Nie zamykaj oczu
Wade
Gdy przerwał byłem pewien, że chce zrobić teatralną pauzę dla dramatyzmu swoich słów. Jednak kiedy zobaczyłem, że zachwiał się i upadł byłem pewnien- jestem pizdą, bo nie zauważyłem zagrożenia. Zerwałem się natychmiast aby sekundę później klęczeć koło Pajączka.
- Kurwa mać, znowu?- jęknąłem gorączkowo. Szybko zilustrowałem jego ciało i zaraz znalazłem miejsce gdzie się wbiła kula. W poszukiwaniach na pewno pomogła powiększająca się szlarłatna plama. Musiałem działać szybko.
-Baby boy...- szepnąłem uspakajająco- Teraz będzie bolało jak jasny skurwysyn, ale przecież wytrzymasz, tak?- nie czekając na odpowiedz wsadziłem dwa palce w poszukiwaniu naboju. Ciało obce nie wbiło się zbyt głęboko, raczej nie przebiło najważniejszych tkanek. Postrzał wydawał się wyjątkowo płytki, więc raczej nie powinno być zbytnich komplikacji
Peter
Moim ciałem zawładnęło tysiące dreszczy. Trzęsłem się, lecz to nie było wywołane zimnem, ani tym bardziej strachem. Czego mogłem się bać? Tego, że znowu igram ze śmiercią i stracę życie, o którym mówię jakie to ono jest drogocenne i ważne? Nie, nie odczuwałem żadnego lęku.
W owej chwili stawałem się pusty. Nie gościła we mnie inna emocja oprócz narastającej paniki. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Powoli traciłem czucie w mięśniach. Dolne kończyny opuściły mnie pierwsze. Jakby ktoś je bezproblemowo odłączył od reszty ciała.
Byłem niezdolny do krzyku. Coś kłębiło się w mym gardle tamując słowa. Mogłem wyłącznie słuchać. Pragnąłem, aby Deadpool nie przestawał do mnie mówić. Dzięki temu utwierdzałem się w przekonaniu, że dalej egzystuję.
Odsunąłem od siebie wszelakie myśli, kiedy władał nade mną ból. Już byłem gotowy do wrzaśnięcia, lecz nie wyrzuciłem wiązanki wyrazów świadczących o cierpieniu, jeszcze dotąd niespotykanym. Wyplułem sporą ilość krwi. Przez maskę, przylepiała się ona do moich policzków oraz dalej zastygała w gardle. Zacząłem kasłać, co nie było proste. Miałem nieodparte wrażenie, iż na klatkę piersiową spadły Mi wszystkie pociągi kursujące przez Nowy Jork.
Wade
Byłem pewien, że najgorsze minęło, w końcy pocisk był wyciągnięty. Jednak kiedy usłyszałem dzwięki wydobywające się spod jego maski zacząłem panikować. Brzmiało to tak jakby charkał z poderżniętym gardłem.
- Mały, co ci?- zapytałem przerażony. Przecież to nic poważnego, a on właśnie mi schodził na rękach. Musiałem mu jakoś pomóc, ale za cholerę nie wiedziałem co mam zrobić. Szpital, lekarz! Za chwilę, dam radę. Myśli kotłowały mi się w głowie, mogłem jedynie wsłuchiwać się sparaliżowany, potrzebując jakiegoś bodźcu do działania. Z zimną krwią zabijałem ludzi, ale dostawałem świra widząc zgonującego przyjaciela.
Peter
Wydałem z siebie pusty krzyk, a wraz z nim kolejne mililitry czerwonej cieczy. Wypluwałem ją, choć materiał okalający usta na wiele Mi nie pozwalał.
Czułem napływające do oczu łzy. Czy tak właśnie wyglądają moje ostatnie chwile życia? Widocznie na takowe zakończenie zasłużyłem.
Mając jeszcze trochę siły w rękach, uniosłem jedną z olbrzymim trudem. Nie wiedziałem czy dalej jest ona na swoim miejscu czy też może trzyma się na kilku mięśniach. Odszukałem dłoń Deadpool'a ściskając ją.
Charkałem coraz gorzej. Oprócz potwornych duszności, tors zdążył solidnie zakomunikować mnie o wcześniejszym pocisku. Za jakie grzechy? Co ja zrobiłem tym ludziom?
Wade
Gdy poczułem jego dłoń serce ścisnęło mi się boleśnie. Czy był to ostatni przyjazny gest jaki będzie mu dane wykonać? Nie! Kurwa, nie pozwolę! Muszę mu jakoś pomóc. Dobiegające dzwięki informowały mnie, że najprawdopodobniej dusi się własną krwią. Tylko pośpiech mógł coś tu zdziałać. Przysiadłem na piętach i delikatnie podniosłem jego plecy, aby oprzeć go na moim udzie. Objąłem dłońmi jego twarz.
- Spidey, muszę to zrobić. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz- powiedziałem łagodnie i moje palce powędrowały do skrawka maski pośpieśnie, lecz delikatnie ją podnosząc...
Peter
Słyszałem go coraz słabiej. Ledwo wychwytywałem dźwięki, a pomimo tego rozbrzmiewały one w mojej głowie.
Było coraz gorzej. Krwią zapewne okryła się cała moja szczęka. Jeżeli to nie jest jeszcze mój koniec, podziękuję mu od razu za to co robi. Ratował mnie. Znowu. Dbał o mój marny żywot zapobiegając wolnej i bolesnej śmierci. Nie odszedł, nie zostawił, a ja tym bardziej tego nie chciałem. Dobrze się czułem z Deadpool'em przy swoim boku.
Nie odpowiedziałem na według mnie wymamrotane zdanie. Rozpływało się w atmosferze, lecz dalej je słyszałem. Owy zmysł jeszcze nie zanikł.
Ufałem mu. To czym się właśnie zajmował, było konieczne, jeżeli miałem zamiar walczyć o swoje przetrwanie.
Przymknąłem na chwilę oczy, żeby zabrudzone wnętrze maski nie musnęło ich. Poczekałem, aż materiał ześlizgnie się z twarzy. Po tym, dopiero uchyliłem powieki patrząc prosto na miejsce, gdzie powinna być twarz najemnika. Jak zareaguje? Czy cokolwiek powie? Czy spodziewał się takiego dzieciaka na pozycji obrońcy Nowego Jorku?
Zacisnąłem czerwone wargi brzydząc się metalicznym posmakiem. Opanowało mnie wrażenie wybuchu bomby w głowie, tuż pod czołem.
Wade
Szczerze, właśnie w tym momencie nie miałem ochoty tego robić. Żartowanie o zdejmiwaniu masek było fajne, ale gdy dochodzi co do czego to zupełnie nie odczuwałem potrzeby aby ujrzeć jego twarz. Wiedziałem jednak, że to konieczne. Zdjąłem mu maskę do końca i myślałem, że zejdę na zawał. Serce zaczęło mu się tłuc boleśnie o żebra, a żołądek podszedł mi do gardła. Nie nie nie nie nie!! Czy to jakiś pojebany żart? To nie może być prawda! Nie on, tylko nie on! Peter... Nawet gdy był cały oplutu krwią, a jego oczy błądziły jakby nie docierały do niego żadne bodźce, byłem pewien. Wszędzie bym go rozpoznał. Drżącymi palcami przesuwałem po jego twarzy, aby się upewnić, że to nie jakiś pierdolony koszmar.
- Petey... Petey...- tylko te słowa umiałem wypowiedzieć, mimo że w mojej głowie szalała burza myśli. Spotęgowane przerażenie i rozpacz objawiały się drgawkami, które przechodziły przez moje ciało. Praktycznie się trząsłem. Musiałem jednak myśleć racjonalnie. Wciąż opierając go o kolana odwróciłem go na bok i trzymałem delikatnie, lecz stanowczo.
- Trzymaj się maleństwo, oddychaj, oddychaj- szeptałem nerwowo. Krew cieńką strużką wylewała się z jego ust. To powinno mu pomóc w zaczerpnięciu oddechu. Brunatna ciecz zaczęła powoli schnąć na jego nosie i pod oczami, lekko się krusząc pod wpływem dotyku.
Peter
Dopadła mnie drobna i małostkowa myśl o tym, jak okropnie muszę się w owej chwili prezentować. Pokryty krwią, z wiecznie roztrzepanymi włosami, podkrążonymi oczami, w których iskrzyło się zmęczenie.
Obraz zacierał się coraz mocniej. Do uszu przebił się tylko jeden, znaczący dźwięk. Mianowicie, było to moje własne imię. Nie rozróżniałem już głosu właściciela, lecz bez trudu przywołałem osobę, która jako jedyna się tak do mnie zwracała.
- W-wade... - wyplułem z siebie ostatki krwi. Spłynęła ona po mej brodzie, a ja byłem już zdolny do nabierania rozpaczliwych oddechów.
Chwila rozmowy z mężczyzną mogła być wszystkim, co chciałem uczynić przed rychłym końcem. Pragnąłem, aby powiedział Mi, że to był żart. Że tak naprawdę liczę się dla niego tylko ja, tylko mnie kocha i ze mną chce spędzić resztę swoich dni. Cholera, ja dalej coś do niego czułem, nawet po tym jak mnie potraktował, co zrobił, skłamał. Miałem nadzieję, że będzie szczęśliwy. Chociaż utrzymywał mnie w kłamstwach, mógł robić to dalej. Dawałbym się nabierać, lecz z promiennym uśmiechem odrzucałbym fakt, że to jednak jest fałsz i nigdy na nikogo nie zasługiwałem.
Obraz rozmazał się. Nade mną górowała wyłącznie czerwono-czarna plama. Ścisnąłem mocniej trzymaną dłoń i przymknąwszy oczy, straciłem przytomność...
_____________________
Kochani, przepraszam, że tak późno dodaję rozdział i taki krótki. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że tutaj zakończyło się nasze rp
Jednakże...
...
To jeszcze nie koniec naszej przygody...
Za parę dni postaram się dodać rozdział wyjaśniający jak to wszystko się potoczyło.
Jeszcze tu jesteście?
Okej, więc niech wytrwali wiedzą, że...
Jeśli dacie mi jeszcze trochę czasu, to postaram się dodać miniaturki, które będą kontunuacją tej opowieści, ponieważ pisałyśmy jeszcze ze wspaniałą forestontheway dużo krótkich (lub dłuższych) scenek z ich późniejszego życia.
Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy i to oby jak najszybciej ^^
Ps. Za jakieś 3 tygodnie zaczynam matury. Trzymajcie kciuki.
Do zobaczenia 😀
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro