Rozdział 24:
Wylądowaliśmy i szybko zadzwoniłem po taksówkę.
- Paul pod jaki adres mam jechać? - zadzwoniłem do brata.
- Roosevelt 120. - podyktował, przez telefon Alexa. Ja wziąłem jego komórkę na wypadek gdyby znów dzwonili.
- Uszykuj towar i zapakuj później w jakąś torbę. - rzuciłem i szybko się rozłączyłem.
Podyktowałem taksówkarzowi adres i pojechaliśmy. Po chwili usłyszałem dźwięk telefonu. Wyciągnąłem telefon Paula. Tak. Dostał wiadomość.
,, Mam nadzieję, że nie zdążycie, bo chcę ją nieźle wyruchać.." - przeczytałem i o mało nie rozwaliłbym go o ścianę budynku obok, gdyby nie ręka Alexa.
- Nate co jest? - zabrał mi telefon i przeczytał wiadomość. - Zdążymy nie martw się. - pociągnął mnie za bluzę i pobiegliśmy do budynku. Wjechaliśmy windą na 4 piętro i stanęliśmy przed drzwiami. Odetchnąłem i zapukałem. Nikt nie otwierał. Jeszcze raz.
- Kto tam? - usłyszałem zza drzwi.
- Nate i Alex. - krzyknąłem, a po chwili drzwi otworzyły się.
- Wejdźcie. - pokazał gestem ręki. - Mam towar, ale będę musiał udać się w jedno miejsce po niego. Możecie tu zostać jak chcecie, a ja pojadę.. - oznajmił.
- Nie. W takim razie Pan niech załatwi towar, a my jeszcze musimy skombinować auto. - wstałem z kanapy.
- Dobra. To za 2 godziny? - zapytał.
- No może nawet wcześniej. Nie mamy tyle czasu. - rzuciłem i wyszedłem z mieszkania. Zbiegliśmy ze schodów i znów zamówiłem taksówkę. Czekaliśmy chwilę i gdy nadjechała wsiedliśmy.
- Dzień dobry. Nie wiem Pan gdzie jest jakiś salon z samochodami sportowymi? - zapytałem kierowce.
- A wiem nie daleko nawet, zawieść? - odwrócił się w naszą stronę, a ja pokiwałem głową na tak. Drogę przebyliśmy w 30 minut i na miejscu od razu pobiegłem do wielkiego budynku. Było bardzo dużo samochodów, piękny widok.....
- Przepraszam czy macie na stanie. . . Audi R8 V10? - zapytałem kogoś z pomocy.
- A... jest czarne? - zapytała blondynka.
- Tak. - przytaknąłem.
- Zapraszam za mną. - skierowaliśmy się w jej stronę i podążaliśmy za nią. Już z daleka widziałem to cudo... - Proszę. - pokazała na niego.
- 146 tysięcy dolarów.... - uśmiechnęła się i spojrzała na nas... Nie byłem zdziwiony, wiedziałem mniej więcej ile to będzie kasy.
- Dobra, bierzemy. - rzuciłem szybko, a ona zrobiłam przerażoną minę.
- Yyy, napeee... wno . - jąkała.
- Tak i proszę się pośpieszyć bo nie mam dużo czasu. - powiedziałam. Miałem 100 tysięcy, które zostawiłam mi mama w spadku na ,, Czarną godzinę" tak on zawsze to określała. A reszta to już mój własny zarobek.
- Stary jesteś pewien? Możemy kupić jakiś badziew, ale ważne że dojedziemy.. - złapał mnie za ramię.
- Nie, decyzja podjęta. Z resztą... - zatrzymałem się - wiesz że taki chciałem..
- No tak, ale .... a nic. - machnął ręką a ja prychnąłem. - Widać, że naprawdę Ci na niej zależy... - pokiwał głową.
- Och.. nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmialiśmy się obydwoje. Po chwili przyszła blondynka i wręczyłam nam fakturę... Zapłaciłem i wyszliśmy na dół czekając na auto.... O matko... moje kochane cudo.... Chłopak z serwisu dał mi kluczyki w siedliśmy do pojazdu.
- O kurwa jaki bajer. - pisnął Alex, na co się zaśmiałem. Odpaliłem go i podążałem w kierunku bloku Roba.
- Jebane korki.... - walnąłem w kierownicę... i poczułem wibrację w telefonie ,, Jeszcze tylko 18 godzin i jest moja" - przeczytałem i zatrąbiłem.
- Nate spokojnie... mamy jeszcze dużo czasu. - powiedział Alex i wziął telefon czytając tekst na ekranie. Widziałem, że też nie był zadowolony... Odłożył go.
Po 20 minutach byliśmy pod mieszkaniem zapukaliśmy i usłyszeliśmy kroki. Rob otwarł nam drzwi i wpuścił do środka.
- No musicie jeszcze chwilę poczekać, bo pakuję. - popatrzyłem jak na całej kanapie leżą małe woreczki... i przeraziłem się po co im tyle towaru?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro