Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVII

William osunął się po ścianie i takim sposobem również wylądował na podłodze naprzeciwko Tessy.

Rozluźnił krawat i zerknął na nią spod rzęs.

— Co z Calvijnem?

— Pogadamy z nim jutro.

— Pogadamy? — zmarszczyła czoło. Nie bardzo rozumiała, dlaczego musi być przy tej rozmowie.

— Wygląda na to, że spędzisz tutaj kolejną noc — skinął na nią brodą. — Taka ilość jadu powinna z ciebie zrobić szmacianą lalkę, ale w miarę się trzymasz. Pewnie dlatego, że nie pił twojej krwi.

— Ale strzykawkę i tak wbił — żachnęła się. — Teraz jestem pewna. Nie mam szczęścia do książąt. Co z Verlee?

— Zwiała tuż przed atakiem. Na pewno to zaplanowała, ale nie mam pojęcia, dlaczego byłaś jej potrzebna, skoro zleciła bratu uprowadzenie cię — przyznał szczerze. — Anthony poszedł ją śledzić. Może się czegoś dowie.

— Brielle?

— Nic jej się nie stało.

Tessa odetchnęła z ulgą.

— Myślisz, że pojawi się na balu?

— Cholera wie — wzruszył ramionami. — Była pewna, że jej plan się powiedzie, ale Eric trochę zamieszał. Teraz się zorientuje, że jej brat nie wrócił z tobą i pewnie będzie uważniejsza. Pewnie się zjawi, na balach panuje przecież zawieszenie broni. Poza tym, musi stwarzać pozory, jeżeli chce przetrwać w londyńskiej elicie.

— Może uda nam się przekabacić Calvijna na naszą stronę — spojrzała na swoją sukienkę i poczuła się dziwnie. Pewnie było ją widać z końca korytarza.

— Po tym tekście o rodzinie? — uniósł brew. Tessa uśmiechnęła się słabo. Westchnął ciężko, bo musiał zacząć temat o jej zasypianiu i tym, co wymyślił Mikel.

Bił się z myślami, jak to ubrać w słowa, żeby jej nie urazić i żeby się zgodziła. Nie miał absolutnie pomysłu, czuł się bezsilny.

— Co się stało? — zapytała po dłuższej chwili. — Widzę, że o czymś mi nie mówisz. Mikel?

Zrobił wielkie oczy. Skąd wiedziała?

— Czyli mam rację.

— Cóż — podrapał się w głowę. — Chodzi o twoje noce. Zasypianie, Tesso.

— Wiem, że muszę zacząć.

— Wydaje mi się, że tego nie zrobisz i myślę, że Mikel również w to wątpi. Potrzebujesz nadzoru, że tak to ujmę.

— Twojego? — szczęka jej zdrętwiała. Domyślała się, co się święci. Miała w głowie miliony scenariuszy, ale w życiu nie spodziewała się, że William powie to, co później usłyszała.

— Posłałem już po twoje rzeczy i Winstona.

— Winstona? — miała ochotę się podnieść, wyjść z siebie i stanąć obok, ale jad pozwalał jej zaledwie na delikatne ruchy dłonią i głową. — Czy ty mi właśnie oznajmiasz, że za moimi plecami ustaliliście, że mnie tu zamkniecie jak jakiegoś więźnia?

— Nikt cię nie zamyka. Chodzi tylko i wyłącznie o noce.

— Posłałeś po mojego kota — zaśmiała się bez krzty wesołości. — Nie wierzę. Jak długo mam tutaj zostać?

— Dopóki nie wrócisz do siebie.

— Dlaczego? — jęknęła. — Dlaczego to musisz być akurat ty?

— Tesso — podniósł się z podłogi. — Tylko mi w tym towarzystwie nie zmięknie serce. Nie oszukujmy się, taka jest prawda.

Wiedziała, że ma rację, ale perspektywa mieszkanie z nim w jednym miejscu była przerażająca. Z drugiej strony fascynował ją taki obrót spraw.

— Nie mogę tak — zaoponowała. — Wymyśl coś w zamian, bo po prostu tak nie mogę. Nie jestem twoją utrzymanką, na litość boską...

— Mam dla ciebie zajęcie — wsunął jedną rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy i podniósł. — Idiotyczne, ale zawsze coś.

Kierował się z nią do sypialni, która dla niego stała się już do dawno jej sypialnią.

Siłą woli powstrzymała powieki, żeby nie opadły. Chciała zapamiętać ten moment, bo szansa, że się powtórzy była dla niej nierealna.

Łokciem nadusił na klamkę i barkiem otworzył drzwi, a później ułożył ją na łóżku.

Czerwony materiał sukienki rozlał się na jasnej pościeli, a to przypomniało mu ten okropny wieczór, kiedy zabił Byrne'a.

— Zawołać kogoś, żeby pomógł ci się przebrać? — wskazał za siebie kciukiem.

— Dobry Boże, nie. — rozbawiła ją ta propozycja.

— W takim razie cię zostawiam. Muszę napisać raport, a to trochę potrawa.

— William — zawołała, kiedy był w już w progu drzwi. — To miejsce nie kojarzy mi się już źle.

Oblizał wargi i je rozchylił, ale ostatecznie zadecydował, że nie musiał odpowiadać.

Wiedziała, że jest jej wdzięczny za zapewnienie.








* * *









Brielle nie zorientowała się, że za oknem zaczyna świtać, dopóki do jej pokoju nie zapukała Celine z tacą ze śniadaniem.

— No nie — spojrzała na dziewczynę z reprymendą. — Zarwałaś całą noc?!

— Ups? — wyszczerzyła się niewinnie.

Kiedy Jonathan opuszczał jej pokój przed północą, obiecała mu, że położy się spać przed pierwszą, ale obietnicę tę oczywiście złamała.

Celine odłożyła herbatę i gofry na stolik, który stał obok drzwi i westchnęła ciężko.

— Powiedz chociaż, że te pamiętniki były warte zachodu.

— Były — przełknęła ślinę. — Były warte, ale chyba wolałabym nie znać prawdy.

— Musiałaś ją poznać. Teraz będziesz musiała przekazać ją dalej. I nie ma czasu czekać do wieczora, pójdziemy do Williama. Adeline!

— Co jest? — wychyliła głowę ze swojego pokoju zaspana.

— Zorganizuj spotkanie u Willa. Brielle przeczytała pamiętniki.

Oczy Adeline błysnęły w ciemnym korytarzu.

— Mikel! Idziemy do Willa!

Czuła się jak matka, która organizuje czas swoim dzieciom, co było komiczne. Przecież była w tym domu drugą najmłodszą osobą.

Brielle z nich wszystkich ubrała się najszybciej, bo jako jedyna nie przykładała wagi do stroju, w jakim się pokaże.

Sprawdziła godzinę, dochodziła dopiero siódma. Kiedy dołączyła do niej Celine, Adeline i Mikel w żółtej koszuli w kaczki, wybałuszyła oczy i parsknęła śmiechem.

Wyszła z rezydencji pierwsza, przyciskając do piersi pamiętniki. Do twarzy miała przyklejony szeroki uśmiech.

W połowie drogi spotkali się z Vicolettimi. Eran wyglądał koszmarnie, musiał przed chwilą wstać. Crispin jak zwykle prezentował się świetnie, poza trochę rozwianą fryzurą.

Wymienił uśmiech z Celine i teraz kroczyli ramię w ramię.

Z oddali dobiegła do nich podekscytowana Yyvon, za to Anthony i Jonathan czekali już przy bramie.

— Cholera jasna — wszyscy odwrócili się w stronę Yyvon. — Zapomnieliśmy wczoraj o Tessie! Przecież ona poszła z Calvijnem!

— Zapewniam cię, kochana, że gdyby Theresie coś groziło, cały Londyn stałby w ogniu. — Mikel poklepał ją po ramieniu i ruszył do drzwi.

Nawet nie musiał zawiadamiać pukaniem, że stoją przed nimi. Eric otworzył od razu, jak tylko go zobaczył.

— Książę się was spodziewa?

— Nie, ale to ważne — przepchnęła się Celine i omal nie potknęła o coś małego i puszystego. — Winston?!

— Co tutaj robi kot Tessy? — zapytał Anthony, podnosząc zwierzaka na ręce. Zaczął go miziać pod brodą, co poskutkowało głośnym mruczeniem.

— Co się dzieje? — William wciąż miał na sobie wczorajsze ciuchy, a widok całej grupy i Brielle z pamiętnikami trochę go zaskoczył. Nawet nie zdążył przesłuchać Calvijna. — Do salonu. — skinął głową w bok, kiedy zrozumiał.

Wszyscy gęsiego ruszyli w wyznaczone miejsce, ale mało kto miał siłę się odzywać. Większość ziewała i przecierała wciąż oczy.

— Co z Verlee? — zapytał od razu.

— Rozpłynęła się w powietrzu — odparł Crispin. — Co ciekawe, Anna dotarła do domu tylko w towarzystwie Basile'a, bo Verlee dosłownie zniknęła, kiedy mieli wsiadać do powozu. Co z Van Asbeckiem?

— Siedzi w celi w piwnicy, czeka na moją wizytę. Nafaszerował Tessę swoim jadem z polecenia siostrzyczki, ale po co, tego nie wiemy. Na szczęście mam cudowną służbę, która potrafi używać patelni nie tylko do smażenia jajecznicy. — gestem zaprezentował Erica, który krzątał się gdzieś na korytarzu.

— Co? Jak ona się czuje? — wyrwała się Celine.

Eran przysypiał na ramieniu Adeline, ale nie miała serca go budzić.

Brielle zachowywała się nadpobudliwie. Chciała już opowiedzieć całą historię, a Jonathan widząc jej rozszerzone źrenice zrozumiał, że wcale nie zmrużyła oka tej nocy.

— Jakbym miała kaca po stuletnim piciu mocnego alkoholu — powiedziała blondynka, wchodząc do salonu. Miała na sobie piżamę i szlafrok, dlatego wszyscy, poza Mikelem i Willem, unieśli brwi.

— Co twój kot tutaj robi? — Anthony się do niej zbliżył, a Winston od razu wyciągał łapy do Tessy, żeby go przejęła. Przytuliła pupila i uśmiechnęła się delikatnie.

— Od wczoraj mieszka. Tak jak i ja.

— Proszę?! — Yyvon prawie wypluła język.

— To mało istotne w tej chwili — przerwał William. — Brielle, mów.

Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowieść.

— Moja matka pisała, że Benedict był od zawsze blisko mojego ojca. Jeszcze zanim się urodziłam, a to oznacza, że mama poznała go, kiedy była jeszcze człowiekiem. Wychowując mnie, nie zwracała uwagi na Benedicta. Zaczęła dopiero, kiedy skończyłam szesnaście lat i tata oświadczył, że poślubię Benedicta. Mamie to się nie spodobało. Uważała, że powinnam wyjść za kogoś z tytułem, a on go nie miał. Wybrankiem mojej matki był... Basile Lullier.

— Dobry Boże. — wymknęło się Celine, ale uniosła dłonie w geście obronnym, żeby nikt nie zgromił jej wzrokiem za przerywanie.

— Któregoś dnia nakryła mojego ojca w komnacie dla kochanek, ale nie z kobietą. Z Benedictem. Pił jego krew. Kiedy skonfrontowała się z królem, powiedział jej, że Benedict prowadzi jakieś badania nad królewską krwią, bo ma niezwykłe właściwości. Właśnie dlatego mama zdecydowała się trzymać mnie nadal w zamknięciu.

— Wiedziała, że chodzi o ciebie. — podsunął Crispin.

— Tak. Królewski herb zmienił się dopiero, kiedy moja matka została koronowana. To w jej rodzinie krążyła przepowiednia o dziecku, którego krew będzie równowagą. Moja matka miała na nazwisko Visci.

— Łacina? — zdziwił się William. — Jemioła, dla młodych.

— Dzięki. — mruknął Eran.

— Skoro twoja krew jest równowagą, dlaczego Benedict jej potrzebuje i przede wszystkim, do czego? — Tessa założyła ręce na krzyż i zmarszczyła czoło.

— Benedict myślał, że tę krew posiada mój ojciec. Dlatego się z nim tak spoufalał, ale kiedy odkrył, że nic się nie zmienia, zasugerował mariaż ze mną. Żeby ojciec się zgodził, musiał go omotać. Matka pisała, że zaczął wierzyć w to, co Benedict. W świat bez ludzi. Pragnął, żeby każdy stał się wampirem. Zaczęła się bać o mnie i o los ludzi. Właśnie dlatego upozorowała moje samobójstwo i króla... planowała go zabić i to zapewne zrobiła, a później zabiła siebie. Niestety nie wiem, jak zginął Benedict, ale to musiał być przypadek, skoro kazała mi uciekać.

— Prawdziwa królowa — szepnął Crispin. — Poświęciła się dla dobra większości.

— Benedict potrzebuje mojej krwi, żeby móc tworzyć wampiry. Nie może przemieniać nikogo ugryzieniem, bo wtedy taki człowiek pozostawał człowiekiem. Pogłoski o tym, że niósł śmierć brały się z tego, że zabijał tych ludzi zawiedziony faktem, że się nie przemienili.

Zrobiła krótką przerwę, żeby mogli zanalizować jej słowa.

— Mama pisała, że kwiaty i wszystkie rośliny przy nim więdły, że wysysał życie i tylko gałązki jemioły pozostawały wciąż zielone. Czasami widywała go jak siedzi i patrzy przed siebie. Miał wtedy białe oczy, choć normalnie były czarne. Wyciągnęła z ojca, że w taki sposób mógł widzieć to, co jego posłańcy — kruki. Król był tym zafascynowany... Czasami wyrywał pióra i kogoś nimi obdarowywał. To był zwiastun rychłej śmierci obdarowanego. Umierali w ciągu ośmiu dni, a przedtem popadali w obłęd. To była dla niego rozrywka, ale mógł też dzięki tym krukom opętać kogoś. Ósma była godziną śmierci. Chodził i zbierał żniwa. Dawał pióro każdemu, kto odważył się spojrzeć mu w oczy. Uważał, że tacy nie boją się śmierci, bo przecież właśnie na nią patrzą.

— Została ostatnia ofiara — odezwała się Yyvon. — I ostatnie osiem nowych wampirów. Później Benedict zmartwychwstanie i będzie cię szukał. Musimy się dowiedzieć, co Verlee ma z tym wspólnego.

— Na szczęście jest warunek, aby moja krew mogła działać — westchnęła ciężko Brielle. — Muszę powiedzieć na głos, że oddaję mu moją krew. Nie może jej wziąć siłą, tylko dobrowolnie, ale mama pisała, że... że nie zawsze to działa i że Benedict musi mieć dar przekonywania, skoro sam król został przez niego... otumaniony. Chyba, że uda mu się przeprowadzić jakiś tam rytuał. Wtedy moje słowa nie będą miały znaczenia.

— Jeszcze coś — ożywił się Jonathan. Pozwolił sobie na przeczytanie kilku stron ostatniego pamiętnika, kiedy Brielle mówiła. — Mama Brielle pisała, że Benedict skarżył się czasami na swoją matkę. Zabraniała mu na jakiekolwiek kontakty z rodziną. Chciał jej szukać, ale ona powiedziała, że nie może przekroczyć progu waszego domu, Anthony.

To stawiało wszystkim jeszcze więcej pytań, niż dotychczas.

— Dobra — odezwał się Mikel. — Benedict nie przekroczy progu domu, który ma w sobie popiół z jemioły. Celine, czeka cię remont.

— Świetnie.

— Może uda nam się zapobiec rytuałowi, jeżeli dowiemy się, gdzie się odbędzie. — zasugerowała Tessa.

— Uważam, że tam, gdzie złoży się ostatnia ofiara. — powiedział William.

— Zgadzam się. — zawtórował mu Crispin.

— Na bal pójdziemy normalnie, nic się nie zmienia. Nie możemy dawać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Benedict przecież nie wie, że Brielle żyje. Będzie miał informację, że leży w Paryżu — kontynuował Mikel. — Yyvon, przygotujcie się na nowe wampiry. Adeline, pogadaj z ojcem. Może uda wam się ustalić, który kościół będzie ostatnim.

Obie skinęły głowami i podniosły się równocześnie.

— Spróbuję się dowiedzieć, gdzie się ukrywa Verlee do tego czasu. — oznajmił Anthony.

— Ja się wezmę za remont — zaśmiała się Celine. — A cała reszta mi pomoże — uśmiechnęła się złośliwie. — Poza nimi, oczywiście. — wskazała łokciem Tessę i Williama.

— To do dzieła, cukiereczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro