Rozdział 23
Wojownik wiedział, że ma przed sobą kruchą kobietę, oczywiście miał na myśli tylko jej ciało. Bo jeśli chodzi o psychikę była prawie nie do zdarcia. Dali jawiła mu się jako sargasska z ogromnym hartem ducha. Dzielna, wytrzymała, silna i już teraz, niezależna.
Nadian, z którym podzieliła się wszystkimi latami w obozie głodu, wspomniał mu, że przez pierwsze lata po urodzeniu Maisy, musiała walczyć jak lwica, by nikt nie skrzywdził jej córki. Czasem był to handel wymienny - gwałt na niej, zamiast na córce. Bo gdy faceci z obozu byli na głodzie, ich psychika siadała, ale Catalin ich nie usprawiedliwiał, Dali jakoś była na głodzie, a nie zrobiła z siebie bestii. Mówiła Nadianowi, że gdyby była sama, wolałaby śmierć. Ale nie była. Musiała zapewnić małej krew, spokój i poczucie nikłego, ale jednak zawsze, bezpieczeństwa. Gdy się o tym dowiedział, był tak wkurwiony, że wyskoczył na miasto i znalazł trzech damskich bokserów i dwóch gwałcicieli. Wyczuł ich oczywiście na odległość. Zawsze łączył ich taki sam zapach, a krew w ich żyłach płynęła dziwnym rytmem. Pożywił się nimi i tak namieszał im w głowach, że gdy zjawili się nazajutrz na posterunku policji by przyznać się do popełnionych gwałtów i aktów przemocy, zamknięto ich na oddziale psychiatrycznym. Kazał im podać wszystkie szczegóły przestępstw, by nikt nie miał wątpliwości, że to oni są za nie odpowiedzialni. Rozumiał dużo, był tolerancyjny, gdy mężczyźni załatwiali sprawy między sobą, ale nie znosił, jak ktoś wykorzystywał swoją siłę i przewagę w stosunku do słabszych. Często słyszał, gdy tropił gwałcicieli, że dziewczyna sama się prosiła. Nie uznawał takiego tłumaczenia. Byli ludźmi, którzy mogli decydować, a nie poddawać się instynktom. Catalin wyciągnął ręce i wziął ją w ramiona, kierując się do jej sypialni. Dali uśmiechnęła się ironicznie pod nosem. Ten facet miał konkretny plan i im szybciej ściągnie z niej ubranie - pomyślała - tym szybciej sobie pójdzie. Wojownik pchnął nogą drzwi i zaniósł ją do łóżka. Położył ją na kołdrze, z jej stóp zsunął papucie, a gdy zrzucił swoje wysokie buty, wyciągnął się obok niej na boku.
Bawiąc się idealnie wymodelowanymi pazurkami na jej głowie powiedział:
- Połóż się do mnie przodem.
Zrobiła jak kazał, obracając się z pleców na lewy bok. Nigdy jeszcze nie leżała tak po prostu z mężczyzną. Zawsze była rzucana na jakąkolwiek część ziemi czy popychana na ściany domu lub ogrodzenie, potem wykręcano jej ręce by się nie rzucała, a wtedy... Gdy gwałt dobiegał końca każdy z nich wgryzał się w nią, pijąc jej krew, ale nigdy nie dał jej się pożywić swoją. Mężczyźni w obozie dbali o to by nie łączyć krwi, ponieważ nikt nikomu nie ufał na tyle, by dawać mu dostęp do swoich myśli. Dlatego czuła się teraz dość nieswojo. Nie tego oczekiwała. To miało być kilka chwil, w jego obecności. Zaplanowała sobie przecież, że albo ucieknie, gdy ją zobaczy, albo dostanie co swoje i da jej spokój. Ale teraz uświadomiła sobie jak bardzo się myliła. Przecież to był wojownik, Sargass pokroju jej ojca, którego odzyskała i nie tylko pokochała, ale zaczęła też uwielbiać. Miała takie maleńkie marzenie, by ktoś kiedyś patrzył na nią tak, jak jej ojciec patrzy na Carolyn. Dotarło do niej, że bezwiednie oddala się od rozmyślań nad przeszłością, a wkracza w świat marzeń o przyszłości. I działo się to za sprawą mężczyzny, który leżał teraz na wprost niej i głaskał delikatnie lewa ręką jej kark. Catalin poczuł jak się rozluźnia pod jego dotykiem. Przysunął się bliżej i pochylił się zdecydowanie do jej ust, by nie zdążyła nawet pomyśleć, ale pocałował ją najdelikatniej jak umiał. Od razu odczuł, że nigdy się nie całowała i jak głupi dzieciak cieszył się, że to on ją wszystkiego nauczy. Złapał jej rękę i położył na swojej głowie.
- Pobaw się moimi włosami, proszę - to wyznanie ją zaskoczyło. Facet ją o to poprosił? Nie żądał? Jego usta bardzo ostrożnie przesuwały się po jej wargach, a gdy wsunął do jej ust język i przejechał nim po wewnętrznej stronie ust zadrżała. Nigdy nie czuła nic takiego. To było dziwne. Słodka i niecodzienna przyjemność, delikatne mrowienie warg i gęsia skórka na całym ciele. Catalin zamruczał jak kot, gdy wsunęła palce w jego włosy i zaczęła instynktownie głaskać jego kruczoczarne kosmyki. Roześmiała się na ten dźwięk, a jego serce, gdy to usłyszał dostało skrzydeł.
- Wiesz, że mruczysz jak Lin?
- Kim jest Lin?
- Maisy nazwała tak kotka, którego jej podarowałeś. Od końcówki Twojego imienia.
Ciepło jakiego dotąd nigdy nie odczuwał rozlało się w jego sercu. Skubnął delikatnie jej wargę zębami i tym razem ona zamruczała. Catalin gdy niósł ja do sypialni, czuł jej napięte mięśnie, ale teraz była całkowicie zrelaksowana. Dlatego sięgnął po jej bluzę, by w końcu dotknąć jej gołych ramion. Znieruchomiała na ten gest.
- Kochanie, nie musi do niczego dziś dojść, wiesz o tym prawda? - zapytał wbrew temu do czego dążyło jego ciało.
Słyszała już to określenie, którym Nadian zwracał się do Carolyn. Uśmiechnęła się w duchu, bo ten facet chyba znał jej marzenia. Popatrzyła w ciemne i jednocześnie najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziała i zdobyła się o dziwo na odwagę, by mu wyjawić, co nią kierowało, gdy poprosiła by się z nią kochał.
- Chciałam, byś zobaczył jak wyglądam nago, bo byłam pewna, że robisz to z litości, że na siłę starasz się, bym poczuła się kobieco, bym uwierzyła, że jestem piękna. Pomyślałam, że gdy zobaczysz moje posiniaczone ciało uciekniesz i będę miała od Ciebie spokój.
- Kochanie, jesteś piękna, po prostu nikt Ci tego nigdy nie mówił. A mną nie kieruje litość. Daj rękę - wziął jej dłoń i położył na wybrzuszeniu w spodniach - to, że jest taki twardy to dlatego, że Cię pragnę. I nie pierwszy raz mam taką reakcję. Działasz tak na mnie, odkąd zobaczyłem cię na Ukrytych Wyspach. To u mężczyzny naturalna reakcja...
- Ale oni ... - zobaczył przerażenie w jej oczach. Musiał być bardzo delikatny w stosunku do niej, bo przeszła przez piekło. Seks kojarzył jej się z bólem i przemocą, a nie z zaufaniem i miłością.
- Oni byli popaprani... Gdy wszystko dzieje się za obopólną zgoda, seks może być najcudowniejszym doznaniem w życiu.
Dali pokiwała głową i zabierając dłoń z jego spodni sięgnęła do dołu swojej bluzy, ściągnęła ją jednym ruchem. Usiadła na łóżku i to samo zrobiła z podkoszulką na ramiączkach. Catalin, aż syknął, gdy jego wzrok padł na jej posiniaczone ciało. Ale potem popatrzył na jej piersi, dla niego piękne i kształtne, i choć poniżej widać było spod skóry każde jej żebro, dla niej musiał przestać zwracać na to uwagę.
Podniósł się do siadu i przejechał palcem od jej ust, przez linie szczęki, szyję i zatrzymał się na maleńkiej brodawce prawej piersi. Pochylił się i delikatnie zassał brodawkę, a ona, aż krzyknęła.
- Możesz zrobić tak jeszcze raz? - spytała rumieniąc się. Catalin pokiwał głową.
- Ale najpierw zamkniemy drzwi - mruknął sam do siebie. Boże, był cholernym szczęściarzem, że to on pokaże jej czym jest prawdziwa miłość. Zamarł na swoje myśli, które teraz uparcie dudniły w jego głowie.
Prawdziwa miłość? - to było jak olśnienie. Uświadomił sobie, że ją kocha, od kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Jednak nie chcąc spłoszyć pięknego motyla, którym się stawała, nic nie powiedział tylko popchnął ją delikatnie na poduszki i pochylił się do jej ust. Zaczął znaczyć ścieżkę pocałunków na jej ciele, od ust, przez piersi, aż do brzucha. Drżała cały czas, każda jego pieszczota była dla niej czymś nowym.
- Ufasz mi? - spytał, a ona odpowiedziała słabym, z podniecenia i natłoku uczuć, głosem.
- Jak nikomu.
Uśmiechnął się i całując jej pępek zaczął zsuwać w dół jej luźne, bawełniane spodnie, które włożyła na siebie przebierając się po przyjściu z popołudniowego oglądania Zaplątanych. Wciągnął powietrze widząc na jej wzgórku bieliznę, którą sam jej kupował. Pomyślał, że zabiłby każdego, kto by sobie choć ją wyobraził w takim stroju. Po raz kolejny zmusił się by nie patrzeć na siniaki, którymi były poznaczone jej uda. Dostrzegał w nich kształty palców i dłoni, a wściekłość chciała nad nim teraz zapanować. Ale musiał ją pokonać, by dać Dali rozkosz, by wiedziała, że to co zrobili z jej ciałem ci zwyrodnialcy, nie wpływa na to, jak mocno jej pragnie. Złapał za brzeg majtek, a każdy ruch materiału zsuwającego się po jej nogach - parzył.
- Nie bój się - mruknął widząc jej zdumione oczy, gdy zaczął się nad nią pochylać. Rozchylił palcami jej płatki ukrywające łechtaczkę i dla obojga była to słodka tortura. Koniuszkiem języka polizał maleńki połyskujący wzgórek, który był stworzony tylko dla rozkoszy. Jęknęła wyginając się w łuk i nie świadomie wciskając się mocniej w jego usta. Zaczął ją pieścić troszkę mocniej, a ona od razu zrobiła się tak wilgotna, że sam nie mógł już wytrzymać. Dopiero teraz sobie uświadomił, że jeszcze jest w ubraniu. Zrzucił je szybko z siebie i położył się na Dali uśmiechając się na widok jej zaróżowionych policzków.
- Teraz w Ciebie wejdę, dobrze? Wszystko w porządku? - pokiwała głową, a on zaczął całować jej usta. Jedną ręką nakierował nabrzmiały członek na różową szparkę. Ale nie mógł powstrzymać jęku jaki wydostał się z jego ust, gdy się w nią wsunął. Poruszali się najpierw powoli, a potem przyspieszyli. Kiedy Catalin zatopił kły w jej szyi, ona zrobiła to samo. Orgazm zalał ich w sekundzie, gdy krople krwi zaczęły spływać po ich przełykach. Ta cudowna chwila przyjemności nie mogła tej nocy trwać długo, bo Catalin pragnał tej kobiety już tyle dni... Ona z kolei nigdy nie doświadczyła takich pieszczot jakimi ją obdarował, więc każdy zakamarek jej ciała był wrażliwy i spragniony tej przyjemności. Oboje skończyli pić z siebie jednocześnie i Catalin opadł szczęśliwy na tą jedyną kobietę, którą pokochał. Jednak pchnięty troską podniósł głowę i spojrzał na nią. Uśmiechała się jasno, jak jeszcze nigdy nie widział. Pogłaskał ją po policzku, a ona wyszeptała:
- Cieszę się, że nie uciekłeś...
Świtało gdy Catalin się obudził. Uśmiechnął się patrząc na śpiącą przy jego boku Dali. Pomimo tego ile przeszła przez kilkadziesiąt lat i jak była wycieńczona, po tych kilku dniach w Nowym Orleanie jej twarz już była jasna i promienna dzięki krwi, której w kwaterze miała pod dostatkiem i którą w nocy wypiła od Catalina. Pochylił się i pocałował ją delikatnie w policzek, odwrócił się by zejść z łóżka i iść pobiegać, gdy usłyszał z pokoju Maisy płacz. Wyskoczył z pościeli jak poparzony i wsunął na siebie w biegu koszulkę i bokserki, po czym wypadł z pokoju.Wyobrażał sobie co najgorsze, ale gdy wbiegł do sypialni dziewczynki, okazało się, że nic takiego się nie dzieje. Maisy siedziała na łóżku przecierając piąstkami załzawione oczka. Na widok Catlina wyciągnęła do niego rączki. Podszedł i odchylił kołdrę, położył się w łóżku z różowym baldachimem i choć praktycznie całe nogi bo od ud, wystawały poza materac, przytulił do siebie dziewczynkę i okrył ich kołdrą, obleczoną w różową pościel w białe groszki.
- Miałaś zły sen? - spytał głaskając dziecko po główce.
- Miałam - odpowiedziała.
- A co Ci się śniło?
- Śnił mi się sen - odpowiedziała, na co Catalin uśmiechnął się ciepło jeszcze mocniej ją przytulając.
- Co było w tym śnie?
- Ci wszyscy źli Sargassowie z obozu, co krzywdzili mamusię. Bo najpierw chcieli mnie, ale mamusia im nie pozwalała. Kazała mi iść do domku, a potem gdy wracała płakała i była bardzo słaba. Karmiła ich, ale sama była głodna, a Ty też przychodzisz po to by Cię karmiła?
Podniosła główkę i popatrzyła w ciemne oczy Catalina.
- Kochanie to byli bardzo źli Sargassowie. Ja przychodzę dlatego, że bardzo Was lubię, Ciebie i mamusię. Z Twoją mamusią, karmimy się nawzajem. Ja daję jej swoją krew, a mamusia daje mi swoją - tłumaczył z bólem serca zły, że to wszystko spotkało nie tylko Dali i Maisy, ale i innych jego rodaków.
- To mamusia będzie miała znów za mało krwi by mnie karmić? - zapytała, a wojownik zobaczył, że oczka napełniają jej się łzami.
- Nie będzie słoneczko, dzięki temu, że karmi mnie, a ja karmię ją, ma jeszcze więcej krwi dla Ciebie.
- Ojej, to dobrze, bo w obozie często byłam głodna - znowu oparła główkę na klatce piersiowej Catalina.
- Kochanie, nie pozwolę już nikomu Cię skrzywdzić i obiecuję, że już nigdy nie będziesz głodna, ani ty, ani Twoja mamusia.
- Wierzę Ci, mamusia mówiła, że jesteś naszym rycerzem - mruknęła.
Catalin uśmiechnął się pod nosem, a potem wystosował do Maisy polecenie snu, wysyłając do niej kolorowe obrazy pełne jednorożców, tęczowych wróżek, motyli, kwiatów i Bóg wie czego jeszcze. Może trochę go poniosło, ale miał to gdzieś. Jeszcze tydzień temu, do jego serca mrok zbliżał się wielkimi krokami, ale Catalin czuł, że to się niedługo zmieni. Dzięki tym dwóm kobietom, które zawładnęły jego sercem, duszą i ciałem. Pragnął ich szczęścia i zrobi wszystko by miały to co najlepsze. Nie minęło kilka chwil, a wojownik sam zasnął twardym snem przytulony do Maisy. Taki właśnie obraz zobaczyła rano Dali stojąc w progu sypialni córki. Wcześniej, kiedy otworzyła oczy i nie było obok w łóżku mężczyzny, z którym spędziła noc, pomyślała, że pewnie poszedł ćwiczyć. Ubrała się w obszerną, cienką bluzę w kolorze wojskowej zieleni i czarne spodnie bryczesy, a potem poszła zajrzeć do córeczki. Stała teraz i patrzyła na ciemnowłosego, postawnego wojownika, którego nogi wystawały poza ramę łóżka. Na jego klatce piersiowej spała Maisy obejmowana ramieniem, jakgdyby była największym skarbem na ziemi. Przy jego włosach spał zwinięty w kłębek Lin. Dali poczuła jak łzy zbierają się w jej oczach, ale nie próbowała ich opanować. Po co? Podeszła i położyła się obok Catalina wtulając się w jego włosy. I poczuła się na swoim miejscu. Przy mężczyźnie, przy którym powinna być. Poczuła się bezpiecznie i po prostu dobrze. Nareszcie po kilkudziesięciu latach poczuła się jak w domu.
***
W tym miejscu polecam przeczytać 7 i 8 rozdział Inteligentnej krwi 😎
***
Kilka godzin później...
Lonuc ćwiczył właśnie z Lukiem na siłowni, gdy usłyszał Nadiana.
- Lonuc? Wszystko w porządku?
- Jestem. Tak, u nas wszystko gra. Co u Was?
- Nie ciekawie. Rodzice Tomiły popełnili samobójstwo, żeby mafia nie mogła już szantażować dziewczyny.
- Boże drogi!
- Proszę, nie mów nic Carolyn. Sam jej powiem po powrocie.
- Jasne brachu.
- Jest coś jeszcze. Aleksiej był w siedzibie mafii, trzymają tam dwie Sargasski z trójką dzieci.
- A skąd one niby się tam wzięły?
- No właśnie nie wiem, próbujemy to ustalić. Wieczorem ruszamy na akcję. Jutro późnym popołudniem, a według czasu w Nowym Orleanie po północy, powinniśmy być w domu.
- To świetnie. Powodzenia na akcji.
- Dzięki. Przekaż Catalinowi, że będę potrzebował dwóch mieszkań, dla dwóch rodzin. Kobieta z roczną dziewczynka i druga z 5 letnią dziewczynką i 8 letnim chłopcem.
- Jasne. Nadian?
- Tak?
- Uważajcie na siebie.
- Zawsze bracie. I nawzajem.
Carolyn choć była słaba miała dość ciągłego leżenia. Bolały ją plecy, pośladki, biodra. Przecież to był dopiero początek ciąży, a co będzie dalej? Miała nadzieję, że Julian i Marta wymyślą coś, by jej ciało zaakceptowało dziecko, bo ono było dla niej cudem. Przecież od dawna słyszała, że po tym co przeszła w dzieciństwie nie może mieć dzieci. A tu... Nie może stracić tej ciąży! Sięgnęła po laptopa i zaczęła przeszukiwać strony, mając nadzieję, że znajdzie inne rozwiązanie, bo nie chciała mieć z Arcanosem nic wspólnego. Tuż przed wylotem do Polski, Nadian powiedział jej, kim jest jej ojciec. Nie chciała najpierw w to uwierzyć, ale wszystko na to wskazywało. Po kilkudziesięciu minutach odłożyła laptopa, bo oczy odmawiały jej posłuszeństwa. Usłyszała pukanie i drzwi się otworzyły.
- Nie śpisz? - popatrzyła na stojącą w drzwiach Martę.
- Hej, wchodź - kobieta zamknęła drzwi i podeszła do łóżka. W ręku miała szklankę wypełnioną jakimś musem.
- Proszę - podała Carolyn - bananowy, pomoże na mdłości.
- Jesteś kochana, dziękuję. Marto?
- Tak? - spojrzała na partnerkę Nadiana.
- Czy zamiast tych niby szczepionek dla dziecka, nie można podać ich mnie, lub przeprowadzić transfuzji mojej krwi? Przed chwilą czytałam o parabiozie hetero - chronicznej, może to by pomogło?
- Nie mam pojęcia czy to by było możliwe, chciała byś wymieszać krew dziecka z Twoją? Wiesz ,że w twojej krwi są przeciwciała, które zaatakują dziecko jeśli przenikną przez łożysko, a co dopiero podczas mieszania krwi.
Carolyn zaprzeczyła.
- Chciałabym połączyć krwiobieg mój i Nadiana. Nasze organizmy są silne, jego jeszcze silniejszy niż mój, uważam, że jego krew poradzi sobie z moją, ponieważ gdy z niego piłam nic złego się nie działo.
- Albo skutki były odłożone w czasie np.: do teraz. Możemy też upuścić twojej krwi i przeprowadzić transfuzję płodu.
- Nie chcę, by dziecko miało w sobie geny Arcanosa. Chcę spróbować albo transfuzji krwi Nadiana, albo parabiozy z krwiobiegiem Nadiana.
- O ile go namówisz - Marta się uśmiechnęła, ale czuła w głębi serca, że to może być rozwiązanie - wiesz co? Poproszę Sarę i pójdziemy do biblioteki Julianna, zobaczymy co tam znajdziemy. Ty szukaj w internecie. A jak wróci Julian pogadam z nim. Boże, to chyba się uda! - ostatnie zdanie Marta prawie wykrzyknęła i rzuciła się by uściskać Carolyn.
Partnerka Nadiana odwzajemniła uścisk. Nagle miała tyle bliskich osób w swoim życiu, że aż nie mogła w to uwierzyć. A jutro w nocy zobaczy siostrę.
- Lecę kochana - Marta oderwała się od niej i właśnie wychodziła, gdy w drzwiach wpadła na Catalina, Dali i Maisy.
- Hej - uśmiechnęła się do nich.
- Cześć, ciocia - Maisy pomachała jej rączka na odchodne, a potem podbiegła do łóżka - Babciu gdzie twój piesek? - władowała się na łóżko nie zwracając uwagi na sprzeciw Dali.
- Na dworze z Kathatuką.
- Aha, My też byliśmy teraz na dworze. Dobrze spałaś babciu?
Carolyn pogłaskała małą po główce i odpowiedziała.
- Bardzo dobrze. A Ty?
- Też. A najlepiej za drugim razem, gdy Catalin przeszedł z sypialni mamusi do mnie. Śniły mi się piękne koniki ze skrzydłami i takim czymś na głowie.
- Jednorożce - rzucił rozbawiony Catalin, a gdy Carolyn uśmiechając się pod nosem, spojrzała na zawstydzoną Dali i zobaczyła złączone ręce tej dwójki, uśmiechnęła się już najszerzej jak potrafiła.
- Cudownie, kochani - wyszeptała patrząc im w oczy.
Jelkiel był z siebie dumny. Z osiemdziesięciu sześciu osób, przekupił na swoją stronę sześćdziesiąt siedem. Finał, który miał w planach zbliżał się wielkimi krokami. Co prawda Arcanos jeszcze nie wyznaczył dnia na atak, ale wszystko wskazywało, że będzie to maksymalnie już za dwa trzy tygodnie. Tylko tyle dzieliło go od zemsty na swoim głupim władcy, za to, że nie dotrzymał słowa i nie dał mu Dali. Teraz już za późno. Sam zdobędzie kobietę, którą najpierw uczyni swoją, a potem ukarze, za to że odrzucała jego zaloty. Uśmiechnął się złośliwie i wpił się w szyję szarpiącej się eskimoski. Gdy się nasycił odrzucił ciało pod nogi i wyłożył się wygodnie na łóżku. O tak, pomyślał, już niedługo nie będzie leżał sam, będzie z nim ta dziwka i nikt mu w tym nie przeszkodzi.
***
W tym miejscu polecam przeczytać 9, 10 i 11 rozdział Inteligentnej krwi 🤗😘
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro