Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ciasteczka i pocałunek

Wade

- Petey...- zacząłem i chwyciłem go lekko za nadgarstki przytrzymując je w miejscu- Nie chce żebyś robił coś wbrew sobie. Nie czuj się winny- powiedziałem łagodnie. Miałem na niego ochotę i w ogóle, ale nie chciałem żeby się do czegoś zmuszał.

Peter

Pokręciłem przecząco głową.
Może i czułem się winny temu wszystkiemu, lecz na pewno nie robiłem tego z przymusu.
Chciałem go uszczęśliwić, nawet w tak drobny sposób.
Wyplątałem jedną dłoń z jego uścisku i ułożyłem mu dwa palce na ustach.
- Ćśśśś.... Jedyne co chcę słyszeć, to.. te śliczne jęki - jakim cudem udało Mi się to powiedzieć?
Po prostu zacząłem sobie wyobrażać, że na twarzy mam warstwę spandexu.
To zawsze Mi pomagało.
W takim stanie nie musiałem się bać o kompromitację.

Wade

Autentycznie otworzyłem usta ze zdziwienia. Boże Petey, co z tobą? Ile ja bym dał żeby on był taki śmiały na co dzień. Lekko się uniosłem i wtuliłem twarz w jego szyję - I właśnie za to cię uwielbiam...- wymruczałem mu do ucha.

Peter

- Co... Cię tak zdziwiło? - wyszeptałem widząc to zaskoczenie na twarzy.
Zrobiłem coś nie tak?
Znowu nawaliłem?
Po chwili delikatnie jedną dłonią ułożyłem go z powrotem na oparciu.
Ucałowałem go w czubek nosa.
- Z wzajemnością.

Wade

- Gdzie się podział mój nieśmiały cichutki Petey...?- zapytałem rozbawiony uważnie go obserwując.

Peter

Gwałtownie zabrałem od niego dłonie.
Chyba chciał Mi przekazać, że pozwoliłem sobie stanowczo na zbyt wiele.
Zagryzłem wargę i opuściłem speszony tym wszystkim wzrok.
Nie powinienem.
- Przepraszam - wymamrotałem.

Wade

Came on baby boy!! Boże wszystko muszę zjebać! - Hej mały- uniosłem jego podbródek aby na mnie spojzał- Wszystko w porządku, miałem na myśli że uwielbiam cię takiego...odważnego... Z resztą nie zwracaj uwagi na to co mówię.

Peter

Obrzuciłem go wzrokiem jakby w pytaniu ,,na pewno?'.
Postanowiłem kontynuować.
Z pewnością spodobałoby się mu moje zachowanie w kostiumie.
Wtedy byłem... o wiele bardziej pewny siebie.
Gotowy na każdy ruch.
Niepewnie musnąłem jego usta.

Wade

Odwzajemniłem delikatnie pocałunek próbując dać mu do zrozumienia aby nie przerywał. Palce jednej dłoni wplotlem w jego kosmyki lekko je przeczesując.

Peter

Pełen satysfakcji brnąłem dłonią przez jego udo, biodro, w końcu docierając do krocza.
Byłem pewny, że chcę to zrobić.
Powoli odpiąłem guziki jak i suwak.
Moje ruchy miały być przemyślane i spokojne.

Wade

Mój puls znacznie przyspieszył a krew zaczęła dopływać do jednego konkretnego miejsca pod wpływem jego dotyku. Cóż, nie wiedziałem za bardzo co Peter ma w planach, ale całkowicie mu ufalem.

Peter

- Potrzebna Mi jest Twoja pomoc - uniosłem na niego wzrok.
Sam nie dałbym rady zdjąć mu spodni.
Co innego, kiedy mówimy o bokserkach.
Począłem delikatnie zsuwać jeansy, wiedząc, że zaraz to on będzie musiał zrobić resztę.

Wade

- Zejdź na chwilkę- poprosiłem i gdy to zrobił zrzuciłem z siebie spodnie. Zaraz jednak chwyciłem go w pasie i z powrotem usadowiłem na sobie. Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku próbując odpędzić moje chwilowe zakłopotanie.

Peter

Nie zaprzeczałem takiemu noszeniu.
Spodnie wylądowały na podłodze, a on w swej wspaniałości ponownie się mną zajął.
Położyłem delikatnie dłoń na jego bokserkach.
Począłem gładzić sam materiał.
Można to nazwać sprawdzeniem reakcji.
A może i lekkim droczeniem się...

Wade

Zamruczałem cicho kiedy poczułem jego dłoń. Byłem już trochę twardy, a jego dotyk sprawiał że podniecałem się coraz bardziej.

Peter

Zdjąłem z niego dzielący nas materiał.
A raczej tylko go zsunąłem do wysokości kolan.
Objąłem dłonią jego przyrodzenie powolnymi ruchami je gładząc.
Stresowałem się, to wiem na pewno.
Mój pierwszy raz...
Złotego medalu za to nie dostanę, lecz chyba warto się postarać.

Wade

Mój oddech również przyspieszył a mój przyjaciel już stał na baczność. Przymknąłem oczy, co wydawało mi się że doda mu pewności siebie i nie będzie się aż tak stresować.

Peter

Wzmocniłem ruchy dłoni kierując nią na przemian w górę oraz w dół.
Szybko uniosłem wzrok na Wade'a.
O wiele lepiej się czułem, kiedy na mnie nie patrzył.
Potrzebowałem pewnej swobody.
Nachyliłem się nad nim i z ogromnym wahaniem przeciągnąłem językiem po samym czubku.

Wade

Lekko szarpnąłem biodrami i jęknąłem z przyjemności. Zaraz się uspokoił em i pozwoliłem mu dalej działać.

Peter

Zadowolony z siebie nie czekałem na kolejne odgłosy.
Bez uprzedzenia wziąłem go całego do ust i zacząłem wręcz zachłannie ssać.
Mój język manewrował po rozpalonej skórze.
Sam czułem się podniecony.

Wade

Sapnąłem z rozkoszy i co jakiś czas cicho pojękiwałem. Aż na chwilę musiałem otworzyć oczy aby upewnic się czy aby na pewno nie śnię. No i rzeczywiście, byłem na kanapie Petera, a on sam ssał mojego fiuta. Czy wy to kurwa ogarniacie? Ponownie zamknąłem oczy oddając się chwili i jego wargom.

Peter

Namiętnie lizałem go z każdej strony uważając, aby w tym całym porywie akcji nie zacisnąć zębów.
Tam, gdzie nie byłem w stanie ułożyć swoich warg, pomagałem sobie dłońmi.
Nie musiało być tak źle, chyba że Wade to wszystko udawał.

Wade

-Ppp-Petey...- jęknąłem. Miałem tylko nadzieję że nie uzna tego za ostrzeżenie a za zachętę. Gdyby teraz przestał to na jego oczach wyskoczył bym z okna. Wyciągnąłem dłoń i odgarnąłem jego zbłąkane kosmyki. Nie nadawałem mu własnego tępa, bo to które wybrał było odpowiednie i też nie chciałem go dodatkowo stresować.

Peter

Uwielbiałem, kiedy w taki sposób wymawiał moje imię.
Jego rozkoszny głos tylko mnie bardziej nakręcał.
Przyspieszyłem ruchy swoich warg jak i dłoni.
Chciałem doprowadzić go do spełnienia.
Zamiennie zaciskałem palce na jego przyrodzeniu.
Kiedyś się nauczę to dobrze robić.

Wade

Przygryzłem wargę niemal do krwii kiedy doszedłem w jego ustach a przez ciało przeszły mi dreszcze i spazmy rozkoszy. Patrzyłem na niego z wpół otwartych powiek uspokajając oddech.

Peter

Połknąłem to wszystko.
Zupełnie inny smak.
A zawsze się nad nim zastanawiałem...
Zbyt lubieżnie oblizałem swoje usta.
Puściłem już jego przyrodzenie i wyprostowałem się.
Jednak potrafiłem cokolwiek zrobić.
I to z jak pięknym zakończeniem.

Wade

Zamiast pierdolić się ze spodniami tylko wciągnąłem na razie bokserki i przyciągnąłem Petera do pocałunku. - Jesteś...cudowny... niesamowity...- szeptałem pomiędzy kolejnymi muśnięciami.

Peter

- T-to przecież nic takiego... - wyszeptałem.
Mężczyzna dbał w taki sposób o moje ego.
Może zbyt bardzo je zawyżał.
Odwdzięczyłem się, czułem taką potrzebę.
Wade ostatnio zrobił to samo.

Wade

Cóż mówi że to nic takiego, ale ja uważam że dużo takiego skoro tak się wcześniej stresował. - I jak było?- zapytałem cicho, zupełnie nie mając pojęcia co powinienem powiedzieć.

Peter

- Chyba jak na pierwszy raz... nie było tak źle - mruknąłem.
Zrobiłem sobie niewielkie miejsce obok niego, a głowę oparłem na klatce piersiowej mężczyzny.
Cieszyłem się samą jego obecnością.

Wade

Wsunąłem palce w jego włosy delikatnie je przeczesując a drugą go objąłem. Skoro ośmielił się zrobić ten pierwszy krok to potem już powinno być łatwiej. Mogłem się czuć trochę zawiedziony że nie poszlismy od razu na całość, ale właściwie to się cieszyłem że tak to się potoczyło. Ja osiągnąłem spełnienie, a Peter przekonał się że jest całkiem niezły w te klocki.

Peter

Wydałem z siebie mimowolny pomruk.
To w jaki sposób Wilson dotykał moich włosów, a zarazem głowy działało kojąco.
- N-następnym razem... będzie o wiele lepiej - chciałem go uświadomić, że już nie powinniśmy się tak ograniczać.
Widocznie nie wypadłem aż tak źle.
Albo Wade w ogóle nie chciał komentować mojego postępowania.

Wade

- Było dobrze, serio- powiedziałem kojącym głosem i pocałowałem go w szyję. Na prawdę, jak na pierwszy raz było całkiem nieźle. Musi jeszcze trochę poćwiczyć #huh, nawet wiem na kim... # i będzie coraz lepiej. Nawet jeśli nie było to profesjonalne to cieszyło mnie to, że się w końcu odważył i może jego nieśmiałość za jakiś czas zupełnie gdzieś zniknie. *Stary, ty po prostu chcesz żeby był profesjonalnym dupodajem...* #osz ty ćwoku!# Shut up obaj, okej?

Peter

Muszę przyznać, że teraz mnie bardziej chwalił, niż wtedy gdy napisałem najlepiej sprawdzian.
W obydwu czynnościach była to jego zasługa.
Mogłem na dzień dzisiejszy już ''odhaczyć'' spotkanie z nim.
Teraz zostało jeszcze tylko ratowanie miasta, cóż za rutyna.

Wade

- No to jeszcze kiedyś wpadnę na maraton Star Warsów...no chyba że masz jakieś inne propozycje- zaśmiałem się. Popatrzyłem na wciąż włączony telewizor. - Oglądamy Teletubisie?- zapytałem z udawaną nadzieją.

Peter

- Ach, tak. Maraton... i to może nie tylko Star Wars - mruknąłem nie zdając sobie sprawy z własnych słów.
Czy to naprawdę zabrzmiało tak dwuznacznie?
Cholera...
Przełączyłem kanał znowu na jakieś wiadomości odwracając uwagę od swojej wcześniejszej kwestii.

Wade

Spojrzałem na niego z zaciekawieniem i uniosłem brwii. Petey...czy ty własnie... Huh...  - Hej, włącz teletubisie- powiedziałem jak obrażone dziecko- Albo jakieś animal planet- wiadomości mnie nudziły, nie interesowało mnie za bardzo co się dzieje na świecie. Chyba po prostu jestem ignorantem.

Peter

- Żadnych teletu...
,,Z ostatniej chwili. W szpitalu na Dekalb Ave  wybuchł pożar. Trwa ewakuacja...''
Gwałtownie podniosłem się z miejsca zmieniając pozycję do siadu.
Przerażonym wzrokiem obrzucałem na zmianę Wade'a i telewizor.
Nie zląkłem się samego wydarzenia, a tego kto pracował w tym miejscu.
Ciocia May jest w niebezpieczeństwie.
Musiałem wyjść.

Wade

- Hej mały, co jest?- zapytałem zaniepokojony gdy zobaczyłem jego reakcję. Pożar jak każdy inny, głupio że w szpitalu, ale chyba to miało jakieś znaczenie dla Peter'a.

Peter

-W-wade... Moja Ciocia tam jest... ja... ja muszę iść - wydukałem.
Lepsza była taka wymówka niż opowiedzenie mu o trudach wciskania się w jeszcze mokry spandex.
Zagryzłem dolną wargę i wstałem z kanapy.
Dojście tam zajmie Mi dwie minuty.
Dojście?
Raczej przeskakiwanie po dachach.

Wade

- O cholera!- wymsknęło mi się. Przesrane. Też wstałem i założyłem spodnie *nawet nie zauważyłeś ich braku!* Czy powinienem iść z nim, czy raczej nie? - Mogę pożyczyć auto od znajomego, podwieźć cię?- zapytałem zmartwiony. Chciałem jak najbardziej pomóc.

Peter

Pokręciłem przecząco głową.
Pakowanie go w takie akcje to ostatnie co chciałbym zrobić.
I to z przymusu.
Wade musiał być bezpieczny i z dala od mojego bohaterowania.
- Nie, dam sobie radę - cmoknąłem go w policzek.
Nawet miło, że tak się zmartwił.
Kiedy indziej się wykaże.

Wade

- Okej, to powinienem spadać. Daj znać potem czy wszystko w porzadku- poprosiłem. Chciałem żeby wiedział że może na mnie liczyć gdy potrzebuje pomocy.

Peter

- Mam prośbę - szybko przebiegłem na korytarz zakładając buty - Zamkniesz drzwi? Ja muszę już biec, klucze zostaw za brązową doniczką.
Chyba w takiej kwestii mogłem mu zaufać.
Za bardzo się spieszyłem.
Założyłem plecak na ramię będąc już przy wyjściu.

Wade

- Pewnie, trzymaj sie- zawołałem i patrzyłem za nim gdy wybiegal z mieszkania. Chyba została mu tylko jego ciocia. Nie miał nikogo poza nią. A teraz ona była w niebezpieczeństwie.

Peter

Uśmiechnąłem się z wdzięcznością i wybiegłem wraz z plecakiem.
Szybko znalazłem jedną z mało odwiedzanych uliczek, gdzie mogłem się przebrać.
Bagaż oczywiście wciąż znajdował się na moich plecach, a w nim reszta ubrań.
Upewniłem się, że mam dobrze naciągniętą maskę i wspiąłem się po ścianie kamienicy.
Teraz tylko dotrzeć na Brooklyn.

Wade

Wkrótce potem też wyszedłem zamykając drzwi na klucz, który mi dał. Zamiast jednak odłożyć tak gdzie przykazał wsunąłem go do kieszeni i wyszedłem z bloku. Kilka metrów dalej była urocza kawiarenka. Kupiłem w niej na wynos kilka ciasteczek i wróciłem do mieszkania. Ciasteczka położyłem na stole kuchennym a na opakowaniu napisałem markerem, który leżał obok "Jestem z tobą <3
~Wade"
Zostawiłem niespodziankę i wyszedłem tym razem odkładając klucze na miejsce. Wróciłem do mieszkania swojego już po 22.

Peter

Szybka akcja.
Wbrew informacjom mediów pożar był nieduży, tylko na drugim piętrze.
Zbędnie się denerwowałem.
Ciocia stała przy jednym ze strażaków prowadząc żywą rozmowę.
Zawsze wykazywała się charyzmą, ludzie do niej lgnęli.
Podobno to dobra cecha.
Uśmiechnąłem się widząc, że nic jej nie jest.
Jak już jestem w kostiumie, to wypadałoby się tu rozejrzeć.
Miasto wzywa.

Wade

O 22:30 stwierdziłem że skoro i tak nie mam nic do roboty to może mały wypad na miasto aby porozrabiać? #żeby się spotkać z Pajączkiem :3# Cicho tam... Przebrałem się w kostium i wylazłem przez okno. Udałem się na miejsce gdzie był pożar. Może jak będę miał trochę szczęścia to znajdę tam Peter'a.

Peter

Pracownicy szpitala w większości zostali odesłani do domów.
Drugie piętro wymaga teraz prawdziwego remontu.
Pacjenci zmienili swoje miejsca.
A ja mogłem odpocząć.
Ciocia wróciła pewnie do mieszkania.
Ciekaw byłem czy Wade zamknął za sobą drzwi, tak jak go poprosiłem.
Gdyby natrafił na moją opiekunkę, nie byłoby już tak wspaniale.
Na razie... ona nie może o niczym wiedzieć.
Jestem tylko ja i mój korepetytor, nic między nami.

Wade

Wszystko po pożarze było sprzątnięte gdy tam dotarłem. Szukałem w tłumie znajomej sylwetki, ale nigdzie nie znalazłem Petera. Może to lepiej. Pewnie siedzi już w domu i śpi, miałem taką nadzieję. Oddaliłem się więc od tego miejsca kierując się bardziej na obrzeża. Przysiadłem jednak na jakimś wieżowcu na Manhattanie. Stanąłem nad krawędzią patrząc w dół. Ludzie, ludzie i kolejne tłumy ludzi. Ciekawe że jako grupa wydają się nic nie znaczącą masą, ale jednak kiedy wyciągnie się pojedyncze osoby z tłumu, to każda jest inna, z inną historią i w ogóle.

Peter

Należał Mi się odpoczynek za tę nagłą akcję.
Przynajmniej ja tak uważałem.
Wypatrzyłem jeden z wieżowców, który idealnie posłużyłby za moją tymczasową oazę spokoju.
Wspiąłem się ku górze przeskakując między oknami.
Usiadłem przy krawędzi, tak, że moje nogi beztrosko zwisały.
Podciągnąłem maskę do wysokości nosa, aby odetchnąć miejskim powietrzem, niestety jak wiadomo nie najczystszym.
Wtedy nie byłem świadomy tego, że ktoś jeszcze tutaj jest.

Wade

Nie, nie. Stanowczo za dużo myślisz ostatnio. #Gdzie się podział ten beztroski najemnik?# Cóż, beztroski najemnik pojawiał się w momencie założenia kostiumu. Teraz mi się wydaje że staje się dojrzalszy przy Peterze. Odwróciłem się i mój wzrok padł na znajomą sylwetkę. Podszedłem do Pająka i usiadłem koło niego. - Hej, ty mnie sledzisz czy jak?- zapytałem wesoło.

Peter

Pajęczy zmysł ostrzegł mnie przed kimś.
Tym kimś nie po raz pierwszy okazał się być Deadpool.
Widocznie miał dzisiaj dobry dzień.
I to nie tylko on.
- Ja? Nie, tylko odpoczywam - podparłem się z tyłu na rękach.
Usta i szczęka wciąż były widoczne, a stabilizacja oddechu jak najbardziej potrzebna.

Wade

- Niedawno był pożar jakiegoś szpitala... Byłeś tam może?- zapytałem niby od niechcenia ale tak na prawdę chciałem wyciągnąć od niego jakieś informacje. Może ja tu siedzę bezczynnie a powinienem wspierać Petera...

Peter

- Byłem, tylko aby  wszystko sprawdzić. Niestety się spóźniłem, lecz nie wydarzyło się nic... poważniejszego. Większość wróciła do domów - wyjaśniłem mu.
Nie miałem jak na razie ochoty na nakładanie z powrotem prawie połowy maski.
Jeszcze chwilka wytchnienia Mi nie zaszkodzi.

Wade

- Dzięki, że... Że byłeś tam...- powiedziałem z wdzięcznością. Na prawdę mnie uspokoił i nie musiałem się martwić o Petera. Bałem się wcześniej że może zrobić coś głupiego pod wpływem impulsu, ale skoro z jego ciocią najwyraźniej wszystko w porządku to nie mam się czym martwić.

Peter

- Nie ma za co... Znałeś kogoś, kto tam był? - zapytałem z istnej ciekawości.
Może znalazł się tam ktoś z jego rodziny, a może i jakiś znajomy.
Odwróciłem głowę w jego kierunku oczekując odpowiedzi.

Wade

- Tak, był tam ktoś kogo znam- odpowiedziałem i spojrzałem na niego. Też na mnie patrzył... Mógłbym teraz wyciągnął rękę i ściągnąć mu maskę ujawniając jego tożsamość. Ale zamiast tego sam podciągnąłem moją maskę i przysunąłem się do niego. Lekko się pochyliłem składając na jego ustach delikatny pocałunek.

Peter

Nie pytałem o nic więcej sądząc, że pewne sprawy powinniśmy zachować dla siebie.
Pokiwałem głową i znacznie zmarszczyłem brwi.
Czy... czy on właśnie...
Czułem się jakby ktoś właśnie unieruchomił mnie całego pozostając w rozszarpanych uczuciach.
Przyjąłem pocałunek.
Sam oczywiście nie miałem pojęcia dlaczego.
Dopiero po kilku sekundach oderwałem się z dobrze skrytym niezadowoleniem.
Odepchnąłem mężczyznę od siebie.
- Co ty robisz? - warknąłem.

Wade

- Podziękowałem ci- wzruszyłem ramionami jak gdyby nigdy nic. Sam nie wiem czemu to zrobiłem, ale podobało mi się. Jego usta były lekko spierzchnięte ale zaskakująco jakby znajome. Odpedzilem od siebie tą myśl. Kiedy mnie odepchnął *skąd tyle siły w takim wątłym ciałku?* dystans między nami się nieco zwiększył więc położyłem się na plecach i włożyłem ręce pod głowę w beztroskim geście.

Peter

Wytarłem usta wierzchem dłoni chcąc pokazać swoją niezależność w stosunku do niego.
Przecież nic nas nie mogło łączyć oprócz przyjaźni.
- I właśnie w taki sposób dziękujesz? Tak... się nie robi - burknąłem krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Mogłem mu powiedzieć co robiłem z Wade'm pewien czas temu.
Czy wtedy też byłby tak chętny co do tego pocałunku?
Na samą myśl wbrew swojej woli się uśmiechnąłem.

Wade

- Może się nie robi, ale ja zawsze robię to co ja uważam za słuszne... Z resztą czemu teraz masz banana na twarzy, skoro niby ci się nie podobało- zapytałem ironicznie się uśmiechając co mógł zobaczyć z racji że nadal nie nasunąłem maski z powrotem. Byłem ciekawy czy da mi w pysk za spoufalanie się. No ale przecież skoro już się przytulalismy to czemu nie mogłem go pocałować? Chciałem to zrobić od dawna, a w końcu sie nadarzyła okazja.

Peter

Zarumieniłem się na jego komentarz.
Nawet nie pomyślałem o tym, że Deadpool mógł uznać mój uśmiech za pozytywny gest.
- Bo... bo..  A co jeżeli wcześniej... robiłem coś ze swoim mężczyzną? - poddałem mu jedno wytłumaczenie dla ówcześniejszego zakłopotania.
Mogłem równie dobrze przerwać tę rozmowę, lecz po co?

Wade

- Och, przepraszam! Rozumiem że twoja moralność ci nie pozwala latać od jednego faceta do drugiego co?- zaśmiałem się. Dla mnie to nie stanowiło problemu. Umawialem się z Peterem, a z Pająkiem tylko całowałem. Na razie...

Peter

-N-nie, dlatego, że jestem mu wierny - odparłem nagle.
Nawet nie wyobrażałem sobie spotykania z ich dwójką w zmiennych osobowościach.
Wiem, że nie poniósłbym co do tego żadnych konsekwencji.
Oni o sobi nie wiedzieli i nic się na to nie zapowiadało.
- Następnym razem... uprzedź mnie - naciągnąłem maskę wymawiając każdy wyraz z pewnymi wątpliwościami.

Wade

- Gdybym ci powiedział "hej mam zamiar cię pocałować" to nie byłoby zabawy- czy on właśnie powiedział że następnym razem...to znaczy że spodziewa się kolejnego razu, czyli nie mogę go zawieźć...

Peter

- Wtedy zawsze mógłbym odmówić, zamiast używać przemocy - mruknąłem.
Co do mojej siły, Deadpool już się przekonał.
O tym nie można było tak po prostu żartować.
Zastanawiałem się czy Wade bezpiecznie dotarł do domu.
Mogłem na niego liczyć i wiedziałem, że wykonał zadania mu powierzone.

Wade

- Ty i przemoc. Oj bo uwierzę. Z resztą ostatnio mnie nawet przytuliłeś- przypomniałem mu. Czemu robi z tego taką aferę. Pocałowałem go, bo chciałem no i co z tego? Przecież mu się nie oświadczyłem, ani nawet nie zaproponowałem żeby poszedł ze mną do łóżka, więc w czym problem? *Dokładnie w tym że jak się przyzwyczaisz do całowania go to potem to ewoluuje do chęci wylądowania z nim w łóżku...* #Nic nie musi ewoluować, już mam ochotę go przelecieć #

Peter

Pokręciłem głową jakby w celu zaprzeczenia, lecz doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego co się wydarzyło.
Przytuliłem go.
Ale tylko w tym przyjacielskim geście, nic więcej!
- Zakończmy już ten temat - westchnąłem.
Jeszcze chwila, a Deadpool zacząłby się wypytywać czy Mi się podobało.
Chyba tak...
Jego usta, dotyk były... znajome.
Jakbym już kiedyś doświadczył tego samego.

Wade

- Czemu? Lubię jak mnie przytulasz- powiedziałem szczerze. Chyba zachowuje się jak dziecko. *Poprawka, jesteś zdziecinniałym hedonistą, ignorantem i debilem* No nie mogę zaprzeczyć, rzeczywiście tak jest. #Ale przynajmniej jesteś szczery#

Peter

Przyciàgnąłem do siebie nogi i podkurczyłem je.
Na kolanach ułożyłem zakrytą już brodę.
- Zrozum w końcu, że... ja kogoś mam - odpowiedziałem mu.
Chciałem być jak najbardziej wierny tej osobie, przez co nie powinienem spoufalać się aż tak bardzo z osobnikiem jakim jest Deadpool.

Wade

- Czy ten ktoś wie o tym, że jesteś Pająkiem?- zapytałem odwracając się w jego stronę.

Peter

Gwałtownie zaprzeczyłem ruchem głowy.
- Nie. I się tego nie dowie - powiedziałem jak najbardziej stanowczym głosem.
Wade mógłby się martwić.
I tak już zbytnio przesadził z tym samochodem.
Musiałem go trzymać jak najdalej od całej sprawy.
- A... czy ten Twój.. wie?

Wade

- Sam sobie odpowiedz na to pytanie. On zna mnie tylko...od tej dobrej strony. Tak, uwierz że mam taką "normalną" stronę. Muszę być dla niego odpowiedzialnym zwyczajnym obywatelem Nowego Yorku. Czyli być swoim przeciwienstwem- to była prawda. Przy Peterze nie mogę być sobą. Trochę to nieuczciwe z mojej strony, ale gdyby poznał mnie jako Deadpoola, to już dawno by uciekł z krzykiem.

Peter

- A więc obydwoje ich okłamujemy. To naprawdę złe - zauważyłem.
Tu przed sobą pewnie nie mieliśmy żadnych granic w doborze tematów.
Mogliśmy mówić o wszystkim zachowując anonimowość.
Nie zdziwiło mnie to wyznanie o normalnej stronie.
W końcu ja też odgrywałem rolę grzecznego ucznia.

Wade

- Z tym że ja powinienem zachować anonimowość, to chyba logiczne. W naszej bajce to ja jestem tym złym. Ale sądzę że ty się powinieneś ujawnić. Ludzie cię uwielbiają- stwierdziłem. No przecież Avengersi się ujawniają i w ogóle. To znaczy Pająk nie jest Mścicielem ale chyba powinien nim zostać.

Peter

- Nie... nie mogę. W swojej prawdziwej tożsamości jestem kimś innym niż się wydaję - powiedziałem zastanawiając się nad tym.
Jak wyglądałaby reakcja Wade'a na wieść o moim bohaterstwie?
Czy dalej chciałby się ze mną spotykać?
Według mnie z pewnością stałby się zbyt opiekuńczy.
- A... jak ty byś zareagował, gdyby... on okazał się być nowojorskim bohaterem? - zapytałem z czystej ciekawości.

Wade

- To... To chyba bym ocipiał od wątpliwości. Z jednej strony wiedziałbym że nie mam się czym martwić, bo umie sobie poradzić ale i tak bym się strasznie przejmował jego bezpieczenstwem- odpowiedziałem do dłuższym zastanowieniu.

Wade

Ta odpowiedź była zbyt bliska moim domysłom odnośnie Wilson'a.
Z pewnością zrobiłby to samo, a może przynajmniej się starał.
- Rozumiem... Dalej byś się z nim spotykał? - niestety moja ciekawość przejęła kontrolę.

Wade

- Pewnie że tak- odpowiedziałem bez wahania- Jeśli pokochałem go, to bez znaczenia jakie by miał przede mną sekrety. A bycie superhero jest spoko więc nie widziałbym żadnych przeszkod- wszystko co mówiłem było szczere. Czemu z Peterem nie umiem tak rozmawiać? Dlaczego, kiedy rozmawiamy o uczuciach to obaj się niezręcznie czujemy? Dlatego, że dotyczą nas samych? Nie muszę się krępować przed Pająkiem, bo obaj otwarcie umiemy mówić o emocjach. Co za ironia.

Peter

Uśmiechnąłem się.
To, co mówił znacznie podniosło mnie na duchu.
Czy ze mną i Wade'm mogło być podobnie?
- Zaczynam zazdrościć Twojemu wybrankowi - wyszeptałem jeszcze bardziej się kuląc.

Wade

- A u ciebie? Jakby to wyglądało? Wasz związek by przetrwał gdyby ten twój się dowiedział?- może czas trochę ze mnie zejść i skupić się na relacji Pajączka.

Peter

- Wątpię. Zacząłby się zbytnio martwić, a może i zostawiłby mnie. Sprawia wrażenie mężczyzny... który unika kłopotów, wiedzie beztroskie życie i jest szczęśliwy - byłem nawet dumny z takowego podsumowania.
A jednak potrafiłem się w nim zakochać i chcieć go mieć tylko dla siebie.
Może ten brak problemów mnie do niego przyciągał.

Wade

- No to słabo troche. Skoro nie potrafiłby zaakceptować jaki jesteś na prawdę to nie wróży nic dobrego- stwierdziłem tak, właśnie włączył mi się tryb "Deady dobra rada".

Peter

Poczułem się okropnie przez te dwa zdania.
Nie wierzyłem w brak przyszłości dla nas.
Przecież wyglądaliśmy na szczęśliwych...
Tylko wyglądaliśmy.
- Myślisz, że... powinienem to zakończyć? - warto byłoby usłyszeć czyjąś opinię.

Wade

Mógłbym teraz powiedzieć że tak oczywiście, nich to skończy i niech skoczy mi w ramiona w ramach pocieszenia. Ale... - Nie mam pojęcia. Serio nie wiem. To zależy tylko od ciebie. Jeśli cię kocha, to może powinniście spróbować...- powiedziałem szczerze i odwróciłem się na plecy- Nigdy się nie dowiesz, póki nie spróbujesz.

Peter

A więc dostałem swój cel.
Czas się dowiedzieć czy Wade mnie darzy takim samym uczuciem, a także... czym się jeszcze zajmuje.
Tak jak powiedział najemnik, nigdy się nie dowiem, póki nie spróbuję.
Podciągnąłem maskę pod pretekstem zaczerpnięcia jeszcze większej ilości powietrza.
Naprawdę robiło Mi się gorąco.

Wade

Spojrzałem na niego z zaskoczeniem. Nie, chyba nie miał na myśli tego co ja myślę więc naciągnąłem swoją  maskę z powrotem- Tak żeby mnie nie korciło- zaśmiałem się.

Peter

Wymusiłem na sobie lekki uśmiech, co pewnie nie umknęło jego uwadze.
Byłem cholernym egoistą.
Nie skupiałem się na uczuciach tych dwóch mężczyzn, a tylko swoich własnych pragnieniach.
Rozdarty pomiędzy nimi.
Kogo wybrać?
Kiedy mam dostąpić wyboru?
Chyba powinienem wrócić do domu.
Przespać się z własnymi myślami, odpocząć.

Wade

- Myślałeś kiedyś żeby wyjechać z NY?- zapytałem z czystej ciekawości- Przestępcy są na całym świecie, więc masz spory wybór.

Peter

- Jeżeli zdobędę kiedykolwiek trochę pieniędzy, to z pewnością znajdę się... w jakimś słonecznym kraju. Hiszpania, Grecja, Włochy - odpowiedziałem bez zastanowienia.
Od dziecka ustalałem to w swojej główce.
Jak najbardziej dążyłem do spełnienia tych drobnych marzeń.
Kiedy nadejdzie czas wyjazdu i chwilowego egzystowania w śródziemnomorskich miejscach?

Wade

Automatycznie się podniosłem  patrząc na niego ze zdziwieniem. - Co jest z wami nie tak. Każdy młody chłopak chce tam wyjechać czy co?- mruknąłem. Ja chyba osobiście bym wolał coś typu Nowa Zelandia albo jakieś Karaiby. Jednak podobieństwo wypowiedzi Petera i Pająka nie uszła mojej uwadze.

Peter

Ponownie zasłoniłem resztę twarzy maską.
Nie będę w ten sposób męczył nas obu.
- Każdy młody chłopak? Co masz przez to na myśli? - zapytałem będąc dość zdzwionionym.
Czy Deadpool robił jakąś ankietę na temat tego,aby od razu wszystko stwierdzić?

Wade

- To że mój chłopak wymienił te same kraje gdy go o to zapytałem. Czemu nikt nie pomyśli o casynach, barach i burdelach? Trzeba korzystac z życia puki czas- zaśmiałem się gorzko. O czym ja właściwie mówiłem? Kręciło mnie to kiedy miałem 18-19 lat, a potem poznałem Mercedes i wszystko się zmieniło.

Peter

Ta informacja wprawiła mnie w istne przerażenie.
Jego chłopak powiedział to samo?
A... ja dzisiaj grałem w pytania z Wilson'em.
Takie słowa również padły z moich słów.
Może byliśmy po prostu do siebie podobni.
Najlepiej żyć z właśnie taką myślą.
Zacisnąłem usta w prawie prostą linię nie wiedząc do końca co powiedzieć.
Rozejrzałem się tylko aż zbyt nerwowo po otoczeniu.

Wade

- Hej żartowałem, nie powinno cię ciągnąć do burdeli- powiedziałem lekko zaniepokojony jego zachowaniem. Wydawał się wyraźnie spięty, a ja nie znałem powodu.

Peter

- Tak, tak - mruknąłem dość niemrawo i podniosłem się z miejsca.
Powinienem już iść.
Jak najszybciej zniknąć i wszystko przemyśłeć.
Pocałunek, ciepłe kraje.
Czułem jak mój mózg zaraz od tego eksploduje.

Wade

- Już mnie zostawiasz?- zapytałem smutno. Serio wiem że to niewłaściwe ale nie chciałem żeby już sobie szedł.

Peter

Nie odpowiedziałem mu, tylko posłałem samej masce pełne wątpliwości spojrzenie.
Nie opuszczajàc głowy, ani jej nie przekręcając zrobiłem krok w przód.
Spadłem z wieżowca.
Leciałem prost w dół łapiąc kolejne oddechy, dając powietrzu unosić moje ciało.
Wspaniałe uczucie.
Dopiero kilka metrów nad ulicą zdołałem wypuścić pajęczynę i złapać się pobliskiego budynku, najprawdopodobniej muzeum.
Odejście godne mojej osoby. Musiałem go zostawić z pytaniami, samego.

Wade

Kurwa kurwa kurwa! Czy on właśnie!? Aha okej... Kiedy spojrzałem w dół, zobaczyłem jego wyczyny. No cóż, mógł się chociaż pożegnać. Więc Peter w domu, Pająk też uciekł. Nie zostało mi nic innego jak wrócić do domu.

Peter

Jak najszybciej dotarłem na Forest Hills.
Serce biło Mi jak oszalałe, nie potrafiłem się uspokoić.
Czy mogłem chociaż jeden dzień spędzić bez rozczarowań czy zbędnych przygód?
Wskoczyłem przez okno od razu pozbywając się stroju.
Ze zdenerwowaniem ukryłem go w szafie, a po przebraniu ułożyłem się na łóżku.
Chciałem spać, aczkolwiek mimo moich prób leżałem z głową w poduszce i rozmyślałem.
Ja... ja go naprawdę kocham.
Wade jest wspaniały, choć może sam jeszcze nie wie o swojej ważności.
Co innego kiedy mówię o Deadpool'u.
Ten człowiek robi to specjalnie, namawia mnie do ów czynów, kusi.

Wade

Wróciłem do mieszkania i ściągnąłem tylko maskę, aby swobodniej oddychać. Nie chciało mi się jeszcze spać więc włączyłem telewizor siadając na fotelu. Hmm... Chyba powinienem zainwestować w kanapę... #I zaprosić Petera huh# Przełączyłem na wiadomości, gdzie podawali relacje z dzisiejszego pożaru. Kamera uchwyciła grupkę funkcjonariuszy, a wszyscy cywile już zostali odesłani. Właściwie nie wiem czemu to zrobiłem... Skoro Spidey twierdzi, że wszytsko w porządku, no to powinienem mu wierzyć, ale po prostu wolałem się sam upewnić.

Peter

Nie miałem pojęcia jak długi okres czasu leżałem przez zapadnięciem w objęcia Morfreusza.
Męczyły mnie własne myśli dobierając się nawet do tych najmniejszych zakątków umysłu.
W czasie nocnego odpoczynku męczyła mnie tylko czarna plama, na której kolejno pojawiały się pytania do mnie samego.
Kim jest Deadpool?
Kim jest Wade?
Kim ja jestem?
Nie podołałem podaniu odpowiedzi na żadne z nich.
W końcu wybudził mnie jakże irytujący dźwięk budzika.
Podczas odsłuchiwania porannego akompaniamentu, moja głowa błagała o chwilę ciszy.
I braku napływających myśli.
Właśnie ich głównie chciałem uniknąć.
Podniosłem się z łóżka i leniwym krokiem przeszedłem do łazienki.
Trzeba wziàć w końcu prysznic.

Wade

Zanim się zorientowałem zdążyłem zasnąć na fotelu. Obudziłem się gdzieś koło 4 nad ranem, ale jedyne co byłem w stanie zrobić, to wciągnąć na siebie jakiś koc i spać dalej. Niewygodna pozycja jednak dała się we znaki około 10 rano i musiałem wstać. *Wow chyba pierwszy raz od jakiś 10 lat, wstałeś przed południem...*

________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro