Rozdział 1
Od mojego wypadku minął już miesiąc. Nienawidziłam swojego życia całym sercem. Wiedziałam, że nie odzyskam już wzroku. Siedziałam właśnie na krześle i szczotkowałam swoje czarne włosy, które sięgały mi do ramion. Gdyby nie moja mama, to nawet bym ich nie czesała. Po co mam to robić, skoro i tak nie widzę jak wyglądam?
Ubrałam na siebie jakąś sukienkę. Tekstura jej materiału przypomniała mi, że jest koloru niebieskiego. Ruszyłam do kuchni dotykając chłodnych ścian. Poczułam zapach tostów.
- Hej kochanie - przede mną rozległ się wesoły głos mamy.
- Hej - powiedziałam beznamiętne i z jej pomocą usiadłam przy stole. Podała mi jedzenie a ja zjadłam je powoli.
- Idę się gdzieś przejść - uśmiechnęłam się, udając, że jestem w dobrym humorze. Nie chciałam jej martwić.
- Dobrze kotku, tylko uważaj na siebie - przytuliła mnie i podała mi moją białą laskę. Była zimna i gładka.
Wyszłam z mieszkania i ze złości głośno szurałam i stukałam moim drogowskazem po ulicy doprowadzając pewnie ludzi do zawału.
Zapamietaną liczbą kroków dotarłam do parku i usiadłam na ławce. Zewsząd dobiegał mnie świergot ptaków, szum wiatru i zapach kwiatów. Mimo to, mój humor się nie poprawiał. Chciałabym móc to wszystko zobaczyć i znów cieszyć się życiem. Przez moją utratę wzroku, straciłam również dziewczynę. Jestem naprawdę beznadziejna.
Sięgnęłam do swojej torebki i wyjęłam z niej swój telefon. Na czuja wybrałam z niego piosenkę i włożyłam do uszu słuchawki. Po chwili usłyszałam cudowny głos Rap Monstera z jego piosenki "Change". Uwielbiałam ją. Jedynie piosenki były w stanie poprawić mój nastrój. Nawet nie zauważyłam jak głos rapera ukołysał mnie do snu.
Obudziłam się gdy poczułam jak ktoś wyciąga mi z uszu słuchawki i klepie mnie w ramię.
- Przepraszam, ale chyba zasnęłaś a jest już późno. Zaprowadzić cię do domu? - spytał mnie jakiś dziewczęcy głos.
- No nie wiem. Sama sobie dam radę. To, że jestem niewidoma, nie znaczy, że nie umiem trafić do domu - powiedziałam oschle.
- Spokojnie, ja naprawdę chcę tylko pomóc - głos dziewczyny stał się troszkę cichszy.
- No dobrze. Jak masz na imię?
- Sayuri, a ty?
- Kimiko. Chodźmy, moja mama będzie się martwić - skrzywiłam się.
Poczułam jak Sayuri chwyta mnie za rękę. Przeszył mnie dreszcz, ale nie puściłam jej. W ciszy udałyśmy się w stronę mojego domu.
Gdy byłyśmy już na miejscu, usłyszałam dzwonek do moich drzwi. Sayuri musiała go nacisnąć.
- Kimiko, gdzieś ty... Dzień dobry, jesteś przyjaciółką Kimiko? - głos mojej mamy stał się łagodniejszy i spokojniejszy.
- Poznałam ją dzisiaj, ale mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. Jutro po ciebie przyjdę, pa - zawołała, pocałowała mnie w policzek i szybko odbiegła.
- Ale... - nie miało sensu kończyć tego zdania, bo pewnie była już daleko. Westchnęłam i weszłam do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro