Rozdział XXXI
Wszyscy spojrzeli na tabliczkę, która uniosła się w górę.
Anna zamrugała zdumiona, ale zaraz odzyskała rezon. Sto pięćdziesiątce tysięcy funtów? To była niewyobrażalna cena. Jeszcze nigdy nie padła taka w licytacji za wampira.
Rzecz jasna nikt nie przebił tej kwoty, kiedy Anna upewniała się, że Tessa jest sprzedana.
— Wiedziałam, że wybranie cię to dobry pomysł, ale tego się nie spodziewałam — ścisnęła jej ramiona. — Muzyka! — zawołała, a po sali rozległy pierwsze dźwięki skrzypiec.
Anna zaprowadziła Tessę do komnaty, w której miała spędzić godzinę. Złapała się za głowę i spojrzała w lustro, bo nie mogła w to uwierzyć.
Po chwili do środka wszedł William z poważną miną. Wiedziała, że coś się stało.
— Dziękuję. — wydukała. Tylko na tyle było ją stać.
Zamknął za sobą drzwi, które ktoś dodatkowo zabezpieczył kluczem od zewnątrz.
— Skarbiec trochę ucierpi, ale ucierpielibyśmy znacznie bardziej, gdyby ten wampir wygrał — wyjaśnił. — To było podejrzane. Jonathan się dowie, czy przypadkiem ktoś nie zasugerował Annie, żeby wybrała ciebie. Licytował cię człowiek Benedicta i myślę, że ten siwy też nim jest. W dodatku po sali krąży podstawiona służba z kruczymi piórami. Byłbym idiotą, gdybym go nie przebił.
— To bardzo dużo pieniędzy.
— Owszem — spojrzał na nią spod rzęs. Była spanikowana. — Tesso, zapłaciłbym więcej, gdyby sytuacja tego wymagała.
— I tak dałeś za dużo. — zaczęła krążyć po pomieszczeniu.
— Jestem księciem Londynu, musiałem się popisać. Nie mogłem przewidzieć, jaki budżet ma ten typ, ale ze mną by nie wygrał. Chociaż też dużo dał. Dlaczego Benedictowi tak na tobie zależy? — zastanowił się. — Milion pytań, zero odpowiedzi.
Rozłożył ręce i usiadł na fotelu.
— To było upokarzające — skrzywiła się. — W dodatku fakt, że to ty mnie wykupiłeś sprawi, że ta durna łatka uwodzicielki książąt zostanie ze mną na dłużej. Boże, jeszcze mieszkam u ciebie... katastrofa. — przystanęła w miejscu. — Czy tego wampira też ktoś sprawdzi?
— Ulotnił się po mojej sumie. Anthony chciał za nim pójść, ale Yyvon nie daje mu spokoju. Crispin musiał zostać i pilnować Erana, a Rackford to wiesz. Reszta chroni Brielle.
— Spłacenie tego długo zajmie mi chyba cały wiek — dotarło do niej. — Trzeba było mu pozwolić. Może dowiedziałabym się czegoś ważnego?
— To ja tutaj jestem wstawiony, więc nie pleć głupot — skarcił ją. — Zbyt duże ryzyko. I nie masz u mnie żadnego długu.
— William, przecież to jest sto pięćdziesiąt tysięcy funtów, nie piętnaście.
— Żadne pieniądze nie kupią życia, a ty uratowałaś moje. Nie masz więc żadnego długu. Jeżeli spróbujesz mi kiedykolwiek oddać te pieniądze, wrócą do ciebie podwojone.
Ukryła twarz w dłoniach i warknęła w nie. Doprowadzał ją do szewskiej pasji, ale mimo to, poddawała mu się za każdym razem.
* * *
Kiedy tylko William poinstruował wszystkich i opuścił salę balową, Jonathan wstał z miejsca i wymienił spojrzenie z Mikelem, który skinął do niego głową.
Nie chciał zostawiać Brielle. Stokroć bardziej wolałby stać u jej boku i obserwować każdego, kto się do niej zbliży. Miał jednak inne zadania
Westchnął tylko i przedarł się przez tłum tańczących wampirów, aż dotarł wreszcie do stołu Anny. Śmiała się i przechwalała kwotą, którą Will wykupił Tessę. Jonathan wzdrygnął się na samą myśl.
— Jonathan Rackford! — wzniosła kieliszek z winem.
— Zamienimy słówko? — nie chciał się mitrężyć i bawić w przeciąganie. Anna zbladła momentalnie, ale posłusznie poszła za nim.
Stukot jej obcasów niósł się po ciemnym korytarzu, który oświetlały tylko świece.
— Jeżeli zamierzasz przeprosić za to, jak mnie wykorzystałeś, żeby zbliżyć się do Jamesa Byrne'a, trochę już na to za późno, ale nie martw się. Nie jestem mściwa.
Wywrócił oczami.
— Anno, rzeczywiście powinienem cię przeprosić, ale sama chyba rozumiesz, że sprawa była wyższa — przystanęli w kącie. — Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie mam racji. — uśmiechnął się, co natychmiast odwzajemniła.
— Pokonanie Victora pochłonęło wiele ofiar. Nie tylko o życie chodzi. Szkoda, dobrze mi z tobą było — wzruszyła ramionami. — Ale nie o tym zapewne chciałeś rozmawiać?
— Powiedz mi, czy ktoś zasugerował ci umieszczenie Tessy na liście nagród?
— Zarzucasz mi brak intelektu? — oburzyła się.
— Nic z tych rzeczy...
— Nikt nie wierzy, że mogłam sama wpaść na to, że pójdą za nią takie sumy? Może nie jest tak piękna, jak ja czy Stephanie, ale wciąż jest pożądana.
Jonathan siłą wstrzymywał parsknięcie.
— To ważne — ujął jej dłonie. — Skup się, na litość boską.
Skarcił się w myślach za ostry ton. Nie rozumiał, skąd się bierze jego rozdrażnienie. Z faktu, że powinien być na sali?
— Och, Jonathan... — puściła go. — Nie jestem taka głupia, jak się wydaje. Podsłuchuję ludzi i kiedy słyszę, że ktoś chętnie by kogoś wylicytował, nie bawię się szukanie innego wampira. — chciała odejść, ale zatrzymał ją, łapiąc jej ramię.
— Od kogo to słyszałaś?
— Adrian? Arthur? Jakoś tak miał na imię. Nie zapamiętuję za dobrze osób, które nie wpadają mi w oko. Białe peruki były modne w XVIII wieku, chociaż te jego włosy to bardziej siwe... — skrzywiła się, a Jonathan przymknął na chwilę oczy.
— Dziękuję. — gestem wskazał jej drogę, jednak sam nie ruszył. Usłyszał jakiś szmer i dotarło do niego, że w tej rozmowie brała udział trzecia osoba.
Anna nie oglądała się za siebie, chciała wrócić na bal i powymieniać się plotkami.
Jonathan zbliżył się do ściany i wyjął zza paska osikowy sztylet. Przesunął się w bok, próbując usłyszeć oddech, jednak nic takiego się nie stało.
Coś kapnęło na jego czoło, a kiedy dotknął go dłonią, chociaż w rękawiczce, rozpoznał ślinę. Gwałtownie zadarł głowę, żeby spojrzeć w sufit i w tym samym momencie zeskoczył na niego wampir, który wcześniej siedział obok Verlee.
Przetoczyli się po podłodze tak, że Jonathan siedział teraz na nim okrakiem i przykładał sztylet do jego szyi.
— Coś za jeden? — syknął.
— Ktoś, kto zajmuje się takimi, co węszą — szarpnął się nogami, a później siłą rąk odepchnął go od siebie tak, że Jonathan poleciał na komodę za nim. Wampir dobiegł do niego i złapał za kołnierz, po czym przycisnął go do ściany, uprzednio pozbawiając go sztyletu.
Jonathan wiedział, że musi myśleć. Jego przeciwnik miał wyraźnie więcej siły, a co za tym szło, był starszy.
Złapał się jego ręki i oplótł nogami jego szyję, a później powalił go na plecy tak, że można było usłyszeć jak kruszą się jego kości.
— Benedict cię przysłał? Mów! — warknął na niego, trzymając but na jego klatce piersiowej.
— Wiesz, jak boli kołek moczony w święconej wodzie?
— Co... — chciał zapytać, jednak w tej samej chwili wampir wbił w jego kolano właśnie taki kołek. Jonathan wrzasnął z bólu. Znał go doskonale. Upadł na podłogę i wyjął kołek z nogi. Posłał wampirowi gniewne spojrzenie i rzucił się pędem w jego stronę, chociaż rana powodowała, że kuleje.
Gniew przesłaniał jego racjonalne myślenie.
Nabił się lewą piersią prosto na swój własny sztylet.
— Conrad, ale to już nie będzie ci potrzebne. — puścił mu oczko i odszedł, gwiżdżąc pod nosem.
* * *
William obserwował, jak Tessa chodzi wciąż od jednej ściany do drugiej. Poza łóżkiem w komnacie nie było nic, dlatego nawet nie można było zająć oczu książkami czy bibelotami. Sam opierał się o drzwi i czekał, aż minie godzina.
— Jesteś taka niespokojna przez to, że zamknęli cię tu ze mną?
— Boję się o Brielle. — spojrzała na niego z politowaniem, ale przynajmniej przestała chodzić, co go ucieszyło.
— Ma tam cały oddział — odparł. — Dobra, może niekoniecznie stabilny. Yyvon jest zalana w trupa, Anthony się przez nią nie może skupić, Crispin ciągle ma na oku Erana i Adeline. Zawsze zostaje Mikel i Celine. Oni na pewno dołożą wszelkich starań, żeby nasza przyszła królowa wyszła z tego balu w jednym kawałku.
— Cssi! — spiorunowała go. — Ktoś może usłyszeć, na litość boską.
— Dobry pomysł. — zmarszczyła czoło na te słowa. Przyłożył ucho do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Tessa dołączyła po krótkiej chwili i gdyby nie fakt, że głowę miała zajętą sprawą Benedicta, speszyłaby ją tak mała odległość od jego twarzy.
— Człowiek. — wydukała zdumiona, kiedy do jej uszu dotarło bicie serca.
— Kilku. Anna ma żywe torebki krwi na własność — wyjaśnił. — Zarejestrowane.
— Zarejestrowane?
— To legalni żywiciele. Zostali nimi z własnej woli i Anna ma na to papiery. Ja również. Swoją drogą ciekawy wachlarz grup krwi.
Rozmasowała czoło zmęczona. Głowa ją bolała. Odwróciła się plecami do drzwi i przycisnęła się do nich.
— Niczego się stąd nie dowiemy.
— Warto było spróbować — wzruszył ramionami i utkwił wzrok w jej naszyjniku. Zadrżała, kiedy sięgnął po niego dłonią i delikatnie uniósł. — Wciąż go nosisz.
— Z sentymentu.
— Sentymentu?
— Jest od ciebie. — skrzyżowali spojrzenie. — Nieważne, czy nie mam siły blokować wpływu wampira kompletnego, czy mam. Noszę go cały czas i nie zamierzam tego zmieniać.
Odłożył ametyst na miejsce, a kiedy jego biała rękawiczka zetknęła się ze skórą na jej dekolcie, wciągnęła powietrze.
— Jeszcze nie umarłem. Nie musisz nosić po mnie pamiątek. — rzucił żartem.
— Myślę, że wszyscy dobitnie się przekonaliśmy, że życie wampira również może zgasnąć w każdej chwili — przełknęła ślinę. — Poza tym, noszę go, bo jest dla mnie ważny.
— Bo jest ode mnie?
— Tak, William. Bo jest od ciebie. Napisać ci to na kartce? — uniosła brew.
— Możesz powtórzyć, słuch mi szwankuje. — zmienił pozycję. Teraz stał naprzeciwko niej, a czubki ich butów się stykały.
— Może whisky ma z tym coś wspólnego?
— Wątpię. Dotychczas towarzyszyła mi praktycznie zawsze, a radziłem sobie doskonale — nachylił się do niej. — Chyba nie zaprzeczysz?
Omiotła wzrokiem jego całą twarz. Był tak blisko, a zarazem tak daleko. Mogła ruszyć głową, a ich usta spotkałyby się w pocałunku. Stała jednak nieruchomo, czekając. Z Williamem wszystko było zawsze jedną wielką niewiadomą.
— Wtedy w bibliotece, kiedy łączyła nas więź. Powiedziałaś, że będę żałował — szeptał. — Myliłaś się. Jedyne czego żałowałem i żałuję do tej pory... to że Crispin nam przerwał.
Tessa chciała odpowiedzieć, jednak wtedy do jej nozdrzy dotarła metaliczna woń. William również to poczuł, bo natychmiast zmienił wyraz twarzy.
— Krew. — zrobiła wielkie oczy i znów przyłożyła ucho do drzwi. — Ktoś tam jest!
— No to wyjdziemy przed czasem.
— Przecież nas zamknęli.
— Zlituj się. — westchnął ciężko i wyważył drzwi barkiem, ale nikogo nie zobaczył. Tessa wyszła na korytarz i rozejrzała się wokół. Po prawej stronie po ścianie osuwał się wampir.
— Jonathan! — wrzasnęła spanikowana i od razu do niego pobiegła. Przeraziła się, kiedy zobaczyła, że z jego piersi wystaje osikowy sztylet. Uklęknęła przed nim i wyjęła drewno z jego ciała, a później przegryzła swój nadgarstek.
— Stój! — zawołał Mikel, który biegł w ich stronę. — Jesteś za słaba, ja to zrobię. — padł na kolana i złapał Jonathan za kark, a później przycisnął jego głowę do swojej szyi. — Pij, dziecko. Nie chcę cię wskrzeszać. William, wracaj na salę. Brielle.
Skinął głową i zaraz go nie było.
— Słodki Jezu, co się stało? — zapytała, hamując łzy. Rackford odsunął się od Mikela ciężko dysząc i otarł z warg krew rękawem.
— Zaatakował mnie jeden z wampirów, który cię licytował. Ten, co siedział z Verlee... — sapał, trzymając się za pierś. — A Anna wystawiła cię jako nagrodę, bo usłyszała że ten drugi wampir dużo za ciebie da. Ten siwy. — skrzywił się z bólu.
— Ten bal mi się nie podoba. Trzeba się z niego wynosić. — oświadczył Mikel, patrząc zmartwionym wzrokiem na Jonathana. Na szczęście rana się zrastała.
____________________
Zbliżamy się do końca tej części
Oby nikt nie wpadł na to, jak się skończy :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro