Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

No weź sie przypajączkuj...

Wade 

  Sprawdziłem rano pocztę. Żadnych nowych zadań, czyżby dzień wolnego? Przebrałem się w strój, narzuciłem na niego cywilne ubrania i poszedłem do sklepu jednego ze znajomych. Sklep niby z antykami, ale pod zabytkową ladą jest tajna skrytka, w której przechowuje różne ciekawe rzeczy, na miarę tajniaków z M16. Dzisiaj miał ciekawy wybór chipów z GPSem. Te podskórne w moim przypadku do niczego się nie nadają, więc wziąłem kilka sztuk, takich formatu około połowy rozmiaru karty pamięci. Wystarczy tylko przymocować niespostrzeżenie do ubrania i na mojej komórce pojawia się kolejny kolorowy punkcik ze współrzędnymi. Zapłaciłe, złożyłem zamówienie na nowy model snajperki i wyszedłem. Chodziłem jeszcze trochę po okolicy, zastanawiając się gdzie się wybrać na śniadanko, bo lodówka obecnie świeciła pustkami. 

Peter

 Wszedłem do budynku w jaskrawych kolorach. O tej godzinie było zazwyczaj pusto, tym lepiej dla mnie. Jako Peter Parker unikałem tłumów. Wziąłem do ręki sklepowy koszyk i powoli przechadzałem się między półkami,co jakiś czas zerkając na listę i pakując kolejne produkty. Zatrzymałem się na chwilę przy energetykach. Nigdy nie piłem napojów tego typu, a byłem ciekawy jak zadziałają na mój organizm. Szukałem po etykietach jakieś tańszego, o wiele słabszego jak na sam początek.

Wade

  Stwierdziłem że mała kawiarenka będzie w sam raz. Mają tu moją ulubioną kawę i serniczek, już mniej ulubiony, ale zawsze coś. Siedziałem popijając kawunię i sprawdzałem wiadomości na telefonie. Tylko jedno zlecenie, jakaś gówniara chciała się pozbyć ojczyma, który tylko leci na fortunę jej matki. Sumka była dość okazała, więc jeszcze rozważałem, czy może nie podnieść stawki.  

Peter

  Zapłaciłem za zakupy i z pełną torbą opuściłem sklep. Jazda z takim ciężarem na deskorolce nie była najbezpieczniejsza. Po raz kolejny w tym tygodniu wywróciłem się. Zakupy jak i deskorolka były w dobrym stanie, jednakże polemizowałbym co do mojego prawego kolana. Syknąłem cicho czując jak ból rozchodzi się po nodze. Przynajmniej w tej postaci nikt nie będzie mnie osądzać o bycie najzwinniejszym superbohaterem w Nowym Jorku. Rozejrzałem się wokół. Była to jedna z ulic sklepowych. Pełno kawiarenek, najróżniejszych stoisk. 

Wade

 Zamyśliłem się i spojrzałem za okno... O kurwa! Mam halucynacje *może coś było w kawie?* To niemożliwe żebym miał takie szczęście! Ale nawet kiedy mrugnąłem kilka razy oczami ON nadal tam stał krzywiąc się. Miałem ochotę wybiec i na rękach zanieść go do mieszkania #tak, oczywiście zę do mojego, łóżka dokładniej heheh# ale musiałem zachować pozory. Wstałem, przeciągnąłem się i wolnym krokiem ruszyłem do wyjścia. Poczekałem chwilkę przed wejściem, udając że go nie widzę, a potem do niego podszedłem. -Hej, w porządku?- na szczęście moją ekscytację udało się zamaskować udawaną troską.

Peter

  Powoli podnosiłem się z miejsca wraz ze swoim zakrwawionym kolanem i niewielką dziurą na spodniach. Cholera, ciocia z pewnością nie będzie zadowolona. Usłyszałem dotąd nieznany Mi męski głos, brzmiał naprawdę rewelacyjnie. Podniosłem powoli głowę ku górze... A przede mną stał właśnie on. Mężczyzna w parku. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej. Chwyciłem torbę z zakupami, a deskorolkę przysunąłem bliżej siebie. - T-tak... Wszystko dobrze - uśmiechnąłem się do niego nieśmiało wciąż wlepiając wzrok w te nadzwyczajne rysy twarzy. Peter, uspokój się, to tylko przypadkowy mężczyzna. 

Wade

 - Na pewno?- zbliżyłem się- Nic sobie nie stłukłeś?- byłem zatroskany i lekko chwyciłem go za ramię, aby upewnić się, czy nic mu nie jest...no i żeby niepostrzeżenie przyczepić mu GPS do bluzy. Przy odrobinie szczęścia odkryje go dopiero gdy będzie prać ubrania

Peter

  - Oczywiście, że nie - próbowałem zakryć krwawiące kolano. Widocznie mężczyzna niepotrzebnie się martwił. Dotknął z ogromną troską mojego ramienia, właśnie wtedy poczułem przyjemny dreszcz przechodzący przez moje ciało. Szczęście w nieszczęściu. Na mojej twarzy po raz kolejny zagościł nieśmiały uśmiech. Napawałem się jego niezwykłą urodą. Aż dziwiłem się, że takie cudo chodziło po Ziemi. 

Wade

 - To dobrze, uważaj na siebie- uśmiechnąłem się rozbrajająco i delikatnie wsunąłem mu rękę w tylną kieszeń spodni, aby umieścić tam kartkę z moim numerem. Zaraz potem odsunąłem się i oddaliłem. Po kilka krokach odwróciłem się i przytknąłem do ucha dłoń palce układając w kształt słuchawki i puściłem mu oczko. *Wade, ty stary zboku ;-;* #ee tam, trzeba było dłużej pomacać# Odwróciłem sie ostatecznie i odszedłem z bananem na ryju

Peter

  Nie spodziewałem się takowego ruchu mężczyzny, jednakże od razu wyczułem, iż ten włożył Mi coś niewielkiego w kieszeń do spodni. Nerwowo mrużyłem oczy w jego kierunku, aż ten nie odszedł. Po kilku krokach ponownie się odwrócił w moją stronę, a przez ten jeden gest, miałem pewność co było tym małym czymś. Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi. Przecież musiałem skorzystać z takiej okazji, szczególnie od niego! Chwyciłem torbę i deskorolkę, kierując się rytmicznym krokiem do domu. Z każdym kolejnym ruchem lewej nogi, czułem ogromny ból w kolanie. 

Wade

  Wróciłem do domu i napisałem do klientki zeby podała mi dane ojczyma, to zastanowię się czy warto. Sprawdzę sobie w internecie (lub hakowanych aktach policji) jego osobę i ponegocjujemy cenę. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi dostałem małego zawału, ale wkładając pistolet za pasek spodni otworzyłem. Okazało się, że to tylko kurier z moją paczką (TOSTER!!). Odprawiłem do z napiwkiem i rozpakowałem nowe urządzonko. Już nigdy więcej zjarano-niedopieczonych tostów! Z tej okazji od razu wypróbowałem nowe cacko i z gorącym tostem z serem stałem w salonie gapiąc się w okno. 

Peter

 W końcu pojawiłem się w domu. Zostawiłem zakupy w kuchni i natychmiastowo pomknąłem do swojego pokoju. Jak dobrze, że ciocia nie zauważyła czerwonej cieczy, która jak na razie obficie lała się z kolana. Zmieniłem spodnie, uprzednio zakładając na to miejsce opatrunek. Zawsze trzymałem bandaże w jednej z szafek. W końcu często Mi się obrywało, a jedyna domowniczka nie mogła o tym wiedzieć. Zabrałem plecak z książkami oraz nie do końca dobrze wykonaną pracą domową, a następnie opuściłem mieszkanie. Tym razem zrezygnowałem z deskorolki.

Wade

  Tost skończony i usłyszałem dzwięk nadchodzącej wiadomości. Dziewczyna napisała że jej ojczym na razie jest w Los Angeles i wraca za tydzień. No cóż, nie zapłaci mi aż tak dużo żeby chciało mi się lecieć do LA więc zaczekam te kilka dni. Nagle zorientowałem się, że GPS już powinien działać więc sprawdziłem jego położenie...na razie szedł jakąś ulicą. Spojrzałem na zegarek...albo był na wagarach albo miał później lekcje i dopiero teraz idzie do szkoły. No trudno, sprawdzę za pół godziny, czy już siedzi w jakiejś placówce szkolnej #szkoła to złooo# 

Peter

 Jak dobrze, że miałem dzisiaj na późniejszą godzinę. Zostało Mi trzydzieści minut na znalezienie się na zajęciach. Wytrwale stawiałem kolejne kroki, zaciskając zęby z bólu. Ja i te moje pomysły...Wreszcie dotarłem do szkoły. Zasiadłem w ostatniej ławce. Nie skupiałem się na tym, co mówił nauczyciel. Nerwowo wyglądałem za okno wciąż próbując odtworzyć w głowie twarz tamtego mężczyzny. Po czterech godzinach żmudnej pracy, podszedłem do wychowawcy wraz ze swoim problemem. Ledwo co mu to wytłumaczyłem, a on już znalazł rozwiązanie. Powiedział, że zapisze mnie na korepetycje u jednego ze swoich znajomych nauczycieli. Byłem pewny, że takowe dodatkowe lekcje pomogą Mi w dalszym rozwijaniu się, zrozumieniu ów tematu. Podziękowałem za to nauczycielowi i opuściłem ten budynek z delikatnym uśmiechem na twarzy. Przynajmniej nie zawiodę cioci. Ona i tak miała jak na razie za wiele zmartwień. Wyciągnąłem z kieszeni telefon komórkowy. Była dopiero godzina czternasta, a Mi wcale nie zbierało się na powrót do domu.

Wade

  Po godzinie sprawdziłem położenie czerwonej kropeczki... Całkiem dobra szkoła, jedna z tych prestiżowych. Patrzyłem na ekran komórki z uznaniem, uczyłem kiedyś w tamtej szkole i wiem że cholernie trudno się do niej dostać. Odrzuciłem telefon i poszedłem się wykąpać, nie ma to jak się moczyć w wannie*mrrrr ciepełko^^* Było około 14;30 kiedy zadzwonił telefon, nie ten "służbowy" tylko ten że tak powiem "osobisty". Wylazłem z zimnej już wody i owijając się ręcznikiem w biodrach wróciłem do sypialni. Odebrałem i jakże wielkie było moje zdziwienie kiedy poznałem głos Mike'a, starego znajomego nauczyciela, razem kiedyś pracowaliśmy, ale kiedy ja odszedłem on akurat był na urlopie i właściwie od dłuższego czasu nie miałem z nim kontaktu, nie wiedziałem nawet gdzie i czy jeszcze uczy. Chciał skorzystać z naszej znajomości i poprosił abym dawał korepetycje jego wychowankowi. Postanowiłem sobie kiedyś że skończyłem z edukacją młodzieży kiedy przystąpiłem do projektu. No ale znany jestem ze swoich postanowień więc się zgodziłem. Otatnio czułem się trochę samotny i nie miałem co robić, kiedy miałem mało zleceń. Poprosiłem tylko żeby dał mi adres ucznia, bo u mnie jest jak zwykle burdel. Powiedział że okej, jutro mi odpowie kiedy omówi to z wychowankiem. Rozłączyłem się i ubrałem w czerwone wdzianko. Kąpiel pobudziła we mnie endorfiny, ale potrzebowałem teraz się wyżyć, bo rozpierała mnie energia. Była 15 kiedy przechadzałem się pobliskimi dachami 

Peter

 Niestety, musiałem wrócić do domu. Ciocia zadzwoniła do mnie z prośbą, abym wyłączył pranie. Posłusznie udałem się do domu i oczywiście to zrobiłem. Swój strój pajęczaka też będę musiał niedługo uprać... Właśnie znalazłem zajęcie na ten wieczór. Nie martwiąc się obolałym kolanem, zdjąłem codzienne ubrania zostając w kostiumie. Wydostałem się przez okno na dach. Byłem przygotowany na eksplorację ciemnych uliczek miasta. Może znajdę w nich coś ciekawego.

Wade

  Nudyyy... Przeskakiwałem z jednego dachu na drugi, ale niezbyt mnie to bawiło... No niby mogłem sobie postrzelać do przechodzących pode mną przechodniów, ale jakoś nie widziałem sensu. Człowiek na którego miałem zlecenie, wracał dopiero w przyszłym tygodniu... Może samotne wybranie się do Los Angeles jednak nie jest takie głupie? 

Peter

 Po południu w Nowym Jorku było naprawdę cicho. Większość ludzi dopiero co wracała z pracy, a przestępcy nie wybierali takiej pory dnia na robienie czegokolwiek złego. Przysiadłem na zadaszaniu jednego centrum handlowego. Moje kolano odmawiało wykonywania dalszych czynności w formie skakania, biegania. Przyglądałem się przechodniom. Większość z nich szła przed siebie nawet na chwilę się nie odwracając.Musiałem przyznać, iż ja tak nie potrafiłem. Miałem umysł obserwatora, a więc interesowało mnie wszystko wokół. Obym jutro rozpoczął korepetycje. Były Mi przecież potrzebne od razu.

Wade

  Już miałem zawrócić zrezygnowany do domu, kiedy mój wzrok przykuła postać siedząca na dachu jakiejś galerii. Skąd ja ją znałem? Gdy podszdłem bliżej zorientowałem się że to Pająk #co to było z tą kamasutrą# *a już myślałem że ten debil zdechł ;-;* Uśmiechnąłem się i naciągnąłem maskę na twarz. Chciałem w jakiś majestatyczny sposób przykuć jego uwagę, więc dobyłem sztylecik przymocowany do łydki. Wymierzyłem i nożyk poleciał wbijając się dokładnie kilka centymetrów od jego dłoni. *a gdybyś go trafił??* 

Peter

 Uważnie oglądałem każdego człowieka. Jego sposób chodzenia, wykonywaną czynność.Nagle delikatnie zadrżałem. Pajęczy zmysł.I się wcale nie myliłem. Obok mojej dłoni wylądował sztylet. Gwałtownie odwróciłem głowę do tyłu, aby zobaczyć kto we mnie celował.Och nie, to znowu on. Mężczyzna zwany Deadpool'em. Wstałem z miejsca otrzepując się powoli. Kolano wciąż dawało we znaki. - Co za miłe spotkanie - mruknąłem. Dzieliło nas kilkanaście metrów. Co tym razem wymyślił ten osobnik?

Wade

  - oh... myślałem że bardziej usłyszę "oby armia orków chędożyła ciebie i twoje wnuki do piątego pokolenia" ale to miłe, że dzisiejsza młodzież jeszcze umie zachować resztki przyzwoitości- zaśmiałem się i podszedłem do niego- Odsuń się młody- powiedziałem i schyliłem się po mój sztylet. Jeden z moich ulubionych, ostrze było wykonane z cieniutkich płytek metalu, zespojonych ze sobą co dawało efekt, że podczas ruchu słyszalne były delikatne metaliczne drgania, robiony na wzór starych niezawodnych samurajskich mieczy. Rączka była skórzana, przez co idealnie układała się w dłoni. Gdybym go zgubił byłbym wielce niepocieszony i mógłbym narozrabiać...na przykład wysadzając w powietrze jakiś budynek...albo dwa...w porywach do kilku osiedli... 

Peter

 Uśmiechnąłem się na jego słowa nie do końca wiedząc co ma on na myśli. Może był poddany zbyt głębokiej immersji ze świata fantasy. Odsunąłem się pospiesznie tak jak on chciał. Odszedłem od niego przynajmniej ze dwa metry. Wolałem zachować swoją ostrożność biorąc pod uwagę to, iż jest on uzbrojony. Ja do dyspozycji miałem swoje umiejętności w postaci pajęczyny i najróżniejszych akrobacji powietrznych. Skrzyżowałem ręce na swojej klatce piersiowej. Każdy ruch tej osoby był dyskretnie analizowany,abym w razie potrzeby mógł przewidzieć kolejne czynności.

Wade

  - Coś ty taki mało rozmowny?- zdziwiłem się 

Peter

 - Umm... Chyba zawsze taki jestem - mruknąłem bez jakiejkolwiek barwy głosu. To była prawda. Jako Peter Parker nie wykazywałem się pewnością siebie, albo tym rzucaniem grami słownymi, co innego gdy na twarz zarzucałem ten czerwony materiał. Stawałem się w ogóle inną osobą. Kimś z pewnością lepszym i gotowym do każdego działania. Pajęcza wersja samego siebie o wiele bardziej Mi się podobała.

Wade

  - Ooo jednak umiesz mówić?- udałem zdziwienie- Wiesz...oglądałem dużo amatorskich filmików z tobą... Byłbyś tak dobry i pokazał ten myk z pajęczyną?- spojrzałem na niego i zapytaem z podekscytowaniem 

Peter

 Uniosłem brwi ku górze, gdy o wiele potężniejszy mężczyzna Mi o tym powiedział. Zachowywał się jak małe, zafascynowane zabawką dziecko. Od dawna wiedziałem, że w Nowym Jorku roi się od osób, które mnie nagrywają i próbujà odgadnąć tożsamość. Rozejrzałem się nerwowo wokół. I co ja mogłem mu pokazać w takim miejscu? - A co chciałbyś zobaczyć? Sprecyzuj to - poprosiłem go. Jeszcze nigdy nie otrzymałem żadnej podobnej prośby. Ludzie nie zachwycali się tak bardzo moimi umiejętnościami. Albo po prostu ja tego nie zauważałem.

Wade

  - Aleś ty ciemny- skrzywiłem się- No po prostu pokaż jak ją wypuszczasz. Masz coś wmontowane w stroju? Jakieś zbiorniczki? Coś mi tu zalatuje technologią Starka... 

Peter

 Tak mogła zapytać każda osoba. Nawet w Internecie było pełno domysłów co do tych... zbiorniczków.Wyciàgnàłem do mężczyzny czyste nadgarstki. - Czy widzisz tu cokolwiek? - zapytałem znużonym głosem. Rany, czy on nigdy nie widział chłopaka strzelającego pajęczyną? I jeszcze to porównywanie jego umiejętności do urządzeć od Tony'ego Stark'a. Uznałem to za dość dobrze zakrytą obrazę w stosunku do mnie.

Wade

  - No weź się nie obrażaj, tylko przypajączkuj się do czegoś- doskonale wyczułem jego urażoną dumę, choć zupełnie nie mam pojęcia co go tak irytuje, wiem że jest pełno z nim filmików ale zobaczenie czegoś takiego na wsłane oczy byłoby zupełnie niesamowite. No i oczywiście, trzeba było wybadać umiejętności Pająka, gdybyśmy kiedyś stanęli po dwóch stronach barykady- Jeśli pokazujesz to tylko ratowanym podczas akcji, to dla mnie zrób wyjątek, bo nigdy nie będziesz mniie wybawiał z opresji 

Peter

 Tylko prychnąłem na jego prośby ubrane w nieznane Mi słowa. Miałem się do czegoś przypajączkować, tak? No cóż, nie zaszkodziło Mi wykonać jedną, niewinną czynność. Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś wysokiego, do czego z pewnością mógłbym się przybić. Kilkadziesiąt metrów od nas swoje miejsce zajmował budynek mieszkalny dość dużej postury. Z głębokim westchnięciem wypuściłem w jego stronę pajęczyną. Dzięki tej sprężystości mogłem się odbijać od kolejnych budowli, żeby dotrzeć na sam szczyt budynku.Robiłem to z niezwykłą łatwością, a innych wprawiało to w zadumę. Internet był pełen domysłów na temat tych jakże zadziwiających akrobacji powietrznych. Na czubku budynku postanowiłem zejść innym sposobem. Przyjąłem do tego pozycję najprawdziwszego pajęczaka schodząc z głową ku dołowi. Zamiast zejścia na równe nogi, wykonałem zręczne salto lądując z powrotem na tym dachu. Zbytnio mnie kusiło to popisywanie się. Jakby nigdy nic, podszedłem do Deadpool'a, oczywiście zwracając uwagę na dystans.

Wade

  - Wow- zupełnie mnie zatkało. Filmiki wyglądały całkiem spoko, ale zobaczenie tych popisów na żywo było czymś niezwykłym- Powiedz mi...kiedy odkryłeś, że potrafisz wystrzeliwywać z siebie białą lepką ciecz? 

Peter

 - A co, jeżeli potrafiłem to od zawsze? - odpowiedziałem ostrożnie na jego pytanie. Nie mogłem podać pierwszej lepszej osobie takich informacji o sobie.Ukrywałem ogromne zadowolenie ze swoich popisów, nieładnie byłoby się tak wszystkim chwalić. Nerwowo gładziłem się dłonią po karku. Chwilę wcześniej czułem jak moje kolano nagle robi się lekkie. Czyżby bandaż z niego spadł pod wpływem tego ruchu? Jak dobrze, że na kostiumie nie pojawią się żadne ślady krwi...

Wade

  - Jakoś tego nie widzę...- zawachałem się...chciałem wiedzieć, czy może chłopak nie ma nic wspólnego z projektem. 

Peter

 - W końcu to nie Twoja sprawa - warknąłem. Naprawdę nie lubiłem, gdy ktoś wciàż mnie wypytywał o tak prywatne sprawy. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i odwróciłem spojrzenie od ów osobnika. Chciałem stąd jak najszybciej zniknąć, więc zrobiłem dwa niewinne kroki do tyłu.Zawsze wycofywałem się z niedogodnych sytuacji.

Wade

  - Księżniczka ucieka?- nie umknęło mojej uwadze że Pająk się wycofuje- Phi, czyżbyś nie był zachwycony każdą sekundą spędzoną w moim towarzystwie?- udałem urażonego  

Peter

  Wzruszyłem ramionami wciąż stawiając kolejne, ledwo widoczne kroki. - Niestety tak. Przykro Mi - oznajmiłem. Mój głos był teraz mieszanką znudzenia, jak i zaskoczenia. Czy kiedykolwiek ktoś poprosił mnie, abym sobie popajączkował? No, teraz tak. Niebezpiecznie zbliżałem się do granicy dachu. Nawet posiadałem już w pewnym rodzaju plan, który wciąż będzie doglądaniem Nowego Jorku. 

Wade

  Phi, nie to nie- powiedziałem zrezygnowany, miałem nadzieję że jednak okarze choć trochę zainteresowania. Nudziło mi się, ale skoro nie to łaski bzy. Odwróciłem się i spuściwszy głowę zacząłem się oddalać *nikt mnie nie lubi...* #co ty okres masz? ja jebie, co za debile#

Peter

  Pobiegałem jeszcze przez następne pół godziny po dachach przyglądając się uważnie każdej uliczce z osobna. Wszędzie było pusto. Żadnych bójek, kradzieży, czy jakichkolwiek innych przestępstw. Co Ci ludzie robili? Dopiero godzina dziewiętnasta!Westchnąłem ciężko i skierowałem pajęczynę w stronę domu. Akurat kręciłem się w okolicy obok. Przeskoczywszy przez okno, zrzuciłem z ciała kostium. Został on zastąpiony luźnym t-shirt'em oraz ciemnymi dresami. Podwinąłem lewą nogawkę w celu opatrzenia po raz kolejny swojej rany. Tak jak przewidywałem wcześniej - bandaż się zsunął. Wymieniłem go na świeży opatrunek sycząc przy tym z bólu. 

Wade

 No co miałem zrobić? Nic tylko iść się napić. Wrciłem do domu i przebrałem się. Wyciągnąłem butelkę szkockiej, której zawartość kilka chwil bo opróżnieniu zupełnie zupełnie ze mnie uleciała. Sprawdziłem maile i nieco się zdziwiłem widząc pięć nowych wiadomości. Zlecenia na obrębie Mannhatanu, Brooklynu i Queen. |Zapisałem w notatniku i stweirdziłem ze coś bym sobie obejrzał. Mój wybór padł na "Ludzką stonogę". Po półtorej godzinie zatrzasnąłem laptopa i patrzyłem się na niego jak na obrzydliwego robala #matkokurwabosko co to za pierdolone szataństwo??# tak, gostek co to nakręcił, musiał być bardziej popierdolony nawet ode mnie. Opuściłem sypialnię i patrzyłem chwilę przez okno> Mimo że było już po 22 to miasto było tak oświetlone jakby nigdy tu nie panował mrok. Nowy York... to moje miasto, czułem się z nim w jakimś sensie związany, mimo iż zabiłem na jego terenie masę osób...

Peter

  A gdyby tak gdzieś... wyjść? Przysiadłem na schodach, które prowadziły prosto na parter tego mieszkania. Było to miejsce wręcz stworzone do różnych dylematów i rozmyślań. Po pewnym czasie wskoczyłem jeszcze na chwilę na górę zabierając czerwoną bluzę oraz deskorolkę. Musiała być na górze, ciocia nie akceptowała tego ''ekstremalnego środku transportu''. To jej słowa.Wyszedłem z domu, uprzednio zamykając go i zabierając klucz. Moja domowniczka powinna wrócić za jakieś pół godziny. Jeszcze przed wejściem wyjąłem z kieszeni telefon pisząc do niej, iż po prostu... wyszedłem. Tak na wszelki wypadek, aby się nie martwiła, chociaż z pewnością będzie to robić. Mimo ciągłego bólu w kolanie skierowałem się na swojej dość starej desce do centrum miasta. Niedaleko Central Park'u znajdował się skatepark, a ja miałem nieziemską ochotę na rozładowanie energii drzemiącej we mnie. Jako Spider-Man nie mogłem się wykazać, a więc trzeba będzie i się zadowolić zwyczajnymi trikami na ziemi. 

Wade

 Oderwałem się od okna i wróciłem do sypialni. Przeglądałem jeszcze sporo filmików z Pająkiem. Właściwie to nie wiem czemu...właściwie zupełnie mi nie zagrażał, po prostu kolejny obrońca słabych i uciśnionych, więc nie było się czym martwić. Ale mimo to, czułem jakiś...niepokój? Trudno było to nazwać, po prostu chciałem go znów zobaczyć, pogadać, normalnie bez złośliwości, żeby w końcu się zaśmiał, ale tak szczerze... #pierdolisz, przecież cię korci, zeby pociągnąć za spust# *ej, cicho, prawie się popłakałem ze wzruszenia* Jak ja was kurwa nie cierpię- westchnąłem sam do siebie i nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem podczas gdy Spider walczył na moim monitorze z Rhino

Peter

  Minąłem Central Park, jak i skatepark. Od razu zauważyłem tam sporą grupkę osób w otoczeniu butelek pełnych alkoholu.To nie jest towarzystwo stworzone dla mnie.Ja nie piłem, nie piję i także pić nie będę.Wciąż odsuwając się jedną stopą od tym razem równego chodnika sunąłem na deskorolce w mrok alejek. Docierało tu tylko przejrzyste światło okolicznych latarni. Oprócz obserwacji, mogłem po prostu pojeździć. Ciocię wprawiało to w ogromną złość, nie popierała mojej pasji, jaką była ów jazda.Ciekawe co powiedziałaby na to, iż jej kochany Peterek jest Spider-Man'em...Uśmiechnąłem się, a mój wzrok z rozkojarzeniem biegał po otaczających mnie posesjach. Nie przypominam sobie, abym często tu zaglądał.Z pewnością ta dzielnica charakteryzuje się spokojem. 

Wade

 Obudziłem się o trzeciej nad ranem, ale w sumie tylko zatrzasnąłem laptopa, który teraz piździł światłem w oczy i nakryłem się kołderką. Zawsze śpię przy otwartym oknie, przez które teraz wdzierał się chłodny wiatr, a że jestem raczej ciepłolubny #zimnokrwisty skurwiel# to zakopanie się w nagrzanej cieńkiej pierzynie było najlepszą decyzją

Peter

  Jeździłem po okolicy, uważnie przeglądając każdą uliczkę. Wszędzie było tak samo pusto jak i ciemno.Nie wyciągałem telefonu, przez co czas płynął dla mnie inaczej. W końcu zapadła decyzja o powrocie do domu.Jak najciszej wszedłem do środka, obudzenie cioci byłoby okropne. Nie mogłem ot tak zakłócać jej snu, a przy okazji niepotrzebnie martwić.Zamknąłem za sobą drzwi i zręcznie wskoczyłem na górę wraz z deskorolką.Zajęła ona swoje miejsce tuż obok łóżka, w które ja od razu wskoczyłem.Nie mogłem przecież wejść pod prysznic, ani się przebrać. Jedyną opcją było zaśnięcie.Tuż przed tą czynnością uniosłem wzrok na budzik. 3:14. Cholera jasna, w szkolę będę wyglądać oraz zachowywać się jak zombie.A może i jeszcze gorzej... 

_______________
forestontheway- No bo zawszę cię będę oznaczać, bo kto Deadiemu zabroni :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro