Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O północy wejdźmy na dach

Wade

Gdy zniknął mi z.oczu nie pozostało nic innego jak iść do domu. Krocząc bocznymi dachami znalazłem się w mieszkaniu godzinę później. O dziwo udało mi się zjeść śniadanie. Dawno nie jadłem tostów. *Tęsknię za Peterem...* #Chuja tam, tęsknię za Pajączkiem!#. No proszę, wróciły małe skurwysynki. A był taki spokój... Odłożyłem talerz i położyłem głowę na stole patrząc bezmyślnie w obrus. Oczywiście, że tęskniłem. Brakowało mi Pajączka, ale na myśl o Peterze znów mi się robiło niedobrze. Musiałem mu nagadać tych wszystkich okropności, żeby mieć pewność, że nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Tak będzie lepiej. *Dobrze postąpiłeś, nic mu się nie stanie. Chyba lepiej, żeby miał złamane serce niż przertącony kark co?*. - Zamknij się- warknąłem przy okazji zrzucając ze stołu talerz, który rozprysnął się na podłodze. W salonie chwyciłem za koc i owinąłem się nim. Na fotelu skuliłem się w kulkę rozmyślając. Kto by pomyślał że ta żałosna postać chowająca się pod kocem ma na sobie strój, który był swiadkiem tylku zabójstw.

Peter

Nie mam pojęcia ile przesiedziałem w tak skulonej pozycji. Miałem w głowie jedynie dręczącą pustkę. Nie pozwalała Mi się ona na czymkolwiek skoncentrować. Rozpraszała każdą myśl rozbijając ją na części pierwsze. Czym zawiniłem, że to musiało się zdarzyć właśnie mnie?
Po kolejnych długich minutach podniosłem się z podłogi. Znalazłem telefon. Uruchomiłem go od razu wchodząc w listę kontaktów. Numer Wade'a górował nad wszystkimi innymi, których i tak było niewiele. Zaledwie sześć.
Nie miałem odwagi go skasować. Dalej drzemały we mnie resztki pozytywnych nadziei. Może kiedyś wyświetli Mi się od niego połączenie, najmniejsza wiadomość. Nawet z jednym znakiem.
Wsunąłem urządzenie do kieszeni. Nie dojechałbym do szkoły, brakowało czasu. Uznałem, że lepiej zrobić sobie kilkudniową przerwę, dopóki nie ochłonę. Ciocia nie musi o tym wiedzieć.
Przygotowałem śniadanie, a po posiłku sumienie gryzło dalej. Musiałem zrobić coś dobrego, w końcu karma wraca. Zacząłem zmywać i układać wszystko w kuchni, aby zabić czas oraz odwrócić uwagę od bezkresnego żalu nad sobą.

Wade

Nawet nie zauważyłem kiedy przysnąłem. W sumie nic w tym dziwnego, nie spałem dwie noce. Obudziłem się po dwóch godzinach i przeciągnąłem. Od krzywej pozycji trochę  mnie rozbolała szyja, ale poza tym czułem się troszkę lepiej. *Troszkę...* #Nadal tęsknię za Pajączkiem!# A było tak spokojnie przed powrotem synów marnotrawnych... Potrzebowałem z kimś porozmawiać. Z kimkolwiek, na byle jaki temat. No ale niby z kim? Petera nie było, Pajączka zobacze wieczorem dopiero, na pójście na zwierzenia do barmana za wcześnie, Tommen pewnie zajęty... Chwila moment... Tommen! Czemu na to wcześniej nie wpadłem? *Bo jesteś debilem?* Przecież był jedyną osobą, która mogłaby wyjaśnić mi pewne rzeczy. Oczywiście, przy odrobinie szczęścia. Byłem pewnien, że gdzieś mam jego numer. Kiedy go spotkałem byliśmy w barze. Nie miałem telefonu i zapisywałem numer na jakiejś kartce. Wpadłem do sypialni przetrząsając walające się po podłodze ubrania. W końcu dokopałem się do bluzy, którą miałem na tym spotkaniu. Rzeczywiście, w kieszeni znalazłem wymięty skrawek papieru z numerem. Wystukałem go na klawiaturze telefonu i czekałem na połączenie.

Peter

Zacząłem na małostkowym myciu talerzy, przechodząc do odkurzania salonu, a kończąc na dociekliwej segregacji notatek we własnym pokoju. To jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Zwykle wszystkie ''naukowe'' rzeczy kryły się po kątach pokoju. Poukładałem je, pospinałem w odpowiednie segregatory.
Minęła kolejna godzina. Sprawdziłem strój, doszukując się nawet najdrobniejszych uszkodzeń. Nic z tego, był w perfekcyjnym stanie, jak nigdy dotąd.
Miałem silne wrażenie, że los robi na złość. Specjalnie coś psuje, aby potem pokazać, iż mogło być gorzej. I czułem powoli nadchodzące ''gorzej''. Co mogłoby mnie jeszcze bardziej rozbić na małe kawałeczki?
Przesunąłem dłonią po kieszeni. Zero wibracji, powiadomień o nowej wiadomości. A może by do niego zadzwonić? Umówić się? Nie, tak nie wolno. Cholera, byłem naprawdę żałosnym człowiekiem, jeśli po takim zerwaniu znajomości, wyciągnięciu wszystkiego co najgorsze, dalej chciałem z nim być. Nie do końca z tym pieprzonym Wade'm Wilson'em, ale jego cząstką.
Wziąłem jedno z naukowych czasopism. Usiadłszy na łóżku pogrążyłem się w lekturze na kolejne godziny.

Wade

Odebrał po trzecim sygnale.
- Hej, tu seksiak w czerwonej piżamie- przedstawiłem się, mając nadzieję, że Tommen zrozumie.
- O, heja Wilson. Co byś chciał?- usłyszałem odprężony głos, który mógł mnie jednak zwodzić jeśli chodzi o prawdziwą reakcję.
- Powiedz, że masz wolne, jesteś na mieście, nie masz podsłuchu i nie przeszkadzam- poprosiłem.
- Yhm... Nie mam wolnego, jestem na mieście, nie mam posłuchu i owszem przeszkadzasz.
- No, to właśnie o tym mówię. Jesteś sam?- musiałem się upewnić.
- Samiusieńki, jeśli chcesz mi wyznać miłość to się nie krępuj, nikt nie usłyszy- zaśmiał się.
- Może kiedy indziej. Potrzebuję pewnych informacji, a tylko ty możesz mieć do nich dostęp. Możesz mi powiedzieć, co twój szef ma do Pająka? Czemu tak się uwziął?
- Współszef- poprawił mnie i westchnął- Paskudna sprawa z tym wszystkim, więc jasne, że masz prawo wiedzieć. Ossen miał syna, który wpadł w poważny konflikt z europejską mafią. Zazwyczaj więc siedział w biurze, albo coś przemycał. Pół roku temu realizowaliśmy dużą dostawę broni. On tam był i wpadł. Gliny zgarnęły go tylko dlatego, że znaleźli go oblepionego pajęczyną. Pokazywali to w telewizji. Stary go wykupił z aresztu, ale dwa dni później znalazł jego zwłoki. Dopadli go ci z Europy jak zobaczyli w telewizji, że wpadł. Realizował zwyczajne zlecenie i żyłby do dzisiaj gdyby nie Pająk. Dlatego uznał go winnego śmierci synalka.- zakończył.
Nie spodobała mi się ta informacja. Skoro chodziło o zemstę za syna, to stary nie odpuści. Na szczęście nie miał na mnie żadnego haka, żadnego słabego punktu. Peter został z tej listy wyeliminowany.
- Rozumiem. Kiepsko trochę. A powiedz mi... - ściszyłem nieco głos, chociaż byłem sam. No ale ciemne sprawy załatwia się po ciemku, prawda?- Mówiłeś coś o jakimś spisku, ruchu oporu, czy coś?
- Nooo mówiłem. Większość grupy ma go dosyć. Wielu by chciało, żeby stary wykitował i abym zajął jego miejsce. Mi też się to uśmiecha. Niestety nie ma kiedy ani jak go sprzątnąć, ciągle cos się dzieje. Chyba że... Przyjąłbyś na niego zlecenie? Złożymy się z chłopakami, wyjdzie tego dwa razy więcej niż in ci proponował za Pajęczaka. Pasowałoby ci?- zapytał z nadzieją.

Zastanowiłem się chwilkę. Wydawało to się rozsądne, gdyby nie stanowił już dla mnie zagrożenia, to mógłbym wrócić do Petera... Petey... Nie, jeszcze mnie bolało gdy o tym myślałem. Peter mi nie wybaczy, po tym wszystkim co mu powiedziałem, już nigdy się do mnie nie odezwie.
- Tommy nie wiem. Dam znać w przyszłym tygodniu. Mam sporo pracy- wymigwałem się.
- Okej, w razue czego jesteśmy w kontakcie. Coś jeszcze?
- Co możesz mi powiedzieć o akcjach przygotowanych na Spidera?
- Niewiele. Wybacz stary, ale odsunięto mnie od tej sprawy odkąd dowiedzieli się, że cię znam. Nie mam pojęcia co się szykuje.- powiedział i słyszałem, że autentycznie mu przykro. Musiałem jeszcze wybadać jakie ma nastawienie wobec Pajączka.
- Dobra nieważne. A co ty o nim sądzisz?
- O Spiderze? Nie wiem, jeśli lubi sobie zbawiać świat, to nic mi do tego. Gdybym był liderem, to miałbym na niego zupełnie wyjebane. Jeśli by mi przeszkadzał w pracy to chłopaki daliby sobie rade. A jak nie to trudno, bez ryzyka nie ma zabawy. Z resztą on angażuje się w drobne sprawy. Gwałty, rabunki i inne drobnostki. Raczej nie miesza się w mafijne porachunki więc nic do niego nie mam.

Uspokoiła mnie jego wypowiedz. Przynajmniej on dobrze życzył Pajączkowi. Temat się wyczerpał, rozłączyłem się, a świat stałby się jakby o jeden ton jaśniejszy.

Peter

Przewróciłem się na drugi bok. Od ostatnich kilkunastu minut zajmowałem podłogę swojego pokoju. Bezczynność mnie wykańczała. Nie byłem w stanie robić jakichkolwiek zadań. Praca domowa składała się wyłącznie z matematyki. Na myśl o wykonywaniu obliczeń robiło Mi się niedobrze. Wracałem wtedy do bardzo przyjemnego wspomnienia, kiedy to Wade siedział jeszcze przy moim zaśmieconym najróżniejszymi książkami, kartkami biurku i Mi tłumaczył. Zerkał tymi swoimi czekoladowymi oczami, a ja zadurzałem się coraz bardziej.
Wymierzyłem sobie cios w policzek z otwartej dłoni. Czas się przebudzić, iść do przodu. Na tę chwilę przyjmowałem rolę tych tragicznie zakochanych nastolatek z amerykańskich filmów młodzieżowych. Tyle, że ich wybrankami byli przystojniacy z koszykarskich klubów, a moim ledwo znajomy mężczyzna, kilka lat starszy, z własnym mieszkaniem, pewnie pracą. Cudownie, Peter, że zawsze musisz się wpakować w coś takiego.
Wczoraj nie wywiązałem się ze swoich obowiązków, wypadałoby to sprawnie nadrobić. Leniwie wstałem z drewnianej podłogi kierując się ku szafie.
Opornie wsunąłem na siebie kostium. Przed wyskoczeniem przez okno, zostawiłem karteczkę na kuchennym stole ''Po szkole idę do biblioteki, wrócę późno''. W razie czego, dorysowałem na niej uśmiechniętą buźkę. Trudno Mi kłamać przed tą kobietą, lecz czy jest inne wyjście?

Wade

Rozmowa z nim nieco mnie uspokoiła. Na pewno na tyle, żebym znów mógł zapaść w drzemkę. Znowu na fotelu, bo nie umiałbym zasnąć w łóżku, które złączyło mnie z Peterem. #Chujowy ten fotel, wiesz?# Rzeczywiście, o ile dobrze pamiętam to mebel został po poprzedniej właścicielce. Jakaś ślepa staruszka, czy jakoś tak. Zwinąłem się i okryłem przysypiając. Gdy odpływałem zaczęło się robić ciemno, a kiedy się obudziłem już tylko uliczne latarnie rozświetlały mrok w pomieszczeniu. Przeciągnąłem się słysząc chrupanie w kościach. Był późny wieczór, a ja czułem się troszkę lepiej. Ponadto noc zawsze zapowiadała spotkanie z pewnym osobnikiem. Cały dzień kisiłem się w stroju, więc wystarczyło tylko założyć maskę i dwie minuty  później już stałem na dachu swojego budynku. Postanowiłem poszukać szczęścia i znów pokręcić się na stacji.

Peter

Wbrew moim oczekiwaniom, miasto nie pozostawało dłużne. Sprawiło Mi naprawdę wiele zadań. Zacząłem od prostego unieszkodliwienia kilku facetów z bronią. Toż to wstyd napadać na majątek starszej kobieciny. Zliczyłem czas do nadejścia pozycji. Siedem minut, coraz gorzej. Jeśli dalej będą się tak obijać, to nikt w Nowym Jorku nie ujdzie z życiem.
Następne zajęcia polegały na prostej obronie. Usiłowanie gwałtu, kradzież samochodowa, albo torebki, pościg za włamywaczem. Nic nowego, lecz strzelając pajęczyną i ledwo zaczerpując tchu, poczułem, że żyję. I że to jest moje drobne zadośćuczynienie, możliwość poprawienia się za te ostatnie tygodnie.
Po oblepieniu pajęczyną jakiegoś osobnika z aparatem, który nachalnie wykonywał zdjęcia pewnej kobiecie, aż wszedł na jej posesję, poleciłem jej zadzwonienie na policję. Chyba nie miała Mi tego za złe, że widziałem ją bez górnej części ubrania. Gorzej z tymi fotkami, gdzie tak została uchwycona.
Podziękowała, zakryła się ręcznikiem, a ja wtedy mogłem wracać na patrol przeszukując uważnie dalsze zakątki. Tak też zrobiłem. Wytężałem wzrok w poszukiwaniu każdego rodzaju zła. Metropolia nie zdążyła zakomunikować mnie o odpoczynku, ponieważ w oddali dostrzegłem prawdziwe ucieleśnienie mroku i cierpienia. Deady'ego we własnej osobie.

Wade

Pokręciłem się parę minut po dworcu, a raczej po jego dachach. Niestety, Pajączka ani śladu. Może było głupotą aby go  tam szukać. Czy on co noc zmieniał miejsce patrolu i co noc opiekował się inną dzielnicą? Możliwe, kiedyś go zapytam. #Nie zapomnij zapytać też o śnienie# *Bo co? Co chcesz mu powiedzieć, że ci się śniło, że....* Cicho tam. Jasne że mu nigdy nie powiem o tym śnie. Już ustaliliśmy, że pewnie będzie to nasze ostatnie spotkanie, bo by uciekł na drugi koniec świata, obawiając się moich zamiarów. Nie widząc innego wyjścia powoli udałem się na północ od stacji. Hmm... Przypomnijcie mi proszę, kiedy realizowałem zlecenie? #Troche z ciebie się miękka pizda robi stary# *Eeee tam, przechodzisz na ścieżkę dobra*

Peter

Widziałem jak Deadpool się rozgląda, lecz dalej nie znajdowałem się osobiście w zasięgu jego wzroku. Obmyśliłem pewien plan natychmiastowo zabierając się do realizacji.
Wskoczyłem na ścianę jednego z budynków obok przemykając po nim bezszelestnie. Przyczepiałem się do kolejnych parapetów przechodząc coraz dalej. Kolejnym krokiem było odnalezienie jakiegokolwiek rusztowania. Czegoś, na czym mógłbym się bezpiecznie zawiesić. Oczywiście nie w samobójczym kontekście!
Moim oczom ukazało się pewne rusztowanie. Wystrzeliłem w jego stronę wiązankę sieci, aby dwie sekundy później bujnąć się do tego miejsca.
Odwróciłem się głową ku podłożu marząc o nie złamaniu karku. Cóż, czego się nie zrobi dla efektywnego wejścia?
Deadpool był coraz bliżej. Wyczułem odpowiedni moment i sprytnie spuściłem się na dół.
Wisiałem do góry nogami tuż przed jego twarzą okalaną maską.
- Spieszy Ci się gdzieś?

Wade

Po kilkunastu metrach o mało na coś nie wpadłem. A raczej w kogoś. Spidey zwisał z jednej z pajęczyn zaledwie kilka centymetrów przede mną. Ciekawe, czy to zwykły zbieg okoliczności, czy szedł za mną.
- Baby boy- rozpromieniłem się. - Właśnie cię szukam. Śledzisz mnie?- zapytałem konspiracyjnym szeptem. Zaciekawiła mnie jego pozycja. Wisiał głową w dół i gdyby opuścił się o jakieś pół metra z kawałkiem... #69 masek Pajączka, czy co?# *Ja pierdole, co za zboczeńce*

Peter

Momentalnie poprawił Mi humor użyciem nader uroczego określenia. Cóż, miał predyspozycje do nazywania mnie w ten sposób. Byłem niższy i drobniejszy, w porównaniu do tego umięśnionego osobnika.
- Jasne. Jak zawsze. Gdybym Cię nie śledził, nie wiedziałbym gdzie mieszkasz - pozwoliłem sobie skłamać z cichym chichotem. Taki niewinny żarcik.
Nie zmieniałem pozycji dalej trzymając się pajęczyny. Wolałbym nie zaliczać bliskiego spotkania z dachem pode mną.

Wade

Zdziwiła mnie odpowiedz. Myślałem, że się będzie wypierał takowych możliwości. Widać dopisywał mu humor. Miałem nadzieję, że żartował również w kwestii znajomości mego adresu. Z pewnych względów byłoby lepiej gdyby nikt go nie znał.
- Doprawdy?- zapytałem i przysunąłem się tak blisko, że nasze maski dzieliły milimetry.- Dobrze wiedzieć, że tak bardzo cię intryguję, że ciągle za mną łazisz- powiedziałem sugestywnym szeptem lekko przekręcając głowę z zainteresowaniem wyczekując jego reakcji.

Peter

Temperatura zaczęła się niebezpiecznie podnosić w moim organizmie, aczkolwiek nie zraziło mnie do dalszego prowadzenia konwersacji. Nie byłem teraz tym bezbronnym i cichym Peter'em, który skuliłby się, zarumienił. Byłem sobą. Nie musiałem nikogo udawać.
- Nie martwią Cię tacy stalkerzy? Dzisiaj jednego już złapałem, pewnie się teraz tłumaczy na komisariacie - mruknąłem nie wiedząc jaką reakcję wydać na to zbliżenie - Na Twoim miejscu już dawno zadzwoniłbym na policję.

Wade

- Policja, kajdanki? Więc lubisz zabawy w "proszę mnie skuć panie policjancie"?- zaśmiałem się. Lubiłem śmiałość Pajączka i jego jakby beztroskę.

Peter

W zwyczajnej sytuacji wzruszyłbym ramionami, lecz utrudniała Mi to aktualna pozycja. Nie mogłem oddać swojej zawadiackiej beztroski.
- Hmm... Zależy czy to policjant miałby mnie skuć, czy też ktoś inny - odpowiedziałem znacznie. Nasza rozmowa przypominała przekomarzanie się. Urocze, jednak niestety nie takie niewinne, wystarczy tylko spojrzeć na temat.

Wade

- A kogo to mogła dotyczyć ta uwaga?- zapytałem nieco sarkastycznie. - Znając życie, na pewno nie zaliczam się do takowych osób, prawda?- zapytałem niewinnie. Dzielący nas dystans i poruszana tematyka sprawiała, że wytworzyło się między nami pewnego rodzaju napięcie, lecz na pewno przyjemne i bez dyskomfortu. Zastanawiałem się, czy Pajączek czeka na jakiś ruch z mojej strony, czy po prostu wygodnie mu się tak wisi. Raczej by mnie wyśmiał gdybym zaproponował, że mogę go wziąć na ręce, czy jakoś pomóc z tą pajęczyną.

Peter

Zacisnąłem usta w prostą linię. Na moją myśl znowu przyszedł on. Człowiek, do którego nie mogłem wyrazić jednoznacznych uczuć. Nagle poczułem obrzydzenie. Silne i drążące we mnie dziurę. Wstręt do własnego ciała. Byłem naiwny, dałem się wykorzystać i prawdopodobnie to samo uczynię w relacji z Deadpool'em. To zakończy się podobnie, pomimo głębokiego przekonania, nie przestawałem. Może właśnie zasługiwałem na takie traktowanie, niczym najtańszą dziwkę. Inaczej nie potrafiłem tego ująć.
Podciągnąłem się na pajęczynie, aby znaleźć się ponad mężczyzną. Zeskoczyłem robiąc obrót do tyłu. Inaczej uderzyłbym go nogami.
Kiedy bezpiecznie stałem na dachu obróciłem ku niemu głowę.
- Zawsze warto mieć jakieś nadzieje - odparłem gorzko.

Wade

Z dziwiła mnie mocno jego reakcja. Czyżbym go czymś obraził? Nie umiałem tegp rozgryźdz, ale to chyba był urok naszej relacji. Niewiele mówiliśmy wprost, dużo było domysłów, ale mimo to się rozumieliśmy. Nie wiem czym zawiniłem, ale nie chciałem żeby się smucił. *Jesteś jakiś popierdolony, zawsze tak robisz. Igrasz z ogniem, a jak przeginasz i dochodzi co do czego to od razu jak pies, podkulasz ogon i chcesz żeby cię głaskać*
- Przepraszam, nie gniewaj się- poprosiłem cicho i nieco niepewnie go objąłem. Było to troszkę utrudnione biorąc pod uwagę jego wzrost, ale co tam.

Peter

Fuknąłem dyskretnie pod nosem odwracając się w drugą stronę. Nie wymagałem od niego ciągłych przeprosin, lecz zdążyłem zauważyć, iż zależało mu na utrzymaniu dobrych kontaktów. Czyżby ta relacja miała jakiekolwiek znaczenie?
- A ktoś powiedział, że się gniewam? - poczułem spełnienie, kiedy moje ramiona uniosły się pospiesznie, a następnie opadły w wiadomym geście.
Nagle obudził się pajęczy zmysł. Skoncentrowanym wzrokiem przejrzałem najbliższe otoczenie. Wyczuwałem kogoś, choć mogło zabrzmieć to absurdalnie. W końcu obok stał Deadpool, a dalej kłębiły się setki ludzi. Mieszkańców jak i turystów.

Wade

- Co jest Spidey?- zapytałem po chwili. Poczułem, że się spiął i nie wiedziałem, czy coś się stało, czy to rekacja na moją bliskość. *To trochę przykre, że twód dotyk sprawia mu dyskomfort, prawda?* #Zamknij się szmaciarzu, co ty masz do Pajączka co??#. *Może to, że tęsknię za Peterem? On był odpowiedni, umiałby cię ustatkować, jest dojrzały. A pajęczak? Jakoś mam wrażenie, że jeśli nie musisz się przy nim hamować, to znowu zaczniesz jakieś głupoty robić...*

Peter

- Zamknij się - rzuciłem do niego w pół słowa i zamarłem w bezruchu. Potrzebowałem ciszy do wytężenia całego umysłu. Drżenie w karku ostrzegało mnie przed czymś. Lub przed kimś. Niespokojnie dawało znać, że coś jest nie tak. Ale co?
Nikt nie znalazł się w zasięgu wzroku. Zresztą, kto miałby wspinać się na takowy dach? Znajdowaliśmy się dość wysoko z dotychczasową świadomością, że nikomu nie uda się nas zobaczyć. Niech tak pozostanie.
Odwróciłem się ku Deadpool'owi z przepraszającym spojrzeniem. Nie mógł tego dostrzec.
- Musiało Mi się zdawać - szepnąłem, co było skierowane tylko do mnie samego. Może w końcu wybudziłem się z faktem, iż jestem prostym oraz pożądanym celem. Po tamtym ataku powinienem zachowywać więcej ostrożności.

Wade

Czyli jednak działo się coś podejrzanego. Na prawdę się ucieszyłem, że zachowuje teraz tyle ostrożności. Może w końcu moje nauki zostały przyjęte  i bardziej zadba o swoje bezpieczeństwo. Odwróciłem się od niego i rozejrzałem. Sam na razie nie dostrzegałem żadnego zagrożenia, ale może Pajączek ma jakieś moce czy coś.
- Przy mnie nic ci nie grozi- odpowiedziałem pewnie lustrując wzrokiem pobliskie budynki.

Peter

Pokręciłem powolnie głową przecząc przy tym jego słowom. Nie miał pojęcia co teraz mówi.
- Mylisz się, inaczej mój zmysł nie szalałby tak - objaśniłem cicho. Trudno było Mi powiedzieć dlaczego ostrzegawcze mrowienie nie cichło. Z kolejnymi sekundami się uspokajało, a ja mogłem wtedy już bez większych obaw spojrzeć na podobnie zaniepokojonego Deadpool'a.
- Nie chcę, abyś się mną opiekował, ani zamartwiał. Czuję się jakbym był ogromnym ciężarem dla każdego przez swoją głupotę. Jestem dorosły, potrafię o siebie zadbać. Wielka siła idzie w parze z wielką odpowiedzialnością, czas się tego trzymać.

Wade

- Zawsze będę się o ciebie martwić i nic na to nie poradzisz- wzruszyłem ramionami. - Nie obwiniaj się, bo nie jesteś żadnym ciężarem. To moja dobrowolna decyzja, że chciałbym cię chronić tak jak ty chronisz Nowy York. Z resztą to miasto jest ci coś winne. Powinni ci jakoś wynagrodzić, że codzień zamiast powiedzieć "jebać was", znajdujesz siłę żeby wieczorem wskoczyć w lateksowe gacie. - powiedziałem z niedowierzaniem i irytacją- Kurwa serio. Czemu to robisz? Nie masz żadnych korzyści z tej pracy. Nie wymiguj się moralnością- spojrzałem wprost na niego- Więc dlaczego pewnego dnia postanowiłeś zostać zbawicielem miasta?

Peter

Słuchałem tego wszystkiego, a we mnie formowały się sprzeczne, mieszane uczucia. Nie chciałem zawracać już myśli, ani czynów kogokolwiek. Marnowali tylko swój czas, później odchodzili rozczarowani, lub dumni z zakończenia relacji. Tak jak Wade, któremu posłużyłem za chwilową zabawkę dostając w zamian zranione, dziewicze serce. Ciocia mówiła, że pierwszej miłości się nie zapomina. Co ona mogła wiedzieć o odrzuceniu, kiedy to Wujek Ben był jej pierwszym i ostatnim?
W tym momencie zacisnąłem zęby oraz dłonie w piąstki. Deadpool nie wiedział na jakim kruchym podłożu stąpa.
- Nie oczekuję od miasta niczego w zamian - odpuściłem mu przypomnienie o ładnym wysławianiu się. W końcu te wulgaryzmy to jedna z jego części. Nie mogę mu zabronić.
- To... długa historia. Bardzo pokręcona i nie odpowiednia do opowiedzenia w całości teraz - zacząłem - Załóżmy, że kiedyś było wydarzenie, które odmieniło moje dotychczasowe życie. Zostałem małostkowym mścicielem, przemieniając się później w miejskie plotki, internetowego bohatera, aż wreszcie Spider-Man'a. Tego realistycznego, na którego wszyscy mogą polegać. Czuję, że jestem potrzebny temu miejscu. Muszę czynić dobro, nie ważne jak jest źle Mi, mojemu najbliższemu otoczeniu. Martwię się o swoją tożsamość, jak i tego obrońcę wszystkich mieszkańców. Czasami nie daję rady, ale wiesz co? Jestem cholernie z siebie dumny. Z tego, że jestem Pająkiem. Z tego, że dostaję ciche podziękowania. Z tego, że widzę uśmiechy zwykłych ludzi, słyszę brawa. Nie jest Mi to potrzebne, lecz podbudowuje. Dzięki temu się dalej trzymam. I to mnie odciąga od ciągłego rozmyślania o obrywaniu w cywilnym życiu.
Nie miałem do końca pojęcia czemu mu o wszystkim powiedziałem, jednak poczułem ulgę. Wygląda na to, że najzwyczajniej potrzebowałem się wygadać. Nawet takowej osobie.
Odetchnąłem ciężko czekając na jego odpowiedź.

Wade

Jego odpowiedz tak mnie zaskoczyła że na dobrą chwilę zamilkłem. To dobrze, że był z siebie dumny, bo ma do tego pełne prawo. Kurewsko poruszyło mnie to stwierdzenie, że potrafi cieszyć się z uśmiechu jednej osoby. Dla niego największą nagrodą było podziękowanie uratowanej osoby, taki drobiazg znaczył tak wiele. Nie mogłem wyjść z podziwu jaką wspaniałą istotą jest ten chłopak. Usiadłem po turecku na dachu i z dołu patrzyłem w Pajączka- Tak się wzruszyłem, że albo bym się w tobie zakochał, albo zerżnął. Nie wiem co bardziej- odpowiedziałem poważnie.

Peter

Dalej winiłem się za śmierć Wujka. Jego wołania huczały Mi często w głowie. Byłem głupi, nie zareagowałem. Nie udzieliłem mu odpowiedzi, choć było to takie proste.
Bycie Spider-Man'em miało swoje zalety. A jedną z nich było to, iż tu mogłem działać tak jak chciałem. Bez odrzucenia innych, ciągłej ambicji, pracy, napadających na mnie ludzi ze szkoły. Teraz mogłem temu zaradzić. Dlaczego przez resztę życia nie mogłem być wyłącznie słynnym pajęczakiem? Bohaterowanie to nie takie złe zajęcie.
Prychnąłem lekceważąco.
- To się dobrze nad tym zastanów, bo obydwie czynności dzieli olbrzymia przepaść - powiedziałem beznamiętnie. Cudownie opisywało to moją zakończoną znajomość z wiadomym osobnikiem.
On mnie wykorzystał, podczas kiedy ja darzyłem go miłością oraz nienawiścią. I także nie wiedziałem co było mocniejsze.

Wade

Spidey coś dzisiaj nie w humorze. Trzeba to naprawić... *Yhm, znając życie to jeszcze bardziej go wkurwisz, ale co ja tam wiem*. Przysunąłem się do niego i nadal siedząc objąłem jego nogi. No bo co dziwnego jest w przytulaniu się do kolan Spider Mana?- Kocham cię Spidey- zapiszczałem głosem małej dziewczynki  - Pójdziesz do nieba, mówię ci- powiedziałem rzeczowo już normalnie- Ale zanim to się stanie, to mogę liczyć na bieliznę z twoim autografem?

Peter

Gwałtownie spojrzałem w dół, kiedy jego dotyk opanował moje nogi. Po odbyciu takowej rozmowy, czułem się z tym mało komfortowo. Szkoda, że Deadpool nie wiedział o źródle mojej głębokiej rozpaczy. Wówczas istniały drobne nadzieje, że odpuściłby sobie takie coś.
- Zważaj na te słowa i ich nie nadużywaj - burknąłem wyraźnie odbierając pewne pęknięcie we mnie. To chyba znowu to serce. Wizualizowałem sobie śmiejącego się Wade'a, który mówił o moich wyznaniach znajomym, przy jakimś piwie czy kolacji. Nabijał się ze mnie i przesadzonego romantyzmu, naiwności. Drogi Peter'ze Parker'ze, gdzie teraz znajduje się Twój wybitny umysł?
- O bieliźnie możesz sobie tylko pomarzyć.

Wade

Westchnąłem tylko i odsunąłem się od niego. - Powiesz mi co cię gryzie? Albo jak ci pomóc? Możemy iść na lody, do Central Parku, nie wiem...- zacząłem wymieniać. Chciałem jakoś mu poprawić humor, bo chyba właśnie ja byłem czynnikiem, który go zdenerwował.

Peter

- Deady, naprawdę nie potrzebuję niczyjej pomocy. Nie będę Ci się z niczego spowiadał. Wszystko jest... takie jak zawsze. I tyle - mruknąłem odwracając głowę w przeciwnym kierunku. Zdecydowałem, że to odpowiednia pora na zaprzestanie zadręczania się. Przez to byłem jeszcze mocniej przybity i depresyjny, niż zazwyczaj.
- Nie masz o kogo się martwić?

Wade

Po jego ostatnim pytaniu coś znowu mnie zabolało w środku. Miałem ochotę na niego nawrzeszczeć żeby spierdalał, bo tak, akurat straciłem jedyną osobę poza nim, którą mogłem się opiekować. Ale to nie jego wina. Podciągnąłem tylko kolana w obronnym geście obejmując je.

Peter

Pokręciłem głową poddając się kompletnie. Dzisiaj się nie za dobrze dogadywaliśmy.
- Nie musisz odpowiadać. Ja nawet nie powinienem pytać. To Twoje życie, rób sobie co chcesz - oznajmiłem chłodno. Jak miałbym mu zakazać sprawowania opieki nade mną? Jeśli sam tego chciał, nie czuł większego zobowiązania, to nie miałem nic przeciwko. To.. nawet miłe, kiedy ktoś bezinteresownie się Tobą zajmuje.
- Tak tylko uprzedzałem, ponieważ zwykle nie wychodzi z tej troski nic dobrego - dodałem.

Wade

Wzruszyłem ramionami zupełnie głuchy na jego słowa. To moja decyzja, że chcę się nim opiekować. Z resztą moża powiedzieć, że Pajączek był znacznym ogniwem, które zmusiło mnie do rozstania z Peterem. *Ja myślę, że to twoja głupota debilu. Zawsze powtarzam, że Petey jest lepszy, ale nie. Oczywiście musiałem po swojemu, tu z pająkiem się spotykać i masz co chciałeś. Na chuj ci to było?* Czy rzeczywiście gdybym nie poznał Pajączka to byłbym nadal z Peterem? Nie wiem, jeśli to miałoby się cofnąć, to trudno powiedzieć jak by wyglądała taka "alternatywna" rzeczywistość. Czy żałowałem, że postanowiłem się zaprzyjaźnić z Pajączkiem? Nie, na pewno nie.
- Nie żałuję- powiedziałem cicho do siebie jakby na ostateczne potwierdzenie.

Peter

Między nami nastała ciężka cisza. Pragnąłem ją czym prędzej przerwać, wtedy nie byłbym zmuszony skupiać się na otoczeniu, które dalej wywoływało we mnie pewnego rodzaju obawę.
- Miałeś  dzisiaj jakieś zlecenia? - zapytałem z braku lepszego tematu do kontynuowania konwersacji.

Wade

- Myślałem, że to ja nie mam wyczucia tematu, ale ty to powinieneś dostać medal dyplomacji- uśmiechnąłem się sarkastycznie, co maska doskonale ukryła. Dzisiaj nam coś nie szło. Właściwie nie mam pojęcia dlaczego. Może powinniśmy zrobić sobie kilka dni wolnego od swojej obecności? #Przestań, po prostu to kiepski dzień. Jutro będziecie się pewnie znowu miziali#

Peter

- Może i tak. Jestem teraz trochę rozkojarzony - wytłumaczyłem się wracając do dyskretnego sunięcia wzrokiem po sąsiedniej budowli. Czego się tak obawiałem? Co mogło czaić się w ukryciu, powodować, że pajęczy zmysł eksplodował przy niektórych obrotach sylwetki?
- Nie powinienem o to pytać. To tak, jakbyś ty zadał pytanie o szkołę czy coś takiego - dopowiedziałem - I pewnie nie chcesz także słuchać kazania, jaki Twój zawód jest zły.

Wade

- Oczywiscie, że to niewygodne pytanie- wzruszyłem ramionami- Kazania zawsze chętnie wysłucham, ale zazwyczaj nic z nich nie wynoszę. Z resztą już nie przesadzaj. Odkąd cię poznałem to serio zrealizowałem może że trzy zlecenia, więc jest coraz lepiej. Jeszcze się zarażę od ciebie moralnością i zacznę sprzedawać lody dzieciakom jako profesja życia.

Peter

Wypowiedź Deadpool'a poskutkowała goszczącym na mojej twarzy zarysie uśmiechu. To dobrze, że miałem na niego pozytywny wpływ. Dzięki mojej obecności, życie traciło mniej osób. Gorzej z sytuacją finansową przyjaciela. Czy miał on inne źródło utrzymania? Czym mógłby zajmować się taki typ? Może sprzedawał narkotyki? Nie, nie wyglądał na takiego, w moim mniemaniu.
- Szczerze, nie mam ochoty się ciągle powtarzać. Po prostu powinieneś wiedzieć, jakie to uśmiercanie jest złe, nieodpowiednie. Martwy człowiek nie cierpi, lecz czy kiedykolwiek myślałeś o... - przymknąłem na chwilę oczy urywając swoje słowa. Przypomniał Mi się Wujek Ben. To my byliśmy ofiarami zakończenia jego egzystencji. On już nie czuł straty, cierpienia, ani bólu, zostawił po sobie wyłącznie pustkę i przedmioty, w tej chwili pozbawione duszy.
Gdy ponownie uchyliłem powieki, straciłem cały wątek. Już miałem mruknąć, że to nieważne, gadam niepotrzebne głupoty, jednak moją uwagę przykuło coś innego. Malutki, srebrzysty przedmiot szybujący na mnie z zawrotną prędkością. Czułem jakby nagle czas nabrał wolniejszego tempa. Zmusiłem ciało do minimalnego przesunięcia się w bok, aczkolwiek niczemu to nie pomogło.
Nagle nabrałem z największą gwałtownością powietrza. Brakowało Mi tchu. Zamrugałem gwałtownie. Nic nie znajdowało się na drodze ku mojej sylwetce, lecz zamiast tego po klatce piersiowej zaczął się rozchodzić paraliżujący ból.
Opuściwszy głowę wyciągnąłem drżącą dłoń. Rękawica od kostiumu robiła się szkarłatna. A ja byłem pewny, że to nie odcień mojego kostiumu.
Żółć napływała Mi do gardła utrudniając wyduszenie z siebie chociażby cichego ''pomocy''. Ogarniała mnie panika oraz strach. Tłumiły inne bodźce, uniemożliwiały nabranie powietrza do płuc. Wewnętrznie krzyczałem będąc pozbawiony informacji o swym aktualnym stanie. Minęły kolejne milisekundy. Zrobiłem pełny wątpliwości krok do tyłu, jakbym obawiał się, że za mną jest wyłącznie pusta przestrzeń. Straciwszy równowagę, głucho upadłem plecami na powierzchnię dachu...

______________________
Uroczyście melduję, że jest 7.40 i wstawiam rozdział, aby pewna osoba mnie nie zamordowała ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro