Rozdział 2
Pół godziny później Nadian stał przed tytanowym ogrodzeniem kwatery. Na konstrukcji widoczna była pasywacyjna warstwa tlenku tytanu. Zeskanował grubość lewym okiem, wynosiła około 250 nanometrów. Jego mózg błyskawicznie obliczył, że są w Nowym Orleanie czterdzieści lat. Jak dotąd było bezpiecznie, zaledwie w kilku, byli w stanie zapanować i kontrolować wszystkich współbraci, którzy przybyli za nimi z Ukrytych Wysp. Ślubowali mu lojalność i posłuszeństwo, darzyli ślepym zaufaniem. W zamian zapewniał im krew i spokojne życie, a w konsekwencji zwyczajnym ludziom. Naturalne zdolności mózgu, które przez lata tu spędzone, opanowali do perfekcji, pozwoliły utrzymać wszystkich w ryzach, a ewentualny bunt gasić w zarodku, buntowników zaś trwale eliminować. Nadian wiedział, że nie ma innego wyjścia, jak żelazna dyscyplina, aby dwa gatunki mogły współistnieć obok siebie. Ale ta równowaga została zakłócona i to wcale nie dziś, jak podejrzewał wcześniej, ale najprawdopodobniej już trzy tygodnie temu. Skierował energię Vi do zamka i tytanowa brama otworzyła jedno skrzydło. Wkroczył na teren kwatery i wysłał polecenie zamknięcia bramy. Kilkanaście metrów dalej, pośrodku drzew różnego gatunku oraz kolorowych, różnorodnych kwiatów, stała pięknie odnowiona kamienica kolonialna. Uśmiechnął się na ten widok. To wszystko stworzyła jego siostra. Poczuł dumę, jak zawsze gdy myślał o jej talencie i odwadze, ale iskierka żalu również dała o sobie znać, bo zapłaciła ogromną cenę za swoją waleczność. Choć Nadian uwielbiał nowinki techniki, zdolności i możliwości swojego gatunku, to w głębi serca był sentymentalny, a w tej kamienicy zakochała się Sara w 1812 roku. Więc jak na starszego dobrego brata przystało zakupił ją za wygórowaną cenę, a potem włożył w remont drugie tyle. Przez pierwsze stulecie Luizjana była dla nich tylko miejscem okazjonalnego odpoczynku, ale w roku 1973 przenieśli się tu na stałe. Odrestaurowana kamienica była ich domem, bezpieczniejszym niż by się mogło zdawać na pierwszy rzut oka. Doszedł spacerem do wejścia i otworzył drzwi. Wnętrze kamienicy było urządzone nowocześnie, ale nie utraciła francuskiego klimatu. Przy dużym wiśniowym biurku w kształcie litery L, siedziała młoda dziewczyna o lazurowych oczach i rudych włosach. Ubrana w wydzierganą na szydełku czarną bluzkę z krótkim rękawem i jeansy, sprawiała wrażenie pochłoniętej pracą. Nadian wiedział, że nic nie umknie jej uwadze. Była najlepsza! Pilnie monitorowała życie miasta, rejestrowane przez dziesiątki kamer rozmieszczonych w mieście, przesyłających sygnały do ekranów znajdujących się, przed jej zadartym nosem. W lewej ręce trzymała duże, obrane jabłko, które właśnie ugryzła, jednocześnie wystukując drugą ręką szereg cyfr na klawiaturze. Widział jak dokładnie rozgryza miąższ i długo przeżuwa. Coś ścisnęło go w sercu.
- Cześć, siostrzyczko - przechylił się przez biurko i pocałował ją w czubek głowy. Nie odwracając się do niego, dokończyła wpisywać hasło automatycznej ochrony i dopiero spojrzała w jego błękitne oczy.
- Wciąż mnie zdumiewasz swoim oddaniem naszej sprawie i pieczołowitością - powiedział poważnie, a ona tylko wzruszyła ramionami i znów sięgnęła po jabłko. Ale odwzajemniła uśmiech i pogłaskała dłonią policzek Nadiana.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - głos brata był przepełniony czułością i troską.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Zwołaj naradę za godzinę, a potem zmykaj do łóżka, jest środek nocy - pocałował ją raz jeszcze i skierował się do swojej kwatery.
Sara odwróciła się z powrotem do monitoringu i wystosowała polecenie połączenia z wszystkimi kwaterami. Na klawiaturze wystukała komunikat i przesłała do pozostałych mieszkańców kamienicy. Gdy dostała wszystkie komunikaty zwrotne, odsunęła się od panelu sterowania, wcześniej włączając ochronę kamer i posesji. Sięgnęła jeszcze raz po jabłko, ale gdy tylko przytknęła je do ust poczuła mdłości. Wściekła rzuciła się w stronę toalety. W ostatniej chwili zdążyła otworzyć muszlę i zwymiotować to, co wcześniej udało jej się przyjąć do żołądka. Nie miała już do tego siły i osunęła się na podłogę. Łzy popłynęły po jej policzkach, a w gardle czuła gorzką żółć. Szlochała długą chwilę, przytulając twarz do zimnych płytek, które chłodziły gorące czoło. Nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Usłyszała odgłos spuszczanej wody, a silne, męskie ramiona podniosły ją z ziemi i objęły mocno. Nie otworzyła oczu, wiedziała, że to Aleksiej i chciała się wyrwać, ale przygarnął ją do siebie jeszcze pewniej. Nie chciała, żeby oglądał ją w tym stanie. Czuła od siebie zapach wymiocin, z nosa kapało i cała się trzęsła. Szarpnęła się, ale tylko przytulił ją mocniej. Zrezygnowana ciągłą z nim walką i osłabiona dietą i wymiotami poddała się wtulając w jego ciepłe ciało.
- Już dobrze - głaskał jej marchewkowe loki - podziwiam cię, że nie ustajesz, ale może warto zrobić przerwę? - zapytał głosem od którego zawsze dostawała gęsiej skórki. Zaprzeczyła gwałtownie głową i znów spróbowała mu się wyrwać.
- Dobrze już, dobrze - uspokoił ją - włączyłaś ochronę kamer? - zapytał z ustami przy jej uchu. Czuła, że wysłał do niej falę krzepiącego ciepła i poczuła się nieco lepiej.
Kiwnęła głową, łzy wściekłości i bezradności nadal płynęły jedna, po drugiej. Podniósł się z nią w ramionach, lekko, bo dla niego ważyła tyle co piórko i ruszył w stronę jej mieszkania. Trzymała się kurczowo jego silnych ramion. Wchłaniała w siebie zapach mężczyzny, którego od dawna kochała. Ale on wciąż traktował ją jak słabą, małą dziewczynkę. Aleksiej był starszy od niej o kilkaset lat. I dużo wyższy. Miał krótkie, nieregularnie wycieniowane blond włosy i szaro niebieskie oczy, pałające srebrem gdy był zły. Pamiętała, że huśtał ją na rękach i nosił na barana, gdy była mała, a kiedy zaczęła umawiać się na randki, zawsze czekał na nią aż wróci. Śmiała się często, że bardziej się o nią martwi, niż jej rodzony brat. Nadian kochał ją szalenie, nie miała co do tego żadnych wątpliwości, pozwalał jej natomiast na popełnianie błędów, ufał, że nawet jeśli dostanie złą lekcje, wyciągnie z niej pożądane wnioski. Nawet czterdzieści lat temu, po ataku zbuntowanych, nie ograniczył jej swobód, choć wiedziała, że najchętniej zamknął by ją w kwaterze na wszystkie możliwe zamki. Natomiast Aleksiej traktował ją jak bezbronną, małą kobietkę, którą trzeba pilnować i chronić. Wkurzało ją to, ale dziś naprawdę nie miała już siły się z nim kłócić. Gdy weszli do jej kwatery, poszedł z nią w ramionach prosto do łazienki. Usiadł na brzegu dużej białej wanny, na giętych nóżkach w kolorze starego złota, która harmonizowała z czarno białymi kafelkami na ścianach i podłodze nadając klimat jednocześnie kolonialny jak i elagencki. Nadal nie wypuszczając Sary z objęć, zatkał wannę korkiem, odkręcił ciepłą wodę i wsypał do wanny jakieś kolorowe kryształki ze słoiczka, który stał w małej wnęce nad wanną. Oczywiście nie miał pojęcia co to jest, ale pomyślał, że nie zaszkodzi. Postawił delikatnie Sarę opierając ją o swoja szeroką pierś.
- Rozbierz się, kąpiel dobrze ci zrobi - powiedział delikatnie sięgając po jej bluzkę. Wzdrygnęła się i przytrzymała ją ciągnąc w dół.
Aleksiej - pomyślała, ale nie otworzyła przed nim umysłu, więc nic nie usłyszał.
- Spokojnie dziecinko, ściągnij tylko bluzkę i spodnie. Już cię widziałem w samych majtkach.
Byłam wtedy dzieckiem - znów mogła tylko udawać, że prowadzi z nim rozmowę, ale posłuchała bez sprzeciwu. Gdy została w samej bieliźnie podniósł ją i delikatnie zanurzył jej ciało w ciepłej wodzie. Oparła głowę o wannę, zamknęła oczy i wskazała dłonią drzwi by wyszedł. Aleksiej wstał z rycerskim zamiarem opuszczenia łazienki i podszedł do drzwi, ale przecież nie był rycerzem. Był wojownikiem i mężczyzną z krwi i kości. Odwrócił się by jeszcze na nią popatrzeć. Jej blada skóra była tak cienka, że widział pod nią dokładnie pajęczynę błękitnych żyłek. Była taka osłabiona, gdyby tylko chciała napić się krwi... Już nie marzył by wzięła krew od niego. Chodziło mu tylko o to, by nie skazywała się na pewną śmierć. Była niesamowita w swym uporze i walce, nie poddawała się, nawet gdy musiała płacić za swoje wybory, kochał jej ogromną siłę ducha, ale był facetem i nie był z kamienia. Pozwalał sobie patrzeć na nią gdy nie widziała, ale pierwszy raz od setek lat widział ją prawie nagą. Była piękna, długie rzęsy spoczywały na bladych policzkach, pełne brzoskwiniowe usta kusiły, smukła szyja wołała do niego, a piersi ukryte pod biustonoszem na pewno czekały, by je uwolnił od ciasnego materiału. Zganił się w myślach za swój egoizm, ale nie sprzeciwił się mu. Podszedł cicho, pochylił się i sięgnął po gąbkę, a gdy zanurzył dłoń w wodzie Sara podskoczyła wystraszona, pewna, że jest sama w łazience i otworzyła oczy. Nie chciała uwierzyć w to, co ujrzała w jego spojrzeniu. A zobaczyła pożądanie. Źrenice przesłaniało srebro, twarz stężała, ale zdradzały go delikatnie drgające mięśnie szczęki. Wpatrywała się w niego próbując wybić sobie z głowy myśli, które rodziły się w niej, gdy patrzył na nią namiętnie. Musiała się mylić, niemożliwe by Aleksiej jej pragnął, by nigdy wcześniej nic nie zauważyła. Kusiło ją by otworzyć umysł i przeczytać jego myśli. Ale nie mogła się zdradzić, nie po tylu latach milczenia. Chciała znaleźć potwierdzenie, tego co wyrażały jego oczy, więc znalazła inny sposób. Powędrowała wzrokiem w dół i zobaczyła napięty materiał spodni poniżej skórzanego pasa. Zadrżała, chcąc uspokoić tętno, ale nie mogła przecież zrobić tego siłą woli, bo zaraz by to wyczuł. Wpatrywali się w siebie bez słów. Chciała się uśmiechnąć, ale bała się, że wtedy czar pryśnie. Aleksiej spojrzał na jej ciało pokryte gęsią skórką.
- Zimno ci ? - zapytał unosząc kąciki ust w uśmiechu, zadowolony z reakcji jej ciała i sięgnął po żel z tajskiej lilii, nalał trochę na gąbkę i zaczął delikatnie obmywać jej ciało. Znów dostrzegł ślady, które odcisnęła na jej ciele drastyczna dieta. Skóra była cienka, pozbawiona zdrowego kolorytu, który nadała by jej, krew gdyby tylko się jej napiła. Ale taki widok nie osłabił jego pożądania.
- Jesteś taka słaba - głos mu się załamał, bynajmniej nie z troski.
Zaoponowała wynurzając się z wody i podnosząc rękę w geście protestu. Przez mokry, kremowy materiał, widział powiększone brodawki jej piersi. Delikatnie przejechał po nich kciukiem.
- Miałem na myśli dietę i twoje ciało. Ale jesteś najsilniejszą kobieta jaką znam. I najpiękniejszą - wyszeptał.
Sara wpatrywała się w niego, ale nie mógł nic wyczytać z jej oczu, nie mogła też mu powiedzieć czego chce. Nie wiedział czy zdaje sobie sprawę z tego, że wcale nie ma wobec niej szlachetnych zamiarów. Jego mięśnie się spięły i przez chwilę Sara się go bała, wyglądał jak głodny wilk, gotowy pożreć ją żywcem, jednak gdy cisnął gąbkę i porwał ją z wody, nie kłopocząc się wycieraniem, jego dotyk był najdelikatniejszym dotykiem jakiego doświadczyła w życiu. Tuląc ją do siebie zaniósł na duże okrągłe łóżko w jej sypialni. Przytrzymał Sarę jedną ręką, a drugą podniósł kołdrę, położył ją i okrył, a potem wsunął się obok niej i objął ramionami jej plecy, dłonie powędrowały w dół i znalazły zapięcie biustonosza. Uwolnił jej piersi i zamknął w swoich dłoniach. Westchnęła w odpowiedzi. Wahał się tylko chwilę patrząc na jej rozchylone usta, a potem wdarł się w nie jak grabieżca. Czekał tyle czasu, że teraz nie mógł się opanować, nie chciał, jego język pochłaniał ją, rozpalał do żywego. Nieśmiało objęła go ramionami i zaczęła wyciągać mu koszulkę ze spodni. Odsunął się od niej i spojrzał na jej twarz, usta miała rozciągnięte w uśmiechu.
- Och Saro - przywarł gorącymi ustami do jej szyi - chcesz tego?
Pokiwała głową, zanurzając dłonie w jego jasnych włosach. Były takie miękkie, od zawsze chciała zanurzyć w nich palce właśnie w ten sposób. To był on, mężczyzna jej życia. Nawet jeśli o tym jeszcze nie wiedział. Aleksiej podniósł się i zerwał z siebie koszulkę. Zobaczył, że oczy Sary powędrowały w dół, zsunął dłonie na spodnie i czekał. Znów pokiwała głową. Ściągnął spodnie i bokserki jednym ruchem i odrzucił na podłogę. Sara wyciągnęła do niego ręce, jej oczy nareszcie coś wyrażały, błyszczały i wiedział, że tylko dla niego. Jej ciało, choć wyraźnie wyczuwał, że było gorące, pokrywała gęsia skórka. Wpadł dosłownie w jej objęcia, kładąc się na niej delikatnie. Pocałował ją, a ona zaczęła coraz śmielej odpowiadać na jego pieszczoty. Jej język cudownie tańczył w jego ustach. Przesunął dłonie po jej ciele, drażniąc gorące, sterczące sutki. Gdy odpowiedziały na jego dotyk twardniejąc, powędrował dłońmi niżej i zsunął z niej mokre figi, odrzucając je Bóg wie gdzie. Język podążał za jego dłońmi, najpierw otaczając delikatnie kremowe piersi, by potem popłynąć ku zagłębieniu brzucha. Sara oddychała coraz szybciej, a gdy jego palce powędrowały do ściśniętych ud jęknęła gardłowo. Mocnym ruchem kolana, rozsunął jej nogi i jego palce napotkały jej kobiecy kwiat, była wilgotna i gotowa. Podniósł głowę, palcami głaskał wąski paseczek, maleńkich, rudych loczków pod linią podbrzusza. Napotkał jej zamglone spojrzenie.
- Saro... - wydyszał - musisz być pewna... Jeśli cię wezmę, jeśli cię dziś posmakuję, zwiążę cię ze sobą i nigdy nie pozwolę ci odejść.
Nie wahała się ani chwili. W odpowiedzi przycisnęła dłońmi jego rękę by wsunął w nią palce. Powoli pocierając kruche płatki otworzył ją delikatnie. Nie wie dlaczego myślał, że nigdy nie była z mężczyzną, ale gdy jego palce poznawały jej wnętrze, wiedział, że nie jest pierwszy. To nic, pomyślał, ja też miałem kobiety, najważniejsze, że od tej pory nikogo innego już w niej nie będzie, nie zostawi jej, nie pozwoli odejść, będzie od dziś należeć tylko do niego. Na wieczność. Palcami głaskał jej ciasne wnętrze, a Sara wiła się i prężyła pod jego dotykiem, co sprawiało mu ogromna satysfakcję. Pochylił się i językiem zataczał małe kółeczka w najwrażliwszym miejscu, nie przestając pieścić jej palcami. Dyszała, pozbawiona tchu, czując jak nieopisana rozkosz ogrania jej całe ciało, które wciąż prosiło o więcej. To przyciągała go do siebie, to znów odpychała, jak gdyby sama nie wiedziała, czego chce. Ale była pewna, chciała Aleksieja w sobie. Chciała by ją posiadł i na zawsze uczynił swoją. Aleksiej widząc jej reakcję naparł na nią mocniej, teraz jego język wchodził w nią i wychodził z nadzwyczajną prędkością, wiedziała, że dłużej nie wytrzyma, sięgnęła dłońmi pomiędzy jego uda, ale uwięził jej nadgarstki.
- Dziecinko, nie czekaj na mnie.
Posłuchała, rozluźniła mięśnie i gorąca błyskawica rozpaliła jej kobiecość, spalając po drodze wszystko to, czego doświadczyła w przeszłości. Nigdy wcześniej nie zaznała takiego uczucia, nic nie mogło się równać z takim spełnieniem. Czuła szczęście wylewające się z niej na zewnątrz. Ciało spalało się błyskawicznie, jak wysuszona słoma, ale tylko po to, by po chwili znów buchnąć gorącym płomieniem. Gdy dochodziła w końcowych spazmach orgazmu, wygięła ciało w łuk nie mogąc znieść tak ogromnej rozkoszy i wgryzła się w swoją rękę. Była zła na siebie, że nie może wykrzyczeć tego co czuje. Ale gest, który uczyniła rozpalił Aleksieja nie do wytrzymania. Oderwał od niej język i położył się na nią, torując sobie drogę do jej ud swoją nabrzmiała i gotową męskością. Jednym mocnym pchnięciem wszedł w nią i zawisł nad jej twarzą. Jej oczy lśniły blaskiem, którego jeszcze nigdy nie widział. Z ciemnych od podniecenia oczu popłynęły łzy. Pochylił się i koniuszkiem języka zlizał najpierw jedną, a potem kolejną. Popatrzył na nią i lekko się uśmiechnął. To był najpiękniejszy uśmiech Aleksieja jaki udało jej się zobaczyć na jego twarzy w całym jej długim życiu. Otworzyła usta.
- Kocham cię, od zawsze - wyczytał z ruchu jej warg. Nie mógł w to uwierzyć. Tyle lat krył się ze swoim uczuciem, a gdy została porwana i on nie zdołał jej uratować na tyle wcześnie by oszczędzić jej bólu i cierpienia, zrozumiał, że na nią nie zasługuje. Ale zawsze był przy niej, jak anioł, by chronić ją przed przeszłością. Tak jak dziś, gdy poczuł w sercu niepokój, od razu wiedział, że chodzi o nią. Zawsze chodziło tylko o nią. Nawet gdy nim dorosła, a sam tego jeszcze nie zrozumiał i spędzał noce z innymi. Pochylił się i pocałował jej powieki, potem nos, policzki, zatrzymał się przy ustach. Zobaczył w jej oczach obawę i nie chciał już dłużej trzymać jej w niepewności.
- Kocham cię dziecinko, odkąd przyszłaś na ten świat - obsypał jej usta pocałunkami, jak gdyby pieścił najdelikatniejszy skarb. - Zawsze wiedziałem, że jesteś moją Ariadną. Ty trzymałaś mnie przy życiu, nie pozwoliłaś bym stał się zbuntowanym.
Nagle przypomniała sobie te wszystkie chwile, gdy był przy niej, zawsze obok, gotów nieść na barana gdy stłukła kolano na rowerku, gotów czytać po sto razy bajki które uwielbiała. Przypomniała sobie jak bawił się z nią lalkami, jak kupował jej co tylko zapragnęła, jak przepytywał jej chłopaków przed każdą randką, a potem czekał do świtu, by zapytać czy wszystko w porządku. W tej sekundzie przestało przeszkadzać jej , że mówił do niej dziecinko. Zrozumiała, że nigdy nie widział w niej dziecka. I wtedy przyszlo olśnienie, pomyślała, że dla niego warto zostać tym, kim jest i dzielić z nim resztę życia.
Otoczyła jego szyję ramionami i przyciągnęła do siebie. Wabiła ją mocna, pulsująca tętnica nad jego obojczykiem, przycisnęła doń usta i wysunęła kły. Gdy wbiła się w niego przeszył go dreszcz rozkoszy jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył, a gdy poczuł jak pije jego krew wiedział, że dłużej nie wytrzyma, nie zdążył się nawet w niej poruszyć, gdy eksplodował pociągając ją za sobą jeszcze raz ku pełni rozkoszy. Gdy padł na nią wyczerpany oboje poczuli wibrowanie jego bransoletki, co oznaczało naradę. Jęknął, a Sara w odpowiedzi położyła głowę na jego klatkę piersiową i mocniej go objęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro