Rozdział 2
Rozdział 2
Nie tak silny jak ja
Wilk wewnątrz mnie wył i szczerzył kły, niczego nie pragnąc tak bardzo jak wydostania się na wolność. Instynktownie zacisnęłam zęby, w mojej krtani narastał warkot. Silne ramiona podtrzymywały mnie i nie dawały wielkich szans na ucieczkę. Wyczuwałam silnego wilkołaka, to było jak nerwowo drgające światło, gdzieś z boku głowy. Chciałam pozbyć się ludzkiego ciała i zaatakować napastnika z całą swoją siłą, jednak księżycowy nów nie pozwalał mi na to.
Zaczęłam krzyczeć, nie po pomoc, ale żeby go wkurzyć. Puścił mnie jedną ręką i usiłował zatkać moje usta. Wgryzłam się w jego ciało z całych sił, czułam w ustach smak jego krwi.
— Kurwa! — wrzasnął z niedowierzaniem.
Godzinę wcześniej
Natychmiast uderzył we mnie panującym tam gwar. Setki rozmów i chichotów, powarkiwania i krzyki. Do tego zbyt głośna muzyka i miliony zapachów. Czułam ich tak wiele, że w pewnym sensie pozbawiały mnie węchu. Nie byłam w stanie wyodrębnić pojedynczej woni. Co więcej, nie mogłam się skupić na niczym, dźwięku, obrazie czy nawet myśli. Moim jedynym pragnieniem była ucieczka. Byłam nie przygotowana na tego typu warunki, nie zdając sobie z tego sprawy. Jako nieprzemieniony wilkołak nie różniłam się bardzo od zwykłych ludzi. Poziom agresji, adrenaliny to na pewno było zwiększone. Jesteśmy też mnie skłonni do dzielenia się. To coś jak zły nawyk, ale reagujemy agresją, za każdym razem, gdy ktoś wchodzi na nasze terytorium. W pewnym sensie, nie miałam pojęcia o wilkach, znałam ich zwyczaje jedynie z opowieści i wiedziałam coś niecoś po sobie. Jednak byłam dobrym obserwatorem. Nie zostałam wychowana jak wilkołak, przemieniono mnie przez przypadek. Ktoś odpowie za ten karygodny błąd. Mogłam wyjść stamtąd i zaprzepaścić moją, jak na tą chwilę, jedyną szansę lub zacisnąć zęby. Zdecydowałam się na to drugie.
Było już na tyle późno, że niektórzy goście byli pijani lub znudzeni, musiałam opracować plan i to szybko, a bar nie wydawał się do tego odpowiednim miejscem. Zupełnie nie miałam pojęcia, dlaczego którykolwiek z nich miałby mi pomóc, czy udzielić odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Nie potrafiłam też powiedzieć dlaczego ludzie wybierają te formę rozrywki. Jak zwykle niczego nie przemyślałam. Kompletnie załamana odnalazłam drzwi do damskiej toalety i pchnęłam je, nawet odrobinę za mocno, gdyż uderzyły o marmurową umywalkę.
Łazienka była urządzona z dobrym gustem i obszerna. Wszędzie był marmur, a krany błyszczały srebrnym blaskiem. W jednej z nich co prawda utknęło trochę mokrych chusteczek. Zapach domestosa unosił się w powietrzu. Lustro było czyste i mogłam się w nim przejrzeć. Wyglądałam blado w świetle jarzeniówek. Moje oczy wydały mi się ciemniejsze niż są w rzeczywistości, a makijaż zbyt mocny. Jakby kolor mojej szminki kontrastował z niby śniadą, ale jednak bladą cerą. Brązowa kredka do oczu odstawała od skóry i odrobina bronzera na policzkach wyglądała jak stłuczenie.
Nie miałam ochoty dłużej na to patrzeć. Nawet starannie zaczesane w wysoką kitkę włosy, jakby straciły blask. Usłyszałam czyiś jęk i niepewnie podążyłam do oddzielnego pomieszczenia z kabinami. Drzwiczki były niebieskie, ze śladami kopnięć i uderzeń. Szłam za odgłosem do ostatniej, uchylonej przegródki. Znalazłam tam dziewczynę klęczącą nad muszlą, wydawała się wykończona. Pokręciłam głową z zażenowaniem i podeszłam do niej. Odgarnęłam długie włosy z jej twarzy i pomogłam wstać.
— Jeny... Dzięki, to naprawdę nie to, na co wygląda — usprawiedliwiła się, kiedy pomogłam jej dojść do umywalek.
— Serio? Bo wygląda jakbyś się zdrowo schlała — odpowiedziałam oschle i zdjęłam z głowy gumkę podtrzymującą moje krótkie włosy.
— Tobie przyda się bardziej — zdecydowałam, podając jej przedmiot.
Jej skołtunione włosy niemal prosiły się o uprzątnięcie. Była farbowaną blondynką, o niemal platynowych, zniszczonych włosach. Przypominały natapirowane siano i były sztywne.
— Zawsze miałam słabą głowę, ale już mi zdecydowanie lepiej. Która godzina?
Westchnęłam ostentacyjnie i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Pora owszem była dość późna, z drugiej strony dziewczyna nie potrzebowała dużo czasu. Z tego co słyszałam i próbowałam, wilkołakom nie trzeba wiele alkoholu do odlotu. Przekonałyśmy się o tym z Elis już jakiś czas temu, eksperymentując z tanim winem. Dobrze, że szybko schodzi nam z głowy, a kac nie męczy tak bardzo.
— Po drugiej — odpowiedziałam i umyłam ręce, niby nic, ale czułam, że powinnam je umyć.
Nie chciałabym żadnej pozostałości po spotkaniu z kafelkami, czy tą pijaną wilkołaczycą.
Dziewczyna podkasała długie rękawy koronkowej bluzki i obejrzawszy je pobieżnie, wstawiła dłonie pod strumień ciepłej wody.
— O matko! Nie wiem jak ci dziękować, złotko — oświadczyła zaśmiewając się cicho, po czym zaczęła wycierać dłonie o tył skórzanych spodni - co nie było może najlepszym pomysłem.
Myślę, że wiem jak możesz mi pomóc, złotko. Pomyślałam natychmiast ubierając na twarz jeden z moich najlepszych uśmiechów.
— Wiesz, chyba możesz się nawet odwdzięczyć — rzuciłam niby swobodnie i uśmiechnęłam się do lustra.
Dziewczyna uporządkowała włosy i wykrzywiła się do zwierciadła. Jej makijaż był mocno rozmazany. Chyba doszła do podobnych wniosków, bo sięgnęła do małej, również skórzanej torebeczki i wyjęła wyświechtaną kosmetyczkę. Jej dłonie były wprawne i pewne, nie była już pijana. Przejechała po twarzy pudrem, używając do tego wielkiego pędzla. Niemal udało jej się ukryć piegi w okolicach nosa i policzków. Miała malutki nos i nie wiele większe usta, które zaraz posmarowała obficie fioletową szminką. Jej nie duże zielone oczy, przypominające świeżą trawę były prawie niewidoczne z powodu nadmiaru linera i czarnego, połyskującego cienia do powiek, zajmującego jej oczy w całości. Nawet dolna linia i rzęsy były ubabrane w czerni. Wytuszowała jeszcze, posklejane włoski, nie przestając mówić.
— Przespałam całą imprezę, dlatego czuję się całkiem trzeźwa, chyba musimy to naprawić.
Wyszłyśmy do nagrzanego ciałami pomieszczenia, pachnący dym unosił się z pomp przy podłodze, sprawiając, że parkiet i stoliki za nim wydawały się być, jakimiś magicznymi miejscami. Dudniący i hipnotyzujący bas tylko pogłębiał to wrażenie. Znajoma wilkołaczyca, której imienia nie zdążyłam poznać, ciągnęła mnie bardziej, niż prowadziła do miejsca w kącie sali. Stanęłyśmy przy zasłoniętym oknie, opierając się o obdrapaną ścianie, było tam dużo ciszej niż w pobliżu głośników.
— Poczekaj tu na mnie, załatwię nam jakieś paliwo — poinformowała mnie i odeszła.
Bacznie ją obserwowałam, tłum przerzedzał się i obraz klubu stawał się bardziej przejrzysty, co tylko ułatwiało mi sprawę. Nie mogłam pozwolić, żeby uciekła mi z przed nosa, tak dobra informatorka. Miała na sobie obcisłe skórzane spodnie z odrobinę rozszerzanymi nogawkami i zamszowe botki na koturnie. Jej elegancka, choć trochę tandetna bluzka składała się z czarnego, obcisłego gorsetu i koronkowego dekoltu oraz rękawów. Przy ramionach miała potrójny rząd ćwieków. Całe szczęście wróciła po chwili, trzymając w dłoniach, dwie szklanki z czymś brązowym. Podała mi jedną, drugą osuszając niemal w mgnieniu oka.
— Co mogę dla ciebie zrobić, złoto? — zapytała uśmiechając się do mnie i siadając na parapecie.
Oblizałam usta, zastanawiając się jak najlepiej to rozegrać.
— Wyglądasz na cwaną bestię... Eee — zacięłam się.
— Alika — podpowiedziała mi dziewczyna z wyrozumiałym uśmiechem.
— Lou — podałam jej dłoń, szybko się przedstawiając.
Rozmawiając lustrowałam Alikę, wyglądała na totalną imprezowiczkę, ale mimo wszytko wydawała się miła. Może trochę zagubiona, ale miła
— Więc, chciałabym żebyś opowiedziała o tym miejscu. Jestem tu sama. — wydukałam sprawiając wrażenie pewniej siebie.
A przynajmniej mając nadzieję, że sprawiam takie wrażenie. Kłamanie nie było moją mocną stroną. Alika potarła oczy, ocierając je trochę z rozmazanego tuszu i ciemnych cieni, zrobiła to pijanym gestem, bardzo luźnym i swobodnym, choć nie mogła być pijana.
— Piszesz książkę? — zapytała, wciąż przyjaźnie się uśmiechając.
— Coś w tym rodzaju — wyznałam, przysiadając się do niej.
Tak jak przypuszczałam nie zrobiła się czujna, tylko roześmiała się jeszcze bardziej histerycznie i oparła głowę na moim ramieniu. Po chwili uniosła rękę i wskazała na parkiet.
— Ta dziewczyna w różowej sukience jest z dużej sfory, radzę jej nie wkurzyć. Jej ojciec to alfa — odezwała się i w jej głosie niemal czułam niechęć.
Zatrząsałam się ze śmiechu. Owszem dziewczyna wyglądała na taką, z którą lepiej nie zaczynać. Czuła się świetnie zaskarbiając sobie uwagę wszystkich obecnych i kawałek parkietu. Jej odrobinę pulchne ciało wydawało się być stworzone do tańca i dobrze o tym wiedziała.
— Konflikt?
— Nie lubię szmaty i tyle.
Alika podniosła na mnie wzrok. Przez moment nie wiedziałam co powinnam zrobić, i o co jej chodzi, dopóki odpowiedź nie uderzyła we mnie swoją banalnością. Podałam jej swoją nietkniętą szklankę. Jednocześnie zastanowiłam się, czy wilkołaki mogą być uzależnione od alkoholu.
— Ile masz lat Alika? — spytałam nagle, doznając olśnienia.
Mimo wyrazistego makijażu i odważnego stroju nie wyglądała na pełnoletnią. Mimowolnie zastanowiłam się nad jej pochodzenie. Przyszła to sama i skończyła w łazience?
— Dwadzieścia jeden — odpowiedziała pewnie.
Uniosłam lekko lewą brew.
— A na serio?
— A tak na serio to nie twój interes — odgryzła się.
Dziewczyna rozejrzała się po sali, przygryzając krawędź szklanki. Wyglądała jakby skanowała teren, nagle spięła się, albo podekscytowała. Podniosła się lekko i skierowała moja głowę w swoją stronę. Skupiłam się na jej zielonych, rozbieganych oczach w oprawie z zrujnowanego makijażu.
— Co jest? — spytałam zdezorientowana.
Jej ślepia płonęły, niezdrowym alkoholowym blaskiem. Choć mogło mi się wydawać. Zaczynałam podejrzewać, że to ona tutaj zadaje pytania, a nie ja.
— Nie odwracaj się na wszelką cenę.
Zaśmiałam się zażenowana jej zachowaniem. Było mi nawet głupio, że wydurniam się z pijaną dziewczyną, zamiast szukać swojego niedoszłego zabójcy. Następny krok przemyślę dużo lepiej. Obiecałam sobie w myślach. Była tylko cwanym dzieciakiem, szukającym towarzystwa i przygód.
— Daj spokój — wymruczałam rozbawiona jej nową grą.
— Crene się na ciebie gapi — wyszeptała, jakby tajemniczy Crene mógł nas usłyszeć, co nawet mi, muszę przyznać przychodziło z trudem.
Przewróciłam oczami, już szykując się do wyjścia. Nawet polubiłam tę dziwną, dziewczynę, ale w samochodzie czekała na mnie Elis.
— Nie masz pojęcia kim jest? Wszyscy to wiedzą — ciągnęła, dziecinnie modulując głosem. — To alfa najpotężniejszej sfory, jaką znam. Żeby nim zostać zagryzł własnego ojca — ciągnęła tym razem poważniejąc.
Wilkom od zawsze imponowała siła.
— Nie jestem zainteresowana — odpowiedziałam z naciskiem, wstając.
— Na razie, Alika — dodałam jeszcze, powoli idąc przez parkiet.
Nie miałam czasu na gierki tej dziewczyny i byłam rozgoryczona tym, że nic nie wskórałam.
Chyba tylko po to, aby zrobić jej na złość spojrzałam w stronę, w którą mi zabroniła. Wstrzymałam oddech, serce podeszło mi do gardła. Miałam wrażenie, że jego bicie słychać w całym pomieszczeniu, że czas się zatrzymał. Dym zjawiskowo oplatał nogi siedzących na kanapach wilków, bas sprawiał, że drgała podłoga - ale nic z tego nie dotyczyło mnie. Byłam w odrębnym miejscu, jednocześnie nie ruszając się o milimetr. Nie potrafię określić, czy było mi zimno czy gorąco. Całe pomieszczenie kręciło się wokół mnie i mężczyzny siedzącego niedaleko. Nie mogłam oddychać, dusiłam się, a jednocześnie nigdy w życiu nie czułam lepiej. Jakbym odnalazła po latach skradzioną część mnie. Jakbym wróciła do domu, po długiej podróży.
Poczułam w oczach łzy ulgi, choć nie wiem co do tej pory nie dawało mi odpocząć. Zobaczyłam zwykłą, surową twarz. Niezaprzeczalnie męską i nacechowaną gniewem. Tylko te oczy. Jakby nie należały do niego, pożyczał je, bo naprawdę były moje. Cała moja istota krzyczała, że ten chłopak jest mój. Istnieje tylko dla mnie i przeze mnie. Czarne jak noc oczy przyzywały mnie, pełne usta zaklinały, hipnotyzowały. Wilczyca we mnie wyła w agonii i spełnieniu jednocześnie. Jej warkot i szczekanie niemal nakazywały mi zbliżyć się, dotknąć go i nigdy nie opuszczać jego boku. Rozpoznała w nim partnera, nawet nie widząc wilczej formy. Rozdrapywała mi serce na kawałki, swoimi ostrymi pazurami, błagając, nie — skomląc o jego uwagę, o moje działanie.
Świat wokół mnie niemal wrócił na miejsce, zobaczyłam jak chłopak zaciska pięści na skórzanym oparciu kanapy. Już nic nie było takie same, jakby zmienił się skład powietrza, układ mórz, miejsce gór i czas wschodu słońca i księżyca.
Przestraszona rzuciłam się do wyjścia. Wpadłam w panikę, nie kierowałam własnymi ruchami. Wydostałam się na zewnątrz i uderzyło we mnie powietrze niemal tak gorące jak w lokalu. Było gorąca i duszno, jakby deszcz, czy nawet burza bardzo się spóźniała. Nie mogłam wziąć porządnego wdechu. Poczułam formujące się na czole kropelki potu. Drzwi za mną trzasnęły.
Za szybko na tamtego chłopaka, to musiał być ktoś inny. Nie mogę teraz znaleźć partnera, nie mogę! Krzyczałam w głowie, próbując usprawiedliwić moją ucieczkę. Wbiegłam za uliczkę, kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wydobyłam nóż z ukrycia i obróciłam się raniąc obcego, wzdłuż klatki piersiowej. Wrzasnął coś niezrozumiale, łapiąc za ostrze i wyrywając mi je. O Matko, czemu go pocięłam?!
Cofnęłam się przestraszona własnym działaniem, nie musiałam przecież atakować. Zauważyłam wybiegającą z klubu Alikę i ucieszyłam się widząc w niej pomoc. Jakie było moje zdziwienie, kiedy minęła mnie, szamoczącą się z tamtym wilkiem i pognała uliczką dalej. Z całych sił pragnęłam przemiany, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego on tego nie robi. Tak silny mężczyzna, z pewnością mógł przemienić się bez pomocy księżyca,
Wilk wewnątrz mnie wył i szczerzył kły, niczego nie pragnąc tak bardzo jak wydostania się na wolność. Instynktownie zacisnęłam zęby, w mojej krtani narastał warkot. Silne ramiona podtrzymywały mnie i nie dawały wielkich szans na ucieczkę. Wyczuwałam silnego wilkołaka, to było jak nerwowo drgające światło, gdzieś z boku głowy. Chciałam pozbyć się ludzkiego ciała i zaatakować napastnika z całą swoją siłą.
Zaczęłam krzyczeć, nie po pomoc, ale żeby go wkurzyć. Puścił mnie jedną ręką i usiłował zatkać moje usta. Czułam smak jego spoconej dłoni. Adrenalina huczała mi żyłach. Próbowałam go nadepnąć, albo kopnąć, ale moje wysiłki były daremne. Spróbował poprawić dłoń. Wgryzłam się w miękkie ciało, na tyle mocno, że poczułam na języku smak jego krwi. Potrząsnęłam głową z obrzydzeniem.
— Kurwa! — wrzasnął z niedowierzaniem.
Wciąż nie miałam szansy na wygraną, kiedy nagle napastnik puścił mnie i upadł obok, prawie mnie przygniatając. Instynktownie próbowałam go złapać, ale był zbyt ciężki. Podniosłam wzrok na przestraszoną Elis, ściskającą w dłoni, gruby żelazny pręt. Puściła go, a ten upadł z głuchym brzdękiem.
— Spadamy! — pisnęłam i pociągnęłam ją za sobą w stronę auta.
Całe szczęście, że nie zamykała drzwi. Wpadłam za kierownicę, natychmiast odpalając samochód, drżącymi dłońmi zmieniając biegi. Zdążyłam tylko zauważyć tego, który był mi przeznaczony przed okno pojazdu, nim odjechałam z piskiem opon, łamiąc chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego. Nie mogłam uwierzyć, że to co się stało. Uciekałam właśnie swojemu przeznaczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro