13
20 sierpnia 2018, poniedziałek.
Dzisiejszej nocy kolejny raz krew pokryła moje ciało.
Wyszedłem z domu i usłyszałem przerażający, rozdzierający serce krzyk. Nie wiedziałem jak postąpić. Może to ja krzyczałem? Haha... Nie jestem jeszcze aż tak powalony, nie mam zamiaru w środku nocy manifestować tego, kim jestem. Nabrałem się kolejny raz,
On kolejny raz mnie przechytrzył! Och! Ile polało się krwi! Ile ciał tamtejszej nocy miałem pod nogami! Płacz, zgrzyt i kolejny, głośny krzyk z ust mojej ofiary! Wbrew pozorom doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że każdy jest inny: inny ton głosu, inny krzyk, inny wygląd, inny strach. Ach, strach! Uwielbiam strach, miny moich zapłakanych ofiar! Inność. Ja i On tolerujemy to najbardziej, to właśnie daje nam nieograniczoną ilość zabawy podczas morderstwa! Nie każda reakcja sprowadza się do płaczu, krzyku, wrzasku i ucieczki. Niektórzy nawet nie płaczą, najśmieszniejsi są ci, którzy mdleją podczas takich niewinnych zabaw! Ha! Tyle ich było, że spokojnie mógłbym spisać książkę na ich temat! Są tacy nudni. Ich krew zazwyczaj brudzi moje ręce! To demony, których należy się pozbyć! Trzeba im pokazać... P-pokazać..? Chyba oszalałem. Boli mnie głowa, nie mogę mu pozwolić od tak przejmować kontroli. Może ten idiota miał rację? Może powinienem usunąć się w cień, a On powinien działać? Może mój największy koszmar się ziści? Jestem takim debilem, nie umiem nad sobą panować! Ha! Idiotyzm! Zero samozaparcia... A może się znowu poddam? Może pozwolę mu spalić świat? Dam mu mordować, zabijać, plądrować i pozbywać się zwłok! Haha! Wszyscy umrą przez moją głupotę! To idealne! Idealne! Wszyscy ugną się pod naporem moich spojrzeń, pod naporem Jego! Jeśli przegram wszyscy zginą! Haha... To jest takie interesujące! Krew spływająca po ciałach, krzyki świadków znajdujących się w złym miejscu o złej porze! Haha... Pamiętam ich wyraz twarzy, wrzaski, płacz, odrazę...
Ten cudowny smak, zapach!
Krew... K-krew? Cholera...
Muszę odpocząć.
Śmierć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro