Rozdział 19:
- Dobra, nie wracamy do tego, a skąd znasz się z Alexem? - usiedliśmy na kanapie.
- Jeszcze z liceum, dołączył do nas jak dowiedział się, że wyjeżdżamy... Pracowaliśmy dla takiego dilera i cały czas w sumie pracujemy... Ale ja i tak wolę się ścigać .. Tylko ... - zatrzymał się i westchnął...
- No a, nie myślałeś o jakimś własnym torze czy coś... ? - zapytałam.
- Myślałem... ale wiesz to trzeba jednak długo rozkręcać i w ogóle... a chłopaki nie są za wolnym zarabianiem... - posmutniał. - Mi tam by wystarczył tylko kawałek dachu i by móc robić to co kocham... - spojrzał na mnie. - No ale nic nie zrobisz...
- A co powiesz.. na rozkręcenie własnego i legalnego interesu? - zapytałam.
- Chłopacy się nie zgodzą a sam nie dam rady.. Zrobienie takiego toru.. to jednak jest trochę roboty..A z resztą nie ma tu nigdzie takiego wolnego miejsca..- położył mi głowę na kolanach, a ja wplotłam palce w jego włosy..
- No wiesz... aa.. ja nie mam nic do roboty więc jeśli byś się zgodził.. to zawsze mogę pomóc... - zaśmiałam się...
- Naprawdę? - podniósł się.
- Tak. - pokiwałam głową.
- I myślisz, że to się uda? - zapytał.
- Nie mogę powiedzieć Ci, że tak będzie, ale jak nie spróbujesz to się nie przekonasz..- wstałam i ubrałam buty.
- Hej! - krzyknął rozczarowany.
- No ruszaj się! - krzyknęłam ciągnąc go za sobą.
- Gdzie idziemy? - zmarszczył brwi..
- Jedziemy.. tam gdzie chyba jeszcze nie byłeś... - zastanowiłam się przez chwilę czy dobrze pamiętam drogę jak tam dojechać... nie ciekawiło mnie nigdy co się tam dzieje, bo i tak nigdy nie było na to kupca..za duży obszar. - pomyślałam. Wsiedliśmy na motor i kierowałam go tam gdzie ma jechać.. Oczywiście wracaliśmy się kilka razy, ale ważne że dojechaliśmy...Zsiedliśmy z maszyny i wprowadziliśmy motor w leśną ścieżkę...
- No i niby co tu jest takiego ciekawego... - szliśmy jakąś polną dróżką, która była już nieźle zarośnięta, ale chciałam zrobić większy efekt i zajść miejsce od tyłu.
- Zobaczysz... Prawie jesteśmy, więc zamknij oczy.. - powiedziałam łapiąc go za rękę, westchnął i zamknął je.. - Tylko nie podglądaj. - i w tej chwili byliśmy na miejscu. - Już możesz otworzyć...
- O ja.. - chyba go zatkało!!! O to chodziło..!!! Przed nami był wielki, naprawdę wielki plac... wysypany piaskiem... Pusty i mój...
- Kiedyś miała być tu stadnina konna, ale koleś po prostu zrezygnował... - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu.. - No widzisz.. a jednak jest takie wolne miejsce... - spojrzał na mnie... z otwartą buzią.... - Nie każę Ci teraz decydować...
- A tak w ogóle to kogo jest ta działka? - zapytał..
- No właśnie i tu jest problem... - spoważniałam.
- Pewnie, kupa kasy... - westchnął. - Mogę pomarzyć...
- No nie zupełnie.... - oparłam się o drzewo... - Jeśli postarasz się i w ciągu dwóch dni ukarzesz projekt..., a przede wszystkim wykażesz chęci plus zatrudnisz tu właściciela.. To myślę, że będziesz mieć ją prawie ... prawie gratis! - zaśmiałam się....
- Ale jak to.... znasz właściciela? - prawie pisnął ze szczęścia... ,, Oj żebyś wiedział, że znam" Działka była kiedyś wujka, ale zachorował i przepisał ją na mnie... miałam zamiar sprzedać ją częściowo, a na reszcie się wybudować, ale.... - pomyślałam .
- Tak, znam i myślę, że się dogadacie.. tylko tak jak mówiłam.. zatrudnienie, projekt i dobre chęci przede wszystkim... I a! Zapomniałam bym wszystko musi być legalne.. - wyliczyłam na palcach...
- I dostanę ja prawie gratis! - krzyknął, a ja przytaknęłam głową....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro