Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7:


- Widział nas jak sprzedajemy narkotyki! – krzyknął Alex. W drzwiach pojawił się Paul.

- Co tu się dzieje? – zapytał.

- Ty mi powiedź! – krzyknął na niego Nate. Nie wiedziałam, że aż tak się tym przejmie. – Paul był z tobą? – zapytał Alexa.

- Tak. – burknął.

- Ale gdzie kurwa... - pisnął.

- W Michigan... Sprzedawaliście tam narkotyki rok temu, tak? – zapytał, a ja usiadłam obok niego.

- A no.. – westchnął. – I co?

- No. To czy ktoś Was przypadkiem nie widział? – krzyknął i wstał. Alex z Paulem popatrzyli na mnie i na siebie, nie wiedząc co mają odpowiedzieć. – Wiecie co! Wiem, jestem bezuczuciowych, aroganckim dupkiem! I nie zachowuję się najlepiej...! Mi też zdarzały się wpadki! Ale ja nikomu nie strzelałem od razu w łeb! No kurwa! Mieliście zamiar w ogóle mi o tym powiedzieć?! – moje serce biło jak szalone, Nate był coraz bardziej zdenerwowany i nie wiedziałam co może zrobić. – Tak myślałem! Kurwa! – podszedł do mojej gitary i rozbił ją o ścianę. Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Nate wybiegł z domu, a chłopacy patrzyli na mnie. Alex podszedł do mnie i uderzył mnie z pięści w twarz raz, za chwilę drugi i zamknął się w pokoju. Paul patrzył się na mnie jak ocieram krew z nosa swoją bluzką.

- To był twój brat? – podszedł bliżej, a ja szybko wstałam i odsunęłam się.

- Tak. – wyszlochałam.

- Nie bój się ja Cię nie uderzę... - podchodził coraz bliżej, ale ja się odsuwałam.

- Nie zbliżaj się. – pisnęłam i wybiegłam z jego pokoju. Tylko gdzie mam teraz pójść? Do pokoju Nate? Zabije mnie! Cholera... Wyjdę jak przyjdzie... - pomyślałam i weszłam do pokoju. Usiadłam pod ścianą i znów płakałam..
Cały czas słyszałam słowa Nathana:

Wiem, jestem bezuczuciowych, aroganckim dupkiem! I nie zachowuję się najlepiej...! Mi też zdarzały się wpadki! Ale ja nikomu nie strzelałem od razu w łeb! No kurwa!

Otarłam twarz koszulką, żeby nie było śladu krwi. Nos miałam cały spuchnięty i dalej leciała mi krew. Odchyliłam głowę do tyłu i czekałam, aż przestanie. Po chwili drzwi otworzyły się, a ja jednym ruchem stanęłam na równe nogi. Nate stał w nich cały mokry i zdenerwowany. Pewnie był biegać...

- Ja nie miałam gdzie iść, ale już wychodzę.... – tłumaczyłam się widząc, że do mnie podchodzi... Bałam się go takiego, był tak sam jak w parku. Zaczęłam się osuwać, ale on szybkim krokiem podszedł do mnie i złączył nasze wargi. Myślałam, że mnie uderzy... a on mnie całuje? Po chwili wypuściłam z siebie cichy jęk jaki tłumił moje zdenerwowanie. Odsuwałam się powoli, lecz wpadłam na ścianę. Nate przyparł na mnie jeszcze bardziej i w końcu kiedy nasze serca biły już coraz bardziej... na skrajach wytrzymałości puścił moje usta i popatrzył w oczy.

- Przepraszam. – szepnął między szybkimi oddechami i wyszedł. Zjechałam z wrażenia po ścianie na podłogę. Dlaczego on mnie pocałował? Jakie przepraszam?

Kiedy mój oddech już się wyrównał... Zamknęłam oczy... i ... chyba zasnęłam

Obudziłam się... i leżałam na czymś miękkim. Podniosłam się i byłam w łóżku Nathana. Szybko zamachnęłam się by wstać..

- Leż! – warknął. Dopiero teraz zauważyłam, że siedzi pod ścianą tam gdzie ja wcześniej...

- Przepraszam, nie wiem jak ja.. – próbowałam się jakoś wytłumaczyć...

- Zaniosłem Cię.. zasnęłaś... - wstał i otrzepał spodnie. Jeny! Jak on na mnie działał! Jedna strona mnie: bała się go cholernie, a druga pragnęła jego dotyku, przytulenia... Och... Drżałam nie wiedząc w sumie z jakiego powodu.. – Dalej uważasz, że jestem bezuczuciowym dupkiem... - wyrwał mnie z zamyślenia i położył się naprzeciwko bawiąc się talią kart.

- Ja tak nie powiedziałam. – szepnęłam i zastanawiałam się czy ja coś powiedziałam... może przez sen?

- Ale tak myślisz... - westchnął i popatrzył na mnie... Och... Ten zadziorny i zawstydzając wzrok... Cholera!... Zaczerwienie się!!!

- Skąd to wiesz? – rzuciłam..

- Zawstydziłem Cię.. – znów się popatrzył. No co ty! Nate ty robisz to cały czas!!! Hello...

- Ugm. – odkaszlnęłam i zaczęłam bawić się paznokciami.

- Pokaż. – odłożył talię i chciał się do mnie zbliżyć, a ja od razu zesztywniałam. – Och.. no choć tu bliżej... - przysunęłam się, a on podniósł mi podbródek i oglądał go z każdej strony.. – Chyba nie jest złamany... - westchnął. – Alex Ci to zrobił? – wstał i podszedł do komody, a ja pokiwałam głową na tak. – Tak myślałem.. – wyciągnął apteczkę.... Co jemu się stało? Jakiś dzień dobroci dla porwanych? - Nie ruszaj się... - zamknął mój podbródek w mocnym uścisku, tak bym się nie ruszyła.. przyłożył jakiś wacik... Piekło jak cholera!!!

- Ała... - pisnęłam i zamknęłam oczy.

- Patrz na mnie. – rzucił ścierając zeschniętą krew... Spojrzałam mu w oczy... Matko jaki one były piękne.... taki duże... i błękitne. Do tego ten kilkudniowy zarost! Ach!

- Gotowe! – pozbierał waciki i wyrzucił do kosza. – Dalej się mnie boisz? – skrzyżował ręce na piersiach...

- Yyyy nie.. – zironizowałam, a on się zaśmiał...

- Bo z tego co mi się zdaję, to dzisiaj śpisz tutaj.. – pokazał na swoje łóżko.. – Choć, nic nie jadłaś od rana a zaraz jest 16... - otworzył drzwi.

- Nie.. Ja.. nie jestem głodna.. – skłamałam, zaburczało mi w brzuchu, ale chyba nie usłyszał i wyszedł. Rzuciłam się na łóżko, rozluźniając się trochę.. przy nim jestem taka spięta i nieśmiała....


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro