Bądź moim prezentem
Peter
Nie miałem pojęcia, o której godzinie zdołałem usnąć.
Jak co dzień, ten wspaniały odpoczynek przerwał Mi dźwięk...
Nie, to nie był budzik, a skrzypiące drzwi.
Do mojego pokoju.
gwałtownie zerwałem się z miejsca i obejrzałem w ich stronę.
Na progu znajdowała się Ciocia wraz z muffinką i świeczką w nią wbitą.
Posłałem jej ciepły, lecz trochę zaspany uśmiech.
- Ciociu, nie trzeba było... - mruknąłem poprawiając koszulkę.
W nocy Mi się trochę przekręciła.
- Jak to nie? Kończysz dziewiętnaście lat, a to jak wiadomo, robi się tylko raz w życiu - mruknęła kobieta widocznie zadowolona ze swojego drobnego żartu.
Wade
Dzisiaj jest ten dzień. Urodziny Petera!! Fajnie, ale nie jest to aż taka uroczystość aby wstawać przed 12 w południe. Właśnie o tej godzinie zwlokłem się z łóżka i rozgladnąłem bezradnie. Właściwie miałem pewien plan, ale jeśli Pete się nie zgodzi to wszystko w pizdu. Sięgnąłem po telefon w drodze do tostera. Grzanki z dżemem obowiązkowo muszą być. "Hejo :) bardzo jesteś dzisiaj zajęty? Bo wiesz, dzisiaj piątek, początek weekendu... Może wpadłbyś na plotki wieczorkiem?" wysłałem. Nie mogłem się zdradzić z moim pomysłem więc musiałem zachować pozory zwykłego spotkania ot tak.
Peter
Ciocia w dość uroczysty sposób złożyła Mi życzenia, a następnie przez chwilę porozmawialiśmy.
Pytała się czy wszystko dobrze, jak Mi idzie w szkole.
Nawet pomimo tego braku czasu wyraźnie się martwiła.
Naprawdę to doceniałem, dlatego nie mogłem zawieść tej kobiety.
Ze smakiem zjadłem muffinkę, uprzednio oczywiście zdmuchując jedną świeczkę.
Jakie było moje życzenie?
Z pewnością nie martwiłem się o swoją naukę, późniejszą pracę, a...
Ja tylko chciałem mieć przy sobie tę jedną osobę.
Później wszystko zamieniło się w rutynę.
Poranna toaleta, ubieranie się i wyjście do szkoły.
Zajęcia mijały szybciej niż ostatnio, a ja rozpaczliwie czekałem na koniec.
Znowu to samo, wibracje w kieszeni.
Odczytałem wiadomość.
''Czemu nie. :) ''
I tak miałem podejść do niego na chwilę z zadaniami.
Może uda się przekupić Wade'a, aby ten zrobił je za mnie...
Wade
"O której ci pasuje?" wolałem się upewnić że zdążę. Ale skoro się zgodził to właściwie już mogę zacząć szykować niespodziankę. Byłem ciekawy, czy Peter wie, że ja wiem, że ma dzisiaj urodziny. Ale pewnie nie bardzo, no bo niby skąd miałbym wiedzieć? A jednak wiem i wiem też że to jest dobra okazja, aby okazać mu trochę czułości i uczuć.
Peter
Zamiast zająć się czytaniem zadanego nam tekstu, ja zręcznie pod ławką ukrywałem telefon.
''Nie wiem, raczej mam wolny cały dzień.''
Może czas sobie dzisiaj trochę odpuścić tego skakania po dachach.
Nie zamierzam spotkać ponownie Deadpool'a.
Ten osobnik zaczyna mnie naprawdę psychicznie doprowadzać do szału.
A... fizycznie do podniecenia.
Ledwo co się do tego przyznaję.
Wade
"To wpadnij o 20:30 ok? Oczywiście jeśli to nie za późno" wysłałem i skończyłem śniadanie. Trzeba się zająć przygotowaniami. I chyba nawet wiem kto mi w tym pomoże. Oczywiście kochana pani Huston, najwspanialsza sąsiadka na świecie. Czekałem kilka sekund zanim otworzyła. Nie wiem skąd w niej tyle werwy, ale mało z kapci nie wyskoczyła, aby mi pomóc. Pożyczyła mi błękitny obrus i parę naczyń. Wybraliśmy się jeszcze do sklepu po parę drobiazgów. Oczywiście pamiętałem o lodach waniliowych. Przytaszczyliśmy zakupy do mieszkania i zająłem się robótkami ręcznymi. #If you know what I mean# *Kretyni!* No przecież mam na myśli wycinanki! Na kolorowych trójkątach z kartonu napisałem "happy birthday Petey" i za pomocą sznurka zawiesiłem w salonie, gdzie chciałem wszystko zorganizować. Jest tam mały stolik, który właśnie nakryłem błękitem i ustawiłem naczynka. Zostało mi jeszcze trochę pracy a czas leciał nieubłagalnie.
Peter
''Na pewno będę. ;)''
Odłożyłem komórkę i kontynuowałem czytanie tekstu.
Nie przepadałem za takimi zajęciami, miałem ścisły umysł, a opowieść nic nie wnosząca do mojego życia to istna tortura.
Czemu nie mogą nam dawać książek o charakterze naukowym?
Takich w moim domu jest pełno.
Zastanawiało mnie dlaczego tak chętnie napisał, zapraszał mu.
Och, no tak, przecież obiecałem mu... coś więcej.
Byłem gotowy na wszystko cokolwiek mężczyzna zaproponuje.
Wkrótce zajęcia się skończyły i z ulgą opuściłem szkołę.
Zostało Mi około pięciu godzin do spotkania.
Wade
Musiałem się bezwzględnie upewnić, że wszystkie rzeczy związane z pracą najemnika są dobrze ukryte w schowku, z którego przy okazji wyciągnąłem prezent. Ten boski aparat, pamiętacie? Był już zapakowany położyłem go więc na stoliku koło naczynek. Rozpakowalem zakupy do końca i pochowalem do lodówki pamiętając aby lody włożyć do zamrażalnika. Była 20:00 tak więc część kulinarną czas zacząć.
Peter
Wróciłem powoli do domu i wziąłem się za lekcje.
W pisaniu towarzyszyły Mi głuche odgłosy radia policyjnego.
Pustka.
Może wreszcie coś idzie po mojej myśli.
Z uśmiechem skończyłem robić zadania, a następnie wziąłem się za sprzątnięcie własnego pokoju.
Ten nieład wprawiał mnie w niemałą irytację.
Najróżniejsze części garderoby krzątały się po podłodze wraz z książkami, szkicami.
Czy w kącie nie leżał mój stary strój?
Cholera, jak dobrze, że Ciocia go nie zauważyła.
Wade
Ej wiecie co? Obieranie ananasa jest cholernie wkurzajace. Tak, właśnie robię sałatkę owocową. Na stole leżał już torcik, który przygotowała pani Huston. Wypatrzylem w nim tylko dużo czekolady, bitej śmietany i czereśnie. Właściwie to chyba kocham tą kobietę, serio mogłaby być moją matką. Gdy zapytała dla kogo szykuję przyjęcie i dowiedziała się że dla "przyjaciela" powiedziała, że jestem bardzo romantyczny. Ona chyba wie o moich upodobaniach, a mimo to traktuje mnie po matczynemu. Kiedy wszystkie owoce były już pokrojone w kostkę spojrzałem na zegarek. O cholera!! Była 20:28 a ja stałem w kuchni pełnej owocowych obierek. Chyba nigdy w życiu w tak ekspresowym tempie nie sprzatalem. No zajekurwabiście!! Kuchnia jakoś wygląda ale ja? Stara koszulka upaprana czym tylko się da. Ściągnąłem ją i pośpiesznie wrzucilem do prania.
Peter
Bez pośpiechu zabrałem plecak z uprzednio przygotowanym zeszytem i jedną książką.
Przeczesałem włosy dłonią.
One jak zawsze prezentowały się w jak największym nieładzie.
Nie przejmowałem się zbytnio swoim wyglądem.
Przecież... chyba mogłem pójść do niego w swoim codziennym zestawie, na który składały się jeansy, t-shirt i bluza.
I brak stroju.
Opuściłem dom.
Miałem nie taki mały kawałek do domu mężczyzny.
Wsunąłem kaptur na głowę pozostając niezauważonym.
Z moich warg ledwo co dało się usłyszeć cichutko śpiewane ''Sto lat''.
Wade
Nie chciałem się z niczym spóźnić tak więc rzuciłem się do szafy i sięgnąłem po pierwszą z brzegu koszulkę. Okazała się być zwykłą czarną i trochę przydługą, ale trudno, z ciemnymi i na szczęście czystymi jeansami wyglądała dobrze.
Peter
Dotarłem do jego mieszkania.
Jeszcze przed drzwiami sprawdziłem swój wygląd.
Tak, aby nie odstraszyć od siebie Wade'a.
I tak robiłem to cały czas.
Może powinienem pracować nad własną samooceną?
Zapukałem do drzwi, a następnie odwróciłem się rozglądając wokół.
Wydawało Mi się być niezwykle cicho.
Wade
Gdy usłyszałem pukanie, to nagle się zestresowałem. To do mnie nie podobne, no ale. Przeczesałem palcami włosy i ruszyłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem zobaczyłem mojego kochanego Pete'a. - Hej Petey- uśmiechnąłem się do niego. Jak zwykle wyglądał cudownie, nieśmiały uśmiech, włosy w artystycznym nieładzie. Czegóż chcieć wiecej?
Peter
Gwałtownie odwróciłem głowę w jego stronę, kiedy tylko usłyszałem otwierające się drzwi.
- Cz-cześć... - uśmiechnąłem się lekko.
Miałem ochotę od razu się na niego rzucić i namiętnie pocałować.
Czy to byłoby odpowiednie dla naszej relacji?
Zamiast tego stałem bezradnie przed wejściem nie wiedząc co takiego mogę ze sobą zrobić.
Wade
Stal tam taki bezradny i trochę zagubiony. Co mogłem zrobić? Musiałem się zbliżyć i delikatnie musnąć go w usta, a potem przytulić. - Wszystkiego najlepszego...- szepnąłem z ustami tuż przy jego uchu.
Peter
Jeszcze szerzej się uśmiechnąłem na drobny pocałunek.
Objąłem go w pasie nie zważając na dzielące nas centymetry.
Może czasem lepiej być tak niskim.
Uniosłem brwi ku górze.
Czy on właśnie...
- Wade, ale... skąd.. wiesz... - nie dowierzałem.
Może mężczyzna zgadywał?
Nie, mało możliwe.
Nigdzie go o tym nie informowałem.
Czy on przypadkiem nie posiadał jakiś nadludzkich zdolności czytania w myślach?
Wade
-Mam swoje sposoby zdobywania informacji- powiedziałem tajemniczo odsuwając się oby móc spojrzeć mu w oczy. - Pomyślałem więc że może zrobiłbym ci małą niespodziankę z tej okazji.
Peter
Teraz to on zdobył miano tajemniczego.
Uchyliłem wargi ze zdziwienia nie mogąc tego pojąć.
- N-niespodziankę? I tak... zrobiłeś już za dużo - wydukałem nawiązując z nim kontakt wzrokowy.
Dość niepewny z mojej strony.
Jeszcze nie zdążyłem mu się odwdzięczyć za ostatnią kolację, a ten już wymyślił coś nowego.
Wade
- Oj przestań, to twój dzień- zaśmiałem się i delikatnie podniosłem jego żuchwę, aby zamknąć mi usta. Bezcenny widok. - No chodź, a nie stoisz tak w progu- złapałem go za dłoń i splotłem nasze palce. Otworzyłem szerzej drzwi i poprowadziłem go do salonu. Na środku stał mały stolik nakryty, jak w restauracji, pod sufitem wisiał napis, a w tle leciała cicho jakąś nastrojowa muzyczka na stereo. Wydaje mi się że wyglądało to nieźle.
Peter
- A-ale... - nie pozwolił Mi nawet dokończyć, tylko pociągnął wgłąb pomieszczeń.
Kolejny raz zaniemówiłem oglądając salon.
On to zrobił... dla mnie?
Cieszyłem swoje oczy całym widokiem, który naprawdę dobrze pasował.
Wolną dłonią zakryłem sobie usta próbując stłumić jęk pełen zachwytu.
Skierowałem powoli swój wzrok na mężczyznę.
- Dziękuję - mogłem wtedy równie dobrze ugryźć się w język.
Tylko na tyle było mnie stać?
Wade
- Daj spokój, to nic takiego- uśmiechnąłem się i stanąłem za nim obejmując go od tyłu. - Mamy na pierwsze danie torcik, na drugie danie torcik a na deser lody z owocami- pochwalilem się i pocałowałem go w szyję chowając twarz w jej zgięciu.
Peter
- Robisz dla mnie stanowczo za dużo. Jak.. jak ja będę się odwdzięczał czy Ci za to dziękował? - byłem pod ogromnym wrażeniem.
Ciekawe jak długo to planował.
I czym były te tajne źródła, z których wyciągnął informację o moich urodzinach.
Dobiegłem własnymi dłońmi do jego złączając razem nasze palce.
Czy mogłem sobie wymarzyć cokolwiek więcej?
Wade
- Po prostu bądź...ze mną, przy mnie...- wyszeptałem ledwo słyszalnie. To chyba było jedyne czego potrzebowałem i oczekiwałem. Chciałem w końcu kogoś mieć po śmierci Mercedes. Nie do łóżka jako przelotną zabawę. Chciałem w końcu kogoś pokochać. I nienawidziłem się za to że ta osoba lata po mieście w spanexie. Dlatego chcę pokochać Peter'a żeby zapomnieć o Pająku.
Peter
Odwróciłem się w jego stronę, a dłonie zarzuciłem mężczyźnie na ramiona.
- To jest właśnie moje urodzinowe życzenie - uśmiechnąłem się pogodnie stając na palcach.
Złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku.
Może to właśnie przez niego chciałem okazać wszystko co czułem do Wade'a.
Najwyższy czas powiedzieć Deadpool'owi, że powinniśmy... się wstrzymać z naszą relacją.
Nie chciałbym, aby ten związek ucierpiał.
Wade
- Więc je spełnimy- oderwałem się od niego na chwilkę. Przyciągnąłem go do siebie za szlufki jego spodni i ułożyłem dłonie na jego biodrach ponownie łącząc nasze usta
Peter
Byłem na to gotowy.
Na nasz pierwszy, pełny stosunek.
Jednakże sytuacja jak na razie nie pasowała.
Zamiast pogłębiać pocałunek odsunąłem od niego usta.
- Sądzę, że najpierw powinniśmy zająć się tym co przygotowałeś - mruknąłem dość pewnie.
I to bez żadnego zająknięcia.
Mój mały sukces, z którego byłem naprawdę dumny.
Wade
- Jak sobie życzysz- uśmiechnąłem się do niego. Przecież ja wcale nie miałem zamiaru robić jakis nie stosownych rzeczy prawda? No dobra, jasne że miałem zamiar. Puściłem go i poprowadziłem do stolika siadając po drugiej stronie. Wskazałem na leżące na stoliku pudełko. - Prezent chcesz teraz czy potem?
Peter
Usiadłem na wskazanym miejscu.
Zdziwiło mnie to opakowanie.
- Wade, przesadzasz... Co jest w środku? - zapytałem nerwowo przełykając ślinę.
Cokolwiek to miało być, na pewno kupione.
Za pieniądze.
Prawdziwe pieniądze.
Których oczywiście ja nie miałem będąc wciąż pod opieką Cioci.
Zacisnąłem nerwowo dolną wargę spoglądając na niego, to na pudełko.
Wade
Wyglądał na lekko przerażonego moim zachowaniem. Mam tylko nadzieję że nie dostanie wylewu od moich pomysłów. - Mam ochotę powiedzieć, że bomba albo szczeniak, ale nie jestem pewien...może po prostu otwórz?- zaśmiałem się i wzruszyłem ramionami krojąc torcik i nakładając nam na talerze.
Peter
Pełen determinacji zabrałem się jak najdelikatniejsze zdejmowanie ozdobnego papieru.
Jeżeli to bomba, już jestem martwy.
A jak szczeniaczek...
Cóż, czy to nie podchodziłoby pod znęcanie się nad zwierzętami?
W końcu dotarłem do tego co było w środku.
Zacisnąłem wargi jeszcze bardziej posyłając Wade'owi moje ledwo wierzące w to spojrzenie.
Kamera.
Och, i to nie byle jaka.
Przy ostatnim fotograficznym przeglądzie właśnie zwróciłem na nią uwagę.
Była... cudowna.
Oderwałem się od zachwytu, kiedy przypomniałem sobie cenę.
Wade
- Nie podoba ci się?- zapytałem zaniepokojony gdy zobaczyłem że jego uśmiech zbladł. Cholera, a jeśli on już taką ma i wyszedłem na debila? #To nie zamoczysz eh# Zamknij się!
Peter
- Jest... wspaniała. Przyznam się, że o takiej właśnie marzyłem - moja twarz pojaśniała uśmiechem.
Czy powinienem zganić go za takowy prezent?
W końcu znałem jego wartość.
Opuściłem głowę wpatrując się w nierozpakowane jeszcze urządzenie.
- Wade... Ja... ja nawet nie wiem jak Ci dziękować. To najlepsze urodziny w moim życiu - wyszeptałem powstrzymując się od łez.
Ze wzruszenia i szczęścia oczywiście.
Wade
- Twój uśmiech jest najlepszym podziękowaniem, wiesz?- powiedziałem szczerze. Właściwie poza miłością nie ma niczego co mógłby mi dać.
Peter
Podniosłem głowę do góry.
Pewnie nawet sobie nie wyobrażał jak dla mnie wiele znaczył.
Wstałem z miejsca i bezceremonialnie do niego podszedłem.
Chwilę później, Wade już zatapiał się w moich ramionach, a ja ułożyłem głowę przy jego szyi.
Przynajmniej teraz go trochę przewyższałem, gdy siedział.
- Kocham Cię.
Wade
- I tylko to się dla mnie liczy- zamruczałem przymykając oczy. Cholera, nie wiedziałem że aż tak się ucieszy. Ale to chyba najwspanialsze uczucie na świecie, kiedy możesz wywołać u kogoś takie reakcje.
Peter
Po jeszcze kilku sekundach czułego wtulania się w mężczyznę, odchodząc ucałowałem go w czoło.
Ot tak.
W końcu mogłem to zrobić, nawet bez stania na palcach.
Z powrotem zasiadłem na swoim miejscu.
Nic nie powinno nam zepsuć tego wieczoru.
Wade
- Od razu mówię, że to nie ja piekłem, autorem jest moja sąsiadka- ostrzegłem wiedząc, że tort będzie pyszny. -_Wspaniała kobieta, ma chyba że 120 lat, ale ma zapał sprintera. Musisz ją poznać.
Peter
Uśmiechnąłem się przybliżając bliżej naczynie z wcześniej nałożonym kawałkiem.
Wyglądało apetycznie.
- Tak jak ty moją Ciocię. Ona... nie może się już tego doczekać. Podpadłeś jej do gustu. To przez te ciasteczka - zręcznie ukroiłem sobie niewielki kęs, a następnie ułożyłem w ustach.
Ciasto naprawdę smakowało wybornie, aż rozpływało się pomiędzy moimi wargami.
Wade
Zaśmiałem się na to wspomnienie. Cóż takie drobne nieporozumienie- Ale one miały być dla ciebie. Ale skoro przekupiłem nimi teściową to chyba dobrze- też zacząłem jeść. Oczywiście, że było zajebiste.
Peter
-T-teściową? - zapytałem w lekkim zdumieniu nie przerywając posiłku.
Czułem jak zbliżamy się do siebie coraz bardziej, nawet przez tak drobne słowa.
On w to wierzył, podobnie jak i ja.
Będziemy razem.
Obiecuję to sobie.
Wade
- Jak zwał tak zwał- skwitowałem. Wyglądał słodko z łyżeczką z ustach. No powiedzmy sobie szczerze, on zawsze słodko wygląda.
Peter
Cichutko zamruczałem potwierdzając swoje zadowolenie.
Niejednokrotnie przyłapałem się na zerkaniu w jego stronę.
Dość namiętnym, a jednocześnie czułym.
- Jesteś wspaniały - wziąłem kolejny kawałek.
Jak wyglądałaby nasza przyszłość?
Czy w ogóle się nad tym zastanawialiśmy?
Wade
- Oj już nie przesadzaj, cieszę się że mogłem ci sprawić przyjemność. Wiesz, zawsze możemy zabrać się za trygonometrię- zaśmiałem się wskazując na plecak, który leżał obok jego krzesła.
Peter
Zupełnie zapomniałem o swoim plecaku.
Obrzuciłem go szybkim wzrokiem i wróciłem do kończenia tortu.
Został najmniejszy kawałeczek, który także znalazł miejsce w moich ustach.
- Odpuśćmy to sobie. Nie w taki dzień - oblizałem łyżeczkę jak to miałem w swoim zwyczaju.
A Wade się już wcześniej o tym przekonał.
Wade
Musiałem odwrócić od niego wzrok aby ten gest nie wydawał się taki...podniecający w swojej niewinności. Wstałem i chwyciłem za talerzyki. Teraz dopiero zauważyłem wysokie kieliszki. - Ciągle z ciebie młoda dupa, więc chyba za proponuję ci Piccolo, ale jeśli byś się bardzo uparł na prawdziwego szampana, to też mam.
Peter
Odchyliłem się prawie nieznacznie na krześle.
- Jutro przecież nie mam szkoły, a odrobinka szampana nie potrafiłaby Mi zaszkodzić - mruknąłem.
Tak naprawdę myślałem zupełnie co innego.
Nawet nie chcę wiedzieć z jakim bólem głowy obudziłbym się po całym kieliszku.
Posiadanie takowych umiejętności miało też i te złe strony.
Zresztą Wade zrobi to,co będzie uważał za słuszne.
Wade
- Ale nadal jesteś nieletni, tak więc Piccolo, które z resztą uwielbiam - zdecydowałem. Zabrałem talerzyki i udałem się do kuchni. Włożyłem naczynka do zlewu i sięgnąłem do lodówki po Piccolo brzoskwiniowe. *Dziwny jesteś* Wróciłem z butelką i usiadłem odkrecając ją tak aby korek nie wyleciał mi z ręki. - Jakieś dwa lata temu musiałem wymienić tamto okno- wskazałem głową na świetlik za Peterem- Śmiesznie to wyglądało, bo korek nie roztrzaskał szyby, tylko zostawił dziurę jak po postrzale.
Peter
- Zależy, w którym stanie - czy my właśnie się przedrzeźnialiśmy?
Przynajmniej dla mnie to tak wyglądało.
Jego argumenty ku mojemu niezadowoleniu wygrywały.
Krążyłem wzrokiem za Wilson'em.
Nie skomentowałem w jakikolwiek sposób ów anegdoty.
Przypomniała Mi się pewna sytuacja, w której uczestniczył wujek Ben.
To właśnie on przez otwieranie noworocznego szampana zbił ulubioną wazę Cioci.
Wade
Rozlałem napój do kieliszków i czekałem aż Pete uniesie swój po czym stuknąłem się z nim naczynkami. - Za?... Za Peteya, przyszłego geniusza i wielkiego odkrywcy w dziedzinie biologii i chemii- powiedziałem uroczyście śmiejąc się w duchu. Nie, nie z niego, z siebie. Po prostu.
Peter
Tak jak sobie życzył, wznieśliśmy toast.
- I fizyki - dodałem uradowany - Także za Wade'a, najlepszego kucharza, nauczyciela matematyki oraz organizatora wszelkich uroczystości.
Nie spodziewałem się po sobie takiego tonu głosu.
Oddaliłem nasze kieliszki i upiłem zaledwie łyk.
Bąbelki łaskotały moje podniebienie.
Proszę zobaczyć, marzenia się spełniają.
Wade
Zaśmiałem się na jego toast i też spróbowałem. Tam, brzoskwiniowe to moje ulubione. Bez dwóch zdań. - to może jakiś deser?- zaproponowałem.
Peter
- Czemu nie - mruknąłem poprawiając się na krześle.
Odłożyłem na chwilę kieliszek i zająłem się oglądaniem wszystkiego wokół.
Jak wiele czasu spędził na tych przewspaniałych dekoracjach?
Przynajmniej już będę wiedział, jak bardzo muszę się postarać w jego urodziny.
Wade
Kiedy tak się rozglądał po pomieszczeniu nagle się zdałem z czegoś sprawę...po śmierci Mercedes przeprowadziłem się tu aby zacząć od nowa. Jednak zupełnie nie umiałem sie przywiązać do tego miejsca. Nie było w nim kawałka mnie, było to zwykle uniwersalne mieszkanie w którym mógł zamieszkać każdy. Nie było w nim mojego ulubionego mydła, plakatów, xboxa, kolekcji płyt...a teraz kiedy Peter tu siedział nagle poczułem że pokój nabiera barw i charakteru. Otrzasnałem się po chwili - Okej, zaraz wracam- powiedziałem i powędrowałem z powrotem do kuchni.
Peter
Odprowadziłem mężczyznę wzrokiem do kuchni.
Chodzący ideał?
Lepiej bym go nie nazwał.
Jak będziemy kiedyś razem wyglądać?
Mi zostało dość niewiele czasu do ukończenia w końcu szkoły.
Och, a za około miesiąc rozpoczną się już wakację.
Pokładałem nadzieję wtedy w nasze częste spotkania, lecz co tak naprawdę się stanie?
Po przejściu na nauki do Oscorpu, wspaniale byłoby znaleźć sobie mieszkanie.
Wraz z Wade'm.
Wyprzedzałem przyszłość swoimi myślami, a przecież powinniśmy się skupić na tym co się dzieje teraz.
Wade
Nałożyłem do miseczek lody waniliowe i udekorowałem je kawałkami owoców. Żeby nie było nudno to w markecie wybierałem tylko te tropikalne- ananas, jakieś mango, papaja i parę innych. Chwyciłem za miseczki i wróciłem do salonu. - Dobrze pamiętałem że lubisz waniliowe?- zawahalem się, bo gdybym jednak sie pomylił, to chyba bym wyskoczył przez okno.
Peter
Z moich niektórych dość absurdalnych wymysłów wyrwał mnie mężczyzna, który dumnym krokiem wszedł do salonu.
Pokiwałem od razu głową.
- Waniliowe i cytrynowe - uśmiechnąłem się, ponieważ Wade wyglądał na dość niepewnego.
Naprawdę się postarał.
Wade
- To jednak jeszcze się nie muszę leczyć na skleroze- ucieszyłem się i ustawiłem przed nami miseczki. No nie powiem, wyglądało to zajebiście.
Peter
- W normalnych warunkach, powinienem zganić Cię za ten prezent, ale... chyba sobie dziś odpuszczę - mruknąłem.
Psucie tak dobrego wieczoru byłoby jednym z największych błędów w moim życiu.
Przyjrzałem się deserowi.
Mieć przy sobie takowego mężczyznę to istny cud.
Wade
- Jakoś sobie nie wyobrażam, abyś był w stanie kogokolwiek zganić- spojrzałem na niego pobłażliwie pakując sobie łyżeczkę do ust. A może serio go jeszcze tak dobrze nie znałem i co rusz będzie mnie czymś zaskakiwać?
Peter
- To, że jestem niskim, grzecznym uczniem, nie musi od razu tego oznaczać. Wiesz, pozory mylą - zabrałem się za deser ukradkiem spoglądając w stronę Wade'a.
Kiedyś... powinien się o tym dowiedzieć.
Ale to kiedyś.
Po zajmować nasze piękne spotkanie niepotrzebnym, pajęczym wyznaniem?
Wade
- Jasne że wiem, ja też jestem w sumie zupełnie innym człowiekiem niż mógłbym się wydawac- przyznałem mu się. To było w sumie szczere z mojej strony. Było to prawdą, a jednocześnie nie zdradziłem mu za wiele.
Peter
Przytaknąłem na wypowiedź mężczyzny.
Mogliśmy się w tej kwestii dobrze rozumieć.
Ja byłem Spider-Man'em, a on...
Kim był Wade?
Co takiego skrzętnie przede mną krył?
Wade
- W każdym razie...- chciałem jakoś odwrócić jego uwagę gdyby się za bardzo zastanawiał, co mógłbym ukrywać. Niech uzna, że tak mi się tylko powiedziało- Chciałbym ci podziękować za zaszczycenie mnie dzisiaj wieczorem swoją osobą- powiedziałem uroczyście.
Peter
Delektowałem się powoli przygotowanym deserem.
Ile ja oddałbym za takie codzienne pyszności...
- Nieźle mnie tym... zaskoczyłeś. Och, a mieliśmy się uczyć... plany nam się zmieniły, prawda? - posłałem mu radosny uśmiech nie do końca będąc pewnym tego co powiedziałem.
Czy z mojej strony... była to propozycja?
Wade
- No chyba się zmieniły. Zamiast siedzieć nad matmą siedzimy nad lodami- zaśmiałem się. Nie byłem do końca pewien czy aby dobrze zrozumiałem jego aluzję. Ale lepiej pobawić się w to że nie zrozumialem- Ale zawsze jeśli chcesz trochę nauki, to nie ma sprawy.
Peter
Uniosłem jedną brew ku górze.
On mówił prawdę czy tylko próbował przekonać mnie do zainicjowania dalszych ruchów?
- Naprawdę chcesz się teraz tym zająć? - mruknąłem z niedowierzaniem.
Wilson stanowił dla mnie istną zagadkę.
Rozwiązanie go będzie dużym problemem.
Wade
- Oj no nie, nie wydaje mi się żeby w piątek brać się za lekcje- próbowałem go uspokoić aby nie wziął moich słów na poważnie- Dziś jest twój dzień i będziemy robić wszystko, na co tylko masz ochotę, choćby było to skakanie ze spadochronem- zapewniłem go. Właściwie może te spadochrony to nie taki głupi pomysł... *Ratunku!!*
Peter
Odstawiłem miseczkę na stół wpatrując się w osobnika przede mną.
- O wiele bardziej wolę coś... przyziemnego - w tej sprawie Deadpool jak najbardziej zrozumiałby moje słowa.
W końcu nie zamierzam skakać po mieście i bujać się pomiędzy budynkami na pajęczynie.
Przymknąłem na chwilę powieki, aby po chwili ponownie je otworzyć i wbić wzrok w twarz Wade'a.
- Czy... chciałbyś spełnić moje... urodzinowe życzenie? - wyszeptałem czując wyraźnie jak na moje policzki wkrada się róż.
Wade
- Pewnie! Cokolwiek by to było. Mam nadzieję że jest to coś szalonego- zaśmiałem sie- Jak na przykład...Hmm... Włamanie się do Białego domu... Albo...bieganie nago po Central Parku...albo oglądanie My Little Pony.
Peter
Pokręciłem przecząco głową.
- Niestety, to nic z tego. A czy będzie szalone... Ocenisz sam - odparłem próbując zachować w sobie tę nutę intrygi.
Widocznie się jeszcze nie domyślał.
Albo nie uważał, że to ja, Peter Parker w swej osobie, podejmę pierwsze kroki.
Podniosłem się z miejsca od razu pojawiając przy mężczyźnie.
Ująłem jego policzek jedną ze swoich dłoni i przybliżyłem się do delikatnego pocałunku.
Wade
Jego zachowanie było zadziwiająco tajemnicze, ale jednocześnie interesujące. #Wade, czy ty myślisz że on ma na myśli, no wiesz?# *Głupi jesteś* Jednak zaczęło mnie coraz bardziej intrygować to jego życzenie, gdy się do mnie przybliżył. Nie byłem do końca pewny, czy chce tylko pocałunku, więc aby nie wyjść na chama i prostaka niepewnie musnąłem go wargami zamykając oczy.
Peter
Już miałem cicho prychnąć pod nosem.
Wystarczy zgadywać, czy to ja jestem za bardzo chętny czy też Wade nie zrozumiał jakiejkolwiek aluzji.
Stawiam na to pierwsze.
Nogą odsunąłem lekko krzesło, na którym siedział, a żeby nie czuł się aż tak zdziwiony siłą drzemiącą we mnie, postarałem się o wiele większe zdumienie.
Bez uprzedzenia usiadłem okrakiem na jego kolanach.
Teraz sprawy się już same potoczą.
Wade
O Boże tego trzeba mi było! On chyba serio chciał tego co ja myślę... Pogłębiłem pocałunek śmiało penetrując wnętrze jego ust. Smakował czekoladą i owocami a też swoim specyficznym smakiem Parkera. Dłonie ułożyłem na jego biodrach i wsunąłem je pod jego bluzę...i koszulę... Cudownie było poczuć jego ciepłą skórę pod palcami.
Peter
Odebrałem te gesty pozytywnie.
W końcu nie wyjdę na napalonego dzieciaczka, można się cieszyć.
Poddałem się namiętnemu pocałunkowi.
Mimo gwałtowności w naszych ruchach, dało się wyczuć tę wzajemną troskę i... szczęście.
Tak, byłem szczęśliwy właśnie przy nim.
Podsunąłem się bliżej zupełnie nieświadomie ocierając nasze krocza.
- Czy... czy to jest szalone? - chciałem się przekonać co do uprzednich kwestii.
Wade
- Petey, czy ty...ty chcesz "tego"?- musiałem się upewnić, musiałem mieć stuprocentową pewność, że to daje mi do zrozumienia.
Peter
Ułożyłem dłonie na ramionach mężczyzny stykając nasze czoła razem.
- Nie chcę... - urwałem, a po chwili przekierowałem pewnie wzrok tuż na jego błyszczące oczy - Ja tego pragnę.
Na dopieczętowanie swoich słów musnąłem linię jego szczęki.
Wade
Moje serce stanęło kiedy powiedział że tego nie chce, ale sekundę później pędzilo jak oszalałe, gdy dokończył zdanie- Ja też cię pragnę-szepnąłem całując go namiętnie. Zabrałem dłonie spod jego koszulki i ułożyłem je na tym jego seksownym tyłeczku przyciągając go jeszcze bliżej. Mimo iż był lekki, to cudownie było poczuć ten ciężar na kroczu.
Peter
Zbyt przyjemnie było słyszeć te słowa wymawiane pomiędzy kolejnymi muśnięciami.
Przestał mnie zawstydzać jego dotyk.
Lekki dyskomfort przeradzał się w istną przyjemność.
Głównie dla mojej psychiki.
Koniec z zamartwianiem się o najbliższą przyszłość.
Powinienem przestać wyprzedzać fakty i zająć się... tym, co jest teraz.
A teraz było jak najlepiej.
Wade
Nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Krzesło nie jest najlepszym i najwygodniejszym miejscem do okazywania czułości. Mocniej go przycisnąłem do siebie i wstałem przytrzymując go aby mógł objąć mnie nogami. #Jeśli to pani Hudson dosypała jakiegoś afrodyzjaku do tortu, to jutro kupię jej bukiet kwiatów #
Peter
Szybko się domyśliłem o co mu chodziło.
Objąłem go nogami w pasie.
Mogłem wtedy zażartować, że niczym prawdziwy pająk, lecz wątpię, aby Wade to zrozumiał.
W duchu śmiałem się z własnej myśli.
Może jakkolwiek zadowolę mężczyznę, zważając na swoją.. akrobatyczność.
Wade
Nie przerywając pocałunków powoli szedłem do sypialni. Musiałem uważać aby po drodze nigdzie Peterem nie zahaczyć. Wydawało mi się że minęły wieki zanim udało mi się tam dostać. Światło było zgaszone ale gdy przycisnąłem chłopaka do ściany, to jego plecy włączyły boczne światło. Pokój nieco się rozjaśnił od poświaty nocnej lampki, która dawała słabe, ale w tym momencie intymne oświetlenie...
______________________
Aha, hejty za 3...2...1... też was kocham, tak samo jak przerywanie w takich momentach. Ale wiecie... Może ☆ jakoś by przyspieszyły czas oczekiwania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro