Rozdział XXVI
Herbatka trwała w najlepsze.
Większość już upita i pozbawiona wszelkich oporów do otwartych rozmów, ale ten, kto miał zachować trzeźwość umysłu, zachowywał.
Tessa najchętniej ulotniłaby się już godzinę temu, kiedy Verlee przysiadła się do niej i zaczęła gadkę o jej niesamowitych wdziękach.
Nie lubiła fałszywych komplementów, a te Verlee właśnie do takich należały.
— Calvijn opowiadał, że biegle posługujesz się naszym językiem. — powiedziała z uśmiechem, zerkając na brata.
Wszyscy trzej książęta o czymś dyskutowali, ale czując na sobie wzrok Verlee, przerwali i odwrócili głowy.
— Naprawdę? — zapytała, puszczając oczko do Calvijna.
W głębi serca chciała, żeby okazał się ofiarą. Polubiła Van Asbecka i bardzo zawiódłby ją fakt, gdyby był związany z Benedictem.
— O czym tak szepczecie, moje drogie? — między nie wcisnęła się Anna. — Wybieracie kawalerów? Tesso, cały Londyn już słyszał o twojej ucieczce z Basile'm. Jak to tam u was wygląda?
— Nie potrafię kochać po francusku. — odparła wymijająco i spojrzała na Brielle, która wyglądała na zagubioną.
Nie dziwiła jej się. Siedziała z Yyvon, Eranem i Mikelem, którzy gdzieś mieli ilości wlewanego w siebie alkoholu.
Adelina zaszyła się w kącie z Anthony'm i bacznie wszystkich obserwowała, wymieniając z nim od czasu do czasu słówko. Polubiła tę formę spędzania czasu bardziej, niż przypuszczała.
Anthony wydawał się być idealnym kompanem do jakichkolwiek zadań.
Celine wróciła właśnie z toalety i włączyła się w rozmowę Jonathan z Crispinem.
Tessa pochyliła się nad Anną do Verlee i złapała ją za dłoń.
— Myślisz, że twój brat zechciałby mi wyjaśnić na osobności, czym go tak zauroczyłam?
Oczy Verlee zapłonęły jakimś dziwnym żarem. Jakby udało jej się coś osiągnąć. Tessa nie dała po sobie poznać, że to zauważyła.
— Myślę, że tak.
Tessa wstała i ostentacyjnie odsunęła krzesło, a kiedy wychodziła, patrzył na nią dosłownie każdy.
Verlee skinęła do brata, który od razu zareagował i również wyszedł.
Basile pokręcił głową z uśmiechem.
— Cholera — cmoknął. — Potrafi namieszać w głowie.
— Verlee?
— Tessa.
William się spiął. Całkiem zapomniał o tym, że niedawno przecież spędził z nią kilka dni w Paryżu, sam na sam.
Verlee wyczuwając sytuację, przysiadła się do nich i od razu zapytała o to, o co chciała od początku.
— Brielle Anders, ktoś ważny?
Anna nie omieszkała się poleźć za nią.
— Książę Levingstone przyszedł z nią na mój bal.
— Gustujesz więc w ciemnych włosach — oblizała usta. — Ciekawie.
— Brielle to przyjaciółka Adeline. Chcieliśmy jej pomóc wejść między nas, nic więcej.
— Taka delikatna. — przemknęła wzrokiem po księżniczce, która teraz uśmiechała się ciepło, bo Crispin wybawił ją z opresji i zabrał z pijanego towarzystwa.
* * *
Tessa czuła się niezręcznie, krocząc korytarzem w celach zwabienia księcia Amsterdamu.
Wielokrotnie obiecała sobie, że więcej nie będzie bawiła się w uwodzenie, ale za każdym razem przegrywała. Sama nie miała już pomysłu, dlaczego zgadza się na to wszystko.
Czy gdyby powiedziała nie, William wyciągnąłby z tego konsekwencje?
Odwróciła się na pięcie i posłał w stronę Calvijna czarujący uśmiech, a kiedy się zbliżył, zapytała:
— O co chodzi twojej siostrze?
— Dotarły do ciebie plotki — zrozumiał. — Raz wspomniałem, że jesteś ciekawą personą. Verlee dorobiła sobie całą resztę. Wybacz, jeżeli cię to uraziło.
— Uraziło? — położyła dłoń na dekolcie i zaczęła się bawić naszyjnikiem. — Schlebia mi to.
Zmrużył oczy.
— Naprawdę?
— Jesteś księciem.
— Ustaliłaś sobie za cel podbijanie naszych serc? — rozciągnął usta w zadziornym uśmiechu. — Słyszałem o tym, że Byrne za tobą latał. Zabrałem się za Stephanie, bo wolałbym uniknąć skończenia jak on. Powiedz, Tesso. Co to za specjalny płaszcz ochronny Levingstone'a?
— Żaden — prychnęła. — Sprawa z Jamesem była głębsza, niż myślisz. Chyba, że również planujesz faszerować mnie swoim jadem i to wykorzystywać?
Oblizał usta i zbliżył się o krok, a później nachylił do jej ucha.
— Zgadłaś.
Tuż po tym wbił jej w szyję strzykawkę, na co nie zdążyła zareagować.
— Dlaczego to robisz? — skrzywiła się, łapiąc się za obolałe miejsce i przysuwając do ściany, jakby miała zaraz upaść.
— Dla rodziny zrobię wszystko. Wybacz mi, to nic personalnego. Gdyby to zależało ode mnie...
— Przecież to zależy od ciebie — żachnęła się. — A byłeś takim porządnym księciem.
Wzruszył ramionami.
Tessa usłyszała, że obok coś się dzieje, ale Calvijn w ogóle się tym nie przejmował. Zupełnie, jakby realizował właśnie jakiś plan, a zamieszanie było jego częścią.
Nie spodziewał się jednak, że korytarze posiadłości Williama mają swoje oczy i uszy.
— Panno Holdter, nic pani nie jest? — zapytał z troską Eric zaraz po tym, jak ogłuszył Van Asbecka żeliwną patelnią.
* * *
William nie był przygotowany na to, że w jednej sekundzie szyby w oknach pękną i wleje się przez nie tuzin opętanych wampirów z zamysłem mordu.
W pierwszej kolejności chciał rzucić się w stronę Brielle, jednak spostrzegając, że Rackford zasłania ją własnym ciałem wraz z Celine, odpuścił.
Cieszył się, że przed sekundą Anna Howard wyszła wraz z Verlee w towarzystwie Basile'a. Uniknął tym skandalu, ale wiedział, że Verlee maczała w tym palce.
Atak przecież nastąpił dokładnie w momencie, w którym przekroczyła próg drzwi wyjściowych i rzuciła mu spojrzenie.
Przeklął pod nosem rozdarty. Powinien walczyć z resztą. Zwłaszcza, że pijana Yyvon gdyby nie Anthony, padłaby już dawno trupem. Eran i Mikel radzili sobie dobrze mimo upojenia.
Ten pierwszy przez dobre wyszkolenie, ten drugi przez siłę, która brała się z jego wieku.
W głowie jednak miał ciągle Tessę, która zniknęła z Calvijnem.
— William! — krzyknął do niego Crispin, przywołując go do porządku. Potrząsnął głową i włączył się do walki.
Adeline siłowała się z wampirzycą w rogu pomieszczenia, nie bardzo mając możliwość obronienia się. Została zapędzona w ślepy zaułek i była wdzięczna Willowi, że zabił jej napastnika. Skinął tylko głową, przyjmując jej nieme podziękowania.
Anthony załatwił również dwa inne wampiry, Mikel z Eranem aż pięć, Crispin dwóch i z pomocą Willa trzeciego, a ostatniego zabiła Celine.
Zamachnął się pazurami na Jonathana i rozciął jego policzek tak boleśnie, że syknął z bólu i odwrócił głowę.
Brielle przyłożyła dłoń do ust na ten widok.
— Na mojego brata z pazurami?! — wrzasnęła Celine i skręcił kark wampirowi, a później wbiła w niego kołek.
— Brata? — powtórzył zaskoczony.
— Jesteśmy z jednej linii, Rackford. — dźgnęła go łokciem.
— Nic ci nie jest? — podszedł do niej Crispin, ujmując jej twarz w obie dłonie.
— Nie. — przytulił ją z ulgą.
Brielle zmieszana zrobiła krok w tył. Czuła, że im przeszkadza.
— Pójdę śledzić Howard i Van Asbeck. — zawiadomił Anthony. Crispin do niego dołączył.
— Ale otrzeźwiałem — stwierdził Mikel. — Pozostali panowie eksportują Brielle do domu.
— CO ZA JADKA! — zawołała wesoło Yyvon, chociaż nie przyczyniła się do żadnej śmierci. — IDĘ Z WAMI! — pobiegła za Crispinem
— Dobry Boże... — William westchnął długo, a później ruszył na poszukiwania Tessy. Mikel zatrzymał go jednak, chwytając go za ramię.
— Niech tutaj zostanie — Will zmarszczył czoło. — Na dłużej, William. Ona musi zacząć sypiać.
Nie miał pojęcia, jak ją do tego przekona, ale spojrzenie Mikela wywiercało w nim taką dziurę, że nie mógł zawieść.
Pobiegł korytarzem i z ulgą odkrył, że Tessa siedzi na podłodze, a Eric kuca obok niej.
Zdziwił go za to widok nieprzytomnego księcia Amsterdamu. Szybko zweryfikował myśli Erica, jednak niewiele mu mówiły.
— Co tu się stało?
— Naćpał mnie końską dawką swojego jadu — wymamrotała. — Powiedział, że dla rodziny zrobi wszystko.
— Panie, ja go unieszkodliwiłem — odezwał się Eric. — A tam obok co się stało?
— Napad opętanych. Tak, jak na bankiecie. Pomóż mi go przenieść sam wiesz gdzie. — wymienili spojrzenia.
Wkrótce Calvijn znalazł się w podziemiach Williama, a konkretniej w jednej z ocalałych cel dla nieposłusznych.
Nie miał jednak siły na przesłuchiwanie go jeszcze tego samego wieczoru, więc postanowił przełożyć tę przyjemność na jutrzejszy dzień.
Zamiast tego, razem z Ericem pozbył się ciał Opętanych wampirów i wrócił do Theresy, która wciąż siedziała na podłodze.
Westchnął tylko długo, zanim wymienili spojrzenia.
* * *
Brielle po powrocie do rezydencji była zdeterminowana, żeby przeczytać pamiętniki do końca. Nawet nie zamknęła za sobą drzwi, kiedy przekroczyła ich próg. Maszerowała boso do swojego pokoju, bo szpilki ściągnęła jeszcze na ulicy, mimo protestów Mikela.
— Brielle, zaczekaj! — wołała za nią Celine.
— W autobusie mieszkacie? — sarknął Eran zirytowany tym, że Mikel i Jonathan nie zamknęli za sobą drzwi. Nie odpowiedzieli mu, więc machnął tylko ręką i zszedł z powrotem, bo był tutaj tylko w celach odprowadzenia.
— Uważaj na siebie. — poprosiła Adeline, mijając go na schodach. Postanowiła zostać tej nocy u Celine, gdyby Brielle potrzebowała wsparcia.
— Bardziej się martwię o ciebie.
Odwróciła się zdziwiona i wsparła dłonie na biodrach.
— Nic mi nie będzie. Jestem pod ochroną. A ty wciąż jesteś pijany.
— Nie, zeszło ze mnie — mrugnął do niej. — Dobranoc, Adel.
Patrzyła, jak odchodzi, a później dołączyła do reszty.
Mikel leżał na sofie tak, jak Yyvon ubiegłego dnia. Adeline zaczęła się zastanawiać, czy Anthony i Crispin sobie z nią radzą.
— Zamknęła się w pokoju i kazała mi się odwalić. Moje serce pęka, poczułam się jak matka. — Celine wydęła usta.
— Dojrzewanie i te sprawy — mruknął Mikel. — Nie miała czasu się wyszumieć przez mojego brata psychola.
— Poszła czytać? — zagadnęła Adeline. — Może ja spróbuję. Ona się obwinia o ten atak.
— Nie — zaprotestował Mikel. — Pójdzie Jonathan.
— Zdecyduj się wreszcie, czy negujesz moją relację z nią, czy popierasz. — wywrócił oczami i poszedł na górę.
Był zmęczony pogadankami o jej przyszłej koronacji i tym, jak wiele warstw ich dzieli. Przecież wiedział o tym wszystkim. Nie wychylał się. Był ostrożny, tak sądził.
Delikatnie zastukał w ciemnej drewniane drzwi.
— Brielle?
Podniosła oczy na klamkę, która się poruszyła.
— Jestem zajęta, zostawcie mnie.
Zamknął oczy i oparł czoło o drzwi.
— Atak to nie twoja wina.
— Właśnie, że moja. Wszystko się dzieje z mojego powodu i muszę odkryć, dlaczego, a nie zrobię tego, jeżeli będziecie mi przeszkadzać! — do jej oczu napłynęły łzy. — Gdyby nie ja, Tessa nie doprowadziła by się do takiego stanu, bo nie byłoby ofiar! Gdyby nie ja, ci biedni ludzie nie zostaliby opętani, bo Benedict chce mnie! To jest moja wina... — odłożyła pamiętnik i wsunęła palce w czarne włosy, rozmasowując trochę obolałą głowę. — Idź sobie, proszę. Chcę być sama.
— Jest problem, księżniczko — odepchnął się od drzwi. — Ani trochę ci nie wierzę.
Brielle miała ochotę zacząć wyć.
— Otworzysz mi, czy mam sobie poradzić sam?
Jęknęła z bezsilności, podniosła się z fotela i wpuściła go do środka. Spojrzał na nią z politowaniem, jak na zagubioną owieczkę i zamknął za sobą drzwi.
— W tamtym czasach byłoby nie do pomyślenia, żebyś zamykał drzwi, kiedy nie ma z nami kogoś jeszcze — uśmiechnęła się słabo. — W tych też, gdybyśmy byli w pałacu.
— To nie pałac. Możesz być sobą, a jeśli któregoś dnia założysz koronę, przy mnie nadal będziesz mogła być tą Brielle, która stoi teraz przede mną z rozmazanym makijażem.
Przełknęła ślinę.
— Stan Tessy nie jest twoją winą — położył dłoń na jej plecach i popchnął delikatnie w stronę toaletki. — Jeżeli koniecznie chcesz jednak kogoś obwiniać, polecam braci Moriatti. Jeden ją zabił, drugi wskrzesił i teraz to ona ponosi konsekwencje. Ona też ma do siebie wyrzuty. Uważa, że gdyby nie zwrócono jej życia, nic by się teraz nie działo.
Usiadła przed lustrem i zaczęła zmywać tusz do rzęs, który spłynął razem z jej łzami.
— Czujesz się źle, okropnie, paskudnie i masz prawo. Będziesz się tak czuła jeszcze wiele razy, ale zamykanie się w sobie w przypadku bycia nieśmiertelnym to najgorsza z opcji. Chyba, że chcesz skończyć jak William.
Zaśmiała się krótko.
— Może i skończył jak skończył, ale ma Tessę. Jeżeli w zamian za to dostanę kogoś, kto odda mi tak serce, jak ona jemu, będzie warto.
Stał za nią, ale lustro sprawiało, że mogli skrzyżować spojrzenie.
Trochę się przez to speszył, ale szybko odzyskał rezon, kiedy odwrócił wzrok.
— Nie trzeba być samotnikiem, żeby się szczęśliwie zakochać — miał na myśli Celine i Crispina. — W każdym razie nie bierz na siebie tego wszystkiego. To niczyja wina. No, przodka Anthony'ego. Mógł nie obcować z demonami, nie byłoby problemu.
Położył dłonie na jej ramionach i ścisnął je pokrzepiająco. Spodobał jej się ten widok.
— Przeczytam je dzisiaj — zakomunikowała. — Jestem wam to winna.
— Jeszcze raz usłyszę jakąkolwiek odmianę tego słowa z twoich ust, potraktuję cię wodą święconą.
— Uważaj sobie — odwróciła się w jego stronę z udawanym oburzeniem. — Grozisz przyszłej królowej.
— Teraz jesteś po prostu Brielle.
Kąciki jej ust drgały, kiedy próbowała zachować powagę, ale w końcu na jej twarz wpłynął uśmiech, który Jonathan odwzajemnił.
_______________________________________
_________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro