie dorabiam - mruknąłem.
I nie narzekałem na zdobywanie pieniędzy w taki sposób.
Zdjęcia zawsze wychodziły świetnie, a za własne selfie dostawałem czasem niezłą sumkę.
Tylko Ciocia nie zawsze była z tego zadowolona.
Przeraziła się, że podobno wchodzę wysoko na dachy czy też okna, aby złapać jak najlepsze ujęcia.

Wade

- Rozmawiałeś z nim kiedyś?- byłem ciekawy czy miał tę przyjemność no i czy też go kiedyś uratował czy może tak jak ze mną byli kimś na kształt przyjaciół.

Peter

-N-nie miałem okazji... A chciałbym... - odpowiedziałem pospiesznie.
Gdyby wiedział o moim sekrecie, zapytałbym czy rozmawianie z własnym odbiciem się liczy.
Cóż, trzeba Wade'a jeszcze trzymać w niewiedzy.
Mógłby się zbytnio martwić.
Albo w ogóle mnie odrzucić.

Wade

- To widzę że żadnemu z nas szczęście nie dopisało. Też nigdy nie miałem okazji- powiedziałem z lekko wymuszonym smutkiem. Właściwie to nie było do końca kłamstwo. Rozmawiałem z nim jako Deadpool a nie jako Wade no więc...

Peter

Uniosłem brwi ku górze.
Nawet bawiła mnie takowa reakcja.
A jaką zobaczyłbym, gdyby Wade się jednak o mnie dowiedział?
- O, a... chciałbyś? - upewniłem się, w celu nie zajścia za daleko z własnymi fantazjami.

Wade

- Kto by nie chciał? Jest sławny, ikona popkultury i w ogóle. To trochę tak jakby poznać...sławnego aktora? Z tym że no aktor to sławę zyskuje od filmu, a Spider-Man dobrymi uczynkami. Potrzebujemy takich ludzi- skwitowałem. Cóż, komentarz że chętnie bym go poznał od strony bardziej intymnej wydawał się być nie na miejscu. Cholera, Peter... Co ty ze mną robisz, no przecież chyba staje się dobrym człowiekiem przez ciebie...

Peter

Zgodziłem się na jego słowa, od razu poprawiło Mi to humor.
Czy mógł być jeszcze lepszy?
Dopiłem swoją kawę co chwilę zerkając na mężczyznę przede mną.
- Czy... masz jeszcze jakieś... plany? - zapytałem dość cicho.
Możliwe, że Wade odbierze to jako zaproszenie.
Tylko oby nie patrzył na mnie tym swoim kusząco-zachęcającym wzrokiem.
W takowej sytuacji nie będę mógł wstać unikając kompromitacji....

Wade

Zmarszczyłem brwi zastanawiając się przez moment. Poza spotkaniem nocnym ze Spideym to chyba nic...  - Nie, właściwie żadnych- wzruszyłem ramionami.

Peter

- Um... A co powiesz o... - urwałem w tym momencie.
Wręcz biegałem wzrokiem po wszystkim wokół niego.
Nie potrafiłem się skupić.
Ani zdobyć na zaproszenie Wade'a do siebie.
I tym razem nie w celu uczenia się matematyki.
Wyraźnie czułem jak palę się ze wstydu.
To z pewnością nie była wygodna dla mnie sytuacja.

Wade

- Ooo...?- patrzyłem na niego uważnie. Sądząc po jego buraku na twarzy to chyba... Chyba miał coś na myśli... *Nie wyobrażaj sobie za wiele...*

Peter

- Już nie ważne... zapomnij - wydusiłem z siebie te słowa.
Będę tego z pewnością żałował.
Potrafię bez skrępowania biegać w obcisłym stroju po mieście, a czuję się przeokropnie, kiedy chcę zaprosić do domu mężczyznę, za którym tak bardzo szaleję.
I gdzie jest w tym logika?
Zagryzłem wargę odstawiając na stół puste już naczynie po napoju.

Wade

- Hmm... A co ty powiesz na...- cholera zaciąłem się. Zupełnie nie miałem pomysłu, bo był to zupełny spontan. No ale skoro on jeszcze się nie odważył a najwyraźniej nie chciał mnie jeszcze zostawiać to trzeba wziąć sprawę we własne ręce.

Peter

Przekrzywiłem lekko głowę na bok w istnym zaciekawieniu.
Z pewnością dojrzał zakłopotanie malujące się na mojej twarzy.
Kiedyś się odważę go tak po prostu zaprosić.
Potrzebuję czasu.

Wade

- Boże jestem beznadziejny- zaśmiałem się i oparłem czołem o stolik. No kurwa co mogłem zaproponować? Lody #chętnie if you know what I mean# kino, spacer? Wszystko było jednocześnie i dobre i żałosne.

Peter

Ująłem nasze dłonie razem, kiedy Wilson sam wydawał się być zakłopotany.
Nachyliłem się lekko nad stolikiem.
- Po prostu... chodźmy... do mnie... - wyszeptałem.
Przełknąłem ślinę zrzucając z siebie cały ciężar.
Puściłem jego rękę i odchyliłem się na krześle.
Nawet nie chcę wiedzieć co on teraz o mnie pomyśli.
Mógłby nawet po prostu wyjść z tej kawiarenki, uprzednio uznając za napalonego nastolatka.
Właśnie tak się zachowywałem.

Wade

- Nobel dla ciebie- zaśmiałem się i spojrzałem na niego z uwielbieniem. To był zdecydowanie dobry pomysł.

Peter

Po tym wyrazie uznałem, że nie przeszkadzało mu to.
Kilka razy mrugnąłem będąc w pewnego rodzaju paraliżu.
- Czy ty... zgadzasz się.. na... no wiesz... - wyjąkałem niepewnie nie mogąc odwrócić zdumionego wzroku.
Nie mogłem dojść ze sobą do porozumienia.
Co mnie bardziej zdziwiło?
Własne słowa czy jednak te jego?

Wade

- Petey... Jeśli ty coś proponujesz to wiedz, że zawsze się na wszystko zgodzę- uśmiechnąłem się do niego. Nie jestem pewny co miał dokładnie na myśli i na co się zgadzam, ale po prostu coś trzeba zrobić z tą jego nieśmiałością.

Peter

To w pewien sposób mnie psychicznie do niego zbliżyło.
Miałem pewność, że Mi ufa.
Przynajmniej na razie.
A jak zobaczy kiedyś kim jestem to ucieknie z krzykiem.
Takie są przynajmniej moje domysły.
Wstałem z miejsca uprzednio zabierając plecak.
Podszedłem do lady i zapłaciłem za nasze zamówienia.
Posłałem tej kelnerce niepewny uśmiech, na co ona tylko prychnęła.

Wade

Też wstałem z miejsca i czekałem na niego przy wejściu. Mówiłem wam kiedyś że ma zacny tyłek? No to już wiecie...

Peter

Zwinnie ominąłem Wade'a stojącego w wejściu i opuściłem budynek.
Chciałem wiedzieć czy ten na pewno będzie za mną grzecznie szedł.
- Mieszkam dość daleko stąd... Chcesz się przejść czy łapiemy autobus, taksówkę? - zapytałem.
Mi to w sumie było obojętne.
Chociaż... gdyby była taka możliwość, złapałbym Wilson'a w objęcia i dostał się do domu za pomocą pajęczyny.

Wade

A po dachach nie można? Eh, nie to nie... Wyszedłem za nim i czułem się tak trochę jak piesek idący za swoim panem... *Wade, bez fantazji proszę!* Cóż, zupełnie mi nie przeszkadza kiedy to on przejmuje inicjatywę. - Nie mam pojęcia... Która godzina?- zapytałem bo nie byłem pewien co do rozkładu jazdy.

Peter

Wyjąłem telefon z kieszeni w celu sprawdzenia godziny, tak jak poprosił.
- 16:43 - poinformowałem go.
W sumie zeszło nam się na tej randce dłużej niż się spodziewałem.
A możliwe, że to nie był koniec...
Dam radę podjąć kolejny krok, z pewnością.

Wade

- No to uda nam się złapać autobus, który odjeżdża z tamtąd- wskazałem ma przystanek jakieś 20 metów od nas.- Chyba że chcesz się przejść.

Peter

Zastanowiłem się przez chwilkę.
Taki kawałek był dla nas stanowczo za duży.
W końcu to 13 mil.
- Autobus to dobre wyjście - miałem nadzieję, że nie będzie jakichkolwiek opóźnień.
Powinniśmy jak najszybciej znaleźć się w domu.
Moim pokoju.
Może i łóżku.

Wade

- Okej, to chodźmy, mamy jakieś dwie minuty. Ale to autobus, wiesz jak to z nimi jest- powiedziałem i ruszyłem przed siebie. Cholera,.miałem ochotę złapać go za rękę, ale pewnie uznałby że robię to na pokaz więc no... Zastanawiało mnie co będziemy robić u niego. Grać na playstation? Obejrzymy coś? Może on już ma jakiś plan.

Peter

Dotrzymałem mu kroku.
Jak zwykle poruszał się stanowczo, może zbyt pewnie siebie.
Takiego Wade'a chciałem oglądać.
Kilkadziesiąt metrów dla mnie szybkim marszem to było zupełne nic.
- Czym się interesujesz oprócz nauczania, wspaniałego gotowania i chodzenia z młodszymi od siebie do kawiarni? - zagadnąłem.

Wade

- Podróżowaniem, jeśli wyjazd do Afganistanu podchodzi pod podróże- uśmiechnąłem się krzywo.

Peter

Cicho mruknąłem.
Zaskoczył mnie tym.
Byłem nawet bardziej zaskoczony brakiem czegokolwiek więcej niż samym Afganistanem.
Co takiego Wade robił przez resztę dnia?
Skąd brał pieniądze?
Postanowiłem się jak na razie tym nie zajmować.
Może kiedyś sam Mi powie.

Wade

- Byłem wojskowym. Wysłali mnie na kilka miesięcy do Afganistanu...- powiedziałem lekko odbiegając myślami. Zaraz jednak się zreflektowałem.- Nic ciekawego. A ty? Czym się interesujesz poza nauką, fotografią i zapraszaniem starszych od siebie do kawiarni?

Peter

Zapamiętałem tę informację.
Zawsze może się przydać.
- Rysuję, dużo czytam... - jeszcze miałem coś dodać o ratowaniu miasta, lecz zdrowy rozsądek mnie od tego odciągnął.
Na razie jestem tylko Peter'em Parker'em.

Wade

- Rysujesz? Chętnie bym zobaczył jakieś twoje prace. Mimo wszystko nie jestem aż takim barbarzyńcą i trochę mnie to kręci, chodź sam za bardzo nie mam talentu- autobus właśnie podjechał. Drzwi się otworzyły ale poza nami nikt nie wsiadał- Ładniejsi przodem- zaśmiałem się i przepuściłem go.

Peter

- Kiedyś Ci je pokażę - odpowiedziałem.
Miałem pełno szkiców.
Głównie swoich nowych strojów...
Czy to zacznie wzbudzać jakiekolwiek podejrzenia?
Uśmiechnąłem się ironicznie przy tym kręcąc oczami.
Zająłem nam miejsce na samym tyle.
Dawno nie korzystałem z takich środków transportu.
Do mnie należała deskorolka albo pajęczyna.

Wade

Autobus był niemal pusty, a tylne siedzenia już zupełnie. Nie dziwię się że zajął właśnie tamte. Usiadłem koło niego, ale zamiast być grzecznym to obróciłem się i usiadłem po turecku bo nie było takie łatwe. Kiedy już jednak się usadowiłem to oparłem łokcie na kolanach a na dłoniach oparłem głowę gapiąc się wprost na Petera - Słodki jesteś, wiesz?

Peter

Przez chwilę przyglądałem się temu co Wade wyczynia.
Widocznie nie tylko ja lubiłem tak siadać.
Opuściłem wzrok.
- T-to nie prawda... - zaprzeczyłem mu.
Wcale nie byłem słodki.
W ogóle nie przepadałem za swoim wyglądem.
Może pomijając włosy.
Zaskakiwały mnie swoją miękkością.

Wade

- Jasne, że jesteś- uśmiechnąłem się do niego i odgarnąłem mu zbłąkany kosmyk włosów. Czułem że dzisiaj chyba nie za bardzo wykazywałem się czułością i trzeba mu to później wynagrodzić.

Peter

Z rumieńcami na policzkach postanowiłem wykorzystać ten moment.
Chwyciłem za nadgarstek jego dłoń, którą jeszcze przed chwilą poprawił Mi włosy.
Splotłem nasze palce razem wesoło się przy tym uśmiechając.
Może tematy do rozmowy nie były nam potrzebne jak na tę chwilę.

Wade

Przygryzłem wargę na jego gest. Oparłem nasze splecione dłonie na jego kolanie , które gładziłem kciukiem. Teraz słowa chyba były zbędne więc tylko patrzyłem na niego z czułością. Wyglądał tak niewinnie, ale w pewnym stopniu...tajemniczo?

Peter

Nawet nie potrafię opisać jak bardzo kocham tego mężczyznę.
Wiem o nim... dość niewiele, a zdążył mnie już złapać w swoje sidła.
Jak nakłonić do rozmowy?
Opowiedzenia czegokolwiek o sobie?
- Pograjmy w pytania - podałem swoją propozycję.
I tak jeszcze kilkanaście minut spędzimy w autobusie.

Wade

- Okej, zaczynaj- o Boże! Uwielbiam takie gry, może jako Deadpool byłbym całkowicie szczery ale będę się starał odpowiadać jak najczęściej zgodnie z prawdą.

Peter

- No to... Jak długo mieszkasz w Nowym Jorku? - zadałem pierwsze pytanie.
Gładziłem palcami jego nadgarstek.
Taki dotyk działał na mnie uspokajająco.

Wade

- Jakieś... 10 lat? Urodziłem się w Kanadzie i tam dorastałem... Teraz moja kolej... Do jakiego miejsca najbardziej na świecie chciałbyś pojechać?- interesowałaa nie ta kwestia, byłem ciekaw czy jest duszą marzyciela.

Peter

Tak jak myślałem.
Wade nie był stąd.
- Zawsze myślałem o Hiszpanii, Grecji... Chciałbym zwiedzić słoneczne kraje - odpowiedziałem mu, co oczywiście było prawdą.
Powoli miałem dość zmiennej, nowojorskiej pogody.
- Czy uprawiasz jakieś sporty?

Wade

- Biegam... Sporo, ale raczej jako hobby niż coś poważniejszego.- przecież to prawda, jako Deady serio dużo biegam, nie jest to może typowy jogging no ale zawsze- Ulubiona potrawa?

Peter

- Uwielbiam pizzę - odpowiedziałem bez zastanowienia.
Samo bieganie wydawało się być dziwne jak dla tak umięśnionej osoby.
Cóż, nie będę dopytywał.
- Czy... miałeś kiedyś kogoś?

Wade

Uśmiechnąłem się szerzej na jego odpowiedź. Chyba spodziewałem się jakiejś wytrawnej potrawy a tu proszę- pizza. Jednak po jego pytaniu uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Spuściłem  wzrok - Miałem...kobietę. Nie żyje od pięciu lat.- powiedziałem cicho. Jakoś czułem że skoro potrafiłem opowiedzieć Pająkowi całą historię, to Peterowi też powinienem uchylić rąbka tajemnicy.

Peter

Te słowa wydawały Mi się niesamowicie znajome.
Tylko... z jakiego powodu?
Ach, może to zwykłe deja vu.
Przybliżyłem się do niego i po prostu objąłem układając głowę w zagłębieniu szyi Wade'a.
- Przykro Mi... - przeczuwałem, że ta osoba była mu niesamowicie bliska.
Czy ja też postaram się taki być?

Wade

Przymknąłem na chwilę oczy rozkoszując się jego bliskością. - W porządku...- szepnąłem i pocałowałem go w szyję po czy odsunąłem się od niego. Bądź co bądź nadal jesteśmy w autobusie, o czym chyba obaj zapomnieliśmy. Skończymy te przytulanki u Petera w domu...może na kanapie? Huh... - Yhmm... Ulubiona książka?

Peter

Potrafił odnaleźć się z kimś innym po tym całym przeżyciu.
Nie chciałem na razie wiedzieć jak to się wszystko wydarzyło.
Odsunąłem się, tak jak wyraźnie tego sobie zażyczył.
- Wszystkie o biofizyce - uśmiechnąłem się promiennie, aby rozluźnić w jakiś sposób między nami atmosferę.
- Kto jest Twoim idolem?

Wade

- Shakira?- zaśmiałem się... - Szczerze? Nie mam pojęcia. Może Orlando Bloom... Nie, nie wiem... A twoim?

Peter

- Moim? Zawsze chciałem pomagać ludziom,a jako że mieszkamy w Nowym Jorku... - miałem nadzieję, że domyśli się o kogo Mi chodziło.
Właśnie tak, byłem sam dla siebie przykładem.
Z każdego dnia stając się coraz lepszy we własnych czynach.
Niszcząc zło, uzupełniając pustkę dobrem.

Wade

- Słabość do obrońców świata w spanexie?- tak, byłem dumny, że nie powiedziałem lateks. Brawo ja.

Peter

- Może i tak... moim marzeniem jest z nim zamienić kilka słów - odparłem dla utrzymania wiarygodności.
Rozmawianie z samym sobą chyba było na miejscu.
- Teraz moja kolej... Ulubiona piosenka?

Wade

- Yhmm... "Baby I wanna shoot"? Tak, chyba tak... Teraz ja... Kojarzysz kogoś takiego jak... Deadfool... Deadpool?- udawałem się się zastanawiam nad jego...moją ksywką. No nie mogłem się zdradzić.

Peter

Pokiwałem powoli głową.
Znajomość innych bohaterów czy też złoczyńców nie była taka zła, prawda?
- Deadpool. I tak, kojarzę - odpowiedziałem.
Mając dostęp do całego policyjnego forum i własnych informacji...
Nie mogłem przecież przeoczyć takiej osoby.
Zważając na to, że wczoraj się z nim przytulałem.
- Czy masz drugie imię?

Wade

- Winston...- powiedziałem prawie szeptem krzywiąc się przy tym- Nienawidzę tego imienia.

Peter

Zmarszczyłem brwi.
Nie rozumiałem go, przecież wcale nie było takie złe.
- Benjamin - próbowałem dodać mu tą informacją otuchy.
W ogóle nie używałem swojego drugiego imienia.
Chyba, że mówimy o tych oficjalnych dokumentach.

Wade

- Okej, chyba wolę Winstona od Benjamina- zaśmiałem się nie mogąc się powstrzymać.- Przepraszam... Peter Benjamin Parker... Brzmi jeszcze bardziej słodko.

Peter

- Brzmi zbyt poważnie - zauważyłem dopiero wtedy jak on to wypowiedział.
Imię otrzymałem po swoim wujku.
Ale nie chciałem teraz do tego wracać.
Zmusiłem się do uśmiechu.
Teraz była kolej Wade'a.

Wade

- Więc... No nie wiem... Twoja ulubiona piosenka?

Peter

- Chyba ,,Gone, Gone, Gone'' Philip'a Philips'a... O kolor nie pytam. To pewnie czarny. A może czerwony? - zamyśliłem się.
W obydwu było mu do twarzy.
- Ulubiony napój?

Wade

- Ymmm... Kawa?- lekko mnie zdziwiło, że podał dwa kolory w które ubierałem się co noc- Captain America, czy Tony Stark?

Peter

- Stawiasz mnie przed trudnym wyborem... Tony Stark. Czy masz jakieś słabe punkty na ciele? - nawet nie mam pojęcia skąd się wzięło takie pytanie.
Chociaż taką informację zawsze mogłem wykorzystać.
Niekoniecznie w jakiś zły sposób.

Wade

- Tak, mam straszne łaskotki na bokach- przyznałem. Wiem że jemu raczej chodziło o coś bardziej związanego z bólem, ale no nie mogłem mu powiedzieć o Projekcie- ulubione zwierzę?

Peter

Nie spodziewałem się tego, że powie Mi o łaskotkach.
Tylko uśmiechnąłem się na to.
- Zawsze chciałem mieć psa - przyznałem z fascynacją.
Ciocia nigdy nie zgadzała się na zwierzęta.
Podobno nie mieliśmy na nie czasu, a także pieniędzy.
- Czy czytasz książki? - może dzięki temu znajdziemy wspólny temat.

Wade

- Co to jest za pytanie- zaśmiałem sie- Jasne że tak. Trochę psychologii, może coś przygodowego. Co popadnie.

Peter

- Może znajdziemy dzięki temu wspólny temat... Teraz Twoja kolej - byłem naprawdę zadowolony z tej jakże abstrakcyjnej zabawy.
Przynajmniej mogliśmy się czegoś dowiedzieć.
Informacje podawałem w pewnych granicach.
Przecież do swoich zainteresować nie dołożę od razu skakania po mieście.

Wade

- Hmm... Ulubiony film?

Peter

- Wszystkie części Gwiezdnych Wojen - odparłem wręcz z dumą.
Miałem je na płytach.
To tylko umacniało bycie totalnym nerdem.
Czego można się spodziewać po nowojorskim pajęczaku?
- Nie zdołałem Cię jeszcze zapytać o to.. ile masz lat? - nie skupiałem się głównie na tym.
Praktycznie nie miało to jak dla mnie znaczenia, jednakże dobrze będzie wiedzieć.

Wade

- Kocham Star Warsy!- o tak, odezwał się we mnie Deadpool.- Możemy kiedyś sobie zrobić maraton...- #Uhuhu będzie się działo! # - Ja? W tym roku 26 lat. Boże, ale ja stary jestem- powiedziałem krzywiąc się lekko. Nie, wcale nie czułem się staro. Dopiero zacząłem prawdziwe życie. Chociaż w moim życiu wszystko działo się za szybko. Przeniosłem się do Nowego Yorku kiedy miałem 15 lat, bo tutaj mieszkała moja rodzina zastępcza, którą opuściłem jak tylko stałem się pełnoletni. Ojcem też miałem zostać w wieku 21 lat. Nie byłem na to przygotowany, ale wiedziałem że jestem odpowiedzialny za Mercedes, więc podołałbym. To znaczy teraz tak myślę. Nigdy się nie dowiem czy byłbym wtedy dobrym rodzicem. Nie mogłem jednak powiedzieć o tym Peterowi... A jednak, myślę że wyznałbym to wszystko gdyby to Pająk zapytał. Przed nim mogłem nie mieć tajemnic. Cholera, jestem beznadziejny. - Jaka jest najgłupsza rzecz jaką zrobiłeś w życiu- raczej niewinne pytanie.

Peter

- Z chęcią - odpowiedziałem na pomysł o maratonie.
Umówiłbym się z nim nawet bez potrzeby oglądania filmów.
Między nami była różnica siedmiu lat, a ja wcale tego nie odczuwałem.
Wiek nie grał tu roli.
Powinienem być z nim szczery, a więc i tak zamierzałem odpowiedzieć na pytanie.
- Wkradłem się do Oscorpu z podrobioną przepustką - próbowałem ukryć zakłopotany wyraz twarzy.

Wade

- Wow... Mój grzeczny cichy Petey zrobiłby coś takiego? Nie wierze- pokiwałem głową z uśmiechem. Wiedziałem, czułem że to prawda, ale mimo to nie chciało mi się wierzyć że Parker zrobiłby coś tak...nielegalnego?

Peter

- Jak widać pozory mylą... A ty co najgłupszego zrobiłeś? - oddałem mu to samo pytanie.
Tak naprawdę miałem mnóstwo innych, idiotycznych akcji.
Nocne wypady na miasto też się w nie wliczały.
Bycie bohaterem... po prostu nie brzmiało dobrze.
To lepiej, że nie przyznawałem się.

Wade

- To było jeszcze w szkole. Miałem chyba 14 lat. Założyłem się z kumplami że zjem pewną mieszankę którą przygotowali. Było tam wszystko. Majonez, masło, mąka, pasta chili, jogurt, sok z cytryny, jakieś przyprawy do grilla. Masakra, no ale musiałem to zrobić. Ble, okropność. - wydawało mi się że powiedzenie o takim szkolnym wybryku było bardziej bezpieczne niż opowiadanie o mojej obecnej profesji. Jako najemnik i przede wszystkim Deadpool robiłem mnóstwo dziwnych rzeczy.

Peter

Uniosłem brwi ku górze.
- Spodziewałem się czegoś lepszego - mruknąłem z lekkim rozczarowaniem - Wiesz, czegoś takiego jak zgodzenie się na korepetycje...
Zaczął mnie zastanawiać ten efekt motyla.
A gdybym nie poprosił nauczyciela o numer do Wade'a?
Z pewnością nie spotkalibyśmy się w takim przypadku.
Lecz innym.
Przecież wcisnął Mi karteczkę do kieszeni, wtedy kiedy ja się niefortunnie wywróciłem po raz pierwszy.

Wade

- To nie była głupia decyzja. Cieszę się że się zgodziłem- powiedziałem szczerze.- Ulubiony aktor?

Peter

- Nie mam ulubionego, niestety. W skali od 1 do 10 za jak bardzo atrakcyjnego się uważasz?
To będzie dobre pytanie na sprawdzenie jego samooceny.
Osobiście dałbym sobie marną trójkę.

Wade

- Oczywiście że 12, co do tego chyba nie ma wątpliwości- zaśmiałem się. Miałem wrażenie, że Peter dałby mi 15 więc cóż..

Peter

- Oczywiście, że nie ma - uśmiechnąłem się.
Zasługiwał nawet na to, aby wyjść poza skalę.
Oczekiwałem teraz jego pytania przy okazji rozglądając się.
Byliśmy coraz bliżej mojego mieszkania, które stanowiło cel.

Wade

- No ja myślę... Twój ulubiony smak lodów?- zapytałem niby od niechcenia. Może się to kiedyś okazać pomocną informacją, może kiedyś zrobię mu niespodziankę i ucieszy się że pamiętałem.

Peter

- Cytrynowe nie są takie złe. Ulubione miejsce w Nowym Jorku? - tu nie spodziewałem się żadnej konkretnej odpowiedzi.
Mogło to być wszystko.
Bar, knajpka, restauracja, park, dom, ławka.

Wade

- Moje łóżko- powiedziałem bez wahania. Ej ale mi wcale nie chodziło o jakieś dwuznaczności- Prawie zawsze śpię do południa i nie lubię opuszczać tego miejsca- #w ogóle bym go nie opuszczał gdyby tam był Peter#

Peter

- Rozumiem - przyjąłem tę wiadomość tak, jakby Wade miał ruchome godziny pracy.
A może po prostu różne zmiany?
Nie wykluczałem też możliwości, że pochodzi z majętnej rodziny, przez co może robić co tylko zechce.

Wade

- Myślę że na razie koniec zabawy- powiedziałem i wskazałem na okno. Byliśmy w jego dzielnicy i autobus stanął na przystanku. O ile dobrze pamiętałem to stąd jest jakieś kilka minut do jego domu- Resztę drogi możemy przejść, hmmm?

Peter

Pokiwałem głową i podniosłem się ze swojego miejsca.
Nie zapomniałem o plecaku, który został przewieszony przez lewe ramię.
Krótki spacer dobrze nam zrobi.
A całą dzielnicę znałem niczym własną kieszeń.
Szczerze mówiąc... żaden zakątek Nowego Jorku nie był Mi obcy.

Wade

Wyszedłem za nim i obaj znaleźliśmy się na ulicy. Rozejrzałem się i skierował em we właściwą stronę.

Peter

Szedłem tuż obok niego.
Czyżby znał drogę do mojego mieszkania?
Wysiedliśmy w samym środku Queens, a tu orientacja w terenie zawsze była utrudniona.
- Pozostały cztery przecznice - mruknąłem niczym nawigacja.

Wade

-Okej prowadz- złapałem go za rękę, bo rzeczywiście trochę się przeceniłem i nie za bardzo wiedziałem gdzie należy iść.

Peter

Byłem teraz zbyt usatysfakcjonowany tym gestem.
Nie wykazywałem większej reakcji pomijając ten lekki róż na policzkach.
Pociągnąłem go za sobą w stronę mieszkania.

Wade

-Mieszkasz na Queens od zawsze?- byłem ciekawy, musiał długo tu mieszkać skoro bym tak dobrze obeznany.

Peter

- Od ukończenia siódmego roku życia - oznajmiłem odwlekając się od negatywnych myśli.
Dawnego, rodzinnego domu nawet nie pamiętałem.
Ciocia nic Mi nigdy o nim nie mówiła.
Pewnie został sprzedany i zajęty przez kogoś innego.
A może już na jego miejscu spoczywa jakiś wieżowiec?

Wade

Nie skomentowałem. Weszliśmy do odpowiedniego bloku i skierowaliśmy się na piętro. Dopiero teraz się zorientowałem że nadal trzymam go za rękę, ale jakoś chyba mu to nie przeszkadzało. Dopiero gdy stanęliśmy przed jego drzwiami puściłem jego dłoń aby mógł otworzyć.

Peter

Jak najdyskretniej wyciągnąłem klucz z plecaka i otworzyłem drzwi.
Nie chciałem, aby jego oczom oprócz książek i zeszytów ukazał się także trochę mokry spandex.
Zaprosiłem go gestem do środka.

Wade

Wszedłem za nim i z utęsknieniem rozejrzałem sie po mieszkaniu. Wszystkie tutaj było takie pasujące do Petera.

Peter

Zamknąłem za nami drzwi.
Ciocia i tak wraca około godziny dwudziestej pierwszej.
Mamy czas.
Odwróciłem się w jego stronę bacznie przyglądając całej postawie.
- To... co chcesz robić? - nie miałem pomysłu.
Ani świadomości czy od razu zaciągnięcie go do łóżka będzie dobrym rozwiązaniem.
Jeżeli sam nie wykaże tym zainteresowania, zawsze zostały nam filmy czy gry.

Wade

- Ty tu rządzisz, twój wybór- odpowiedziałem uprzejmie. Ja się nie chciałem narzucać, więc niech on wybierze.

Peter

- Wcale Mi nie pomagasz - podszedłem bliżej.
Podniosłem się na palcach i dosięgnąłem jego ust.
Objąwszy je czule własnymi wargami zacząłem muskać.
Nie było to aż tak wygodne, szczególnie kiedy mój partner przewyższał mnie przynajmniej o pół głowy.

Wade

Uśmiechnąłem się na jego gest i odwzajemniłem pogłębiając pocałunek. Zastanawiałem się na ile mi pozwoli i skierowałem dłonie na jego tyłek wkładając dłonie w jego tylne kieszenie i lekko go przyciągając do siebie.

Peter

Chyba Wade powoli odnajdywał się w otoczeniu, przez co zdecydował się zrobić właśnie coś takiego.
Zaprosiłem jego język do wspólnej zabawy.
I co teraz?
Czułem się niezręcznie myśląc o fizyczności między nami.
Nawet nie było do tego warunków.
Wszystko działo się zbyt szybko.

Wade

Badałem dokładnie wnętrze jego ust. Mmm smakował kawą, odrobiną cukru i...i sobą. Czułem że chyba jednak jest trochę spięty tą sytuacją.

Peter

Cholera, zamiast delektować się chwilą i spełnieniem swoich drobnych marzeń, ja zastanawiałem się co mógłbym mu zaproponować.
Wszystko brzmiało tak beznadziejnie.
Nie spodobałby mu się pomysł obejrzenia czegokolwiek.
Przeglądanie moich rysunków też odpadało.
Niektóre nie powinny pokazać się światu.
Oficjalnie zdobyłem przydomek debila.

Wade

Oderwałem się od niego, czując że chyba myślami jest gdzieś daleko stąd. - Może... Coś obejrzymy?- zaproponowałem z braku innych pomysłów. Peter najwyraźniej nie był w nastroju więc trzeba było zająć się czymś innym.

Peter

Spuściłem głowę wbijając swój niezadowolony z siebie samego wzrok w podłogę.
- D-dobrze... - zaprowadziłem go do salonu, a tam od razu skuliłem się na kanapie.
Proponuję randkę, a nawet nie potrafię jej dogodnie poprowadzić.
- Jestem beznadziejny - schowałem twarz w dłoniach, co mogło trochę przypominać płakanie.
Nie, z powodu nieudanego spotkania nie powinienem upuszczać łez.

Wade

Pokręciłem głową i podszedłem do niego. Widać to była jedna z niewielu takich chwil kiedy zapraszał kogoś na spotkanie u siebie. Nie miało jednak dla mnie znaczenia czy wylądujemy dzisiaj w łóżku czy nie. On musi się przygotować być pewnym na 100%. Uklęknąłem przed nim i zabrałem jego dłonie z twarzy- Ej Petey... Jesteś wspaniały i nic tego nie zmieni. Przestań się martwić jeśli coś nie wyjdzie. Ja jestem gotowy czekać na ciebie.- odgarnąłem jego kosmyki- Zawsze możesz powiedzieć "Wade, chcę" a ja zrobię co w mojej mocy abyś był szczęśliwy.

Peter

I to właśnie dlatego tak bardzo kochałem tego mężczyznę.
Nie dość, iż czułem się przy nim bezpiecznie, to mogłem znaleźć wsparcie.
Chyba zrozumiał, że nie jestem jeszcze do końca gotowy.
Ale będę, obiecuję to sobie jak i jemu.
- Przy Tobie zawsze będę szczęśliwy - uśmiechnąłem się lekko.
Chciałem, aby przynajmniej ze mną posiedział, jak najbliżej.
Jego obecność była najlepszym co mogło mnie dzisiaj spotkać.
- Czy... możesz tu jeszcze chwilę ze mną pobyć? - poprosiłem go wskazując na miejsce obok.

Wade

- Pewnie- uąmichnąłem się do niego i usadowiłem na kanapie siadając obok. Obróciłem się i przyciągnąłem tak abym mógł go objąć od tyłu i aby mógl się wygodniej ułożyć na moich kolanach. Pocałowałem go w ucho i położyłem głowę na jego ramieniu.

Peter

Spodobała Mi się ta pozycja.
Wtuliłem się w niego oczywiście uważając, aby nie zrobić tego za mocno.
Wydałem z siebie pomruk, kiedy mnie ucałował.
- Przepraszam za najgorszą randkę w życiu - powiedziałem i na chwilę przymknąłem oczy oddając się rozkoszy.
Dopiero po pewnym czasie sięgnąłem po pilota obok.
Uruchomiłem telewizor, w celu sprawdzenia wiadomości.

Wade

- dzięki za najbardziej niespodziewaną randke- zaśmiałem się i popatrzyłem w ekran.

Peter

,,Kolejne poczynania nowojorskiego bohatera. Zapobiegł on śmiertelnemu wypadkowi na moście brooklińskim. Wywiad ze świadkami wydarzenia...'' - rozległ się kobiecy głos z telewizora.
Uniosłem brwi ku górze napawając się tym niedoborem informacji.
Śmiertelny wypadek?
Nic się prawie nie wydarzyło, oprócz dachowania.
Coś takiego to w naszym mieście normalność.
Pokazano jeszcze jakieś amatorskie nagranie, gdzie przeskakuję bo balustradzie i po kolei łapię samochody w sieć.
Podniosłem głowę, tak aby zobaczyć wyraz twarzy Wade'a.
- Co o tym sądzisz?

Wade

Uśmiechnąłem się- Sądzę że jest bardzo odważny. Nie tylko dlatego że to co robi jest niebezpieczne. Podziwiam go za to że umie być dobrym człowiekiem w tych czasach.

Peter

- A może on nie jest człowiekiem? Skąd możesz o tym wiedzieć? - dopytałem się, aby po prostu wprowadzić Wade'a w błąd.
Albo posłuchać jego opinii na ten temat.

Wade

- myślisz że to kosmita?- zapytałem konspiracyjnym szeptem.

Peter

- A jak inaczej wytłumaczysz te chodzenie po ścianach? Zobacz, już zaczyna manipulować mediami - zaśmiałem się na własne słowa.
Nikt nie ma prawa się dowiedzieć, więc potrzebowałem takich słów.
I żadnych dociekliwości na temat pajęczej osobowości.
Jedyne co mnie z nim łączy to zdjęcia.
- W końcu okaże się, że to dzieciak, jeszcze młodszy ode mnie.

Wade

- Wiesz, kiedyś myślałem że to prawdziwy pająk w ludzkim kostiumie- przyznałem mu.

Peter

- Idiota - uśmiechnąłem się szeroko, następnie całując go w policzek.
Rozbawiła mnie jego wersja.
- To tylko obywatel Nowego Jorku, taki jak my. Może robić teraz wszystko, niekoniecznie ratować ludzi - mruknąłem.
I kto by pomyślał, że Spider-Man w tej chwili przytula się ze swoim ukochanym na kanapie?

Wade

- Noo założe się że teraz ogląda dobranockę i czyta gazetki dla dziewczyn- zaśmiałem się. Oczywiście że tak nie myślałem, ale mogłem z niego po żartować skoro mnie nie słyszy.

Peter

Prychnąłem na jego stwierdzenie.
Jak dobrze, że nie skomentował jeszcze w jakikolwiek sposób pajęczego stroju.
Poczułbym się zazdrosny o siebie samego.
- Może on tak, ale my nie musimy oglądać dobranocek - mruknąłem odkręcając się w jego stronę.

Wade

- To nie powinieneś przebrać się w piżamkę i iść spać?- zapytałem niewinnie opierając plecy na bocznym oparciu.

Peter

- J-ja? Nie... Mam o wiele lepsze zajęcie... - chyba nadszedł czas na odwdzięczenie się mu.
A także kontynuację tego, co ostatnio zaszło u Wilson'a w domu.
Położyłem dłonie na jego udach.
Nie stresowałem się już aż tak bardzo.
Ten czas powinien być wykorzystany w jak najlepszy sposób.
- Chcę Ci wynagrodzić tę... niespodziewaną randkę...

___________________________
Yeah! Jestem bardzo złym ludziem i kończę w tym momencie xD
kanapa po raz pierwszy. Kanapa to nie mebel, kanapa to kanon :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro