Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Wysiedli równocześnie z wozu. Kamienicę otoczono już żółto - czarną taśmą, więc przeszli pod nią i podeszli do stojącego przy schodach funkcjonariusza.

- Detektyw Carolyn Haris, detektyw FBI Nadian Daninsky - wzięła od funkcjonariusza zeszyt i wpisała się na listę wejść, a potem podała go Nadianowi.

- Kto znalazł ciało?

- Sierżant Richard Preston. - odpowiedział funkcjonariusz.

- Wezwaliście koronera? - spytała.

- Tak, już jedzie, ekipa techniczna jest w mieszkaniu.

- Dziękuję sierżancie - odwróciła się i ruszyła po schodkach.

Nadian idąc za nią przyglądał się jej sylwetce, spodnie cudownie opinały pośladki, a marynarka podkreślała zgrabna talię. Wciągnął zapach i oczywiście znów poczuł fiołki. Musiał znaleźć jakiś sposób by zapytać ją o wczorajszą noc. Zastanawiał się czy śnił na jawie i czy tylko on ją widział? Weszli do otwartego na oścież mieszkania. Kręcili się już w nim technicy kryminalni, zabezpieczając ślady. Korpulentny mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się na jej widok, co nie umknęło Nadianowi. Każdy ją lubił, Phil naprawdę był idiotą, bo była wspaniałą kobietą.

- Cześć Mała, dobrze, że nie jadłem śniadania - powiedział technik wskazując głową łóżko.

- Cześć Stanley, witaj Eric - zwróciła się do klęczącego na dywanie mężczyzny. Eric spojrzał na nią.

- Witaj Carolyn, przykro mi... - zaczął, ale uniosła dłoń, więc zamknął usta. Podeszła powoli do łóżka. Nadian obserwował ją bacznie. Przypatrywała się ofierze, potem zlustrowała pokój, wyjęła z kieszeni niebieskie lateksowe rękawiczki i gdy włożyła je na dłonie, otworzyła kilka szuflad nocnej szafki.

- Wygląda na to, że nic nie skradziono - wszystkie wartościowe drobiazgi były na swoim miejscu. Kiwnęła dłonią na Nadiana. Podszedł do łóżka. Poduszka, kołdra i prześcieradło były zakrwawione. Na poduszce leżała tylko głowa kobiety, pęknięta przez środek. Reszty ciała nie było. Wytrzeszczone oczy przeszywały na wylot, przerażenie na twarzy świadczyło o panicznym strachu jaki odczuwała ofiara przed ciosem. Miała świadomość, że czeka ją śmierć.

- Boże - westchnęła - a gdzie reszta ciała?

- Wszędzie - odpowiedział Eric wskazując na liczne, krwawe ślady na pościeli i podłodze.

- Ale jest coś jeszcze - usłyszała - łazienka.

Wymieniła z Nadianem spojrzenia. Skierował się do pomieszczenia, a ona podążyła za nim. Wszedł pierwszy i w odruchu złapał idącą za nim kobietę i przyciągnął do siebie.

- Nie patrz - warknął.

- Puść mnie, Daninsky - odwróciła się gwałtownie w jego ramionach i wpatrywała się

w ściany łazienki. Na ścianie widniał napis "Ty dziwko... ". Litery napisane krwią były nad wyraz kształtne. Nad napisem przyklejone były różne zdjęcia Carolyn: w mieszkaniu, w pracy, gdy spała, jadła, biegała, nad brzegiem oceanu, gdy bawiła się w swoim ogródku z psem. Największe musiało być zrobione minionej nocy. Przedstawiało pocałunek jej i Nadiana, a jego twarz była zamazana krwią. Wyschnięte strużki zostawiły ślady spływając ze zdjęcia na kafelki. Wojownik skupił się, ale nie wyczuł kompletnie nic, żadnego zapachu gatunku Vi, tylko krew, ludzką z pokoju i zwierzęcą w łazience, nie rozpoznał też struktury użytej mocy i energii.

- Zbierzcie próbki DNA - rzuciła gdy wróciła do pokoju.

Nogi miała jak z waty, ale nie dała tego po sobie poznać. Jednak Nadian wyczuwał jej niepokój. Do mieszkania wszedł sierżant, którego widział już wczoraj w czarnym Fordzie, w towarzystwie wysokiego, starszego mężczyzny.

- Kochanie - mężczyzna podszedł szybko i przytulił ją. Cmoknęła go w policzek i odsunęła się.

- Dawid, chcę wiedzieć wszystko jak najszybciej, okej? Nadian pozwól. To Dawid Hariss, koroner okręgowy.

- Nadian Daninsky z FBI - przywitał się. Carolyn przywołała Dawida do łóżka.

- Co możesz mi już powiedzieć?

Facet założył rękawiczki i dotknął pęknięcia na głowie. Rozchylił lekko płaty skóry.

- Zgon nastąpił dwie godziny temu. Myślę, że przyczyną było silne uderzenie, mające na celu pęknięcie czaszki, bo w środku, tak jak u Lucy brakuje mózgu. Więcej ci teraz nie powiem. Gdyby była reszta zbadałbym temperaturę wątroby, ale w tym przypadku...

Carolyn wymieniła spojrzenie z Nadianem.

- Dzięki Dawid, do północy potrzebuję raportu.

- Chyba jutro rano - rzucił sarkastycznie.

- Dawid.

- No okej, okej - pochylił się nad tym co pozostało z głowy - Za każdym razem nie wiem czemu ci ulegam - mruknął.

- Bo jestem twoją ukochaną dziewczynką? - uśmiechnęła się.

- Dawid to mój stryj - wyjaśniła Nadianowi - wychowywał mnie.

- Ty też tak z nią masz? Masz ochotę ją rozszarpać, by po chwili obiecać jej wszystko o czym marzy? - zapytał Dawid Nadiana. Carolyn stanęła i odwróciła się by popatrzeć na swojego nowego partnera. Jego niebieskie oczy wwiercały się w nią. Zrobiło jej się gorąco. Nie wiedzieć czemu z lękiem oczekiwała na odpowiedź.

- Tak, też tak mam - powiedział pewnie i powoli, nadal się w nią wpatrując. Poczuła ciepło przenikające jej drżące ciało. Oczy Nadiana błyszczały. Chciała i miała nadzieję, że z jej powodu. W końcu otrząsnęła się z zamyślenia i odwróciła do sierżanta z nocnego dyżuru, który miał minę jakby chciał kogoś zabić.

- Richard chcę wiedzieć co tu robiłeś - stwierdziła ostro - Nie miałeś prawa tu być, to nie baza tylko wynajmowane przeze mnie mieszkanie. Moje.

- Usłyszałem krzyk - odpowiedział pewnie.

- Byłeś już po nocnej służbie - wpatrywała się w niego, a on tylko się modlił, by nie zobaczyła wybrzuszenia w jego spodniach. Zawsze gdy była taka ostra, reagował wzwodem.

- Odesłałem sierżanta Olsena.

- Zakwestionowałeś mój rozkaz? - spiorunowała go wzrokiem, na co zabrakło mu tchu.

- Carolyn? - Eric wyszedł z łazienki z podręcznym cyfrowym mikroskopem. Nadian już „to" poczuł i znalazł się od razu przy niej.

- Richard porozmawiamy o tym później, jedź na posterunek i złóż raport - odwróciła się przodem do Erica - co masz?

- Jeśli jest tylko ludzka, DNA będę miał za jakieś jedenaście godzin, jak odwiruję krew, ale jedno już wiem - wojownik wiedziony intuicją sięgnął po jej drobną dłoń, nie spojrzała na niego, ale też nie wyrwała ręki.

- Ta na ścianie pochodzi od psa.

Carolyn zesztywniała i podniosła oczy na Nadiana.

- Ja mam psa. W domu. - zamilkła na chwilę, po czym spytała.

- Pojedziesz ze mną? - odezwała się tak cicho, że tylko on ją usłyszał.

- Oczywiście, nie musisz nawet pytać - pogłaskał ją kciukiem po ręce.

- Będziemy w kontakcie - rzuciła, cmoknęła Dawida w policzek i oboje szybko wyszli

z mieszkania. Odprowadziło ich zaniepokojone spojrzenie stryja. Zaraz za nimi wyszedł sierżant Richard Preston.

Carolyn starała się nie myśleć o najgorszym, ale nie mogła się pozbyć złego przeczucia. Podała Nadianowi adres, który wojownik wpisał dla zachowania pozorów w nawigację. Mieszkał w Nowym Orleanie już kilkadziesiąt lat, a bywał już w XVIII wieku, zatem znał je na wylot. Jednak cierpliwie słuchał wskazówek kobiety. Tłumacząc mu jak dojechać przygryzała zdenerwowana dolną wargę. Gdy Daninsky wjechał na podjazd wyskoczyła z wozu i zapominając o jakiejkolwiek ostrożności wpadła do domu.

- Ash? - zawołała, ale pies niestety nie przybiegł, jak to miał w zwyczaju. Poczuła gulę w gardle i drżenie ciała.

- Piesku, chodź do mnie - nawoływała, ale odpowiadała jej złowroga cisza.

- Może jest w ogrodzie? - odezwała się zdławionym głosem, gdy usłyszała wchodzącego Nadiana. Weszła na schody i ruszyła w stronę sypialni skąd miała widok na cały ogród. Na korytarzyku leżały części jej bielizny. Czuła za sobą oddech Daninskiego i była mu wdzięczna, za to, że tu z nią jest. Już nie chciała udawać silnej kobiety. Potrzebowała psychicznego wsparcia. Drzwi od sypialni były otwarte. Weszli i rozejrzeli się. Carolyn podeszła do łóżka i zdrętwiała gdy zobaczyła szklistą ciecz na prześcieradle. Wyjęła z marynarki kolejne rękawiczki i włożyła jedną na prawą dłoń. Ujęła w palce odrobinę cieczy i powąchała. Od razu ją zemdliło. Zerwała z dłoni rękawiczkę wywijając ją na lewą stronę.

- Nasienie - ucięła krótko. Ten sukinsyn, kimkolwiek był, masturbował się w jej łóżku! Nadian wciągnął nosem powietrze. Zmarszczył brwi. Nic nie czuł, nic, nawet zapachu nasienia. Ktoś założył blokadę. Wojownika zalała fala gniewu. Starał się zapanować nad tym, ale nie potrafił. Carolyn zajrzała do łazienki chcąc jak najszybciej zejść na dół, ale poza bałaganem nie znalazła tam nic. Wyjrzała przez okno w sypialni i omiotła spojrzeniem całą działkę, ale nigdzie nie było Asha. Gdy zeszli na dół, oboje spostrzegli zamknięte drzwi prowadzące do kuchni z zaparowaną szybą więc skierowali się właśnie ku nim. Uchyliła je i poczuła okropny fetor. Wyciągnęła z marynarki malutkie pudełeczko maści mentolowej i posmarowała skórę pod nosem, potem podała je Nadianowi. Weszła i omal nie upadła na stojącego za nią mężczyznę.

- Boże - zamarła. Na stole leżał jej golden, poćwiartowany na kilka kawałków i równo ułożony. Ściskając mocno dłoń Nadiana obeszła stół powoli dokładnie się wszystkiemu przyglądając. Odnalazła każdą część ciała oprócz serca. Fetor dowodził, że został zamordowany dobre kilka godzin temu. Klimatyzacja była wyłączona najpewniej przez sprawcę. W temperaturze panującej w Nowym Orleanie ciało szybko się rozkładało. Musiała tłumić narastające mdłości, ale w końcu podbiegła do zlewu i wszystko z niej wyrwało. Nadian stał za nią i trzymał dłoń na czole, dopóki nie skończyła. Była mu wdzięczna za ten drobny gest. W końcu odetchnęła głęboko, odkręciła zimna wodę, opłukała zlew, umyła ręce i obmyła twarz. Odwróciła się przodem do stołu.

- Gdzie serce?- wykrztusiła. Zobaczyła zaparowane od gorącego powietrza szyby w tylnych drzwiach. Jej spojrzenie powędrowało na kuchenkę. Stał tam nierdzewny garnek z przykrywką na której stała złożona na pół kartka z napisem: smacznego .

Podeszła i gdy wyczuła, że garnek jest jeszcze ciepły, wyciągnęła drżącą dłoń, ale Nadian złapał ją w pasie. Doskonale wiedział co tam jest.

- Maleńka, nie - powiedział stanowczo i odwrócił ją do siebie.

- Puść! - chciała mu się wyrwać - puść do cholery! - szarpnęła się mocno, zaskakując go siłą

i runęła by na podłogę gdyby jej nie złapał, a on przyciągnął ją do siebie nic nie mówiąc. Stała nawet go nie obejmując, już się nie szarpała, ale po chwili zaczęła płakać i walić pięściami w jego klatkę piersiową.

- Co za skurwiel - szlochała i wciąż uderzała mężczyznę. Objął ją jeszcze mocniej, a ona wtuliła się i łkała w jego marynarkę. Nie miała pojęcia ile czasu tak stali, łzy nie chciały się skończyć, a jego ramiona były ciepłe i troskliwe. Poczuła się wyczerpana i słaba fizycznie, aż wreszcie usłyszała syreny policyjne. Po chwili do domu weszła ekipa techniczna oraz śledczy Richard i Ben. Carolyn jak zaprogramowana maszyna złożyła zeznania, a Nadian decydując za nią, spakował kilka jej rzeczy i zaniósł do swojego samochodu. Potem przesłuchano jego, a gdy było po wszystkim wziął ją za rękę i pociągnął do wyjścia.

- Pani porucznik, dokąd pani teraz jedzie? - zapytał Ben, którego Nadian skojarzył z popcornem.

- Pani porucznik zatrzyma się u mnie, więc w razie potrzeby proszę kontaktować się ze mną, jej telefon będzie wyłączony - rzucił Nadian na odchodne, tonem nie znoszącym sprzeciwu i położył wizytówkę na blat szafki w holu.

- Tu macie numer - powiedział i pchnął przed sobą kobietę w stronę wyjścia. Szurając butami poszła do samochodu. Zapięła pasy i odezwała się, gdy Nadian zamknął za sobą drzwi.

- Odsuną mnie od tej sprawy, prawda? - zadała retoryczne pytanie.

- Gdy składałaś zeznanie, rozmawiałem z kapitanem, kazał ci iść na dwa tygodnie urlopu. Na razie na dwa.

- Super - mruknęła. - Nie oddadzą mi tej sprawy.

- Nie wiemy czy łączy się ze sprawą Neil.

- Wszystko na to wskazuje. Odrąbana głowa, pęknięta czaszka, brak mózgu. Nowy element to tylko - zawahała się - krew mojego psa na miejscu zbrodni.

- Niby tak, ale też możemy założyć, że krew znalazła się tam już po zbrodni.

- Mamy mordercę i jakiegoś maniaka, który zwariował na moim punkcie? Te zdjęcia w łazience... - potarła kilka razy ramiona i przykryła dłońmi oczy.

- Może to ta sama osoba, ale dwa różne motywy? Obiecuję ci, że ten kto to zrobił, zapłaci nam za to - powiedział z powagą. Spojrzała na niego gdy powiedział "nam" i nagle zrozumiała, że zakochuje się w tym mężczyźnie, ona, stąpająca twardo po ziemi. Tak szybko. I czuła, że on w niej też. To było całkowicie inne uczucie niż żywiła do Phila. Po pierwsze nagłe, gwałtowne, nierealne, a jednocześnie pewne. Jak gdyby czekali na siebie od wieków. Nadian sięgnął po jej dłoń i pocałował koniuszki palców. Mrowienie, które poczuła błyskawicznie przeniosło się na całe ciało. Chciał ją wyciszyć i ukoić. Wysłał do jej umysłu falę spokoju.

- Śpij moja wojowniczko.

Wystosował w myślach polecenie, a ona ścisnęła mocno jego dłoń i znużona oparła głowę na fotelu zamykając powoli oczy. Przespała całą drogę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro