Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Dzień później...

Carolyn przeciągnęła się z głębokiego snu. Zanim otworzyła oczy poczuła lizanie na dłoni. Mały, ciepły i mokry jęzor. Szybko otworzyła oczy czując pod palcami miękkie futerko.

- Heeej - wyszeptała do małego wilczka, który właśnie otworzył ślepia i patrzył na nią rozanielony.

- Wystarczy zrobić słodkie oczy i już można cię mieć w garści? - usłyszała nieopodal ukochany głos.

- Nadian!

Wyskoczyła z łóżka i rzuciła mu się na szyję. Wtuliła się w niego i po prostu rozpłakała.

- Nadian, to było straszne... - załkała.

Wielki i odważny wojownik nie wiedział nawet co powiedzieć. Wziął na ręce swoją partnerkę i usiadł z nią na łóżku opierając się o ramę. Posadził sobie Carolyn na kolanach i mocno objął.

- Przepraszam kochana, że nie zapewniłem Ci bezpieczeństwa - wyszeptał jej do ucha. Poczuł jak zaprzecza głową.

- Przecież to nie Twoja wina. Jako policjantka doskonale wiem, kto odpowiada za wyrządzone zło i wiem skąd w Tobie poczucie winy. Za to, co się stało, odpowiada Kolio i Arcanos oraz Richard.

Uniosła głowę odwracając się do niego.

- W lochu, kiedy pojawił się Preston... Gdyby nie ty...

- Ciii - pocałował ją delikatnie w usta - już nic Ci nie zrobi. Kolio też nie żyje. Nie wiem za to, co z Jelkielem.

- Pamiętam, że... - coś zaczęło ją dławić w gardle - zabił wilki i zabrał mnie do Arcanosa! A co było potem?

Nadian uświadomił sobie, że Carolyn przecież tego już nie pamięta.

- Opowiem ci gdy odpoczniesz dobrze?

- No OK.

Nagle mały wilczek przeniósł się z prześcieradła na jej kolana. Skomląc wdrapywał się łapkami po jej klatce piersiowej.

- On jeden ocalał? - wzięła go na ręce i przytuliła mocno do siebie. Nadian zaprzeczył głową.

- Jeszcze kilka wilków, niestety jego matka nie żyje. Gdy spałaś w jaskini, on ubzdurał sobie, że będzie spał koło Ciebie. Dlatego po śmierci Shirley, Shean stwierdził, że skoro maluch sobie Ciebie wybrał musimy go zabrać.

Mały zapewne rozumiejąc, że o nim mowa odsunął łebek i popatrzył jej w oczy, a wtedy Carolyn jakby obudziła się ze snu i zadała to pytanie. Pytanie, którego wielki wojownik nie chciał usłyszeć.

- Nadian, a Dawid?

Gdy jej partner westchnął głęboko, zrozumiała co spotkało Dawida. Nadian chyba wolałby, aby jego kobieta zaczęła krzyczeć lub płakać. Ale ona nawet się nie ruszyła. Nic nie mówiła. Tylko nagle zaczęła drżeć. Jakaś nieograniczona wściekłość gromadziła się w jej wnętrzu. Ciało oblało się zimnym potem, choć Carolyn czuła, że w środku wszystko się w niej gotuje. Serce mocno przyspieszyło, a oddech stał się gwałtowny i płytki. I nagle wybuchły wszystkie żarówki z zapalonych lampek. Nadian tylko się domyślił, że to energia Vi, ale nie miał pojęcia skąd się wzięła w jego partnerce. Carolyn tylko raz piła jego krew i do tego małą ilość. Do tej pory nie mieli też okazji ćwiczyć posługiwania się częścią umysłu, która dawała moc, a której zwyczajni ludzie nie wykorzystywali. Zsunął z niej małego wilczka, podniósł się z nią w ramionach i pognał do laboratorium, do Juliana. Coraz bardziej obawiał się o Carolyn ponieważ jej twarz straciła kolory. Usta posiniały, a ciało było lodowate. Julianowi wystarczyło jedno spojrzenie.

- Nadian, ona potrzebuje krwi.

- To niemożliwe. Owszem, piła ze mnie, gdy wyjeżdżałem, ale bardzo mało.

- Najwidoczniej wystarczyło by uaktywnić gen Vi.

Niedaleko laboratorium Juliana Mariad wydzielił pokój, który zaadoptowali na pokój szpitalny. Położono w nim Carolyn. Nadian czuwał przy niej całą noc. Stan jego partnerki się nie pogarszał, ale też nie było lepiej. W międzyczasie Constantin przyniósł małego wilczka, który wył przeraźliwie zostawiony sam w mieszkaniu Nadiana. Od razu ułożył się przy kobiecie, a gdy tylko ktoś próbował go ściągnąć z łóżka, warczał i próbował kąsać. To dziwne zachowanie małego, bardzo cieszyło mężczyznę. Gdy kiedykolwiek będzie musiał zająć się obowiązkami i zostawić Carolyn, będzie miała najlepszego ochroniarza pod słońcem. Popatrzył na swoją kobietę i znów ścisnęło go w mostku. Nadal nosiła na sobie ślady pobytu w lochu, a do tego ten jej dziwny stan. Kilka godzin wcześniej Julian próbował podać jej krew Nadiana, ale organizm zareagował jeszcze gorzej. Z ust Carolyn zaczęła toczyć się piana, a całe ciało płonęło z gorączki. Teraz jedyne co mogli zrobić to podać kroplówkę i zająć się badaniami.

Było po 4 nad ranem, gdy Julian cicho otworzył drzwi i napotkawszy spojrzenie Nadiana skinął głową by wyszedł za nim.

- Co masz? - spytał pełen nadziei.

- Chodź do gabinetu.

Po drodze dołączył do nich Aleksiej. Poklepał Nadiana po ramieniu chcąc dodać przyjacielowi otuchy. Julian usiadł za biurkiem, a współbraciom wskazał fotele przed. Nadian przyglądał się kartkom, które teraz Julian przekładał z ręki do ręki, dopóki nie znalazł tej, której szukał.

- Nadian, czy Carolyn wspominała kiedykolwiek, że ma jakąś alergię? - zapytał nie podnosząc wzroku znad wyników badań.

- Nie przypominam sobie. Chodzi Ci o pokarmową czy jaką? - Niecierpliwość zaczynała mieć nad nim przewagę, co łatwo można było usłyszeć w jego głosie.

- Zrobiłem morfologię i rozmaz białokrwinkowy. Badanie to pozwoliło mi określić poziom eozynofili. Eozynofile to specyficzne krwinki białe. Ich rolą jest zwalczanie objawów alergii oraz pasożytów. Zatem jeśli w organizmie doszło do reakcji alergicznej lub pojawił się pasożyt ich ilość wzrasta.

- U Carolyn wzrosła, tak? - spytał Aleksiej widząc u Nadiana nerwowe tupanie butem.

- Wzrosła, ale diametralnie. Nie kojarzę, bym kiedykolwiek miał do czynienia z taką ilością eozynofili. Z kolei badanie moczu wykluczyło alergie pokarmową. Czego się nie spodziewałem, bo gdy podaliśmy jej krew, jej ciało zareagowało tak drastycznie. Byłem pewien, że wyjdzie pokarmowa.

- Julian do cholery, powiedz po ludzku co możesz zrobić by jej się polepszyło - Nadian w końcu nie wytrzymał.

- Podam silne leki histaminowe, bo nie wydaje mi się by jakiś maleńki pasożyt wywołał, aż takie objawy. Jeśli się obudzi, będę mógł zbadać kał na pasożyty. Zrobimy USG jamy brzusznej i wszystkich węzłów chłonnych. Zrobię jeszcze UKG serca. Coś musi gdzieś wyjść.

Nadian pokiwał głową, rzucił ciche "dziękuję" i wyszedł z gabinetu.

- Julian ... - odezwał się niepewnie Aleksiej.

- Tak? - Julian zsunął z nosa okulary i potarł kość nosa na wysokości oczu.

- Coś mi nie daje spokoju... Wilk mówił Michaelowi, gdy byliśmy na wyspach, że zna zapach Carolyn. Twierdził, że pochodzi z wysp. Wiesz coś o jej rodzicach? Może wilk ma rację?

- Sara wspominała, że matka Carolyn nie żyje, a ojca nie znała, wychowywał ją ojczym.

Na dźwięk imienia Sary, twarz Akeksieja zrobiła się poważna.

- Wiesz co, przejrzę jeszcze raz wszystkie wyniki mając to na uwadze, ale nie mów nic na razie Nadianowi. I tak wziął dużo na siebie - odpowiedział Julian bacznie przyglądając się wojownikowi i choć bardzo chciał mu pomóc, nie wiedział jak.

- Naprawdę nie wiem dokąd pojechała. Próbowałeś się z nią porozumieć?

- Teraz spróbuję - Aleksiej wstał szybko z krzesła i bez słowa opuścił gabinet.

Julian siedząc nad biurkiem przeczesywał palcami swoje jasne półdługie włosy. Starał się skupić jeszcze raz na analizie wyników, jednocześnie rozmyślał nad sensem miłości i łączenia się w pary. Czy źle było Nadianowi bez Carolyn? Miał spokój. Nie było by tej całej wyprawy na Ukryte Wyspy gdyby nie ta kobieta. A Aleksiej? Też miał spokój, zanim nie związał się z Sarą. A teraz szaleje bo wyjechała.

- O nie, nigdy się nie zakocham - rzucił na głos, by poczuć się bardziej zobowiązanym do dotrzymania danej sobie samemu obietnicy.

Aleksiej wszedł cicho do pokoju Sary. Nie zapalał światła bo i tak widział dobrze. Pokój wyglądał jak co dzień. Trochę porozrzucanych rzeczy. Pognieciony koc na okrągłym łóżku. I książka leżącą na podłodze. Podniósł ją i wyczuwając energię Vi otworzył tam gdzie sygnał był najsilniejszy i zaczął czytać.

„Mężczyzna rozpozna swoją Ariadnę w chwili, gdy ujrzy ją po raz pierwszy. Ich serca będą wyrywały się ku sobie, myśli same siebie odnajdą, a dusze będą stanowiły jedność. Nie będzie we wszechświecie innej kobiety, która byłaby w stanie zaspokoić wszystkie pragnienia mężczyzny i nie będzie innego mężczyzny, który byłby w stanie dać Ariadnie to co najcenniejsze - otworzyć przed nią swoje dzikie serce. Jeśli mężczyzna nie odpowiada na uczucia kobiety, nie jest jej przeznaczony, a ona nie jest jego Ariadną. „

Gdy dotarło do niego ostatnie zdanie serce mu prawie pękło. Oczami wyobraźni już widział tą scenę. Sara go przywołuje, on ją odrzuca i nie odpowiada na jej uczucia, potem ona czyta księgę i gdy widzi to zdanie, które przeczytał teraz, dochodzi do wniosku, że nie są sobie przeznaczeni.

Była 1:30 gdy Sara zasypiała. Nie gasiła małej nocnej lampki, bo światło sprawiało, że nie czuła się samotna. Skończył się trzeci dzień jej pobytu na Alasce, a ona w każdej chwili myślała o Aleksieju. Starała się bardzo blokować myśli, ale miała powoli tego dość. Nagle poczuła, jakby ktoś wewnątrz niej pukał do drzwi. Rozejrzała się po pokoju i cicho zawołała.

- Luke? Stoisz pod drzwiami?

Gdy odpowiedziała jej cisza, wstała i podeszła do drzwi. Delikatnie je uchyliła, ale gdy zobaczyła, że nikt za nimi nie stoi, zamknęła je i biegiem wskoczyła do łóżka. Przykryła się kołdrą po sam nos i już chciała zamknąć oczy, gdy znów dotarło do niej pukanie.

- Kto tu jest? - spytała czując jak serce zaczyna jej walić.

- Ja - usłyszała ukochany głos i spojrzała w stronę skąd pochodził. Zobaczyła Aleksieja, który wpatrywał się w nią intensywnie.

- Zanim mnie wyrzucisz, posłuchaj. Wtedy, gdy próbowałaś się ze mną połączyć wchodziłem do lochów, w których byłaś przetrzymywana. Dostałem silnego bólu głowy. Myślałem, że mi ją rozerwie. Byłem pewien, że to przeszłość, że to Twój ból daje mi znać jak bardzo cię zawiodłem. Dlatego go odepchnąłem najsilniej jak potrafiłem. Przed chwilą czytałem księgę Ariadny i wiem co sobie pomyślałaś. Że Cię nie rozpoznałem. Ale to nie tak. Moje serce zawsze Cię rozpozna. Tylko tamto miejsce rozwaliło mnie na kawałki. To, że cierpiałaś w tych lochach to moja największa porażka. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Wcześniej byłem na bagnach i miałem wizję jak Arcanos... I usłyszałem jak szepczesz moje imię... Wiem, że zawiodłem, że nie zasługuje na Ciebie, ale nigdy nikogo nie kochałem tak wielką miłością, nawet przyjaciół. Wybacz mi, ale jestem zbyt wielkim egoistą, by z Ciebie zrezygnować.

Sara zerwała się z łóżka i skoczyła do Aleksieja. Wiedziała, że to tylko wizja, ale chciała choć na chwilę go dotknąć. Wyciągnął ręce i wpadła w jego bezpieczne ramiona.

- Aleksiej przepraszam, tak mi przykro, wybacz mi - łzy popłynęły po jej twarzy.

Objął ją mocno i gładził po włosach.

- To Ty mi wybacz. Gdyby ból twojego cierpienia i mojej bezradności mnie nie zaślepił...

- Cicho już, ciii... - Pocałowała go w usta.

- Powiedz, że wrócisz do domu. Jutro, pojutrze... - Aleksiej czekał na odpowiedź jak na zbawienie.

- Wrócę jak najszybciej się da - wyszeptała jeszcze raz wtulając się w Aleksieja.

Choć na dworze panowała szarówka, siedzący w czarnym SUV'ie mężczyzna doskonale widział co działo się w pokoju domu, przed którym stał. A, że miał bardzo dobry słuch, także słyszał. Uśmiechnął się na złożoną przez Sarę obietnicę i tylko mruknął.

- Tak Ci się tylko wydaje.

Po czym odpalił silnik ściszając siłą Vi jego dźwięk i odjechał.

Julian posmarował głowicę USG żelem i gdy przyłożył do brzucha Carolyn wciągnął powietrze.

- Co się dzieje? Julian? - spytał Nadian podchodząc i siadając na brzegu łóżka Carolyn. Wziął kobietę, za rękę, a ona z braku sił odpowiedziała słabym uściskiem. Obudziła się po 9 rano i choć miała się lepiej niż w nocy, nadal była w złym stanie. Na szczęście była przytomna.

- Co prawda wyniki badania kału będą za kilka dni, ale wątpię czy wykażą obecność pasożytów - Julian mruknął praktycznie do siebie.

- W nocy mówiłeś, że to może być pasożyt.

Julian zignorował stwierdzenie Nadiana i zwrócił wzrok na jego partnerkę.

- Carolyn, Nadian wspominał, że nie możesz mieć dzieci...Kto tak stwierdził?

- Julian - w głosie przywódcy zabrzmiał gniew.

Blondyn zmierzył go wzrokiem, po czym znowu spojrzał na bladą i zmizerniałą kobietę, która jeszcze kilka dni temu wyglądała o niebo lepiej.

- Lekarz ginekolog, tutejszy, ale nie pamiętam nazwiska. Dawid mnie do niego zaprowadził gdy mnie przywiózł do Stanów. Miałam kilkanaście lat.

- Jesteś chyba w ciąży... Co prawda jest za wcześnie, by coś więcej było widać, ale są już zmiany.

Carolyn i Nadian wpatrywali się w monitor nic nie dostrzegając.

- Potwierdź badaniem krwi - rzucił Nadian.

- Moczu - Julian podał mu papierowe ręczniki, by wytarł żel ze skóry kobiety, a sam wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił i pobrał ponownie krew Carolyn.

- Potrzebuję jeszcze próbkę moczu - zwrócił się do Nadiana, podając mu szklany sterylny pojemnik, na co ten skinął głową.

Minęło kilka godzin, gdy w głównej kwaterze Sargassów, w Nowym Orleanie, zaczęło robić się tłoczno. Nadian zwołał spotkanie Rady na 16 - stą, ale tuż przed, był jeszcze u swojej Ariadny. Leżał koło niej na łóżku próbując, co jakiś czas przenosić wilczka w nogi łóżka, ale mały uparciuch niezmordowanie powracał wciskając się pomiędzy Carolyn i Nadiana.

- Jak Boga kocham, nie wytrzymam z nim - mruknął całując Carolyn w czoło.

- Zostaw - cicho odpowiedziała delikatnie się uśmiechając - dam mu na imię Stubborn.

- Doskonale pasuje - Nadian bezwiednie pogłaskał wilczka po łebku.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Julian. Twarz miał poważną i zadumaną.

- Masz wyniki? - wyszeptała Carolyn.

Julian przysunął sobie krzesło i usiadł przy łóżku. Pokiwał głową i po chwili milczenia wreszcie się odezwał.

- Na 100 % jesteś w ciąży.

Nadian i Carolyn uśmiechnęli się do siebie, ale widząc powagę Juliana ponownie na niego spojrzeli.

- O co chodzi? Wszystko z dzieckiem w porządku?

- Wiecie, co to konflikt serologiczny ?

Oboje pokiwali głowami.

- Wy go nie macie, ale to coś, co się dzieję z Tobą - spojrzał na Carolyn - to coś podobnego.

- Boże, wytłumacz po ludzku - rzucił Nadian.

- W skrócie i ogromnym uproszczeniu, krew dziecka to krew twoja i Nadiana. Ale Twój organizm ma inną krew i wydaje mi się, że dlatego źle reaguje na ciążę. Te wszystkie objawy to reakcja organizmu na krew Nadiana, na jego geny. Twój organizm wytoczył przeciwciała by zniszczyć tą ciążę.

- Co możemy zrobić? - Carolyn mimo braku sił, aż się podniosła na łóżku.

- No właśnie nie do końca wiem. Mam kilka hipotez.

- Jakich? - spytali jednocześnie.

- Krew Nadiana to krew Sargassów, Twoja nie, ale jest trochę inna od ludzkiej krwi.

Być może organizm uznał dziecko poprzez płynącą w nim krew Nadiana jako wrogą.

- I atakuje dziecko? - spytała Carolyn.

- Tak...tyle, że krew Twojego dziecka wytwarza z kolei przeciwciała skierowane przeciw Twojemu organizmowi.

- Jak temu zaradzić? - Carolyn pociągnęła nosem i dopiero wtedy mężczyźni zobaczyli, że po jej policzkach płyną łzy.

- Moim zdaniem trzeba przeprowadzić coś pomiędzy transfuzją, a imunizacją.

- Julian - Nadian cicho westchnął.

- Już wyjaśniam. Trzeba częściowo wymienić krew, konkretnie surowicę. Stworzyć coś w rodzaju szczepionki.
Wstrzykiwać po kilka mililitrów surowicy odsączonej z krwi Nadiana do żyły Carolyn. A - tu Julian się zawahał, ale w końcu się odezwał - surowicę z krwi Carolyn do łożyska. Do tego czasu będziemy podawać w dalszym ciągu leki histaminowe oraz już teraz, a nie dopiero po porodzie, imunoglobuliny anty - D. Tyle, że nie wiem czy pomogą, bo tak jak mówię, ta ciąża jest inna i nie występuje u was konflikt serologiczny.

- Czyli teraz czekamy, aż ciąża będzie w którymś tam tygodniu, by podać krew Carolyn? - Nadian próbował poukładać sobie wszystko w logiczną całość.

- Niezupełnie... Problem jest taki, że Carolyn piła twoją krew i nie mamy jej czystej krwi. Matka Carolyn nie żyje, Dawid też...

- Do czego zmierzasz?

Julian postawił wszystko na jedną kartę.

- Udam się do Polski i odnajdę biologicznego ojca Carolyn.

- A kto się nią tu zaopiekuje? - Nadian był przerażony wizją pozostawienia kobiety bez pomocy lekarza.

W tej chwili do pokoju wszedł Gregory z Martą.

- Carolyn, to Gregory i Marta, przyjechali z nami z Ukrytych Wysp. Marta mnie zastąpi. Zanim trafiła do Arcanosa, pracowała w szpitalu w Waszyngtonie jako lekarka oddziału ginekologicznego - lepiej być nie mogło, pomimo całej sytuacji.

Carolyn przycisnęła zapłakaną twarz do klatki piersiowej Nadiana. Julian, Marta i Gregory wpatrywali się w niego do czasu gdy w końcu skinął głową.

- Marto spadłaś nam z nieba, dziękuję... Jeszcze jedno, mamy zaraz naradę, możesz zostać z Carolyn? - spytał Nadian.

- Oczywiście, zostanę tyle ile będzie trzeba - Marta uśmiechnęła się delikatnie, pochyliła się i pocałowała Gregor'ego w usta po czym usiadła na brzegu łóżka. Nadian ujął w dłonie twarz swojej kobiety i ocierając kciukami łzy, złożył na jej ustach pocałunek, w który włożył całe swoje uczucie. Marta patrzyła jak urzeczona, bo gdy kilka lat temu trafiła na ukryte wyspy, od wszystkich słyszała, że Nadian Daninsky to najpotężniejszy wojownik.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro