*3 vol2*
Było już prawie ciemno. Zaczynał się weekend, w który jak zawsze Talia i Icchak długo włóczyli się na dworze. Tego popołudnia znów wybrali się na brzeg rzeki. Pogrążeni w rozmowie o nauce i sprawdzianach, przez które będą musieli przebrnąć by skończyć ten rok w szkole, szli piaszczystą ścieżką wśród dojrzewającego zboża. Mimo iż książki piętrzyły się na biurku Tali, ona z przyjacielem postanowiła wyjść na spacer, by oderwać się od życia w ciągłym stresie. Niedużo im czasu pozostało do końca roku. Zapowiadało się, że 2 klasę gimnazjum zakończą z nie bardzo wybitnymi ocenami.
Gdy przyjaciele doszli do mostu, Talia przystanęła. Wieczór był ciepły, a prócz szumiącego strumyka, nie słychać było żadnych innych odgłosów. Od strony rudery zaczął wiać wiatr. To przypomniało Tali o dziurze w płocie. Nie wiedziała, dlaczego akurat teraz, ale postanowiła odkryć co kryje się w ruinach. Po latach ten pomysł wcale nie wydawał się mniej intrygujący niż kiedyś. Teraz jednak dziewczyna nie bała się tak bardzo jak małe dziecko. Ciągnęła ją do domu ciekawość i chęć poczucia adrenaliny. Przecież nie na co dzień odkrywa się miejsce, którego wszyscy bali się w dzieciństwie.
- Co ty na to żebyśmy dziś poszli zobaczyć z bliska tamten dom?
Na twarzy chłopaka pojawił się początkowy grymas. Nie miał ochoty iść. Bał się? Talia nie mogła go rozgryźć.
- No nie wiem, czy to najlepszy pomysł - odparł zaskoczony chłopak - jest już trochę ciemno. Zaraz będzie trzeba się zbierać do domów. Dziś nie jest dobry dzień. Jestem zmęczony. Posiedzimy tutaj chwilę i chyba wrócimy. Jeszcze dziś musimy się uczyć.
Chłopak wykręcał się jak tylko mógł, podając przy tym coraz to głupsze argumenty. Nastolatek nigdy nie miał ochoty się uczyć, uciekał od tego jak najdalej.
- Masz cykora? - zapytała roześmiana Talia. - Chodź, tylko zerkniemy i zaraz wrócimy.
Chłopak nie chciał sprzeciwiać się Talii. Niech ona tym razem zdecyduje. Przeszli przez most i dalej żwawym krokiem podążyli polną, szeroką drogą w stronę rysującego się na tle ciemnego nieba starego domu. Znalezienie dziury w płocie nie zajęło im dużo czasu. Talia doskonale pamiętała, gdzie się ona znajduje, mimo iż minęło już tyle lat. Icchak poszedł pierwszy i szybko pokonał otwór w płocie. Talia teraz się jednak zawahała. Pomysł dobrze brzmiał w teorii. Póki mówiła o eskapadzie wszystko wydawało się doskonałą zabawą. W rzeczywistości wejście na teren tej rudery było trudniejsze niż przypuszczała. Nie chodziło tu o trudności z fizycznym wejściem na posesje. Powietrze się jakby zagęściło. Gdy Talia stała tak wpatrując się w dziurę w metalowym płocie, chmury przesłoniły niebo. Cień padł na łąkę dookoła nich. Wiatr zawiał przynosząc ciche szmery i tajemnicze odgłosy. Talia wzdrygnęła się, ale by nie okazać tchórzostwa, poszła za Icchakiem. Przecież nie mogła skrytykować własnego pomysłu. Szli powoli, krok za krokiem. Mimo, iż nikogo nie było w pobliżu, mieli wrażenie, że ktoś ich obserwuje. Talia dostała gęsiej skórki na całym ciele. Na całkowicie płaskim terenie byli idealnie widoczni, może to dla tego pojawiło się takie wrażenie. Gdy podeszli do murów domu, przeszedł ją dreszcz. Ściany wykonane z wiekowej cegły, pokryte były zielonkawym narostem. Z ram okien sterczały ostre, zakurzone kawałki popękanego szkła. Wiatr zawiał powtórnie i rozhuśtał metalowe drzwiczki od skrzynki na listy, które przeciągle skrzypnęły. Dziewczyna spojrzała na pozostałości po budynku. To miejsce zdecydowanie na nią źle działało. Czemu nie pomyślała proponując ten plan? Coś załopotało za jej plecami. Dziewczyna obróciła się z przerażeniem, gotowa zobaczyć jakiegoś potwora. Na szczęście był to tylko fragment starego kawałka materiału powieszonego w oknie. Łopotał poruszony podmuchem wiatru. Jednak dziewczyna nie mogła się pozbyć wrażenia, że ktoś stoi za tą prowizoryczną kurtyną. Mimowolnie wyciągnęła rękę, by zerwać płótno. Nie chciała go dotykać w obawie za tym co zobaczy zanim. Jednak gdy jej palce zacisnęły się na obrzydliwym, mokrym materiale usłyszała wołającego przyjaciela. Opuściła dłoń i od razu wytarła ją o swoje dżinsy. W powietrzu dało się słyszeć szum skrzydeł i z krakanie czarnych wron, które najpewniej założyły gniazdo w tej ruinie. Talia odeszła od muru i spojrzała na przyjaciela, chodzącego wzdłuż ścian. Gwiazd wciąż nie było widać, a słońce nieubłaganie zachodziło. Wszystko spowił mrok.
- Icchak, chodźmy stąd. To nie był dobry pomysł - krzyknęła.
Chłopak jednak szedł cały czas naprzód. Widać niepewność go opuściła. Gdy przeszedł przez płot rozwiały się wszystkie wątpliwości. Chłopak nie odwrócił się na zawołanie. Wpatrzony był w lekko uchylone drzwi wejściowe. Talia wiedziała, co jej przyjaciel zamierza zrobić. Nie mogła na to pozwolić. To miejsce miało w sobie coś złowrogiego i nie były to tylko opowieści. Zimno bijące od murów, krakanie wron, wyce wiatru i gęstniejący mrok nadawały całej posesji mroczny wyraz. Wszystko w tym miejscu działało na Talię negatywnie.
- Nie. Nie wchodzimy tam. Wracamy! - powtórzyła tym razem dobitniej. Przyjaciel nie obejrzał się, ale dziewczyna doskonale wiedziała, że ją słyszy. - Nie będziemy chodzić po tych ruinach. Nie chcę wchodzić do środka. Chodźmy stąd!
Icchak jednak nie słuchał próśb i wszedł na drewniane, przegniłe schody, prowadzące na werandę. Talia zauważyła wtedy, że architektura domu była wspaniała, w każdym calu. Za pewne w latach świetności dom był dziełem sztuki. Przepiękna rzeźbiona weranda, duże okna, wpuszczające dużo światła, balkonik z kolumienkami, wszystko to świadczyło o tym, że dom projektował prawdziwy znawca. Nie chciała już nawet myśleć, ile taka rezydencja mogła kosztować. Schody skrzypnęły pod ciężarem człowieka, którego tak długo nie było im dane oglądać. Dziewczyna otrząsnęła się z rozmyślań i powróciło zimno i mrok, którego teraz nie mogła już przebić wzrokiem. Nastolatek podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce. Lekko potarł ją ręką. Była wykonana z brązu, ale nie była złota, co oznaczało, że nie miała częstego kontaktu z ludzką ręką. Chłopak odwrócił się do Tali z nieodgadnioną miną. Uśmiechnął się półgębkiem.
- Idziesz, czy sam mam sobie poradzić? Skoro już tu jestem, to chyba oczywiste, że trzeba to wykorzystać. Tylko zajrzymy. Nie przegapię takiej szansy. Wiesz ile ja na to czekałem? - Wiedziała jaka padnie odpowiedz. Talia stchórzy, nie zostanie sama na zewnątrz.
Talia czuła, że nie skończy się to dla nich najlepiej. Gdzieś w głębi siebie, próbowała stłumić wrażenie, że popełniają ogromny błąd. Z drugiej strony musi go pilnować. Chłopak zdecydowanie za bardzo entuzjastycznie miał zamiar przeprowadzić rewizję domu. Ruszyła więc trochę żwawiej, by dogonić chłopaka. Nastolatek w tym czasie mocno pociągnął drzwi do siebie. Drewniane wrota zachybotały niebezpiecznie, ale nie wypadły z zardzewiałych zawiasów. Zrobił kilka kroków w przód, zanim dogoniła go Talia. Powoli i cicho weszli razem do ciemnego, zakurzonego holu. Tutaj nie było okien, a i nie było widać ubytków w murze. Gdy weszli głębiej okazało się, że w osłoniętym od wiatru pomieszczeniu nie jest tak zimno jak na zewnątrz. Talia rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez środek pomieszczenia biegł długi, przeszywany złotą nicią, stary dywan. Ze ścian złuszczała się rdzawo-czerwona tapeta. Opadała brudnymi płatami na ziemię i zwijała się w rolki. Pod ścianami stały szafki i małe regały zasnute pajęczą siecią. Icchak zrobił krok w przód. Podłoga zaskrzypiała przenikliwie. Wiatr za nimi jęknął przeciągle i trzasną drzwiami. Zapadła ciemność. Talia podskoczyła i złapała za rękaw przyjaciela, szarpiąc go do wyjścia. To nie była taka wyprawa, na którą chciała pójść, nie spodziewała się, że będzie musiała przechodzić przez coś takiego. Chłopak jednak nie ruszył się z miejsca. Zapalił latarkę w telefonie i rozglądał się z zaciekawieniem po domu. Teraz nastolatka przypomniała sobie, że ona zapomniała z domu swojego telefonu. Musiała się trzymać blisko chłopaka by nie zostać sama w ciemności. Drogie wyposażenie, wiele drzwi prowadzących do innych pokoi, dużo przestrzeni, urządzenie takiej willi z pewnością nie było tanie. Kto tak bogaty chciałby tu mieszkać. Chłopak przesunął nogę trochę dalej. Podłoga znów skrzypnęła, co zaniepokoiło Talię. A co jeśli pod nimi jest jakieś jeszcze pomieszczenie, a podłoga się zarwie? Nastolatek jednak poczuł się już pewnie w tym cichym miejscu. Drewniany parkiet wydawał się mu w całkiem dobrym stanie. Szybkim i sprężystym krokiem podążył w głąb korytarza oddalając się tym samym od przyjaciółki.
Talia zaczęła do niego krzyczeć i pobiegła za nim, ale odgłos kroków utonął w chrupocie desek i dźwięku głuchego uderzenia o ziemię. Przed Talią podniósł się tuman kurzu. Dziewczyna zaczęła kaszleć. Machał rękami by rozegnać chmurę spowijającą ją ze wszystkich stron. Po kilku chwilach pył opadł, a przed nastolatką ukazała się wyrwa w podłodze. Stało się to czego się obawiała. Stare drewno nie wytrzymało i pod ciężarem wysokiego chłopaka zarwało się. Mimo ciemności, która zapadła po prawdopodobnym rozbiciu telefonu, na dole pod warstwą gruzu dostrzegła ruch.
-Icchak! Icchak! - wołała Talia, nachylając się by dostrzec jakieś szczegóły na dole. - Nic ci nie jest? Zaraz jakoś cię stamtąd wyciągnę. Musi być jakiś sposób.
Talia zaczęła chodzić w te i we w te. Spojrzała jeszcze raz w dół. Jej przyjaciel na pewno żył, ale pewnie upadek z dosyć dużej wysokości spowodował swoje. Przypuszczała, że jest w ciężkim stanie. Spadł z na oko czterech metrów i został przysypany deskami i gruzem, ale można było mu jeszcze pomóc. Trzeba zadzwonić. Sięgnęła odruchowo do tylnej kieszeni spodni. Telefon został przecież w domu. Usłyszała przytłumiony jęk dochodzący z dołu. Musiała działać i podjęła jedyną rozsądną decyzję.
- Zaraz wrócę. Nie zostawię cię tutaj - krzyknęła i wybiegła.
Zimne pręty ogrodzenia odgniotły boleśnie jej skórę od ciągłego ściskania. To wtedy po raz ostatni widziała Icchaka. Patrzyła jak zahipnotyzowana na ciemny zarys domostwa. Dalej niewiele pamięta. Nie wiedziała jak dostała się do domu. W ciemności musiała przecież opuścić ruderę, pokonać pole, przejść przez dziurę, a potem przez rozwalony most. Dalej musiała biec przez długą dróżkę do miasteczka, a następnie do domu Icchaka. Nie pamiętała tego jak biegła. Nie miała pojęcia jak jej się udało w takiej ciemności bezpiecznie dotrzeć do mieszkania i zawiadomić ojca przyjaciela. Nie pamiętała akcji ratunkowej. W jej pamięci pozostało tylko okrutna nowina, że na dole nie znaleziono jej przyjaciela. To była jej wina! Łza spłynęła po jej policzku. Gdyby nie jej pomysł, do niczego by nie doszło. Jeśli miałaby odrobinę rozumu, jej przyjaciel by nie zaginął...
Zimny powiew wiatru przypomniał jej o tym, że już od dawna powinna być w domu. Chciała już odwrócić się i odejść, ale zatrzymało ją pojawienie się w oknie rudery małego światełka. Mignęło a potem od razu zgasło. Trwało to zaledwie moment, ale Talia była pewna. Wydawało się jej, że ktoś stał teraz w oknie i ją obserwował.
***
Gwiazdkujcje, komentujcie i zostawcie follow. Piszcie jak wam się podoba. Do napisania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro