Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IV

Brielle poczuła się pewniej, kiedy wyprowadzono ją z pomieszczenia, w którym spędziła prawie dwieście lat. Ujrzawszy Theresę, Celine i Yyvon, odetchnęła z ulgą.

Nigdy nie miała do czynienia z mężczyznami innymi, niż jej ojciec i Albert, dlatego ich obecność ją peszyła.

— Nosisz ametyst? — pytanie Williama kompletnie ją zaskoczyło. Nie miała pojęcia, o czym mówi.

— Nosi, ale chyba nieświadomie. — Tessa posłała jej ciepły uśmiech i wskazała na naszyjnik.

— On potrafi czytać w myślach, nie ściągaj tego lepiej. — nachyliła się do niej Celine, a kiedy Brielle to usłyszała, złapała odruchowo naszyjnik i spojrzała przerażona na Williama.

— Usiądź. — wskazał jej krzesło. — William Levingstone, książę Londynu.

— Czy ty... — dukała. — Jesteś moim narzeczonym?

— Zapewniam cię, kochanie, że gdybym był zaręczony z przyszłą królową, na pewno bym o tym wiedział — odparł rozbawiony. — Dlaczego tak pomyślałaś?

— Ja... — szukała słów.

— Spokojnie — przerwała Tessa. — Powoli. Theresa Holdter, to jest Celine Martin i Yyvon Dawson. — wskazała na pozostałe wampirzyce.

— Crispin Vicoletti, Anthony Ravenshaw i Jonathan Rackford. — powiedział Crispin, a ona analizowała, kto jest kim.

Na szczęście zapamiętała każdego od razu.

— Co pamiętasz? — William mrużył oczy.

— Skąd mam mieć pewność, że mogę wam ufać? Ostatni wampir, któremu zaufałam, zamurował mnie za ścianą i budził raz w miesiącu.

— Po co Victor cię budził? Nic o tym nie było w dziennikach. — Tessa potrząsnęła głową.

— Uczył mnie.

— Uczył? — Crispin nie mógł uwierzyć.

— Tak. O obecnych czasach. Jestem na bieżąco.

— To ci dopiero kabaret — żachnęła się Yyvon. — Szkoda, że ciuchów ci nie skombinował z obecnych czasów.

— Yyvon — skarciła ją Tessa. — Jak Victor cię złapał? Według niego napotkał cię w drodze do pałacu.

— On nie żyje? — przełknęła ślinę.

— Można tak powiedzieć. Nie da się go zabić, ale jest skutecznie uśpiony razem ze swoją ukochaną. — sprostował Jonathan.

Gapiła się na niego przez dłuższą chwilę, żeby później zrobić to samo z pozostałymi.

— Wybaczcie, ale to największa ilość osób, z jaką przebywam jednocześnie w moim życiu. W dodatku jest tutaj czterech mężczyzn.

— Kodeks cię nie obowiązuje, rodzina królewska oficjalnie nie żyje od tysiąc osiemset osiemdziesiątego piątego. Wtedy też upadła monarchia i pozostali tylko książęta i wampirza szlachta. — tłumaczył Crispin.

— To dobrze.

— Słucham? — William prawie stracił oczy, tak duże się stały.

— Moja matka z jakiegoś powodu chciała, żeby tak się stało. W tamtym dniu w pałacu odbywał się bal. Nie miałam jeszcze osiemnastu lat, więc nie mogłam w nim uczestniczyć. W pewnym momencie zrobiło się straszne zamieszanie, a moja matka kazała uciekać mi z pałacu, daleko. Sugerowała Skandynawię.

— Czy to przypadek, że książkę Halle Valen jest teraz w Londynie? — wtrąciła Celine, rzucając spojrzenie Williamowi.

— Poznałaś książąt? — podekscytowała się Yyvon.

— Ta, dziwni są. Ten Francuz najgorszy, gościa z Amsterdamu idzie przeżyć.

— Możecie sobie poplotkować na górze — skarcił się William. — Kontynuuj.

— Odziała mnie w szaty z kapturem i pamiętam, że kiedy wyszłam z komnaty, wniesiono do niej ciało innej wampirzycy, która do złudzenia przypominała mnie.

— Upozorowano twoją śmierć, tylko dlaczego... — zastanowił się Anthony.

Odezwał się po raz pierwszy, przez co Brielle się zdziwiła. Do tej pory myślała, że w ogóle nie mówi.

— Jeden ze służących odprowadził mnie do wejścia dla służby i posadził na koniu. Próbowałam się od niego dowiedzieć czegokolwiek, ale on ciągle powtarzał, że dzisiaj monarchia przestanie istnieć, a ja muszę uciekać tak, żeby nigdy nikt mnie nie znalazł. — przypominając sobie tamten dzień, łzy napłynęły jej do oczu.

Nawet nie miała okazji się pożegnać z rodzicami.

— Więc pędziłam przed siebie, nie znając Paryża. Nigdy nie wypuszczono mnie za mury pałacu i zaczynam wierzyć, że ten dzień zaplanowany był od dnia moich narodzin. — zaczęła się bawić koronką przy sukni.

Zrozumiała, że nie ma nikogo. Została sama.

— Nikt nie może więc wiedzieć, że Brielle Baskerville żyje — zakomunikował William. — Nie bez powodu tak się stało. Jak Victor cię złapał?

— Byłam naiwna — wzruszyła ramionami. — Zaproponował pomoc, a ja uwierzyłam. Sprowadził mnie do Londynu i po wypytaniu o moją krew, uśpił. Myślał, że dzięki mnie wskrzesi swoją miłość, ale kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Co ja do tego miałam? — zmarszczyła czoło.

— Victor wspomina w swoich zapiskach, że królewska krew może kontrolować śmierć. Właśnie dlatego cię pojmał. — wyjaśniała Theresa.

— Kontrolować śmierć? Przecież to jakieś bzdury. — zaoponowała.

— Wróćmy do twojego narzeczonego. — zaproponował Will.

— Oh, przepraszam — skrzywiła się. — Nie mam pojęcia, kim on jest. Słyszałam tylko, że ma włosy czarne jak noc i ostre rysy twarzy, dlatego pomyślałam, że... że może mnie szukał.

— Jak to nie wiesz, za kogo miałaś wyjść? — Celine się oburzyła. — To jest idiotyczne.

— Mój ojciec zawsze mówił, że małżeństwa z miłością nie istnieją, a moje z tym wampirem jest konieczne. Pochodził z jakiegoś potężnego arystokratycznego rodu wampirów, a nasze małżeństwo miało utrzymać dobre relacje między naszymi rodzinami.

— Cóż, to nie będzie trudne — stwierdził Crispin. — Wystarczy przejrzeć archiwa z tamtego okresu, albo pójść do Jacoba czy Samuela.

— Masz rację, ile mogło być wtedy potężnych rodów? — zawtórował mu William.

— Złożysz mu wizytę? — zapytała Yyvon. — Jesteś księciem i chyba cię szanuje.

— Nie zdradzicie nikomu, że jestem księżniczką? — jęknęła Brielle.

— Oczywiście, że nie — potwierdziła Thersa. — Żeby to przypieczętować, każdy złoży przysięgę. — wyjęła z koka szpilkę do włosów i nakłuła nią swój palec, a później delikatnie to samo zrobiła z palcem Brielle i zetknęła je razem. — Przyrzekam, że nie zdradzę twojej tożsamości nikomu.

Później reszta zrobiła to samo.

— Trzeba ci wykombinować fałszywe imię i nazwisko. — podsunęła Yyvon.

— Myślę, że wystarczy nazwisko. Mnóstwo osób ma na imię Brielle. Znam nawet kilka wampirzyc o tym imieniu. — uspokoił ją William.

Anthony szturchnął ukradkiem Theresę, wskazując palcem na swój zegarek.

— My musimy lecieć, ale chyba sobie poradzicie. — Tessa uśmiechnęła się do wszystkich.

— Dokąd idziecie? — Crispin zmarszczył czoło.

— Na Scotland Yard, Jerome poprosił nas o pomoc z jedną sprawą. Paskudną, swoją drogą. — skrzywiła się.

— Scotland Yard? Jakże się stęskniłem za tamtymi ludźmi, idę z wami — William był już gotowy do wyjścia. — Crispin też, w końcu jesteśmy fantastyczną czwórką.

— Zostawicie mnie tutaj? — Brielle się zaniepokoiła.

— Urocza jesteś — Yyvon się rozczuliła. — Zostaniesz z Celine i Jonathanem. Ja niestety też mam swoją obowiązki, młode wampiry same się nie nauczą bycia wampirami. Anthony, czekam na ciebie po powrocie z komisariatu i na litość boską, nie zaglądaj do Margaret. — upomniała go.



* * *



Adeline zdębiała, kiedy zobaczyła Williama. Cieszyła się, że może nosić ametyst i uważała, że to dzięki przemienieniu przez Celine, dlatego uniosła tylko nieśmiało dłoń, kiedy ją mijał.

Ojciec nie mówił jej, że zjawi się cała czwórka.

Jerome kiedy zobaczył ich wszystkich, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.

— William, Crispin! — założył ręce na krzyż. — Dobrze was widzieć w komplecie. — wyraźnie się ucieszył.

Eliot nie podzielał jego radości. Wywrócił tylko oczami na widok Levingstone'a.

— Wiadomo, co z tym biedakiem? — zapytała od razy Tessa.

— Tak. — westchnął i podał zdjęcia ofiary Willowi. Crispin nachylił się do niego, żeby również się im przyjrzeć i zamrugał kilka razy, jakby nie docierało do niego, co właśnie zobaczył.

— Nazywał się Liam Wright — zaczął Eliot. — Miał dwadzieścia osiem lat i był pracownikiem budowy. Okazuje się, że zmarł na skutek nagłego zatrzymania krążenia. Czyli gwałtowne zatrzymanie serca.

— Dlaczego to cię tak dziwi? — zaintrygował się Crispin.

— Gościu był zdrowy. Zmarł kompletnie bez przyczyny, znaczy... wiecie, o co chodzi. — wykonał jakiś ruch palcami.

— To pióro, które wystawało mu z ust, to pióro kruka. — dodał Jerome.

— Popiół wokół? — dopytywał Crispin.

— Tak, jak w ustach, jemioła. — odpowiedział komisarz i cmoknął ustami. — Dziwna sprawa, nie pasuje mi do żadnego kultu satanistycznego.

— To na pewno nie jest żaden satanista. Sprawdziliście monitoring? — William wołał pytać, żeby każdy usłyszał.

— Jasne, że tak — skinął głową. — Sam to wszystko zrobił. Położył się później w kręgu, włożył to do ust, a oczy... — spojrzał na Eliota.

— Później jakieś ptaszysko je wydłubało. — dokończył zastępca.

— Dobry Boże. — Tessa aż odwróciła wzrok. — Jego bliscy?

— Przesłuchaliśmy szefa, jego żonę i przyjaciela. Każdy utrzymuje, że Liama nigdy nie łączyło nic z żadną sektą, ale jakiś tydzień temu zaczął się dziwnie zachowywać. — powiedział Eliot.

— Co to znaczy dziwnie? Wsypywał płatki do mleka, czy co? — William zmarszczył czoło, a reszta zaśmiała się cicho.

— Słyszał głosy. Mówił, że śmierć po niego przyszła. Podobno skarżył się, że coraz gorzej widzi.

— I zabił się pod kościołem. W dodatku kompletnie bez przyczyny.

— Dokładnie tak, Anthony — William zerknął na niego z ukosa. — Pod kościołem. Uważam, że to może mieć związek z kolejnym wampirzym psycholem. — rzucił zdjęcia na biurko.

— Pomyślałem, że skoro jego ciało nie jest niczym zatrute, Theresa mogłaby spróbować go dotknąć. — zasugerował Jerome. — Jane czeka, jeśli się zdecydujesz.

— W porządku. — zgodziła się.

— Dasz sobie radę sama? — zapytał z dziwną troską Will. Chyba pierwszy raz słyszała tę nutę tak wyraźnie w jego głosie.

— To tylko nieboszczyk.

Odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu.

Jane ucieszyła się na jej widok, lubiła Tessę.

— Współczuję, cokolwiek tam zobaczysz. — odkryła zwłoki, a Theresa nabrała trochę powietrza i skierowała palce tam, gdzie wydawało jej się najbardziej możliwe, aby ujrzeć coś konkretnego.

Oczodoły.

* * *

Celine czekała, aż Brielle wyjdzie z jej pokoju, bo przygotowała dla niej swoje ciuchy, które na jej oko powinny na nią pasować.

Jonathan siedział na starym fotelu, a nogę opierał kostką o kolano tej drugiej.

— Wszystko w porządku? — zapytała Celine, przykładając ucho do drzwi.

— Tak, tylko... — Brielle patrzyła w lustro. Czuła się dziwnie w spodniach, które strasznie ją opinały i beżowym swetrze. Był miękki i przyjemny, ale w życiu nie pomyślała, że dziewczyny coś takiego noszą.

Wyszła z pokoju i wzruszyła ramionami.

— No, wyglądasz jak dzisiejsze nastolatki, Brielle Anders. — Celine się uśmiechnęła.

— Współczuję wam chodzenia w tym. — złapała materiał jeansów.

Jonathan zaśmiał się cicho pod nosem.

— Pójdę zaparzyć herbaty, poczujesz się po niej lepiej. — zakomunikowała Celine i zniknęła w korytarzach, a Brielle nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

— Gdybym o tobie wiedział, postarałbym się uwolnić cię wcześniej — powiedział Jonathan, patrząc na nią z troską. — Byłem podwójnym agentem, więc niestety miałem okazję poznać Victora bliżej.

— Naprawdę robił to wszystko dla niej? — zaciekawiła się. O miłości tylko słuchała i czytała w książkach, więc chciała wiedzieć.

— Na to wyszło finalnie. — rozłożył ręce.

— Musiał ją bardzo kochać — wzdrygnęła się. — Opowiadał mi o tych wszystkich zabitych osobach i Skażonych. Wydawało mi się wtedy, że miłość doprowadza do obłędu, bo czym innym to, co zrobił, mogło być? — spojrzała na niego.

— Jeśli chcesz wiedzieć, Deborah nie była przychylnie nastawiona do jej wskrzeszenia. Wbiła sztylet w serce Victora, przebijając również swoje.

— Zabrzmi to źle, ale smutna i piękna ponowna śmierć — podrapała się w czubek głowy. — Wybacz śmiałość, ale masz przepiękne oczy. Nigdy nie widziałam niebieskich.

— Rany boskie — pokręcił głową. — Ciebie naprawdę trzymali z dala od wszystkich. Dziękuję. — skinął głową.

Celine wróciła z filiżankami zielonej herbaty, jednak nie dolewała do niej mleka.

— Opowiem ci teraz o dzisiejszym Londynie. — zapowiedziała i zaczęła od wampirzych szych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro