Rozdział 6:
Obudziłam sie i przeciągnęłam. Otwarłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarz Nathana. Wzdrygnęłam sie i chciałam sie odsunąć... lecz nie wiedziałam, że leże na samym brzegu i spadłam. Po chwili usłyszałam głośny śmiech.
- Z czego się śmiejesz? - warknęłam.
-Nie wiedziałem, że się tak przestraszysz.. - cały czas się śmiał. Wstałam i chciałam wyjść. - A ty gdzie? -zmarszczył brwi.
- Do toalety.. - rzuciłam zestresowana i wyszłam. Zeszłam po cichu do łazienki. Kiedy wyszłam....
-Choć!- usłyszałam wołanie Nate. Weszłam do kuchni, gdzie chłopak szykował śniadanie. Otwarłam ich lodówkę. -Am.. co tu jest Paula? - zapytałam, a on się uśmiechnął.
- A sądzisz, że ja Ci nie pozwolę? - spojrzał na mnie.
- No... nie.. to znaczy.. Paul mi pozwolił i ... - nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Myślę, że tyle Ci wystarczy... - podszedł do mnie i podał mi talerz z trzema kanapkami.
- Ale... to dla mnie? - no nie wierze. Czy on mi właśnie zrobił śniadanie.
- Tak weź mi też i zanieś do salonu, a ja wezmę herbatę. Chyba, że chcesz sok? -spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. Pokiwałam tylko przecząco głową. Zaniosłam talerze i położyłam na stole. Usiadłam przy nim i patrzyłam jak Nathan niesie kubki. Usiadł na przeciwko i ugryzł kanapkę. Upił łyk gorącej herbaty i popatrzył na mnie, a ja wbiłam wzrok w gazetę, która leżała obok.
- Dlaczego uciekłaś z domu? - zapytał szukając mojego wzroku. - Popatrz na mnie. - szepnął, lecz ja go nie posłuchałam. - Patrz! - popatrzyłam w końcu.
Boże ten jego wzrok.... jest taki zawstydzający. - Odpowiedz na pytanie... - nie odrywał wzroku ode mnie.
- Po prostu... pokłóciliśmy się. - rzuciłam i popatrzyłam na kanapkę.
- Na mnie patrz! -warknął a ja przewróciłam oczami i spojrzałam... - Kłamiesz... to grubsza sprawa... widzę...
- Wcale nie.- warknęłam.
- O co poszło..? - przestał jeść i oparł się o krzesło.. jejku jak ja się przy nim krępuje, a jednocześnie boję.... Cholerny przystojniak!!!!
- Ach, miałam już dosyć obwiniania mnie o wszystko i nie wytrzymałam.- oparłam się o krzesło.
- O co Cię obwiniają? - zatkało mnie... nie powiem mu... za cholerę...
- Nie twoja sprawa.- burknęłam i wstałam.
- Siadaj! -krzyknął uderzając dłonią o stół, podskoczyłam. Nagle w drzwiach pojawił się Alex... wtedy zaczęłam płakać i uciekłam do Paula na górę. Rzuciłam się na materac i wyciągnęłam gitarę. W pokoju nikogo nie było widocznie Paul poszedł się wykąpać. Kiedy chciałam zacząć grać, drzwi mocno otworzyły się. Wszedł do niego Nate.
- Co zrobiłaś? - stanął nade mną.
- Nic. - wyszlochałam i wstałam.
- To czemu do cholery ryczysz jak Cię o to pytam. - wrzasnął, a w drzwiach pokazał się Alex, nie mogłam już wytrzymać...
- On....on.. - pokazałam na niego palcem, ale łzy nie pozwalały mi mówić. Nate przysunął się do mnie i przytulił. - Zabił mojego brata!! - wykrzyczałam na jednym wydechu i wtuliłam się jeszcze bardziej w Nate.
- Wiedziałem, że skądś kojarzę te sukę.. – trzasnął drzwiami Alex.
- Alex choć tu! – warknął Nate, sadzając mnie sobie na kolanach. – To prawda? Zabiłeś jej brata? – zapytał.
- Jezu.. No to było rok temu... Jak byliśmy w Michigan... Ty wtedy zostałeś w domu.. - westchnął i przewrócił oczami.
- Co on Wam zrobił? – powiedział teraz już normalnie. Alex znów przewrócił oczami. – Pytałem o coś kurwa! – wrzasnął, a ja lekko się uniosłam, lecz Nate zobaczył, że się wystraszyłam i objął mnie trochę mocnej, a ja dalej płakałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro