Rozdział 28:
9 dni później...
* oczami Nate*
Dziś Molly czuję się o wiele lepiej. Kiedy wstawałem jeszcze spała, więc szybko wygramoliłem się z łóżka i poszedłem zrobić jej śniadanie. Zaparzyłem herbatę i usłyszałem dzwonek mojego telefonu.
- Tak słucham? - odebrałem.
- Dzień dobry, ja dzwonię by poinformować Pana, że jest już pańskie pozwolenie. - usłyszałem kobiecy głos w słuchawce.
- O.. dziękuje bardzo. Przyjadę przy najbliższej okazji. - w ogóle o tym zapomniałem.
- Dobrze, w taki razie czekamy na odbiór i miłego dnia. - pożegnała się.
- Wzajemnie. Do widzenia. - rozłączyłem się i położyłem śniadanie ta tackę.
Kiedy się odwróciłem o mało jej nie upuściłem.
- Jeny czemu mnie tak straszysz. - odstawiłem tackę na bok. - Miałem Ci przynieść śniadanie do łóżka. - zrobiłem obrażona minę.
- Dziękuje, ale muszę zacząć sobie wreszcie sama radzić. - powiedziała, co prawda bolało ją jeszcze gardło, ale na szczęście głos wrócił.
- Nie prawda, moja księżniczka nic nie musi... - zaśmiałem się i ostrożnie do niej podszedłem. Jakoś staram się nic nie robić wbrew jej woli. Uśmiechnęła się i objęła mnie w pasie. Przytuliłem ją i posadziłem na krześle.
- Hej. - zrobiła naburmuszoną minę. - Wykorzystanie sytuacji. - wymruczała. Podałem jej śniadanie i usiadłem na przeciwko.
- Miałem Ci powiedzieć.. a - złapałem się za kark. - Dzisiaj Chris przyjedzie po swoje rzeczy.. - powiedziałem.
- Ale, że wyprowadza się? - zapytałam, w sumie nie było ich prawie nigdy tutaj, cały czas gdzieś siedzieli.
- Tak kupił mieszkanie i zamieszka z dziewczyną, a Luis chyba już się wyprowadził jak mnie nie było... bo nie ma żadnych jego rzeczy. - opowiadał.
- Kiedy.. przecież cały czas jesteś.?. - nie wiem o co mu chodziło...
- Jak pojechaliśmy do Nowego Jorku po towar dla Ivana. - powiedział, a jak usłyszałam to imię to od razu zesztywniałam i odechciało mi się jeść.
- Pojechałeś po niego, aż ... - zatkało mnie... ale - ale przecież to jest 30 godzin??? - coś mi nie pasowało.
- No tak ale w jedną stronę samolot a w drugą kupiłem samochód. - zaświecił zębami. O... matko...to ja myślałam że ich to nie interesowało a on specjalnie dla mnie tam pojechał i ledwo zmieścił się w czasie.. - No i jakoś poszło, choć jak dostawałem te twoje zdjęcia to nie mogłem wytrzymać... tak cholernie byłem na siebie zły... - zacisnął pięści.
- Nie twoja wina. Przecież ty się nie bawisz w te narkotyki już nie? - zapytałam trochę stwierdzając.
- No tak, ale.. no - nie wiedział co powiedzieć.
-Żadne ale... nie twoja wina.. - zamknęłam temat. - A gdzie reszta? - po chwili.
- Alex poznał jakąś dziewczynę i pojechał do niej z tego co wiem dość daleko i nie wraca na noc, a Paul pojechał do dziadków od strony mamy i tam nocuje. - powiedział.
- A ty nie chciałeś nigdzie jechać? - zapytał z żalem.
- Niby gdzie..? Jedyną osobą z jaką chciałbym teraz przebywać jesteś ty... - kreślił koła po stole i spojrzał na mnie, a ja się zaczerwieniłam.
- Ah czy ty kiedykolwiek przestaniesz mnie zawstydzać? - przetarłam twarz dłońmi.
- Nie.. -śmiał się. - Kocham jak się zawstydzasz... i w ogóle to całą Cię kocham... - o kurde teraz to on się zawstydził.. Czy on powiedział że mnie kocha??? OOOOOOOO....
- Wow zaskoczyłeś mnie... - zaśmiałam się. - Ja Ciebie też.- wstałam od stołu i podeszłam do niego siadając mu na kolanach.....
****************************
Zapraszam do dołączenia do mojej grupy związanych z moimi książkami. Mam zamiar napisać następną, ale jeszcze nie wiem jaki dobrać tytuł... A tą opowieść niestety kończymy, ale bardzo miło było mi ją pisać....
Grupa : Moi czytelnicy
https://www.facebook.com/groups/1634341460158095/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro