Korepetytor from heaven
Wade
Obudziłem się po dziesiątej. Cholercia, późno trochę. Przeciągnąłem się i poczułem lekki dyskomdort w plecach. Zorientowałem się że to pewnie przez spanie na laptopie, kiedy się kręciłem w nocy. Nastawiłem sobie kawunię i poszedłem pod prysznic. Stojąc pod strumieniem ciepłej wody zastanawiałem sie czy zlecenia wykonać w nocy czy jeszcze w ciągu dnia...
Peter
Wstałem zaledwie trzy godziny później. I to ledwo żywy. Podczas mojego leniwego przeciàgania się na łóżku do pokoju weszła ciocia. Skarciła mnie za trzymanie deskorolki w domu, a później zapytała o której godzinie wróciłem.Musiałem skłamać, aby jej nie zmartwić. Dzisiaj był piątek, jak dobrze. Chociaż te dni zwiastowały początek weekendu, miały jak dla mnie jedną wadę.Zajęcia rozpoczynały się o godzinie ósmej. Wszedłem szybko pod prysznic, gdy w tym czasie ciocia zajęła się robieniem śniadania. Powoli w głowie układałem plan na kolejne godziny. Wieczór mogę mieć dość pracowity. O takiej porze w Nowym Jorku działy się naprawdę okropne rzeczy...
Wade
Stwierdziłem, ze noc to lepszy pomysł. Kiedy wyszedłem spod prysznica, w samym ręczniku wypiłem kawę i sprawdziłem wiadomości. Jeszcze dwa zlecenia na Brooklynie. Chyba ktoś nie przepada za dzielnicą Rogersa.
Peter
Wciąż mokry wybiegłem spod prysznica. W drodze do własnego pokoju wycierałem się niezdarnie, aż w końcu znalazłem się przy ubraniach. Oczywiście, najpierw z głębi szafy wyciągnąłem oraz założyłem na siebie czerwono-niebieski kostium.Jako Spider-Man musiałem być czujny na każdym kroku.Wsunąłem na siebie mój codzienny zestaw ciuchów, a następnie zszedłem na parter, uprzednio zabierając ze sobą deskorolkę i plecak. Ustawiłem jà tak, aby nie wpadła w oczy cioci. Sam zasiadłem do śniadania.Talerz stał się pusty w mgnieniu oka. Mruknąłem coś na pożegnanie i wyszedłem. A może wyjechałem? Miałem dwadzieścia minut do rozpoczęcia lekcji, a biorą pod uwagę teraźniejszy ruch na drodze...Nie było dobrze.
Wade
Ubrałem się w cywila i zszedłem do sklepu kumpla. Odebrałem zamawianą kataną (kosztowała mnie tyle co codzienne zlecenia przez 2 tygodnie). Była śliczne zapakowana w drewnane etui, pasujące do modelu i kolorystyki. Przejrzałem nowy towar i kupiłem kilka magazynków do moim maleństw. Obejrzałem nowe modele magnum, ale stwierdziłem, że na dziś wystarczy. Wróciłem około południa do domu z nową dostawą
Peter
Z ledwością dotarłem na lekcje. Zajęcia spędziłem na zapisywaniu kolejnych informacji, które mogłyby się pojawić na egzaminach. Oraz na czymś jeszcze...Zająłem się rysowaniem projektu jednego pajęczego kostiumu, zaraz po skończeniu upchnąłem go do jednej z książek i schowałem do torby.Gdy już miałem opuścić salę, zawołał mnie mój wychowawca. Podobno znalazł osobę chętną do udzielania Mi korepetycji. Po prostu podał jej, a może jego numer, abym resztę załatwił sam.Podziękowałem nauczycielowi z całego serca, wreszcie będę miał okazję do przyswojenia sobie ów tematów. Z uśmiechem na ustach szkoła została przeze mnie opuszczona. Po drodze powrotnej zasiadłem na chwilę w parku. Karteczka z numerem telefonu wciąż spoczywała w mojej kieszeni. Wyciągnąłem ją. Chwila, a czy przypadkiem tamta nie została napisana dzięki czarnemu długopisowi? Może Mi się po prostu zdawało. Wystukałem numer i od razu zadzwoniłem. Lepiej załatwić wszystko wcześniej.Kto wie co dzisiaj będzie się działo w mieście.
Wade
Mało się nie wyjebałem o własne gacie, które zostawiołem w drodze do sypialni. Dopadłem telefon, który wydzierał się na pół mieszkania. Dzwonił jakiś obcy numer. Pewnie jakiś klient...ej zaraz, skąd miałby mój numer? Dobra, zaraz się dowiemy... - Halo?- powiedziałem do słuchawki
Peter
Wreszcie rozległ się czyiś głos. A więc był to mężczyzna.- D-dzień dobry, ja dzwonię w sprawie korepetycji - wymamrotałem mając nadzieję, że ten osobnik nie rozłączy się słysząc takiego dzieciaka. Gwałtownie ugryzłem się w wargę. Mogłem doprecyzować swoją wypowiedź, coś dopowiedzieć czy się przynajmniej przedstawić. Właśnie, przedstawić!- I... i nazywam się Peter Parker - odkąd pamiętam pojawiały się u mnie problemy z wypowiedzeniem się. Charakteryzowałem się swoją nieśmiałością.
Wade
- Korepetycje?- ziewnąłem, nie rozumiejąc. Po sekundzie jednak mnie olśniło- A tak, tak. Mike coś mi mówił... Okej... z tej strony Wade Wilson.- #deadpool szmato!# - To powiedz mi...z jakim przedmiotem sobie nie radzisz?
Peter
Nerwowo ciągnąłem za dół swojej bluzy. Głos tego mężczyzny był taki przyjemny dla mojego ucha, że ledwo co zauważyłem jak zadaje Mi pytanie.- Z matematyką - mruknąłem po dłuższej chwili.Nazwał wychowawcę po imieniu, a więc musieli być dość blisko. Powtórzyłem sobie jego nazwisko w myślach. Z pewnością nigdy wcześniej nie spotkałem się z takową osobą. To dobrze, miałem u niego czystą kartę.
Wade
Okej... A w której jesteś klasie?- zapytałem. Dzieciak miał ponętny głos *ale znając życie to pewnie jakiś pryszczaty cherlak w kujonkach i z aparatem na zębach* Wzdrygnąłem się na tą myśl. Ej z resztą, jakie ma znaczenie jak wygląda, to tylko uczeń do korepetycji. No właśnie...zrobiłem w myślach rachunek sumienia i stwierdziłem, że jeszcze w miare dobrze pamiętam pewne rzeczy, ale kiedy się dowiem na jakim jest poziomie to ewentualnie będę wiedział co powtórzyć, żeby nie wyjść na debila. *Wade...jesteś...byłeś nauczycielem, jestem pewien że takich rzeczy się nie zapomina*
Peter
- W następnym roku będę pisał egzamin... to.. to do niego chciałbym się dobrze przygotować - oznajmiłem mu z ogromną trudnością. Powinienem iść do logopedy. Moja umiejętność wysławiania się wciąż jest na jak najniższym poziomie. - Czy... czy można jeszcze dzisiaj zacząć lekcje? - zapytałem nieśmiało. Był piątek, a więc musiałem jak najlepiej zagospodarować czasem. Godzinka nauki, a później jak to co dzień idę ratować miasto.Nowy Jork nigdy nie śpi.
Wade
- Rok przed maturą...- zastanowiłem się. Nie jest to coś co by przewyższało moje kwalifikacje, nawet po wielu miesiącach "bezrobocia".- Lekcje dzisiaj?- cholercia...nie no dobra, zlecenia wykonam w nocy, a chłopakowi mogę poświęcić czas po południu czy wieczorkiem.- Okej, pewnie, może być dzisiaj. Podaj mi swój adres i godzinę kiedy mam przyjść- Powiedziałem i sięgnąłem po karteczkę, aby zanotować
Peter
Uśmiechnąłem się sam do siebie na wieść o tym, iż ten osobnik dzisiaj się u mnie pojawi. Ta cisza w telefonie z pewnością oznaczała czas, w którym zastanawiał się. Nic dziwnego, przyjęcie do siebie takiego dzieciaka nie było łatwą decyzją.Szczególnie, gdy jest się nauczycielem. - Och, dobrze. Może pan przyjść o każdej godzinie, byle nie po 20. A adres to 738 Winter Garden Drive w Forest Hills. - poinformowałem go bez jakiegokolwiek zająknięcia z czego powinienem być naprawdę dumny. Przełożyłem telefon do drugiej ręki i zacząłem jechać na deskorolce do domu.Oczywiście powoli, uważnie, wciąż nie rozłączając się z tym osobnikiem.
Wade
- Okej, co powiesz na...osiemnastą?- nie mam pojęcia czemu tak późno, co ja będę robić do tej godziny? Dobra, załatwi sie w tym czasie jakieś zleconko.
Peter
Uważałem, aby się nie potknąć o niedokończony chodnik. - Och, dobrze... To.. do zobaczenia - pożegnałem się i od razu rozłączyłem. Telefon schowałem w kieszeni bluzy wraz z karteczką. Miałem dwie godziny na przywrócenie stanu pokoju do nienagannego. Wszędzie były moje rzeczy. Począwszy od ubrań, a skończywszy na rysunkach oraz przedmiotach, które w ogóle nie powinny się tam znaleźć. Głośno westchnąłem. Czekało na mnie trochę pracy.Nareszcie dojechałem do naszego domu. Zabrałem deskorolkę do siebie przeskakując całe schody.
Wade
Odrzuciłem telefon na poduszkę i przejrzałem notatki odnośnie zleceń. Hmmm...chyba nie miałem aż tyle czasu żeby wykonać chociażby jedno, a do Forest Hills było jednak trochę daleko, więc trzeba czymś tam dojechać....#a dachy?# No rzeczywiście, dachami byłoby dwa razy szybciej niż metrem (przestanki) już nie wspominając o taksówce. Wziąłem więc prysznic i ubrałem się w kostium. Do plecaka spakowałem ubrania cywilne, żeby się potem przebrać. Zatrzasnąłem mieszkanie i wyszedłem
Peter
Od razu zabrałem się za sprzątanie tego pomieszczenia.Na podłodze wręcz roiło się od przeróżnych części garderoby, rysunków, igieł, kawałków materiałów. Pospiesznie je zgarnąłem. Niektóre wyrzuciłem, a całą resztę ukryłem we wnętrzu szafy.Nikt oprócz mnie do niej nie zaglądał. Straciłem na te czynności ponad godzinę. Znużony przysiadłem na krześle przy biurku. Wypakowałem książkę od matematyki, zeszyt oraz przybory do pisania. Mogłem bez wątpienia przyznać, iż byłem przygotowany do zajęć z korepetytorem.
Wade
Bieg i ta cudowna wolność. Uwielbiam to. Zatrzymałem się kilka przecznic przed wskazanym adresem. Miałem trochę czasu więc podszedłem do kawiarenki, wpakowałem się oknem do łazienki i przebrałem się w cywilne ubrania. Wyszedłem jakby nigdy nic, kupując po drodze kawę w kartonowym kubku. Trochę za słaba, no ale nawet niezła. Pociągnałem kilka łyków i udałem się pod wskazane mieszkanie. Nacisnąłem dzwonek od mieszkania i czekałem, aż ktoś otworzy, dopijając kawę.
Peter
Przez kolejne minuty chodziłem po mieszkaniu. Ustawiałem najróżniejsze przedmioty, sprzątałem. Obudziła się we mnie dusza cioci May. Wreszcie po wszystkich pokojach rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Przejrzałem się w lustrze w hallu. Nie mogłem już na pierwszej wizycie wyjść na osobę niechlujną. Liczyło się to pierwsze wrażenie. Drżącą dłoń wyciągnąłem do klamki. Drzwi się otworzyły.A tam stał właśnie on.
Wade
Kurwa mać i wszyscy święci! Oplułem się kawą kiedy zobaczyłem kto mi otworzył. Chłopak od deskorolki. Nie, to jakieś haluny, albo prezent na Boże Narodzenie... Stałem tam jak ostatni idiota i wytrzeszczałem na niego gały. Wyglądał jeszcze lepiej niż tam, na ulicy
Peter
Chyba właśnie obydwoje staliśmy w ogromnym zdziwieniu paraliżującym całe ciało. Nie spodziewałem się tu właśnie tego mężczyzny. Czy przypadkiem mój doskonały wzrok nie zaczął nawalać? Obserwowałem jego reakcje, jak i całą tę wspaniałą sylwetkę.W sumie zrobiłbym to samo na miejscu tego mężczyzny. - Dzień.. d-d-bry... - mruknąłem. Ciągle staliśmy w drzwiach.
Wade
- Cześć- powiedziałem po chwili, siląc się na swobodę. *nie gap się...kurwa nie gap się na niego!!* Cholercia, chyba rzeczywiście wyglądałem jak ostatni debil stając mu w drzwiach i wytrzeszczając na niego gały.- Mogę wejść?- zapytałem, próbując jakoś przerwać tą...krępującą ciszę? Nie...zupełnie nie czułem się skrępowany. Oglądałem jego boskie ciałko nie zwarzając na to, ze to niestosowne
Peter
Mimowolnie jedną ręką skubałem materiał swojej bluzy. Zacząłem się denerwować. Znaleźliśmy się w bardzo niewygodnej sytuacji. Odsunąłem mu się i gestem zaprosiłem do środka. - T-tak, proszę wejść - mruknąłem. Jak widać, skupienie się na nauce nie będzie takie łatwe...
Wade
- Dzięki- powiedziałem swobodnie i wszedłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i stwierdziłem że było ona całkiem przytulne. Miałem jednak wrażenie że mieszkała tu osoba o nieco staroświeckich upodobaniach, ale zupełnie mi to odpowiadało. Salon był ładnie urządzony i dawał poczucie rodzinnej atmosfery.
Peter
Zamknąłem za nim drzwi i głęboko odetchnąłem.Kto przypuszczałby, że moim korepetytorem zostanie ten cudowny osobnik? Błądziłem za jego ciekawskim nastawieniem do tych pomieszczeń. Ustałem na pierwszym schodku, który prowadził prosto na piętro, do mojego pokoju. Będę zmuszony iść po nich, chociaż dawno tego nie robiłem. Pajęcze zdolności pomagały Mi omijać tę czynność.- Um... Zapraszam na górę - mruknąłem do niego unikając kontaktu wzrokowego.Oblałbym się wtedy intensywnym rumieńcem
Wade
Udałem się za nim po schodach. Hmm, co za miła sytuacja, że szedł przede mną. Mogłem się bezczelnie i bezkarnie gapić na ten wspaniały tyłek, a wchodzenie po schodach tylko go dodatkowo eksponowało. Miałem tylko nadzieję że nie idę za nim z miną pedofila
Peter
Czułem na sobie wzrok tego mężczyzny, jednakże próbowałem nie odwracać głowy w jego kierunku. Zaprosiłem go do pokoju. Wreszcie było tu czysto. Wszystko zostało wysprzątane, nie znalazłoby się tu ani jednego śladu dotyczącego mojej drugiej tożsamości. I z tego byłem dumny. Wskazałem mężczyźnie na krzesło tuż obok biurka.
Wade
Zdjąłem z ramienia plecak, gdzie miałem schowany strój i usiadłem na wskazanym miejscu- Od czego zaczniemy?
Peter
Zająłem miejsce przy biurku. Unikałem wszelkich spojrzeń posyłanych w moją stronę. Wyciągnąłem do niego dłoń z podręcznikiem od matematyki.Właśnie wtedy z jednej strony wyleciały dwie, niepozornie wyglądające karteczki. Moje rysunki. Przedstawiały nowy projekt kostiumu, a drugi to był dotąd nieznajomy Mi osobnik w czerwono-czarnym kostiumie.
Wade
Usłyszałem jakiś szelest i spojrzałem z zaciekawieniem na kartki które wyleciały z trzymanego przeze mnie podręcznika. Gdy uważniej się przyjrzałem zobaczyłem...rysunki...ale jebać to, najlepsze było to, że rozpoznałem w nich Pająka (a raczej sam strój) oraz...samego siebie! Jako Deadpool oczywiście! Myślę,że moje oczy wyglądały jak spodki ze zdziwienia. Miałem nadzieję że nie zdąrzył tego zobaczyć i próbowałem udawać, że jest mi to obojętne.
Peter
W popłochu zacząłem zbierać swoje rysunki. Włożyłem je do pierwszej szuflady w biurku. Nie powinny już nigdy więcej zobaczyć światła dziennego. - Przepraszam, to nic takiego - mruknąłem cicho przysuwając do siebie zeszyt z otwartą już czystą stroną.
Wade
- Masz talent- powiedziałem patrząc na jego zakłopotanie. Okej, rozumiem, ze pewnie widział filmiki z Pająkiem po internecie i postanowił go naszkicować. Ale dlaczego do cholery miał też moją postać? - Te rysunki...są na prawdę niezłe
Peter
Pokręciłem przecząco głową na słowa mężczyzny. - Och, to tylko zwykłe bazgroły, nic wielkiego - zaprzeczyłem. Uniosłem głowę w jego stronę, czując jak temperatura mojego ciała wzrasta. A można było się przykładać do matematyki zamiast skakać po mieście. Przynajmniej teraz nie musiałbym się roztapiać ze szczęścia przed tym osobnikiem.
Wade
-Skoro tak mówisz...- powiedziałem. Chłopak moim zdaniem serio się postarał. #ej kurwa halo!! Przecież to ten chłopak z tego zakamarka jak kazałeś tej suce jebnąć sobie złoty strzał!!# Cholera, rzeczywiście! Wiedziałem że skądś go znam! To prawda, nigdy bym go nie zapomniał, przyszedł wtedy gdy ta dziewczyna ze zlecenia "popełniła samobójstwo" przez przedawkowanie. Przypatrzyłem mu się. Teraz wyglądał nieco inaczej. Teraz też unikał mojego spojrzenia, ale nie było w jego oczach przerazenia...teraz był lekko...zawstydzony?
Peter
W końcu odważyłem się spojrzeć w jego oczy. Były takie piękne. Ciemne i niesamowicie błyszczące. Uśmiechnąłem się na chwilę, aby zaraz potem po prostu opamiętać. Skuliłem się na krześle błądząc wzrokiem po białych miejscach w zeszycie.- Możemy zacząć - mruknąłem.
Wade
- Może zaczniemy od trygonometrii- zaproponowałem- To najpopularniejszy dział na maturach
Peter
Przytaknąłem mu. W obecności tego mężczyzny czułem się naprawdę inaczej. Swobodnie, przyjemnie. Nie, nie opisałbym tak tego. Oparłem brodę na dłoni przysuwając się jeszcze bardziej do powierzchni biurka.
Wade
- No to powiedz mi, co wiesz o trygonometrii- musiałem wiedzieć, czy zaczynamy od podstaw czy tylko poszerzamy wiedzę
Peter
- Trygonometria to... dział matematyki, który zajmuje się związkami miarowymi między bokami i kątami trójkątów -mruknąłem po dłuższym zastanowieniu. Dobrze, że pamiętałem tyle z lekcji. I chyba tylko tyle.
Wade
- Uwielbiam te wydukane z pamięci regółki- zaśmiałem się kręcąc głową- Tak, masz rację, tym zajmuje się trygonometria. Ciebie interesuje jednak zakres wiedzy dla trójkąta prostokątnego
Peter
Speszyłem się czując jak upadam przed nim coraz bardziej. W taki niewiarygodny sposób się ośmieszałem! - Nie było mnie wtedy na lekcjach, proszę pana - oznajmiłem już się po prostu z tym nie kryjąc.Co jak co, ale ściganie mordercy jednej kobiety na Mannhatanie było o wiele ciekawszym zajęciem, niż siedzenie z książką od matematyki.
Wade
- Nic nie szkodzi- uśmiechnąłem się do niego- Uczniowie jej nienawidzą, ale ja uważam, że jeśli się po prostu zrozumie na początku, to jest przyjemna. Dlatego nadrobimy braki i mam nadzieję że ci się spodoba
Peter
Pokiwałem głową, jednakże nie wykazywałem żadnej chęci do robienia jakichkolwiek zadań czy nauki tego. Głos tego mężczyzny rozpraszał mnie jeszcze bardziej. Nagle sobie o czymś przypomniałem. Szybkim spojrzeniem obrzuciłem moje policyjne radio stojące na innej szafce. Było wyłączone, jak dobrze.
Wade
- Okej więc chodzi o to, że...- zawiesiłem głos, rozglądając się po biurku.- Mogę?- wskazałem na kartkę papieru, na której właśnie wpół-leżał chłopak- Będzie łatwiej jak ci to rozrysuję
Peter
Oczywiście - podsunąłem mu czysty kawałek papieru.Podałem również piórnik ze wszystkimi ważnymi przyborami. Jego pewność siebie budziła we mnie pewien respekt przed całą postacią.
Wade
- Okej, więc chodzi o to, aby najpierw mieć trójkąt- narysowałem prostokątny trójkąt i oznaczyłem jeden z kątów symbolem- To będzie nasz kąt alfa. Taki kąt zawsze ma mniej niż 90 stopni, więc zawsze jest to kąt ostry. W zależności od zadania, ten kąt to może być ten, który ci zaznaczyłem, ale też może byc to ten drugi. Więc kiedy już mamy zaznaczony kąt alfa, wtedy przyprostokątną przylegającą do kąta alfa podpisujemy "X" a przyprostokątną przeciwległą nazywamy "Y". - mówiąc to na bierząco podpisywałem boki
Peter
Krążyłem wzrokiem za jego dłoniami wykonującymi zdecydowane ruchy. Co chwilę kiwałem głową na znak tego, iż rozumiem co robi, a także mówi. W sumie nie było to aż tak trudne.We mnie wciąż znajdował się zalążek paniki. Głównie opierała się ona na tym, iż myślałem o swoim niepowodzeniu. Mogłoby to być całkiem możliwe. Cały swój wolny czas powinienem poświęcić na ćwiczenie matematyki. Dobrze, że z całej reszty byłem naprawdę wspaniały.
Wade
- Teraz...przeciwprostokątna często ma oznaczenie "r". I teraz, kiedy mamy dowolne dwa boki, to znaczy ich długości, to z ich stosunku można za pomocą tablic trygonometrycznych wyliczyć szukany kąt alfa
Peter
- Rozumiem - wciąż przypatrywałem się temu co robił, nawet gdy jego dłonie były w stanie spoczynku. Uważnie kodowałem te informacje w swojej głowie próbując się zbytnio nie rozpraszać. Wciąż słyszałem różne dźwięki dochodzące z zewnątrz. Kobieta z dziećmi. Motor. Straż pożarna.
Wade
- Więc teraz, musisz to wykuć żeby znać te formułki i umieć odpowiedno opisać boki. Więc stosunek długości "y" do "x" to tangens, stosunek "x" do "y" to cotangens, stosunek "y" do "r" to sinus a "x" do "r" to cosinus. Znając te twierdzenie i z odrobiną inwencji twórczej jesteś w stanie rozwiązać większość zadań
Peter
Pokiwałem po raz kolejny głową. Z moim umysłem zapamiętywanie takich rzeczy było banalnie proste. Od matematyki o wiele bardziej wolałem przedmioty przyrodnicze, które dawały na świecie prawdziwą władzę. Albo przynajmniej nad własnym ciałem. Proszę spojrzeć na mnie. Do bycia pajęczakiem nie są potrzebne żadne sinusy!
Wade
- Więc kiedy podzielisz przez siebie te dwa boki i wyjdzie ci z tego wynik to musisz go odnaleźć w tablicach, które masz z tyłu podręcznika- powiedziałem i przerzuciłem kartki pokazując mu te tabelki
Peter
Przypatrzyłem się każdej tabelce z osobna próbując je zapamiętać. Fotograficzna pamięć również była moją mocną cechą. - Yhm, czy.. czy jest coś jeszcze? - zapytałem podnosząc swój wzrok na mężczyznę.
Wade
- Tak, dla kątów 30, 45 i 60 stopni wartości trygonometryczne są liczbami, które trzeba zapamiętać- napisałem mu te wartości na odwrocie kartki- Są dużym ułatwieniem, jeśli trafi ci się taki kąt w zadaniu
Peter
Obserwowałem jak wszystko zapisuje. Liczby były takie same jak na karteczce z własnym numerem, którą Mi wcześniej podarował. Moje policzki zrobiły się czerwone na samą myśl o tym. Czy flirtowanie z własnym korepetytorem jest zabronione w Stanach?Opuściłem głowę zapamiętując owe wartości.
Wade
- Okej, to teraz...- sięgnąłem po czystą kartkę- Narysuję ci kilka przykładów z podpisanymi dwoma bokami a ty rozwiążesz. Najpierw ułóż proporcje, potem ją oblicz na kalkulatorze i odnajdz w tabelkach aby znaleźć kąt alfa
Peter
Miałem ogromną ochotę, aby to się skończyło. Nauka, a nie spotkanie z tym osobnikiem. Ono akurat mogło jeszcze się ciągnąć przez następne godziny. Ze znużeniem wpatrywałem się w przykłady, które rysował. A co jeżeli popełnię naprawdę ośmieszający błąd?Ponownie oparłem policzek na swojej dłoni.
Wade
okej, rozwiąż to- powiedxiałem i podałem mu kartkę z kilkoma przykjładami
Peter
Wziąłem od niego ostrożnie kartkę. Byłem niezdarny, a więc lepiej byłoby, aby nic nie znalazło się na podłodze. Chwyciłem długopis do ręki i zlustrowałem uważnie wszystkie przykłady.Zrobiłem je w bardzo krótkim czasie, tak jak wcześniej pokazywał Mi ten mężczyzna.O, i nawet się nie rozproszyłem jego osobą. Mały sukces.Po zakończeniu i podaniu rozwiązań podsunąłem mu bliżej kartkę, żeby ten po prostu sprawdził moją pracę.
Wade
-Yhmm...- przejrzałem przykłady, kątem oka spoglądając na niego. #o boże...zerżnąłbym go tu i teraz!# *...nooo!* Kiedy chłopaki się ze sobą zgadzają to jest święto, ale teraz wie, cze,u. Peter siedział, a właściwie wpół-leżał na biurku, opierając głowę o dłoń i patrząc na mnie z...wyczekiwaniem? No i może z zainteresowaniem. Jasny chuj! Jak on cudownie wygląda, kiedy grzywka lekko mu opada na oczy i patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. *widziałeś kiedyś takie rzęsy?* Cholera! Musiałem w końcu się ogarnąć, bo nawet nie zauważeyłem kiedy to "patrzenie kątem oka" przerodziło się w nachalne gapienie się wprost na niego.- Ykhm...tak, całkiem nieźle ci poszło- oceniłem, spoglądając na kartkę. Wszystko dobrze, ale w tych dwóch przykładach źle popatrzyłeś w tabelkę i zamiast kąta alfa podałeś kąt beta. Ale to drobny błąd, nawet właściwie nie błąd, tylko małe niedopatrzenie- powiedziałem z uznaniem. Chłopak szybko się uczy, co dla (nawet byłego) nauczyciela jest satysfakcjonujące
Peter
Wyprostowałem się na krześle, aby zajrzeć we własną kartkę. Dziwne, myślałem, że wszystko było dobrze. Jednak komuś udało się rozproszyć moją uwagę, która powinna być poświęcona tylko i wyłącznie przykładom.Jak i mężczyzna to nazwał, małe niedopatrzenie, więc nie musiałem się aż tak martwić. - Następnym razem... będę uważniejszy - mruknąłem wracając do swojej pozycji. To był dopiero mój pierwszy raz, a przecież praca nie wyglądała tak źle. Czekałem na kolejne polecenia od mężczyzny. Wbijałem w niego swoje spojrzenie, lecz unikałem nawiązania kontaktu wzrokowego.Dzięki pajęczemu zmysłowi szybciej wyczuwałem, kiedy mężczyzna będzie chciał na mnie spojrzeć.
Wade
- Okej... którą mamy godzine?- zapytałem, aby wiedzieć czy mamy jeszcze na coś czas, czy już powinniśmy kończyć
Peter
Słysząc jego pytanie odwróciłem głowę na budzik stojący tuż obok radia policyjnego.- Za trzy minuty będzie 19 - odpowiedziałem mu przy okazji utęsknionym wzrokiem wpatrując się w okno.Czułem się naprawdę rozerwany pomiędzy korepetycjami z tym niesamowitym człowiekiem, a także skakaniem w cieniu między budynkami.
Wade
- To co chciałbyś teraz robić?- zapytałem
Peter
Wróciłem do niego wzrokiem, a moje policzki zaczynały się pokrywać intensywną czerwienią.Peter, nie myśl teraz o tym, nie....- N-nie wiem... Czy.. czy sądzi pan, że dobrze Mi idzie z tym tematem? - zadałem mu pytanie błądząc wzrokiem po najbliższym Mi otoczeniu.
Wade
- Yhm, idzie ci na prawdę dobrze...- przygryzłem mimowolnie wargę widząc jak się rumieni. Specjalnie użyłem tak sformułowanego pytania, aby wiedzieć, czy mam jakiekolwoiek zainteresowanie z jego strony. Reakcja chłopaka mnie usatysfakcjonowała.- Sam widzisz, trygonometrię trzeba zrozumieć i będzie łatwo
Peter
Kątem oka zauważyłem ten gest. W końcu to mężczyzna wsunął Mi do spodni karteczkę z jego numerem. Skąd mieliśmy wiedzieć, że pewien czas później będę pobierać u niego nauki?- T-tak, wydaje Mi się... że jeszcze trochę i to zrozumiem - oznajmiłem mu powoli nakierowując wzrok na jego oczy.Były prześliczne. Głębia ich koloru aż się iskrzyła.
Wade
- Jeśli opanujesz podstawy, to będziemy mogli przejść do bardzieej skomplikowanych rzeczy- uśmiechnąłem się nie przerywając kontaktu wzrokowego
Peter
Czułem się niezręcznie w tym właśnie momencie.Mężczyzna nawet nie myślał o tym, aby opuścić ze mnie swoje przenikliwie spojrzenie.A ja po prostu bałem się podjąć jakiegokolwiek kroku. Najchętniej to po prostu zająłbym się jego twarzą obsypując każdy jej kawałek namiętnymi pocałunkami.Zganiłem za to siebie w myślach.Przecież takie coś w ogóle nie powinno Mi przyjść do głowy!Moją uwagę od korepetytora odwrócił dźwięk policyjnych syren. Natychmiastowo przeniosłem wzrok na okno
Wade
Odwróciłem wzrok w tym samym momencie. Cholera, powietrze między nami było napięte i dało się wyczuć jakby zaczęło iskrzyć i trzeszczeć
Peter
Dźwięk nagle ucichł. Policja musiała się teraz znajdować w czwartej dzielnicy. Z pewnością pojawiły się tam jakieś zamieszki. Jak zawsze miały one charakter napaści.Ten odgłos zwiastował Mi coś pięknego. Ucieczkę od codzienności i poczucie bycia potrzebnym. W końcu.Powoli przekręciłem głowę z powrotem na mężczyznę.- Przepraszam, to.. przyzwyczajenie - oznajmiłem mu próbując udawać, że jestem naprawdę bojaźliwy, jak i ostrożny.
Wade
- Rozumiem, mieszkasz w dość niebezpiecznej dzielnicy- hmmm skąd to wiem? bo w jego dzielnicy miałem najwięcej zleceń, proste
Peter
To prawda... czasem, aż się boję wychodzić z domu... - powiedziałem cicho. No tak, bo zwykle z niego wyskakiwałem. A bałem się ze względu na brak kolejnych zamieszek, w które mógłbym się wsunąć i im zaradzić.Nie miałem pojęcia co teraz zrobić. Siedziałem wciąż przy biurku wpatrując się w punkt przed sobą.
Wade
- Yhm...chyba powinienem się już zbierać- powiedziałem niepewnie. Chłopak wyglądał na odległego myślami i nie wiedziałem jak się zachować
Peter
Wcale nie chciałem, aby ten odchodził. Ale nie miałem jak mu tego okazać. Może krzyknąć, że cholernie Mi się on podoba? Nie, to nie poskutkowałoby.Najwyraźniej muszę czekać do kolejnego spotkania... - Dobrze... Odprowadzę pana do drzwi... - mruknąłem z ogromną niechęcią.Podniosłem się z krzesła.
Wade
Kiedy mam przyjść?- chciałem jak najszybciej się umówić na korepetycje- Jestem do twojej dyspozycji cały czas, 24 godziny na dobę- uśmiechn ąłem się zarzucając plecak na ramię
Peter
- Umm... Czy odpowiada teraz panu następny wtorek? - zapytałem z ogromną nadzieją, że tak. Prawie początek tygodnia, a wtedy jak wiadomo nic się nie działo. No może jakieś drobne kradzieże, ale kto by się nimi przejmował? Kierowałem się po schodach na dół, aby dojść do samych drzwi. Jak ten mężczyzna wyjdzie to pewnie przez następną noc będę skakał ze szczęścia. W końcu umawianie się z takim osobnikiem to cel, za który tysiące dziewczyn dałoby się zabić. Cóż, do płci żeńskiej nie należałem, jednakże w obecności tej osoby powstawała naprawdę przyjemna atmosfera.
Wade
- Okej, wpadnę wieczorem- powiedziałem. Cholera! Wtorek jest za kilka dni, ale dla mnie to wieczność! Zszedłem za nim i stanąłem w drzwiach prowadzących na ulicę- Chyba że masz jakąś konkretną godzinę
Peter
Żałuję, że nie zaproponowałem mu poniedziałku. Był on dopiero za ledwo trzy dni, ale przynajmniej.... bliżej.Chociaż nie, po głębszym namyśle jest to zły pomysł.Niektórzy kierowcy nie sąd o końca trzeźwi i w takim własnie stanie siadają za kółko. To karygodne. A moim zadaniem jest przecież ratować ich od śmierci. Trudne życie superbohatera...- Wolałbym przed godziną 21. Wtedy mam jeszcze.... pewne zajęcia - uśmiechnąłem się lekko opierając się o framugę drzwi.
Wade
- Okej, wpadnę przed ósmą- powiedziałem. Cholera...Słońce już zachodziło wspaniale oświetlając jego sylwetkę. Promieniał złotym blaskiem i wyglądał na prawdę kusząco, tak cudnie oparty o framugę # pocałuj go debilu!!# * nie Wade, za wcześnie! nie można tak od razu!*
Peter
Cieszyłem się w głębi serca, że nie zapytał o nic więcej. Mógłbym wtedy stać się o wiele bardziej zakłopotany, aż w końcu nieszczęśliwie powiedziałbym całą prawdę. Tego z pewnością sobie nie życzyłem.- To... do zobaczenia - uśmiechnąłem się na pożegnanie. Już miałem zamknąć drzwi, jednakże coś Mi to uniemożliwiało. Może była to ogromna chęć wpatrywania się w jego osobę bez końca.
Wade
- Do zobaczenia- uśmiechnąłem się do niego- Wiesz...gdybyś chciał mnie wcześniej zobaczyc, to masz mój numer- zaśmiałem się, puszczając mu oczko
Peter
Pokiwałem głową na te słowa. Wystarczyło tylko ułożyć zręczny plan, który pozwoli Mi się do niego zbliżyć. Rozmarzyłem się na samą myśl, chociaż... Nie powinienem. W ogóle.Mężczyzna był ode mnie starszy. Przystojniejszy. Mądrzejszy.A ja tylko odgrywałem rolę niezdarnego dzieciaka z drugim, jakże niezwykłym życiem pajęczaka.Pomachałem mu, a później po prostu zamknąłem drzwi. Odwróciłem się, aby następnie za pomocą jednego ruchu przeskoczyć przez długość wszystkich schodów. - Cholera, zaraz się w tym uduszę - mruknąłem sam do siebie żwiołowo zrzucając niepotrzebną garderobę w postaci bluzy, t-shirt'a oraz spodni. Czas się trochę zabawić.
Wade
Odszedłem od drzwi, kiedy je zamknął. Fajny dzieciak... a właściwie młody fantastyczny chłopak. Wracałem na piechotę w cywilu do domu. Spacer był dobrym pomysłem, bo chciałem sobie troszkę poozmyślać... Peter... Pit...tak Pit, jest dużo łatwiej wydyszeć podczas upojnej nocy...*jeśli takowa nadejdzie zboczeńcu!* Uśmiechnąłem się sam do siebie. Byłem świadomy, że dziewczynki mdleją na mój widok, ale nie miałem pewności co do chłopaka. Moze jest homofobem? Nieee...jego zachowanie zupełnie nie zdradzało nic takiego. W jego wieku jeszcze nikt nie jest pewnien własnej orientacji, dzieciak dopiero odkrywa swoją seksualność...a ja bardzo chętnie mu pomogę ją poznać...
Peter
Ubrania poskładałem, a następnie ukryłem w szafie, z której również wyciągnąłem maskę. Zapomniałem jej rano schować do kieszeni, jak zwykle. Jeszcze na chwilę zleciałem na dół, aby się czegokolwiek napić. Mój wybór padł na klasyczny sok jabłkowy. Podwinąłem materiał okalający twarz na wysokość nosa i upiłem kilka łyków prosto z butelki.Mój organizm z pewnością był odwodniony, jednakże nie czułem się dzięki temu gorzej. Nie w tej chwili, kiedy właśnie umówiłem się z mężczyzną, za którym... Po prostu szalałem.Pojawiłem się znowu na górze zręcznie wyskakując przez okno. Żałuję, że nie zobaczyłem, w którą stronę kierował się tamten osobnik. Mógłbym go tak przypadkiem zacząć śledzić...
Wade
Dotarłem do domu i zrzuciłem cywilne ubrania. Zajrzałem jeszcze do notesu aby sprawdzić adresy na zlecenia. Postanowiłem że dzisiaj zajmę się dwoma na Brooklynie. Wpakowałem za pasek pistolety, na plecy zarzuciłem nową katanę a do plecaka wrzuciłem kilka ładunków wybuchowych i rac dymnych. Wyskoczyłem oknem i zacząłem wędrówkę po dachach już prawie całkowicie zaciemnionego miasta
Peter
Przechadzałem się ot tak po prostu. Wciąż radosnym wzrokiem patrolowałem każdą uliczkę. Nie spodziewałem się tego, iż będzie tu tak spokojnie. Hm, poczekajmy aż dotrę do Brooklynu.Mnóstwo imprez, klubów. To tylko zwiększa ryzyko wypadków, kradzieży, a nawet morderstw!Z braku zajęć zmieniłem swój rytmiczny krok na przeróżne akrobacje, których nikt z pewnością nie powstydziłby się. Chodzenie na rękach, fikołki w powietrzu, niesamowicie potężne skoki. Czułem się jak naprawdę szczęśliwe dziecko. A czy takim właśnie nie byłem?
Wade
Szybko się uwinąłem z obydwoma zleceniami. Siedziałem sobie właśnie na dachu jakiegoś brooklyńskiego budynku kiedy dostałem powiadomienie na telefonie. Zobaczyłem ostrzeżenie że "punkt" jest poza zasięgiem. Okazało się, że GPS, który przyczepiłem chłopakowi do bluzy na ulicy przestał działać. Muszę to zameldować potem kumplowi że to jakiś szajs
Peter
Robiłem kolejne pełne pasji obroty w powietrzu, gdy zaledwie kilka metrów dalej wypatrzyłem pewną postać. Wszędzie poznam ten charakterystyczny, czerwono-czarny strój.Westchnąłem ciężko mając nadzieję, że dzisiaj ten osobnik nic nie nabroił. W takim nastroju nie wypadało Mi po nim sprzątać. Pajęczyną przyczepiłem się do fragmentu tuż obok niego. Przysunęła mnie ona błyskawicznie właśnie na to miejsce, a ja korzystając z nieuwagi najemnika przysiadłem. - Cześć - mruknąłem czekając na jego niespodziewaną reakcję.
Wade
Popatrzyłem na niego zaskoczony, lecz po chwili tylko się zaśmiałem. Nogi zwisały mi poza krawędź budynku, a plecy położyłem na betonie koło nóg Pająka- Cześć, obrońco słabych i uciśnionych- powiedziałem, ale bez złośliwości. Byłem w zbyt wielkiej euforii żeby mu teraz robić przytyki
Peter
Poprawiłem swoją maskę, która lekko podwinęła Mi się z prawej strony podczas tych wszystkich popisówek dla własnego siebie. Deadpool wydawał się być dzisiaj wyjątkowo spokojny, jak i wesoły. Przynajmniej ja tak wnioskowałem po jego zachowaniu. Może jakaś niezła panienka nie odrzuciła jego próśb, mogłem się tylko domyślać co takiego spotkało mężczyznę. Ironicznie pokręciłem oczami na jego słowa. - Mam nadzieję, że nic dzisiaj nie wysadziłeś - mruknąłem, aby następnie podobnie do niego ułożyć się na plecach. Jedyną moją podporą były łokcie.
Wade
- Nie...granatów używam tylko gdy mam gorszy dzień, albo mi się nudzi- zaśmiałem się- Dzisiaj starczyły dwa strzały z magnum
Peter
- Kto został Twoim celem? - postanowiłem go dopytać. Wbrew pozorom jako pająk nie byłem taką samą osoba jak w swojej... ludzkiej wersji. Potrafiłem się o wiele lepiej wysławiać, może to ze względu na to, iż nikt uporczywie nie patrzył na moją twarz. I w ogóle mnie.Byłem tylko zamaskowanym osobnikiem strzegącym Nowego Jorku. Jak dobrze, że materiał maskował mój głos. W razie czego, w telewizji brzmiał on kompletnie inaczej niż naprawdę. Ciocia nie miała szans na poznanie osoby, która kryła się pod czerwono-niebieskimi kawałkami spandexu.
Wade
- Jakiś biznesmen, którego chciała szybko się pozbyć konkurencja. Drugą osobą była dziewczyna z yakuzy, która akurat przebywała w Nowym Yorku- powiedziałem, sam lekko zdziwiony własną otwartością- Yakuza to największa mafia działająca w Chinach, czy tam Japonii...chyba...
Peter
Ciężko westchnąłem, jednakże nawet ta informacja nie zmieniła mojego humoru. Wręcz tryskałem energią.- Mogłeś Mi o tym powiedzieć... Powstrzymałbym Cię od tego - oznajmiłem na chwilę przymykając oczy. Miałem ochotę biegać, przemieszczać się nagle między budynkami, a jednocześnie zostać przy tej konwersacji. Może on wcale nie był taki zły...Chwila, Peter, ten gościu zwierza Ci się z tego, że zabił dwie osoby!
Wade
- No właśnie- wybuchnąłem śmiechem- Powiedziałbym ci, ty byś mnie powstrzymał a ja bym wrócił do domu z pustymi rękoma i bez grosza
Peter
- A ja z satysfakcją uratowania tych dwóch osób - oznajmiłem mu beznamiętnie. Opuściłem łokcie, a swoje ręce umieściłem tuż pod głową. Wsłuchiwałem się we wszelkie odgłosy tętniącego życiem miasta.Jak na razie nic złego nie zamierzało się wydarzyć.
Wade
- Serio uratowałbyś tą babkę z mafii?- zapytałem zaciekawioony
Peter
Zamyśliłem się przez chwilę. Nie miałem bladego pojęcia, co mogę mu odpowiedzieć właśnie na takie pytanie. - Wiesz, każdy ma prawo żyć... - zacząłem niepewnie, jednakże po kolejnym myślowym sporze ugryzłem się w język.
Wade
- Niby racja- powiedziałem. Dzisiaj miałem wyjątkowo dobry humor, wcześniej nie pomyślałbym że można z nim rozmawiać bez docinek- Wiesz...jesteś spoko
Peter
- Wzajemnie. Po Tobie spodziewałem się, że będziesz rzucał na prawo i lewo nieodpowiednimi tekstami - odpowiedziałem mu z lekkim uśmiechem na ustach, który z pewnością nie zostałby zauważony. W dalszym ciągu wypoczywałem napawając się najróżniejszymi odgłosami dochodzącymi z centrum. - Coś tak dzisiaj strasznie spokojnie - zauważyłem.
Wade
- Czyżbyś tęsknił za moimi niecenzuralnymi docinkami z podtekstami- zwróciłem się w jego stronę- Zawsze możemy to nadrobić
Peter
- Ja? Oczywiście, że nie... - mruknąłem z wyczuwalnym sarkazmem w głosie. Przecież ten osobnik był nikim bez właśnie takich słów wypadających z jego ust.
Wade
Jasneee...-zamyśliłem się- No ale popatrz...ta kobieta zabiła kilkadziesiąt osób, nie wiadomo ilu jeszcze by zginęło z jej ręki. Nie uważasz, że powstrzymując ją wybrałem mniejsze zło?- byłem ciekawy jego spojrzenia z takiej perspektywy
Peter
Wzruszyłem ramionami. Nie spodziewałem się tego, iż Deadpool rozpocznie dość poważniejszy temat. - Może i masz rację - mruknąłem, a następnie podniosłem się ze swojego miejsca, uważając, aby zupełnie przypadkowo nie nadepnąć na żadną kończynę mężczyzny. Podszedłem do samego brzegu dachu wychylając się. Zlustrowałem uważnie każdego człowieka, który przechodził przez ulicę tuż pode mną. Wszyscy wydawali się być rozkojarzeni, niesamowicie czymś zajęci. Nie znajdowali nawet chwili na zatrzymanie się i spojrzenie ku górze.
Wade
- O nie, nie skacz!- zawołałem z udawanym przerażeniem- życie jest piękneeeee....a nie, życie jest chujowe, możesz skakać
Peter
Odwróciłem się gwałtownie do Deadpoola. Uniosłem brwi ku górze, wiedząc że on i tak tego nie zauważy. - I tak, gdybym skoczył, nic nie stałoby Mi się - mruknąłem bez jakiegokolwiek przekonania. Dla zwykłej zabawy balansowałem na krawędzi dachu. Moja równowaga była zachowana w każdym stopniu, a ryzyko upadku niesamowicie niskie.
Wade
- Lubisz piwo?- zapytałem patrząc jak balansuje na krawędzi, no trzeba przyznać że równowagę to miał niesamowitą
Peter
Nie podnosiłem na niego wzroku po prostu się popisując, jak i sprawiając frajdę samemu sobie. Przeszedłem kolejny kawałek stawiając stopę za stopą. - Nie piję - mruknąłem w odpowiedzi. Jak dobrze, że różne zewnętrzne bodźce nie potrafiły mnie rozproszyć.
Wade
- Pfff, a już cię chciałem zaprosić na browara- ziewnąłem patrząc na jego popisy. Szpanował przede mną czy przed samym soba?
Peter
Odwróciłem się do niego, przy czym stałem plecami do krawędzi, jak i osób na dole. Nawet jak dla mnie upadek stąd byłby trochę... bolesny. - Nie pozwalaj sobie na tak dużo - oznajmiłem mu, a następnie rozejrzałem się. Dlaczego akurat w takowych chwilach miasto musiało być wolne od wszelakich zagrożeń?
Wade
Och...- pisnąłem- Czyżby mały kotek postanowił pokazać pazurki?- zaśmiałem się. Trochę mnie zdziwiła jego reakcja
Peter
- Nie jestem małym kotkiem - powiedziałem podchodząc do tego osobnika nieco bliżej. Zachowałem pewien dystans, nigdy nie wiadomo co mu nagle wpadnie do głowy.Miałem nieziemską ochotę się wyszaleć. W łóżku. Z tamtym mężczyzną. O nie, Peter! Bez takich myśli! Skarciłem samego siebie dyskretnie kręcąc głową.
Wade
- Taaak...jestem pewien że jesteś dzikim lampartem- powiedziałem patrząc jak podchodzi # czy ja już ci kiedyś coś mówiłem o kamasutrze?#
Peter
- Pozwolisz, że już Cię opuszczę. Bycie superbohaterem to nie wypady na piwo - oznajmiłem mu, aby następnie przejść obojętnie tuż obok sylwetki mężczyzny. Kierowałem się do innych dzielnic. One również potrzebowały sprawdzenia. Każda uliczka, najciemniejsza alejka.
Wade
- Adios kanpadre- powiedziałem sam do siebie kiedy już zniknął mi z pola widzenia i wstałem, było już późno a to był długiii dzień
Peter
Zręcznie prześlizgiwałem się między dachami w końcu docierając do tak zwanej czarnej owcy w Nowym Jorku. Najgorszej dzielnicy, gdzie zło czaiło się na każdym rogu.Tak było i teraz.Handel bronią na tyłach magazynu opuszczonej fabryki.Musiałem przyznać, iż było to dość... pomysłowe. Ale przewidywalne, takich sytuacji było mnóstwo w filmach akcji! Westchnąłem kryjąc się w cieniu tuż pod dachem. Zwyczajnie przyczepiłem się do ściany. Moim pierwszym zadaniem było ocenienie sytuacji.
Wade
Wracałem normalnie ulicą, pogwizdując sobie jak gdyby nigdy nic. Wpadłem jeszcze do starego kumpla który prowadził barek. Usiadłem, wypiłem kilka szotów i rozmaiwałem z nim. Dawno się nie widzieliśmy, chciał wiedzieć o moich zleceniach, polecił mi parę osób i wgl dowiedziałem się, że w jego lokalu przesiaduje sporo "grubych ryb" i jakbym tu częściej wpadał to miałbym więcej pracy
Peter
Mężczyzn wyśledziłem aż jedenastu. Jeden z nich był aroganckim szefem, a reszta przenosiła ukrytą broń z czeluści magazynu prosto do dwóch nie tak małej wielkości samochodów. Wyposażenie dawało im o wiele większą przewagę. Chociaż... Gdybym zrobił całą akcję na cicho, z pewnością dałbym sobie radę. Bez policji jak na razie. Później zawołam kilku funkcjonariuszy, a oni zajmą się całą resztą. Przeszedłem dalej po ścianie. Cholera, potrzebny Mi jest teraz szczegółowy plan...
Wade
Podziękowałem za propozycję i wyszedłem. Po kilku krokach dostałem smsa. Kolega ze sklepy gdzie kupiłem ten badziewny GPS i gdzie się regularnie zaopatruję w broń. Podobno dostał cynk że pewna grupka niedaleko mojego domu ma fajny towar, zagraniczny i w ogóle. Postanowiłem że może wpadnę zobaczyć jakieś nowe cacko
Peter
Znalazłem prześwietną okazję na rozpoczęcie całej akcji. Podsłuchałem, że jeden z mężczyzn idzie... zacytuję ''się odlać''. Ograniczony czas, jak i pole widzenia. Przemykałem się tuż za jego sylwetką, a on nawet nie podejrzewał, że jest tu dwunasta osoba. Podszedł po jakieś śmietniki w jednej z alejek wychodzących, a ja w tym czasie skorzystałem z tej jakże pięknej sytuacji. W mgnieniu oka zakleiłem mu dwiema warstwami pajęczyną twarz. Później unieruchomiłem ręce oraz nogi przyczepiając go do ceglanej ścianki. Mężczyzna wykazywał się silnym zdezorientowaniem. Uznałem, że nie warto się ujawniać. Pospiesznie wróciłem do reszty. Zostało Mi dziesięć osób.
Wade
wszedłem w odpowiednią alejkę i od razu się zorientowałem, że to mała odnoga od potężnej cieci mafijnej, czyli sami swoi, bo na szczęście była to konkurencja babki która dzisiaj zginęła. Podszedłem do jednego z nich i obejrzałem towar. Cholercia! Ruskie snajperki!
Peter
Obrzuciłem tych mężczyzn uważnym spojrzeniem. Coś Mi tu nie pasowało... Policzyłem ich po raz kolejny. Jedenastu... Czyli, że jeden doszedł. Czyżby to było jakieś wsparcie? Od razu wyśledziłem go i uważnie obserwowałem.Widocznie był klientem. Chwileczka.... Najpiękniejszym klientem na świecie! Jak dobrze, że silnie trzymałem się ściany. W innym przypadku wylądowałbym od razu na ziemi nie tylko się ośmieszając, ale i ukazując swoją postać. Łatwo się przecież domyślić, kim był te mężczyzna. Tylko co on tu robił? No, oczywiście oprócz przeszkodzenia Mi w skupieniu się...
Wade
Wziąłem od kolesia numer i obejrzałem resztę towaru. Niestety katan nie było, więc tylko oceniłem prezentowaną broń. Niczego nie kupowałem, bo moim jedynym dostawcą był kumpel od "sklepu z antykami". Mogłem sobie coś takiego zamówić u niego. Przekonałem się o tym całkowicie, kiedy usłyszałem ceny! Małe zdziercze skurwysynki! Nie będę przepłacał.
Peter
Odwróciłem wzrok od swojego korepetytora wiedząc, iż jest to na pewno on. Wszędzie poznam te nadzwyczajne rysy twarzy. Jeden z mężczyzn został poproszony o sprawdzenie co się dzieje z ich kolegą. Cicho westchnąłem, aby następnie wykonać te same czynności. Tym razem zszedłem do nich na dół, stając obiema nogami na ziemi. Zostawiłem przyklejonych do ściany mężczyzn i prawie niezauważalnie postanowiłem przejść pomiędzy ciężarówkami. Intensywnie słyszałem własne serce, które pragnęło tylko wyrwać się z mojej piersi. Korzystałem z nieuwagi zgromadzonych tu osób, aby podejść coraz bliżej.
Wade
Numer wziąłem tylko z czystej ostrożności. Cały strój wraz z bronią miałem schowany w plecaku więc wolałem nie ryzykować gdybym swoim nie-zakupem sprowokował tych osobników, nigdy nic nie wiadomo. Podziękowałemi odwróciłem się aby odejść, było późno i nie w głowie mi teraz były tranzakcje
Peter
Trzech osobników podjęło się ułożenia broni do kolejnego z samochodów. Stał on odrobinę dalej. Wspaniała okazja na unieruchomienie ich!Ustawiłem się w takiej pozycji, aby Ci od razu po wystrzeleniu pajęczyną znaleźli się przyczepieni do samochodu. Widziałem przerażenie w ich oczach. Czego się bardziej bali?Mnie czy swojego szefa? Było ich coraz mniej, a mianowicie zostało tylko sześciu. Nie liczyłem swojego nauczyciela, który właśnie teraz zbliżał się w tę stronę. Nie miałem dokąd uciec. Ogarnął mnie pewien lęk. Przecież przy tym facecie nie wypowiem nawet jednego słowa, jeżeli zajdzie takowa potrzeba. Od razu mnie rozpozna. Jak najciszej wycofywałem się z tego miejsca. Stawiałem kolejne kroki ku tyłowi, gdy nagle... Cholera jasna, tego Mi teraz brakowało! Potknąłem się o jakieś niezidentyfikowane wystające z ziemii pręty. Nie straciłem równowagi, jednakże przy moim zawirowaniu rozległ się skrzypliwy dźwięk.
Wade
Szedłem przez ciemną alejkę, gdy nagle usłyszałem hałas, jakieś metolowe pobrzękiwanie. Moja czujność wzrosła do maksimum, ale zanim zdążyłem sięgnąć po broń do plecaka, od razu uspokoiłem nerwy. To pewnie tylko jakiś kot, a ty masz manię prześladowczą
Peter
Niezmiernie się cieszyłem z nieuwagi mężczyzny. Dzięki jego uśpionej czujności mogłem przeskoczyć zręcznie na dach. Jeżeli chciałbym odnieść sukces, powinienem unieruchomić jeszcze trzech. Inaczej z taką liczbą nie dam sobie rady. Przeszedłem na dach jednej ciężarówki uważnie obserwując wynoszących broń facetów. Jaka szkoda, że zaraz wylądują na ziemi obklejeni lepiącą się pajęczyną...
Wade
Wracałem do domciu, bo to już niedaleko. Całą drogę miałem jakieś dziwne wrażanie, ale to pewnie jakaś moja paranoja. Otworzyłem mieszkanie, rzuciłem plecak na podłogę i nie zważając na to, że godzina była późnonocna, a właściwie może nawet wczesnoporanna *trzecia w nocy to jeszcze noc* zadzwoniłem do kumpla od towaru.Ochrzaniłem go z góry na dół że sprzedał mi jakiś szajs...Tia, dowiedziałem się, że na opakowaniu małymi lierkami było podane, że GPS wygasa po kilkunastu godzinach. Małe nieprzydatne chujowsto...
Peter
Poradziłem sobie z tamtymi facetami.Zabrałem od ich szefa telefon i z ogromną premedytacją zadzwoniłem na policję. Mieli się tu zaraz zjawić. Dobra, reszta to już nie moja sprawa. Uciekłem na dach obserwując jak funkcjonariusze dają sobie radę z zapakowaniem mężczyzn do niebieskiego wozu. Byli najwyraźniej zdumieni tym, że odłam mafii został przyczepiony do samochodu za pomocą czegoś srebrzystego oraz niesamowicie klejącego się. Na dzisiaj to koniec. Przeszedłem przez dachy aż do swojej dzielnicy, aby po powrocie do mieszkania od razu położyć się spać. Byłem wykończony. Za dużo wrażeń jak na dzień dzisiejszy. Najciszej jak tylko mogłem przeszedłem przez okno prowadzące do własnego pokoju. Obym tylko nie zbudził ciotki.
Wade
Odrzuciłem teleefon i poszedłem do sypialni. Sprawdziłem zlecenia, zapisałem w notesiku i siedziałem na łóżku nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Jeszcze buzująca w żyłach adrenalina nie dawała zasnąć. Popatrzyłem na komórkę. Nawet gdybym miał numer do Petera, to było za późno żebym...ej chwila! Przejrzałem ostratnie numery i znalazłem ten, z którego dzwonił w sprawie korepetycji. Zapisałem go sobie jako "Mega sexi śliczny brunet"...po kilku chwilach po prostu zmieniałem na "Peter 👉👌" Uśmiechnąłem się sam do siebie i postanowiłem jednak pospać
Peter
Przed zaśnięciem zdążyłem się jeszcze przebrać oraz ukryć kostium jak najgłębiej w szafie. Było to bezpieczne miejsce. Ciocia nie często zaglądała do mojego pokoju. Tłumaczyła, że jestem dużym chłopcem i nie powinienem sprawiać problemów. I nie sprawiałem. Mimo swojej niepełnoletności radziłem sobie doskonale w tym jakże zwariowanym życiu.Umiejętnie oddzielałem życie szkolne od prywatnego, a te natomiast od bohaterskiego.Jedynym wyjątkiem był korepetytor. Podjął się nauczania mnie, a dodatkowo... Nazywajmy rzeczy po imieniu, po prostu Mi się spodobał!A może to trochę za mało powiedziane?Przebudziłem się o godzinie dziesiątej. Ciocia już dawno pojechała do pracy, a z jednej naszej rozmowy wywnioskowałem, że później wpadnie jeszcze do swoich przyjaciółek.Miałem cały dom jak i Nowy Jork dla siebie!Z wyczuwalnym bólem w plecach zszedłem na dół w celu zrobienia sobie śniadania...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro