Rozdział XXXII
Celine zmartwiła się bardzo, kiedy Mikel złapał się za lewą pierś i zrobił zbolałą minę.
— Jonathan — wymamrotał i podniósł się z miejsca. — Dostał śmiertelny cios.
Brielle spanikowała po tych słowach. Odprowadziła wraz z Celine Mikela wzrokiem, kiedy ten przepychał się przez innych, aby pobiec do Jonathana.
— Wiedziałem, że coś się stanie. Anna wróciła sama — powiedział Crispin. — Brielle, zamień się miejscem z Adeline. Jesteś na wylocie.
Posłusznie spełniła rozkaz. Bała się, że wampir, do którego grało jej serce zaraz odejdzie. Była świadoma faktu, że Mikel może go wskrzesić, ale jeżeli miałby cierpieć tak, jak Tessa... Nawet nie chciała o tym myśleć.
— Towarzysz Verlee też zniknął. — zauważył Eran.
— Oj no może skoczył na numerek. — stwierdziła Yyvon, a reszta spiorunowała ją spojrzeniem. Uniosła dłonie w geście kapitulacji i czknęła. Anthony wywrócił oczami i wyrwał jej z ręki kieliszek, po który sięgnęła.
— Wszystko w porządku? — do stolika podszedł kelner z tacką.
— W jak najlepszym. — powiedział William i uśmiechnął się ironicznie. Kelner odszedł natychmiast. — Rackford dostał w serce. Tessa i Mikel z nim zostali.
Brielle napłynęły do oczu łzy. Celine sięgnęła po jej dłoń i ścisnęła, dodając jej otuchy.
— Gdzie się podziała Van Asbeck?
— Wyszła zaraz po tym, jak Jonathan poszedł z Anną. — wytłumaczyła Adeline.
Wszyscy odwrócili głowy w stronę Tessy, która szła w ich kierunku niespokojnie. Jej białe rękawiczki splamione były krwią, suknia trochę również. Crispin poderwał się z miejsca wystraszony.
— To nie moja. — uspokoiła go. — Wychodzimy. Polecenie Mikela. Roi się tutaj od ludzi Benedicta, jest zbyt niebezpiecznie.
— Tylko nie wszyscy na raz. Brielle wyjdzie ze mną i Eranem — rozporządził William. — Aha, wszyscy do rezydencji Celine. Nie zdążyliśmy omówić jutrzejszej akcji.
Crispin złapał Yyvon za ramię i skinął na Celine, aby poszła za nimi. Anthony odetchnął z ulgą.
— Wyszli tyłem. — oznajmiła Theresa, widząc spojrzenie Adeline.
Wkrótce kilka powozów ruszyło w drogę po londyńskich ulicach, a niebo płakało nad ich losem.
* * *
Jonathan wciąż obolały usiadł na fotelu, trzymając się za miejsce, w którym jeszcze niedawno miał wbity kołek. Nie docierał do niego fakt, że mógł umrzeć.
Brielle posłała mu spojrzenie pełne współczucia, kiedy przechodziła obok. Nie mogła patrzeć na jego zakrwawioną koszulę.
Mikel od razu poszedł do kuchni. Była jego ulubionym pomieszczeniem w rezydencji. Głównie przez wzgląd na jedzenie, a Celine rankiem upiekła całkiem niezłe ciasteczka.
Teraz opierała się o framugę drzwi do salonu i patrzyła tępo w podłogę.
Eran siedział na kanapie i trzymał na kolanach głowę Adeline. Poczuła okropne zmęczenie jak tylko wsiadła do powozu.
Yyvon otrzeźwiała, kiedy Crispin zafundował jej pieszą wycieczkę w deszczu. Paliła papierosa przy uchylonym oknie i czekała na rozwój sytuacji. Sam Crispin opierał się o laskę.
Tessa brutalnie ściągnęła rękawiczki i cisnęła nimi na stół, jakby były czemuś winne. William westchnął długo i spojrzał na każdego.
— Zapomniałam już, że wzdychanie to twoja domena. — rzuciła kąśliwie Celine.
— Nie będę się powtarzał, więc słuchać. Ja, Yyvon i Eran to pierwsza grupa. Rackford, Tessa i Anthony druga, a trzecia to Crispin, Adeline i Mikel. Celine zostaje z Brielle tutaj. — powiedział Will.
— Ja, ty i Eran? — powtórzyła zdumiona Yyvon. — Czym ty się kierowałeś?
— Temperamentem — odparł spokojnie. — Nie będziesz wieszać się na Anthony'm, a Eran nie będzie się ślinił do Adeline.
— Mnie się podoba — powiedział Mikel, wchodząc z miską ciastek. — Spędzimy cudowne chwile razem. — puścił oczko do Adeline i Crispina.
— To wszystko ode mnie. Możemy się rozejść.
Tessa podniosła się bez słowa i ruszyła za Williamem. To samo zrobiła Yyvon i Anthony, a także Eran, Crispin i Adeline.
— Może zostaniesz? — zaproponowała Celine, zatrzymując Jonathana, kiedy również wstawał. Spojrzał na nią sceptycznie. — Oberwałeś bardzo. Wolałabym, żebyś się nie włóczył w takim stanie po Londynie.
— O ciuchy się nie martw. Zostało ich sporo po Victorze. — dodał Mikel, uśmiechając się głupio.
— W porządku. — zgodził się finalnie.
Brielle poczuła coś dziwnego wewnątrz siebie. W milczeniu jednak udała się do swojego pokoju i usiadła przed toaletką.
Wydawała się sobie taka zwyczajna. Zwykłe brązowe oczy i matowe czarne włosy, które teraz rozpinała z koka. Gdyby chociaż lśniły...
Ściągnęła z rąk jasnoróżowe rękawiczki i wzięła się za pozbywanie biżuteri oraz makijażu.
Po zdjęciu sukni obejrzała się w samej halce i cicho westchnęła.
W oczach każdego była dziewczynką, takie też miała ciało. Frustrowało ją to bardzo. Przecież Tessa też została przemieniona w młodym wieku, a jednak w niej nikt nie widział nastolatki. Jak miała zostać królową, wyglądając jak dziecko?
Jak ktoś miał zwrócić na nią uwagę, kiedy właśnie tak się widziała...
Kiedy doprowadziła się do porządku i przebrała w piżamę w jednorożce, zeszła na dół po szklankę mleka z miodem, napotykając oczywiście Mikela. Zaświeciły mu oczy na jej widok.
— Cudo — zlustrował ją wzrokiem od stół do szyi. — Ale mnie by nie pasowała.
Zaśmiała się cicho, kiedy dotarło do niej, że mówi o piżamie. Nalała szklankę mleka do garnka i zaczęła je podgrzewać.
— Masz wątpliwości. Chodzi o tron, czy coś więcej?
— Naprawdę uważasz, że rozmawianie z tobą o tronie mi pomoże? Jesteśmy w tej kwestii sporni. — żachnęła się.
— To nie przeszkadza w prowadzeniu dyskusji, słońce. Czego tak bardzo się boisz?
— Władzy — uniosła obie dłonie w górę, a później dodała miód do mleka. — Na ile będzie należeć do mnie, na ile do rady? Nie znają mnie, dlaczego mieliby mnie słuchać? Nie konspirować? Ile zdrad będę musiała znosić? Jak mam się nauczyć komu ufać, a komu nie? Widzisz we mnie spadkobierczynię tronu, ale to nie wystarczy. Równie dobrze moglibyście nałożyć koronę komuś, kto ma do tego kompetencje. Nie tylko krew...
Wysłuchał jej uważnie, marszcząc czoło.
— Nie będziesz tam sama. Ba, nawet ja urzęduję w Paryżu, choć domyślam się, że to cię nie cieszy.
— Przeciwnie. Dobrze będzie móc porozmawiać ze znajomą twarzą, nawet jeśli to twoja twarz, Mikelu Moriatti. — posłała mu tajemniczy uśmiech.
— Nie wiem, jak brzmisz w ojczystym języku, ale po angielsku już brzmisz jak królowa. Masz, zanieś to Jonathanowi. — podał jej kubek z czymś, co pachniało ziołami, ale wiedziała, że to alkohol.
* * *
Tessa zmartwiła się faktem, że zostawiła rękawiczki u Celine. Nie dlatego, że je lubiła, ale dlatego, że to niegrzeczne zostawiać komuś zakrwawione ubrania. Dotknęła odruchowo sukni w miejscach, w których miała plamy. Powóz jechał wolniej, niż na bal. To było trochę zabawne, że wciąż trwał, a oni rozchodzili się do domów.
Dom. Posiadłości Williama nie mogła nazwać domem, ale zdecydowanie miała tam swój dom przenośny. Swoje rzeczy i Winstona, a to już było coś.
— Anna nosiła swego czasu suknie w krowie łaty — zaczął poważnie William. — Nie widziałem jeszcze krów w szaro-czerwonych kolorach, ale zawsze możesz powiedzieć, że inspirowałaś się tymi pięknymi stworzeniami.
— Cudowny sposób na wyraźnie, że ci przykro z powodu mojej sukienki — zadrwiła. — Nie przejmuj się, i tak jej nie lubiłam.
— Więc dlaczego ją założyłaś?
— Moje życie głównie opiera się na tym, czego nie lubię robić. Dlaczego z sukienką miałoby być inaczej?
— W takim razie opowiedz mi o tym, co w swoim życiu lubisz. — założył nogę na nogę i oparł się o poduszkę za jego plecami.
— Już sama nie wiem, czy potrafię to rozróżnić — przyznała cicho. — Lubię czytać. Tylko tego jestem pewna. Nie lubię tego wszystkiego, co muszę robić, jeśli chodzi o sprawę. Nie jestem jednak pewna, czy kiedy to się skończy, będę potrafiła bez tego żyć.
Bawiła się swoimi palcami, patrząc w okno. Kiedy minął ich samochód, przypomniała sobie o zdziwieniu Celine powozami.
Czasami łatwiej było coś po prostu zaakceptować, niż to pojmować. Tak jak wampirze powozy.
— Życie jest sztuką, zwłaszcza wieczne. Nie oznacza to jednak, że w tej sztuce nie ma mankamentów, więc nie oczekuj od siebie idealnego dopasowania do czegoś, co nigdy do ideału się nie zbliży. — jego oczy zalśniły w ciemności.
Otwierała usta, żeby odpowiedzieć, ale wtedy usłyszała rżenie koni. W drugiej chwili koło powozu odpadło, a on przewrócił się na bok.
Tessa chciała się z niego wydostać, ale William nakazał jej milczenie gestem i skinął brodą w bok. Ktoś stał tuż obok nich.
Podniósł powóz jednym ruchem, a Will wyskoczył z niego jak oparzony, trzymając już w ręce osikowy kołek. Nie czekał jednak na reakcję osoby, która spowodowała wypadek. Cisnął kołkiem prosto w jego ramię.
Stęknął z bólu, a kiedy zobaczył, z Kim ma do czynienia, puścił się w bieg. Uciekał.
— Nie wierzę — William pokręcił głową i obszedł powóz, aby pomóc z niego wyjść Tessie. Na szczęście byli już pod posiadłością.
— Kto to był? — zapytała, wygładzając suknię, chociaż ta nie nadawała się już do niczego.
— Tchórz — odpowiedział niemal od razu. — Skoro uciekł. Wydaje mi się, że się mnie nie spodziewał, a powinien. Benedict chce cię dorwać, a my nie mamy pojęcia dlaczego. To męczące.
— Chce mnie żywą.
— Victor też chciał — odparł gorzko. — Chodźmy. Trzeba zorganizować pogrzeb.
— Jaki pogrzeb? — przeskoczyła nad gałęzią, która leżała pod jej stopami i poszła za nim.
— Twojej sukni.
— To niedorzeczne. Poza tym, już mówiłam. Nie lubiłam jej.
— Właśnie takie pogrzeby są najlepsze — ściągnął frak i przerzucił sobie przez ramię. — Możesz obrażać zmarłego dowolnie. I tak się nie będzie gniewał.
Tessa postanowiła tego nie komentować. Ucieszyła się z widoku Erica. Polubiła go i kiedy czekał na nich przed drzwiami, zrobiło jej się jakoś lepiej.
— To musiał być ciekawy bal.
— W istocie, Ericu — odpowiedział mu William i poklepał go po plecach, a Tessa posłała mu ciepły uśmiech.
* * *
Brielle z zawahaniem zmierzała do pokoju, który wskazała jej Celine. Nie potrafiła sama wykorzystywać słuchu do tego, aby rozpoznać, kto i gdzie się znajduje.
Zapukała w drzwi, ale nie były zamknięte, więc pod wpływem jej gestu otworzyły się nieco.
— Jonathan? — nikt jej nie odpowiedział, więc palcami pchnęła drzwi bardziej i weszła do środka. Strój balowy leżał złożony na fotelu pod oknem.
Jonathan wyłonił się z łazienki na wpół rozebrany, a kiedy zobaczył Brielle, zrobił wielkie oczy.
— Cholera — rzucił tylko i znów zniknął w łazience.
Brielle wiedziała, że nikt tego nie zobaczy, ale policzki zapiekły ją tak bardzo, że prawie upuściła miksturę dla niego.
— Wybacz, ale się ciebie nie spodziewałem. — powiedział, kiedy wrócił już w czarnym swetrze i spodniach w tym samym kolorze. Zdziwił się, jak bardzo Victor miał podobną do niego budowę.
Mokre włosy przeczesał do tyłu i spojrzał na nią wyczekująco.
— Mikel kazał ci to wypić. — podała mu kubek, a on skrzywił się na sam zapach.
— Wyjaśnił może, jak ziołowy likier ma mi pomóc? — uśmiechnął się delikatnie.
— Nie — odwzajemniła uśmiech. — Nadal boli?
— Owszem, ale mniej niż wcześniej. William mówił, że może boleć nawet tydzień.
— Ale i tak wyznaczył cię na misję.
— Nie martw się — przekrzywił głowę w bok. — Ból nie jest aż tak dokuczliwy. Tylko trochę irytujący. — wskazał jej łóżko, żeby usiadła.
— Rozmawiałam z Mikelem. Będzie przy mnie w Paryżu.
— Skaczesz z radości — zerknął na nią spod rzęs, kiedy zajmował miejsce obok niej. Zauważyła, że usiadł bliżej, niż zazwyczaj. — Nie jest taki zły, przekonasz się.
— Pytałam już Adeline i Celine, ale ciebie też muszę — spojrzała mu w oczy. — Odwiedzisz mnie czasem?
— Mieszkałem w Paryżu większość życia. Chciałbym tam wrócić, kiedy to wszystko się skończy.
— To... — nie spodziewała się tego. — Cudownie.
Przed chwilą marzyła, żeby wpadał od czasu do czasu, a teraz miała coś więcej. Miała go tam na stałe.
— Przeraża mnie jutro. Boję się o was. O ciebie. Że nie wrócicie. — wyznała szeptem.
— Wrócę — zapewnił. — Do ciebie zawsze.
Miała wrażenie, że wszystko wokół znika. Były tyle jego oczy niebieskie jak bezchmurne niebo, a w tym świetle ciemne jak szafir. I była jego dłoń, którą głaskał jej policzek.
Błyskawicznie zabrał rękę, kiedy oboje usłyszeli chrząknięcie. Brielle odwróciła się w stronę drzwi, w których stała Celine i unosiła wymownie brwi.
— Przyszłam sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku. Widzę, że jest nawet lepiej.
— Boże, to nie tak — przymknął oczy.
— Mhm, rozumiem — przygryzała wargi. — W takim razie musisz odpocząć przed jutrem. Brielle, mamy do skończenia drugi sezon Pamiętników Wampirów.
Brielle podniosła się ze śmiechem i zaraz ich nie było.
Jonathan ukrył twarz w dłoniach i skarcił się w myślach za to, co prawie przed chwilą zrobił.
Nie możesz, powtarzał sobie niczym mantrę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro