Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Zanim przeczytasz: nie wszystko zostanie wyjaśnione w pierwszych rozdziałach, ale nie chodzi o dziury w fabule, chcę zwyczajnie powoli kreować cały świat przedstawiony. Jeśli będziecie miały wątpliwości, czy też pytania "a czemu ona ma to" czy " jak się tu znalazła", to nie zniechęcajcie się — wyjaśnię wszystko w swoim czasie. Na początku może wam być trudno się odnaleźć, ale jeśli tylko podążycie za mną, myślę, że wszystko stanie się jasne. Prawie każdy rozdział zaczynać się będzie od końcówki, o co mi chodzi? Pokażę scenę z końca rozdziału (nie koniecznie finalną) i będę wracała do początku. Przynajmniej taki jest zamysł. Jeśli to nie wyjdzie, nie będzie do was przemawiać — zmienię to.

Rozdział 1

Jak powstały wilkołaki

Bawiłam się scyzorykiem sprężynowym, wyjętym z kieszeni. Dzięki latom zabawy tego rodzaju bronią, byłam do niego przyzwyczajona. Idealnie pasował do mojej dłoni i chwytałam go niemal w mgnieniu oka. Zakryłam dłonie długimi rękawami. Palce odrobinę mi się pociły, a instynkt szalał. Zawsze brzydko rozciągałam ubrania, próbując schować dłonie w materiale.

Nerwowo pocierałam łydkę, to był stary nawyk. Blada blizna, od ugryzienia w tym miejscu, przypominała po co tu jestem. Przygotowywałam się do tego wieczoru od czterech lat. Od czasu, gdy szalony wilkołak wgryzł się w moją nogę, czyniąc mnie jednym z sobie podobnych. Potworów czających się w mroku. To był tylko błąd, pomyłka. Zapłaci mi za to.

— Powiedz, że tego nie zrobisz — jęknęłam błagalnie, zwracając się w stronę przyjaciółki.

Jej rdzawe loki podskoczyły lekko, wydawała się złapana na gorącym uczynku. Wielkie zielone oczy, skanowały mnie przestraszone, a jednocześnie podekscytowane. Dokładnie ta sama mieszanka, władała mną cały dzień. To nie była jednak jej zemsta, ani walka, nie zamierzałam jej w to mieszać. Wmieszała się sama wystarczająco.

— Tylko na siebie uważaj, wiem jesteś twardzielką, ale naprawdę bardzo cię proszę — szepnęła rozgorączkowana, układając dłonie jak do modlitwy.

— Jasne, pewnie i tak niczego się dzisiaj nie dowiem — przekonywałam bardziej siebie niż ją.

Nie chcę się niepotrzebnie nakręcać, boję się rozczarowania, które czeka mnie w razie niepowodzenia.

— Obiecujesz? — ponowiłam pytanie, zakładając rękę na biodro i patrząc wyczekująco.

Eli potargała swoje niesforne włosy i przełknęła ślinę.

— No. Obiecuję, obiecuję — rzuciła niechętnie, ale zaraz potem uraczyła mnie swoim powalającym uśmiechem.

Naprawdę nie wiem, jak można się tak szeroko uśmiechać. Ruda dziewczyna pokazuję niemal wszystkie zęby i pokaźne dołeczki w policzkach. Za pomocą tego uśmiechu i dołeczków, potrafi uzyskać niemal wszystko. Jest naszym chodzącym słońcem, nie da się jej nie lubić. W dodatku robi to całkiem niewymuszenie, zwyczajnie nie potrafi wytrzymać długo z poważną miną.

Szybko oplotłam jej szyję ramionami w trwającym tylko chwilkę przytuleniu. Jeden ostatni rzut okiem, na dziewczynę wystarczył, abym wiedziała jak bardzo się martwi.

— Dam sobie rade! — zawołałam jeszcze, zanim zniknęłam za zakrętem.

— Będziesz jak Luna! — doszedł do mnie, mimo wszystko pogodny krzyk.

Tyle razy prosiłam, by mnie tak nie nazywała, przeszło mi przez myśl.

Cztery godziny wcześniej

Obejmowałam dłońmi zniszczoną, skórzaną kierownicę, nerwowo bębniąc o nią palcami. Przez moment rozważałam odjazd bez przyjaciółki, jednak na myśl o jej zawiedzionej minie, postanawiam poczekać. Elis, o której mowa, jest tak ja wilkołakiem, ma jednak znacznie dłuższy staż. Nasza paczka, jest naprawdę uboga — nie żebym narzekała. Tylko Eli, jej dziadek, przewodnik grupy, niby alfa, ale sam twierdzi, że wiele mu brakuję do prawdziwego alfy. Ciocia Mizia — siedemdziesięcioletnia wilczyca, która musiała opuścić swoją sforę, ze wzgląd na słabość. Aron i Miri czyli para w średnim wieku, która uciekła ze swojego stada, ponieważ tamci pragnęli walki o terytoria, a marzeniem tej dwójki było tylko spokojne życie. Dziadek opowiada, że poważnie liczące się sfory, wywodzące się z wilczych klanów, mają po piętnastu silnych samców w grupie i terytoria w setkach kilometrów. My stanowimy chyba grupę wyrzutków, żadne z nas nie jest do końca normalne. No, może prócz Elis, myślę, że każda sfora by ją przyjęła.

Wbrew temu, co pokazują w filmach, wilkołaki nie są bezmózgimi bestiami, nie biegają też po lasach i nie gryzą niewinnych ludzi. Bardzo dokładnie poznałam historię swoich pobratymców, błagałam dziadka o każdą informację, nawet niewielką. Światem wilkołaków rządzą wielkie klany, a jako, że dzięki bogu, nikt nie rodzi się wilkiem, dzieci przemienia się za pomocą ugryzienia. Jedynie dziecko, może w pełni przyjąć jad i stać się w idealnie kompatybilnym z nową naturą. Nawet mimo wieku, jedno na troje dzieci umiera, nie będąc w stanie połączyć się z jadem. Znane są przypadki dzieci zmienionych w wieku nawet czterech - pięciu lat, są to jednak wyjątki. W pełni ukształtowany organizm ginie, na skutek dostania się jadu do układu krwionośnego.

Wilkołaki mają skomplikowaną mitologię wyjaśniającą zjawiska z naszym udziałem, które wymykają się racjonalnemu opisowi. Według niej, pewna wilczyca straciła jedno ze szczeniąt ze swego miotu, dlatego też gdy odnalazła w lesie porzucone niemowlę, zaopiekowała się dzieckiem, czyniąc je swoim. W ten sposób dorastał człowiek, w otoczeniu wilków, kochając je bardziej niż cokolwiek innego.

Kiedy jeden z jego braci umierał, pogrążony w cierpieniu Rome czuwał przy nim, a dzieląca ich miłość sprawiła, że połączyli się. W nocy człowiek zamieniał się w wilka, a dniem wilk przywdziewał ludzką skórę. Byli nierozłączni i potężniejsi niż każdy człowiek, czy zwierz. Pewnej nocy, tuż przed świtem, wilkołak ujrzał kąpiącą się w jeziorze dziewczynę, jej widok tak go oszołomił, że zbliżył się, nie mogąc powstrzymać przed skosztowaniem jej krwi, która zdawała się go przyzywać. Już szykował się do ataku, stąpając cicho w paprociach, gdy wiedziona dziwnym przeczuciem niewiasta, obróciła się. Ich spojrzenia spotkały się i nadszedł świt. Wilk przemienił się w człowieka. Młodzieniec pokochał dziewicę od pierwszego wejrzenia.

Od tamtej pory zaczęła się prawdziwa tortura, gdyż dniami chłopiec pragnął miłości dziewczyny, a nocami jej ciała i krwi. Błagał ją, aby nie przychodziła nocą do lasu. Zdarzyła się jednak tragedia, ktoś odkrył romans dziewczyny z tajemniczym mężczyzną z lasu i oskarżono ją o czary. Dawni przyjaciele i rodzina wypędzili dziewczynę, nocą, rzucając w nią kamieniami, póki nie zniknęła w lesie. Na skutek odniesionych ran, nie mogła uciec, kiedy zjawił się jej wilk. Protesty zamkniętego w ciele bestii, chłopca na nic się nie zdały, jego brat — wilk, rzucił się do ataku. Dopiero po kilku ugryzieniach, nie mogąc znieść agonii brata, ustąpił i pragnąc się powstrzymać, uciekł w głąb puszczy. Odbiegł tak daleko, że ukochany biegł cały dzień, aby uratować swą wybrankę, będąc w swojej ludzkiej formie. Gdy dotarł na miejsce, w którym ją zostawił, nie była już ranna. Obleczona w nową, silniejszą skórę, stała się pierwszym prawdziwym wilkołakiem. Para złączyła się, pozostając na zawsze razem. Nim jednak udali się w głąb puszczy, pierwsza wilczyca dokonała swojej zemsty. Pod skórą wilka napadła na osadę, zabijając wszystkich mieszkańców.

Luna i Rome zostali pierwszą parą wilkołaków, kochali się bardzo, mimo to cierpieli samotność. Nie mogli mieszkać z ludźmi, ani wilkami, gdyż oba gatunki nie akceptowały ich do końca. Kiedy Luna powiła pierwsze dziecię, nie było ono wilkiem. Zrozpaczony Rome ugryzł je, co skutkowało przemianą. Od tamtej pory tak właśnie rozrastają się wilcze klany. Bo, gdy dziecko, zostaje ugryzione budzi się w nim, uśpiony wilczy brat. I jak za pierwszym razem, wystarczy jedno spojrzenie, by wilkołak rozpoznał swą bratnią duszę i partnerkę do końca życia. W ten sposób wyjaśnił mi to dziadek, przewodnik mojego stadka. Gdy znalazł mnie, pogryzioną w ulicznym zaułku, nie wierzył, że zdołam przeżyć. Od i jego wnuczka nadłożyli wszelki starań by ulżyć moim cierpieniom i odwlec moją śmierć, wydawała się im ona bowiem nieunikniona. Jednak dzięki ich staraniom przetrwałam, pogrzebałam swoje dawne słabe ciało, straciłam dobre życie. Moje serce jednak nie przestało bić.

Dzisiaj, kiedy jestem bliżej celu, niż kiedykolwiek. Nie wiem, do końca, czy chodziło od zawsze o mnie, czy moja wilczyca sprawiła, że taka się stałam, wiem tylko, że moim jedynym pragnieniem jest zemsta. Dziadek obiecał mi, że gdy będę gotowa pozwoli mi wyruszyć w poszukiwaniu dawnego oprawcy. Jak go znajdę? Zamierzam spytać, tak po prostu. Był dość charakterystyczny, słaby i jakby chory, co nie zdarza się wilkom. Mam nadzieję, że żyje, pragnę zabić go sama, boleśnie.

Namierzę też jego sforę i znajdę ludzi odpowiedzialnych za moją przemianę. Ktoś przecież musiał wydać mu rozkaz, być przy nim, wilki to zwierzęta stadne. Chcąc wyrwać się z zamyślenia i pośpieszyć, guzdrzącą się dziewczynę, nacisnęłam na klakson. Przeszywający dźwięk sprawił, że sama się skrzywiłam. Natomiast Elis odwróciła się w moją stronę z zabawną miną, mającą chyba wyrażać niezadowolenie, zanim wróciła do przytulania i obcałowywania całej grupy. Jak gdybyśmy wyjeżdżały na zawsze, choć w rzeczywistości, jutro będziemy z powrotem w domu.

Obserwowałam, jak moja ruda przyjaciółka zarzuca na ramie sportową torbę i jeszcze raz całuję policzek dziadka, nim ochoczo biegnie w moją stronę. Jak burza wpada do samochodu trzaskając drzwiczkami i wiercąc się, aby natychmiast umiejscowić bagaż na tylnym siedzeniu.

— Nie trzaskaj! — upominam ją nerwowo i odpalam silnik.

Mająca już swoje lata terenówka, jest głośna i rzężąca. Manewruję ostrożnie, kręcąc zniszczoną kierownicę, podczas gdy Eli ustawia płytę w starym odtwarzaczu. Przed wyjazdem z posesji, zatrzymuję się jeszcze, nie gasząc silnika. Odkręcam szybę, skrzypiącą korbką i macham na pożegnanie.

— Wciąż nie możesz uwierzyć, że dał ci mróweczkę? — trafnie przypuszcza dziewczyna, szczerząc się do mnie przyjaźnie.

— Pożyczył i chciałabym, żeby to nie był ostatni raz — odpowiadam surowo, jednak za moment uśmiecham się mimowolnie.

Tak właśnie na ludzi działa obecność słonecznej Elis. Wkrótce potem przekrzykujemy się, skandując głośno wersy piosenek Eminema. Na autostradzie, zjeżdżam nawet trochę na sąsiedni pas, kiedy moja towarzyszka próbuję kręcić tyłkiem do ass like that. Zaraz jednak upominam się i staram skupić na jeździe. To taki dziwny miks, jestem na tyle poddenerwowana, że plącze się między ponurymi rozważaniami, a śmiechem do łez.

Podróż jest długa, nawet trochę męcząca, ale dzięki Eli, jakoś udaje mi się dojechać na miejsce. Sprawdziłam w intrenecie, to jedyny w okolicy klub, w którym bawią się wilki. Nie stoi na niczyim terytorium i jest dobrym miejscem do wyrwania się. Ludzie rzadko się tu zapuszczają, przestraszenie opowieściami o brutalnym pobiciach i morderstwach, co tylko działa na korzyść klubu.

My nie zamierzamy się bawić, choć Eli, nie miałaby pewnie nic przeciwko. Chcę wypytać innych o chorego wilka, przypominającego liniejącego, czarnego kundla. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, zamierzam zwyczajnie improwizować. W końcu docieramy na miejsce, gdzie parkuję mróweczkę ulicę przed lokalem. Robi się ciemno, wilczyca we mnie przyjmuję to z ulgą.

Dla jasności, legendy to nie wszystko. Wilki nie przejmują nad nami większej kontroli i nie przemieniamy się natychmiast po nastaniu zmroku, a jedynie wówczas, gdy sami o tym zadecydujemy i nastanie pełnia. Co do spojrzenia w oczy — podobno prawda, a patrząc na Arona i Miri, wierzę w to bez zarzutu. Wysiadamy z samochodu i pijemy po łyku kawy z termosu. Podaję go przyjaciółce i patrzę, jak ta siada na masce i delektuję się smakiem napoju.

Bawię się scyzorykiem. Idealnie pasuję do mojej dłoni i chwytam go niemal w mgnieniu oka. Zakrywam dłonie długimi rękawami, ubieram skórzane rękawiczki, bez palców. Dłonie odrobinę mi się pocą, a instynkt szaleje. Nerwowo pocieram łydkę, to stary nawyk. Blada blizna, od ugryzienia w tym miejscu, przypomina mi po co tu jestem. Przygotowywałam się do tego wieczoru od czterech lat. Od czasu, gdy szalony wilkołak wgryzł się w moją nogę, czyniąc mnie jednym z sobie podobnych. Potworów czających się w mroku. To był tylko błąd, pomyłka. Zapłaci za nią.

— Powiedz, że tego nie zrobisz — jęknęłam błagalnie, zwracając się w jej stronę.

Jej rdzawe loki podskoczyły lekko, wydawał się złapana na gorącym uczynku. Wielkie zielone oczy, skanowały mnie przestraszone, a jednocześnie podekscytowane. Dokładnie ta sama mieszanka, władała mną cały dzień. To nie była jednak jej zemsta, ani walka, nie zamierzałam jej w to mieszać. Wmieszała się sama już wystarczająco.

— Tylko na siebie uważaj, wiem jesteś twardzielką, ale naprawdę bardzo cię proszę.

— Jasne, pewnie i tak niczego się dzisiaj nie dowiem — przekonuję bardziej siebie niż ją.

Nie chcę się niepotrzebnie nakręcać, boję się rozczarowania, które czeka mnie w razie niepowodzenia.

— Obiecujesz? — ponowiłam pytanie, zakładając rękę na biodro i patrząc wyczekująco.

Eli potargała swoje niesforne włosy i przełknęła ślinę.

— No. Obiecuję, obiecuję — rzuciła niechętnie, ale zaraz potem uraczyła mnie swoim powalającym uśmiechem.

Naprawdę nie wiem, jak można się tak szeroko uśmiechać. Ruda dziewczyna pokazuję niemal wszystkie zęby i pokaźne dołeczki w policzkach. Za pomocą tego uśmiechu i dołeczków, potrafi uzyskać niemal wszystko. Jest naszym chodzącym słońcem, nie da się jej nie lubić. W dodatku robi to całkiem niewymuszenie, zwyczajnie nie potrafi wytrzymać długo z poważną miną.

Szybko oplotłam jej szyję ramionami w przytuleniu. Jeden, ostatni rzut okiem, na dziewczynę wystarczył, abym wiedziała jak bardzo się martwi.

— Dam sobie rade! — zawołałam jeszcze, zanim zniknęłam za zakrętem.

— No, będziesz jak Luna! — doszedł do mnie jej, mimo wszystko pogodny krzyk.

Tyle razy prosiłam, by mnie tak nie nazywała, przeszło mi przez myśl.

Biorę głęboki wdech poprawiam włosy i ubieram na twarz uśmiech. Uiszczam drobną opłatę przy wejściu i wchodzę do środka. Wilk wewnątrz mówi mi, że coś wisi w powietrzu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro